Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja

Jedno złudzenie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 marca 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jedno złudzenie - ebook

Twoje życie to tylko złudzenie, a prawda zaboli jak cios prosto w serce.

Ewa i Daria – przyjaciółki, których więź przetrwała próbę czasu, zawsze obok siebie w chwilach radości i największego bólu. Teraz każda z nich staje na rozdrożu, gdzie przeszłość nie daje o sobie zapomnieć, a przyszłość staje się nieprzewidywalna.

Ewa od lat samotnie wychowuje syna. Utrzymuje, że jego ojciec ich porzucił – ale czy na pewno? Kiedy Damian odkrywa prawdę, jej misternie budowany świat zaczyna się chwiać.

Daria kocha Janka i chce z nim spędzić życie. Nie spodziewa się, że jego zdrada zaboli ją podwójnie – bo Janek skrywa coś więcej niż romans. Szukając ukojenia kobieta, oddaje się pracy w szpitalu, gdzie codzienność nie pozwala na rozpamiętywanie. Los jednak postawi na jej drodze ludzi, którzy zmienią jej życie bardziej, niż mogłaby się spodziewać.

Historia o wyborach, które nigdy nie są proste, i o tym, jak kruche potrafią być przekonania, na których budujemy własny świat.

Czy prawda zawsze oznacza wolność? Czy da się odbudować życie, gdy fundamenty okazują się złudzeniem?

Jak dalej żyć, gdy wszystko, w co wierzymy, rozpada się jak domek z kart?

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-08-08730-5
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRO­LOG

Na­uczy­cielka cho­dziła po kla­sie, jej ob­casy ci­cho stu­kały o drew­nianą pod­łogę. Wie­działa, że po­winna spraw­dzić eseje swo­ich uczniów, ale czuła we­wnętrzny nie­po­kój. Po­miesz­cze­nie było słabo oświe­tlone, le­dwo tlące się świa­tło je­sien­nego po­po­łu­dnia wpa­dało przez za­ku­rzone okna. W po­wie­trzu uno­sił się lekki za­pach stę­chli­zny, ty­powy dla sta­rych bu­dyn­ków w Edyn­burgu, pa­mię­ta­ją­cych czasy, gdy uli­cami mia­sta to­czyły się po­wozy.

To była stara szkoła, jedna z tych, o któ­rych miesz­kańcy mó­wili z nutą sza­cunku i obawy. Bu­dy­nek miał bo­gatą hi­sto­rię, a wraz z nią krą­żyły liczne opo­wie­ści, zwłasz­cza o po­nu­rym cmen­ta­rzu Grey­friars Kir­ky­ard, który znaj­do­wał się tuż za ro­giem. Wie­czo­rami, kiedy ucznio­wie już dawno zdą­żyli opu­ścić mury szkoły, zda­wało się, że ko­ry­ta­rze oży­wały od ci­chych szep­tów i ta­jem­ni­czych dźwię­ków. Ewa znała te opo­wie­ści i tro­chę ją ba­wiły. Nie­raz sły­szała o du­chach, które miały na­wie­dzać oko­licę, ale za­wsze trak­to­wała je z przy­mru­że­niem oka, przy­pi­su­jąc wszystko dzie­cię­cej wy­obraźni.

Tego po­po­łu­dnia coś było wy­raź­nie nie w po­rządku. W szkole byli tylko ona i woźny na par­te­rze. Gdy zbli­żała się do ostat­niego rzędu ła­wek, po­czuła na ple­cach chłodny po­wiew, jakby ktoś na­gle otwo­rzył okno. Od­wró­ciła się, lecz wszyst­kie okna były za­mknięte. Miała wra­że­nie, jak gdyby ktoś ją ob­ser­wo­wał.

Znie­ru­cho­miała, wsłu­chu­jąc się w ci­szę. Wy­da­wało się jej, że sły­szy za sobą de­li­katne kroki, jakby ktoś ci­cho su­nął po pod­ło­dze. Serce przy­spie­szyło, ale nie chciała dać się po­nieść wy­obraźni. To tylko stary bu­dy­nek, pe­łen skrzy­pią­cych de­sek i prze­cią­gów, tłu­ma­czyła so­bie.

Kiedy jed­nak spoj­rzała na wej­ście do klasy, krew za­sty­gła jej w ży­łach. Drzwi, które wcze­śniej były sze­roko otwarte, te­raz po­woli się za­my­kały, po­py­chane nie­wi­dzialną ręką. Za­nim zdą­żyła za­re­ago­wać, za­trza­snęły się z hu­kiem, który wpra­wił w drże­nie wszystko wo­kół. Po­wie­trze w kla­sie stało się cięż­kie, a ci­szę prze­rwał sub­telny, nie­mal dzie­cięcy śmiech do­cho­dzący z kąta sali. W tym mo­men­cie Ewa po­czuła, że na pewno nie jest sama. Ktoś lub coś było z nią w tym po­miesz­cze­niu. Coś, co nie na­le­żało do tego świata.

Nie mo­gła się po­ru­szyć ani wy­dać z sie­bie dźwięku, jakby nie­wi­dzialne siły przy­trzy­my­wały ją w miej­scu. Po­wie­trze zro­biło się lo­do­wate, a śmiech, który przed chwilą był le­d­wie sły­szalny, sta­wał się co­raz wy­raź­niej­szy. Coś się do niej zbli­żało.

I na­gle ci­sza. Drzwi do klasy otwo­rzyły się gwał­tow­nie, a uczu­cie obec­no­ści znik­nęło tak szybko, jak się po­ja­wiło.

Ewa obu­dziła się zlana po­tem. Pró­bo­wała ze­brać my­śli, jej serce wciąż biło w przy­spie­szo­nym ryt­mie, a dło­nie odro­binę drżały. Czuła chłód, który prze­nik­nął ją na wskroś.

– A może – za­częła ci­cho, nie­mal szep­tem, jakby bała się, że gło­śniej­sze słowa mo­głyby przy­wo­łać to, co znik­nęło – to karma, siła, która nie zna li­to­ści i któ­rej nie da się oszu­kać. Po­ja­wia się, by wy­eg­ze­kwo­wać rów­no­wagę. Może to prze­stroga, przy­po­mnie­nie, że wszystko, co zro­bi­łam, wróci w naj­mniej ocze­ki­wa­nym mo­men­cie.

Za­mil­kła, po­zwa­la­jąc sło­wom za­wi­snąć w po­wie­trzu. My­śli prze­my­kały przez jej umysł jak dzi­kie ko­nie, gdy pró­bo­wała uchwy­cić sens tego, co się wy­da­rzyło.ROZ­DZIAŁ 1

Nie­kiedy my­ślała, że nie po­winna an­ga­żo­wać się emo­cjo­nal­nie w sprawy swo­ich uczniów. Ale to było sil­niej­sze od niej. Za­wsze tak ro­biła.

Od pięt­na­stu lat była na­uczy­cielką an­giel­skiego w dwu­ję­zycz­nej szkole śred­niej. Wcze­śniej przez trzy lata uczyła dzie­ciaki w Edyn­burgu. Miała z mło­dzieżą tak zwany flow.

– Wie pani, ja cza­sem tego nie wy­trzy­muję – po­wie­działa Kaja, która tak na­prawdę miała na imię Ka­ro­lina, ale nie zno­siła tego imie­nia. Nie cier­piała wielu rze­czy. Szkoły, ro­dziny, a na­wet sa­mej sie­bie. Miała sie­dem­na­ście lat i z peł­nymi ustami oraz dłu­gimi ja­snymi włosy była prze­piękna.

Spoj­rzała na swoje przed­ra­miona, na któ­rych wi­doczne były świeże na­cię­cia.

– Wiesz, że po­win­naś po­ga­dać z psy­cho­lo­giem, psy­chia­trą... – Ewa spoj­rzała na dziew­czynę z uwagą.

– Chcę z pa­nią – od­parła Kaja, prze­wra­ca­jąc oczami. – Ten te­ra­peuta, co go matka za­ła­twiła, to ja­kaś po­rażka.

– Co z nim?

– Dy­mają się po mo­ich se­sjach – prych­nęła. – A poza tym on mnie w ogóle nie ro­zu­mie. I cią­gle pa­trzy na ze­ga­rek. My­śli, że tego nie wi­dzę.

– Po­ga­daj z mamą, że chcesz zmie­nić te­ra­peutę.

– Chcia­ła­bym zmie­nić całe moje ży­cie, pani Ewo... Całe. – Wes­tchnęła ciężko.

– Dla­czego to ro­bisz? – Ewa ski­nęła głową, wska­zu­jąc na po­ra­nione przed­ra­miona dziew­czyny.

– Nie chcę tego ro­bić. – Kaja od­wró­ciła wzrok.

– Ale się tniesz.

– Jak już nie mogę z tym wszyst­kim wy­trzy­mać. Moja ro­dzina jest po­pie­przona.

Ewa spoj­rzała jej w oczy. Miała ochotę za­uwa­żyć, że więk­szość ro­dzin jest nie­źle po­pie­przona. Nie mo­gła jed­nak po­wie­dzieć tego na głos.

Pry­watna szkoła. Te dzie­ciaki miały wszystko. Bo­ga­tych sta­rych. Mar­kowe ubra­nia. I wielką pustkę, która wcią­gała je w swoją ot­chłań. Miały wszystko oprócz mi­ło­ści.

Ewa sie­działa na­prze­ciwko Kai, pró­bu­jąc ukryć emo­cje. Wie­działa, że nie po­winna się an­ga­żo­wać. Te dzie­ciaki miały swoje wła­sne hi­sto­rie, a każda z nich była cięż­sza, niż mo­głoby się wy­da­wać na pierw­szy rzut oka.

– Wiesz, że to nie jest roz­wią­za­nie – za­częła, pró­bu­jąc wy­czuć, jak da­leko może się po­su­nąć. – Ciało to nie pa­pier, żeby je ciąć.

– To nie pani sprawa. – Kaja od­chy­liła się na krze­śle, zbyt dumna, by przy­znać, że co­kol­wiek ją ru­szało. – Zresztą, co pani może o tym wie­dzieć? Miała pani kie­dy­kol­wiek ochotę wszyst­kim pier­dol­nąć i po pro­stu znik­nąć?

Ewa spoj­rzała na nią z po­wagą.

– Po­słu­chaj, Kaja... Może na taką nie wy­glą­dam, ale też mam swoje de­mony, które cza­sem mnie osa­czają. I wiesz co? Wła­śnie dla­tego tak bar­dzo chcę, że­byś zro­zu­miała, że nie je­steś z tym sama.

Kaja prych­nęła, ale Ewa za­uwa­żyła, że coś w spoj­rze­niu dziew­czyny zła­god­niało.

– Tylko że ja nie chcę, żeby ktoś mi współ­czuł. Wszy­scy mnie wkur­wiają, wszy­scy udają, że wie­dzą, co jest dla mnie naj­lep­sze, a tak na­prawdę mają mnie gdzieś. Ro­dzice? Ku­pili mi nowy te­le­fon, żeby mnie uci­szyć. Te­ra­peuta, który pie­przy moją mamę? Każe mi „wy­ra­żać emo­cje”, a jak wy­ra­żam, to jest tylko go­rzej.

– A ja? – Ewa za­py­tała ci­cho. – Se­rio my­ślisz, że ja też cię ole­wam?

– Nie – od­po­wie­działa Kaja, tro­chę za­sko­czona. – Pani jest inna. Pani nie udaje. Tylko nie ro­zu­miem, po co pani to robi.

Ewa uśmiech­nęła się smutno.

– Bo kiedy wi­dzę, że ko­goś coś zżera od środka, to nie mogę tego zo­sta­wić. Wiem, że to może za­brzmieć jak fra­zes, ale szcze­rze wie­rzę, że masz w so­bie coś wię­cej niż to, co te­raz po­ka­zu­jesz. I wiem, że ży­cie po­trafi być cho­ler­nie nie­spra­wie­dliwe, choć to nie zna­czy, że mu­sisz je so­bie mar­no­wać.

Kaja spu­ściła wzrok, a po chwili ci­cho wy­znała:

– Cza­sem my­ślę, że by­łoby le­piej, gdy­bym w ogóle się nie uro­dziła. Wtedy nikt nie mu­siałby się mną przej­mo­wać.

