Jedna chwila zapomnienia - ebook
Jedna chwila zapomnienia - ebook
Pierwszy dzień w nowej pracy nigdy nie jest łatwy. Dla Bree był jednak wyjątkowo stresujący. Okazało się, że zna ordynatora kardiochirurgii, Diega, z którym ma współpracować przy operacjach. To mężczyzna, którego kilka tygodni wcześniej poznała w hotelowym barze i z którym spędziła niezapomnianą noc. Wtedy w jego ramionach czuła się piękna i bezpieczna. Teraz w jego obecności czuje się niezręcznie, bo Diego utrzymuje dystans. W końcu Bree zbiera się na odwagę i postanawia zrobić pierwszy krok...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-9502-4 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Była już bardzo zmęczona czekaniem. W głowie kłębiły jej się różne pytania, żołądek był ściśnięty. Drzwi za jej plecami zaskrzypiały.
Breandan Frost drgnęła i poczuła niepokój. Jest tutaj. Będą mogli porozmawiać jeszcze przed ślubem. O ile w ogóle do tego ślubu dojdzie.
Odwróciła się szybko. Długa biała sukienka zaszeleściła wokół kostek.
Ale to nie był Sergio.
Na widok zmartwionej twarzy ojca zmusiła się do uśmiechu. Stał dumnie wyprostowany, ciemny smoking wyglądał na nim jak kolejny wojskowy mundur.
– Tato, nie mogę już więcej o tym rozmawiać. Nie teraz. Proszę.
Ojciec przyszedł do garderoby przed jakąś godziną. Pocałował mamę w policzek i zapytał, czy mógłby porozmawiać sam na sam z córką.
Bree spodziewała się czegoś w rodzaju podnoszącej na duchu przemowy, tymczasem ojciec wyciągnął tabloid z wielkim nagłówkiem: „Hotelowy potentat oskarżony o pranie pieniędzy!”.
Naraz wszystko stało się jasne. Zrozumiała, dlaczego Sergio otaczał swoje interesy aurą tajemnicy. W ciągu ostatniego miesiąca niepokoiło ją to coraz bardziej.
W artykule zamieszczono jego zdjęcie w nowojorskiej restauracji w towarzystwie pięknej blondynki. Na twarzy miał szeroki uśmiech. Drugie zdjęcie przycięto i powiększono: bosa stopa kobiety owijała się wokół kostki narzeczonego Bree.
Gazeta wciąż leżała na toaletce, przy której Bree robiła sobie makijaż. Kiedy Sergio przybędzie do kościoła, o ile w ogóle się pojawi, od jego wyjaśnień będzie zależało, czy ona zgodnie z planem pójdzie z nim wzdłuż nawy, czy skieruje się w przeciwną stronę.
– Przykro mi, kochanie, ale nie przyszedłem tu, żeby rozmawiać o tym, co Sergio zrobił lub czego nie zrobił.
Musiało się stać coś bardzo złego.
– O co chodzi? Czy z mamą wszystko w porządku?
– Nic jej nie jest, tylko… – Ojciec przegarnął siwe włosy. – Sergio zaparkował przed kościołem i…
Zacisnęła zęby, gdy uderzyła ją kolejna fala mdłości.
– Myślałam, że mnie wystawi do wiatru. I może tak byłoby lepiej.
Dorastała jako dziecko amerykańskiego oficera wojskowego stacjonującego we Włoszech i czasem czuła się przez to zagubiona, jakby nie pasowała do żadnego z tych krajów. Kochała jednak Włochy i przed ośmioma laty podjęła trudną decyzję, by tu pozostać i studiować.
Wkrótce po powrocie z miesiąca miodowego miała rozpocząć swoją pierwszą pracę w roli perfuzjonistki.
Miesiąc miodowy. Miała ochotę wybuchnąć ironicznym śmiechem. Wszyscy wiedzą, że tabloidy kłamią. A jednak dowiedziały się o jej zaręczynach, jeszcze zanim powiedzieli o tym rodzicom.
Ojciec milczał, zmusiła się więc, by zapytać:
– Gdzie on jest?
– Usiądź, kochanie.
– Nie, nie chcę siadać. Po prostu mi powiedz.
Suknia ślubna naraz wydała jej się za ciasna. Całe powietrze uszło z płuc.
Odsunęła welon z twarzy, nie dbając o to, czy uszkodzi delikatną koronkę, i jej głos opadł do szeptu:
– Powiedz mi, tatusiu. Proszę.
– Nie wiem, gdzie on jest. Może zobaczył gazety. Jakieś dwadzieścia minut temu odjechał i nie wrócił.
Zamrugała, próbując zrozumieć, co mówi ojciec. Mieszkali we Włoszech od niemal dwudziestu lat. Bree zawsze wiedziała, że ojciec może z dnia na dzień zostać przeniesiony gdzie indziej, i nauczyła się nie przywiązywać do niczego ani do nikogo.
Ale Sergio, dyrektor finansowy wielkiej sieci hoteli, zawrócił jej w głowie do szaleństwa.
Niestety, jedna z neapolitańskich gazet wpadła na trop ich burzliwego romansu.
– Próbowałem dzwonić na jego komórkę, ale nie odbiera.
Ślub był już opóźniony. Przed kościołem czekali dziennikarze z kamerami i mikrofonami. Na pewno widzieli przyjazd, a następnie odjazd Sergia.
– Czy mama o tym wie?
– Nie. Nie miałem serca jej powiedzieć. Rano była taka szczęśliwa.
W policzku ojca zadrgał mięsień, a w duszy Bree zawrzał gniew. Sergio robi to nie tylko jej, ale również jej i swojej rodzinie! Odwróciła się do toaletki, pochwyciła telefon i znalazła numer narzeczonego.
Odebrał po czterech sygnałach.
– Serge? Gdzie jesteś? Musisz przyjechać do…
– Przepraszam, _signorina_, przy telefonie funkcjonariusz Cardulla. Czy mogę wiedzieć, z kim rozmawiam?
To nie był głos jej narzeczonego. Choć niemal całe życie spędziła we Włoszech, nie potrafiła zrozumieć, co ten mężczyzna mówi. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Sergia zatrzymała policja.
Zaczęła się bać. Więc gazety się nie myliły? Aresztowano go?
– Mówi jego narzeczona, Bree Frost. Czy mogłabym porozmawiać z Sergiem?
– Niestety, to niemożliwe.
– D…dlaczego nie?
– Pani narzeczony zginął piętnaście minut temu w wypadku. Proszę tu przyjechać, chcielibyśmy z panią porozmawiać osobiście.
Zginął? Sergio nie żyje? Mgła zasnuła jej oczy i wniknęła w duszę.
Sergio nie przyjedzie do kościoła – ani teraz, ani nigdy. Zaczęła się niedorzecznie zastanawiać, czy blondynka ze zdjęcia będzie opłakiwać jego śmierć.
Telefon wypadł jej z ręki i stuknął o kafelki na podłodze. Wciąż dochodził z niego głos policjanta.
Po jej twarzy popłynęły łzy. Kiedy ojciec bez słowa przyciągnął ją do siebie, wcisnęła twarz w jego nowiutki smoking i zaniosła się szlochem.
Opłakiwała marzenia, które miały się nigdy nie spełnić. Płakała nad rodziną i przyjaciółmi Sergia, którzy w tej chwili siedzą w wielkiej katedrze i czekają, aż ujrzą jego uśmiechniętą twarz.
Ale przede wszystkim płakała dlatego, że nie potrafiła przejrzeć go wcześniej.
Już nigdy więcej nie da się nabrać na przystojną twarz i przekonujące kłamstwa. Od tej chwili będzie się miała na baczności. Zablokuje arterię zasilającą ośrodek miłości w mózgu i będzie się kierować wyłącznie rozsądkiem.
Ale teraz wszystko w niej się wyrywało, by uciec jak najdalej stąd.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Sycylia.
Bree wysiadła z samolotu w Katanii niecałe sześć tygodni po powrocie z podróży poślubnej, którą odbyła sama. Ojciec wyprowadził ją z kościoła tylnym wyjściem, żeby uniknąć fotografów zgromadzonych z przodu.
Zdesperowana postanowiła polecieć na wyspę i zaszyć się w apartamencie dla nowożeńców.
Pierwszego wieczoru zeszła do hotelowego baru i wypiła o jeden drink za dużo. Kiedy ciemnowłosy mężczyzna o intensywnym spojrzeniu przysunął się do niej wraz ze stołkiem, odwróciła się do niego, chcąc zagłuszyć ból.
Nie wiadomo kiedy znalazła się w łóżku w swoim apartamencie i zatraciła się w jego ramionach.
O dziwo, to spotkanie pozwoliło jej przejść przez najgorsze chwile, kiedy kolumny plotkarskie doniosły, że Sergio miał kochankę. Dziewczyna twierdziła, że była jego jedyną prawdziwą miłością i miał zamiar porzucić dla niej narzeczoną. Jego rodzina twierdziła, że to wszystko kłamstwa, i pozwała tabloidy.
Ale to nie miało znaczenia. Zostawiła już za sobą Neapol i życie, które zaplanowała z Sergiem.
Pod wpływem impulsu złożyła podanie o pracę w szpitalu w Katanii i zdumiała się, gdy odebrała telefon w dniu powrotu z miesiąca miodowego.
Przyjęli jej propozycję, ona też chciała tam pracować, więc przyleciała.
Gdy samolot zbliżał się do wyspy, z Etny uniosły się smużki dymu, jakby wulkan chciał godnie ją powitać. Dwuskrzydłowe drzwi lotniska rozsunęły się i uderzyła ją fala gorąca.
Pierwszy dyżur w szpitalu miała już za dwa dni. Znalazła też pokój w hotelu. Ale tym razem będzie mądrzejsza. Żadnych więcej przygód na jedną noc ani romansów z mężczyznami takimi jak Sergio.
Przyjechała tu do pracy, aby uniknąć myślenia o przeszłych błędach, i zdecydowana była uczynić Sycylię swoim domem.
Diego Pintor wszedł do sali operacyjnej, gdzie miał przeprowadzić pierwszy poważny zabieg tego ranka: wymianę zastawki aortalnej u trzydziestoletniej Sary Nirvany. Odsunął świeżo wyszorowane ręce od ciała i czekał, aż pielęgniarka założy mu rękawiczki, a potem podszedł do stołu operacyjnego i przywitał skinieniem głowy swój stały zespół.
Przy panelu płucoserca siedziała nowa perfuzjonistka, regulując pokrętła. Powiedziano mu, że pochodzi z Neapolu.
Podniosła wzrok i jej żywe zielone oczy na jego widok otworzyły się nieco szerzej. Była już w czepku i masce, więc nie widział jej dobrze, ale coś przyciągnęło jego uwagę.
Pacjentka była już uśpiona, mostek miała odsłonięty i otoczony chustami chirurgicznymi. Wszyscy członkowie zespołu zajęli swoje pozycje. Diego znów spojrzał na perfuzjonistkę.
Powinien się przedstawić, powitać ją w zespole i w szpitalu, ale mógł to zrobić później. W tej chwili miał przed sobą zadanie do wykonania.
Zbliżył się do uśpionej pacjentki, szybko odmówił w duchu rytualną modlitwę, poprosił o pierwszy instrument i wykonał nacięcie.
Piętnaście minut później odsłonił serce. Zawsze zdumiewało go to, jak bardzo wszystkie funkcje ciała polegają na tym jednym narządzie.
Perfuzjonistka patrzyła na niego wyczekująco. Skinął głową.
– Czy możemy zrobić obejście?
– W każdej chwili – odpowiedziała.
Jej akcent wskazywał, że pochodzi z okolic Neapolu, ale kryło się w nim coś jeszcze – coś znajomego. Mógłby przysiąc, że słyszał już gdzieś ten głos, ale to było niemożliwe. Urodził się i wychował w Katanii, wyjeżdżał stąd tylko kilka razy w trakcie robienia specjalizacji, więc ich ścieżki nie mogły się przeciąć.
Otrząsnął się z dziwnego déjà vu, przygotowując pacjentkę do przejścia na sztuczne krążenie.
Pięć minut później jej serce znieruchomiało.
– Będę potrzebował zastawki dawcy, gdy tylko przesunę zastawkę płucną.
Diego był jedynym chirurgiem na Sycylii, który wykonywał skomplikowaną procedurę Rossa. Zastawkę aortalną zastępowano własną zastawką płucną pacjenta, a następnie stosowano zastawkę dawcy do zastąpienia zastawki płucnej. Zaletą tej procedury było to, że zastawka dawcy nie musiała znosić obciążenia dużą objętością krwi przepływającej przez aortę.
Ostrożnie uwolnił zastawkę płucną, przyszył ją w nowym miejscu i spojrzał na perfuzjonistkę.
– Jak nam leci?
Napotkała jego spojrzenie i dostrzegł w jej oczach błysk paniki.
– Co jak nam leci?
Zdał sobie sprawę, że nie zrozumiała, o co pyta. No tak, przecież to jej pierwsza praca.
Stłumił zniecierpliwienie.
– Jak długo jest na zewnętrznym krążeniu?
– Ach, naturalnie. – Spojrzała na zegar. – Czterdzieści pięć minut.
Im dłużej pacjent był podłączony do zewnętrznego krążenia, tym większe było ryzyko, że coś pójdzie nie tak lub że serce nie uruchomi się ponownie.
Mieli jeszcze trochę zapasu. Diego skinął głową, zmarszczył brwi i odkrył, co go niepokoi w tej kobiecie. Zastępowała Miriam Steffani, która właśnie urodziła dziecko i postanowiła nie wracać do pracy przez nieokreślony czas.
Diego już dawno podjął decyzję, że nie będzie miał dzieci ani stałych związków. Jako jedyny chirurg na wyspie, który wykonywał ten konkretny zabieg, był bardzo poszukiwany. Nie chciał żyć jak jego ojciec, który przez cały czas pracował, oczekując, że jego żona samodzielnie wychowa dwóch synów.
Diego uwielbiał swoją pracę. Kiedyś z powodu napiętego harmonogramu opuścił urodziny swojej dziewczyny, a kiedy ta znalazła pociechę w ramionach innego mężczyzny, zrozumiał, że nie może mieć jednego i drugiego. Byłby egoistą, myśląc, że jest inaczej.
Jeszcze raz zerknął na perfuzjonistkę, a potem przeniósł spojrzenie na otwartą klatkę piersiową.
– Jestem gotów na zastawkę dawcy.
Czasami używano zastawki pobranej od świni lub krowy, ale tym razem w ostatniej chwili okazało się, że dostępne jest ludzkie serce. To mogło oznaczać, że leki rozrzedzające krew nie będą potrzebne.
Pielęgniarka odpowiedzialna za zastawkę ostrożnie wyjęła ją z pojemnika.
– Dobrze, zaczynamy.
To była najdelikatniejsza część operacji. Diego miał nadzieję, że zastawka zastępcza – która nie zawsze była dokładnie dopasowana rozmiarem – da się wszczepić na miejsce przy jak najmniejszych korektach.
Przyjrzał się otworowi w sercu. Zastawka była może o włos za duża, ale byłoby gorzej, gdyby była znacznie mniejsza od zastawki pacjenta.
Ostrożnie ułożył ją na miejscu, dokonał niewielkiej korekty i zażądał nici. Robił drobne równe szwy, sprawdzając napięcie każdego z nich, by nie pozostały luki, które mogłyby później spowodować krwawienie.
Chciał uzyskać gładkie połączenie, które nie sprzyjałoby tworzeniu się skrzepów krwi.
Dwadzieścia minut później nowa zastawka znalazła się na miejscu. Dwukrotnie sprawdził obydwa wszczepy i przygotował serce pacjentki do przywrócenia krążenia.
– Przywróćmy przepływ krwi.
Perfuzjonistka skinęła głową. Razem przeszli przez sekwencję czynności i w ciągu minuty serce podjęło akcję, chociaż nie pompowało jeszcze krwi. To miało się stać w ciągu następnej minuty.
Diego jeszcze raz sprawdził, czy rytm jest równomierny, po czym powiedział:
– Przekierowanie przepływu do serca.
Pierwsza komora serca wypełniła się i przepompowała krew bez przecieku w żadnym ze zszytych naczyń. Czekali jeszcze dwie minuty, po czym Diego nakazał:
– Odłączamy wsparcie.
Przejście przebiegło płynnie. Perfuzjonistka przekierowała krew do naprawionego serca pacjentki. Diego uśmiechnął się do niej.
– Dobra robota, dziękuję.
Usunął rozpórki żeber, ponownie połączył mostek, zszył warstwy mięśni i tkanek. Gotowe.
Spojrzał na zegar. Pięć godzin. Nieźle jak na wymianę dwóch zastawek.
Cofnął się o krok, by pielęgniarki mogły uprzątnąć pole operacyjne.
– Dobra robota. – Powiódł wzrokiem po wszystkich twarzach. Na niektórych zauważył zmęczenie.
Perfuzjonistka przepłukiwała rurki i wyrzucała jednorazowe części. Tym razem nie podniosła wzroku. Nie szkodzi, złapie ją po wyjściu z sali operacyjnej.
To było rzeczywiście niegrzeczne z jego strony, że nie sprawdził nawet, jak ma na imię.
Gdy pacjentka wybudziła się ze znieczulenia i odpowiedziała na proste pytanie, zdjął fartuch i wyszedł z sali, zatrzymując się przy drzwiach.
Pacjentkę wywieziono na wózku, za nią wyszli z sali pozostali członkowie zespołu, ale perfuzjonistki wśród nich nie było.
Zmarszczył brwi i wrócił do sali. Tak, była tam – wciąż w masce i czepku chirurgicznym, zdjęła tylko rękawiczki. Na jego widok na chwilę przymknęła oczy.
– Zachowałem się nieuprzejmie – powiedział. – Nie przedstawiłem się ani nie powitałem cię w zespole. Jestem Diego Pintor. A ty…
Po chwili milczenia powiedziała cicho:
– Jestem Bree Frost.
Znów zauważył jej nieco dziwny akcent. Nazwisko też nie brzmiało z włoska. Zmarszczył brwi.
– Jesteś Amerykanką?
– Mój ojciec pracuje w bazie wojskowej w Neapolu.
Neapol. Co do tego się nie pomylił.
Zatrzymał się na tym, co powiedziała o ojcu. Była Amerykanką. O cholera, nie. To niemożliwe.
Kobieta, z którą spędził noc sześć tygodni temu, też była Amerykanką. Naraz poczuł, że musi się dowiedzieć.
– Operacja skończona. Możesz zdjąć czepek i maskę.
Zamrugała i powoli ściągnęła maskę. Pojawiły się różowe usta. Dobrze pamiętał, jak je całował.
Potem zdjęła czepek i zobaczył rude włosy upięte w kok. Teraz już nie miał żadnych wątpliwości.
Poczuł złość. Zdarzało się, że kobiety rzucały się na niego, kiedy go rozpoznały, mógłby jednak przysiąc, że tamtego wieczoru w barze nie miała pojęcia, kim on jest.
– Czy wiedziałaś, kim jestem, kiedy wszedłem do baru?
– Co? Nie. – Przygryzła dolną wargę. – Nie miałam pojęcia. Na pewno bym nie…
– Czego byś nie zrobiła? Nie przespałabyś się ze mną?
Patrzyła na niego przez chwilę.
– Oczywiście, że nie. Nie miałam pojęcia, że będziemy razem pracować ani że w ogóle jeszcze się zobaczymy. Przechodziłam wtedy kryzys życiowy. Nie miałam zamiaru wracać na wyspę ani ubiegać się tu o pracę.
– Więc dlaczego to zrobiłaś? – zapytał ostro.
– Bo… potrzebowałam zmiany otoczenia.
– Zmiany miejsca czy ludzi?
– Miejsca. – Na chwilę przymknęła oczy. – I ludzi. Słuchaj, nie miałam pojęcia, że pracujesz w tym szpitalu. Uznałam cię za turystę i sądziłam, że nigdy więcej się nie spotkamy. A kiedy dzisiaj zdałam sobie sprawę, że to ty…
Odwróciła wzrok.
– Dlatego nie chciałaś wyjść z sali i zdjąć maski. Ale przecież wiedziałaś, że w końcu zobaczę twoją twarz?
– Wiedziałam – westchnęła. – Miałam tylko nadzieję, że mnie nie poznasz. Chciałam mieć trochę czasu na podjęcie decyzji.
– Jakiej decyzji?
– Może powinnam zrezygnować z tej posady i wrócić do Neapolu albo pojechać gdziekolwiek indziej.
Nie podobała mu się myśl, że przez niego miałaby zrezygnować z pracy.
– Proszę, nie. Przespaliśmy się z sobą, i co z tego? Dopóki nie chcesz ode mnie nic więcej, wszystko jest w porządku.
– Oczywiście, że nic od ciebie nie chcę – odparła ze złością. – Przecież nie powiedziałam ci nawet, jak mam na imię.
Rzeczywiście. On przedstawił jej się jako Diego, ale nie podał nazwiska.
Z drugiej strony obydwoje byli już po kilku drinkach i wspomnienia tego, co się wydarzyło przed wyjściem z baru, były nieco zatarte. Jednak to, co działo się później, pamiętał z krystaliczną jasnością, tak wyraźnie, że śnił o niej przez kilka następnych tygodni.
– W takim razie poznajmy się powtórnie jako koledzy z pracy. – Wyciągnął rękę. – Jestem Diego Pintor, ordynator chirurgii w tym szpitalu.
Uścisnęła jego dłoń z uśmiechem, od którego zakręciło mu się w głowie.
– Miło mi cię poznać. Jestem Breandan Frost. Większość ludzi nazywa mnie Bree i zwykle nie noszę maski poza pracą.
– Dla mnie zrobiłaś wyjątek.
– Chyba tak. – Uśmiechnęła się szerzej.
– Miło wreszcie się dowiedzieć, jak masz na imię. Zagadka rozwiązana.
Czy na pewno? Pozostawał jeszcze ten kryzys życiowy, o którym wspomniała, ale nie zamierzał o to pytać.
On też przechodził przez swego rodzaju kryzys. Musiał jeszcze raz zastanowić się, czego chce od życia, a właściwie czego nie chce. Rozstał się z ostatnią dziewczyną, gdy poruszyła temat założenia rodziny i wspólnego zamieszkania, i wybrał się do baru.
Przespanie się z inną kobietą wydawało się idealnym sposobem, by przypieczętować tę decyzję.
– Tak. Zagadka rozwiązana. – Przez jej twarz przemknął dziwny wyraz. – Muszę cię teraz przeprosić, okej?
– Jasne.
Odwróciła się i szybko odeszła korytarzem.
Zastanawiał się nad tym dziwnym spotkaniem. Bardzo był ciekaw, co ją skłoniło do opuszczenia Neapolu i przyjazdu na Sycylię, ale nie miał zamiaru o to pytać.