Jazda polska - ebook
Jazda polska - ebook
W czasie poślizgu lepiej kręcić kierownicą jak najwięcej, czy jak najmniej? Czy jazda ekologiczna może być ekonomiczna? Kto jest lepszym kierowcą - mężczyzna czy kobieta (i dlaczego tak często mamy na ten temat błędne mniemanie)? Jak zminimalizować ryzyko utraty koła w ziejącej pośrodku drogi dziurze? Dlaczego najwięcej wypadków zdarza się latem i co możemy zrobić, żeby nam się to nie przytrafiło?
Odpowiedzi na te pytania najlepiej poszukać w książce Kuby Bielaka. Doświadczony instruktor i prowadzący programu „Jazda polska" w TVN Turbo od lat uczy polskich kierowców, jak jeździć bezpieczniej, wygodniej i bardziej oszczędnie. Jego książka to dowód, że nauka bezpiecznej jazdy nie musi kojarzyć się ze stresem. Korzyść z lektury odniesie każdy - kierowca TIR-a i motocyklista, doświadczony kierowca i ten, który właśnie odebrał prawo jazdy. Fachowe porady Bielak przekazuje w przystępny, często też żartobliwy sposób. Obala motoryzacyjne mity, pokazuje, jak wiele możliwości ma kierowca w trudnej sytuacji, daje mnóstwo praktycznych wskazówek w każdym zakresie - od najlepszej wysokości zagłówka aż po sposoby na wydostanie się z głębokiej koleiny, a przy tym nie szczędzi czytelnikowi ciekawostek z historii motoryzacji.
Nauka jazdy jeszcze nigdy nie była tak dobrą rozrywką.
W jednym z odcinków programu „Jazda polska" sprawdzaliśmy efektywność gotowych preparatów i innych, „domowych" sposobów, które miały zapobiegać parowaniu szyb. Testowaliśmy profesjonalny preparat zakupiony na stacji benzynowej, szampon do włosów dla dzieci, alkohol metylowy z gliceryną, piankę do golenia. Nacieraliśmy szybę surowym ziemniakiem i cebulą. Okazało się, że najlepszy efekt dał szampon do włosów. Bardzo skutecznie usunął wszelkie zanieczyszczenia, na których para wodna mogłaby się osadzić. W przypadku cebuli efekt był taki, że dwóch operatorów kamer, dźwiękowiec, producent i ja uciekaliśmy z samochodu, ocierając łzy.
(fragment)
Kuba Bielak stale próbuje odpowiedzieć na pytanie, jak przetrwać na polskich drogach.
„Szkoła Jazdy"
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7747-337-5 |
Rozmiar pliku: | 8,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szanowny Czytelniku, trzymasz w ręku książkę, która jest efektem moich licznych doświadczeń związanych z prowadzeniem samochodu. Piętnaście lat pracy w Akademii Bezpiecznej Jazdy, ponad sto odcinków programu „Jazda polska”, wyemitowanych na antenie TVN Turbo, poświęconych bezpieczeństwu na naszych drogach oraz kilka milionów kilometrów przejechanych autem w różnych warunkach zaowocowały wiedzą, którą chciałbym się podzielić. Trudna sztuka prowadzenia samochodu wymaga od kierowców stałej nauki i odświeżania wiadomości… Świat nie stoi w miejscu, a szczególnie świat motoryzacji. Problem w tym, że ktoś, kto ukończył kurs nauki jazdy, zdał egzamin i otrzymał potrzebne dokumenty, jeszcze do niedawna nie miał jak rozwijać swoich umiejętności. Nadal nie jest z tym najlepiej. Kierowca, który nie zamierza startować w rajdach czy wyścigach, ale po prostu chce się uczyć, by bezpiecznie jeździć i stać się świadomym uczestnikiem ruchu, ma duży kłopot ze znalezieniem wiarygodnych źródeł informacji.
Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych w Polsce powstały pierwsze ośrodki doskonalenia jazdy wychodzące naprzeciw tym oczekiwaniom. Grupa zapaleńców, zdająca sobie sprawę z niedostatecznego poziomu edukacji na kursach nauki jazdy, zaczęła otwierać szkoły dla kierowców chcących uczyć się czegoś więcej niż parkowania. Takie szkolenie musi zatem oferować coś innego niż jazdę po płycie lotniska. Ale co dokładnie? Na czym miałoby polegać? I jak ocenić jego jakość? Te wątpliwości doprowadziły do powołania organizacji, która dba o rzetelność przekazywanej wiedzy. W październiku 2001 roku z inicjatywy Sobiesława Zasady powstało Polskie Stowarzyszenie Motorowe Doskonalenia Technik i Bezpieczeństwa Jazdy zrzeszające szkoły, w których trudnej sztuki prowadzenia auta mogą się uczyć kierowcy posiadający prawo jazdy.
Jednym z podstawowych źródeł wiadomości z różnych dziedzin życia od dawna były wszelkiego rodzaju książki i poradniki. Niestety oferta wydawnicza dotycząca motoryzacji jest bardzo uboga. Dlatego postanowiłem przygotować publikację przeznaczoną dla wszystkich, którzy dostrzegają potrzebę pogłębiania swojej wiedzy, zwłaszcza na temat bezpiecznej jazdy samochodem. Myślę, że z informacji i wskazówek zawartych w tej książce mogą skorzystać zarówno młodzi, niedoświadczeni kierowcy, jak i ci z wieloletnim stażem. Wielbiciele jazdy i osoby, które jedynie od czasu do czasu siadają za kółkiem.
Nie jest to zwykły podręcznik wyjaśniający zawiłości techniki prowadzenia samochodu. Nie jest to również encyklopedia motoryzacji. W trakcie pisania zauważyłem, że nie wszystkie ważne rady zdołam zawrzeć w jednym tomie. Dlatego zdecydowałem się na przygotowanie całego cyklu, którego pierwszą część stanowi ta publikacja. Znajduje się w niej wiele odniesień do programu „Jazda polska”, w którym z przyczyn technicznych nie zawsze możemy wyczerpać poruszany temat. Program trwa zaledwie trzydzieści minut i musi się podporządkować nieubłaganym regułom ramówki telewizyjnej. Poradnik ten jest zatem doskonałą okazją do rozwinięcia i uzupełnienia problematyki poszczególnych odcinków.
Na koniec chciałbym wyrazić wdzięczność osobom, bez których książka ta z pewnością by się nie ukazała. Olbrzymie podziękowania przekazuję Włodzimierzowi Zientarskiemu, który namówił mnie do zajęcia się tematyką bezpieczeństwa ruchu drogowego i z którym wspólnie założyliśmy Akademię Bezpiecznej Jazdy. Dziękuję wszystkim współpracownikom Akademii oraz jej instruktorom, stacji TVN, która zdecydowała się emitować program traktujący w dość nieszablonowy sposób o bezpieczeństwie na drogach, Kacprowi Wyrwasowi, producentowi „Jazdy polskiej”, i wszystkim, którzy tworzą ten program. Największe podziękowania należą się mojemu tacie, który jako pierwszy pokazał mi, na czym polega sztuka odpowiedzialnej jazdy samochodem.Kierowca, samochód, droga, czyli trzy czynniki decydujące o bezpieczeństwie. Czy tylko trzy?
Duży fiat to pierwszy samochód, jakim jeździłem pod okiem ojca na nadwiślańskiej łące. Tamten egzemplarz był zielony, ale rdzy było prawie tyle samo.
Gdy podróżujemy samochodem, rzadko się zastanawiamy, jak dużo czynników wpływa na nasze bezpieczeństwo. Zwykle takie refleksje przychodzą nam do zajętej„ważniejszymi sprawami” głowy, kiedy omijamy miejsce wypadku albo kolizji. Następne trzy lub pięć kilometrów jedziemy trochę wolniej, a nasze myśli krążą wokół bezpieczeństwa na drodze. Jednak bierzemy wtedy pod uwagę jedynie małą część wielkiego zbioru czynników, od których zależy, czy uda nam się cało i bez przygód dojechać do celu.
W pierwszej kolejności koncentrujemy się na innych użytkownikach ruchu i w nich upatrujemy zagrożenia. Bo przecież to oni źle jeżdżą! Ogromnie ważne w tej konfrontacji my-oni jest nasze poczucie wyższości poparte przekonaniem, że to nie my popełnimy błąd. Przy określaniu potknięć, jakie mogą nam się zdarzyć, zawężamy ich zakres. Od czasu do czasu przypominamy sobie o utrzymywaniu odpowiedniej odległości od innych pojazdów (zwykle tych jadących przed nami). Głównie skupiamy się na prędkości uzależnionej od warunków drogowych, bardzo często mylonych z warunkami atmosferycznymi. Na warunki drogowe składa się wiele czynników, takich jak widoczność, pogoda, stan i typ nawierzchni, natężenie ruchu, infrastruktura, przepisy ruchu drogowego, pora dnia lub nocy. A i to tylko niektóre z nich. Przydatna jest również umiejętność rozpoznawania przyczepności nawierzchni. Większość kierowców rozróżnia jedynie dwa jej typy: mokra i sucha. Ewentualnie w zimie – śliska. Ale żeby ocenić przyczepność w jakimkolwiek stopniu, musimy starać się przynajmniej patrzeć na jezdnię.
Na kursie nauki jazdy nie jesteśmy w stanie nauczyć się wszystkiego, co jest przydatne w trudnej sztuce prowadzenia samochodu, mnóstwo wiedzy każdy kierowca czerpie z doświadczenia codziennej jazdy.
Wyobraźmy sobie taką sytuację. Wjeżdżamy w zakręt z dość dużą prędkością, jedziemy przecież po odcinku świeżo wyremontowanym za unijne pieniądze. Czarny, pachnący nowością asfalt zachęca do szybkiej jazdy, przyczepność – bez zarzutu, żadna dziura nam nie grozi, jest równo, słonecznie i sucho. Można gnać. A że wcześniej były znaki ostrzegające o robotach drogowych i ograniczeniu prędkości, to nam nie prze – szkadza. Wokół pusto, ani jednego auta na horyzoncie. Nagle w samym środku zakrętu zauważamy, że na jego końcu koparka zatarasowała przejazd, lecz mamy jeszcze trochę miejsca, żeby wyhamować. Problem w tym, że lewą część drogi pokrywa piach wysypany z wywrotki, a drugą połowę – gruboziarnisty żwir. Pytanie brzmi: na czym szybciej się zatrzymamy? Odpowiedź jest prosta: oczywiście na koparce. Ale jeśli rzeczywiście miałbym uratować auto przed zderzeniem z czymkolwiek, to wybrałbym raczejpiach, który cechuje mniejsza ziarnistość. Gruby żwir zachowałby się jak kulki łożyska i spotęgował efekt poślizgu.
Naturalnie cała sytuacja jest czysto hipotetyczna, ale w podobnej znalazłem się, gdy w młodym wieku
Na naszych drogach można spotkać wiele żwirowych niespodzianek.
podróżowałem po krętych drogach Warmii i Mazur. Oprócz włosów stających dęba i fali krwi napływającej do mózgu pamiętam dylemat, z którym się wtedy zmagałem: piach czy żwir? Postawiłem na piach, myśląc: „Niech się dzieje wola nieba”. Czas na analizy przyszedł dopiero później, kiedy opadły emocje i wypowiedziałem do zzieleniałego ze strachu kolegi siedzącego na fotelu pasażera znane słowa: „Cudem się udało”. Pamiętam jednak, że w ułamku sekundy dotarła do mnie informacja, że mogę wybrać między dwoma rodzajami przyczepności nawierzchni. Fakt, że w ogóle miałem wybór, zawdzięczam temu, że patrzyłem na drogę, starając się analizować jej stan.
Bardzo często szczególnie młodzi, niedoświadczeni kierowcy obserwują jezdnię w specyficzny sposób nazywany digitalizacją drogi. Polega on na tym, że kierowca ogranicza obserwację do analizy toru, jaki tworzy droga. Zupełnie jakby widział ją na ekranie komputera. Ważne jest, żeby jechać po szosie, a nie poboczem, utrzymywać samochód między granicami wyznaczonymi przez skraj asfaltu, dostosowywać prędkość jedynie do układu zakrętów. Krótko mówiąc, sukces zależy od tego, czy i jak długo utrzymujemy się „na czarnym”. To duży błąd. Warto skorzystać z większej liczby informacji, jaką można wyczytać z jezdni, po której jedziemy.
Wszyscy narzekamy na nasze drogi. Są dziurawe, pełne kolein, bez pobocza, źle oznakowane itd. Jest jak jest i nagle się to nie zmieni, więc alternatywa wygląda tak: jadę po nierównej, mokrej nawierzchni, dobierając prędkość odpowiednią do warunków i starając się minimalizować ryzyko uszkodzenia auta oraz utraty przyczepności, lub gnam na zabój po wertepach, klnąc pod nosem na drogowców, którzy mieli wybudować autostrady. Tymczasem nasze zawieszenie woła o opamiętanie, śrubki nadwozia rozkręcają się od drgań, a nasze ABS i ESR ewentualnie inne systemy aktywnego bezpieczeństwa, gdyby mogły, zapewne pukałyby się w czoło, mówiąc: „Gość jest chyba nieźle walnięty?