Ewa po­czuła, jak nie­wi­dzialna ręka za­ci­ska się wo­kół jej serca. Chciała coś po­wie­dzieć, coś, co mo­głoby od­wró­cić bieg my­śli tej dziew­czyny, ale wie­działa, że w ta­kich mo­men­tach trzeba uwa­żać, bo każde słowo ma ogromne zna­cze­nie. Za­miast za­re­ago­wać od razu, wzięła głę­boki od­dech, pró­bu­jąc ze­brać emo­cje i nie po­zwo­lić, by prze­jęły nad nią wła­dzę.

– Nie mów tak – za­częła po­woli, jej głos był spo­kojny, lecz sta­now­czy. – Nie masz po­ję­cia, jak wielu oso­bom na to­bie za­leży. A ty sama stra­ci­ła­byś szansę na coś pięk­nego. Ży­cie bywa chu­jowe, ale nie za­wsze musi ta­kie być. Masz prawo wal­czyć o sie­bie, Kaja.

– Czy pani prze­klęła?

– Być może.

Ro­ze­śmiały się.

– Ma pani po­dej­ście do mło­dzieży.

– Mam syna. Dzie­więt­na­sto­latka.

– I co, spra­wia pro­blemy?

– Nie. – Ewa się za­my­śliła. Da­mian był naj­mniej pro­ble­ma­tycz­nym chło­pa­kiem, ja­kiego znała. Nie­kiedy wy­da­wało jej się tylko, że jest zbyt de­li­katny. I wi­niła za to sie­bie, bo może to dla­tego, że wy­cho­wy­wała go sama?

– Bywa, że nie wiem, kim je­stem – stwier­dziła Kaja, a jej głos przy­cichł, jakby chciała po­dzie­lić się czymś, czego jesz­cze ni­gdy gło­śno nie wy­znała. – Czuję się pu­sta. Wszy­scy cze­goś ode mnie chcą, ale ja... Ja nie wiem, kim chcę być. Pró­buję, za­wsze jed­nak mam wra­że­nie, że za­wo­dzę. A je­śli kie­dyś... Je­śli już ni­gdy nie będę lep­sza?

Ewa po­czuła łzy w oczach, a nie chciała ich po­ka­zać. Po­de­szła bli­żej, usia­dła obok Kai i de­li­kat­nie po­ło­żyła dłoń na jej ra­mie­niu.

– Wiesz, to nor­malne, że czu­jesz się za­gu­biona – ode­zwała się gło­sem peł­nym tro­ski. – Ale to, że te­raz tak jest, nie ozna­cza, że za­wsze tak bę­dzie. Nie mu­sisz wie­dzieć wszyst­kiego od razu. Cza­sami ży­cie to walka, wiem, po­myśl jed­nak o tym w ten spo­sób: każda bi­twa daje ci coś, czego wcze­śniej nie mia­łaś: siłę, zro­zu­mie­nie, wiarę w sie­bie. Masz prawo się po­gu­bić, ale masz też prawo się od­na­leźć.

Kaja spu­ściła wzrok, łzy po­woli wzbie­rały w jej oczach. W końcu nie mo­gła ich już po­wstrzy­mać. Po­zwo­liła im pły­nąć, a Ewa sie­działa w mil­cze­niu obok niej, po pro­stu była.

– Pójdę już – bąk­nęła dziew­czyna po chwili, ocie­ra­jąc łzy rę­ka­wem; jej głos wciąż był nieco za­chryp­nięty.

Ewa uśmiech­nęła się cie­pło, choć w jej oczach od­bi­jał się smu­tek.

– Czuję, że w ogóle ci nie po­mo­głam.

Kaja wstała, pa­trząc na Ewę z wdzięcz­no­ścią, któ­rej nie po­tra­fiła wy­ra­zić sło­wami.

– Po­mo­gła mi pani... Na­wet pani nie wie, jak bar­dzo – od­po­wie­działa ci­cho, a na jej twa­rzy po­ja­wił się cień uśmie­chu, który nie był wy­mu­szony. Był praw­dziwy.ROZ­DZIAŁ 2

Ewa miała jedną przy­ja­ciółkę, Da­rię. Po­znały się po jej po­wro­cie z Edyn­burga, czyli kil­ka­na­ście lat temu. Da­rii wszę­dzie było pełno. Nie zno­siła nudy. Miała w so­bie coś ta­kiego, że każdy chciał się z nią przy­jaź­nić. Nie ukła­dało jej się jed­nak w ży­ciu uczu­cio­wym. „Tra­fiam na po­pa­prań­ców, fa­ce­tów w związ­kach, któ­rzy udają, że są sin­glami. Wy­zy­ski­wa­czy, krę­ta­czy...”, ma­wiała z ża­lem.

Tego dnia umó­wiły się z Ewą na obiad w ba­rze mlecz­nym. Łą­czyła je mi­łość do pie­ro­gów – za­równo tych kla­sycz­nych, ru­skich, jak i bar­dziej wy­kwint­nych, z far­szem ze szpi­naku, tru­fli i fety. W ba­rach mlecz­nych było coś, co przy­wo­ły­wało wspo­mnie­nia bez­tro­skich cza­sów, kiedy nie trzeba było się mar­twić nie­uda­nymi związ­kami czy za­wo­do­wymi wy­zwa­niami.

Bar Kro­wie Mleko znaj­do­wał się w sta­rej na­roż­nej ka­mie­nicy przy jed­nej z bocz­nych ulic war­szaw­skiej Pragi. Z ze­wnątrz ni­czym szcze­gól­nym się nie wy­róż­niał – ob­dra­pana fa­sada i pro­ste drzwi, przez które co­dzien­nie prze­cho­dziły tłumy. We­wnątrz pa­no­wała ty­powa dla ta­kich miejsc at­mos­fera, pełna spe­cy­ficz­nego uroku. Pod­łoga wy­ło­żona li­no­leum, wy­tarta od cią­głego ru­chu, pla­sti­kowe krze­sła i przy­kryte ce­ratą sto­liki z płyty wió­ro­wej w od­cie­niu ja­snego drewna, a na ścia­nach ob­razy i stare pla­katy, które wi­siały tam praw­do­po­dob­nie od lat osiem­dzie­sią­tych.

