- W empik go
Jakub i jego szkolna przygoda - ebook
Jakub i jego szkolna przygoda - ebook
Pełna ciepła i humoru opowieść o dorastaniu w dużej, przepełnionej miłością rodzinie oraz życiu w małym miasteczku. W życiu ośmioletniego Jakuba Collinsa nadchodzi ogromna zmiana – po raz pierwszy idzie do szkoły! Czy ją polubi? Wiadomo, że w szkole czekają na niego nie tylko lekcje, lecz także wspaniałe przyjaźnie, zabawy i nowe pomysły na psikusy… Jakie przezwisko dostanie chłopiec? Czy uda mu się spotkać Świętego Mikołaja? Jakim talentem wykaże się brat Jakuba, Wladi? Jakub i jego szkolna przygoda ukazuje, ile radości mogą przynieść pozornie błahe rzeczy i codzienne obowiązki, jak ważne są przyjaźnie i więzi rodzinne.
Notka o Autorce
Mariola Smolska – rocznik 1962, szczęśliwa mężatka, mama trójki wspaniałych dzieci i babcia pięciorga cudownych wnucząt. Wnuki są jej inspiracją dla bajkowej twórczości.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67642-34-7 |
Rozmiar pliku: | 880 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Po paru minutach mama wróciła z pełną miską placuszków. Były takie same jak na wigilijnym stole.
– Mamo, rano znowu dostaniemy prezenty od Świętego Mikołaja? – spytała z radością Marry.
– Mamusiu, tam też są niespodzianki? – dociekał Wladi.
– Oooo! Uwaga! Placuszek zabiera się za jedzenie! – zażartowałem.
– Wladi! Zostawisz nam chociaż po jednym? – wtrąciła się Marry.
Jak zawsze było zabawnie i wesoło, ale najlepsza wiadomość dopiero przed nami. Rodzice z radością poinformowali, że byli w miasteczku Helkine, aby zapisać nas do szkoły.
– Jakubie, Wladi i Marry, od pierwszego września będziecie chodzić do szkoły! – powiedziała mama.
– Jakubie! Teraz już nie będziesz musiał pracować w majątku państwa Johanson – oznajmił tato.
– Czy ta nasza szkoła jest daleko? – spytała Marry.
– Tak, Marry, do miasteczka jest daleko – odpowiedział tato.
– A czy Helkine jest większe od naszej miejscowości? – dociekał Wladi.
– Miasteczko Helkine jest dużo większe od miejsca, w którym mieszkamy – powiedziała mama.
– To o której godzinie będziemy musieli wychodzić z domu, ażeby zdążyć do szkoły? – zapytała Marry.
– Marry, któregoś dnia wybierzemy się do Helkine, aby sprawdzić, ile zajmie nam to czasu – rzekłem.
– Jakubie, przecież możemy jutro wybrać się do miasteczka – zaproponował Wladi.
– Dobrze, braciszku, o świcie ruszamy do szkoły – odpowiedziałem ze śmiechem.
– To jutro jest już wrzesień? – spytała Marry.1.
To była dla mnie niesamowita wiadomość, nie mogłem w to uwierzyć, że ja, Jakub, będę chodził do szkoły. Wladi i Marry też bardzo się cieszyli, ale oni wtedy jeszcze nie wiedzieli dokładnie, o co chodzi. Ja dzięki temu, że pracowałem u bogaczy, dużo rzeczy się od nich dowiedziałem. Już wam się do tego wcześniej przyznałem, że niejednokrotnie podsłuchiwałem synów pani Clary, Henryka i Toma. Wtedy zawsze marzyłem o tym samym, o czym oni opowiadali, a najczęściej wspominali o szkole. Wiem, że robiłem źle, ale byłem bardzo ciekawy, jak żyją inni ludzie. Ludzie, którzy są bogaci i na wszystko ich stać. Znałem tylko życie bardzo biednych ludzi. Takich jak moi rodzice, moje ciocie i wujkowie. Oni nie mogli chodzić do szkoły, ich rodziców nie było na to stać, dlatego musieli od najmłodszych lat pracować, tak jak ja pracowałem, żeby pomóc rodzicom. Całe szczęście, że już nie będę musiał tego robić. Cieszę się, że moje rodzeństwo też będzie mogło się uczyć.
Obiecałem sobie, że od pierwszego dnia szkoły będę się pilnie uczył, ażeby moi rodzice byli ze mnie dumni. Oczywiście nasze bliźniaki spytały, czy one też mogą chodzić do szkoły.
– Broni, dla ciebie i twojej siostry Emmy jest jeszcze czas – odpowiedział tato.
– Naturalnie, że pójdziecie, lecz musicie jeszcze poczekać rok – powiedziała mama.
Wspomnę wam, dlaczego nazywaliśmy bliźniaki Bamboszkami. Któregoś dnia zobaczyły śliwki na drzewie i razem krzyknęły: „Ooo! Jakie bamboszki wyrosły na drzewie!”. Bardzo nam się to spodobało i od tego czasu tak na nie mówimy.
– A ja, a ja, kiedy pójdę do szkoły? – odezwała się Sofia, nasza Pściółka.
– Jak przyjdzie na naszą Pściółkę czas – powiedziała Marry.
A dlaczego nazwaliśmy ją Pściółką? Bo gdy zobaczyła pierwszy raz pszczołę, to później cały tydzień słyszeliśmy „bzz, bzz, bzz”. Na wszystko odpowiadała „bzzzzz” i krzyczała: „Pściółka, ja się ciebie boję!”.
Chciałem wam krótko przedstawić najmłodsze rodzeństwo. Mojego dowcipnego braciszka Wladiego i piszczącą siostrzyczkę Marry już znacie.2.
Lato dobiegało końca, zbliżał się czas rozpoczęcia roku szkolnego. Czym było bliżej pierwszego września, tym gorzej zasypiałem.
Mimo że ja i Wladi pomagaliśmy tacie przy budowie i bardzo zmęczeni kładliśmy się do łóżek, to myśl o szkole nie dawała mi spokojnie zasnąć. Mama z tatą postanowili dobudować do naszego domu dwie izby. Jedna miała być dla dziewczynek, a druga dla chłopców. Wreszcie rodziców było stać na powiększenie domu. Tato chciał skończyć dobudówkę przed zimą, dlatego poprosił dwóch wujków i sąsiada o pomoc.
W dniu rozpoczęcia szkoły wszyscy obudziliśmy się przed naszym opierzonym krzykaczem. Włożyliśmy ładne świąteczne ubranie, które mama nam wcześniej przygotowała. Sama też się ładnie ubrała i ruszyliśmy do szkoły. Mieliśmy do pokonania cztery kilometry. Tato nie mógł cieszyć się tym wyjątkowym dniem z nami, ponieważ musiał zostać z maluchami w domu.
Szkoła była mała, mieściły się w niej dwie klasy dla chłopców. W obu było po dwanaście ławek, a w każdej ławce siedziało dwóch uczniów. W rogu klasy stał piec. Kiedy zaczynało robić się zimno, pan woźny przychodził do pracy dwie godziny wcześniej, aby rozpalić w piecu.
Rozpoczęcie roku było cudowne, dzieci ze starszej klasy bardzo ładnie przygotowały przyjęcie nowych uczniów. Były występy, wierszyki, piosenki, a na koniec poczęstunek – przepyszne świeżutkie drożdżowe bułeczki i kubek ciepłego mleka z miodem. Potem poszliśmy do swoich klas, pan Terike (tak nazywał się nasz nauczyciel) wskazał nam, kto z kim i gdzie będzie siedział. Ja miałem już skończone osiem lat, byłem wysoki, więc otrzymałem miejsce w ostatniej ławce.
Szkoła Marry była oddalona od naszej o parę kroków. Do tej również małej szkoły chodziły tylko dziewczynki. Jak już pisałem, w tych małych szkołach mieściły się jedynie dwie klasy – pierwsza i druga. W związku z tym, że dzieci było dużo, chodziliśmy do szkoły w dwóch turach. Pierwsza zaczynała lekcje o dziewiątej i trwały one do jedenastej, a druga zaczynała się w południe i kończyła o czternastej. Wladi i ja trafiliśmy do pierwszej tury.