- promocja
- W empik go
Jedenaście tysięcy pałek, czyli miłostki pewnego hospodara - ebook
Jedenaście tysięcy pałek, czyli miłostki pewnego hospodara - ebook
Książka zawiera drastyczne sceny erotyczne. Przeznaczona jest wyłącznie dla dorosłych czytelników.
Lubieżna zabawa, prześmieszne przygody rumuńskiego arystokraty, który przyjeżdża do Paryża w poszukiwaniu przygód, sławy i seksualnego zaspokojenia zachwycają humorem i odwagą w opisie orgii. To także pastisz literatury wyklętej, dzięki talentowi Apollinaire'a podniesiony do rangi wybitnej prozy.
Książka „Jedenaście tysięcy pałek, czyli miłostki pewnego hospodara” powstała w 1907 roku. Poeta bardzo potrzebował pieniędzy, napisał więc dwie książki erotyczne. Pablo Picasso nazwał „Les Onze Mille Verges ou les amours d'un hospodar” arcydziełem. “Jedenaście tysięcy pałek, czyli miłostki pewnego hospodara” ukazują się w świetnym przekładzie Marka Puszczewicza, tłumacza m.in. prozy Borisa Viana.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7747-279-8 |
Rozmiar pliku: | 939 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Guillaume Apollinaire naprawdę nazywał się Wilhelm Apollinaris Kostrowicki. Ten francuski krytyk sztuki i poeta polskiego pochodzenia wywarł znaczny wpływ na awangardę modernistyczną. Jego nazwisko łączy się z takimi ruchami jak kubizm, futuryzm czy surrealizm. W 1913 roku opublikował zbiór wierszy Alcools. Straciwszy zdrowie w wyniku ran wojennych odniesionych w 1916 roku, zmarł dwa lata później.1
Bukareszt to piękne miasto, gdzie zdają się mieszać Orient z Zachodem. Jeśli weźmie się pod uwagę położenie geograficzne, to jest się jeszcze w Europie, lecz patrząc na pewne obyczaje tego kraju, na Turków, na Serbów i inne macedońskie rasy, których malownicze próbki dostrzega się na ulicach, można stwierdzić, iż jest to już Azja. A jednak to kraj łaciński, a żołnierze rzymscy, którzy go skolonizowali, niewątpliwie stale zwracali się myślą ku Rzymowi, będącemu w owych czasach stolicą świata i wszelkiej elegancji. Owa nostalgia za Zachodem udzieliła się ich potomkom: Rumuni myślą nieustannie o mieście, gdzie luksus jest rzeczą naturalną, a życie płynie wesoło. Lecz Rzym postradał swe splendory, król miast odstąpił koronę Paryżowi, nic zatem dziwnego, że wskutek atawistycznego fenomenu myśl Rumunów zwraca się ustawicznie ku Paryżowi, który tak godnie zastąpił Rzym na czele wszechświata.
Podobnie jak inni Rumuni, piękny książę Valkutascu śnił o Paryżu, Mieście-Światłości, w którym wszystkie kobiety są równie piękne jak i łatwe. Gdy chodził jeszcze do gimnazjum w Bukareszcie, wystarczyło mu pomyśleć o jakiejś paryżance, po prostu o paryżance, by jego wierny sługa wzniósł się natychmiast, zmuszając go do oddania się powolnemu, błogiemu onanizmowi. Później zwiedzał liczne zadki i przodki rozkosznych Rumunek, lecz czuł wyraźnie — potrzebował paryżanki.
Mony Valkutascu pochodził z bardzo bogatej rodziny. Jego pradziad był hospodarem, co we Francji odpowiada tytułowi podprefekta. Owa godność przeniosła się z nazwy do rodziny i zarówno dziad, jak i ojciec Monyego nosili tytuł hospodara. Również Mony Valkutascu winien był się nim posługiwać na cześć swego przodka.
Lecz on przeczytał dość francuskich romansów, by umieć kpić sobie z podprefektów: „No proszę — mawiał. — Czy to nie śmieszne mówić o sobie, iż jest się podprefektem tylko dlatego, że był nim dziad? To po prostu groteskowe!”. Aby stać się mniej groteskowym, zastąpił tytuł hospodara-podprefekta mianem księcia. „Oto — zakrzyknął — tytuł, który może przechodzić z ojca na syna. Hospodar to funkcja administracyjna, lecz słuszne jest, aby ci, co wyróżnili się w administracji, mieli prawo do noszenia jakiegoś tytułu. Oto uszlachcam się sam. W gruncie rzeczy jestem własnym przodkiem. Moje dzieci i wnuki będą mi za to wdzięczne”.
Książę Valkutascu był mocno związany z wicekonsulem Serbii, Vzvodanem Dupciciem, który — jak niosła po mieście wieść — chętnie nadziewał czarującego Mony'ego. Pewnego dnia książę ubrał się starannie i ruszył do konsulatu Serbii. Na ulicy wszyscy mu się przyglądali, a kobiety wpatrywały się w niego, mówiąc: „Cóż za paryski wygląd!”.
Książę Valkutascu szedł bowiem w sposób, który w Bukareszcie uznany jest za paryski, a mianowicie drobnym kroczkiem, kręcąc przy tym tyłkiem. Jest to doprawdy czarujące! I gdy jakiś mężczyzna maszeruje tak po Bukareszcie, żadna kobieta mu się nie oprze, choćby nawet była małżonką samego premiera.
