- W empik go
Jedyna - ebook
Jedyna - ebook
Ostatnia część bestsellerowej trylogii.
America jest jedną z czterech dziewcząt, które utrzymały się w ścisłej czołówce Eliminacji. Ukochana przez zwykłych ludzi, znienawidzona przez obecnego króla, dziewczyna wciąż nie jest pewna swych uczuć. A jednak nadchodzi moment ostatecznego wyboru, tym trudniejszego, że cały los Illei może spoczywać właśnie w rękach Ami.
Czy dziewczyna powróci do swej dawnej miłości, czy zdecyduje się zostać królową i podjąć walkę o lepszy świat dla siebie i wszystkich mieszkańców Illei?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7686-302-3 |
Rozmiar pliku: | 722 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tym razem byłyśmy w Sali Wielkiej, męcząc się z kolejną lekcją etykiety, kiedy przez okna zaczęły wpadać cegły. Elise natychmiast rzuciła się na podłogę i zaczęła się czołgać do bocznych drzwi, pojękując ze strachu. Celeste wrzasnęła przeszywająco i pomknęła na tył sali, ledwie unikając sypiących się odłamków szkła. Kriss złapała mnie za ramię i pociągnęła, więc razem z nią pobiegłam w stronę wyjścia.
– Pospieszcie się! – zawołała Silvia.
W ciągu kilku sekund gwardziści ustawili się wzdłuż okien i otworzyli ogień, a huk wystrzałów dzwonił mi w uszach podczas ucieczki. Sprawca aktu agresji w pobliżu pałacu musiał zginąć. Nieważne, czy miał broń palną, czy kamienie – skończyła się wyrozumiałość dla rebeliantów.
– Nienawidzę biegać w tych pantoflach – mruknęła Kriss, przerzucając brzeg sukni przez ramię i nie odrywając spojrzenia od końca korytarza.
– Jedna z nas będzie się musiała do tego przyzwyczaić – zauważyła Celeste, dysząc ciężko.
Przewróciłam oczami.
– Jeśli to będę ja, zacznę nosić na co dzień tenisówki. Mam już tego kompletnie dość.
– Mniej gadania, szybsze tempo! – krzyknęła Silvia.
– Jak mamy się stąd dostać na dół? – zapytała Elise.
– A co z Maxonem? – wysapała Kriss.
Silvia nie odpowiedziała. Szłyśmy za nią przez labirynt korytarzy, szukając zejścia do podziemi i patrząc, jak jeden za drugim mijają nas biegnący w przeciwną stronę gwardziści. Poczułam, że naprawdę ich podziwiam, i zastanawiałam się, jakiej odwagi trzeba, żeby dla dobra innych biec w stronę niebezpieczeństwa.
Mijający nas gwardziści wyglądali wszyscy tak samo. W końcu mój wzrok przykuła para zielonych oczu. Aspen nie wyglądał na przestraszonego ani nawet zaskoczonego. Pojawił się problem, a on musiał go po prostu rozwiązać. Taki już był.
Nasze spojrzenia spotkały się tylko na moment, ale to wystarczyło. Tak właśnie było z Aspenem – w ułamku sekundy, bez słowa, byłam w stanie mu przekazać: Uważaj na siebie. A on bez słowa odpowiedział: Wiem, ty też.
Niewypowiedziane słowa były kojące, nie mogłam jednak czerpać podobnej pociechy z rzeczy wypowiedzianych na głos. Nasza ostatnia rozmowa była dość burzliwa. Miałam zaraz opuścić pałac i prosiłam go, żeby dał mi trochę czasu i pozwolił zapomnieć o Eliminacjach. A potem ostatecznie zostałam, ale nie miałam okazji wyjaśnić mu dlaczego.
Może kończyła mu się już cierpliwość do mnie i zaczynał tracić zdolność dostrzegania we mnie tylko tego, co najlepsze. Musiałam coś na to poradzić. Nie wyobrażałam sobie życia, w którym nie byłoby Aspena. Nawet teraz, chociaż miałam nadzieję, że Maxon mnie wybierze, istnienie świata bez Aspena wydawało mi się czymś niemożliwym.
– Tutaj! – zawołała Silvia, odsuwając ukryty w ścianie panel.
Ruszyłyśmy w dół schodami, Elise i Silvia na początku.
– Cholera, Elise, pospiesz się trochę! – krzyknęła Celeste. Wkurzyły mnie jej słowa, ale nic nie powiedziałam, bo w końcu wszystkie myślałyśmy to samo.
Kiedy schodziłyśmy coraz niżej w ciemność, myślałam ze zgrozą o zmarnowanych godzinach, które spędzę, chowając się jak mysz w norze. Szłyśmy dalej, a odgłosy naszej ucieczki były tłumione przez krzyki, aż w końcu nad nami zabrzmiał męski głos:
– Zatrzymajcie się!
Kriss i ja odwróciłyśmy się jednocześnie, mrużąc oczy, dopóki nie zobaczyłyśmy wyraźnie munduru.
– Czekajcie! – zawołała Kriss do dziewcząt poniżej. – To gwardzista.
Zatrzymałyśmy się na schodach, oddychając ciężko. W końcu mężczyzna, także zadyszany, dotarł do nas.
– Przepraszam panie. Rebelianci uciekli, kiedy tylko otworzyliśmy ogień. Najwyraźniej dzisiaj nie byli w nastroju do walki.
Silvia przesunęła dłońmi po ubraniu, żeby je wygładzić, i odparła w naszym imieniu:
– Czy król ogłosił, że jest bezpiecznie? Jeśli nie, naraża pan te dziewczęta na poważne niebezpieczeństwo.
– Dostaliśmy polecenie od dowódcy gwardii. Jestem pewien, że jego wysokość…
– Nie mówi pan w imieniu króla. Dobrze, dziewczęta, idziemy dalej.
– Naprawdę? – zapytałam. – Mamy się kryć bez potrzeby?
Silvia rzuciła mi spojrzenie, które powstrzymałoby chyba nawet atakującego rebelianta. Natychmiast umilkłam. Nawiązała się między nami nić przyjaźni, ponieważ nie wiedząc o tym, odwracała moją uwagę od Maxona i Aspena dzięki dodatkowym lekcjom. Jednak po moim popisie kilka dni temu w czasie Biuletynu wszystko to należało już chyba do przeszłości. Silvia odwróciła się do gwardzisty i mówiła dalej:
– Proszę przynieść rozkaz od króla, wtedy wrócimy. Idziemy dalej, dziewczęta.
Gwardzista i ja wymieniliśmy znużone spojrzenia i poszliśmy każdy w swoją stronę.
Silvia nie okazała ani cienia skruchy, kiedy dwadzieścia minut później pojawił się inny gwardzista, mówiąc nam, że możemy wracać na górę.
Byłam tak poirytowana całą tą sytuacją, że nie czekałam na Silvię ani na pozostałe dziewczyny. Wspięłam się po schodach, wyszłam na jakiś korytarz na parterze i pomaszerowałam do swojego pokoju, cały czas niosąc pantofle w ręku. Moich pokojówek nie było, ale na łóżku czekała na mnie mała srebrna tacka z kopertą.
Natychmiast rozpoznałam pismo May i rozerwałam kopertę, łapczywie chłonąc jej słowa.
Ami,
zostałyśmy ciotkami! Astra jest cudowna. Żałuję, że nie ma Cię tutaj i nie możesz jej sama zobaczyć, ale wszyscy rozumiemy, że teraz musisz być w pałacu. Myślisz, że spotkamy się na Boże Narodzenie? To przecież już niedługo! Muszę kończyć, pomagam Kennie i Jamesowi. Nie mogę uwierzyć, jak ona jest śliczna! Przesyłam zdjęcie. Ściskamy Cię mocno!
May
Wyjęłam zza kartki błyszczącą fotografię. Byli na niej wszyscy z wyjątkiem Koty i mnie. James, mąż Kenny, miał podkrążone oczy, ale stał rozpromieniony koło żony i córki. Kenna siedziała wyprostowana na łóżku, trzymając małe różowe zawiniątko, i wyglądała na szczęśliwą, ale i wyczerpaną. Mama i tata promienieli dumą, a entuzjazm May i Gerada był widoczny nawet na zdjęciu. Oczywiście, Koty tu nie było, ponieważ obecność w tym miejscu nie wiązała się z żadnymi korzyściami. Ale ja powinnam tam być.
Nie było mnie tam.
Byłam tutaj i chwilami sama nie rozumiałam dlaczego. Maxon nadal spędzał czas z Kriss, nawet po tym wszystkim, co zrobił, żebym mogła zostać. Rebelianci bezustannie zagrażali naszemu bezpieczeństwu, a lodowate słowa króla były zabójcze dla mojej pewności siebie. Przez cały czas krążył wokół mnie Aspen – sekret, którego nikt nie mógł poznać. Kamery pojawiały się i znikały, wykradając okruchy naszego życia, aby zabawiać publiczność. Z każdej strony znajdowałam się pod presją i brakowało mi wszystkich tych rzeczy, które zawsze były dla mnie ważne.
Przełknęłam łzy złości. Już dostatecznie dużo płakałam.
Zamiast tego zaczęłam snuć plany. Jedyną metodą, żeby wszystko poukładać, było zakończenie Eliminacji.
Chociaż nadal od czasu do czasu zastanawiałam się, czy na pewno chcę być księżniczką, nie miałam cienia wątpliwości, że chcę należeć do Maxona. Jeśli tak się miało stać, nie mogłam siedzieć i czekać bezczynnie. Przypominając sobie ostatnią rozmowę z królem, krążyłam po pokoju i czekałam na pokojówki.
Oddychałam z trudem, więc wiedziałam, że niewiele zdołam przełknąć, ale to było warte poświęcenia. Musiałam poczynić jakieś postępy i to jak najszybciej. Zgodnie ze słowami króla, inne dziewczęta czyniły Maxonowi awanse – fizyczne awanse – a jego zdaniem ja byłam o wiele zbyt pospolita, żeby dorównać im pod tym względem.
Jakby moja relacja z Maxonem nie była dostatecznie skomplikowana, dochodziła do tego jeszcze kwestia odbudowy zaufania. Nie byłam pewna, czy to oznacza, że nie wolno mi zadawać pytań, czy wręcz przeciwnie. Chociaż byłam praktycznie pewna, że nie posunął się zbyt daleko w relacjach z pozostałymi dziewczętami, nie potrafiłam się nad tym nie zastanawiać. Nigdy wcześniej nie próbowałam być uwodzicielska – niemal każdy intymny moment z Maxonem był niezaplanowany – ale musiałam mieć nadzieję, że jeśli tylko się postaram, będę mogła jasno pokazać, że jestem zainteresowana nim tak samo, jak pozostałe dziewczęta.
Odetchnęłam głęboko, uniosłam głowę i weszłam do jadalni. Celowo spóźniłam się o minutę lub dwie z nadzieją, że wszyscy zdążyli już zająć miejsca. Nie pomyliłam się, ale wywarłam większe wrażenie, niż się spodziewałam.
Dygnęłam, przesuwając nogę w taki sposób, żeby rozcięcie w sukni rozchyliło się i odsłoniło udo niemal do samego biodra. Suknia miała kolor ciemnoczerwony, nie zakrywała ramion i praktycznie całych pleców, a ja mogłabym przysiąc, że pokojówki użyły magii, żeby w ogóle się na mnie trzymała. Wstałam i spojrzałam na Maxona, który, jak zauważyłam, przerwał jedzenie. Ktoś upuścił widelec.
Skromnie schyliłam głowę i podeszłam do swojego miejsca, siadając obok Kriss.
– Ami, ty tak poważnie? – zapytała szeptem.
– Nie rozumiem? – zapytałam, udając zaskoczenie.
Kriss odłożyła sztućce i popatrzyłyśmy na siebie.
– Wyglądasz na łatwą.
– Cóż, a ty wyglądasz na zazdrosną.
Musiałam trafić w dziesiątkę, bo zarumieniła się lekko i znowu zajęła się jedzeniem. Ja skubałam ostrożnie swoją porcję, czując się nieznośnie ściśnięta. Kiedy postawiono przed nami deser, postanowiłam przestać ignorować Maxona i okazało się, że patrzył na mnie, tak jak miałam nadzieję. Natychmiast pociągnął się za ucho, a ja niespiesznie powtórzyłam ten gest. Rzuciłam szybkie spojrzenie królowi Clarksonowi i postarałam się ukryć uśmiech. Był poirytowany, co oznaczało, że kolejna rzecz uszła mi na sucho.
Wstałam od stołu wcześniej, żeby dać Maxonowi okazję do podziwiania mojej sukni od tyłu, i jak najprędzej poszłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i rozpięłam natychmiast suwak, rozpaczliwie potrzebując oddechu.
– Jak panience poszło? – zapytała Mary, podchodząc do mnie.
– Wyglądał na oszołomionego. Tak jak wszyscy.
Lucy pisnęła, a Anne podeszła, żeby pomóc Mary.
– Przytrzymamy to, panienka może usiąść – poleciła, więc posłuchałam jej. – Przyjdzie tu dzisiaj?
– Tak. Nie wiem kiedy, ale na pewno przyjdzie.
Przysiadłam na skraju łóżka, zaplatając ręce na brzuchu, żeby przytrzymać rozpiętą sukienkę.
Anne spojrzała na mnie ze smutkiem.
– Przykro mi, że będzie panienka musiała znosić te niewygodę jeszcze przez kilka godzin. Ale jestem pewna, że efekt okaże się tego wart.
Uśmiechnęłam się, starając się wyglądać, jakby nie przeszkadzało mi takie cierpienie. Powiedziałam pokojówkom, że chcę zwrócić na siebie uwagę Maxona. Nie wspomniałam o mojej nadziei, że jeśli będę miała szczęście, ta suknia szybko wyląduje na podłodze.
– Chce panienka, żebyśmy zostały, dopóki on nie przyjdzie? – Lucy kipiała entuzjazmem.
– Nie, pomóżcie mi tylko zapiąć to z powrotem. Muszę przemyśleć parę spraw – odpowiedziałam i wstałam, żeby mogły się mną zająć.
Mary sięgnęła do suwaka.
– Proszę wciągnąć brzuch.
Posłuchałam jej, a kiedy suknia znowu zacisnęła się na mnie, pomyślałam o żołnierzach, idących na wojnę. Miałam inny mundur, ale podobną determinację.
Dzisiaj wieczorem zamierzałam ustrzelić mężczyznę.Rozdział 2
Otworzyłam drzwi balkonowe, żeby odświeżyć powietrze w pokoju. Był już grudzień i chłodny wiatr muskał moją skórę. Nie wolno nam już było w ogóle wychodzić na zewnątrz, chyba że pod eskortą gwardzistów, więc to musiało mi wystarczać.
Przebiegłam po pokoju, zapalając świece i starając się, żeby wnętrze wyglądało zachęcająco. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc zdmuchnęłam zapałkę, rzuciłam się na łóżko, podniosłam książkę i rozłożyłam spódnicę. Ależ oczywiście, Maxonie, zawsze tak wyglądam, kiedy czytam.
– Proszę! – zawołałam cicho.
Wszedł Maxon, a ja przechyliłam lekko głowę, dostrzegając zdumienie w jego oczach, kiedy rozglądał się po nastrojowo oświetlonym pokoju. W końcu spojrzał na mnie, a jego wzrok ześlizgnął się na moją odsłoniętą nogę.
– Jesteś nareszcie – powiedziałam, zamykając książkę i wstając, żeby się z nim przywitać.
Maxon zamknął drzwi i podszedł do mnie, nie odrywając oczu od moich krągłości.
– Chciałem ci powiedzieć, że wyglądasz dzisiaj fantastycznie.
Odrzuciłam pasmo włosów na plecy.
– A, ta sukienka? Znalazłam ją z tyłu w szafie.
– Cieszę się, że ją wyciągnęłaś.
Splotłam palce z jego palcami.
– Chodź, usiądź koło mnie. Ostatnio rzadko się spotykamy.
Westchnął i posłuchał mnie.
– Bardzo cię za to przepraszam. Sytuacja jest trochę napięta po tym, jak straciliśmy tylu ludzi w ataku rebeliantów, a sama wiesz, jaki jest mój ojciec. Wysłaliśmy część gwardzistów, żeby chronili wasze rodziny, więc nasza ochrona jest słabsza niż kiedykolwiek. Ojciec zachowuje się w związku z tym jeszcze gorzej niż zwykle. Naciska na mnie, żebym zakończył Eliminacje, ale ja nie ustępuję. Potrzebuję czasu, żeby wszystko przemyśleć.
Siedzieliśmy na brzegu łóżka, więc przysunęłam się bliżej do niego.
– Oczywiście. To ty powinieneś decydować.
Skinął głową.
– No właśnie. Wiem, że powtarzałem to tysiące razy, ale doprowadza mnie do szału, kiedy ludzie na mnie naciskają.
Lekko wydęłam wargi.
– Wiem.
Umilkł, a ja nie mogłam odgadnąć niczego z jego twarzy. Próbowałam wymyślić, jak mogłabym posunąć sprawy do przodu bez nachalnego narzucania się, ale nie miałam pojęcia, jak się tworzy romantyczną atmosferę.
– Wiem, że to niemądre, ale pokojówki przyniosły mi dzisiaj nowe perfumy. Czy nie są trochę za mocne? – zapytałam, przechylając głowę, żeby mógł się pochylić i je powąchać.
Zbliżył się do mnie, dotykając nosem mojej miękkiej skóry.
– Nie, skarbie, są cudowne – powiedział w zagłębienie między moją szyją a ramieniem. Potem mnie tam pocałował. Przełknęłam ślinę i spróbowałam się skoncentrować. Musiałam do pewnego stopnia kontrolować sytuację.
– Cieszę się, że ci się podobają. Naprawdę tęskniłam za tobą.
Poczułam, że jego dłoń przesuwa się za moimi plecami, więc odwróciłam do niego głowę. Zobaczyłam, że wpatruje mi się w oczy, a nasze wargi dzielą milimetry.
– Jak bardzo za mną tęskniłaś? – zapytał szeptem.
Jego spojrzenie w połączeniu z niskim głosem sprawiały, że moje serce biło w dziwnym rytmie.
– Bardzo – odpowiedziałam, także szeptem. – Bardzo, bardzo.
Pochyliłam się do przodu, pragnąc pocałunku. Maxon pewnym gestem przyciągnął mnie bliżej jedną ręką, a palce drugiej wplótł w moje włosy. Moje ciało pragnęło roztopić się w pocałunku, ale sukienka mi to uniemożliwiała. Wtedy, czując nową falę nerwów, przypomniałam sobie o moim planie.
Przesunęłam dłonie w dół ramion Maxona, prowadząc jego palce do suwaka z tyłu sukienki z nadzieją, że to wystarczy.
Jego palce znieruchomiały na moment i kiedy właśnie zamierzałam po prostu poprosić, żeby rozpiął suwak, Maxon wybuchnął śmiechem.
To sprawiło, że natychmiast otrzeźwiałam.
– Co jest takie śmieszne? – zapytałam przerażona, zastanawiając się, czy uda mi się niepostrzeżenie powąchać własny oddech.
– Ze wszystkiego, co dotąd robiłaś, to jest zdecydowanie najzabawniejsze! – Maxon pochylił się, klepiąc kolana ze śmiechu.
– Przepraszam?
Pocałował mnie energicznie w czoło.
– Zawsze zastanawiałem się, jak to by wyglądało, gdybyś się postarała. – Znowu zaczął się śmiać. – Przepraszam, muszę już iść. – Nawet w jego postawie widać było rozbawienie. – Do zobaczenia rano.
A potem wyszedł. Po prostu wyszedł!
Siedziałam jak sparaliżowana. Dlaczego, na litość boską, wydawało mi się, że to się może udać? Maxon mógł nie wiedzieć o mnie wszystkiego, ale przynajmniej znał mój charakter – a to? To nie byłam ja.
Popatrzyłam na absurdalną suknię. Była zdecydowanie zbyt śmiała, nawet Celeste nie posunęłaby się tak daleko. Moje włosy były zbyt starannie ułożone, makijaż za gruby. Wiedział, co próbuję zrobić, od chwili, w której stanął w drzwiach. Westchnęłam i przeszłam się po pokoju, zdmuchując świece i rozmyślając, jak mam mu jutro spojrzeć w oczy.Rozdział 3
Zastanawiałam się, czy nie powiedzieć, że mam grypę żołądkową. Albo obezwładniającą migrenę. Albo atak paniki. Właściwie cokolwiek, co pozwoliłoby mi nie iść na śniadanie.
Potem pomyślałam o Maxonie i o tym, jak powtarzał, że trzeba zawsze zachować opanowanie. To akurat nigdy mi szczególnie dobrze nie wychodziło, ale jeśli przynajmniej zejdę na dół i będę obecna, może doceni moje starania.
W nadziei, że uda mi się wymazać wspomnienie tego, co zrobiłam, poprosiłam pokojówki, żeby ubrały mnie w najskromniejszą sukienkę, jaką miałam. Z samej tej prośby domyśliły się, że nie należy pytać o ostatni wieczór. Sukienka miała mniejszy dekolt niż te, które zwykle nosiłyśmy w ciepłym klimacie Angeles, oraz rękawy prawie do łokci. Była kwiecista i pogodna, zupełnie odmienna od wczorajszej kreacji.
Ledwie odważyłam się spojrzeć na Maxona, kiedy wchodziłam do jadalni, ale przynajmniej trzymałam wysoko uniesioną głowę.
Kiedy w końcu na niego popatrzyłam, obserwował mnie z uśmiechem. Zanim wrócił do jedzenia, mrugnął do mnie, a ja znowu pochyliłam głowę, udając, że jestem bardzo zainteresowana kawałkiem tarty.
– Miło, że dzisiaj pamiętałaś o założeniu ubrania – parsknęła Kriss.
– Miło, że dzisiaj jesteś w tak świetnym humorze.
– Co właściwie w ciebie wstąpiło? – syknęła.
Poddałam się, zniechęcona.
– Nie mam ochoty się dziś kłócić, Kriss. Daj mi po prostu spokój.
Przez chwilę wyglądała, jakby miała ochotę zaatakować, ale uznała chyba, że nie jestem tego warta. Usiadła odrobinę bardziej prosto i jadła dalej. Gdyby wczoraj wieczorem udało mi się odnieść jakikolwiek sukces, byłabym w stanie jakoś usprawiedliwić moje postępowanie, ale w obecnej sytuacji nie mogłam nawet udawać, że pękam z dumy.
Zaryzykowałam jeszcze jedno spojrzenie na Maxona, a chociaż nie patrzył na mnie, cały czas tłumił uśmiech, krojąc swoją porcję. To mi wystarczyło. Nie zamierzałam cierpieć w ten sposób przez cały dzień. Miałam właśnie się zachwiać albo złapać za brzuch, zrobić cokolwiek, co pozwoliłoby mi wyjść z jadalni, kiedy do sali wszedł lokaj. Niósł kopertę na srebrnej tacy i skłonił się, kładąc ją przed królem Clarksonem.
Król sięgnął po list i szybko go przeczytał.
– Przeklęci Francuzi – mruknął. – Przykro mi, Amberly, obawiam się, że będę musiał wyjechać w ciągu godziny.
– Znowu jakieś problemy z umową handlową? – zapytała królowa przyciszonym głosem.
– Tak. Myślałem, że ustaliliśmy wszystko miesiące temu. Musimy zająć stanowcze stanowisko w tej sprawie. – Król wstał, rzucił serwetkę na talerz i skierował się do drzwi.
– Ojcze? – zapytał Maxon, również wstając. – Czy chcesz, żebym jechał z tobą?
Wydało mi się dziwne, że król nie warknął krótkiego rozkazu, żeby Maxon poszedł z nim – zwykle tak właśnie postępował. Gdy tym razem odwrócił się do syna, jego oczy były zimne, a głos ostry.
– Kiedy będziesz potrafił zachować się, jak na króla przystało, będziesz mógł brać udział w tym, co należy do obowiązków króla. – Wyszedł z sali.
Maxon stał przez chwilę, zaszokowany i zawstydzony słowami ojca, który postanowił zganić go przy nas wszystkich. W końcu usiadł i spojrzał na matkę.
– Szczerze mówiąc, nie chciałoby mi się tam lecieć – powiedział, rozładowując napięcie żartem. Królowa uśmiechnęła się, bo oczywiście nie miała innego wyboru, a reszta z nas udała, że nic się nie wydarzyło.
Pozostałe dziewczęta skończyły śniadanie i przeniosły się do Komnaty Dam. Kiedy na miejscach zostaliśmy już tylko Maxon, Elise i ja, popatrzyłam na niego. Jednocześnie pociągnęliśmy się za ucho i wymieniliśmy uśmiechy. Elise w końcu wyszła, a my spotkaliśmy się na środku sali, nie przejmując się sprzątającymi wokół nas po śniadaniu pokojówkami i lokajami.
– To moja wina, że cię nie zabrał – jęknęłam.
– Możliwe – uśmiechnął się. – Ale uwierz mi, nie po raz pierwszy próbuje mi pokazać, gdzie jest moje miejsce. Ma w głowie milion powodów, dla których uważa, że powinien to robić. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby tym razem zrobił to wyłącznie przez złośliwość. Nie lubi tracić nad niczym kontroli, a im bliżej jestem wyboru żony, tym bardziej mu to grozi. Chociaż obaj wiemy, że nigdy mi do końca nie odpuści.
– Równie dobrze możesz mnie po prostu odesłać do domu. On nigdy nie pozwoli, żebyś mnie wybrał. – Nadal nie powiedziałam Maxonowi o tym, że jego ojciec rozmawiał ze mną sam na sam i groził mi po tym, jak Maxon przekonał go, żebym mogła zostać. Król Clarkson jasno dał mi do zrozumienia, że mam nie wspominać ani słowem o tej rozmowie, a ja nie chciałam mu się narażać. Jednocześnie fatalnie się czułam, ukrywając przed Maxonem rozmowę z jego ojcem.
– Poza tym – dodałam, splatając ramiona – po ostatnim wieczorze nie wyobrażam sobie, żeby w ogóle szczególnie ci zależało na mojej obecności.
Maxon przygryzł wargę.
– Przepraszam, że zacząłem się śmiać, ale naprawdę, co innego miałem zrobić?
– Miałabym kilka pomysłów – mruknęłam, nadal zawstydzona moją próbą uwiedzenia go. – Czuję się okropnie głupio. – Ukryłam twarz w dłoniach.
– Przestań – powiedział łagodnie, biorąc mnie w ramiona.
– Uwierz mi, byłaś naprawdę bardzo kusząca. Ale to po prostu do ciebie nie pasuje.
– Ale czy nie powinno pasować? Czy to nie powinna być część tego, jakie jesteśmy? – jęknęłam z twarzą ukrytą na jego piersi.
– Pamiętasz tamtą noc w schronie? – zapytał przyciszonym głosem.
– Pamiętam, ale wtedy się właściwie żegnaliśmy.
– To było niesamowite pożegnanie.
Cofnęłam się o krok i trzepnęłam go żartobliwie. Maxon roześmiał się, zadowolony, że udało nam się pokonać skrępowanie.
– Zapomnijmy o tym – zaproponowałam.
– Doskonale – zgodził się. – Poza tym mam pewien plan, nad którym oboje musimy popracować.
– Naprawdę?
– Tak, a skoro ojciec wyjechał, to doskonały moment, żeby zacząć się nad tym zastanawiać.
– Dobrze – powiedziałam, podekscytowana na myśl o tym, że wezmę udział w czymś przeznaczonym tylko dla nas dwojga.
Maxon westchnął, co sprawiło, że od razu zaniepokoiłam się, o jaki plan chodzi.
– Masz rację. Mój ojciec cię nie aprobuje. Ale może zostać zmuszony do zmiany zdania, jeśli uda nam się jedna rzecz.
– Czyli?
– Musimy sprawić, że staniesz się ulubienicą społeczeństwa.
Przewróciłam oczami.
– I to nad tym mamy pracować? Maxonie, to niemożliwe. Widziałam ranking w jednym z czasopism Celeste po tym, jak próbowałam ratować Marlee. Ludzie mnie nie znoszą.
– Opinia publiczna bywa zmienna. Nie pozwolimy, żeby ten jeden moment cię pogrążył.
Nadal uważałam, że sprawa jest beznadziejna, ale co miałam powiedzieć? Jeśli to była dla mnie jedyna szansa, musiałam przynajmniej spróbować.
– No dobrze – powiedziałam. – Ale mówię ci, to się nie uda.
Maxon przysunął się bardzo blisko z psotnym wyrazem twarzy i obdarzył mnie długim, niespiesznym pocałunkiem.
– A ja ci mówię, że się uda.Rozdział 4
Weszłam do Komnaty Dam, zastanawiając się nad nowym planem Maxona. Królowa jeszcze się nie pojawiła, a pozostałe dziewczęta śmiały się, skupione przy oknie.
– Ami, chodź tutaj! – zawołała ponaglająco Kriss. Nawet Celeste odwróciła się z uśmiechem i skinęła na mnie ręką.
Byłam trochę zaniepokojona tym, co może mnie czekać, ale mimo wszystko podeszłam do nich.
– O rany! – pisnęłam.
– Wiem – westchnęła Celeste.
W ogrodzie chyba połowa gwardzistów pałacowych ćwiczyła biegi. Byli rozebrani do pasa. Aspen mówił mi, że wszyscy gwardziści dostają zastrzyki wzmacniające, ale najwyraźniej musieli także dużo trenować, aby utrzymywać się w najlepszej kondycji.
Chociaż wszystkie byłyśmy oddane Maxonowi, nie mogłyśmy całkiem ignorować widoku przystojnych chłopców.
– Ten blondyn – powiedziała Kriss. – W każdym razie wydaje mi się, że to blondyn. Mają strasznie krótko ostrzyżone włosy!
– Mnie się podoba ten – stwierdziła cicho Elise, kiedy kolejny gwardzista przebiegł pod naszym oknem.
Kriss zachichotała.
– Nie do wiary, że to robimy!
– O! O! Ten facet tam, z zielonymi oczami – powiedziała Celeste, wskazując Aspena.
Kriss westchnęła.
– Tańczyłam z nim na balu halloweenowym i jest równie dowcipny, jak przystojny.
– Też z nim tańczyłam – pochwaliła się Celeste. – Bez cienia wątpliwości to najprzystojniejszy gwardzista w pałacu.
Nie mogłam się nie roześmiać. Zastanawiałam się, co by pomyślała, gdyby wiedziała, że dawniej był Szóstką.
Patrzyłam, jak biegnie, i myślałam o tym, jak te ramiona obejmowały mnie setki razy. Zwiększanie się dystansu między mną a Aspenem wydawało się nieuniknione, ale nawet teraz zastanawiałam się, czy jest jakiś sposób, żeby zachować chociaż cząstkę tego, co nas łączyło. A gdybym go potrzebowała?
– A co ty myślisz, Ami? – zapytała Kriss.
Jedynym chłopakiem, który naprawdę przykuwał mój wzrok, był Aspen, a w świetle tego, o czym myślałam przed chwilą, wydało mi się to okropnie płytkie. Odpowiedziałam wymijająco.
– Nie wiem. Wszyscy nieźle wyglądają.
– Nieźle? – powtórzyła Celeste. – Chyba sobie żartujesz! To najprzystojniejsi faceci, jakich w życiu widziałam!
– To tylko gromada chłopaków bez koszul – odparowałam.
– Owszem, i mogłabyś się przez chwilę cieszyć tym widokiem, zanim będziesz musiała patrzeć tylko na nas – odparła złośliwie Celeste.
– Jak uważasz. Maxon bez koszuli wygląda równie dobrze, jak dowolny z tych facetów.
– Co takiego? – pisnęła Kriss.
Sekundę po tym, jak te słowa wyrwały mi się z ust, uświadomiłam sobie, co powiedziałam. Trzy pary oczu wpatrywały się we mnie.
– Kiedy tak dokładnie ty i Maxon byliście półnadzy? – zapytała groźnie Celeste.
– Ja nie byłam!
– Ale on był? – spytała Kriss. – Czy o to chodziło z tą koszmarną sukienką wczoraj?
Celeste aż się zachłysnęła.
– Ty zdziro!
– Wypraszam sobie! – wrzasnęłam.
– No, a jak niby mam cię nazwać? – warknęła, splatając ramiona. – Chyba że zechcesz nam wszystkim powiedzieć, co się wydarzyło, i dlaczego zupełnie nie mamy racji.
Nie miałam szans, żeby im to wyjaśnić. Rozbieranie Maxona nie miało nic wspólnego z romantyczną sceną, ale nie mogłam im powiedzieć, że musiałam opatrzeć rany na jego plecach, zadane mu przez ojca. Przez całe życie ukrywał ten sekret, a gdybym go teraz zdradziła, wszystko między nami byłoby skończone.
– Celeste była prawie półnaga, kiedy całowała się z nim na korytarzu – oznajmiłam oskarżycielsko, wskazując ją palcem.
Otworzyła szeroko usta.
– Skąd wiesz?
– Czy wszystkie rozbierałyście się przy Maxonie? – zapytała ze zgrozą Elise.
– Nie rozbierałyśmy się! – krzyknęłam.
– No dobrze. – Kriss także skrzyżowała ramiona. – Musimy to wyjaśnić. Która co robiła z Maxonem?
Wszystkie na chwilę umilkłyśmy, żadna nie chciała mówić pierwsza.
– Ja się z nim całowałam – powiedziała Elise. – Trzy razy, ale to wszystko.
– Ja się z nim w ogóle nie całowałam – przyznała się Kriss. – Ale to był mój wybór. Pocałowałby mnie, gdybym mu na to pozwoliła.
– Naprawdę? Ani razu? – zapytała zaszokowana Celeste.
– Ani razu.
– Cóż, ja się z nim często całowałam. – Celeste odrzuciła włosy na plecy i postanowiła okazać dumę zamiast zawstydzenia. – Najlepszy raz był na korytarzu, późnym wieczorem. – Popatrzyła na mnie. – Szeptaliśmy sobie, jakie to jest ekscytujące, że ktoś może nas przyłapać.
W końcu wszystkie oczy spoczęły na mnie. Pomyślałam o słowach króla, sugerującego, że być może inne dziewczęta są znacznie bardziej swobodne, niż ja odważyłabym się być. Teraz wiedziałam, że to był jeszcze jeden rodzaj ataku, mającego spowodować, że poczuję się nieważna. Postanowiłam mówić prawdę.
– To mnie Maxon pocałował pierwszą, nie Olivię. Nie chciałam, żeby ktokolwiek o tym wiedział. Mieliśmy też kilka… intymnych momentów i przy jednej okazji koszula Maxona została zdjęta.
– Została zdjęta? To znaczy co, magicznie przeleciała mu przez głowę? – naciskała Celeste.
– Sam ją zdjął – przyznałam.
Celeste, nadal nieusatysfakcjonowana, dopytywała się dalej:
– On ją zdjął, czy ty ją zdjęłaś?
– Chyba oboje.
Po chwili napięcia Kriss znowu się odezwała:
– Dobrze, teraz wszystkie wiemy, na czym stoimy.
– Czyli na czym? – zapytała Elise.
Nikt jej nie odpowiedział.
– Chciałam tylko powiedzieć… – zaczęłam. – Wszystkie te chwile były dla mnie ogromnie ważne i zależy mi na Maxonie.
– Sugerujesz, że nam nie zależy? – warknęła Celeste.
– Wiem, że tobie nie zależy.
– Jak śmiesz?
– Celeste, wszyscy wiedzą, że zależy ci na kimś, kto ma władzę. Mogę się założyć, że lubisz Maxona, ale nie jesteś w nim zakochana. Twoim celem jest korona.
Nie próbując zaprzeczać, Celeste spojrzała na Elise.
– A co z nią? Nigdy nie widziałam, żeby okazywała chociaż cień emocji!
– Jestem opanowana. Też powinnaś czasem tego spróbować – odparowała szybko Elise. Ta iskra gniewu sprawiła, że od razu bardziej ją polubiłam. – W mojej rodzinie wszystkie małżeństwa są aranżowane. Wiedziałam, że mnie też to czeka, i to wszystko. Mogę nie być zakochana w Maxonie, ale szanuję go. Miłość może przyjść z czasem.
– To właściwie smutne, Elise – odezwała się współczująco Kriss.
– Niekoniecznie. Są rzeczy ważniejsze od miłości.
Patrzyłyśmy na Elise, zastanawiając się nad jej słowami. Walczyłam z miłości dla mojej rodziny, a także dla Aspena. A teraz, chociaż bałam się o tym myśleć, byłam pewna, że wszystkie moje działania, gdy w grę wchodził Maxon – nawet jeśli były rozpaczliwie głupie – brały się z tego uczucia. A jednak, co by było, gdyby istniało coś ważniejszego?
– Ja powiem wprost: kocham go – wyznała Kriss. – Kocham go i chciałabym, żeby się ze mną ożenił.
Gwałtownie wróciłam myślami do aktualnej rozmowy i zapragnęłam wtopić się w dywan. Co ja zaczęłam?
– No dobra, Americo, przyznaj się – zażądała Celeste.
Zamarłam, oddychając płytko. Potrzebowałam chwili, żeby znaleźć właściwe słowa.
– Maxon wie, co czuję, i tylko to się liczy.
Przewróciła oczami, słysząc moją odpowiedź, ale nie próbowała dalej naciskać. Bez wątpienia obawiała się, że w takim przypadku zrobiłabym to samo w stosunku do niej.
Stałyśmy przy oknie, patrząc na siebie. Eliminacje ciągnęły się od miesięcy, a teraz w końcu widziałyśmy jasno, jak wygląda ta rywalizacja. Każda miała wgląd w to, jakie relacje z Maxonem mają pozostałe – przynajmniej jeśli idzie o jeden ich aspekt – i mogła je porównać ze swoimi.
Do sali weszła królowa. Dygnęłyśmy przed nią, a potem wszystkie wycofałyśmy się w kąty i w głąb siebie. Może od początku musiało do tego dojść. Były tu cztery dziewczęta i jeden książę, a trzy z nas musiały wkrótce wyjechać, zabierając tylko niezwykle interesującą historię o tym, jak minęła nam jesień.Rozdział 5
Krążyłam po bibliotece na parterze, próbując poukładać w głowie słowa. Wiedziałam, że muszę wyjaśnić Maxonowi, co właśnie zaszło, zanim usłyszy o tym od innych dziewcząt. Naprawdę bałam się tej rozmowy.
– Puk-puk – powiedział, wchodząc. Zauważył mój strapiony wyraz twarzy. – Co się stało?
– Nie złość się – ostrzegłam, kiedy do mnie podszedł.
Zwolnił, a troskę na jego twarzy zastąpiła nieufność.
– Spróbuję.
– Dziewczyny wiedzą, że widziałam cię bez koszuli. – Zobaczyłam, że na usta ciśnie mu się pytanie. – Nie powiedziałam niczego o twoich plecach – przysięgłam. – Wolałabym, bo teraz myślą, że braliśmy udział w wyjątkowo gorącej scenie.
Maxon uśmiechnął się.
– Tak się to skończyło.
– Nie żartuj, Maxonie! Nienawidzą mnie teraz.
Objął mnie, nadal z rozjaśnionym wzrokiem.
– Jeśli cię to pociesza, nie jestem zły. Nie przeszkadza mi to, o ile nie zdradzisz mojego sekretu. Chociaż jestem lekko zaszokowany, że im to powiedziałaś. Jak w ogóle pojawił się ten temat?
Schowałam twarz na jego piersi.
– Wydaje mi się, że nie mogę powiedzieć.
– Hmm. – Jego kciuk przesuwał się w górę i w dół po moich plecach. – Myślałem, że mamy teraz pracować nad obustronnym zaufaniem.
– Pracujemy. Proszę, żebyś mi zaufał i uwierzył, że tylko pogorszyłabym sytuację, gdybym ci powiedziała. – Może się myliłam, ale byłam prawie pewna, że opowiedzenie Maxonowi, jak gapiłyśmy się na półnagich, spoconych gwardzistów, mogłoby wpakować nas wszystkie w jakieś kłopoty.
– No dobrze – powiedział w końcu. – Dziewczęta wiedzą, że widziałaś mnie częściowo rozebranego. Coś jeszcze?
Zawahałam się.
– Wiedzą, że to mnie pocałowałeś pierwszą. A ja wiem o wszystkim, co z nimi robiłeś i czego nie robiłeś.
Maxon odsunął się.
– Co takiego?
– Po tym, jak wymknęła mi się ta uwaga o tobie bez koszuli, zaczęłyśmy się nawzajem okropnie oskarżać i w końcu postanowiłyśmy pomówić szczerze. Wiem, że wiele razy całowałeś się z Celeste i że już dawno pocałowałbyś Kriss, gdyby ci na to pozwoliła. Powiedziałyśmy sobie o wszystkim.
Maxon przesunął dłońmi po twarzy i przeszedł kilka kroków, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą usłyszał.
– Czyli nie mogę już liczyć na żadną prywatność? Absolutnie żadną? Bo wy postanowiłyście porównać swoje wyniki? – Jasno było widać jego frustrację.
– Wiesz, jako ktoś, komu tak zależy na uczciwości, powinieneś być zadowolony.
Zatrzymał się i popatrzył na mnie.
– Zadowolony?
– Gdybyś mi powiedział, że ja i Celeste jesteśmy mniej więcej tak samo blisko z tobą, jeśli chodzi o zażyłość fizyczną, nigdy nie próbowałabym zachowywać się wobec ciebie tak jak wczoraj wieczorem. Wiesz, jaka upokorzona się czułam?
Maxon skrzywił się i znowu zaczął chodzić po bibliotece.
– Proszę cię, Ami, powiedziałaś już i zrobiłaś tyle głupich rzeczy, że jestem zaskoczony, że w ogóle jeszcze się czegoś wstydzisz.
Może to dlatego, że nie byłam szkolona w elokwencji, potrzebowałam dobrej sekundy, żeby w pełni dotarło do mnie, co powiedział. Maxon od początku mnie lubił, a przynajmniej tak twierdził. Wiedziałam, że większość jego otoczenia uważa to za niedobry pomysł. Czy on także tak uważał?
– W takim razie już pójdę – powiedziałam cicho, nie mogąc spojrzeć mu w oczy. – Przepraszam, że wymknęło mi się to o koszuli. – Skierowałam się do drzwi, czując się tak mała, że nie byłam pewna, czy w ogóle mnie zauważał.
– Daj spokój, Ami. Nie chciałem przez to powiedzieć…
– Nie, nie szkodzi – mruknęłam. – Odtąd będę bardziej uważać na to, co mówię.
Weszłam na górę, sama nie wiedząc, czy chciałabym, żeby Maxon za mną pobiegł, czy też nie. Nie zrobił tego.
Kiedy wróciłam do pokoju, zastałam w nim Anne, Mary i Lucy. Zmieniły pościel i odkurzyły półki.
– Dzień dobry, panienko – przywitała mnie Anne. – Czy napiłaby się panienka herbaty?
– Nie, chcę posiedzieć chwilę na balkonie. Gdyby ktoś mnie odwiedził, powiedzcie, że odpoczywam.
Anne zmarszczyła lekko brwi, ale skinęła głową.
– Oczywiście.
Spędziłam trochę czasu, wdychając świeże powietrze, a potem zajęłam się lekturą zadaną nam wszystkim przez Silvię. Zdrzemnęłam się, a następnie poćwiczyłam trochę grę na skrzypcach. W zasadzie nie obchodziło mnie to, czym się zajmuję. Ważne, że mogłam być z dala od Maxona i pozostałej trójki dziewcząt.
Pod nieobecność króla wolno nam było jeść posiłki w pokojach, więc tak właśnie zrobiłam. Kiedy jadłam kurczaka z cytryną i pieprzem, rozległo się stukanie do drzwi. Może zaczynałam popadać w paranoję, ale byłam przekonana, że to Maxon. Nie było mowy, żebym mogła się z nim teraz zobaczyć. Złapałam Mary i Anne za ręce i pociągnęłam je za sobą do łazienki.
– Lucy – szepnęłam. – Powiedz mu, że się kąpię.
– Jemu? Że się panienka kąpie?
– Tak. Nie wpuszczaj go – poleciłam.
– Co się stało? – zapytała Anne, kiedy zamknęłam drzwi łazienki i przycisnęłam do nich ucho.
– Słyszycie coś? – odpowiedziałam pytaniem.
Obie przyłożyły uszy do drzwi, starając się wychwycić jakieś słowa.
Usłyszałam stłumiony głos, ale zaraz znalazłam szczelinę w drzwiach i rozmowa stała się znacznie wyraźniejsza.
– Bierze kąpiel, wasza wysokość – odpowiedziała spokojnie Lucy. Czyli to rzeczywiście był Maxon.
– Aha. Miałem nadzieję, że jeszcze je obiad i że będę mógł się przyłączyć.
– Panienka postanowiła wziąć kąpiel przed jedzeniem – głos Lucy lekko zadrżał, nie lubiła mijać się z prawdą.
No dalej, Lucy. Trzymaj się.
– Rozumiem. Cóż, może powtórzysz jej, żeby posłała po mnie, kiedy skończy. Chciałbym z nią porozmawiać.
– Yyyy… to może być bardzo długa kąpiel, wasza wysokość.
Maxon umilkł na chwilę.
– Aha. Doskonale. W takim razie proszę powtórzyć, że byłem tutaj i że może po mnie posłać, jeśli będzie chciała porozmawiać. Nie musi się martwić o godzinę, na pewno przyjdę.
– Tak, wasza wysokość.
Na długą chwilę zapadła cisza i pomyślałam, że chyba już poszedł.
– Dziękuję ci – powiedział w końcu Maxon. – Dobranoc.
– Dobranoc, wasza wysokość.
Ukrywałam się jeszcze przez kilka sekund, żeby mieć pewność, że już go nie będzie. Kiedy wyszłam z łazienki, Lucy nadal stała przy drzwiach. Popatrzyłam na moje pokojówki, które rzuciły mi pytające spojrzenia.
– Chciałabym dzisiaj wieczorem pobyć sama – oznajmiłam wymijająco. – Właściwie chętnie bym się już położyła. Jeśli możecie odnieść tacę z obiadem, zacznę się szykować do snu.
– Chce panienka, żeby jedna z nas została? – zapytała Mary. – Na wypadek, gdyby jednak chciała się panienka zobaczyć z księciem?
Widziałam w ich oczach nadzieję.
– Nie, chciałabym po prostu odpocząć. Zobaczę się z Maxonem rano.
Dziwnie się czułam, kładąc się do łóżka ze świadomością, że sprawy między mną a Maxonem są zawieszone w taki sposób, ale w tej chwili nie wiedziałam, jak mam z nim rozmawiać. To wszystko nie miało sensu. Przeżyliśmy razem tyle wzlotów i upadków, tyle prób stworzenia prawdziwego związku, ale było jasne, że jeśli to miałoby nastąpić, czeka nas jeszcze bardzo długa droga.
Zostałam brutalnie obudzona przed świtem. Światło z korytarza wlało się do mojego pokoju, a ja potarłam oczy i zobaczyłam wchodzącego gwardzistę.
– Lady Americo, proszę się obudzić – powiedział.
– Co się stało? – zapytałam, ziewając.
– Mamy sytuację nadzwyczajną. Musi pani zejść na dół. W ułamku sekundy krew zastygła mi w żyłach. Moja rodzina nie żyła, byłam tego pewna. Wysłaliśmy gwardzistów, uprzedziliśmy rodziny, że możliwy jest atak na ich domy, ale rebelianci byli zbyt skuteczni. To samo przydarzyło się Natalie, która opuściła Eliminacje po tym, jak rebelianci zamordowali jej młodszą siostrę. Żadna z naszych rodzin nie była bezpieczna.
Odrzuciłam kołdrę i sięgnęłam po szlafrok i pantofle. Przemknęłam przez korytarz i zbiegłam po schodach tak szybko, jak tylko mogłam, dwa razy omal z nich nie spadając.
Kiedy znalazłam się na parterze, zobaczyłam Maxona, rozmawiającego z przejęciem z gwardzistą. Podbiegłam do niego, zapominając o wszystkim, co działo się przez ostatnie dwa dni.
– Nic im nie jest? – zapytałam, starając się nie płakać. – Bardzo jest źle?
– Komu? – zapytał Maxon, przytulając mnie bez uprzedzenia.
– Moim rodzicom, braciom i siostrom. Nic im nie jest?
Maxon szybko odsunął mnie na długość ramienia i popatrzył mi w oczy.
– Nic im nie jest, Ami. Przepraszam, powinienem był się spodziewać, że o tym pomyślisz przede wszystkim.
Prawie zaczęłam płakać z bezgranicznej ulgi.
Maxon mówił dalej, lekko zmieszany.
– W pałacu są rebelianci.
– Co takiego? – pisnęłam. – Dlaczego się nie chowamy?
– Nie przyszli, żeby atakować.
– No to po co przyszli?
Maxon westchnął.
– To tylko dwójka rebeliantów z frakcji północnej. Są nieuzbrojeni i chcą rozmawiać właśnie ze mną… i z tobą.
– Dlaczego ze mną?
– Nie jestem pewien, ale zamierzam się z nimi spotkać, więc pomyślałem, że tobie także dam szansę, żebyś mogła w tym uczestniczyć.
Popatrzyłam po sobie i przygładziłam włosy.
– Jestem w szlafroku.
Maxon uśmiechnął się.
– Wiem, ale to całkowicie nieformalne spotkanie. Nic nie szkodzi.
– A czy ty chcesz, żebym brała w nim udział?
– To naprawdę zależy tylko od ciebie, ale jestem ciekaw, dlaczego chcieli rozmawiać akurat z tobą. Nie jestem pewien, czy będą chcieli wyjawić powód swojej wizyty, jeśli cię nie będzie.
Skinęłam głową, zastanawiając się nad jego słowami. Nie byłam pewna, czy mam ochotę rozmawiać z rebeliantami. Uzbrojeni czy nie, stanowili prawdopodobnie o ogromne zagrożenie. Ale jeśli Maxon uważał, że sobie poradzę, może powinnam…
– Zgoda – powiedziałam, prostując się. – Niech będzie.
– Nic ci się nie stanie, Ami, obiecuję. – Nadal trzymał mnie za rękę i leciutko ścisnął moje palce. Odwrócił się do gwardzisty. – Prowadź. Na wszelki wypadek miej broń w pogotowiu.
– Tak jest, wasza wysokość – odparł gwardzista i poprowadził nas za róg korytarza, do Sali Wielkiej, gdzie stały dwie osoby otoczone przez gwardzistów.
Potrzebowałam kilku sekund, by wypatrzeć wśród nich Aspena.
– Mógłbyś odwołać swoje psy? – zapytał rebeliant. Był wysoki, smukły i jasnowłosy, miał zabłocone długie buty, a sposobem ubierania przypominał Siódemkę: ciężkie, dopasowane spodnie i połatana koszula z narzuconą na wierzch podniszczoną skórzaną kurtką. Na jego szyi wisiał zardzewiały kompas na długim łańcuszku, kołyszący się, kiedy się poruszał. Wyglądał na zahartowanego przez życie, ale nie na przerażającego, co mnie zaskoczyło.
Jeszcze bardziej niespodziewane było dla mnie to, że drugą osobą okazała się dziewczyna. Ona także miała wysokie buty, ale poza tym była ubrana tak, jakby starała się połączyć elegancję z praktycznością. Miała na sobie legginsy i spódnicę z tego samego materiału, co spodnie mężczyzny. Stała swobodnie, wysuwając biodro, mimo że była otoczona przez gwardzistów. Nawet gdybym nie rozpoznała jej twarzy, zapamiętałabym jej kurtkę – krótką, dżinsową, ozdobioną czymś, co wyglądało jak tuziny haftowanych kwiatków.
Jakby chciała się upewnić, że ją pamiętam, dygnęła przede mną lekko. Wydałam dźwięk będący czymś pomiędzy śmiechem a westchnieniem.
– Co się stało? – zapytał Maxon.
– Później – odpowiedziałam szeptem.
Zdziwiony, ale spokojny, uścisnął moją rękę, żeby dodać mi otuchy, i znowu skoncentrował się na naszych gościach.
– Przyszliśmy, żeby porozmawiać, z pokojowymi zamiarami – wyjaśnił mężczyzna. – Jesteśmy nieuzbrojeni, a gwardziści już nas przeszukali. Wiem, że prośba o rozmowę w cztery oczy byłaby niestosowna, ale mamy do omówienia rzeczy, których nikt postronny nie powinien słyszeć.
– A co z Americą? – zapytał Maxon.
– Chcielibyśmy rozmawiać także z nią.
– W jakim celu?
– Powtarzam – odparł młody mężczyzna niemal wyniośle. – Musimy znaleźć się poza zasięgiem słuchu tych gości – żartobliwym gestem wskazał wokół siebie.
– Jeśli myślicie, że możecie ją zaatakować…
– Wiem, że nam nie ufasz, i rozumiem dlaczego, ale nie mamy powodu, żeby atakować którekolwiek z was. Chcemy porozmawiać.
Maxon zastanawiał się przez minutę.
– Przygotuj nam stolik i cztery krzesła – polecił jednemu z gwardzistów. – Potem wszyscy cofniecie się, żeby dać naszym gościom trochę przestrzeni.
Gwardziści posłuchali, a my na kilka krępujących minut zamilkliśmy. W końcu stolik został zdjęty ze stosu i ustawiony w rogu z dwoma krzesłami po każdej stronie, a Maxon gestem zaprosił parę rebeliantów, żeby zajęła miejsca.
Kiedy tam podeszliśmy, gwardziści bez słowa wycofali się, stając pod ścianami sali i nie odrywając wzroku od rebeliantów, jakby byli gotowi w każdej chwili otworzyć ogień.
Kiedy znaleźliśmy się przy stole, mężczyzna wyciągnął rękę.
– Nie wydaje wam się, że powinniśmy się przedstawić?
Maxon spojrzał na niego ostrożnie, ale ustąpił.
– Maxon Schreave, twój monarcha.
Młody mężczyzna roześmiał się.
– To dla mnie zaszczyt, wasza wysokość.
– A z kim ja mam przyjemność?
– August Illéa, do usług.