Za dłu­gim bia­łym kon­tu­arem, który od­dzie­lał kuch­nię od sali ja­dal­nej, krzą­tały się pa­nie w bia­łych far­tu­chach, na­kła­da­jące ko­lejne por­cje je­dze­nia. W po­wie­trzu uno­sił się za­pach sma­żo­nych pie­ro­gów, ko­tle­tów mie­lo­nych i zupy po­mi­do­ro­wej. Z gło­śni­ków do­bie­gał głos Wo­dec­kiego, śpie­wa­ją­cego utwór Lu­bię wra­cać tam, gdzie by­łem. Przy sto­li­kach sie­dzieli lu­dzie w róż­nym wieku: star­sze pa­nie z za­ku­pami, stu­denci, zmę­czeni pra­cow­nicy biur.

– Ko­cham ten kli­mat – po­wie­działa Da­ria. – W ba­rach mlecz­nych jest coś ta­kiego, że czło­wiek ma wra­że­nie, jakby czas się w nich za­trzy­mał.

Ewa się uśmiech­nęła. Miała prze­czu­cie, że ta chwila ode­rwa­nia od co­dzien­no­ści do­brze im zrobi.

– Nie­kiedy pro­stota to wszystko, czego po­trze­bu­jemy – od­rze­kła, spo­glą­da­jąc na ta­blicę z menu: pie­rogi ru­skie, pie­rogi z mię­sem, na­le­śniki, zupa ja­rzy­nowa, zupa po­mi­do­rowa...

Za­mó­wiły zupę, pie­rogi i kom­pot. Usia­dły przy sto­liku przy­kry­tym ce­ratą w czer­wone ja­błuszka i za­częły za­ja­dać po­mi­do­rową.

– Co jest? – Ewa wi­działa, że Da­rię coś gry­zie.

– A wiesz, bo Ja­nek jest ta­kim od­pa­łem... Straszny z niego nie­ogar.

– My­śla­łam, że ta­kich lu­bisz.

– Tak, ale on... Nie na­dą­żam za nim. Sta­rzeję się. Mam trzy­dzie­ści osiem lat i chcia­ła­bym żyć ja­koś spo­koj­niej.

– Ty i spo­kój? – Ewa unio­sła brwi.

Da­ria wzięła głę­boki wdech. Ner­wowo mięła w dło­niach ser­wetkę. Ewa nic nie mó­wiła. Wie­działa, że Da­ria sama musi wy­rzu­cić z sie­bie to, co leży jej na sercu. At­mos­fera spo­tka­nia, które miało być luźne, na­gle się za­gę­ściła.

Da­ria prze­cze­sała włosy, pa­trząc gdzieś w bok, jakby szu­kała od­po­wie­dzi na py­ta­nia, które ją drę­czyły. Ewa znała przy­ja­ciółkę wy­star­cza­jąco do­brze, by wie­dzieć, że choć wy­da­wała się pro­mie­nio­wać ener­gią, w isto­cie czę­sto czuła się za­gu­biona. Da­ria ode­zwała się w końcu zde­cy­do­wa­nym to­nem:

– Wiesz, Ewa... Ja na­prawdę nie szu­kam nudy. Za­wsze ko­cha­łam chaos, spon­ta­nicz­ność, to uczu­cie, kiedy nie wiesz, co przy­nie­sie ko­lejny dzień. Ale... – za­wa­hała się, jakby samo wy­po­wie­dze­nie tych słów było dla niej trudne. – Ale te­raz czuję, że po­trze­buję cze­goś in­nego. Sta­bil­no­ści. Ta­kiej pew­no­ści, że co­kol­wiek się wy­da­rzy, ktoś bę­dzie obok. Że nie mu­szę być wiecz­nie na po­ste­runku, cią­gle wal­czyć. Sta­ram się być silna, choć bywa, że po pro­stu mam dość.

Ewa uśmiech­nęła się lekko. Przez lata zdą­żyła za­uwa­żyć, że Da­ria to wul­kan ener­gii, który cza­sem po­trze­bo­wał od­po­czynku.

– Ty i sta­bil­ność? – za­py­tała z prze­ką­sem, gdy ode­brały swoje pie­rogi i usia­dły. Wie­działa, że przy­ja­ciółka do­brze zro­zu­mie jej in­ten­cje.

Da­ria wes­tchnęła, opie­ra­jąc brodę na dłoni.

– Nie mó­wię, że chcę sie­dzieć na ka­na­pie i ca­łymi dniami oglą­dać se­riale – od­po­wie­działa. – Chcia­ła­bym tylko, żeby ktoś przy mnie usiadł i za­py­tał, jak mi mi­nął dzień. Że­by­śmy co week­end nie wy­jeż­dżali. Że­by­śmy za­pla­no­wali, co da­lej. Nie da się co drugi dzień cho­dzić na im­prezy, ba­lo­wać do rana. Chcia­ła­bym, żeby Ja­nek zro­zu­miał, że nie za­wsze je­stem na sto pro­cent. Że nie­kiedy wo­la­ła­bym się zwy­czaj­nie po­ło­żyć i po­zwo­lić, by świat po­ra­dził so­bie beze mnie. Że nie mu­szę być cią­gle naj­lep­sza, naj­za­baw­niej­sza, naj... naj... cho­lera wie jaka!

Ewa słu­chała uważ­nie, po­pi­ja­jąc kom­pot. Znała na wy­lot Da­rię i jej nie­po­ha­mo­waną pa­sję ży­cia, ale też tę­sk­notę za czymś, czego przy­ja­ciółka sama nie po­tra­fiła do końca na­zwać. Za czymś wię­cej niż tylko ko­lej­nym prze­lot­nym ro­man­sem.

– Z Jan­kiem... – Da­ria wes­tchnęła, tym ra­zem ci­szej, jakby za­sta­na­wiała się, czy w ogóle po­winna to mó­wić na głos. – Na po­czątku my­śla­łam, że on jest wła­śnie tym, kogo po­trze­buję. Im dłu­żej się jed­nak znamy, tym wy­raź­niej wi­dzę, że wciąż to ja mu­szę się do­pa­so­wy­wać do jego świata. A on do mo­jego ni­gdy. I nie wiem, czy jesz­cze mam na to siłę.

Ewa odło­żyła wi­de­lec, uno­sząc brwi.

– A my­śla­łam, że to ty za­wsze by­łaś tą, która sta­wia wa­runki.

– Tak, bo taka by­łam. Taka je­stem, w su­mie. – Da­ria wzru­szyła ra­mio­nami. – Ale czy ja nie mogę chcieć cze­goś wię­cej? Cze­goś... prost­szego, ale praw­dzi­wego?

Ewa po­czuła w sercu ukłu­cie żalu. Wi­działa to już wcze­śniej – u sie­bie, u in­nych przy­ja­ció­łek. Da­ria, za­wsze nie­za­leżna, pełna pa­sji, zna­la­zła się na roz­drożu. Spo­ty­kała się z Ja­nem od kil­ku­na­stu mie­sięcy i wszy­scy wo­kół my­śleli, że to ide­alne do­pa­so­wa­nie. Był rów­nie spon­ta­niczny, nie­prze­wi­dy­walny, żył z dnia na dzień, po­dob­nie jak ona. Ewa zaś do­brze wie­działa, że to nie za­wsze wy­star­cza.

– Da­ria – za­częła spo­koj­nie. – A może wła­śnie o to cho­dzi? Prze­cież to nie z tobą jest coś nie tak. Może po pro­stu ten fa­cet... nie pa­suje do two­jej no­wej wi­zji ży­cia.

Da­ria spoj­rzała na nią uważ­nie.

– Co masz na my­śli?

– Chyba w końcu znu­dziły ci się sza­leń­stwa i na­gle się oka­zało, że Jan to świetny kom­pan na im­prezę, ale nie na ży­cie, co?

– Może masz ra­cję... – po­wie­działa ci­cho, jakby sama bała się tego, co so­bie przed chwilą uświa­do­miła. – Może fak­tycz­nie czas prze­stać go­nić za ad­re­na­liną i zna­leźć ko­goś, z kim bę­dzie... nor­mal­nie.

Ewa uśmiech­nęła się cie­pło, się­ga­jąc po rękę przy­ja­ciółki.

– „Nor­mal­nie” to nie to samo, co „nudno”, Da­ria. Nor­mal­ność może być do­kład­nie tym, czego po­trze­bu­jesz.

– Tylko że ja go ko­cham. Do sza­leń­stwa.

– Wiem. Dawno nie wi­dzia­łam cię tak za­ko­cha­nej.

– I na­wet by­łam go­towa mieć z nim dziecko.

– By­ła­byś świetną mamą.

– Tak uwa­żasz?

– Je­stem tego pewna.

Da­ria uśmiech­nęła się do przy­ja­ciółki z wdzięcz­no­ścią, a w jej oczach po­ja­wił się cień ulgi. Po raz pierw­szy od dawna po­czuła, że nie musi być su­per­bo­ha­terką, że może być sobą.

Po­ga­dały jesz­cze chwilę, od­nio­sły ta­le­rze do okienka, a po­tem się po­że­gnały. Da­ria, za­miast ru­szyć pro­sto do szpi­tala, po­szła do parku, usia­dła na ławce i się roz­pła­kała. Po­my­ślała, że w tym pła­czu jest tyle ko­bie­co­ści... Bo prze­cież każda z nas pła­cze. Pod prysz­ni­cem, opie­ra­jąc się o chłodne ka­felki. W pu­blicz­nej to­a­le­cie. W tram­waju. W sa­mo­cho­dzie, za­ci­ska­jąc ręce na kie­row­nicy. Każda z nas cza­sem udaje, że jest do­brze, że ja­koś się trzyma, mimo że wali jej się cały świat. Bywa, że chcemy je­dy­nie, by ktoś nas zro­zu­miał. I za­sta­na­wiamy się, czy wszystko z nami w po­rządku, czy mamy równo pod su­fi­tem.

Da­ria miała ochotę po­wie­dzieć każ­dej za­pła­ka­nej ko­bie­cie: to nor­malne. To taki czas. Ko­chana, wszystko z tobą w po­rządku. Pła­czesz, bo szar­pie cię ży­cie.ROZ­DZIAŁ 3

Deszcz bęb­nił o dach i spły­wał stru­gami po szy­bach. Wie­czór był ciemny, zimny, a po­wie­trze prze­sy­cone wil­go­cią. Kaja stała na progu domu swo­jej na­uczy­cielki, drżąc z zimna i emo­cji, które wzbie­rały w niej jak fala. Miała na so­bie prze­mo­czoną cienką bluzę, a jej dłu­gie ja­sne włosy przy­kle­jały się do twa­rzy, zmę­czo­nej i za­la­nej łzami.

Drzwi się otwo­rzyły, a w progu sta­nął Da­mian, syn Ewy. Miał nieco roz­czo­chrane włosy i pa­trzył za­sko­czony na obcą dziew­czynę, wy­glą­da­jącą jak sie­dem nie­szczęść.

– Cześć, je­stem Kaja – wy­du­kała na­sto­latka.

– Aha, a co tu ro­bisz? – za­py­tał, marsz­cząc brwi.

– Jest... pani... Ewa? – Jej głos był ci­chy i ła­mał się przy każ­dym sło­wie.

– Nie, mama wy­szła. Po­winna wró­cić za go­dzinę albo dwie – od­po­wie­dział Da­mian, spo­glą­da­jąc na jej prze­mo­czone ubra­nia. – Wszystko w po­rządku?

Kaja na­gle po­czuła, jak wy­pa­ro­wuje z niej resztka sił. Łzy, które pró­bo­wała po­wstrzy­mać, po­pły­nęły nie­po­wstrzy­ma­nie po po­licz­kach. Osu­nęła się na ko­lana, zu­peł­nie zła­mana, za­sła­nia­jąc twarz dłońmi.

– Mogę wejść? – wy­krztu­siła drżą­cym gło­sem.

Da­mian przez chwilę stał bez ru­chu, nie wie­dząc, co zro­bić. W końcu zbli­żył się do dziew­czyny, de­li­kat­nie ujął ją za ra­mię i po­mógł jej wstać.

– Tak, tak, wejdź do środka – zgo­dził się miękko. Po­pro­wa­dził ją do sa­lonu i ostroż­nie po­sa­dził na ka­na­pie. – Po­cze­kaj, za­raz przy­niosę ci coś su­chego do prze­bra­nia.

Kaja sie­działa bez ru­chu. Czuła, jak cały jej świat roz­pada się na drobne ka­wałki. Da­mian wró­cił z T-shir­tem, spodniami, ko­cem oraz szklanką cie­płej her­baty i spoj­rzał na Kaję z tro­ską.

– Chcesz za­cze­kać na mamę?

– Tak.

– A po­wiesz mi, co się stało?

– Ży­cie mi się stało...

– Ży­cie – wes­tchnął, po­da­jąc jej czy­ste rze­czy. – Prze­bierz się.

– Bę­dziesz tu stał i się na mnie ga­pił?

– Nie za­mie­rzam – od­parł i odło­żył ubra­nia na brzeg sofy. – Tak w ogóle to na­wet nie wiem, kim je­steś.

– Uczen­nicą two­jej mamy.

– No tak, mo­głem się do­my­ślić.

– Boli cię, że ob­cho­dzą ją ta­kie śmie­cie jak ja, co?

– Po­słu­chaj, to ty wbi­łaś do mo­jego domu. Nie wiem na­wet, o co ci cho­dzi.

– Sorry... – Kaja się zre­flek­to­wała.

– Ukroję ci cia­sta. Od babci, naj­lep­sze.

– Dzięki.

Da­mian wró­cił z szar­lotką.

– No to co się stało? – za­py­tał, wrę­cza­jąc jej ta­le­rzyk.

Kaja, ubrana te­raz w ob­szerny T-shirt Da­miana i spodnie dre­sowe Ewy, owi­nęła się mocno ko­cem, jakby pró­bo­wała osło­nić się przed ca­łym świa­tem. Przez chwilę mil­czała, pró­bu­jąc ze­brać my­śli.

– Ja... Po pro­stu nie mo­głam tam zo­stać – wy­szep­tała w końcu. – W domu... Jest co­raz go­rzej. Matka znowu znik­nęła, a oj­ciec... wy­ży­wał się na mnie. Krzy­czał, że je­stem ni­kim, ich naj­więk­szym roz­cza­ro­wa­niem. Nie by­łam już w sta­nie tego wy­trzy­mać. Nie mia­łam do­kąd pójść.

Da­mian usiadł obok niej, sta­ra­jąc się oka­zać jak naj­wię­cej em­pa­tii.

– Ale dla­czego na cie­bie krzy­czał?

– Ma pro­blemy z dra­gami. Pro­wa­dzi kilka spółek i nie wy­ra­bia.

– Czaję. No do­bra, to zo­stań, ile chcesz.

– Po­sie­dzisz ze mną?

Kaja spoj­rzała na niego, a w jej oczach ma­lo­wała się bez­denna roz­pacz.

– Okej.

– Dzię­kuję – wy­szep­tała. – Nie wiem, co bym zro­biła, gdy­bym nie mo­gła tu zo­stać.

Da­mian nie miał po­ję­cia, co od­rzec. Bra­ko­wało mu do­świad­cze­nia w ta­kich sy­tu­acjach, ale in­stynkt pod­po­wia­dał, że obec­ność i wspar­cie są te­raz naj­waż­niej­sze.

– Nie za­słu­guję na to – po­wie­działa ci­cho Kaja, bar­dziej do sie­bie niż do niego.

– Zga­dza się – przy­znał Da­mian zde­cy­do­wa­nie. – Za­słu­gu­jesz na to, żeby być szczę­śliwa. Jak każdy.

W tej chwili usły­szeli szczęk klu­cza w zamku. Do środka we­szła Ewa i zo­ba­czyła Kaję sku­loną na ka­na­pie. Serce jej za­marło. Bez słowa po­de­szła do dziew­czyny, ob­jęła ją mocno i po­zwo­liła, by wy­pła­kała całą swoją roz­pacz.

– Je­steś bez­pieczna, Kaja – szep­nęła Ewa, tu­ląc ją jak wła­sne dziecko. – Nie mu­sisz już się bać.

Kaja, otu­lona cie­płym ko­cem, po­woli za­częła się uspo­ka­jać. Jej od­dech się wy­rów­nał, a zmę­czone oczy w końcu się za­mknęły. Za­snęła na ka­na­pie, trzy­ma­jąc szklankę z nie­do­pitą her­batą.

Ewa wy­jęła szklankę z jej dłoni, de­li­kat­nie, by nie obu­dzić dziew­czyny. Spoj­rzała na nią z tro­ską i po­gła­skała jej wil­gotne od desz­czu włosy. Kaja wy­glą­dała te­raz jak małe za­gu­bione dziecko, które po wielu go­dzi­nach pła­czu w końcu zna­la­zło chwilę wy­tchnie­nia.

Da­mian stał obok, pa­trząc na matkę, która z taką czu­ło­ścią zaj­mo­wała się tą obcą dziew­czyną. Po chwili ode­zwał się ci­cho, ale sta­now­czo:

– Mamo, nie chcę, żeby te dzie­ciaki trak­to­wały nasz dom jak przy­tu­łek.

Ewa, za­sko­czona, od­wró­ciła głowę w stronę syna, w jej oczach po­ja­wił się smu­tek. Wie­działa, że Da­mian ma prawo czuć się przy­tło­czony.

– Da­mian – za­częła – to są dzie­ciaki, które nie mają do­kąd pójść. Kie­dyś sama by­łam tak samo za­gu­biona, jak one i wiem, co to zna­czy. Je­śli mogę po­móc, to mu­szę to zro­bić.

Da­mian zmarsz­czył brwi, czu­jąc na­ra­sta­jące na­pię­cie.

– Ro­zu­miem, ale... mamo, to jest nasz dom. Ja też po­trze­buję spo­koju, a cią­gle ktoś tu przy­cho­dzi z pro­ble­mami, które ty bie­rzesz na swoje barki.

Ewa po­de­szła do syna, po­ło­żyła rękę na jego ra­mie­niu i spoj­rzała mu w oczy.

– Wiem, Da­mian. I bar­dzo cię za to prze­pra­szam. Wiem, że to może być dla cie­bie trudne, ale Kaja... Ona na­prawdę nie ma te­raz ni­kogo. Może to chwi­lowe, ale po­trze­buje tego miej­sca, tej przy­stani. A ty je­steś prze­cież taki doj­rzały, wi­dzisz wię­cej niż inni.

Da­mian spu­ścił wzrok. Po­czu­cie winy po­wstrzy­mało wzbie­ra­jącą w nim złość. Wie­dział, że matka ma ra­cję, choć nie chciał tego przy­znać.

– Po pro­stu... chciał­bym, żeby było tro­chę nor­mal­niej.

Ewa przy­tu­liła go mocno.