Przybywszy pod drzwi konsulatu Serbii, Mony szczodrze obsikał fasadę i zadzwonił. Otworzył mu Albańczyk odziany w białą tunikę. Książę Valkutascu wszedł pośpiesznie na pierwsze piętro. Wicekonsul Vzvodan Dupcić w swym salonie był nagi. Ze sługą na baczność leżał na miękkiej sofie, tuż obok niego spoczywała Mira, czarnowłosa Czarnogórka, i łaskotała go po jajach. Również była naga, a ponieważ się nachyliła, wypinała piękną, okrągłą pupkę, śniadą i mechatą, na której delikatna skóra była tak napięta, iż omal nie pękła. Pomiędzy dwoma pośladkami ciągnęła się szczelina, wcięta głęboko i czarno obrośnięta, gdzie można było dostrzec zakazaną dziurkę, okrągłą jak pastylka. Niżej jawiły się uda, długie i muskularne, a ponieważ pozycja zmuszała Mirę do ich rozchylenia, dało się dostrzec wzgórek, pulchny, soczysty, przepołowiony i ocieniony gęstym, całkiem czarnym zagajnikiem. Gdy wszedł Mony, nawet nie zwróciła na niego uwagi. W drugim kącie, na szezlongu, dwie piękne dziewczyny o sporych zadkach mechrały się, wydając ciche „Ach!” z rozkoszy. Mony szybko pozbył się odzienia, po czym, z członkiem wyprężonym jak struna, rzucił się na dwie lesbijki, próbując je rozdzielić. Lecz jego dłonie ześlizgiwały się z wilgotnych gładkich ciał, wijących się jak węże.
Toteż widząc, jak pienią się w ekstazie i nie mogąc ich od siebie oderwać, zaczął okładać otwartą dłonią wielki biały tyłek, który znajdował się w zasięgu jego ręki. Ponieważ to zdało się podniecać w wyraźny sposób jego właścicielkę, zaczął walić ze wszystkich sił, tak, że ból wziął górę nad rozkoszą i dziewczyna, której piękny biały zad zmienił się w różowy, podniosła się ze złością, mówiąc:
– Łajdaku, książę chędożony, nie przeszkadzaj nam, nie chcemy twego wielgachnego pala. Daj tego lizaka Mirze, a nam pozwól się kochać. Prawda, Zulme?
– Prawda, Tone! — odparła druga dziewczyna.
Książę napiął swego potężnego naganiacza i krzyknął:
– Ja wam dam, łajdaczki, zawsze jestem gotów wsadzić wam rękę w tyłek!
Po czym schwyciwszy jedną z nich, usiłował pocałować w usta. To była Tone, piękna brunetka, na której całkiem białym ciele, w różnych interesujących miejscach, przycupnęły śliczne pieprzyki, podkreślając biel skóry. Twarz miała również białą, a pieprzyk na lewym policzku czynił wygląd tej pełnej wdzięku dziewczyny jeszcze ponętniejszym. Pierś miała zdobną dwoma wspaniałymi cycuszkami, twardymi jak marmur, z niebieskawymi otoczkami, na czubkach których tkwiły delikatne różowe sutki. Prawa pierś była ślicznie upiększona małym pieprzykiem, który siedział na niej jak sztucznie przypięta muszka.
Mony Valkutascu, trzymając dziewczynę w uścisku, przełożył ręce pod jej tłusty zadek, podobny do pięknego melona, co mógł wyrosnąć w blasku słońca, jakie świeci o północy, był bowiem tak biały i pełny. Każdy z pośladków wyglądał niczym wyciosany z jednego bloku nieskazitelnego kararyjskiego marmuru, uda zaś, schodzące w dół, okrągliły się jak kolumny greckiej świątyni. Lecz jakaż różnica! Uda były ciepłe, a pośladki chłodne, co jest oznaką dobrego zdrowia. Klapsy nieco je zaróżowiły, tak, że można było powiedzieć, iż są uczynione ze śmietany z malinami. Widok ów podniecał nieszczęsnego Valkutascu do granic wytrzymałości. Jego usta ssały na przemian jędrne piersi Tone bądź też, trafiając na szyję lub ramię, zostawiały na nich soczyste maliny. Ręce mocno trzymały jędrne pupsko, twarde i mięsiste jak arbuz. Obmacywał te królewskie pośladki i nagle wsunął palec wskazujący w znajdującą się pomiędzy nimi dziurkę, której wąskość go zachwyciła. Jego potężny róg, sztywniejąc coraz bardziej, usiłował zrobić wyłom w czarującym, koralowym wzgórku, porośniętym czarną, lśniącą grzywą. Krzyknęła do niego po rumuńsku: „Nie, na pewno mi go nie wsadzisz!”, wymachując pięknymi udami, okrągłymi i pulchnymi. Wielki członek Mony'ego dotknął już swym czerwonym i rozpalonym łbem wilgotnego otworu Tone. Tej udało się jeszcze wyrwać, lecz wymykając się, puściła bąka, nie zwykłego bynajmniej, lecz bąka o krystalicznym brzmieniu, który wywołał u niej gwałtowny, nerwowy śmiech. Opór jej osłabł, uda rozchyliły się, a krzepki pachołek Mony'ego schował już głowę w otworze, kiedy Zulme, przyjaciółka Tone i jej partnerka od safizmu, schwyciła gwałtownie Mony'ego za jądra i zacisnąwszy je w swej małej dłoni, sprawiła mu taki ból, że dymiący organ wyskoczył ze swojej siedziby ku wielkiemu niezadowoleniu Tone, która zaczęła już poruszać wielkim tyłkiem, wieńczącym jej wąską talię.