- W empik go
Jej oczy nie kłamią - ebook
Jej oczy nie kłamią - ebook
„Jej oczy nie kłamią” to ostatnia część trylogii: „Oni”.
Minęły dwa lata, odkąd Konrad trafił za kratki. Lea po miesiącach terapii oraz wsparciu bliskich odżywa na nowo. Daniel nie tylko podarował jej zdrową relację, ale również się oświadczył.
Niestety, to co zostało naprawione, po raz kolejny rozpada się na kawałki wraz z pogróżkami z nieznanego numeru telefon. Tym razem to nie Konrad jest tym, który nęka, a jego tajemniczy sprzymierzeniec. I samozwańczy koszmar Lei oraz Cristino w jednej osobie. Czym zawinił ojciec Lei?
W dodatku na wolność ma trafić Seweryn.
Zagrożenie narasta, zaś Lea ponownie traci kontrolę nad swoim życiem.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67357-95-1 |
Rozmiar pliku: | 421 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Konrad
Od miesiąca nie byłem na wolności. Od miesiąca razem z przyjaciółmi gniłem w więziennej celi. Oczywiście każdy z nas miał swoją. Podobno takie przepisy. Kaję za to wywieźli gdzieś indziej. Nie widziałem jej od czasu aresztowania. Nie wiedziałem, co się z nią dzieje i jak sobie radzi. Na pewno sobie radziła, bo była w chuj silną dziewczyną, jednak i tak trochę się martwiłem. Tutaj, gdzie byliśmy my, trzymali tylko mężczyzn.
Jedyne światło słoneczne, jakie widziałem, to to na więziennym dziedzińcu. Dni mijały, lecz każdy się ze sobą zlewał.
Na początku miałem jeszcze jakąś nadzieję, że przyjdzie. Czekałem na nią. Liczyłem na to, że Lea mnie nie zostawi i że zrobi wszystko, aby mi pomóc. Wtedy ja pomógłbym reszcie. Powiedziałem przecież, że ją kocham. Myślałem, że to wystarczy, a nasze uczucie przetrwa wszystko. Była mądra. Powinna zrozumieć, że musiałem stanąć za przyjacielem. Mateusz wielokrotnie ratował mi dupę, dlatego nie mogłem odwrócić się do niego plecami. Potrzebował mnie. No, a ja potrzebowałem Lei.
Ale jej nie było. Nie przyszła. Ani wtedy, ani teraz. Kilka razy spróbowałem się do niej dodzwonić, znając jej numer na pamięć, jednak bezskutecznie. Brak połączenia dawał mi jasno do zrozumienia, że jej ojciec musiał zablokować tę linię.
Lea van Monti, wcześniej znana jako Patrycja, była pierwszą dziewczyną, która skradła moje serce. Żadnej innej się to przedtem nie udało, bo żadnej innej nigdy na to nie pozwoliłem. Nie szukałem miłości, nie pędziłem za założeniem rodziny i nie dążyłem do produkowania dzieci. Miłość postanowiła za to znaleźć mnie sama i dała mi najboleśniejszą lekcję życia. To była nieszczęśliwa miłość. Bez dobrego zakończenia.
– Kochasz ją – usłyszałem. Obróciłem głowę i spojrzałem na Seweryna palącego papierosa. – Widzę, że cię to wszystko rozpierdala od środka.
Jebany nieźle okręcił sobie wokół palca jednego z klawiszy, bo zawsze miał ze sobą papierosy. Ciekaw byłem, ile mu za to płacił.
– Idź do dupy – mruknąłem.
Spojrzałem w niebo, wzdychając. Dzisiejszy dzień był chłodniejszy od pozostałych. Robiło się coraz zimniej. Zanosiło się na deszcz i niezłą wichurę.
– Gdzie Mati? – nie odpuszczał i za wszelką cenę chciał, abym z nim gadał – Nie widziałem go od rana.
– Ma coś do załatwienia z Figo.
– Z Figo? – zdziwił się. – Co takiego?
Kiedy spędzaliśmy pierwszy dzień w tym więzieniu, wszyscy ostrzegali nas przed Figo. Był tutaj najstarszy i siedział za zabójstwo trzech braci, których zabił jedną ręką.
– Chłopaki z „Czwórki” zaczynają gwiazdorzyć – westchnąłem. – Trzeba pokazać im kto tutaj rządzi. – Wzruszyłem niedbale ramionami. – Przez to, że Kai nie ma z nami, to Mati chętnie bierze udział w rozpierduchach.
Tak jak ja przewodziłem chłopakami, tak Figo zarządzał w „Czwórce”. My nie pozwalaliśmy sobie wejść na głowę. Kiedy trzeba było, używaliśmy siły.
Gdy dwa tygodnie temu doszło do pierwszej mojej walki z Figo, wygrałem. Obaj trafiliśmy za to na trzy dni do izolatki bez jedzenia i picia, ale było warto. Skurwysyn miał obity cały ryj. Od tego czasu nikt już do mnie nie podskoczył.
– Ach, rozumiem. – Seweryn się zaśmiał. – To w takim razie trzymam za niego kciuki.
Po trzech kolejnych miesiącach w tym obskurnym i śmierdzącym miejscu nadzieja na to, że jeszcze zobaczę swoją Leę, odeszła, a wraz z nią powoli zaczynały wypalać się pozytywne emocje.
Siedziałem na zaśnieżonej ławce i wdychałem świeże powietrze. Dziś było zadziwiająco przyjazne dla gardła.
– Wasyl! – Spojrzałem na główną bramę. – Pal szybciej tego papierosa i dawaj do środka!
Klawisz, z którym Seweryn zaprzyjaźnił się na samym początku, wyszedł na zewnątrz.
– Czego chce? – mruknął Mateusz, oparty o metalowy słup. – W ostatnim czasie zaczyna mnie wkurwiać.
– Nie wiem. – Wzruszyłem ramionami. – Na nic się z nim nie umawiałem.
A przynajmniej tego nie pamiętam, dodałem w myślach. Poczekał, aż dopalę fajkę, a potem, gdy do niego dołączyłem, wziął mnie za ramię i ruszyliśmy w stronę ciemnych korytarzy.
– Co się dzieje? – zapytałem wreszcie. – Gdzie idziemy?
Kazał się zatrzymać. Wyciągnął z kieszeni spodni kajdanki i nałożył mi je na ręce.
– Co się dzieje? – Stałem się podejrzliwy. – Co wy knujecie?
Pchnąłem Adama, bo tak się nazywał, na ścianę i przyłożyłem mu łokieć do szyi.
– Wiesz, że jeśli coś mi się stanie, to będzie po tobie? – warknąłem. – Radzę ci uważać.
Dużo osób wiedziało kim jestem, za co tutaj z chłopakami trafiliśmy i że mamy dobre kontakty na zewnątrz.
– Masz gościa.
– Gościa? – zdziwiłem się. – Jakiego gościa?
– Chodź ze mną, to zobaczysz – syknął. – Zabierzesz wreszcie swoją rękę z mojej szyi?
Nikt mnie nie odwiedził odkąd tu trafiłem, więc to było dziwne. Odsunąłem się od Adama i wziąłem głęboki wdech.
– Kto to? – Musiałem wiedzieć, bo inaczej nigdzie nie zamierzałem z nim iść. – Mów, do chuja, kto chce się ze mną widzieć.
– Monti.ROZDZIAŁ 1
Gdy się urodziłam, rodzice zarabiali już wystarczająco dużo pieniędzy, aby doskonale poradzić sobie z moim wychowaniem. Cristino van Monti nigdy nie był biedny, a kiedy stworzył własną markę wina, to już rozbił bank. Od narodzin niczego mi nie brakowało. Rodzice zadbali o każdy detal podczas mojego dorastania. Od dziecka miałam najlepsze markowe ubrania, wymarzone zabawki, wakacje za granicą. Można by powiedzieć, że moje życie było usłane różami.
I wszystko było piękne do momentu, aż moi rodzice nie postanowili się rozwieść. Mama podjęła bardzo trudną decyzję i zabrała mnie do Polski, gdzie obie zamieszkałyśmy. Z początku miałam jej to za złe. Odebrałam to jako atak i nie rozumiałam dlaczego tak się stało. Nie chciałam opuszczać ani Holandii, ani ojca. Tylko że nikt nie pytał mnie wtedy o zdanie. Nie brali pod uwagę tego, co ja chciałam. Nie dali mi prawa wyboru. I to było najgorsze w byciu niepełnoletnią. Brak możliwości decydowania o tak ważnych kwestiach życiowych.
Po przyjeździe do Polski zaczęły się moje problemy miłosne. Mówiło się w końcu, że najbardziej można zranić człowieka poprzez miłość. Najpierw Daniel dość długo grał na moich emocjach, ale tak naprawdę to właśnie Konrad Wasyl zrobił mi niezły uczuciowy rollercoaster. Nasza znajomość okazała się tak toksyczna, że bardzo długi czas po jej zerwaniu, chodziłam do najlepszego psychologa w Szczecinie. Po jego aresztowaniu moja psychika szybko pękła, choć zawsze myślałam, że była twarda.
Codziennie media mówiły o tym samym. Pierwszy rok był najgorszy. Dziennikarze nie odstępowali mnie na krok, chcąc zdobyć jakiekolwiek materiały na temat mojego związku z mordercą. Na szczęście dzięki pieniądzom mojego ojca zdołałam się ich jakoś pozbyć i mogłam w miarę normalnie funkcjonować. Wróciłam na studia, uczyłam się z przyjaciółmi, zdobywałam najlepsze oceny…Ale niestety nocami przeżywałam istny koszmar. A wraz ze mną, moja mama, Lucy i Daniel. Słyszeli każdy mój płacz, z którym nie mogli nic zrobić, bo należało po prostu czekać. Konrad śnił mi się każdej nocy. Budziłam się zawsze o tych samych godzinach, krzycząc.
Bałam się, że wreszcie wyjdzie z więzienia, a wtedy zechce mnie dopaść. Wiedziałam, że jego zemsta będzie bolesna. On cały taki był. Stworzony z toksyn, jadu i kolców. Należało go unikać, bo swoim kwasem mógł cię zniszczyć. Tak zrobił ze mną. Pochłonął mnie całą, a potem brutalnie strawił.
I nie tylko jego się obawiałam, ale i jego popieprzonych przyjaciół. Do dziś jak tylko patrzyłam w lustro, zastanawiałam się, kiedy wrócą. A czułam, że wrócą na pewno. Zwłaszcza Mateusz, który dał mi list i poprosił, abym zeznała przed sądem, że to on zamordował Malika. Nie zrobiłam tego. Nie pomogłam Konradowi, nikomu nie powiedziałam o zawartości, która była na białym papierze. I nie żałowałam tego. Konrad był mordercą. A miejsce mordercy było w więzieniu.
– Lea, wszystko w porządku? – głos Daniela wyrwał mnie z rozmyśleń. Spojrzałam na mężczyznę, a kiedy zobaczyłam zmartwienie w jego oczach, postanowiłam się lekko uśmiechnąć i go uspokoić. – Znów o tym myślisz?
To, że czasem się zawieszałam i wracałam wspomnieniami do tamtych wydarzeń, nikogo nie dziwiło. Nawet po takim czasie. Rodzina i przyjaciele wiedzieli, jak strasznie to wszystko zniosłam.
– Jest dobrze – zapewniłam go. – Skarbie, nie chcę o tym rozmawiać.
Potrząsnęłam głową i odgoniłam od siebie te nieprzyjemne myśli. Skupiłam się za to na Danielu, który wziął mnie za rękę i ucałował moje czoło.
– Kocham cię, Monti – szepnął, głaszcząc mi przy tym długie, kręcone włosy. – Chcę dla ciebie jak najlepiej.
Od dwóch lat byliśmy w związku. I była to naprawdę bardzo szczęśliwa i udana relacja. Daniel, choć z początku był dupkiem, teraz zachowywał się jak romantyk. Dbał o mnie, troszczył się, opiekował. Zawsze był obok. Dla mnie i za mnie. W porównaniu do Konrada, dla Dana liczyłam się naprawdę. Ja i nasza relacja, która rozkwitała niczym przepiękny kwiat.
– Co teraz będziesz mieć? – zapytał. – I o której kończysz?
Kwiatkowski przyjechał do mnie w przerwie obiadowej. Przywiózł chińszczyznę, którą zjedliśmy w uniwersyteckim ogrodzie. Wiedział, jak bardzo przepadałam za makaronami połączonymi z krewetkami.
– Zostały mi ostatnie zajęcia.
– Z czego? – dopytywał łagodnie.
Interesowało go wszystko, co robiłam. I to było miłe. Czułam się dla niego nad wyraz ważna.
– Z prawa. – Uśmiechnęłam się. – Potem jestem wolna.
Gdy przerwa obiadowa dobiegła końca, pożegnałam się z ukochanym, a potem odnalazłam Lucy przy jednej z fontann. Opowiedziałam jej w skrócie, jak przebiegło moje spotkanie z jej bratem. Następnie w towarzystwie mojej najlepszej przyjaciółki udałam się do sali, gdzie czekał już na uczniów profesor Martiniewicz. Uwielbiałam z nim zajęcia, mimo że często były nudne i bez sensu. Za to był to człowiek o wielkim sercu.
– Wiesz co będzie za miesiąc? – Zerknęłam na Lucy, nie wiedząc o czym do mnie mówi.
– Co?
– Seweryn wychodzi – głos jej drżał. – I Kaja.
Nastała chwila nieprzyjemnej ciszy. Wzięłam do ręki telefon, po czym zobaczyłam w kalendarz. Rzeczywiście, Seweryn opuszczał więzienie dokładnie za miesiąc. Kiedyś Liam powiedział mi datę wyjścia na wolność Seweryna i jego czarnowłosej przyjaciółki. Najwidoczniej musiałam o tym zapomnieć, ale inaczej było z Lucy. Ona dokładnie zapamiętała słowa Liama.
– Nieprawdopodobne, że czas tak szybko zleciał. – Próbowałam grać twardą i nie pokazywać, że trochę mnie to niepokoiło. Wolność Seweryna mogła oznaczać kłopoty. Tym bardziej, jeśli Kaja wiedziała, że nie spełniłam prośby Mateusza. Ona również mogła być dla mnie zagrożeniem. – Kurwa, minęły już dwa lata od tego całego gówna.
– Boisz się?
– Co? – jęknęłam.
– Boisz się? – powtórzyła.
– Czego?
– Że wrócą.
– Kto wróci? – Uniosłam brew, udając, że nie rozumiem. – Z więzienia wychodzi tylko Kaja i Seweryn. – Wzruszyłam ramionami, chcąc pokazać jej, że wcale mnie to nie rusza. – Konrad i Mateusz jeszcze kilka pięknych lat spędzą za kratami.
– Wspomnienia, Lea. – Nie uwierzyła w moją obojętność. Wzięła mnie za dłoń i ścisnęła moje palce. – Czy boisz się, że wrócą wspomnienia?
Chciałam odpowiedzieć raz a porządnie, ale kiedy spojrzałam w oczy Lucy, mój język związał się w supeł. Wszystko zrozumiałam. To nie ja obawiałam się wspomnień, a ona. Mnie obchodziło tylko to, czy planują na nas zemstę. Tego się bałam jak cholera. Niczego więcej. Lucy za to wciąż cierpiała i to z tego samego powodu. Miłości. Dalej kochała Seweryna i nie potrafiła się z niego w żaden sposób wyleczyć. Nawet w ciągu tych dwóch lat, które minęły.
– Kochana, nie rozmawiajmy o tym – poprosiłam. Tak było najlepiej. Nie powinnyśmy zajmować sobie tym głowy. Przynajmniej jeszcze nie teraz. – Wszystko będzie dobrze.
Wszystko musiało być dobrze. Po prostu musiało.
– Ech, skoro tak mówisz – niechętnie skończyła temat.
W połowie wykładu z profesorem, który był dość nudny, naszła mnie ciężka i nieprzyjemna myśl.
– Co się dzieje? – szepnęła Lucy, widząc, jak cała drżę. – Lea?
– Lucy, musisz mi coś obiecać.
– Co takiego? – zaniepokoiła się moim stanem. – Co się stało?
– Obiecaj mi, że kiedy Seweryn opuści więzienie, nie spróbujesz się z nim sama skontaktować.
– Lea…
– Obiecaj – warknęłam. – A nawet przysięgnij. Na naszą przyjaźń.
– Oczywiście, że się z nim nie skontaktuję – oburzyła się. – Zwariowałaś?
– Daj mi słowo, że nie spróbujesz z nim porozmawiać.
– Lea…
– Lucy! – warknęłam trochę za głośno, bo kilkoro studentów spojrzało w naszą stronę. – Daj słowo – byłam całkowicie poważna. Znałam Lucy i czułam, że właśnie to będzie chciała zrobić. A moja intuicja rzadko kiedy mnie zawodziła. – Słowo.
– Dobra – mruknęła. – Daję słowo. – Wydęła usta w grymas niezadowolenia. – Ale wiesz co?
– Co takiego? – Wywróciłam oczami.
– Aż mi wstyd, że podejrzewasz mnie o coś takiego. Nigdy bym tego nie zrobiła.
– Mam nadzieję.
– Spadaj, Monti.
Pokazała mi środkowy palec. Następnie odwróciła się do mnie plecami i przez resztę wykładu nie zamieniłyśmy ani słowa. Jednak to mnie wcale nie uspokoiło. W głowie miałam dziwny niepokój, którego zaczęłam się cholernie obawiać.
Postanowiłam, że jak tylko wrócimy do mieszkania, od razu porozmawiam o tym z Danielem, a potem zadzwonię do ojca i poproszę o radę w tej kwestii.ROZDZIAŁ 2
Tak jak postanowiłam, tak i zrobiłam. Najpierw porozmawiałam z Danielem, a potem z ojcem. Poinformowałam obojga, że zaatakowało mnie dziwne przeczucie, iż Lucy jako pierwsza spróbuje skontaktować się z Sewerynem. Cristino obiecał do tego nie dopuścić. Może to nie było dobre, ale jeden z ochroniarzy mojego ojca miał przylecieć do Polski i w ukryciu pilnować Lucy, aby nie zrobiła czegoś głupiego. Minęły dwa lata i choć Lucy powinna już dawno wyleczyć się z miłości do Seweryna, to chyba tak nie było.
Miałam nadzieję, że przyjaciółka nie dowie się o swoim ogonie, bo jeśli do tego dojdzie, nieźle mi się oberwie. Obiecałam sobie, że jeśli w ciągu pierwszych trzech miesięcy od uwolnienia Seweryna, Lucy nie wykona żadnego ruchu w jego stronę, powiem jej o tym co zrobiłam i przeproszę z całego serca. Wyrzuty sumienia nie dałyby mi spokoju. Jeśli zaś moja najlepsza przyjaciółka złamie słowo i odszuka swoją pierwszą miłość, to ja ją rozszarpię. Narazi nas wszystkich na niebezpieczeństwo, włącznie z samą sobą. I w tym przypadku nie będzie zmiłuj. Lucy słono za to zapłaci.
Pięć dni nauki na uniwersytecie szczecińskim minęło dość szybko. Mieliśmy dwa egzaminy, w tym jeden z prawa. Nie obawiałam się wyników, ponieważ przygotowałam się do tego odpowiedzialnie i z czystym sumieniem mogłam powiedzieć, że znałam odpowiedzi na każde z pytań. Co innego było z Lucy, która ostatnimi dniami zachowywała się jakby nic i nikt jej nie obchodził. Kiedy zapytałam, jak poszły jej testy, burknęła na mnie, że nauka to nie wszystko i są sprawy ważniejsze.
W piątek Daniel zaprosił mnie na kolacje w jednej z najlepszych restauracji w Szczecinie. Gdy wróciłam po zajęciach do mieszkania, zaczęłam się od razu szykować. On sam miał jakąś sprawę na mieście i obiecał, że wróci po mnie na czas. Umówieni byliśmy na osiemnastą.
Wzięłam długą kąpiel, umyłam włosy, ogoliłam nogi i wydepilowałam waginę. Wiedziałam, że po skończonej randce z ukochanym na pewno dojdzie do seksu. Daniel uwielbiał się kochać, a miejsce nie miało dla niego żadnego znaczenia. Mogliśmy to robić w samochodzie, jak i w męskiej szatni sportowej przed jego treningiem.
Gdy byłam prawie gotowa, wpadłam w korytarzu na Lucy. Zapinałam zamek zielonej, eleganckiej sukienki, kiedy dostrzegłam wyraz smutku na jej twarzy. Zaproponowałam młodszej Kwiatkowskiej, aby poszła z nami.
– Nie musisz się nade mną litować – warknęła.
Nie zrobiłam tego z litości. Źle to odebrała i przez to się nie zgodziła.
– Nie będę piątym kołem u wozu – kontynuowała. – Nigdzie nie idę.
– Wiesz, że nie traktuję cię jak piąte koło u wozu – oburzyłam się. – Kocham spędzać z tobą czas.
Weszłyśmy do kuchni. Lucy była pierwsza, a ja podążałam tuż za nią. Usiadłyśmy na krzesełkach, po drodze zgarniając z lodówki sok pomarańczowy.
– Ty może i tak – popatrzyła na mnie, po czym wykrzywiła usta w grymas niezadowolenia. – Ale mój brat nie chce mnie w waszym otoczeniu.
– Co ty mówisz za głupoty? – Nie wiedziałam o co jej chodzi i nie rozumiałam, dlaczego zaczęła najeżdżać na Daniela. – Jesteśmy paczką od zawsze…
– Byliśmy paczką – wtrąciła mi. – Byliśmy, Lea. Gdy pojawił się Daniel i zaczęliście się spotykać na serio, odcięliście mnie od siebie.
Rozlała sok do dwóch szklanek i podała mi tą z prawej strony.
– Przepraszam, że to powiem… – Wzięłam głęboki wdech. – Ale pieprzysz głupoty.
Lucy mówiła takie pierdoły, że miałam ochotę trzepnąć ją po głowie. I to tak mocno, aby pożałowała tych nieprzyjemnych słów.
– Ja pieprzę głupoty? – Pokręciła głową, nie spuszczając ze mnie wzroku. – Lea, kiedy ostatni raz byłaś tylko dla mnie? Kiedy ostatni raz gdzieś wyszłyśmy same? Jakieś zakupy? Impreza?
– Wiesz, że mamy dużo nauki.
– Ale dziś znalazłaś czas na kolacje z moim braciszkiem – rzuciła ostrym tonem. – Kurwa, nie chcę się z tobą kłócić, dlatego zakończmy ten temat, tu i teraz i nigdy do niego…
– Lucy, martwię się o ciebie – powiedziałam, przerywając jej.
– I nigdy do niego nie wracajmy – dokończyła zdanie. – Nigdy.
Opróżniła swoją szklankę, wstała od stołu i ruszyła do zmywarki.
– Wyjdźmy w tygodniu na kawę – zaproponowałam. – Same. Co ty na to?
Lucy chwilę pomyślała.
– Mam lepszy pomysł.
– Jaki? – Zdziwiłam się.
– Chodźmy jutro na jakąś imprezę. Tylko my dwie. Wybierzesz dowolny klub w Szczecinie i zabawimy się tak jak za pierwszym razem, gdy tu przyjechałyśmy.
Błysk ekscytacji w jej oczach skłonił mnie do tego, abym się zgodziła.
– Hmm, dobry pomysł – powiedziałam. – Niech będzie.
Wypad z przyjaciółką jak za starych dobrych czasów był świetnym pomysłem i byłam pewna, że Daniel to na pewno zrozumie. Sam wiele razy powtarzał, abym dotrzymywała Lucy towarzystwa.
– Naprawdę!?
Kiwnęłam głową i gdy już przyklepałam jej propozycję, wtedy przypomniałam sobie o czymś istotnym. Jutro miałam ważne spotkanie z Danielem i przez to niestety nie mogłam spotkać się z Lucy.
– Co? – warknęła, widząc jak moja mina zrzedła.
– Przykro mi, ale zapomniałam, że jestem jutro umówiona z Danielem w biurze podróży.
– Co?
– Nie mówiłam ci o tym, ale wylatujemy latem na Zanzibar. Bardzo przepraszam.
– Spoko – prychnęła, jakby to nie było dla niej zdziwieniem. – Nic nowego.
Umyła talerz, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę sypialni.
– Lucy! – krzyknęłam za nią, próbując ją zatrzymać. – Możemy wyjść w niedzielę! Poczekaj!
– Wiem, że jesteś zakochana i że twoje życie jest teraz piękne. – Przystanęła obok swoich drzwi. – Ja nie mam wspaniałego faceta, który się o mnie troszczy. Nie chodzę na randki, nie uprawiam seksu kilka razy dziennie i nie dostaję prezentów. – Zerknęła przez ramię, a następnie posłała mi delikatny, ale jednocześnie bardzo smutny uśmiech. – Jednak i tak, i tak bardzo mnie cieszy twoje szczęście. Serio.
– Lucy…
Do oczu naleciały mi łzy. To była smutna scena i nigdy nie powinna mieć miejsca. Bardzo rzadko kłóciłam się z Lucy, a w ostatnim czasie zdarzyło nam się to za często.
– Jestem szczęśliwa, że ty jesteś szczęśliwa. – Pokazała ręką, abym się nie zbliżała do niej. – I daję ci słowo, że nie ma powodu, abyś się o mnie martwiła. Wszystko jest w porządku.
Dokończywszy zdanie, zamknęła się w sypialni i po chwili puściła muzykę na całe mieszkanie. Chciałam do niej iść, porozmawiać i przeprosić, ale szybko doszłam do wniosku, że to bez sensu. Wróciłam zatem do swojego pokoju i tam poczekałam na Daniela. Położyłam się na łóżku, tępo wpatrując się w sufit. Wzięłam do rąk telefon, aby sprawdzić godzinę. Daniel powinien być za około trzydzieści minut.