Jamnik, który chciał straszyć. Tom 3 - ebook
Jamnik Tobi nie może się doczekać imprezy halloweenowej, za to kotka Cleo panicznie się jej boi…
Zajrzyj do środka i przekonaj się, czy psiakowi uda się nakłonić przyjaciółkę do wspólnej zabawy?
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Dzieci 6-12 |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8425-667-1 |
| Rozmiar pliku: | 5,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Siup! – szczeknął jamniczek i zanurkował w ogromną stertę złożoną z pomarańczowych, czerwonych i żółtych liści.
– Tobi! – zawołała ze śmiechem Nina.
Piesek wystawił głowę spomiędzy liści i radośnie wyszczerzył kły. Spacerował w parku ze swoimi ukochanymi opiekunkami: Niną i jej mamą. Wszystkie drzewa były już nagie, a rześkie powietrze odrobinę pachniało dymem z ogniska. Wiewiórki gromadziły kasztany w sekretnych miejscach, by mieć dość jedzenia na później, gdy zrobi się już naprawdę zimno. Rodzina Tobiego również szukała kasztanów, ale raczej nie po to, by je schrupać – a w każdym razie jamnik miał taką nadzieję, że Nina i jej mama nie zamierzają tego robić!
– Są tam jakieś kasztany? – zawołała do niego mama.
– Nie sądzę. Ale poszukam! – odparł Tobi i zniknął z powrotem wśród liści.
Oczywiście dla mamy i Niny zabrzmiało to jak szczekanie, ale zawsze świetnie rozumiały, co piesek ma na myśli.
– A właściwie to po co nam kasztany? – zapytała Nina.
– Podobno, jeśli położy się je na parapecie, powstrzymują pająki przed wchodzeniem do domu – wyjaśniła mama i się wzdrygnęła. – Nie wiem, czy to prawda, lecz warto spróbować.Nie przepadam za pająkami.
– No to uzbieram ich trochę dla ciebie – obiecała dziewczynka.
– A ja ci pomogę! – zaoferował się Tobi i wystrzelił z szeleszczącej sterty, rozrzucając liście na boki.
– Chodź, Tobi! Tutaj! – Nina podbiegła do wysokiego kasztanowca i zaczęła miażdżyć stopą zielone, najeżone kolcami kulki, w których tkwiły lśniące brązowe nasiona.
Tobi z kolei węszył w poszukiwaniu kasztanów, które już wcześniej same wypadły z łupin.
– Znalazłem jeden! – zawołał.
– Ej zostaw go, ten jest mój – pisnął cichy głosik.
Jamnik zmrużył oczy i zobaczył pająka, który nie dość, że siedział na znalezisku Tobiego, to jeszcze odgrażał się pieskowi.
– Myślałem, że pająki boją się kasztanów – powiedział Tobi ze zdziwieniem.
– Ja niczego się nie boję! – prychnął pająk, rozgniewany.
– Masz ochotę pójść na dyniową farmę, Nino? – zapytała mama, zerkając na zegarek. – To niedaleko stąd.
– O tak, chętnie! – pisnęła dziewczynka, podskakując z ekscytacją.
Tobi zaszczekał i też zaczął podskakiwać, kręcąc się wokół jej stóp.
– Co to jest dynia? – zapytał pająk.
– Nie mam pojęcia! – przyznał Tobi. – Pa!
Gdy mama przypięła mu smycz, z entuzjazmem zamerdał ogonem.
Wyszli z parku, ale zamiast wspiąć się na wzgórze alejką prowadzącą do domu, skręcili za róg. Wkrótce dotarli na farmę i podążyli za znakami, aż natknęli się na wielkie pole pełne pomarańczowych kul.
– Patrz, Tobi, to dynie! – wyjaśniła Nina i wzięła pieska na ręce, żeby mógł się im lepiej przyjrzeć.
– A więc to są dynie! – zaszczekał.
– Wybierzmy sobie jedną – zaproponowała mama.
Nina odstawiła Tobiego na ziemię, a on podreptał wzdłuż najbliższego rzędu, by obwąchać wszystkie dynie po kolei. Musiał znaleźć naprawdę dobrą dla swojej opiekunki… Tyle że nie miał pojęcia, jak wygląda dobra dynia. Nagle zauważył w oddali kogoś ubranego w kraciastą koszulę i ogrodniczki. Może to był właściciel farmy? On na pewno wiedział, które dynie są dobre!
– Przepraszam – zawołał jamnik, biegnąc w jego stronę, ale nagle stanął jak wryty, gdy zobaczył twarz farmera.
Mężczyzna miał okrągłą, pomarańczową buzię, a jego pełne szczerb usta rozciągały się w upiornym uśmiechu!
Tobi pognał z powrotem do mamy i Niny, tak szybko, jak mu na to pozwalały krótkie łapki.
– Pomocy! Pomocy! – zaszczekał w panice.
Nina wzięła go na ręce, a on wtulił nos w jej ramię. Cały się trząsł.
– Już dobrze, Tobi, już dobrze! – Dziewczynka pogłaskała go ze śmiechem. – To tylko dekoracja na Halloween.
Tobi wyjrzał zza zasłony jej długich, brązowych włosów. Gdy lepiej się przyjrzał, dostrzegł, że pomarańczowa twarz rzeczywiście została zrobiona z dyni.
– Biedny Tobi! To jego pierwsze Halloween. Nic dziwnego, że jest zdezorientowany – zauważyła mama.
Nina zaczęła wyjaśniać:
– Co roku trzydziestego pierwszego października obchodzimy święto, z okazji którego wszyscy przebierają się za upiorne stwory, takie jak wiedźmy czy wampiry. A to jest przerażający strach na wróble. Rzeźbimy w dyniach straszne buzie i wkładamy do środka świeczki, a potem chodzimy po domach sąsiadów, pukamy do drzwi i krzyczymy „cukierek albo psikus!”, a oni dają nam słodycze! – pisnęła radośnie. – To superzabawa!
Jamniczek wtulił się w jej ramiona. Rzeczywiście brzmiało to fajnie! Był ciekaw, czy sąsiedzi rozdawali również przekąski dla psów.
– Już wiem, jak mogłybyśmy pokazać Tobiemu Halloween! – wykrzyknęła Nina. – Powinnyśmy urządzić imprezę!
Jamnik zaszczekał radośnie na te słowa. Imprezy często oznaczały kiełbaski i zabawę z przyjaciółmi. Właśnie tak było w wakacje, gdy zorganizowali grilla. Westchnął radośnie na to wspomnienie.
– Mogłybyśmy zaprosić znajomych na bal przebierańców, żeby Tobi też mógł się przebrać. Wyglądałby uroczo! – dodała Nina.
– No nie wiem… – odparła mama z wahaniem.
– Proszę, mamo! – zawołała dziewczynka błagalnym tonem. – Wyobraź go sobie w stroju malutkiej wiedźmy!
– Uwielbiam imprezy! – zaszczekał Tobi, by ją wesprzeć.
Nina docisnęła policzek do jego pyska i oboje prosząco spojrzeli na mamę.
– Och, no dobrze – ustąpiła. – Nie potrafię odmówić, gdy tak patrzycie na mnie oczami szczeniaczka.
Tobi nie był pewien, co miała na myśli. On przecież zawsze patrzył na nią oczami szczeniaczka. Ale Nina zaczęła podskakiwać i krzyczeć „hurra!”, więc dołączył do niej i zaszczekał radośnie.
– Urządzimy imprezę halloweenową! – pisnęła dziewczynka z ekscytacją.
– No to musimy kupić więcej dyń – stwierdziła mama.
Nina poszła wybrać swoją, a Tobi podreptał za nią.
Dynie, smakołyki i imprezy – Halloween zapowiadało się świetnie!
– Siup! – szczeknął jamniczek i zanurkował w ogromną stertę złożoną z pomarańczowych, czerwonych i żółtych liści.
– Tobi! – zawołała ze śmiechem Nina.
Piesek wystawił głowę spomiędzy liści i radośnie wyszczerzył kły. Spacerował w parku ze swoimi ukochanymi opiekunkami: Niną i jej mamą. Wszystkie drzewa były już nagie, a rześkie powietrze odrobinę pachniało dymem z ogniska. Wiewiórki gromadziły kasztany w sekretnych miejscach, by mieć dość jedzenia na później, gdy zrobi się już naprawdę zimno. Rodzina Tobiego również szukała kasztanów, ale raczej nie po to, by je schrupać – a w każdym razie jamnik miał taką nadzieję, że Nina i jej mama nie zamierzają tego robić!
– Są tam jakieś kasztany? – zawołała do niego mama.
– Nie sądzę. Ale poszukam! – odparł Tobi i zniknął z powrotem wśród liści.
Oczywiście dla mamy i Niny zabrzmiało to jak szczekanie, ale zawsze świetnie rozumiały, co piesek ma na myśli.
– A właściwie to po co nam kasztany? – zapytała Nina.
– Podobno, jeśli położy się je na parapecie, powstrzymują pająki przed wchodzeniem do domu – wyjaśniła mama i się wzdrygnęła. – Nie wiem, czy to prawda, lecz warto spróbować.Nie przepadam za pająkami.
– No to uzbieram ich trochę dla ciebie – obiecała dziewczynka.
– A ja ci pomogę! – zaoferował się Tobi i wystrzelił z szeleszczącej sterty, rozrzucając liście na boki.
– Chodź, Tobi! Tutaj! – Nina podbiegła do wysokiego kasztanowca i zaczęła miażdżyć stopą zielone, najeżone kolcami kulki, w których tkwiły lśniące brązowe nasiona.
Tobi z kolei węszył w poszukiwaniu kasztanów, które już wcześniej same wypadły z łupin.
– Znalazłem jeden! – zawołał.
– Ej zostaw go, ten jest mój – pisnął cichy głosik.
Jamnik zmrużył oczy i zobaczył pająka, który nie dość, że siedział na znalezisku Tobiego, to jeszcze odgrażał się pieskowi.
– Myślałem, że pająki boją się kasztanów – powiedział Tobi ze zdziwieniem.
– Ja niczego się nie boję! – prychnął pająk, rozgniewany.
– Masz ochotę pójść na dyniową farmę, Nino? – zapytała mama, zerkając na zegarek. – To niedaleko stąd.
– O tak, chętnie! – pisnęła dziewczynka, podskakując z ekscytacją.
Tobi zaszczekał i też zaczął podskakiwać, kręcąc się wokół jej stóp.
– Co to jest dynia? – zapytał pająk.
– Nie mam pojęcia! – przyznał Tobi. – Pa!
Gdy mama przypięła mu smycz, z entuzjazmem zamerdał ogonem.
Wyszli z parku, ale zamiast wspiąć się na wzgórze alejką prowadzącą do domu, skręcili za róg. Wkrótce dotarli na farmę i podążyli za znakami, aż natknęli się na wielkie pole pełne pomarańczowych kul.
– Patrz, Tobi, to dynie! – wyjaśniła Nina i wzięła pieska na ręce, żeby mógł się im lepiej przyjrzeć.
– A więc to są dynie! – zaszczekał.
– Wybierzmy sobie jedną – zaproponowała mama.
Nina odstawiła Tobiego na ziemię, a on podreptał wzdłuż najbliższego rzędu, by obwąchać wszystkie dynie po kolei. Musiał znaleźć naprawdę dobrą dla swojej opiekunki… Tyle że nie miał pojęcia, jak wygląda dobra dynia. Nagle zauważył w oddali kogoś ubranego w kraciastą koszulę i ogrodniczki. Może to był właściciel farmy? On na pewno wiedział, które dynie są dobre!
– Przepraszam – zawołał jamnik, biegnąc w jego stronę, ale nagle stanął jak wryty, gdy zobaczył twarz farmera.
Mężczyzna miał okrągłą, pomarańczową buzię, a jego pełne szczerb usta rozciągały się w upiornym uśmiechu!
Tobi pognał z powrotem do mamy i Niny, tak szybko, jak mu na to pozwalały krótkie łapki.
– Pomocy! Pomocy! – zaszczekał w panice.
Nina wzięła go na ręce, a on wtulił nos w jej ramię. Cały się trząsł.
– Już dobrze, Tobi, już dobrze! – Dziewczynka pogłaskała go ze śmiechem. – To tylko dekoracja na Halloween.
Tobi wyjrzał zza zasłony jej długich, brązowych włosów. Gdy lepiej się przyjrzał, dostrzegł, że pomarańczowa twarz rzeczywiście została zrobiona z dyni.
– Biedny Tobi! To jego pierwsze Halloween. Nic dziwnego, że jest zdezorientowany – zauważyła mama.
Nina zaczęła wyjaśniać:
– Co roku trzydziestego pierwszego października obchodzimy święto, z okazji którego wszyscy przebierają się za upiorne stwory, takie jak wiedźmy czy wampiry. A to jest przerażający strach na wróble. Rzeźbimy w dyniach straszne buzie i wkładamy do środka świeczki, a potem chodzimy po domach sąsiadów, pukamy do drzwi i krzyczymy „cukierek albo psikus!”, a oni dają nam słodycze! – pisnęła radośnie. – To superzabawa!
Jamniczek wtulił się w jej ramiona. Rzeczywiście brzmiało to fajnie! Był ciekaw, czy sąsiedzi rozdawali również przekąski dla psów.
– Już wiem, jak mogłybyśmy pokazać Tobiemu Halloween! – wykrzyknęła Nina. – Powinnyśmy urządzić imprezę!
Jamnik zaszczekał radośnie na te słowa. Imprezy często oznaczały kiełbaski i zabawę z przyjaciółmi. Właśnie tak było w wakacje, gdy zorganizowali grilla. Westchnął radośnie na to wspomnienie.
– Mogłybyśmy zaprosić znajomych na bal przebierańców, żeby Tobi też mógł się przebrać. Wyglądałby uroczo! – dodała Nina.
– No nie wiem… – odparła mama z wahaniem.
– Proszę, mamo! – zawołała dziewczynka błagalnym tonem. – Wyobraź go sobie w stroju malutkiej wiedźmy!
– Uwielbiam imprezy! – zaszczekał Tobi, by ją wesprzeć.
Nina docisnęła policzek do jego pyska i oboje prosząco spojrzeli na mamę.
– Och, no dobrze – ustąpiła. – Nie potrafię odmówić, gdy tak patrzycie na mnie oczami szczeniaczka.
Tobi nie był pewien, co miała na myśli. On przecież zawsze patrzył na nią oczami szczeniaczka. Ale Nina zaczęła podskakiwać i krzyczeć „hurra!”, więc dołączył do niej i zaszczekał radośnie.
– Urządzimy imprezę halloweenową! – pisnęła dziewczynka z ekscytacją.
– No to musimy kupić więcej dyń – stwierdziła mama.
Nina poszła wybrać swoją, a Tobi podreptał za nią.
Dynie, smakołyki i imprezy – Halloween zapowiadało się świetnie!
więcej..