– Wiem, ko­cha­nie. I tak bę­dzie, obie­cuję.ROZ­DZIAŁ 4

Ewa stała na rogu ulicy i spraw­dzała wia­do­mo­ści w te­le­fo­nie, gdy na­gle usły­szała za sobą zna­jomy głos.

– Ewa!

Od­wró­ciła się gwał­tow­nie, a serce za­biło jej moc­niej na wi­dok twa­rzy, któ­rej nie wi­działa od lat.

– Ma­rika – wy­szep­tała z nie­do­wie­rza­niem i uśmiech­nęła się sze­roko. W jed­nej chwili pa­dły so­bie w ra­miona i mocno się ob­jęły. – Co ty tu ro­bisz? – za­py­tała Ewa, prze­ry­wa­jąc w końcu uścisk.

– Za­ła­twia­łam coś w oko­licy – od­po­wie­działa Ma­rika z uśmie­chem. – A ty?

– Pra­cuję w tej szkole, miesz­kam nie­da­leko...

– W szkole. – Ma­rika nie kryła ra­do­ści. – A więc je­steś na­uczy­cielką? Tak jak ma­rzy­łaś.

– Tak. A ty?

– Rok temu prze­pro­wa­dzi­łam się do War­szawy.

– Mo­głaś się ode­zwać!

– Wiesz, jak to jest... Na­sze drogi się ro­ze­szły. Po tym, co się stało tam­tej nocy... – po­wie­działa smutno Ma­rika.

– Mari... – od­parła Ewa, bo tak za­wsze zwra­cała się do przy­ja­ciółki. – To było kie­dyś. Prze­cież by­ły­śmy dla sie­bie jak sio­stry.

– Tak... – Ma­rika za­śmiała się, po czym do­dała: – Może usią­dziemy gdzieś na kawę? Mamy tyle do nad­ro­bie­nia.

Ewa ski­nęła głową i ru­szyły ra­zem ulicą. Do­tarły do ma­łej, przy­tul­nej ka­wiarni na rogu. W środku pa­no­wał przy­jemny kli­mat. Ściany były wy­koń­czone ce­głą, a z su­fitu zwi­sały że­liwne lampy, które rzu­cały mięk­kie, cie­płe świa­tło na półki z książ­kami. Z gra­mo­fonu ci­cho są­czyła się mu­zyka. Drew­niane sto­liki przy­kryto ko­ron­ko­wymi ser­wet­kami. W po­wie­trzu uno­sił się za­pach świeżo pa­rzo­nej kawy i słod­kich wy­pie­ków. W po­dob­nych ka­wiar­niach Ewa i Ma­rika uczyły się do eg­za­mi­nów i zwie­rzały so­bie ze smut­ków i ra­do­ści. Nic dziw­nego, że wspo­mnie­nia wró­ciły do Ewy z całą mocą.

***

DZIE­WIĘT­NA­ŚCIE LAT WCZE­ŚNIEJ...

Ewa i Ma­rika były nie­roz­łączne. Znały się od dziecka, ich drogi za­wsze bie­gły rów­no­le­gle. Skoń­czyły tę samą pod­sta­wówkę, cho­dziły do tego sa­mego li­ceum, do klasy o pro­filu hu­ma­ni­stycz­nym, a po­tem ra­zem po­szły na stu­dia. Były jak sio­stry.

Tam­ten wie­czór za­po­wia­dał się eks­cy­tu­jąco. Pełne ży­cia, młode, pewne sie­bie, były go­towe na do­brą za­bawę. Szy­ko­wały się na dys­ko­tekę, chwilę ode­rwa­nia od stu­denc­kiej ru­tyny.

Ewa stała przed lu­strem w swoim ma­łym po­koju w aka­de­miku, przy­mie­rzała su­kienki. Ta, którą miała na so­bie, była krótka, ob­ci­sła i ide­al­nie pod­kre­ślała jej syl­wetkę. Ewa ob­ró­ciła się w stronę Ma­riki, która sie­działa na łóżku, przy­glą­da­jąc się przy­ja­ciółce z uśmie­chem.

– Co my­ślisz? – za­py­tała, po­pra­wia­jąc opa­da­jące na ra­miona włosy.

– Wy­glą­dasz bo­sko, Ewa. Fa­ceci będą się za tobą oglą­dać, gwa­ran­tuję – od­po­wie­działa Ma­rika, śmie­jąc się i wsta­jąc z łóżka. Sama miała na so­bie do­pa­so­waną, ozdo­bioną ko­ron­ko­wymi de­ta­lami czarną su­kienkę, która wspa­niale eks­po­no­wała jej dłu­gie nogi.

– A ty? – Ewa roz­pro­mie­niła się, pa­trząc na Ma­rikę. – Za­wsze wie­dzia­łam, że czarny to twój ko­lor.

Ma­rika prze­wró­ciła oczami z roz­ba­wie­niem.

– Ko­cham czerń. Poza tym za­wsze działa na fa­ce­tów. – Otwo­rzyła szu­fladę biurka i wy­jęła małą bu­te­leczkę wódki. – Za­nim wyj­dziemy, mu­simy się tro­chę roz­luź­nić.

– Tylko jedna? – za­żar­to­wała Ewa, ale od­krę­ciła bu­telkę. – Za dzi­siej­szy wie­czór! – za­wo­łała, uno­sząc ją do góry. Po­cią­gnęła łyk z gry­ma­sem.

– I za to, że za­wsze je­ste­śmy ra­zem – do­dała Ma­rika, przej­mu­jąc bu­te­leczkę. Po­czuła, jak al­ko­hol roz­grzewa ją od środka.

– Uuuu... Mocne. – Ewa się skrzy­wiła i po chwili obie wy­bu­chły śmie­chem.

– A co, my­śla­łaś, że to sok? – Ma­rika się­gnęła po szminkę i po­pra­wiła ko­lor na ustach. – No do­bra, jesz­cze je­den łyk na od­wagę i le­cimy.

Czuły, jak al­ko­hol do­daje im pew­no­ści sie­bie. Kiedy w końcu były go­towe, w do­sko­na­łych hu­mo­rach ru­szyły w stronę drzwi.

– Dzi­siej­sza noc bę­dzie epicka – po­wie­działa Ewa, za­my­ka­jąc po­kój na klucz.

