- W empik go
Jazda ze Ziurdanką - ebook
Jazda ze Ziurdanką - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 146 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nikt się nie smucił z odjazdu guwernantki, bo jej tu nikt nie kochał; państwo z niej zwykle żartowali, często bardzo uszczypliwie, i nazywali ją Żurdanką; służba zaś i w ogóle chłopstwo ze wsi każdej nauczycielce dawali nazwę Ziurdanki albo Ziurdanicy.
W nocy z 15 na 16 kwietnia różni ludzie w Szczurkowicach spali niespokojnie. Panna Jourdan marzyła o zmianie miejsca i pozycji; Gieńcia rozmyślała o swym wystąpieniu na świecie w długiej sukni; pan Nogietkiewicz dumał przy lampie, jak tu napisać list do siostry. Co wyjął ze szuflady ćwiartkę listowego papieru, to ją zepsuł i listu w żaden sposób ułożyć nie mógł.
Trzeba wiedzieć, iż siostra pana Nogietkiewicza mieszkała niedaleko Pińczowa, on zaś – niedaleko Pilicy. Stosunki rodzinne były pomiędzy nimi dosyć rzadkie, głównie z powodu złej drogi, a także i całorocznych zajęć rolniczych. A jednak wypadało utrzymywać koniecznie owe stosunki, gdyż wiedziano dobrze, iż stara panna musi umrzeć i majątek swój komuś zapisze. Komu? W tym był sęk. Więc wszyscy, jacy byli na świecie, Nogietkiewiczowie starali się wraz z swoimi żonami oraz dziećmi o względy panny Salomei, dziedziczki Sadełka. Niby to pan Błażej Nogietkiewicz ze Szczurkowic miał najwięcej sperandy: on w całej rodzinie, liczącej sześciu synów i trzy córki, był najmłodszy. Nawiasem mówiąc, o starym nieboszczyku Nogietkiewiczu krążył po okolicy dowcip; mianowicie upatrywano pomiędzy nim a patriarchą Noem tę różnicę, iż Noe miał jednego tylko Chama, on zaś – sześciu. Otóż, pana Błażeja przyzwyczajono się jeszcze za życia rodziców pieścić, a przez pieszczotę nazywano go Błahem, Błażkiem, Błażątkiem, Błazenkiem itd. Ci wszyscy Nogietkiewiczowie rozeszli się po świecie. Jedni mieszkali aż pod Częstochową, drudzy pod Kielcami, inni – za Suchedniowem; jeden z nich wyniósł się pod jakąś Mławę, tak że zupełnie zginął z oczu całej rodzinie. Tylko więc Błażuś i Salusia ciągle byli sobie najbliżsi; przeto najżywsze, o ile można, uczucia wymieniały Szczurkowice ze Sadełkiem, a Sadełko ze Szczurkowicami. Wymiana taka przynajmniej pięć lub sześć razy w roku miała miejsce, gdyż i dla tych serc, płonących ogniami rodzinnej miłości, ciężką do przebycia była blisko ośmiomilowa przestrzeń, bardzo błotnista zwykle.
Szkoła wyższa realna w Kielcach miała zaszczyt wychowywać wszystkich potomków płci męskiej rodu Nogietkiewiczów. Ale skałą, o którą się rozbijały intelektualne wysiłki tych filarów społecznych, była trzecia klasa, a w trzeciej klasie – tak zwana reguła trzech oraz podobieństwo, proporcjonalność i symetryczność figur geometrycznych. Niektórzy z nich w drugiej już klasie zapuszczali brody i wąsy, a przeto nie potrzebowali trzeciej klasy, aby w niej dojrzewać. Błażuś wszakże wykazywał wyższe zdolności i po sześciu latach mozolnych studiów nad realiami wyszedł z trzeciej klasy, unosząc na łono rodziny cenzurę, w której, oprócz nauki religii, rysunków i kaligrafii, w reszcie przedmiotów okazał postępy małe i mierne.
Nie należy się też dziwić, iż w nocy z 15 na 16 kwietnia pan Błażej miał kłopot z napisaniem listu do siostry. Według starego programu nauki, trzecia klasa traktowała składnię, a dopiero czwarta – stylistykę. Bądźże tu mądrym ze składnią, gdy przyjdzie napisać list prawdziwie obywatelski!… Z tym wszystkim dziedzic Szczurkowic zaczął kaligrafować: „Najdroższa Siostrzyczko!…”
Ale naraz okropne wątpliwości powstały w jego głowie, co się tyczy ortografii wyrazów: najdroższa i siostrzyczka… Wziął świeżą ćwiartkę papieru listowego i napisał po prostu: „Ukochana Siostruniu!”
Ale co dalej pisać?…. Wielkie są cierpienia płodzącego umysłu!
Niech słynie pan Błażej Nogietkiewicz, który, choć się nigdy nie uczył stylistyki, napisał do siostry list wcale dobry. Boć stylistyka – to także ćwiek… List brzmiał:
„Bóg najlepszy udziela nam tu zdrowia. Posyłam Ci wanienkę z karpiami własnego chowu i wyborną szynkę, którą można jeść na surowo. Marylka, oprócz serdecznych uścisków, przesyła Ci
dwa garnce suszu i półtrzecia wianka grzybów prawdziwych; chciała Ci posłać i słoik marynowanych rydzyków, ale zwietrzały. Gieńcia całuje rączki Najmilszej Ciotuni i przesyła dwa roczne kotki: Bielusię i Czarnusia. Przy tym jedzie do Ciebie nieoszacowana Żurdanka, której wszyscy prosimy i zalecamy, ażeby tak w dzień, jak w nocy, czuwała nad zdrowiem Ukochanej Siostruni."
Nareszcie autor listu podpisał się zamaszyście, posypał swoje skrzydlate słowa popiołem z papierosa i szczęśliwy z czynu udał się na spoczynek.
Rano, jeszcze ciemno było, a już ekonom kręcił się około dworu, karbowy znowu około stodół, podczas gdy fornal, Łukasz Stokłosa, wytoczył z wozowni jakąś landarę, grat starożytny, i drapiąc się w głowę, nad czymś rozmyślał.
We dworze odbyła się narada między dziedzicem a ekonomem, panem Jabłuszko, którą to naradę pan Błażej tak zakończył: