Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jak Związek Radziecki wygrał wojnę - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
2 czerwca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,90

Jak Związek Radziecki wygrał wojnę - ebook

Czy cała historia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej to kłamstwo?

W najnowszej książce Mark Sołonin udowadnia, jak zakłamana jest oficjalna historia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Wykorzystując odtajnione w ostatnich latach dokumenty, przedstawia kulisy układu w Monachium i próby wywołania wojny przez Stalina, analizuje gry operacyjne Armii Czerwonej pokazujące, jak najwyżsi dowódcy ZSRR wyobrażali sobie przyszłą wojnę z Niemcami, stawia zaskakujące pytanie: „Po co dwa razy w ciągu jednego dnia (a dokładniej nocy) ogłoszono dwie mobilizacje?”, wnika w kulisy kontrofensywy korpusów zmechanizowanych w okolicach Lepla i Sienna (operacji, która stoi w jednym szeregu z największymi bitwami pancernymi drugiej wojny światowej), zastanawia się nad prawdziwymi przyczynami głodu w oblężonym Leningradzie, tworzy alternatywny scenariusz przebiegu wojny bez amerykańskiej pomocy dla Stalina.

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8188-846-2
Rozmiar pliku: 3,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

„MONA­CHIUM” I MOSKWA

„Mona­chium”. To krót­kie słowo znaj­duje się w zesta­wie obo­wiąz­ko­wym pseu­do­hi­sto­rycz­nej pseu­do­wie­dzy każ­dego patrioty-pań­stwowca. O „Mona­chium” wie­dzą wszy­scy – podob­nie jak o „uśpio­nym kraju”, „myśliw­cach z dykty”, „jed­nym kara­bi­nie na trzech”, „Sta­li­nie, który usi­ło­wał opóź­nić”, „Richar­dzie Sor­gem, który uprze­dzał” itd. O „mona­chij­skiej zmo­wie” mówi się za każ­dym razem, gdy tylko poja­wia się temat paktu Rib­ben­trop–Moło­tow. To jest nasz „kontr­atak”, nie­pod­wa­żalny argu­ment przy dema­sko­wa­niu grze­chów bez­wstyd­nego „Zachodu”. Jed­nak nie wszystko jest takie, jakie się wydaje…

Na począ­tek krót­kie wpro­wa­dze­nie histo­ryczne. Pierw­sza wojna świa­towa dopro­wa­dziła do upadku trzech olbrzy­mich wie­lo­na­ro­do­wych impe­riów (austro-węgier­skiego, rosyj­skiego, turec­kiego) i powsta­nia nowych państw. Zwy­cię­ska strona (ententa) wyty­czyła zachod­nią gra­nicę nowo powsta­łej Cze­cho­sło­wa­cji według przed­wo­jen­nej gra­nicy mię­dzy Austro-Węgrami i Niem­cami. W rezul­ta­cie przy pół­nocno-zachod­nich i połu­dniowo-zachod­nich gra­ni­cach nowego pań­stwa zna­la­zły się rejony gęsto zamiesz­kane przez mniej­szość nie­miecką (można powie­dzieć: „austriacką”). Przy czym mniej­szość ta była bar­dzo liczna: na początku lat 30. lud­ność Cze­cho­sło­wa­cji liczyła 7,4 miliona Cze­chów, 3,3 miliona Niem­ców, 2,4 miliona Sło­wa­ków, 600 tysięcy Węgrów, 500 tysięcy zakar­pac­kich Rusi­nów, 300 tysięcy Żydów, 100 tysięcy Pola­ków.

Nie będziemy teraz dywa­go­wać, jakie argu­menty mógł (powi­nien był) przy­to­czyć „Zachód” w Mona­chium, kiedy odma­wiał ponad 3 milio­nom Niem­ców sudec­kich prawa do połą­cze­nia się z vater­lan­dem, ale przy­po­mnijmy czy­tel­ni­kom, że Anglicy i Fran­cuzi o nic nie pro­sili dla sie­bie i niczego (oprócz wstydu) nie otrzy­mali. Przy­po­mnijmy i o tym, że w Mona­chium Hitler nie żądał uni­ce­stwie­nia Cze­cho­sło­wa­cji i nie nazy­wał jej „pokracz­nym bękar­tem trak­tatu wer­sal­skiego”; w tym cza­sie żąda­nia Nie­miec spro­wa­dzano do biblij­nego „Wypuść lud mój”. I nawet przy tym, co dzi­siaj wiemy o kon­se­kwen­cjach „Mona­chium”, nie możemy nie przy­znać, że ze strony Anglii i Fran­cji była to – ow­szem, tchórz­liwa i głu­pia – próba unik­nię­cia wojny. Szczytny cel. Wła­śnie na tym polega główna i jako­ściowa róż­nica mię­dzy „Mona­chium” i radziecko-nazi­stow­skim poro­zu­mie­niem, które było umową mię­dzy dwoma pod­że­ga­czami wojen­nymi w spra­wie podziału przy­szłych łupów.

Wróćmy jed­nak do 1938 roku. Co robił Zwią­zek Radziecki w cza­sie „kry­zysu sudec­kiego”? I na to pyta­nie odpo­wiedź „znają wszy­scy”. ZSRR repre­zen­to­wany przez ludo­wego komi­sa­rza spraw zagra­nicz­nych M. Litwi­nowa ze wszyst­kich try­bun potę­pił poli­tykę „uła­go­dze­nia agre­sora”, gniew­nie pięt­no­wał i surowo osą­dzał, żądał od Fran­cji wyko­na­nia jej zobo­wią­zań wobec Cze­cho­sło­wa­cji, wie­lo­krot­nie zapew­niał Pragę o nie­zmien­nym popar­ciu, zmo­bi­li­zo­wał i ścią­gnął do zachod­nich gra­nic kil­ka­dzie­siąt dywi­zji, przy­go­to­wy­wał do walki czołgi i samo­loty, wycią­gał liczne ręce bra­ter­skiej pomocy…