– Oby – do­dała Ma­rika i rzu­ciła ostat­nie spoj­rze­nie w lu­stro na ko­ry­ta­rzu. – No to co, le­cimy pod­bić ten par­kiet?

Wy­szły z aka­de­mika, zu­peł­nie nie­świa­dome, że ta noc na za­wsze zmieni ich ży­cie.

***

Usia­dły przy sto­liku obok okna. Mo­gły stam­tąd swo­bod­nie ob­ser­wo­wać prze­chod­niów. Ka­wiar­nia była pra­wie pu­sta, co do­da­wało jej in­tym­nego cha­rak­teru.

– Co za­ma­wiamy? – za­py­tała Ma­rika, prze­glą­da­jąc menu.

– Może cro­is­santy z kre­mem pi­sta­cjo­wym i kawę? – za­pro­po­no­wała Ewa, a Ma­rika ski­nęła głową.

Po chwili kel­nerka przy­nio­sła dwa go­rące cro­is­santy, ide­al­nie chru­piące z ze­wnątrz i mięk­kie w środku, wy­peł­nione ak­sa­mit­nym zie­lo­nym kre­mem pi­sta­cjo­wym. Do tego dwie fi­li­żanki cap­puc­cino.

Przez kilka mi­nut roz­ma­wiały o stu­denc­kich cza­sach i o tym, jak po­to­czyło im się ży­cie przez te wszyst­kie lata. Wy­mie­niały się hi­sto­riami, śmie­jąc się i wspo­mi­na­jąc wspólne chwile.

– A więc wy­je­cha­łaś do Szko­cji. Znik­nę­łaś – po­wie­działa Ma­rika, mie­sza­jąc kawę.

– Tak. Mu­sia­łam zmie­nić oto­cze­nie. Oj­ciec mi bar­dzo po­mógł. Wiesz, że był kon­su­lem. Skoń­czy­łam w Szko­cji col­lege, kilka kur­sów. Pra­co­wa­łam w szkole. Na­dal uczę... Wy­cho­wa­łam dziecko.

– My­śla­łam, że usu­niesz...

– Nie... No nie.

– Tak, ja­sne, ro­zu­miem. – Ma­rika po­czuła się nie­zręcz­nie.

Ewa spoj­rzała bez­myśl­nie w okno i prze­nio­sła z po­wro­tem wzrok na dawną przy­ja­ciółkę.

– Ma­rika... – za­częła nie­pew­nie – pa­mię­tasz tamtą noc?

Ma­rika za­trzy­mała fi­li­żankę w po­ło­wie drogi do ust.

– No tak, z tych zlep­ków ob­ra­zów stwo­rzy­łam so­bie w gło­wie ja­kąś tam ca­łość. Tylko że nie wiem, co jest prawdą, a co pi­jac­kim zwi­dem – od­po­wie­działa ci­cho, od­kła­da­jąc fi­li­żankę na spodek. – Pró­bo­wa­łam tyle razy coś z tego uło­żyć i... wy­daje mi się, że nic nie wiem, a po­tem znowu, że wiem za dużo. Za­ma­zane kształty, śmiech...

Ewa spu­ściła wzrok, czu­jąc, jak cię­żar prze­szło­ści znowu przy­gniata jej serce.

– Ja mu wciąż nie po­wie­dzia­łam – wy­szep­tała drżą­cym gło­sem. – Da­mia­nowi... On nie wie, kto jest jego oj­cem. I chyba ni­gdy się nie do­wie.

Ma­rika de­li­kat­nie ści­snęła dłoń przy­ja­ciółki.

– Ewa, nie mu­sisz mu tego mó­wić. To, co się stało tam­tego wie­czoru... – Za­mil­kła na chwilę, jakby szu­kała wła­ści­wych słów. – Nikt nie ma prawa cię osą­dzać. Da­mian jest twoim sy­nem i to ty de­cy­du­jesz, jaką prawdę mu po­wiesz.

Ewa za­mknęła oczy, pró­bu­jąc opa­no­wać łzy. Pa­mię­tała tam­ten wie­czór jak przez mgłę – strach, ból, bez­rad­ność, a po­tem dłu­gie mie­siące ukry­wa­nia prawdy przed wszyst­kimi. A w końcu Da­mian, mały, bez­bronny chłop­czyk, który przy­szedł na świat i stał się jej cu­dem.

– Kie­dyś my­śla­łam, że ni­gdy się z tym nie po­go­dzę – wy­znała. – Że ni­gdy nie będę w sta­nie pa­trzeć na Da­miana bez przy­po­mi­na­nia so­bie tego, co się wtedy stało. Ale te­raz... te­raz wiem, że on jest ca­łym moim świa­tem. Zro­bię wszystko, żeby był szczę­śliwy. Na­wet je­śli to ozna­cza, że będę mu­siała no­sić w so­bie tę ta­jem­nicę do końca.

Ma­rika po­pa­trzyła na nią ze zro­zu­mie­niem. Jak wiele siły było w tej ko­bie­cie, którą znała od tylu lat.

– Ewa, to, co ro­bisz, to czy­sta mi­łość – po­wie­działa ci­cho. – Da­mian jest szczę­ścia­rzem, że ma taką matkę jak ty. Cho­ciaż... – za­wie­siła głos. – Mu­szę cię o coś za­py­tać.

– Tak?

Ma­rika wes­tchnęła.

– Ba­łaś się, że ko­muś po­wiem?

– Nie. – Ewa śmiało spoj­rzała przy­ja­ciółce w oczy. – Bo nie wiem do końca, co jest prawdą, i ty też.

– To, co zro­bi­ły­śmy...

– Ma­rika... Ja nie chcę. Nie dam rady tego słu­chać.

– Ale... To wspo­mnie­nie tak bar­dzo boli.

– Mnie też. – Ewa wstała.

– Spo­tkamy się jesz­cze? Chcia­ła­bym po­znać two­jego syna.

– Nie – Ewa ucięła te­mat. – Kie­dyś by­ły­śmy dla sie­bie naj­waż­niej­sze. Ale tamta noc zmie­niła wszystko.

– Masz ra­cję. Ani to­bie, ani mnie nie jest to po­trzebne. Ale i tak po­dam ci mój nu­mer.

– Nie chcę.

– A wiesz, że Ida ja­kimś cu­dem wszystko so­bie przy­po­mniała?

– My­śla­łam, że wiemy tylko my dwie...

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: