- W empik go
Jedwabna pajęczyna. Dziennik współuzależnionej - ebook
Jedwabna pajęczyna. Dziennik współuzależnionej - ebook
Zapiski żony alkoholika obrazujące proces współuzależnienia od choroby alkoholowej osoby bliskiej. Szczęśliwa rodzina, miłość, głęboka więź, zrozumienie, które stopniowo niszczy alkohol. Bohaterka od prób usprawiedliwienia męża, przez lęk o jego zdrowie i próby nakłonienia go do podjęcia leczenia oraz walkę o byt rodziny dochodzi do świadomości, że sama, choć niepijąca, także jest ofiarą choroby alkoholowej, i podejmuje terapię. Książka, która wielu osobom może przynieść przebudzenie i nadzieję.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7551-373-8 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Żony, matki, córki, babcie! A przede wszystkim dziewczyny z mojej grupy terapeutycznej dla współuzależnionych: Krystyno, Tereso, Patrycjo, Ewo, Beato, Agnieszko... Dzięki wam, a zwłaszcza dzięki waszym dramatycznym zwierzeniom podczas tak zwanej rundki, postanowiłam zebrać w całość zapiski z siedmiu lat choroby alkoholowej mojego męża. W waszych słowach rozpoznawałam siebie, swoje uczucia i problemy, których początkowo nie umiałam nazwać, a nawet przyznać się do nich. Wasze wyznania stopniowo dodawały mi sił, pozwalały z dystansem patrzeć na moje życie, lepiej je rozumieć i porządkować.6 PAŹDZIERNIKA 2012
Może moja opowieść pomoże innym? Sprawi, że zrozpaczone i załamane osoby odnajdą w sobie siłę, by wyjść z roli ofiary i przystąpić do walki o siebie? A te, które jeszcze nie spojrzały prawdzie w oczy, szybciej rozpoznają u siebie współuzależnienie? Bo ono, choć nie jest uznane jak alkoholizm za chorobę, również czyni potężne spustoszenia w duszy i ciele człowieka. Melody Beattie w książce Koniec współuzależnienia pisze, iż współuzależnieni są ludźmi, których życie stało się trudne do ułożenia na skutek zaangażowania się w związek z alkoholikiem, narkomanem czy osobą z zaburzeniami łaknienia. Pozwalają, by zachowanie innego człowieka oddziaływało na nich ujemnie i obsesyjnie starają się to zachowanie kontrolować.
Siedem lat temu zaczęłam notować fakty związane z piciem mojego męża. W ten sposób próbowałam uwolnić się od niepokoju, wstydu, a z czasem lęku. Ratowałam się przed rozpaczą, ponieważ mąż upijał się coraz częściej, co zaburzało życie całej rodziny. Jednocześnie zaczęłam czytać strony internetowe poświęcone alkoholizmowi i wypowiedzi na forach alkoholowych. Dowiedziałam się, że istnieje problem współuzależnienia i z niedowierzaniem zaczęłam odkrywać, że to mój własny problem. Niewiele znalazłam książek na ten temat, a te, które przeczytałam, opisywały cechy współuzależnienia, podawały przykłady z życia różnych osób, nie pokazywały natomiast procesu – jak to się właściwie dzieje, że wpadamy w tę pułapkę? Kiedy, jak i dlaczego w nią wpadłam? Mogłam sobie powiedzieć tylko tyle, że tkwię w niej po uszy.
Zaczęłam przeglądać swoje notatki z nadzieją, że zrozumiem ten proces, a jak zrozumiem, to sobie z tym wszystkim poradzę. Podczas lektury w pierwszym odruchu poczułam wściekłość, bunt i przygnębienie. Dlaczego przez tyle lat tkwiłam biernie w lęku? Dlaczego niczego nie zrobiłam, żeby się ratować? Wprawdzie nie doświadczyłam, jak inne kobiety (przekonałam się o tym już na terapii), najgorszego, to znaczy przemocy, bicia czy agresji słownej ze strony mojego alkoholika, ale stopniowo traciłam rozpęd życiowy i energię, coraz mniej potrafiłam zrobić dla siebie, coraz rzadziej spotykałam się z przyjaciółmi i nie umiałam szczerze z nimi rozmawiać, a coraz szczelniej wypełniało mnie wczuwanie się i analizowanie tego, co dzieje się z mężem, który zaczął pić nagle, po dwunastu latach abstynencji. Upije się czy nie? Wróci na noc, za kilka godzin czy za kilka dni? Czułam się oszukana i zdradzona. Pogłębiał się stres, paraliżowała bezradność. Wreszcie zdecydowałam się na terapię dla rodzin z problemem współuzależnienia.
Na zajęciach żony i matki alkoholików dzieliły się przeżyciami podobnymi do moich. Jednak nie starczało czasu, by przekazać wszystko, całą swoją historię, dzień po dniu. Składa się ona przecież z godzin i minut bezradności, przyzwolenia, zaprzeczania, kontrolowania i samookłamywania. Rozciąga się to na lata, czasem dziesiątki lat. Jest niedostrzegalnym jakby znikaniem w labiryncie, w którego centrum czeka na nas bestia, a my jak zahipnotyzowane (bo to głównie dotyczy kobiet) brniemy w jej objęcia dopóty, dopóki ktoś nie chwyci nas mocno za rękę i nie pokaże drogi wyjścia. Pod warunkiem że same zechcemy wyjść.
Trudne emocje były niekiedy dla mnie tak bolesne, że pragnęłam znieczulenia za wszelką cenę. Pragnęłam zobojętnienia. Ale obojętność wykluczała stopniowo nie tylko przykre, ale także przyjemne uczucia, które przecież także miały miejsce. W stanie znieczulenia przestawałam widzieć mojego męża jako pełnego człowieka, wspaniałego mężczyznę, którego poślubiłam z miłości. Dobrego, twórczego, subtelnego. Alkohol wypaczał jego osobowość, tak jak w powieści Stevensona szacowny dr Jekyll zmieniał się w potwornego mister Hyde’a. Widziałam już tylko zło, gdyż po pewnym czasie alkoholowa „tożsamość” męża przesłoniła mi osobowość trzeźwą. Gdy okresowo nie pił, z lękiem myślałam o tym, że kiedyś i tak się upije.
Wspólne życie z alkoholikiem okazało się pajęczyną, która z dnia na dzień (można powiedzieć: z picia na picie) ukradkiem oplątywała mnie i paraliżowała. Dostrzegłam ją dopiero, czytając notatki z siedmiu lat. Przy pierwszej lekturze wydały się przerażające. Później – jednostajne i monotonne. Wciąż pisałam właściwie o tym samym, podobnymi słowami, z tymi samymi emocjami. Być może dlatego, że historia powoli postępującego współuzależnienia jest zarazem bolesna i monotonna. Pomyślałam, że warto ją opowiedzieć innym współuzależnionym oraz tym niewiedzącym jeszcze, że już nimi są – żeby w porę powiedziały „nie!” i szukały ratunku oraz wsparcia. Ratunku przede wszystkim dla samych siebie.2005
9 CZERWCA 2005
W poniedziałek Fil wrócił od Tadka pijany. W maju z konferencji w Krakowie – pijany. W kwietniu ze spotkania z Anglikami pijany. Dotąd, przez dwanaście lat naszego związku, to się nie zdarzało. Jest rozdrażniony. Zrobił się nerwowy, drażliwy. Jak z nim rozmawiać?
Dwa miesiące później
8 SIERPNIA 2005
Wczoraj Fil poszedł do Andrzeja o 11.00. Gdy Ela, moja kochana teściowa, zadzwoniła do mnie o 19.30, jeszcze nie wrócił. Być może pojechał od Andrzeja do Zdzicha. Ela tam zatelefonowała. Był. Potem Fil sam zadzwonił, że wróci 21.00–22.00. Wrócił o 6.00 rano śmierdzący alkoholem. To piąte picie wódki w tym roku z nocą poza domem. Polubił smakowanie w pracy win i szampanów. Jest wiele okazji i nikt od nich nie stroni. Porozmawiam z Ignacem, czy to nie są objawy choroby alkoholowej. Co brat, to brat. Poza tym na pewno zna się na tym lepiej niż ja. Czy to tylko okazjonalne picie? Niegroźne? Wszyscy piją, to i on pije. Pracuje, nie leży pod płotem. Na pewno nie jest alkoholikiem
Trzy miesiące później
27 LISTOPADA 2005
30-lecie Miejskiego Ośrodka Kultury. Poszłam z Filem na bankiet. Z miejsca chwycił za kieliszek z winem, niczego nie jedząc, choć stoły się uginały. Od śniadania pościł. Raz je, raz nie je, nie wiadomo, czemu to przypisać. W niecierpliwym ruchu jego ręki była jakby tęsknota za alkoholem. Żeby jak najszybciej. A potem pił lampka za lampką. Ja też wypiłam trochę wina, ze strachu właściwie. Ze strachu przed jeszcze większym lękiem, który mogłam czuć na trzeźwo. Czuję go od marca tego roku, kiedy to Fil zaczął pić systematycznie przynajmniej raz w miesiącu, chorując zwykle następnego dnia.
Cztery tygodnie temu, gdy wyjechałam do Wisły, pił z Wieśkiem w „Patryku” i nie wrócił na noc. Zostawił małego Bartka samego w domu. Zasnął w pociągu i ocknął się parę stacji za naszą. Zgubił kartę miejską. Tydzień temu pił piwo z Tadkiem, przedwczoraj też. A wczoraj o 23.00 poszedł do niego niby na dwie godziny, obudziłam się o 4.30 – nie wrócił. Wsiadłam do samochodu, jadę do centrum. Widzę go, idzie kompletnie zalany, zatacza się. Poszedł więc jeszcze raz do Domu Kultury, by się doprawić.
Poczułam, że nie mam wpływu na jego picie, od którego przecież on sam tak zdecydowanie i z przekonaniem odżegnywał się przez dwanaście lat naszego wspólnego życia. Nasze ideały runęły. Już nie ma budowania więzi, jest żal, lęk, niechęć, zamknięcie. Narastać będzie – wyraźnie to czuję – obojętność, pragnienie ucieczki.
Co zrobić, żeby mieć własny kąt, jakiś pokój, mieszkanie? Ale nie mogę przecież uciec, odejść, nie mogę tego zrobić dzieciom. Więc zostać i żyć w pogardzie dla samej siebie, że nie umiem sobie z tym poradzić? Jak mam pracować? Jak się zdystansować, jak się chronić, jak udawać przed dziećmi, przed ludźmi, jak odnaleźć spokój i radość?
Dlaczego Fil chce pić, skoro tyle lat potępiał alkoholików? Wierzyłam, że można stworzyć związek rozumiejących się ludzi, którzy mogą o wszystkim ze sobą rozmawiać. Jednak nie możemy rozmawiać o jego piciu. Dlaczego rozmowa nie jest możliwa? Jestem w szachu. Byle tylko nie użalać się nad sobą, nie być ofiarą. Odciąć się od tego. Przetrwać. Nie stracić rozpędu.
A może to moja wina? Może przez tych dwanaście lat ograniczałam go, może się ze mną męczył? Nigdy nie powiedział, że przeze mnie pije, ale kto wie?