Jeden z moich ulubionych planów zdjęciowych – stacja demontażu pojazdów Zomis. To tu przeprowadzamy domowym sposobem różne eksperymenty.
Myśli, że my mu tu pomożemy?”. Przesadna wiara w niezniszczalne auto, w które diler nawkładał kilogramów elektroniki i bajerów mających wspomóc nas w opresji, stanowi jedną z przyczyn obniżania granicy ryzyka, jakie jesteśmy skłonni podejmować podczas jazdy.
Żeby cokolwiek mogło działać, musi po prostu być sprawne. Zbyt rzadko zastanawiamy się nad stanem technicznym naszego auta. Okresowe przeglądy i wzrost bezawaryjności samochodów, dzięki osiągnięciom motoryzacji XXI wieku, pozwalają nam ulec wrażeniu, że nasz pojazd jest superbezpieczny, niezużywalny i nafaszerowany elektronicznymi asystentami kierowcy, którzy w razie czego „załatwią za nas sprawę”. Wydaje się, że część prowadzących ogranicza sprawdzenie stanu auta, którym jeżdżą, do rozpoznania rejestracji, modelu i koloru. „Wieczorem zostawiałem je w tym miejscu. Rano tu stoi i nadal jest czerwone. Nic się nie zmieniło, więc nadal musi być sprawne”.
Taka kontrola nie wystarczy. Aby bezpiecznie podróżować samochodem, warto wiedzieć więcej o tym, czym tak naprawdę jeździmy. Dbałość o nasz wóz zazwyczaj wyraża się zamontowaniem spojlera, alufelg i innych bajerów oraz regularnym myciem. A tymczasem zapominamy o podstawach związanych ze stanem technicznym. W nowych samochodach system przeglądów i konieczność otrzymania odpowiedniej pieczątki nieraz załatwia całą sprawę i rozgrzesza nasze sumienie. Ale po drogach nie jeżdżą tylko nowe auta.
O czym zapominamy najczęściej? Przede wszystkim o amortyzatorach. To one decydują o pewności w prowadzeniu samochodu i kontakcie kół z nawierzchnią. Gwałtowne manewry, nierówna nawierzchnia na zakręcie, hamowanie na „tarce” przed światłami. Tutaj skuteczność amortyzatorów ma niebagatelne znaczenie. Zużyte nie tłumią wystarczająco efektywnie i koła odrywają się od nawierzchni, co wydłuża drogę hamowania. A na zakręcie? Jeszcze gorzej. Jeśli nasze koła odrywają się od jezdni, to wylatujemy poza drogę.
Czego się boimy, jadąc samochodem? Najczęściej utraty przyczepności. Na przyczepność wpływają oczywiście nawierzchnia i rodzaj opon, ale równie ważnym czynnikiem są amortyzatory. Od nich zależy nie tylko to, czy w ogóle trafiamy w drogę, lecz także, czy i jak hamujemy.
Żeby móc hamować, musimy oczywiście mieć sprawne hamulce. Ten element to, poza klockami, również tarcze, przewody i najważniejsze: płyn hamulcowy.
O tym ostatnim kierowcy zapominają najczęściej, a to właśnie on odpowiada za skuteczne hamowanie.
Kolejna ogromnie istotna rzecz, równie często bagatelizowana przez rodzimych kierowców, to opony.
Nie chodzi tu jedynie o pamiętanie, że późną jesienią należy zmieniać letnie na zimówki. Opony stanowią naszą wizytówkę. Wszyscy wiemy oczywiście, że są ważne, bo zapewniają kontakt samochodu z nawierzchnią. Właśnie na przykładzie opon najlepiej widać, jak kierowcy dbają o swoje bezpieczeństwo. Kiedy ostatnio przyglądaliście się swoim oponom? Jak często sprawdzacie ciśnienie w oponach? A przecież to podstawa. Niewielki ubytek powietrza może powodować zarzucanie auta przy hamowaniu. Przepisy wspominają, że najmniejsza wysokość bieżnika wynosi 1,6 milimetra, ale taka wartość nie zapewnia nawet minimum bezpieczeństwa, szczególnie na mokrej nawierzchni. Szerzej o oponach opowiem w osobnym rozdziale, bo wymagają szczególnej uwagi. To właśnie one świadczą o właścicielu samochodu, zgodnie z zasadą: „Pokaż mi swoje opony, a powiem ci, jakim jesteś kierowcą”.
Wracając do spraw związanych ze stanem technicznym naszego auta, trudno nam oczywiście za każdym razem, kiedy wyruszamy rano do pracy, urządzać miniprzegląd wszystkich podzespołów, aby wytropić usterkę. Szczególnie w nowych autach wydaje się to zbędne. Warto jednak słuchać samochodu podczas jazdy. Nowy dźwięk to zazwyczaj zapowiedź awarii. Każde auto do nas mówi. Zwłaszcza gdy zmuszamy je do jazdy po dziurawych drogach. Jeśli będziemy słuchać jedynie ryku muzyki w samochodzie, to nie dotrze do nas skrzypienie amortyzatora, z którego właśnie zaczyna wyciekać olej, stukanie drążków stabilizatora, wahaczy itp. O awarii dowiemy się, dopiero gdy przestaniemy utrzymywać tor jazdy albo w momencie gdy podczas hamowania pedał hamulca wpadnie nam w podłogę.
Nie chodzi jedynie o świadomość stanu technicznego pojazdu, którym się poruszamy, lecz także o to, jak traktujemy nasze auto.
Każde auto na swój sposób do nas „mówi”. Podobno na polskich drogach włoskie auta zaczynają krzyczeć po trzech miesiącach, niemieckie po pół roku, a francuskie trzysta metrów po opuszczeniu salonu dealera.
Samochód. Co to takiego, do czego służy i jaką funkcję pełni w naszym życiu?
Przez moment spróbujmy zastanowić się, czym jest dla nas samochód. Odpowiedź na to na pozór banalne pytanie wydaje się prosta. Tak prosta jak jazda autem – przyspieszamy, zwalniamy i skręcamy. Naturalnie jeśli rozpatrujemy tę czynność z punktu widzenia fizyki. Dopiero po głębszej analizie dociera do nas, że ta jazda wcale nie jest taka łatwa. To, co czyni ją zagmatwaną i trudną, to nieskończenie wiele pomysłów kierowców, jak przyspieszać, zwalniać i sterować. Ludzki mózg jest nieprzewidywalny, a każdy człowiek – inny. Stąd wynikają problemy. Tak samo wygląda sprawa z odpowiedzią na nasze „banalnie proste” pytanie.
Po co człowiek wynalazł samochód? Oczywiście w celach transportowych. Pierwotną funkcją auta było szybkie i wygodne przemieszczanie ludzi i ich bagaży z punktu A do punktu B. Wkrótce odkryto jednak inne funkcje, jakie może spełniać samochód.
Jak widać, samochód może również służyć jako kanapa, krzesło lub fotel. Szczególnie na potrzeby programu „Jazda polska”.
Trampolina w hierarchii społecznej
Już w czasach pierwszych wehikułów spalinowych ich właściciele szczycili się mianem „bogacza”, budzili zachwyt i podziw w społeczności. Obecnie samo posiadanie auta nie winduje nas tak szybko do wyższych sfer, ale przecież człowiek wymyślił różne typy pojazdów, które zaczął klasyfikować na lepsze i gorsze. Sąsiad ma malucha, więc my kupujemy poloneza i już daje nam to gwarancję dobrego samopoczucia za każdym razem, gdy zobaczymy z balkonu jego zazdrość, kiedy parkuje obok swój „złom”. Banalne pytanie: „Czym jeździsz?”, rzucone niby mimochodem w towarzystwie, ustawia relację odpowiadającego z pozostałymi rozmówcami. Oczywiście jest ona ściśle uwarunkowana marką, którą wymieni, lub pojemnością silnika, jaką się chwali.
Azyl
Z biegiem lat samo jeżdżenie samochodem zaczęło dostarczać kierowcom coraz to innych emocji. Tempo rozwoju cywilizacyjnego zabrało człowiekowi dużo tak zwanego wolnego czasu. Każda minuta wyrwana z pogoni za karierą, pracą, pieniądzem jest teraz na wagę złota. Skoro i tak spędzamy sporą część życia w aucie, nauczyliśmy się traktować je jako swego rodzaju parasol ochronny przed otaczającą nas pędzącą rzeczywistością. Zamknięcie drzwi w samochodzie automatycznie przenosi nas w inny, lepszy świat… Świat naszych zapachów, dźwięków ulubionejmuzyki, świat, który złudnie kontrolujemy.