W porządku, ale poja­wia się zgrzyt – piękny obraz zabu­rza pro­ste, oczy­wi­ste, ale jesz­cze nie­za­dane wcze­śniej pyta­nie: „To dla­czego nie pomo­gli, skoro tak bar­dzo chcieli?”. Rze­czy­wi­ście, skoro potężny Zwią­zek Radziecki, który już latem 1938 roku doro­bił się setek dywi­zji i bry­gad, tysięcy czoł­gów i samo­lo­tów bojo­wych, chciał pomóc Cze­cho­sło­wa­cji (i nie tylko z pla­to­nicz­nej miło­ści do braci Sło­wian, a po to, żeby nie dopu­ścić do „eks­pan­sji Hitlera na wschód”), to co prze­szko­dziło w urze­czy­wist­nie­niu tak poży­tecz­nych i wznio­słych zamie­rzeń? Dla­czego nie wysłano nawet ofi­cjal­nej noty pro­te­sta­cyj­nej do MSZ Nie­miec? Nie wezwano radziec­kiego amba­sa­dora „na kon­sul­ta­cje” z Ber­lina – nie wspo­mi­na­jąc już o sku­tecz­niej­szych spo­so­bach wyra­że­nia sprze­ciwu Moskwy wobec warun­ków i wyni­ków „układu mona­chij­skiego”?

Warto zauwa­żyć, że w warian­tach odpo­wie­dzi na to pyta­nie wyraź­nie da się zauwa­żyć cha­rak­te­ry­styczne dla całej radziec­kiej histo­rio­gra­fii II wojny świa­to­wej „dwa szcze­ble”, dwa poziomy: dla „swo­ich” i dla „ciem­nego ludu”. Wydane w skrom­nych nakła­dach, ale aspi­ru­jące do nauko­wej rze­tel­no­ści grube mono­gra­fie zwy­czaj­nie i bez uda­wa­nia, z pew­nym nawet osten­ta­cyj­nym cyni­zmem („jeste­śmy doro­śli, po co mamy się kry­go­wać”), przy­znają, że Zwią­zek Radziecki nie zamie­rzał poma­gać Cze­chom. „Prak­tyczny umysł Sta­lina wyzna­czał, tak w okre­sie przy­go­to­wań do Mona­chium (mimo dyplo­ma­tycz­nej reto­ryki), jak i po nim, sta­no­wi­sko obser­wa­tora cze­ka­ją­cego na dal­szy roz­wój wyda­rzeń i kie­ru­ją­cego się zasadą, mówiąc dosad­nie, «uni­ka­nia kło­po­tów»”.

A sze­ro­kim masom – po opo­wie­ściach o „700 myśliw­cach przy­go­to­wa­nych do natych­mia­sto­wego wylotu do Cze­cho­sło­wa­cji” i innych zapie­ra­ją­cych dech w pier­siach prze­ja­wach goto­wo­ści ZSRR do udzie­le­nia pomocy ofie­rze faszy­stow­skiej agre­sji – z jękiem żalu mówi się, że chcie­li­by­śmy pomóc, ale wszystko spa­liło na panewce z powodu pew­nego punktu. Radziecko-cze­cho­sło­wac­kie poro­zu­mie­nie o wza­jem­nej pomocy zawie­rało w tek­ście klau­zulę, że zobo­wią­za­nia ZSRR wejdą w życie dopiero wtedy, gdy Fran­cja rów­nież udzieli pomocy Cze­cho­sło­wa­cji. A Fran­cja nic nie robi, no to my też…

To wspa­niała logika, znana i zro­zu­miała nawet dla ludzi nie­ma­ją­cych poję­cia, po któ­rej stro­nie globu trzeba szu­kać tego nie­szczę­snego Mona­chium. „Pobra­li­by­śmy się, ale jego (jej) rodzice nie chcą”. Co prawda zgod­nie z pra­wem i w życiu wszystko jest ina­czej. Do zawar­cia mał­żeń­stwa i powsta­nia wszyst­kich praw i obo­wiąz­ków wyni­ka­ją­cych z jego zawar­cia ani rodzice, ani „świad­ko­wie” nie są potrzebni – tylko poświad­czona na piśmie w urzę­dzie stanu cywil­nego wola dwóch doro­słych osób, pań­stwa mło­dych. Gdy jest taka wola, sprawę zała­twia się szybko i łatwo, po uisz­cze­niu nie­wiel­kiej opłaty skar­bo­wej; przy braku woli u przy­naj­mniej jed­nej ze stron nie zała­twia się ni­gdy.

Ani Cze­cho­sło­wa­cja, ani tym bar­dziej Zwią­zek Radziecki nie były kolo­nią Fran­cji. Ani Praga, ani Moskwa nie potrze­bo­wały „pozwo­le­nia” Paryża na zmianę ist­nie­ją­cego poro­zu­mie­nia albo zawar­cia nowego. Trzeba było tylko chęci. Gdy była chęć (wola poli­tyczna), dyplo­ma­cja sta­li­now­ska dzia­łała w zawrot­nym tem­pie.

21 sierp­nia 1939 roku w Moskwie jesz­cze toczyły się roz­mowy trój­stronne misji woj­sko­wych (Anglia, Fran­cja, ZSRR) w spra­wie wspól­nych ope­ra­cji woj­sko­wych prze­ciwko Niem­com, a w nocy na 24 sierp­nia na Kremlu już roz­le­wano szam­pana z oka­zji pod­pi­sa­nia paktu Rib­ben­trop–Moło­tow. W nocy z 26 na 27 marca 1941 roku w Bel­gra­dzie doszło do woj­sko­wego zama­chu stanu, a 3 kwiet­nia (czyli zale­d­wie tydzień póź­niej) dele­ga­cja nowego jugo­sło­wiań­skiego rządu już nego­cjo­wała z samym Sta­li­nem trak­tat o przy­jaźni i współ­pracy, który pod­pi­sano 6 kwiet­nia 1941 roku. Abso­lutny rekord świata w szyb­ko­ści został usta­no­wiony przy zawar­ciu poro­zu­mie­nia z „ludo­wym rzą­dem demo­kra­tycz­nej Fin­lan­dii”, który to (według gazety „Prawda” z 2 grud­nia 1939 roku) przy­pad­kowo został odkryty przez nasłuch radiowy i już następ­nego dnia przy­był na roz­mowy do Moskwy.

Rów­nie odważ­nie i zde­cy­do­wa­nie Sta­lin łamał dowolne normy prawa mię­dzy­na­ro­do­wego. W samym tylko 1939 roku Zwią­zek Radziecki jed­no­stron­nie zerwał pakt o nie­agre­sji z Pol­ską, a następ­nie z Fin­lan­dią, pro­wa­dził dzia­ła­nia wojenne na tery­to­rium nie­uzna­wa­nej przez nikogo poza Związ­kiem Radziec­kim Mon­go­lii; w kolej­nym, 1940 roku, gro­żąc uży­ciem wojsk, anek­to­wał część tery­to­rium Rumu­nii (Besa­ra­bię i Buko­winę Pół­nocną) i oku­po­wał trzy kraje nad­bał­tyc­kie. I nic się nie stało. Sta­lin nie miał z tego powodu wyrzu­tów sumie­nia, a koli­zje prawne nie prze­szka­dzały w pro­wa­dze­niu poważ­nych inte­re­sów. Mam nadzieję, że nie trzeba przy­po­mi­nać, jak towa­rzysz Sta­lin trak­to­wał normy sta­li­now­skiej kon­sty­tu­cji w roz­gryw­kach wewnętrz­nych.

Ale może cze­cho­sło­wacka bur­żu­azja podle zdra­dziła swój naród i w oba­wie przed rosną­cym auto­ry­te­tem i wpły­wami par­tii komu­ni­stycz­nej odrzu­ciła wycią­gniętą przez Moskwę przy­ja­zną dłoń? Ow­szem, sły­sze­li­śmy i o tym. Tylko jest to cał­ko­wi­cie nie­do­rzeczne. Pre­zy­dent Cze­cho­sło­wa­cji Edvard Beneš (wcze­śniej nie­prze­rwa­nie od 1918 roku peł­niący funk­cję mini­stra spraw zagra­nicz­nych) oprócz tra­dy­cyj­nego dla cze­skich elit ruso­fil­stwa prze­ja­wiał dodat­kowo znaczne zami­ło­wa­nie do mark­si­zmu i socja­li­zmu. Beneš był chyba naj­bar­dziej lewi­co­wym przy­wódcą poli­tycz­nym w przed­wo­jen­nej Euro­pie, bar­dziej na lewo od niego znaj­do­wali się tylko eta­towi pra­cow­nicy NKWD. Nie­przy­pad­kowo po przy­wró­ce­niu pań­stwa cze­cho­sło­wac­kiego latem 1945 roku Moskwa wła­śnie jemu powie­rzyła sta­no­wi­sko pre­zy­denta – przy tym, że w pozo­sta­łych przy­pad­kach emi­gra­cyjni przy­wódcy na wygna­niu zostali od stóp do głów napięt­no­wani jako „zdrajcy”, „słu­gusy bur­żu­azji”, „mario­netki świa­to­wego impe­ria­li­zmu” oraz innymi nie­zbyt pochleb­nymi epi­te­tami…

Nie ma jed­nak potrzeby spie­rać się o to, czego chciał, a czego nie chciał Beneš. Mamy doku­ment – odtaj­nione spra­woz­da­nie radziec­kiego amba­sa­dora w Pra­dze S. Alek­san­drow­skiego („Notatki w spra­wie wyda­rzeń z końca wrze­śnia i początku paź­dzier­nika 1938 r.”, Archi­wum Poli­tyki Zagra­nicz­nej Fede­ra­cji Rosyj­skiej, f. 0138, op. 19, p. 128, d. 6). Czy­tamy tam:

Prasa lewi­cowa ener­gicz­nie zwal­czała i szu­kała argu­men­tów dowo­dzą­cych moż­li­wo­ści i zna­cze­nia wspar­cia ze strony ZSRR bez pomocy Fran­cji. Przed­sta­wi­ciel­stwo bom­bar­do­wano dzie­siąt­kami tele­fo­nów, a liczni wybitni poli­tycy i dzien­ni­ka­rze przy­cho­dzili codzien­nie z tymi samymi pyta­niami: czy ZSRR pomoże bez Fran­cji, kto jest auto­rem klau­zuli z poro­zu­mie­nia radziecko-cze­cho­sło­wac­kiego o wza­jem­nej pomocy, uza­leż­nia­ją­cej pomoc radziecką od pomocy Fran­cji, czy nie można zawrzeć nowego, już związ­ko­wego poro­zu­mie­nia. (…)

21 wrze­śnia towa­rzysz Litwi­now w Gene­wie bar­dzo wyraź­nie pod­kre­ślił zależ­ność pomocy radziec­kiej od fran­cu­skiej. Kręgi reak­cyjne zaczęły wyko­rzy­sty­wać tę oko­licz­ność.

Dalej na kilku stro­nach Alek­san­drow­ski opi­suje, jak wyglą­dała wielka mani­fe­sta­cja ludowa w Pra­dze; jego czar­nego „bur­żu­azyj­nego” pac­karda naj­pierw chciano znisz­czyć, a potem, gdy dostrze­żono na masce czer­woną flagę radziecką, sza­le­jący tłum, wzno­sząc rado­sne okrzyki, nie­mal na rękach wyniósł go do bram pałacu pre­zy­denc­kiego.

Beneš pró­bo­wał wyłącz­nie rze­czowo roz­ma­wiać na temat wojen­nego roz­wią­za­nia sporu mię­dzy Cze­cho­sło­wa­cją i Niem­cami. Kiedy zada­wał pyta­nia na temat przej­ścia Armii Czer­wo­nej przez tery­to­rium Rumu­nii albo gdy pytał o naszą reak­cję na ewen­tu­alny atak Pol­ski na Cze­cho­sło­wa­cję, to w jego tonie nie było żad­nych wąt­pli­wo­ści co do tego, że przyj­dziemy wal­czyć przez Rumu­nię albo Pol­skę. (…)

Gdy byłem u Beneša 25 wrze­śnia, jego pokoje wyglą­dały niczym obóz woj­skowy. (…) Przy­znam, że w tym cza­sie było mi trudno, gdyż nie mogłem nic powie­dzieć Benešowi, szcze­gól­nie w odpo­wie­dzi na jego prak­tyczne pyta­nia. Zapy­tał mnie, ile tysięcy żoł­nie­rzy może wysłać do Cze­cho­sło­wa­cji desant powietrzny Armii Czer­wo­nej, jaki sprzęt woj­skowy dostar­czy taki desant, jakie środki tech­niczne będą potrzebne, żeby desant mógł roz­po­cząć dzia­ła­nia bojowe. (…)

