- W empik go
Janulka, córka Fizdejki - ebook
Janulka, córka Fizdejki - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 925 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ogromna sala, przedzielona na ścianie wprost i na podłodze zygzakowatą linią, o szerokich, piorunowych załamaniach (trzy na ścianie, dwa na podłodze).
Na lewo małe okno z kratami, dość wysoko umieszczone, na prawo - duże okno z firankami.
Drzwi wprost, przedzielone zygzakiem, z lewa na prawo. Lewa strona zrobiona jest z obdrapanego, wilgotnego, spleśniałego, miejscami wyrwanego muru. Na ścianie olbrzymie (ceylońskie) karaluchy, wypukło odrobione, lśniące. Mogą się nawet ruszać.
Na środku lewej połowy sceny stoi ukośnie, z prawa na lewo, nogami ku widowni, ohydne, krzywe, drewniane łóżko z potwornie brudną pościelą. Kołdra łatana z czerwonych, brunatnych i żółtych kawałów. Na łóżku pod kołdrą leży konająca Elza Fizdejkowa, z rozpuszczonymi siwymi włosami, które spływają aż do ziemi. Przy łóżku, na prawo, na wpół rozwalona szafka nocna i olbrzymie, obrzydliwe, przydeptane pantofle. Na szafce pali się bardzo jasna elektryczna lampa bez klosza, oświetlając wszystko jaskrawym światłem.
W lewym rogu sceny piec na wpół rozwalony, biały, w którym pali się czerwony ogień.
Na prawo od zygzakowatej linii zaczyna się piekielny przepych w stylu "rokoko".
Czerwonopomarańczowe obicia ścian i mebli białych, złoconych. Dywan w czerwonawych tonach. Lustra rokoko i obrazy stare stłoczone na ścianie. Stoliki pełne bibelotów. Miniatury w kosztownych ramach i inne, nieznane bliżej autorowi (chyba w młodości w muzeach widziane) przedmioty zbytku najwyższego z XVIII wieku.
Przy stoliku, oświetlonym kandelabrem z kilkunastu świecami, siedzą przy kartach księstwo de La Tréfouille, ubrani w stroje z XVIII wieku, v. Plasewitz, w czarnym anglezie i białej kamizelce, i Glissander w wytartym stroju marynarkowym. De La Tréfouille siedzi twarzą wprost widowni i wprost ma Glissandera, po prawej ręce swojej v. Plasewitza, po lewej - księżnę. Fizdejko ubrany jest w długi, tabaczkowy surdut z lat trzydziestych, fatermerder i czarny halsztuch, gallifety pepita i długie buty czerwonawego koloru.
Przechadza się po całej scenie na froncie, paląc długą na metr fajkę. Wkłada i zdejmuje okulary dość często i bez powodu; poprawia ogień w piecu, czasem zagląda w karty grającym. Ci ostatni mruczą niewyraźnie różne tajemnicze terminy karłowe, grając b. szybko (bridge, wint lub wynaleziona przez autora gra hazardowo-komercjonalna: KUMBOŁ ).
Trwa to tak długo, że publiczność - o ile takowa ma jaki temperament - powinna nareszcie
zacząć się niecierpliwić. Na najlżejszy sygnał tego rodzaju rozlega się piekielny huk armatniego wystrzału i przez okno z lewej strony widać jaskrawy krwawy błysk.
Na scenie nikt nie drgnął. Wszyscy mówią bardzo głośno, aż do odwołania.
FIZDEJKO
spokojnie poprawiając ogień w piecu
A więc Wielki Mistrz ucztuje dziś znowu z mymi bojarami. Ciekawy jestem, co te chamy myślą sobie o tym wszystkim.
v. PLASEWITZ
od kart
Na pewno akurat tyle samo co twoje niedźwiedzie, Gienku. Czy Janulka znowu będzie na tej uczcie?
FIZDEJKO
Nie wiem. Poszła tam jak zwykle, ale czy będzie - nie wiem. Do ostatniej chwili nic nie było wiadomym. Straciłem już poczucie czasu w tym wszystkim. Nie wiem, ile dni trwa ta cała bachanalia.
Tamci grają dalej. Mruczenie kartowe nie ustaje.
Fizdejko odchodzi od pieca i zbliża się powoli do grających.
ELZA
Boję się tylko, czy Janulka nie za dużo pije w ostatnich czasach. A propos, daj mi wódki,
Gienku.
FIZDEJKO
przechodząc
Myśl więcej o sobie. Janulka ma głowę po mnie. Jestem pijany pięćdziesiąt pięć lat bez przerwy. Ale czy tobie ta wódka dobrze robi na raka w żołądku - to jest wielkie pytanie.
Wydobywa z tylnej kieszeni od spodni litrową butelkę i daje żonie, która pije chciwie i stawia butelkę na podłodze przy łóżku.
Fizdejko zbliża się do grających.
v. PLASEWITZ
Może zastąpisz mnie, Gienku, i pograsz z księstwem. Ja pomówię z moją biedną Elzą.
(przechodzi na lewo.
Fizdejko siada na jego miejscu .
Stolik stoi trochę ukośnie, tak że twarz Fizdejki wypada na 3/4 z prawej strony do widowni; v. Plasewitz siada w nogach łóżka córki z prawej strony)
Elza, ostatni raz cię proszę: wytłumacz mi tajemnicę twego ubóstwa. Przecież ja jestem miliarderem, a Gienek, pan z panów, żyje jak król i wkrótce zostanie pewno królem naprawdę. Co to znaczy? Czyż ja nie mogę dać szczęścia ukochanej córce, pracując jak wół przez lat sześćdziesiąt?
ELZA
Tak być musi. Jeśli tylko próbowałam żyć inaczej, wszystko obracało się przeciw mnie. To nie są żadne czynności pokutne ani przesąd. To jest konieczność. Wiem, że żyjąc dostatnio, nawet nie bardzo luksusowo, przyzwyczaję się do rzeczy, których ciągle mieć nie będę mogła. Już raz próbowałam i...
v. PLASEWITZ
Wtedy jak on miał zostać królem po raz pierwszy? Tak?
ELZA
Tak - i pamiętasz, ojcze, co się stało? Błąkałam się potem po lasach, z Janulką u piersi, jak głodna wilczyca.
v. PLASEWITZ
Ale czyż sama tego nie chciałaś? Robiłaś wszystko, co mogłaś, aby tak było.
ELZA
Cyt - wszystkie nieszczęścia sprowadzamy na siebie sami. Nie ma różnicy między tym, co robiłam ja, a tym, że jakiś człowiek podstawia się pod cegłę, która mu przypadkiem na głowę spada. Przypadek Cha, cha, cha! Czy znasz, papo, teorię prawdopodobieństwa? Zasada
Wielkich Liczb. Cha, cha!
v. PLASEWITZ
Nie śmiej się tak dziko. Nie ma z czego.
(gwar za sceną)
Ależ ucztują tęgo. Zdaje mi się, że słyszę głos Janulki z balkonu.
Słychać piski dziewczęce, z lewej strony, jakby o jakie pięćdziesiąt metrów od zakratowanego okna.
ELZA
Nieszczęsna Janulka! Ileż nacierpieć się musi, nic sama o tym nie wiedząc, i co za szczęście ją czeka wtedy, kiedy to właśnie szczęście uważać będzie za szczyt cierpienia! Czyż najgorszym nie jest cierpienie nieświadome? Czyż nie tak cierpią niższe stworzenia? Dlatego to źli ludzie mają takie współczucie dla zwierząt. Znowu straszliwy huk armatniego wystrzału i wiwaty, na tle których słychać głos dziewczęcy.
FIZDEJKO
rzuca z wściekłością karty i wstaje
A, do pioruna!! Dosyć mam już tych wszystkich niejasności! Dziś musi się rozwiązać wszystko...
ELZA
Pamiętaj, że dziś dopiero wszystko się zaczyna. Za chwilę w tej sali odsłonią ci się nieskończone perspektywy życiowej twórczości. Musisz bezwzględnie uwierzyć Mistrzowi.
FIZDEJKO
O ile słyszałem, ten pyszałek tak jest zakochany w Janulce, że można zwątpić w jego zdrowy rozsądek. To jest, według Glissandera, jakiś aparat tylko w jej rękach.
v.PLASEWITZ
Ale przez niego przemawia duch epoki. Jest to człowiek konieczny. Nasz pierwszy występ z królestwem nie udał się, bo nie mieliśmy odpowiednich mediów. Wskaż mi kogoś innego, Gienku.
FIZDEJKO
Znałem ja innych, znałem...
v. PLASEWITZ
Może twoich pierwszych wspólników przy królewskim zamachu? Wtenczas nie mieliśmy na widowni Semitów, a problem stworzenia sztucznej jaźni nie był tak jadowity jak obecnie. Dziś w równanie weszła nieznana liczba niewiadomych. Epoka nasza...
FIZDEJKO
Przestań, papa, mówić o "naszej epoce". To nie jest epoka, tylko jakieś spiętrzenie anachronizmów. Ja sam nie wiem, w którym wieku żyję: w XIV czy XXIII.
v. PLASEWITZ
Właśnie epoka nasza jest epoką ludzi poza czasem. Czas stał się względnym nawet w historii.
Dawniej zmiany odbywały się powoli. Przy naszym przyśpieszeniu przyjąć musimy i w historii formuły Einsteina. Epokowość nasza polega na wymknięciu się z cyklicznych praw historii. Lecimy po stycznej.
DE LA TRÉFOUILLE
wstając
Więc to jest ostatnia epoka? Jak to pan rozumie, panie baronie?
v. PLASEWITZ
Ja wcale tego nie rozumiem. Mówię intuicyjnie, jak artystyczny krytyk. Rozumcie to, jak chcecie, według waszej intuicji. Coś mi się kiełbasi we łbie i ja plotę. Oto jest szczyt filozofii naszych czasów. Poza tym jest tylko rachunek logiczny. Poczucie losu jest pojęciowo niewyrażalne - trzeba to przeżyć - tak mówił Spengler. Dadaizm też trzeba "przeżyć" - tak mówił Tristan Tzara czy inny jakiś piur-blagista. Trwanie też tylko można przeżyć - tak mówił Bergson...
DE LA TRÉFOUILLE
Och...
FIZDEJKO
Nie żadne "och", tylko papa Plasewitz ma rację: teraz to zrozumiałem. - W naszej epoce musimy według szybkości zdarzeń przyjmować czas coraz dłuższy. To się sprowadza do tego, że im dalej brniemy w historię, tym bardziej czas się nam dłuży z powodu nudy.
ELZA
Nudne są tylko takie sformułowania kwestii.
DE LA TRÉFOUILLE
Nieprawda, kniagini. Weźmy znaczenie Rousseau przed naszą rewolucją. W takich ujęciach przygotowują się przyszłe wypadki - są w nich potencjalnie już zawarte...
ELZA
Urojone, mości książę, urojone. Prawdziwych wypadków nie ma już w naszych czasach. Jest jeden rozwlekły wypadek nieprzespanego snu, którym zasnęła ludzkość.
Fizdejko podchodzi do niej i gładzi ją po włosach. Oboje piją wódkę z butelki.
v.PLASEWITZ
Nie używajmy tego obrzydliwego słowa. Dajcie mi pobredzić jeszcze przez chwilę. Wtedy zdaje mi się, że coś jest naprawdę.
ELZA
z nagłym zachwytem
Wszyscy jesteście artystami. W naszych czasach artysta jest synonimem szczątkowego indywidualisty w ogóle. Wy nie malujecie ani piszecie wierszy: wasze życia są cudownymi, tęczowymi haftami na szarym tle naszego złowrogiego w swej nudzie przemijania.
FIZDEJKO
Gdybyż tak było! Ach - wzbudzić w sobie choć na chwilę, choćby nawet we śnie, poczucie uroku Istnienia i umrzeć w śnie takim, zobaczywszy życie z boku jako abstrakcję Czystej Formy! Ach, Elżuniu, czemuśmy nie zajmowali się tym zawczasu! We mnie są jeszcze olbrzymie niewyzyskane pokłady niewiadomego. Choć raz objąć świadomie możliwości te przed śmiercią, spojrzeć na obraz potencjalnego świata!
DE LA TRÉFOUILLE
Spojrzymy tam wszyscy za chwilę. Wy nie rozumiecie Mistrza. Ja jego... i on mnie też... ale nie to chciałem powiedzieć - nowa dyscyplina ducha, polegająca na stwarzaniu nowego "ja" w nas samych, zaczyna się od nieużytecznej potęgi. Ale trzeba to przetrzymać.
FIZDEJKO
Ach - daj pan spokój. Pan jest młody bubek. Potęg nieużytecznych mamy dosyć. Pękamy od tego. Wszystko sprowadza się do tego pytania: jak żyć? Jak najistotniej przeżyć siebie? Ja żyję już siedemdziesiąt lat i jeszcze nie wiem. To był problem Hyrkana. I cóż? Zamordował go jak psa jakiś nędzny malarzyna i popsuł mu całą Hyrkanię.
DE LA TRÉFOUILLE
Hyrkan był głupim konserwatystą. Dawniej ludzie nie pytali o to, jak żyć. Po prostu, jak musieli, a...
FIZDEJKO
Aaaale... panie... Nie mnie będzie pan uczył programowego zbydlęcenia. Ja przeszedłem przez wszystko: przez przeintelektualizowaną bezpośredniość i przez zbydlęcony do ostatnich granic intelekt.
DE LA TRÉFOUILLE
Tak, ale kwestie czysto techno - psychologiczne...
FIZDEJKO
Proszę nie przerywać. Owocem tej ostatniej kombinacji jest moja Janulka, którą poświęcam może dla nędznej komedii. Już i to nawet było: sztuczne królestwa! Ja kocham moją biedną
Janulkę, a ona urzyna się codziennie z tym draniem w mistrzowskim płaszczu. A trzymacie mnie po prostu jak w więzieniu!
Pada na rokokowy fotelik i łka cicho.
Elza zwleka się z łóżka - jest w łatanym różnokolorowym szlafroku - podchodzi do Fizdejki i
obejmuje go.
DE LA TRÉFOUILLE
Biedny stary kniaź. Brak mu tylko tragicznej, śmierci, aby stał się bibelotem lepszym od wszystkich tych świecidełek
Wskazuje na bibeloty na stoliczkach.
v. PLASEWITZ
wstaje z łóżka i tańczy, śpiewając na nutę: "ojra ojra"
Implication is relation
Ram tararampam pam!
Leibniz, Husserl i Bolzano,
Russell, Chwistek i Peano!
Wynikanie jest relacja,
Jest stosunkiem implikacja!
Do you understand? Logika stosunków daje skrzydła - tak mówił Bertrand Russell. A Henryk Poincaré zarzucał mu, że mając skrzydła nie latał na nich wcale. Ja - tym, że jestem ja - dowodzę tego, że A=A. Innych dowodów na to twierdzenie nikt nie znalazł. Niech żyje psychologizm i intuicja! Będę bredził dalej, a ty, mój zięciu, tłumacz mi to na język zrozumiały dla pospólstwa i dla mnie samego. O filozofio, co się z ciebie zrobiło!
Siada na łóżku Elzy i zalewa się gorzkimi łzami.
DE LA TRÉFOUILLE
Nieściśliwość absolutna myśli. Brak jednolitego wyrazu jest w tym wszystkim. Jeden Mistrz uratuje nas od tego i zdołacie jeszcze stworzyć wielką, wspaniałą kompozycję
(w proroczym natchnieniu)
- żywy obraz, który zaćmi Giotta, Botticellego, Matisse'a i Picassa, a jeśli Bóg da i ruszy się to wszystko z miejsca, to tragedia ta przewyższy i po prostu zarżnie wszystkie sztuki sceniczne od początku świata, y compris Ajschylosa i Szekspira. Teraz stanie się cud!
Słychać za sceną gwar i szalony huk wystrzału armatniego.
Okno zakratowane, na lewo, wylatuje i zaczyna dąć przez nie straszliwy wiatr, niosąc co pewien czas tumany śniegu.
(Łatwo można to zrobić przy pomocy miecha dmącego na kupy papierków czy kłaczki bawełny,
które potem mogą być uprzątnięte razem z dywanem.)
Księżna Amalia i Glissander wstają.
GLISSANDER
Niech Bóg broni, aby Seine Durchlaucht Wielki Mistrz Neo-Krzyżaków von und zu Berchtoldingen miał zastać nas w takim stanie. Proszę wstać i momentalnie osuszyć łzy. Panowie wstają chlipiąc i wycierając oczy i nosy w chustki.
De La Tréfouille szybko usuwa ślady gry w karty, notuje na karneciku cyfry i czyści sukno szczoteczką.
Elza zawija na głowę rozpuszczone włosy.
Podczas tego rozmowa następująca.
FIZDEJKO
Jak ja mam z nim mówić? On twierdzi, że mnie kocha, bo jestem jedynym człowiekiem, do którego mógłby się przyczepić, z powodu Janulki i zbydlęcenia mego ludu. Wszelkie próby wykształcenia ludzkości torturami spełzły na niczym. Ubydlęcona dostojność moja puszy się jak kłaczek niewiadomej materii na lekkim błotku rumieńców programowej współczesności. O Wielki Zwrotniczy Światów, nastaw naszą biedną kulkę - planetę na jakiś tor wiodący w przepaść czwartego wymiaru!
DE LA TRÉFOUILLE
To jest metafizyka. Problem przepaści nie istnieje w fizyce pól grawitacyjnych. To tylko my mamy przepaście i kierunki. Czterowymiarowe continuum Minkowskiego nie jest czwartym wymiarem nieuków i matołów.
GLISSANDER
strasznym głosem
Baczność!!!! Teraz naprawdę idzie Wielki Zwrotniczy! Baczność, mówię! Dynamiczne napięcie pierwszej klasy.
Drzwi otwierają się cichutko i wchodzi naczelnik seansów, Der Zipfel.
DER ZIPFEL
mówi cicho i przenikliwie
Czy wszystko w porządku?
GLISSANDER
Tak jest, panie naczelniku.
DER ZIPFEL
uprzejmym ruchem wskazując kniaginię Elzę
Ta pani - zapewne Jej Światłość była kniagini Litwy i Białorusi - zechce pozwolić na powrót do łóżeczka. Jego Durchlaucht nie lubi kobiet rozbebeszonych i źle ubranych.
(Elza posłusznie włazi do łóżka.)
Światełko proszę zgasić i tamte świeczki też.
(Elza gasi elektryczną lampę, de La Tréfouille świecę)
O tak - dobrze. Teraz możemy urządzić przedstawienie oficjalne.
(krzyczy)
Można wejść!!
Drzwi z trzaskiem się otwierają. Za nimi widać błękitne światło. Na scenie zupełna ciemność
prócz migania krwawych płomieni w piecu. Wchodzi Wielki Mistrz von und zu Berchtoldingen.
Czarna zbroja, hełm z zapuszczoną przyłbicą. Czarny pióropusz. Na ramionach ma biały płaszcz
z czarnym krzyżem. Staje przed drzwiami.
Glissander z Księżną biegną szybko za drzwi i wnoszą zielonawofosforycznie błyszczący ekran
(płaskie pudło papierowe z lampkami wewnątrz), i stawiają za Mistrzem, i zamykają drzwi.
FIZDEJKO
wśród ciszy
Gdzie Janulka?
GLISSANDER
Cicho! Córce kniazia jest niedobrze. Za dużo wypiła tej nocy. Trzeźwią ją panny z fraucymeru, to jest z haremu Wielkiego Mistrza. Panowie, jedyni panowie na tej ziemi - a także pewno i na przyległych planetach Marsie i Wenerze - pozwólcie, że was skojarzę oficjalnie dla dokonania ostatniego tworu, o pełnej wartości dawnych czynów naszych rycerzy i w ogóle wielkich ludzi. Kniaź Fizdejko - Wielki Mistrz Neo-Krzyżaków Reichsgraf von und zu Berchtoldingen.
FIZDEJKO
Niech Mistrz nie myśli, że jestem snobem. W moim wieku i przy mojej wiedzy o życiu i historii...
GLISSANDER
Bez wstępów, panie Fizdejko.
FIZDEJKO
Że płatny sługus pozwolił sobie...
GLISSANDER
Do rzeczy, Gienek, do rzeczy. Mistrz nie lubi żadnych kołowań.
FIZDEJKO
A więc, kochany Mistrzu, muszę się przyznać, że nic nie rozumiem. Ani co, ani po co, ani jak. Tajemnica. Jedyny niepokój, który mnie dręczy, to o Janulkę. Kocham moją córeczkę. Wszystkie dzieci spłodzone przez rodziców w późnym wieku są takie nadzwyczajne. Prawda, panie hrabio?
MISTRZ
Muszę przyznać się kniaziowi, że córka jego podbiła mnie zupełnie niesłychanym wprost wdziękiem, szczerością i inteligencją. Nad miarę mądra dziewczynka.
(Fizdejko robi nieokreślony ruch.)
Boi się pan, czy jej nie uwiodłem? Nie - przysięgam na ten miecz. Mam w postaci mego fraucymeru prawie idealny piorunochron czy raczej - ale mniejsza o to - dla moich żądz, przechodzących miarę człowieka w moim wieku...
PLASEWITZ
Mistrzu, tu leży moja córka.
MISTRZ
Ach, przepraszam. Przyzwyczaiłem się w towarzystwie księżnej Amalii nie krępować się niczym.
(podchodzi do Elzy i całuje ją w rękę bardzo długo; nagle)
Ale, ale, panie Fizdejko, czemu pan nie powiedział mi, że pańska żona jest Semitką?
FIZDEJKO
W trzecim pokoleniu, panie hrabio.
MISTRZ
Proszę bez tytułów. Mówmy sobie "ty" po prostu. To ułatwi sytuację. Lubię bardzo wymyślać. Otóż wracając do rzeczy - dość tego przeklętego gadulstwa - to, że o tym nie wiedziałem, popsuło mi masę projektów dodatkowych. Cały antysemityzm będzie musiał być puszczony w formie zamaskowanej. A zresztą Żydów nie trzeba się bać, ani ich nienawidzić, tylko zużywać ich tak, aby sami o tym nie wiedzieli., że są zużywani.
KSIĘŻNA
Trudna to sprawa, Gottfrydzie. Możesz sam być zużyty i jednocześnie przekonany, że nad sytuacją panujesz właśnie ty.
MISTRZ
Wiem sam o tym, moja Anno. Lubię się dociągać do rzeczy niewykonalnych...
FIZDEJKO
Ale Janulka, moja biedna córeczka...
MISTRZ
Wyrzyga się i przyjdzie - już powiedziałem. Serce ma zdrowe. Otóż, nie mam nic przeciw temu un tout petit brin de sang sémite. Dwie są dobre kombinacje: prusko-polska, to znaczy ja - moja matka jest z domu księżniczka Zawratyńska - i litewsko-semicka w odpowiedniej proporcji - nie mówię o Metysach.
GLISSANDER
Eeee - widzę, że panowie nie dogadacie się nigdy. Mistrzu, proszę się streszczać.
MISTRZ
A więc, Eugeniuszu, prosto z mostu: chcesz być królem czy nie? Niestety musimy przeżyć nasze życia do końca w formie artystycznej transformacji współrzędnych albo zmieszać się z motłochem. Prawda w zwykłym znaczeniu jest tu wykluczona. O ten problem rozbiły się już wszelkie wysiłki trzysta lat temu. Ale ja - pośrednio oczywiście - w formie nowych tworów psychicznych - podam całkiem inną definicję Prawdy: niezgodność z rzeczywistością, a przy tym deformacja tej ostatniej. Wzajemne ustępstwa tych dwóch sfer stwarzają coś, co różne jest jak związek chemiczny od swych pierwiastków, od wszystkiego, co było dotąd. Nasze koordynaty to liczby zespolone. Coś z urojenia trzeba dodać - to trudno i darmo - to samo nie przyjdzie. Sam jestem bezsilny z wielu, wielu powodów. Brak mi pewnej prymitywności, która... A otóż i twoja ukochana latorośl.
Dwie panny z fraucymeru wprowadzają Janulkę, ubraną w białą sukienkę balową.
Śnieg wali przez okno hurmami. Tumany dolatują aż do łóżka Elzy.
Wicher wyje ponuro.
JANULKA
Mamo! Wódki! Zmarzłam strasznie na śniegu. Chce mi się bicia w mordę, wbijania na pal - nie wiem czego. Mistrz jest księciem z bajki.
Idzie ku matce i pije z butelki, która stoi na podłodze.
Fizdejko, zachwycony, rozgląda się naokoło szukając uznania.
FIZDEJKO
bijąc się po lędźwiach
Moja krew! Moja krew! Jak Boga kocham. Wszyscy Fizdejkowie byli tacy.
JANULKA
Wy nie wiecie, co to za cudowny człowiek jest Mistrz. To prawdziwy rycerz dawnych czasów. Naprawdę - historia obróciła się zadem do pyska i żre swój własny... ogon. To cud prawdziwy. Mogłabym go uwieść od razu, ale nie chcę. Ja jestem czysta dziewczynka, a on jest duch straszliwy, przeglądający się we mnie jak w magicznym zwierciadle ukazującym przedmiot ze wszystkich stron.
MISTRZ
Zaiste poznałem w sobie głębie, o które wcale siebie nie podejrzewałem. Raczej koronkowe wykończenia fundamentów mojej sztucznej jaźni. Ale o tym później.
v. PLASEWITZ
Czy przemyślałeś już to do dna, panie hrabio? Nie radzę. Jestem zwolennikiem wejrzenia bezpośredniego, czystej pojęciowej bzdury.
MISTRZ
Nie przemyślałem i nie mam zamiaru. Zbyt wiele cudownych rzeczy tu się stało. To szczęście, że poznałem córkę twoją wcześniej niż ciebie, mój Fizdejko. Tę istotną etykietę stworzył dla nas nasz nieoceniony Glissander.
(Małpigiusz kłania się.)
Ale niedosyt dziwności skłania mnie ku światom zapomnianym przez dzisiejszą ludzkość...
(zatyka usta ręką w żelaznej rękawicy)
Co ja powiedziałem? Przy damach? O Boże, co za gafa
(do Der Zipfla)
Also, mein lieber polski czarownik, możesz pan kazać wnieść swoje potwory. Raźniej nam będzie z nimi.
(Der Zipfel wychodzi)
Cierpliwości. Ostrzegam, że mówić będę bezpośrednio. Ten improduktyw poetycki, biedny Małpigiusz
(wskazuje na Glissandera)
ujął moją nieokiełznaną i skiełbaszoną fantazję słów w formy niewzruszone. Przy całej dowolności połączeń pojęciowych śmiem twierdzić...
Wiatr wyje głucho.
FIZDEJKO
Ach, mów już nareszcie, Gottfrydzie. Nie obiecuj, tylko mów! Bebechy mnie bolą od tego oczekiwania, a tyle jest jeszcze przed nami.
MISTRZ
Zaraz - tylko niech wniosą potwory. Etykieta musi być zachowana.
(Dwóch Bojarów wnosi ogromną pakę z desek grubo ciosanych. Za nimi zaraz dwóch innych wnosi drugą pakę. Stawiają paki po obu stronach ekranu. Za nimi ukazuje się Der Zipfel.)
Może trochę światła, kniagini. Proszę zapalić lampkę.
(Elza przekręca guzik. Światło zalewa scenę)
Ta nędza to jest efekt kapitalny jako tło do mojego programu. Nie myślcie, że jestem pijany.
A teraz, książęta zbydlęconej Litwy, otwórzcie paki z potworami.
Bojarzy zaczynają odbijać paki od strony widowni. Odbiwszy z góry i po bokach; przytrzymują pokrywy, czekając na dalsze rozkazy.
JANULKA
Tego jednego obawiam się trochę.
FIZDEJKO
I ja też. Ale skoro Mistrz tak każe - to trudno. Jednak mnie nawet dziecinnych bajek nie oszczędzono na starość. Wszystko muszę przeżyć. Czy ja dziecinnieję, czy co, u diabła starego?
Boję się jak małe dziecko.
MISTRZ
Nie ma żadnej obawy. Mamy przecież między nami szlachetnego Der Zipfla, Wielkiego Czarodzieja i naczelnika najpiękniejszych w świecie seansów. Nie takie potwory on już opanował.
DER ZIPFEL
Tak jest, panie.
(do książąt)
Odwalcie pokrywy, stare niedźwiedzie, i won!!
Bojarzy odwalają pokrywy wśród zgrzytania gwoździ od dołu i z wrzaskiem piekielnego strachu uciekają tłocząc się we drzwiach.
Z pak rozlega się ptasie skrzeczenie.
Wicher dmie.
Śnieg wali przez okno.
KSIĘŻNA
podchodząc
Ach, co za miłe potworki! W nich jest zaklęta tajemnica naszej wspaniałej przyszłości. To są nasze talizmany, maskoty naszych zwycięskich, sztucznych konstrukcji duchowych.
MISTRZ
trochę drżącym głosem
Ja sam widzę je po raz pierwszy. Nowe państwo największej dziczy, złączonej z najwyższą kulturą, jest pewnikiem przyszłej rzeczywistości. Nie ma kultury bez dziczy jako kontrastu.
JANULKA
klęka, łamiąc ręce
Tak się boję, tak się boję!
Potwory wypełzają z pak na swoich podstawach. Ruszają się jak przesuwane flakony.
MISTRZ
Jeśli ze mną będziesz się bać, moja mała, to naprawdę się obrażę. A bez ciebie nie ma nas wcale. Ty jedna łączysz nas, jak jakiś piekielny klajster, w nowy stwór sztucznej rekonstrukcji życia na wierzchołkach nowej metafizycznej potęgi.
v. PLASEWITZ
Chociaż to nic zdaje się nie znaczyć, dobrze jest powiedziane.
JANULKA
klęcząc
Tak się boję, tak się boję!
POTWÓR I
bez prawej ręki; głosem skrzeczącym
Proszę nas postawić bliżej pieca. Zimno nam.
MISTRZ
do wszystkich
Ruszcie się, leniwcy! Pomóżcie potworom. Prędzej!
Fizdejko, de La Tréfouille. Księżna i Glissander pomagają Potworom przesunąć się bliżej ku piecowi.
Der Zipfel podchodzi do okna na lewo i wprawia je na powrót w ramę.
Z pieca, niedomkniętego przez nikogo, bucha czerwony żar tak silny, że przyćmiewa elektryczną lampę.
Świecą wszystkie szpary. Podczas przechodzenia Potworów za łóżkiem Elza zaczyna jęczeć cicho: "Aa, aaa", potem coraz głośniej, aż wreszcie zamiera w dzikim krzyku.
ELZA
A! A! A! Aaa! Aaaa!!!! A!!!!!!!!
v. PLASEWITZ
podchodząc do niej
No - mamy przynajmniej jednego trupa. Moja córka umarła ze strachu.
FIZDEJKO
Zaraz będzie ich więcej. Serce zamiera mi z przerażenia, mimo iż wiem, że we wszystkim tym jest jakaś sztuczka. Piec płonie wszystkimi szparami coraz silniej.
JANULKA
dziko krzyczy, zrywając się z klęczek
Zlitujcie się nade mną!!!
Mistrz podbiega i zakrywa jej usta żelazną rękawicą, i podtrzymuje drugą ręką za talię.
MISTRZ
głosem twardym
Tajemnica wkroczyła między nas. Jesteśmy objęci wieczną, niepoznawalną głębią wszechbytu na nowo - jak dawni ludzie.
v. PLASEWITZ
Więc względność wszystkiego? Dzicz jako tło potęgujące i sztuczne potwory? Deformacja życia! Teraz rozumiem. Za tę cenę zdobywacie życie? To tak jak ze sztuką: za cenę deformacji i dysonansu - nowe formy?
MISTRZ
Nie. To były marzenia królów Hyrkanii. Nie, stanowczo nie; dzicz jest konieczna nie jako tło, tylko jako materiał. Na dziczy wyrośnie cudowny kwiat odnowionej Tajemnicy, możliwość nowej religii, ale nie sztucznej - prawdziwej tak, jak tajemnica mego własnego istnienia. Ale na to musimy się przetransformować.
v. PLASEWITZ
A jeśli dziczy wam zabraknie?
MISTRZ
Dzicz sztuczną wytworzy socjalizm doprowadzony do ostatnich granic. To się już stało u nas, a czy prędzej, czy później stanie się i gdzie indziej.
v. PLASEWITZ
Nie obejdziecie się bez Semitów. Oni, to jest właściwie my, jesteśmy konieczną ramą każdego obrazu przyszłości.
MISTRZ
Semitów mam pod dostatkiem. Sam ich puszczam wszędzie. Wyssiemy ich jak kleszcze.
Milczenie.
POTWÓR II
Dobrze nam tu. Ciepło jest.
v. PLASEWITZ do Potworów
Czy jesteście naprawdę znakami zaświatowych potęg?
POTWÓR I
My nie jesteśmy wcale jakimiś symbolicznymi postaciami. My jesteśmy naprawdę, żyjemy, ciepło nam jest, chcemy jeść.
MISTRZ
Tak, są rzeczywiste jak Tajemnica Bytu, której nie złamie nic: ani system pojęć, ani społeczeństwo, ani...
JANULKA
wyrywając mu się
Ani ty sam, Wielki Mistrzu. Ja kocham moje potwory, moje biedne, kochane monstrumki. Ja się was wcale już nie boję. Zaraz dostaniecie jeść.
Biegnie ku nim i gładzi je po piórach.
Ptasie skrzeki wydobywają się z Potworów.
FIZDEJKO
A więc za cenę jej miłości do mnie i zdrowia jej rozumu mam zdobyć rzeczywistą władzę - ja, złamany starzec na schyłku dni swoich.
MISTRZ I DER ZIPFEL
wskazując na ekran, na którym powoli występuje obraz olbrzymiej głowy Fizdejki w fantastycznej
koronie, rzucony przez magiczna latarnię.
Patrz tam!!!!
FIZDEJKO
Latarnia magiczna! I tego mi nie oszczędzili. Dziecinnieję zupełnie. I boję się, boję okropnie, mimo iż wiem, że macie tu gdzieś ukryty reflektor.
(wstaje z klęczek)
Ale ja też muszę wreszcie zjeść kolację. Chodźmy, państwo.
MISTRZ
Ja zostanę tu z Janulką i wszczepię w jej psychiczny kościotrup jad tajemnic najgorszych.
Pewna doza zła, zwykłego łotrowskiego zła, nie da się uniknąć nawet w naszych wymiarach.
Idzie na lewo ku Janulce i Potworom. Za nim idzie Der Zipfel.
Fizdejko kieruje się ociężale ku drzwiom. Za nim księstwo de La Tréfouille, v. Plasewitz i Glissander.
Lampa gaśnie.
FIZDEJKO
idąc
Krótkie spięcie. I to jeszcze nawet! O, jakże bać się będę dziś przy świecach!
Wychodzą. Der Zipfel stoi na tle płonącego pieca, który trochę przygasa.
MISTRZ
grzmiącym głosem
A teraz precz ze sztucznymi tajemnicami! Janulko, staniesz się w moich psychofizycznych szponach medium urzeczywistnień najgłębszej żądzy przeżycia siebie w sposób najbardziej skondensowany. Ja pęknę chyba z rozkoszy! Ty sama nie przetrzymasz tego: przejdzie przez ciebie prąd psychiki mocnej jak stado słoni.
JANULKA
Tak, tylko przyniosę jeść moim potworom.
Wybiega.
MISTRZ
odsłania przyłbicę i rzuca się na kolana przed łóżkiem, na którym leży trup Elzy; płaczliwym głosem
Po co tu ten trup? Ja jestem zwykły dobry człowiek! Czego wy ode mnie wszyscy chcecie? Czy to ja ją zabiłem? Ja niczego nie chcę! Tylko trochę, trochę odpocząć!
Wybucha histerycznym łkaniem. Ptasi skrzek Potworów.
Der Zipfel robi ruch ręką z góry na dół.