- W empik go
Jedz jak Budda. Jak jeść świadomie i zdrowo - ebook
Jedz jak Budda. Jak jeść świadomie i zdrowo - ebook
Odkryj zalety uważnego jedzenia i pielęgnowania żywieniowych nawyków według wskazówek Buddy.
Z całą pewnością jest wiele rzeczy, których nie wiecie na temat Buddy. Przede wszystkim wydaje się wam, że Budda był wiecznie uśmiechniętym grubiutkim facetem. Tymczasem prawdziwy Budda przez całe życie był szczupły. I szukał harmonii w każdej dziedzinie życia – w odżywianiu również.
W kwestiach żywienia pragnął podążać „drogą środka”. Odrzucał zarówno nieograniczone obżarstwo, jak i nieracjonalne głodówki. Pomimo tego, że żył wiele lat przed erą hamburgerów i frytek, instrukcje, jakich udzielił mnichom ponad 2500 lat temu, okazują się aktualne aż do dziś. A w dodatku są banalnie proste!
Najważniejsza z nich brzmi: to, co jesz, nie jest aż tak istotne jak to, kiedy jesz. Nie musisz stosować drakońskich diet, aby czuć się zdrowo i dobrze wyglądać.
Z tej książki dowiesz się:
- jakie techniki jedzenia sprzyjają utracie nadmiernych kilogramów;
- czy Budda uczęszczał na crossfit i jakie ćwiczenia są najlepsze dla ciebie;
- jak odróżnić prawdziwy głód od zwykłych zachcianek i nieposkromionego apetytu;
- jak zakończyć trudny i toksyczny związek pomiędzy tobą a twoją lodówką;
- jak zaprzyjaźnić się z własnym żołądkiem i osiągnąć wagową nirwanę.
Kategoria: | Zdrowie i uroda |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66967-84-7 |
Rozmiar pliku: | 3,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Budda był szczupły
Jeszcze wielu rzeczy nie wiesz o Buddzie. Zacznijmy od tego, że Budda był szczupły. Ten gruby, niski człowiek uśmiechający się do ciebie z posągów w chińskich restauracjach czy studiach jogi to tak naprawdę nie Budda – albo przynajmniej nie _ten_ Budda. Prawdziwy Budda żył w starożytnych Indiach, dużo medytował i wreszcie zaczął nauczać tego, co teraz nazywamy buddyzmem. Natomiast ten pulchny facet to sławny mnich, który wędrował po chińskich wsiach co najmniej tysiąc lat później, dokonując niewielkich cudów i przewidując przyszłość. Po jakimś czasie stał się ludowym bohaterem oraz symbolem szczęścia i dobrego losu. Obecnie jest szczególnie popularny w Japonii, gdzie ludzie nazywają go Hotei i wyobrażają go sobie jako wesołego starszego mężczyznę – przypomina więc on nieco naszego Świętego Mikołaja, z tym że zamiast zabawek przynosi szczęście.
Hotei trochę pomieszał sytuację, komponując na swoim łożu śmierci wiersz, który sugerował, że on sam mógł być reinkarnacją jakiegoś _innego_ Buddy. Zdecydowanie jednak nie był pierwotnym Buddą. Rzeźby i obrazy z _prawdziwym_ Buddą zazwyczaj przedstawiają go jako szczupłego mężczyznę w dobrej formie – nawet w latach jego młodości, kiedy to był rozpieszczonym księciem (więcej o tym za chwilę). Ogólnie mówiąc, Budda wyglądał całkiem dobrze. W swoim życiu przeszedł wiele, nigdy jednak nie był gruby.
Tak naprawdę czasami możesz natknąć się na obrazy Buddy, na których wygląda on wręcz chorobliwie chudo. Dotyczą one lat, w których Budda był na diecie. To prawda – on również próbował diet. I do pewnego stopnia one działały: mówi się, że Budda stracił na wadze tak dużo, że jego żebra „wystawały mizernie niczym szalone krokwie starej stodoły bez dachu”1, a jeśli dotknęło się jego brzucha, czuło się jego kręgosłup2. Innymi słowy, stał się wtedy _naprawdę_ chudy.
Budda nie przeszedł na dietę, aby dobrze wyglądać w kostiumie kąpielowym. Teoretycznie rzecz biorąc, wtedy nie był jeszcze nawet Buddą, lecz zwyczajnym facetem, trochę zagubionym w swoim życiu. W tamtych czasach w Indiach istniała już stara tradycja, która mówiła, że aby wyzwolić umysł, należy najpierw zapanować nad ciałem. Nowoczesna joga ma swoje korzenie właśnie w tych ascetycznych praktykach, które obejmowały nie tylko rozciąganie ciała w zakazanych pozycjach i postawach, lecz także spanie na łóżku z gwoździ, bicie gałęziami, wstrzymywanie oddechu przez wiele minut oraz poszczenie dniami, tygodniami, a nawet miesiącami. Tego właśnie próbował Budda.
Aby zrozumieć, jak dotarł do tego etapu, powinieneś wiedzieć więcej o historii jego życia. Budda urodził się w królewskiej rodzinie w Indiach około dwa i pół tysiąca lat temu. Nadano mu obiecujące imię Siddhartha, oznaczające mniej więcej „ten, który osiąga swoje cele”3. Z jego narodzinami wiązały się różne cuda, a miejscowy wróżbita przepowiedział, że Siddhartha dorośnie, aby stać się albo potężnym władcą, albo wielkim mędrcem. Dla jego ojca i matki był to oczywisty wybór – ponieważ sami należeli do rodziny królewskiej, chcieli, aby ich syn poszedł ścieżką władzy. Stali się typowymi nadopiekuńczymi rodzicami i robili wszystko, co w ich mocy, aby uchronić Siddharthę przed najmniejszym bólem czy niepokojem, stanowczo próbując nakierować go na świeckość. Zabronili każdej rzeczy, która mogłaby sprowadzić go na drogę duchowości; postawili nawet straże przy bramach, aby trzymać go z daleka od wszystkich nieszczęśliwych ludzi. Wypełniali życie swojego syna każdym luksusem, jaki można sobie było wyobrazić.
Jak to zwykle bywa, kiedy próbujemy ochronić przed czymś nasze dzieci, działało to tylko przez jakiś czas – a później już nie. Siddhartha nie mógł pozbyć się dręczącego poczucia, że życie to coś więcej niż tylko śmiech i zabawy. Pewnego dnia przekonał służącego, aby pomógł mu wymknąć się poza teren pałacu. Jadąc na koniu przez pobliską wioskę, po raz pierwszy zetknął się z ludzkim cierpieniem. Zobaczył choroby, starość i śmierć. Nagle zdał sobie sprawę, że nie może dalej żyć w utopijnej Shangri-La swoich rodziców i przysiągł sobie, że coś zmieni. Zobaczył jednego z wędrownych ascetów przemierzających Indie i zdecydował się spróbować takiego życia.
W taki właśnie sposób Siddhartha skończył na szalonej diecie, wyglądając jak kościotrup. Prawdopodobnie nie polubił diet, tak samo jak ty. Co gorsza, tak _naprawdę_ to wcale nie działało. Oczywiście, stracił na wadze – każdy może tymczasowo schudnąć, jeśli zupełnie przestanie jeść – ale ani trochę nie przybliżył się w ten sposób do oświecenia. Na pewno nie pomogło mu to też zakończyć cierpienia, bo tak naprawdę cierpiał jeszcze bardziej.
Siddhartha niemal zagłodził się na śmierć, zanim zrozumiał, że czas przestać. Odmawianie swojemu ciału nawet najbardziej podstawowego pożywienia wcale nie było lepsze niż pławienie się w każdej możliwej przyjemności, zgodnie z podejściem jego rodziców. Dostrzegł, że jeśli będzie to kontynuował, jego życie po prostu się skończy. Umrze, nie będąc ani szczęśliwszy, ani mądrzejszy niż był zaraz po opuszczeniu domu.
Na szczęście dokładnie w tym momencie przechodziła obok młoda dziewczyna. Widząc Siddharthę siedzącego żałośnie niemal na ostatnim wydechu, zlitowała się nad nim i zaoferowała mu trochę mleka. On z wdzięcznością je przyjął, a to mleko uratowało jego życie i dało mu dość siły, aby kontynuować medytację. Wtedy też zdał sobie sprawę, że pożywienie nie było wrogiem, z którym trzeba walczyć. Jedzenie było konieczne dla odżywienia ciała, a ciało z kolei niezbędne do sensownego, znaczącego życia. Musiał istnieć jakiś złoty środek pomiędzy torturowaniem samego siebie wzorem ascetów a dogadzaniem sobie każdą zachcianką, jak jego rodzice.
Uświadamiając to sobie, Siddhartha doznał oświecenia. Stał się Buddą – co dosłownie oznacza „przebudzony”. Zupełnie jakby spał przez całe swoje dotychczasowe życie, przenosząc się na zmianę między słodkimi snami a okropnymi koszmarami, aż wreszcie się obudził.
Później Budda stał się wielkim nauczycielem, zgodnie z przepowiednią wróżbity; podróżował po terenach współczesnych Indii oraz Nepalu, objaśniając ludziom swoją „drogę środka”. Po jego śmierci nauki te rozprzestrzeniały się dalej, ostatecznie obejmując niemal całą Azję. W dwudziestym wieku dotarły również do Europy, Afryki oraz obu Ameryk.
Budda nauczał naprawdę _dużo_. Najstarsze zbiory jego przemów mają około dwudziestu tysięcy stron. Poważnie. Ich chińskie wersje (obejmujące dodatkowo niektóre nauki, które podobno odkryto później) to ogromna liczba osiemdziesięciu tysięcy stron. Dla porównania, Biblia ma około tysiąca stron i jest dziełem wielu nauczycieli – Mojżesza, proroków, apostołów, świętego Pawła itd. Zatem nauki Buddy mogłyby wypełnić (w zależności od tego, kogo zapytasz) od dwudziestu do osiemdziesięciu całych Biblii – a wszystko to zostało stworzone przez jednego człowieka.
Budda mówił na prawie każdy temat, jaki możesz sobie wyobrazić, jednak kiedy już zdecydował, że w porządku jest zjeść coś od czasu do czasu, nie wydawał się myśleć zbyt często o odżywianiu. Wśród tych wszystkich tysięcy stron wspomina ten temat jedynie kilka razy.
Szczerze mówiąc, ty również nie powinieneś zbyt wiele myśleć o jedzeniu. Ale prawdopodobnie to robisz.
Ta książka przygląda się buddyjskiej drodze środka w perspektywie tego, jak odnosi się ona do odżywiania. Nadaliśmy temu nazwę Dieta Buddy. Nie jest ona skomplikowana ani kosztowna. Nie musisz dołączać do żadnego klubu ani kupować specjalnych posiłków czy napojów. Nie ma żadnych tajemniczych składników, które codziennie powinieneś jeść; nie musisz też od razu całkowicie opróżniać swojej kuchni. Wystarczy, że zastosujesz się do kilku zasad, które odkrył Budda. Pomogą ci one stracić na wadze i lepiej się czuć, a w ostateczności sprawią również, że przestaniesz poświęcać jedzeniu tyle uwagi.
Ale dlaczego w ogóle powinieneś przejmować się tym, co jakiś facet z Indii powiedział o odchudzaniu ponad dwa tysiące lat temu? Czy od tamtego czasu nie dowiedzieliśmy się mnóstwa nowych rzeczy na temat jedzenia i odżywiania?
Tak naprawdę byłbyś zaskoczony. Ogromna część tego, co uważaliśmy za pewne, okazała się fałszywa. Cholesterol był zły, a później dobry. Tłuszcz zamieniliśmy na cukier, a potem dowiedzieliśmy się, że powinno być na odwrót. Ludzie nadal nie potrafią dojść do porozumienia, czy mięso jest zdrowe, czy nie, albo czy soja jest od niego lepsza, czy gorsza. Niezliczone modne diety pojawiały się i znikały. I mimo tego wszystkiego my nadal stajemy się coraz bardziej otyli, a nasze zdrowie coraz słabsze.
Na szczęście zaczynamy wreszcie dostrzegać porządne naukowe fakty związane z jedzeniem i nadwagą. Wierz w to lub nie, ale wiele ostatnich wyników najlepszych badań potwierdza pierwotne nauki Buddy. Najwyraźniej były książę wpadł na dobry trop.
Kluczowym elementem nauk Buddy był umiar. Wielu z nas tkwi w tych samych skrajnościach, które odrzucił Budda – przez jeden miesiąc pochłaniamy wszystko, co mamy w zasięgu ręki, a przez drugi głodzimy się na jakiejś szalonej diecie. Jest to nieskuteczne, bo zazwyczaj kończymy z nadwagą, jeszcze bardziej nieszczęśliwi niż wcześniej. Marnujemy czas na walczenie z jedzeniem, a tymczasem powinniśmy korzystać z życia.
Dieta Buddy może pomóc ci to zmienić. Stracisz na wadze, nie tracąc przy tym jasnego umysłu.