Wie­czo­rem 26 wrze­śnia, po prze­mó­wie­niu Hitlera, Beneš był w nie tylko dobrym, a wprost weso­łym sta­nie ducha. Był wręcz nasta­wiony bojowo. (…)

27 wrze­śnia Beneš mówił już cał­kiem poważ­nie o nie­uchron­no­ści wojny i jego ton w kwe­stii naszej pomocy był zgoła inny. (…) Odczu­wa­łem wyraź­nie, że Beneš jest bar­dzo zde­ner­wo­wany i z dużą powagą chce się dowie­dzieć od nas, jak i kiedy udzie­limy pomocy. (…) Nie mam i nie mia­łem wąt­pli­wo­ści, że Beneš aż do otrzy­ma­nia donie­sie­nia o kon­fe­ren­cji w Mona­chium nie zamie­rzał kapi­tu­lo­wać i pod tym wzglę­dem nie oszu­ki­wał sam sie­bie, ani współ­o­by­wa­teli, ani nas. (…)

Już jako okrzyk roz­pa­czy potrak­to­wa­łem tele­fon od Beneša o wpół do dzie­sią­tej rano 30 wrze­śnia . (…) Ten histo­ryczny dzień wymaga szcze­gól­nego omó­wie­nia. Ze wzglę­dów tech­nicz­nych będę mógł do niego wró­cić dopiero przy kolej­nej wysyłce poczty.

Skoń­czono 20 paź­dzier­nika 1938 r.

Gdy radziecki amba­sa­dor (S. Alek­san­drow­ski był osobą o wraż­li­wym sumie­niu, bom­bar­do­wał Moskwę depe­szami z prośbą o rato­wa­nie zagro­żo­nych cze­skich anty­fa­szy­stów, czyli wyda­nie im wiz wjaz­do­wych do ZSRR; wio­sną 1939 roku odwo­łano go z Pragi i zwol­niono z Ludo­wego Komi­sa­riatu Spraw Zagra­nicz­nych, w 1943 roku, dość późno, aresz­to­wano, roz­strze­lano w 1945 roku, zre­ha­bi­li­to­wano pośmiert­nie w 1956 roku) czuł się „bar­dzo kiep­sko, ponie­waż nie mógł nic powie­dzieć Benešowi”, kie­row­nic­two par­tii komu­ni­stycz­nej roz­po­wszech­niało ulotki nastę­pu­ją­cej tre­ści: „Według abso­lut­nie pew­nych infor­ma­cji Zwią­zek Radziecki jest zde­cy­do­wany udzie­lić pomocy Cze­cho­sło­wa­cji w każ­dym przy­padku i w każ­dej chwili, gdy tylko zosta­niemy zaata­ko­wani. Zwią­zek Radziecki jest nie­za­chwia­nie z nami”.

Ciągu dal­szego raportu Alek­san­drow­skiego (jeżeli w ogóle ist­niał) w archi­wach MSZ Fede­ra­cji Rosyj­skiej nie udało mi się odna­leźć. Dla­tego opi­su­jąc wyda­rze­nia „histo­rycz­nego dnia, który wymaga szcze­gól­nego omó­wie­nia”, posłu­żymy się książką ame­ry­kań­skiego histo­ryka cze­skiego pocho­dze­nia Igora Lukeša _Cze­cho­slo­va­kia Between Sta­lin and Hitler_. W jego rela­cji tra­giczne roz­wią­za­nie wyda­rzeń było nastę­pu­jące:

Około godz. 22.00 29 wrze­śnia Beneš otrzy­mał z Moskwy wia­do­mość od Fier­lin­gera, który napi­sał, że według odpo­wie­dzi Potiom­kina, jeżeli Hitler zaata­kuje Cze­cho­sło­wa­cję, „pro­ce­dura w Gene­wie może być krótka, jak tylko znajdą się pań­stwa gotowe do kon­fron­ta­cji z agre­so­rem”. Taka była odpo­wiedź Kremla na prośbę Beneša o nie­zwłoczną pomoc lot­ni­czą, którą prze­ka­zał ran­kiem 28 wrze­śnia. (…) Teraz, gdy Beneš naj­bar­dziej potrze­bo­wał radziec­kiego sojusz­nika, Kreml pro­po­no­wał mu zwró­ce­nie się z pro­ble­mem do Ligi Naro­dów. (…)

Tuż przed spo­tka­niem z przed­sta­wi­cie­lami par­tii koali­cyj­nych ran­kiem 30 wrze­śnia, po otrzy­ma­niu warun­ków układu mona­chij­skiego, o godz. 9.30 Beneš się­gnął po swoją ostat­nią szansę. Zadzwo­nił do Alek­san­drow­skiego i powie­dział mu, że Wielka Bry­ta­nia i Fran­cja zło­żyły Cze­cho­sło­wa­cję Hitle­rowi w ofie­rze. Kraj musi teraz wybie­rać mię­dzy wojną z Niem­cami (w tym przy­padku zachodni sojusz­nicy ogło­szą, że rząd w Pra­dze jest pod­że­ga­czem wojen­nym i jej wino­wajcą) a kapi­tu­la­cją. W tych oko­licz­no­ściach Beneš popro­sił radziec­kiego amba­sa­dora, aby jak naj­szyb­ciej dowie­dział się w Moskwie, jak Sowieci postrze­gają sytu­ację. Cze­cho­sło­wa­cja powinna wal­czyć czy ska­pi­tu­lo­wać?

Alek­san­drow­ski nawet nie wysłał tego pil­nego pyta­nia od Beneša do Moskwy. O godz. 10.30, nie zro­biw­szy w ciągu godziny nic, radziecki amba­sa­dor udał się do pałacu pre­zy­denc­kiego swoją czarną limu­zyną Pac­kard, żeby się dowie­dzieć, co się dzieje. Nie spo­tkał się z Benešem, ale zebrał frag­menty infor­ma­cji od jego współ­pra­cow­ni­ków. (…)

O godz. 12.20 amba­sada cze­cho­sło­wacka w Moskwie poin­for­mo­wała, że „nie ma żad­nych wia­do­mo­ści”, i dzie­sięć minut póź­niej mini­ster spraw zagra­nicz­nych Kro­fta for­mal­nie oświad­czył New­to­nowi i de Lacroix , że Cze­cho­sło­wa­cja przyj­muje dyk­tat mona­chij­ski. Amba­sada radziecka o godz. 13.40 wysłała drugi tego dnia tele­gram do Moskwy, infor­mu­jąc Kreml, że Beneš przy­jął warunki układu mona­chij­skiego. (…)

Dopiero w nocy na 3 paź­dzier­nika 1938 roku pre­zy­dent Beneš otrzy­mał tele­gram od Fier­lin­gera z Moskwy. Napi­sano w nim, że Kreml kry­ty­kuje decy­zję cze­cho­sło­wac­kiego rządu o kapi­tu­la­cji i że Zwią­zek Radziecki udzie­liłby wspar­cia Cze­cho­sło­wa­cji „w każ­dych oko­licz­no­ściach”. Wia­do­mość ta została ode­brana i roz­szy­fro­wana w MSZ Cze­cho­sło­wa­cji o godz. 2.00 3 paź­dzier­nika, czyli 61 godzin po tym, jak Praga przy­jęła dyk­tat mona­chij­ski i co naj­mniej 36 godzin po opusz­cze­niu przez cze­cho­sło­wac­kie jed­nostki linii umoc­nień na gra­nicy. (…) Gdy już wszystko zostało powie­dziane i zro­bione, Praga otrzy­mała z Moskwy wyrazy pla­to­nicz­nego współ­czu­cia, sta­ran­nie zapla­no­wane w cza­sie.

I jesz­cze kilka dodat­ko­wych akcen­tów do obrazu wyda­rzeń 1938 roku.

Ludowy komi­sarz spraw zagra­nicz­nych ZSRR M. Litwi­now do amba­sa­dora ZSRR w Pra­dze S. Alek­san­drow­skiego, 28 marca 1938 roku.

Kwe­stię austriacką i cze­cho­sło­wacką zawsze roz­pa­try­wa­łem jako jeden pro­blem. Gwałt na Cze­cho­sło­wa­cji byłby począt­kiem anschlussu, tak samo jak hitle­ry­za­cja Austrii z góry okre­śli­łaby los Cze­cho­sło­wa­cji. (…) Już anschluss zapew­nia Niem­com hege­mo­nię w Euro­pie, nie­za­leż­nie od dal­szych losów Cze­cho­sło­wa­cji. (…) Dzi­wią mnie przy­pusz­cze­nia Cze­chów, że będziemy żądać od Rumu­nii zgody na prze­marsz naszych wojsk. Prze­cież ten prze­marsz jest potrzebny przede wszyst­kim Cze­cho­sło­wa­cji i Fran­cji, to one powinny zabie­gać o tę zgodę, tym bar­dziej, że łączą je z Rumu­nią pewne umowy. (Archi­wum Poli­tyki Zagra­nicz­nej FR, f. 0138, op. 19, p. 128, dz. 1, l. 16–19)

M. Litwi­now do S. Alek­san­drow­skiego, 11 czerwca 1938 roku.

Nasza pomoc jest uwa­run­ko­wana pomocą fran­cu­ską. Uwa­żamy jed­nak, że zwró­ce­nie się do nas Fran­cji rów­nież nie dałoby ocze­ki­wa­nego rezul­tatu i że wszel­kie kwe­stie powinny być koniecz­nie kon­sul­to­wane pomię­dzy przed­sta­wi­cie­lami fran­cu­skiego, cze­cho­sło­wac­kiego i radziec­kiego Sztabu Gene­ral­nego. Nie będziemy pro­sić o takie roz­mowy, a Wy nie powin­ni­ście poru­szać tematu. (Archi­wum Poli­tyki Zagra­nicz­nej FR, f. 0138, op. 19, p. 128, dz. 1, l. 38)

Spra­woz­da­nie ze spo­tka­nia pierw­szego zastępcy ludo­wego komi­sa­rza spraw zagra­nicz­nych ZSRR W. Potiom­kina z amba­sa­do­rem Cze­cho­sło­wa­cji w Moskwie Fier­lin­ge­rem, 9 wrze­śnia 1938 roku.

Fier­lin­ger zja­wił się u mnie dzi­siaj, żeby nie­ofi­cjal­nie poskar­żyć się na przy­ję­cie, z któ­rym spo­tkali się u nas spe­cja­li­ści woj­skowi przy­byli ostat­nio do ZSRR z Cze­cho­sło­wa­cji w ramach zadań spe­cjal­nych. Fier­lin­ger powo­łuje się na nastę­pu­jące fakty:

1. Gene­ra­ło­wie Šara i Netik rze­komo zostali bar­dzo oschle przy­jęci przez towa­rzy­sza Sza­posz­ni­kowa. Pod­czas ich powrotu z Moskwy razem z przed­sta­wi­cie­lem Škody Hro­madką ich rze­czy oso­bi­ste zostały bar­dzo dokład­nie prze­szu­kane na moskiew­skim lot­ni­sku. Prze­szu­kano kie­sze­nie zapa­so­wych mun­du­rów, które znaj­do­wały się w waliz­kach. Prze­czytano oso­bi­stą kore­spon­den­cję. Wylot samo­lotu został zatrzy­many pra­wie o pół godziny, ponie­waż Hro­madko miał przy sobie 2000 dola­rów potrzeb­nych do opła­ce­nia spe­cjal­nego samo­lotu, który cze­kał na niego w Amster­da­mie. Fier­lin­ger twier­dzi, że po przy­jeź­dzie do Moskwy Hro­madko zamie­rzał zgło­sić przy kon­troli cel­nej te środki, ale towa­rzy­sze z Ludo­wego Komi­sa­riatu Obrony, któ­rzy go spo­ty­kali, odra­dzali mu spóź­nie­nie się z powodu tej for­mal­no­ści.

2. Ofi­ce­ro­wie cze­cho­sło­wac­kiej arty­le­rii, któ­rzy przy­byli do ZSRR przez Rumu­nię z dzia­łami i poci­skami, zapa­ko­wa­nymi szcze­gól­nie sta­ran­nie i oplom­bo­wa­nymi, po dotar­ciu do Lenin­gradu zostali osa­dzeni w ści­słej izo­la­cji pod nad­zo­rem licz­nej ochrony. Ładu­nek, któ­remu towa­rzy­szyli, został im ode­brany i gdzieś wysłany. Następ­nie, gdy dotarli na poli­gon, stwier­dzili, że z dział i poci­sków usu­nięto plomby, a naj­bar­dziej tajne ele­menty zostały obfo­to­gra­fo­wane.

3. Dowódca cze­cho­sło­wac­kich sił powietrz­nych Fajfr, który przy­je­chał do ZSRR w try­bie pil­nym w celu omó­wie­nia nie­któ­rych prak­tycz­nych zagad­nień, wró­cił rze­komo roz­cza­ro­wany. Według Fier­lin­gera roz­mowa Faj­fra z towa­rzy­szem Sza­posz­ni­ko­wem miała cha­rak­ter for­malny i nie wnio­sła nic kon­kret­nego. (Archi­wum Poli­tyki Zagra­nicz­nej FR, f. 0138, op. 19, p. 128, d. 1, l. 62–63)

Raport ze spo­tka­nia W. Potiom­kina z Fier­lin­ge­rem, 15 wrze­śnia 1938 roku.

Fier­lin­ger powie­dział, że według infor­ma­cji z amba­sady fran­cu­skiej w Moskwie Geo­r­ges Bon­net był nad­zwy­czaj nie­za­do­wo­lony z roz­mowy z towa­rzy­szem Litwi­no­wem w Gene­wie. Jak powie­dział Fier­lin­gerowi Coulon­dre, towa­rzysz Litwi­now wyka­zał w tej roz­mo­wie wyjąt­kową powścią­gli­wość i nie przed­sta­wił żad­nych pozy­tyw­nych pro­po­zy­cji doty­czą­cych Cze­cho­sło­wa­cji w przy­padku ataku ze strony Nie­miec.

Odpo­wie­dzia­łem Fier­lin­ge­rowi, że według towa­rzy­sza Litwi­nowa sam Bon­net roz­ma­wiał z nim głów­nie o nie­ja­snym sta­no­wi­sku Anglii w spra­wie Cze­cho­sło­wa­cji. Bon­net nie roz­ma­wiał z towa­rzy­szem Litwi­no­wem o wspól­nym udzie­le­niu pomocy Cze­cho­sło­wa­cji. Natu­ral­nie towa­rzysz Litwi­now nie miał pod­staw do opra­co­wa­nia prak­tycz­nego planu wspo­mo­że­nia Cze­chów. (…)

Fier­lin­ger wysłu­chał wszyst­kich wyja­śnień z głę­bo­kim smut­kiem. (Archi­wum Poli­tyki Zagra­nicz­nej FR, f. 0138, op. 19, p. 128, dz. 1, l. 65)

Jeśli coś nie kwa­cze jak kaczka, nie pływa jak kaczka i nie lata jak kaczka, to naj­praw­do­po­dob­niej nie jest kaczką. A więc co to jest?

Oczy­wi­ście Zwią­zek Radziecki, czyli towa­rzysz Sta­lin, nie zamie­rzał rato­wać Cze­cho­sło­wa­cji, „odpie­rać faszy­stow­skiej agre­sji” itd. Dal­sze powta­rza­nie tych bzdur jest moż­liwe tylko w sta­nie ostrego zatru­cia ide­olo­gicz­nego. Jed­nak jesz­cze bar­dziej błędna wydaje mi się teza, że Sta­lin rze­komo posta­no­wił ogra­ni­czyć się do roli „obser­wa­tora cze­ka­ją­cego na dal­szy roz­wój wyda­rzeń”. Rzecz jasna, latem i jesie­nią 1938 roku Sta­lin miał Plan i to wcale nie­spro­wa­dza­jący się do bier­nego ocze­ki­wa­nia na to, „co przy­nie­sie los”.

Przy­to­czone powy­żej roz­pro­szone skrawki fak­tów i opi­nii nawet w małym stop­niu nie mogą stać się bazą do rekon­struk­cji sta­li­now­skiego Planu. Wszystko, co mogę dzi­siaj zapro­po­no­wać czy­tel­ni­kowi, to, powiedzmy, nie­ja­sne przy­pusz­cze­nia, które jed­nak zro­dziły się z lek­tury ory­gi­nal­nych doku­men­tów źró­dło­wych. Tak więc:

Plan geo­po­li­tyczny z wrze­śnia 1938 roku pod wzglę­dem celów i zadań, głów­nych mecha­ni­zmów jego reali­za­cji, niczym się nie róż­nił od planu z sierp­nia 1939 roku. Żad­nego „dra­ma­tycz­nego zwrotu w poli­tyce zagra­nicz­nej pań­stwa radziec­kiego” w sierp­niu 1939 roku nie było (w zasa­dzie jest to istota mojego „nie­ja­snego przy­pusz­cze­nia”). Sta­lin, który pije szam­pana z Rib­ben­tro­pem, i Sta­lin, który poprzez swo­jego mini­stra (komi­sa­rza ludo­wego) spraw zagra­nicz­nych pięt­nuje „faszy­stow­skich pod­że­ga­czy wojen­nych” – to ten sam poli­tyk dążący do tego samego celu stra­te­gicz­nego.

Celem jest wojna w Euro­pie Zachod­niej, krwawa i nisz­czy­ciel­ska, po któ­rej zglisz­czach Sta­lin popro­wa­dzi swoje kolumny pan­cerne. Główne „narzę­dzie” słu­żące do osią­gnię­cia tego celu – agre­sywny para­noik, który prze­jął (nie bez taj­nych zaku­li­so­wych intryg Sta­lina) stery wła­dzy w Niem­czech. Głów­nym fron­tem przy­szłej wojny powinna stać się fran­cu­sko-nie­miecka gra­nica, ale Sta­lin pró­buje wznie­cić euro­pej­ski pożar w innym miej­scu, pro­wo­ku­jąc ostry lokalny kon­flikt. Latem 1938 roku takim „miej­scem” jawi mu się Cze­cho­sło­wa­cja, rok póź­niej – Pol­ska. W 1938 roku głów­nym „punk­tem przy­ło­że­nia siły” była poten­cjalna ofiara faszy­stow­skiej agre­sji – Cze­cho­sło­wa­cja. To wła­śnie ją Moskwa z kunsz­tem doświad­czo­nego pro­wo­ka­tora skła­niała do mak­sy­mal­nego usztyw­nie­nia sta­no­wi­ska.

Dziwne zastrze­że­nia, że zobo­wią­za­nia ZSRR wyni­ka­jące z poro­zu­mie­nia o wza­jem­nej pomocy z Cze­cho­sło­wa­cją wcho­dzą w życie dopiero w przy­padku podob­nych dzia­łań Fran­cji, nie były oczy­wi­ście przy­czyną deter­mi­nu­jącą sta­no­wi­sko i dzia­ła­nia Związku Radziec­kiego, ale oka­zały się bar­dzo sku­tecz­nym narzę­dziem w reali­zo­wa­niu poli­tyki Sta­lina. Z takim zastrze­że­niem ludowy komi­sarz spraw zagra­nicz­nych ZSRR towa­rzysz Litwi­now mógł, nic nie ryzy­ku­jąc, grzmieć z mów­nicy Ligi Naro­dów (a także wszyst­kich innych mów­nic) – lote­ria, w któ­rej grał Sta­lin, nie prze­wi­dy­wała prze­gra­nej. Jeśli Fran­cja (i jej główny sojusz­nik Wielka Bry­ta­nia) pójdą na ustęp­stwa wobec Hitlera, można będzie przez następne sto lat oskar­żać te pań­stwa o „zdradę”, „spi­sek z agre­so­rem”, uka­zu­jąc wła­sną nie­ska­zi­tel­ność (co obser­wu­jemy do dziś). Jeśli doj­dzie do wojny, to tutaj przed towa­rzyszem Sta­linem otwiera się cały wachlarz wspa­nia­łych moż­li­wo­ści.

Jedna z nich zalśniła wyraź­nie w nocy z 22 na 23 wrze­śnia 1938 roku. Tak, tak, wła­śnie w środku nocy obu­dzono chargé d’affa­ires Pol­ski w Moskwie, pana Jan­kow­skiego, i wezwano do Ludo­wego Komi­sa­riatu Spraw Zagra­nicz­nych, gdzie o czwar­tej nad ranem (pod koniec wrze­śnia jest o tej godzi­nie kom­plet­nie ciemno) wrę­czono mu „Oświad­cze­nie rządu radziec­kiego do rządu Pol­ski”. Oto jego pełny tekst (opu­bli­ko­wany zresztą w latach „głę­bo­kiej komuny”):

Rząd ZSRR otrzy­muje z róż­nych źró­deł donie­sie­nia, że pol­skie oddziały gro­ma­dzące się na gra­nicy Pol­ski i Cze­cho­sło­wa­cji przy­go­to­wują się do przej­ścia wspo­mnia­nej gra­nicy i zaję­cia siłą czę­ści tery­to­rium Repu­bliki Cze­cho­sło­wac­kiej¹. Mimo powszech­nego i nie­po­ko­ją­cego cha­rak­teru tych donie­sień pol­ski rząd dotych­czas im nie zaprze­czył. Rząd ZSRR spo­dziewa się, że takie zaprze­cze­nie nastąpi nie­zwłocz­nie.

Nie­mniej jed­nak, gdyby do takiego zaprze­cze­nia nie doszło i gdyby na potwier­dze­nie tych donie­sień woj­ska Pol­ski rze­czy­wi­ście prze­kro­czyły gra­nicę Repu­bliki Cze­cho­sło­wac­kiej i zajęły jej tery­to­rium, rząd ZSRR uważa za sto­sowne i konieczne ostrzec rząd Rze­czy­po­spo­li­tej, że na pod­sta­wie art. 2 paktu o nie­agre­sji, zawar­tego mię­dzy ZSRR i Pol­ską 25 lipca 1932 roku, rząd ZSRR w związku z aktem agre­sji doko­na­nym przez Pol­skę prze­ciwko Cze­cho­sło­wa­cji byłby zmu­szony bez ostrze­że­nia wypo­wie­dzieć wspo­mniany pakt.

Oświad­cze­nie z 23 wrze­śnia to pre­cy­zyjny i dobrze przy­go­to­wany casus belli, uza­sad­niony praw­nie pre­tekst do roz­pę­ta­nia wojny. I co dalej? Reszta jest mil­cze­niem – jak powie­dział na poże­gna­nie książę Ham­let. Żad­nego „zaprze­cze­nia” od pol­skiego rządu nie było i wie­czo­rem 1 paź­dzier­nika pol­skie oddziały prze­kro­czyły gra­nicę Cze­cho­sło­wa­cji. I nic. Abso­lut­nie nic. Ani radziec­kiego amba­sa­dora nie wezwano z War­szawy „dla kon­sul­ta­cji z rzą­dem”, ani nie obu­dzono pol­skiego. Gdy pol­ski rząd prze­pro­wa­dził wszyst­kie wymie­nione w oświad­cze­niu nie­zgodne z pra­wem dzia­ła­nia, Moskwa skrom­nie zacho­wała mil­cze­nie.

Mimo to widzę wszel­kie pod­stawy, które pozwa­lają sądzić, że w poten­cjal­nym kon­flik­cie z Pol­ską zamiary towa­rzy­sza Sta­lina były jak naj­bar­dziej poważne. Zresztą słowo „widzę” w tym przy­padku nie jest zbyt odpo­wied­nie. Zoba­czyć je może każdy, komu będzie się chciało zdjąć z półki wydaną w wiel­kim nakła­dzie jesz­cze w cza­sach radziec­kich (Woje­niz­dat, Moskwa 1974) dwu­na­sto­to­mową _Histo­rię dru­giej wojny świa­to­wej_. Inte­re­suje nas drugi tom pre­zen­tu­jący pod wspa­nia­łym tytu­łem „Dzia­ła­nia przy­go­to­waw­cze Związku Radziec­kiego w celu udzie­le­nia pomocy Cze­cho­sło­wa­cji” kolo­rową mapę, na któ­rej uży­wa­jąc wszel­kich potrzeb­nych strza­łek i kółek, poka­zano kon­cen­tra­cję wojsk radziec­kich przy gra­nicy z Pol­ską. Mapa jest bar­dzo szcze­gó­łowa, zade­mon­stro­wano nawet drogę pew­nej (67. Strze­lec­kiej) dywi­zji do gra­nicy z… Łotwą! Cie­kawe – jak utwo­rze­nie „Witeb­skiego i Bobruj­skiego Zgru­po­wa­nia Armij­nego” i wysła­nie ich na gra­nice z Pol­ską mogło mieć wpływ na „udzie­le­nie pomocy Cze­cho­sło­wa­cji”, od któ­rej dzie­liło je 800 kilo­me­trów tery­to­rium Pol­ski?

Zga­dza się, ZSRR nie miał wów­czas wspól­nej gra­nicy ani z agre­so­rem (Niem­cami), ani z ofiarą agre­sji (Cze­cho­sło­wa­cją). Jed­nak naj­krót­sza droga na Cze­cho­sło­wa­cję nie wio­dła oczy­wi­ście przez Witebsk i War­szawę, a przez pół­nocno-wschod­nią część Rumu­nii (Buko­winę); od Win­nicy przez rumuń­skie Czer­niowce do sło­wac­kiego Muka­czewa (nie zapo­mi­najmy, że Cze­cho­sło­wa­cja była wtedy znacz­nie „dłuż­sza” ze względu na tery­to­rium, które po II woj­nie świa­to­wej stało się obwo­dem zakar­pac­kim ZSRR). Per­spek­tywy uzy­ska­nia zgody Rumu­nii na przej­ście wojsk radziec­kich przez jej tery­to­rium² były dość realne, o czym świad­czy rze­czy­wi­sta zgoda Rumu­nii udzie­lona w czerwcu 1940 roku – i nie na cza­sowy prze­marsz wojsk, a na bez­zwrotne prze­ka­za­nie Związ­kowi Radziec­kiemu tere­nów Besa­ra­bii i Buko­winy Pół­noc­nej.

Po tym, jak „układ mona­chij­ski” prze­kre­ślił nadzieje Sta­lina na wielką euro­pej­ską wojnę, ten nie odwa­żył się roz­po­cząć wła­snej wojny z Pol­ską i ładna mapa ze strzał­kami wylą­do­wała na odle­głej półce w sej­fie Sztabu Gene­ral­nego. Ale widzi­cie, jak pięk­nie zostało to pomy­ślane! „Nie­zwy­cię­żona Armia Czer­wona śpie­szy z pomocą ofie­rze agre­sji faszy­stow­skiej, zmia­ta­jąc po dro­dze biało-czer­wone bandy…” Przy takim sce­na­riu­szu można się było nie ogra­ni­czać do pół­środ­ków (w rodzaju „zachod­niej Bia­ło­rusi” i „zachod­niej Ukra­iny”), a przy­łą­czyć do rodziny od razu Pol­ską Repu­blikę Radziecką. Pomysł jed­nak nie wypa­lił.

Mimo to nie nazwał­bym jesieni 1938 roku „klę­ską Sta­lina”, a oto dla­czego. Niemcy w tym cza­sie były jesz­cze zbyt słabe, nowo powstały Wehr­macht sta­wiał pierw­sze nie­pewne kroki. Wojna prze­ciwko koali­cji Anglii, Fran­cji i Czech mogła zbyt szybko się zakoń­czyć, a takie roz­wią­za­nie zde­cy­do­wa­nie zaszko­dzi­łoby Wiel­kiemu Pla­nowi. Przez rok, do wrze­śnia 1939 roku, sytu­acja znacz­nie się zmie­niła. Hitler doj­rzał, nabrał doświad­cze­nia i aro­gan­cji, znacz­nie wzmoc­nił (i pod wzglę­dem ilo­ści, i pod wzglę­dem jako­ści) swoje siły zbrojne, co było w dużej mie­rze skut­kiem oku­po­wa­nia od 15 marca 1939 roku Czech wraz z zakła­dami kon­cernu Škoda, pro­du­ku­ją­cego góry nowo­cze­snego uzbro­je­nia. I oczy­wi­ście pakt z ZSRR, czyli moż­li­wość nie­skrę­po­wa­nych dzia­łań na wscho­dzie, gospo­dar­cze i poli­tyczne popar­cie wiel­kiego mocar­stwa, zapew­nił nazi­stom „drugi oddech”.

Wojna, która wybu­chła 1 wrze­śnia, w pełni speł­niała ocze­ki­wa­nia Sta­lina: krew lała się stru­mie­niami, wysi­łek wielu wie­ków pracy legł w gru­zach, gotyc­kie kate­dry w Lon­dy­nie i Coven­try, War­sza­wie i Rot­ter­da­mie zamie­niły się w stosy pokru­szo­nych cegieł. I Sta­lin popro­wa­dził kolumny swo­ich czoł­gów po zglisz­czach Europy. Co prawda kosz­tem utraty życia przez 17 czy 27 milio­nów oby­wa­teli radziec­kich.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Cho­dzi o kon­flikt wokół skrawka tery­to­rium (około 30 na 70 kilo­me­trów w mię­dzy­rze­czu Olzy i Ostra­wicy na styku gra­nic współ­cze­snej Pol­ski, Czech i Sło­wa­cji), tzw. Ślą­ska Cie­szyń­skiego. W 1920 roku decy­zją Naczel­nej Rady Woj­sko­wej ententy Śląsk Cie­szyń­ski został podzie­lony mniej wię­cej w poło­wie, wzdłuż rzeki Olzy, mię­dzy Pol­ską i Cze­cho­sło­wa­cją. Korzy­sta­jąc z kry­zysu sudec­kiego, Pol­ska zajęła cze­ską część Ziemi Cie­szyń­skiej, która sta­no­wiła mniej niż 1,5% tery­to­rium Cze­cho­sło­wa­cji w gra­nicach z 1938 roku.

2.

Cze­ski histo­ryk I. Pfaff w wyda­nej w Pra­dze w 1993 roku książce _Sovětská zrada_ twier­dzi, że we wrze­śniu 1938 roku pod­czas nie­ofi­cjal­nych spo­tkań mini­strów spraw zagra­nicz­nych ZSRR i Rumu­nii (Litwi­nowa i Com­nena) umó­wiono się co do zasad przej­ścia wojsk radziec­kich na Sło­wa­cję przez tery­to­rium Rumu­nii i wyzna­cze­nia kory­ta­rza powietrz­nego do prze­lotu lot­nic­twa; bio­rąc pod uwagę, że rosyj­skie archiwa pozo­stają wciąż zamknięte, nie można ani potwier­dzić tych infor­ma­cji dzięki radziec­kim doku­men­tom, ani im zaprze­czyć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: