- promocja
- W empik go
Jej porywacz. Zmień mnie - ebook
Jej porywacz. Zmień mnie - ebook
Gdy Nora Leston spotkała w klubie Juliana Esguerrę, od razu wiedziała, że ten mężczyzna jest niebezpieczny. Mimo to sama przed sobą nie potrafiła ukryć, że wzbudził jej zainteresowanie. I miała wrażenie, że tamtego dnia złożył jej obietnicę…
Później długo nie mogła przestać o nim myśleć i była zszokowana, kiedy na uroczystości rozdania dyplomów ponownie go zobaczyła. Poczuła niepokój.
Nic jednak nie zaskoczyło Nory tak bardzo jak to, co wydarzyło się potem, gdy wracała z kina z kolegą, w którym się podkochiwała. W jednej chwili Jake miał ją pocałować, a w drugiej leżał na ziemi.
Teraz Nora jest więźniem groźnego handlarza bronią. Musi być posłuszna, ponieważ od tego zależy, czy jej kolega będzie żył.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-683-6 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nora
Krew.
Wszędzie. Kałuża ciemnoczerwonej cieczy rozlewa się po podłodze, rozrasta. Mam krew na stopach, na skórze, we włosach… Czuję ją na palcach, w ustach, oblepia mnie. Tonę we krwi, krztuszę się nią.
Nie! Dość!
Chcę krzyczeć, ale brak mi tchu. Chcę się ruszyć, ale jestem skrępowana, związana. Szarpię się i sznury tną moją skórę.
Słyszę za to jej krzyki. Nieludzki charkot bólu i udręki, który rozrywa mnie na strzępy, który kaleczy i miażdży mój umysł na podobieństwo jej ciała.
Mężczyzna unosi nóż po raz ostatni i kałuża krwi zamienia się w ocean. Wsysa mnie jego zabójczy wir…
Budzę się, wykrzykując jego imię. Przemoczyłam pościel zimnym potem.
Przez chwilę nie wiem, co się dzieje… aż sobie przypominam.
Już nigdy po mnie nie przyjdzie.ROZDZIAŁ 1
Osiemnaście miesięcy wcześniej
Nora
Kiedy go poznałam, miałam siedemnaście lat.
Siedemnaście lat i obsesję na punkcie Jake’a.
– Noro, daj spokój, to nudne – mówi Leah. Siedzimy na niezadaszonej trybunie i oglądamy mecz. Futbol amerykański. Nie mam o nim najmniejszego pojęcia, ale udaję, że kocham ten sport, bo tylko tutaj mogę zobaczyć Jake’a. Tam, na boisku, gdzie codziennie trenuje.
Oczywiście nie tylko ja się na niego gapię. Jest rozgrywającym i najseksowniejszym chłopakiem na świecie – a przynajmniej w Oak Lawn, jednym z przedmieść Chicago w Illinois.
– Wcale nie – odpowiadam. – Futbol to świetna zabawa.
Leah przewraca oczami.
– Jasne, jasne. Idź w końcu do niego zagadać. Przecież nie jesteś nieśmiała. Czemu nie chcesz, żeby cię wreszcie zauważył?
Wzruszam ramionami. Obracamy się z Jakiem w różnych kręgach. Do niego nieustannie lepią się cheerleaderki, a dzięki wielodniowej obserwacji zauważyłam, że podobają mu się wysokie blondynki, a nie niskie brunetki.
Poza tym jak na razie wystarcza mi czerpanie radości z zauroczenia. Bo wiem, że właśnie o to chodzi. Żądza i hormony, nic ponadto. Nie jestem pewna, czy polubiłabym Jake’a, wiem za to, że ubóstwiam widok jego nagiej klaty. Zawsze gdy przechodzi w pobliżu, serce bije mi szybciej z podniecenia. Czuję wewnętrzne ciepło i niespokojnie wiercę się na krześle.
Mam też sny z nim w roli głównej. Erotyczne, zmysłowe. Trzyma mnie w nich za rękę, dotyka po twarzy, całuje. Nasze ciała ocierają się o siebie. Nasze ubrania znikają.
Próbuję sobie wyobrazić seks z Jakiem.
Gdy w zeszłym roku spotykałam się z Robem, prawie poszliśmy na całość, ale dowiedziałam się, że na jakiejś imprezie, po pijaku, przespał się z inną. Zarzuciłam mu to, więc wylewnie się przede mną płaszczył i przepraszał, ale zawiódł moje zaufanie, dlatego z nim zerwałam. Teraz podchodzę do facetów ostrożniej, choć wiem, że nie wszyscy są tacy jak Rob.
Być może Jake jest taki sam. Wydaje się zbyt popularny, żeby odpuścić sobie skakanie z kwiatka na kwiatek. Nie zmienia to faktu, że jeżeli miałabym w najbliższym czasie przeżyć swój pierwszy raz, to zdecydowanie z nim.
– Wyjdźmy gdzieś wieczorem – proponuje Leah. – Same dziewczyny. Możemy skoczyć do Chicago, uczcić twoje urodziny.
– Które są dopiero za tydzień – przypominam jej, choć wiem, że ma datę zapisaną w kalendarzu.
– I co z tego? Możemy zacząć świętowanie z wyprzedzeniem.
Uśmiecham się od ucha do ucha. Leah zawsze była pierwsza do imprezowania.
– Sama nie wiem. A co, jeśli znowu nas wyrzucą? Te fałszywe dowody wcale nie są zbyt…
– Tym razem pójdziemy gdzieś indziej. Nie musimy za każdym razem chodzić do Arystotelesa.
Arystoteles to bezapelacyjnie najlepszy klub w mieście, ale Leah ma rację, nie jedyny.
– No dobra – odpowiadam. – Jedźmy. Świętujmy z wyprzedzeniem.
***
Leah odbiera mnie o dwudziestej pierwszej.
Ubrała się na clubbing – ciemne, obcisłe dżinsy, błyszczący, czarny top bez ramiączek i kozaczki nad kolano. Jej jasne włosy są idealnie gładkie i proste, opadają na plecy niczym połyskujący wodospad.
Ja przeciwnie, nadal mam na stopach trampki. Buty do klubu wrzucam do plecaka, który zamierzam zostawić w jej samochodzie. Seksowny top ukrywam pod grubym swetrem. Nie jestem umalowana, włosy związałam w kucyk.
Wychodzę z domu tak ubrana, bo nie chcę wzbudzać podejrzeń. Rodzicom wyjaśniam, że ja i Leah jedziemy posiedzieć u koleżanki. Mama uśmiecha się i życzy nam dobrej zabawy.
Mam już prawie osiemnaście lat, więc rodzice nie wyznaczają mi godziny policyjnej. No, może nadal ona obowiązuje, ale przynajmniej nie formalnie. O ile tylko wrócę, zanim rodzicom zacznie odbijać – albo przynajmniej dam im znać, gdzie jestem – nic mi nie grozi.
Po wejściu do auta rozpoczynam transformację.
Zrzucam sweter i ukazuje się seksowna bluzka na ramiączkach. Założyłam push-up, żeby zmaksymalizować wrażenie, jakie robią moje raczej marne atuty. Paski od stanika zostały sprytnie zaprojektowane, wyglądają uroczo i mogę pokazywać je bez zażenowania. Nie mam takich odjechanych kozaczków jak Leah, ale przemyciłam moje najlepsze czarne szpilki. Dodają mi jakieś dziesięć centymetrów wzrostu. Zakładam je, bo w moim przypadku każdy dodatkowy centymetr jest na wagę złota.
Następnie wydobywam kosmetyczkę i rozkładam osłonkę przeciwsłoneczną z lusterkiem.
Gapi się na mnie znajoma postać. Duże brązowe oczy i wyraźne czarne brwi niepodzielnie dominują na mojej drobnej twarzy. Rob powiedział mi kiedyś, że wyglądam egzotycznie, i chyba rozumiem, o co mu chodziło. Jestem Latynoską tylko w jednej czwartej, ale moja skóra zawsze wygląda na lekko opaloną, i mam nadzwyczaj długie rzęsy. Sztuczne, jak zwykła mawiać Leah, chociaż są w każdym calu prawdziwe.
Nie mam żadnych kompleksów na punkcie wyglądu, choć czasami żałuję, że nie jestem wyższa. To przez te meksykańskie geny. Moja babcia była maleńka i chyba odziedziczyłam to po niej, bo rodzice są przeciętnego wzrostu. Nie przejmowałabym się tym, no ale Jake’owi podobają się wysokie dziewczyny. Obawiam się, że nawet nie dostrzega mnie na korytarzu, bo przemykam poniżej linii jego wzroku.
Wzdycham, malując usta i nakładając trochę cieni na powieki. Nie szaleję z makijażem, ponieważ najlepiej służy mi prostota.
Leah podkręca muzykę i wnętrze samochodu wypełniają najnowsze popowe hity. Uśmiecham się szeroko i zaczynam śpiewać razem z Rihanną. Leah też się włącza i obie prawie wykrzykujemy kolejne wersy S&M.
Zanim się obejrzę – jesteśmy już pod klubem.
Wkraczamy do środka, jakby lokal należał do nas. Leah obdarza bramkarza promiennym uśmiechem, pewnie wyciągamy nasze dowody. Wpuszczają nas, żadnych problemów.
Jesteśmy w tym klubie pierwszy raz. Znajduje się w starszej, nieco zapuszczonej części centrum Chicago.
– Skąd znasz to miejsce? – pytam, przekrzykując muzykę.
– Ralph mi o nim powiedział – odkrzykuje Leah, a ja przewracam oczami.
Ralph to jej były. Zerwali, bo zaczął się dziwnie zachowywać, ale z jakiegoś powodu dalej ze sobą gadają. Wydaje mi się, że on ćpa albo coś w tym stylu. Pewności nie mam, a Leah nie chce mi powiedzieć ze względu na jakąś poronioną lojalność względem tego gościa. To podejrzany typ, a fakt, że trafiłyśmy do tego klubu z jego rekomendacji, nie jest szczególnie pocieszający.
Co tam. Może i leży w kiepskiej dzielnicy, ale w środku leci przyjemna muzyka i wygląda na to, że bawią się w tym miejscu fajni ludzie.
Przyjechałyśmy tu poimprezować i właśnie na tym zamierzamy skupiać się przez najbliższą godzinę. Leah od razu znajduje dwóch kolesi, którzy stawiają nam szoty. Nie wypijemy więcej niż po drinku na głowę. Ona, bo prowadzi. Ja, bo średnio trawię alkohol. Może i jesteśmy młode, ale nie głupie.
Po wychyleniu szotów tańczymy. Towarzyszą nam goście, którzy za nie zapłacili, ale stopniowo migrujemy jak najdalej od nich. Nie są wystarczająco ładni. Leah odnajduje grupkę gorących zapewne-studentów i przyklejamy się do nich. Od razu nawiązuje rozmowę z jednym z nich, a ja uśmiecham się, widząc ją w akcji. Ma prawdziwy talent do flirtowania.
W międzyczasie pęcherz wysyła mi sygnały, że czas na wizytę w łazience. Opuszczam więc parkiet i idę do toalety.
W drodze powrotnej proszę barmana o szklankę wody. Od tego całego tańczenia zrobiłam się spragniona.
Spełnia moją prośbę i łapczywie opróżniam szklankę. Odstawiam ją na ladę i podnoszę wzrok, napotykając parę świdrujących błękitnych oczu.
Siedzi po drugiej stronie baru, jakieś trzy metry dalej. I gapi się na mnie.
Nie odrywam spojrzenia, nie potrafię. To najprawdopodobniej najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego widziałam.
Ma ciemne, delikatnie kręcone włosy. Do tego zaciętą i bardzo męską twarz, o idealnie symetrycznych rysach. Nad uderzająco jasnymi oczami ciągnie się prosta linia ciemnych brwi. Jego usta mogłyby należeć do upadłego anioła.
Wyobrażam sobie, że dotyka nimi mojej skóry, moich warg… i nagle robi mi się ciepło. Gdybym miała skłonność do oblewania się rumieńcem, pewnie byłabym już czerwona jak burak.
Wstaje i rusza w moją stronę, nie odrywając ode mnie wzroku. Porusza się nieśpiesznie, spokojnie. Emanuje pewnością siebie. Czemu miałoby być inaczej? Jest boski i doskonale o tym wie.
Kiedy się zbliża, zauważam, że jest naprawdę duży. Wysoki i dobrze zbudowany. Nie wiem, ile ma lat, ale zgaduję, że bliżej mu do trzydziestki niż dwudziestki. To mężczyzna, a nie chłopak.
Staje obok mnie i aż muszę się upomnieć, żeby oddychać.
– Jak masz na imię? – pyta cicho. Jego głos jakimś cudem unosi się ponad muzyką, głęboki tembr jest słyszalny nawet w tym głośnym otoczeniu.
– Nora – odpowiadam nieśmiało, podnosząc na niego oczy. Jestem do reszty zafascynowana i obawiam się, że doskonale to widzi.
Uśmiecha się. Jego zmysłowe usta lekko się rozchylają, odsłaniając równe, białe zęby.
– Nora. Ładnie.
Nie przedstawia się, więc zbieram się na odwagę i pytam:
– A ty?
– Możesz mówić mi Julian – odpowiada. Obserwuję, jak poruszają się jego wargi, bo jeszcze nigdy nie byłam tak urzeczona męskimi ustami. – Ile masz lat, Noro? – zadaje kolejne pytanie.
Mrugam, żeby wrócić do rzeczywistości.
– Dwadzieścia jeden.
– Nie okłamuj mnie – mówi z nieco surowszą miną.
– Prawie osiemnaście – przyznaję niechętnie. Mam nadzieję, że nie powie barmanowi, żeby wykopał mnie z lokalu.
Kiwa głową, jakby utwierdził się w swoich domysłach. A potem unosi dłoń i dotyka mojej twarzy. Lekko, delikatnie. Przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze, jakby ciekawiła go jej tekstura.
Jestem tak wstrząśnięta, że stoję sztywno. Nikt nigdy nie dotykał mnie tak swobodnie, a równocześnie zaborczo. Jest mi jednocześnie gorąco i zimno, wzdłuż mojego kręgosłupa zakradają się macki strachu. W jego ruchach nie ma ani odrobiny wahania. Nie pyta o zgodę, nie zatrzymuje dłoni, by sprawdzić moją reakcję.
Po prostu mnie dotyka. Jakby miał do tego prawo. Jakbym była jego własnością.
Biorę niepewny wdech i odsuwam się od jego ręki.
– Muszę już iść – szepczę, a on ponownie kiwa głową, przyglądając mi się z nieprzeniknionym wyrazem pięknej twarzy.
Wiem, że pozwala mi odejść i, co żałosne, jestem mu wdzięczna, bo coś głęboko we mnie wyczuwa, że bez trudu mógłby posunąć się dalej. Że on nie gra według normalnych reguł.
Że jest najbardziej niebezpieczną istotą, jaką w życiu spotkałam.
Odwracam się i przedzieram przez tłum. Drżą mi dłonie, serce dudni w gardle.
Muszę wyjść, znajduję więc Leah i zmuszam ją, żeby odwiozła mnie do domu.
Gdy wychodzimy z klubu, oglądam się przez ramię i znowu go widzę. Ciągle się we mnie wpatruje.
Jego spojrzenie zawiera mroczną obietnicę. Coś, przez co przechodzą mnie ciarki.ROZDZIAŁ 2
Nora
Następne trzy tygodnie mijają jak we mgle. Obchodzę osiemnastkę, uczę się do egzaminów, spędzam czas z Leah i Jennie – moją drugą przyjaciółką, chodzę na mecze, żeby popatrzeć na Jake’a, szykuję się do uroczystości ukończenia szkoły.
Próbuję nie myśleć o incydencie w klubie. Bo kiedy to robię, czuję się jak tchórz. Dlaczego uciekłam? Julian ledwie mnie musnął.
Nie potrafię pojąć mojej dziwacznej reakcji. Byłam podekscytowana sytuacją, a równocześnie niedorzecznie wystraszona.
Teraz nie mogę spać po nocach. Już nie śnię o Jake’u. Zamiast tego często budzę się spocona i zdenerwowana, czując dziwne pulsowanie między nogami. Moje marzenia senne nawiedzają mroczne, seksualne wizje, o których wcześniej nawet nie myślałam. Często widzę w nich, że Julian robi ze mną różne rzeczy, gdy ja nie mogę się ruszyć.
Czasami mam wrażenie, że mi odbija.
Teraz też, ale tłumię tę absurdalną myśl i skupiam się na ubieraniu.
Dziś kończę liceum i bardzo się cieszę. Mamy z Leah i Jennie wielkie plany na dalszą część dnia. Jake organizuje imprezę w swoim domu. Idealna okazja, żeby w końcu z nim porozmawiać.
Pod niebieską togę absolwentki zakładam czarną sukienkę. Jest prosta, ale dobrze na mnie leży i podkreśla moje drobne krągłości. Nie zapominam o dziesięciocentymetrowych szpilkach. Może to lekka przesada jak na uroczystość ukończenia szkoły, ale naprawdę chcę wyglądać na wyższą.
Rodzice wiozą mnie na ceremonię. Mam nadzieję, że tego lata zaoszczędzę tyle, żeby kupić sobie na studia własny samochód. Idę na miejscowy publiczny college, bo tak jest taniej, więc będę nadal mieszkała w domu.
Nie przeszkadza mi to. Moi rodzice są fajni i dobrze się dogadujemy. Dają mi dużo swobody… pewnie dlatego, że mają mnie za dobre dziecko, które nigdy nie sprawia kłopotów. W dużej mierze mają rację. Nie licząc fałszywego dowodu i okazjonalnych wypadów do klubów, jestem raczej grzeczna. Nie upijam się, nie palę papierosów, nie biorę narkotyków – tylko raz zapaliłam trawkę na imprezie.
Po dotarciu na miejsce odnajduję Leah. Ustawiamy się i czekamy cierpliwie, aż z podium padną nasze nazwiska. Jest początek czerwca i mamy piękny dzień – nie za zimno, nie za gorąco.
Nazwisko Leah rozlega się pierwsze. Ma farta, bo zaczyna się na A. Ja mam na nazwisko Leston, muszę więc czekać jeszcze pół godziny. Na szczęście w naszym roczniku jest tylko sto osób. Oto jedna z zalet życia w małym miasteczku.
W końcu pada moje nazwisko i idę odebrać dyplom. Rozglądam się po zebranym tłumie i macham rodzicom. Robi mi się miło, bo wyglądają na dumnych.
Wymieniam uścisk dłoni z dyrektorką szkoły i obracam się, by wrócić na swoje miejsce.
I w tym momencie znowu go widzę.
Krew zamarza mi w żyłach.
Siedzi z tyłu, obserwuje mnie. Pomimo sporej odległości czuję na sobie jego spojrzenie.
Jakimś cudem udaje mi się zejść z podium i nie upaść. Drżą mi nogi, oddycham znacznie szybciej niż normalnie. Siadam obok rodziców i modlę się, by nie zauważyli, w jakim jestem stanie.
Co on tu robi? Czego ode mnie chce? Oddycham głęboko, próbując się uspokoić. Na pewno przyszedł ze względu na kogoś innego. Może ma brata albo siostrę w moim roczniku. Albo innego krewnego.
Wiem, że się oszukuję.
Przypominam sobie ten zaborczy dotyk i dociera do mnie, że jeszcze ze mną nie skończył.
Pragnie mnie.
Na samą myśl dreszcz przebiega mi po plecach.
***
Po uroczystości nigdzie go już nie widzę, więc oddycham z ulgą. Leah wiezie nas do Jake’a. Przez całą drogę rozmawia z Jennie. Są podekscytowane, że liceum już za nami i wchodzimy w nowy etap życia.
Normalnie dołączyłabym do rozmowy, ale widok Juliana wytrącił mnie z równowagi, więc siedzę cicho. Z jakiegoś powodu nie opowiedziałam Leah, co się stało w klubie. Skłamałam jej wtedy, że chcę wracać, bo rozbolała mnie głowa.
Nie wiem, dlaczego nie potrafię z nią o tym porozmawiać. Z gadaniem o zauroczeniu Jakiem nie miałam problemów. Może dlatego, że trudno opisać uczucia, które budzi we mnie Julian. Nie zrozumiałaby, dlaczego się go boję.
Sama tego nie rozumiem.
Gdy docieramy na miejsce, impreza u Jake’a trwa już w najlepsze. Nadal czuję w sobie determinację, żeby w końcu z nim pogadać, ale jestem zbyt roztrzęsiona po tym, jak zobaczyłam Juliana pod szkołą. Uznaję więc, że przydałoby się napić czegoś dla odwagi.
Zostawiam na moment przyjaciółki, podchodzę do miski i nalewam sobie kubek ponczu. Wącham płyn, ustalając, że bez dwóch zdań zawiera alkohol, po czym piję do dna.
Niemal od razu szumi mi w głowie. Zdążyłam się przekonać, że moja tolerancja na alkohol… jest w zasadzie zerowa. Jeden drink to moja górna granica.
Zauważam, że Jake wchodzi do kuchni, idę więc za nim.
Sprząta. Wyrzuca zużyte kubki i zabrudzone tekturowe talerzyki.
– Pomóc ci? – pytam.
Uśmiecha się, w kącikach jego brązowych oczu pojawiają się zmarszczki.
– O, jasne, dzięki. Byłoby super. – Jego delikatnie spłowiałe od słońca włosy są nieco dłuższe i opadają mu na czoło, dzięki czemu wygląda wyjątkowo atrakcyjnie.
Roztapiam się od wewnątrz. Jest taki przystojny. Nie niepokojąco jak Julian. Jake jest ładny w komfortowo-przyjemny sposób. Oprócz tego jest też wysoki i umięśniony, ale nie jakoś szczególnie postawny jak na rozgrywającego. Chyba jest za niski, żeby grać na poziomie college’u, a przynajmniej Jennie kiedyś tak powiedziała.
Pomagam mu sprzątać, zmiatam okruszki chipsów z kuchennego blatu, wycieram rozlany na podłodze poncz. Przez cały czas moje serce bije szybciej z ekscytacji.
– Nora, prawda? – pyta, spoglądając na mnie.
Zna moje imię!
– Tak – odpowiadam, szczerząc się w szerokim uśmiechu.
– Naprawdę świetnie, że mi pomogłaś – mówi szczerze. – Lubię robić imprezy, ale sprzątanie następnego dnia jest do dupy. Dlatego staram się ogarniać trochę na bieżąco, zanim zrobi się całkiem paskudnie.
Uśmiecham się jeszcze szerzej i kiwam głową.
– Pewnie.
Ma stuprocentową rację. Rozkoszuję się myślą, że zdaje się miły i rozsądny, wcale nie przypomina zarozumiałej gwiazdy liceum.
Zaczynamy rozmawiać. Opowiada mi o swoich planach na przyszły rok. W przeciwieństwie do mnie wyjeżdża na studia. Wyjaśniam, że zamierzam spędzić dwa lata na miejscowej uczelni, żeby trochę zaoszczędzić. Dopiero później chcę się przenieść na prawdziwy uniwersytet.
Jake przytakuje z aprobatą i stwierdza, że to mądre rozwiązanie. Też się zastanawiał, czy tak nie zrobić, ale dopisało mu szczęście i dostał pełne stypendium na Uniwersytecie w Michigan.
Uśmiecham się i szczerze mu gratuluję, a w duchu aż skaczę z radości.
Zaskoczyło między nami. Naprawdę! Lubi mnie, widzę to. Kurde, czemu nie zagadałam do niego wcześniej?
Rozmawiamy z dwadzieścia minut, ale w końcu ktoś przychodzi po niego do kuchni.
– Hej, Noro – mówi Jake, wracając do imprezujących znajomych – jesteś jutro zajęta?
Energicznie kręcę głową i wstrzymuję oddech.
– To może poszlibyśmy do kina? – proponuje. – Albo na kolację do tej małej knajpki z owocami morza?
Uśmiecham się jak kretynka i przytakuję. Boję się, że palnę coś durnego, więc zapobiegawczo trzymam buzię na kłódkę.
– Świetnie – mówi Jake i posyła mi promienny uśmiech. – Podjadę po ciebie o osiemnastej.
Ponownie przejmuje obowiązki gospodarza, a ja wracam do przyjaciółek. Bawimy się na przyjęciu jeszcze kilka godzin, ale nie rozmawiam już z Jakiem. Otacza go wianuszek kumpli z drużyny i nie chcę się narzucać.
Jednak co jakiś czas zauważam, że zerka z uśmiechem w moją stronę.
***
Przez kolejne dwadzieścia cztery godziny daję się ponieść euforii. Opowiadam o wszystkim Jennie i Leah. Są nie mniej podniecone ode mnie.
Przygotowując się do randki, zakładam uroczą niebieską sukienkę i brązowe kozaczki na wysokim obcasie. Stanowią krzyżówkę kowbojek z czymś bardziej eleganckim i wiem, że dobrze w nich wyglądam.
Jake zjawia się punktualnie o osiemnastej.
Jedziemy do Morskiej Ryby, popularnej restauracyjki niedaleko kina. To przyjemny lokal, nie jakoś specjalnie wyszukany.
Idealny na pierwszą randkę.
Świetnie się bawimy. Dowiaduję się więcej o Jake’u i jego rodzinie. On też zadaje mi pytania, okazuje się, że lubimy podobne filmy. Z jakiegoś powodu nie znoszę komedii romantycznych, za to uwielbiam kiczowate historie o końcu świata z masą efektów specjalnych. Najwyraźniej Jake również.
Po kolacji idziemy do kina. Niestety nie trafił nam się film o apokalipsie, ale przynajmniej ciekawy akcyjniak. Podczas seansu Jake zarzuca mi rękę na ramię, a ja z trudem tłumię radość. Mam nadzieję, że mnie dziś pocałuje.
Z kina idziemy na spacer do parku. Jest już późno, ale czuję się zupełnie bezpiecznie. Wskaźnik przestępczości w naszym mieście jest prawie zerowy, a każdą ulicę oświetlają latarnie.
Jake trzyma mnie za rękę. Rozmawiamy o filmie. A potem się zatrzymuje i po prostu na mnie patrzy.
Wiem, czego chce. Dokładnie tego samego co ja.
Podnoszę na niego wzrok i uśmiecham się. On odwzajemnia uśmiech, kładzie mi ręce na ramionach i pochyla się, by mnie pocałować.
Jego usta są miękkie, jego oddech pachnie miętową gumą, którą przed chwilą żuł. Całuje przyjemnie i czule, właśnie na to liczyłam.
Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystko się zmienia.
Nawet nie wiem, jak i co się stało. W jednej chwili całujemy się z Jakiem, w drugiej on leży nieprzytomny na chodniku… Stoi nad nim wysoka postać.
Otwieram usta, chcę krzyczeć, ale zdążyłam tylko cicho zapiszczeć, nim czyjaś wielka dłoń zakrywa mi nos i usta.
Czuję ukłucie na szyi i mój świat spowija nieprzenikniony mrok.ROZDZIAŁ 3
Nora
Budzę się z tętniącym bólem głowy i mdłościami. Jest ciemno, nic nie widzę.
Nie od razu przypominam sobie, co się stało. Wypiłam za dużo na imprezie? Dopiero po chwili mój umysł wraca na pełne obroty i zalewa mnie fala wspomnień z zeszłej nocy. Pamiętam pocałunek, a potem… Jake! Boże, co się z nim stało?
Co się stało ze mną?
Jestem tak przerażona, że leżę w miejscu i drżę.
Spoczywam na czymś wygodnym. Chyba na łóżku z miękkim materacem. Jestem przykryta kocem, ale wydaje mi się, że nie mam na sobie ubrań, bo czuję jedynie pościel. Dotykam się i rozwiewam wątpliwości. Tak, jestem kompletnie naga.
Zaczynam się trząść jeszcze mocniej.
Wkładam dłoń między nogi. Stwierdzam z ulgą, że nie czuję nic dziwnego. Żadnej wilgoci, żadnych otarć, żadnych oznak, że zostałam wykorzystana.
Przynajmniej do tej pory.
Łzy pieką mnie w oczy, ale nie pozwalam im popłynąć. Płacz mi w niczym nie pomoże. Muszę ustalić, co się dzieje. Planują mnie zabić? Zgwałcić? Zgwałcić i zabić? Jeżeli liczą na okup, to już jestem trupem. Tata mocno oberwał podczas ostatniego kryzysu i rodzice z trudem spłacają kredyt hipoteczny.
Ledwie powstrzymuję histerię. Nie chcę krzyczeć, bo przyciągnę ich uwagę.
Leżę więc w ciemności i przez głowę przelatują mi wszystkie straszne historie, których naoglądałam się w wiadomościach. Myślę o Jake’u i jego ciepłym uśmiechu. Wyobrażam sobie, jak zdruzgotani będą rodzice, gdy usłyszą od policji o moim zaginięciu. Myślę o wszystkich moich planach i o tym, że najprawdopodobniej nie będzie mi dane studiować na prawdziwym uniwersytecie.
I wtedy nachodzi mnie wściekłość. Dlaczego mi to zrobili? Kim w ogóle są? Zakładam, że to „oni”, a nie „on”, bo widziałam wysoką postać nad ciałem Jake’a. Ktoś inny musiał złapać mnie od tyłu.
Gniew pomaga powstrzymać panikę. Nieco łatwiej mi myśleć. Nadal nic nie widzę w ciemności, ale zaczynam czuć.
Po cichu i ostrożnie badam dotykiem najbliższe otoczenie.
Najpierw ustalam, że rzeczywiście leżę na łóżku. Wielkim jak w ekskluzywnym apartamencie. Są na nim poduszki i koc, pościel jest miękka i miła w dotyku. Pewnie droga.
Z jakiegoś powodu przeraża mnie to jeszcze bardziej. Zostałam porwana przez przestępców z pieniędzmi.
Pełznę na krawędź łóżka, siadam, trzymając koc jak najbliżej ciała. Kładę nagie stopy na podłodze. Jest gładka i zimna, zapewne z desek.
Owijam się ciasno kocem i wstaję, gotowa do dalszej eksploracji.
I w tym momencie słyszę odgłos otwieranych drzwi.
Widzę słabe światło. Jest bardzo delikatne, jednak na moment mnie oślepia. Mrugam kilka razy, żeby przyzwyczaić do niego oczy.
I wtedy go dostrzegam.
Julian.
Stoi w drzwiach niczym mroczny anioł. Włosy kręcą mu się delikatnie na obrzeżach twarzy, łagodząc agresywną perfekcję jego rysów. Wbija we mnie wzrok, wyginając usta w lekkim uśmiechu.
Jest oszałamiający.
I przerażający.
Intuicja mnie nie myliła… ten człowiek jest zdolny do wszystkiego.
– Witaj, Noro – mówi spokojnie, wchodząc do pokoju.
Rozglądam się rozpaczliwie, ale nie widzę niczego, co mogłabym wykorzystać jako broń.
Usta wyschły mi na wiór. Nie mogę zebrać dość śliny, żeby się odezwać, więc jestem w stanie jedynie patrzeć, jak skrada się do mnie niczym wygłodniały tygrys do ofiary.
Jeżeli mnie dotknie, będę walczyła.
Podchodzi bliżej, a ja się cofam. Krok za krokiem, aż w końcu docieram do ściany. Nadal owijam się kocem.
Unosi rękę i naprężam się, gotowa, by się bronić.
Ale on tylko podaje mi butelkę wody.
– Proszę – mówi. – Pomyślałem, że możesz być spragniona.
Gapię się na niego. Konam z pragnienia, ale nie chcę, żeby znowu mnie czymś odurzył. Chyba zrozumiał, dlaczego się waham.
– Nie martw się, kotku. To tylko woda. Zależy mi, żebyś była przytomna i w pełni świadoma.
Nie wiem, jak na to zareagować. Walenie serca czuję aż w gardle i mdli mnie ze strachu.
A on stoi i cierpliwie mi się przygląda. Ulegam pragnieniu i choć jedną dłonią nadal kurczowo ściskam koc, drugą wyciągam po wodę. Ręka mi drży, więc mimowolnie muskam Juliana palcami. Przeszywa mnie fala ciepła, ale ignoruję to dziwne uczucie.
Chcę odkręcić butelkę, muszę więc puścić koc. Julian przygląda się mojemu dylematowi z zainteresowaniem i sporym rozbawieniem. Na szczęście nie próbuje mnie dotknąć. Tylko stoi niewiele ponad pół metra ode mnie – i patrzy.
Przytrzymuję koc, obejmując się ciasno ramionami, i odkręcam zakrętkę. Następnie znów łapię nakrycie jedną ręką, a drugą unoszę butelkę do ust.
Chłodny płyn jest rozkoszą na moich wargach i języku. Osuszam całą butelkę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak bardzo smakowała mi zwykła woda. Suchość w ustach to na pewno efekt uboczny narkotyku, który mi podał.
Mogę już mówić, więc pytam:
– Dlaczego?
Ku mojemu zaskoczeniu brzmię niemal normalnie.
Julian podnosi rękę i znowu dotyka mojej twarzy. Jak wtedy w klubie. A ja znowu stoję bezradnie i mu na to pozwalam. Jego palce są delikatne, dotyk niemal czuły. Tak bardzo kontrastuje to z okolicznościami, że przez chwilę jestem kompletnie zdezorientowana.
– Dlatego, że nie podobało mi się, że z nim jesteś – odpowiada, a ja słyszę w jego głosie z trudem tłumioną wściekłość. – Dlatego, że cię dotknął, położył na tobie łapska.
Nie potrafię zebrać myśli.
– Kto? – szepczę, próbując pojąć, o co mu chodzi. W końcu to do mnie dociera. – Jake?
– Tak, Noro – odpowiada posępnie. – Jake.
– Czy on… – Nie jestem pewna, czy chcę zadać to pytanie na głos. – Czy on… żyje?
– Na razie – oznajmia Julian, przewiercając mnie spojrzeniem. – Jest w szpitalu, ma lekki wstrząs mózgu.
Z ulgą opieram się o ścianę, ale już po chwili uderza mnie znaczenie jego słów.
– Jak to „na razie”?
– Jego zdrowie i dobro zależą wyłącznie od ciebie – wyjaśnia, wzruszając ramionami.
Przełykam ślinę, żeby nawilżyć nadal suche gardło.
– Ode mnie?
Julian znowu gładzi palcami moją twarz, zakłada mi włosy za ucho. Jest mi tak zimno, że jego dotyk prawie parzy.
– Owszem, kotku, od ciebie. Jeżeli będziesz grzeczna, nic mu nie grozi. Jeśli nie…
Z trudem nabieram powietrza.
– Jeśli nie?
– Umrze jeszcze w tym tygodniu – odpowiada mi z uśmiechem Julian.
Ten grymas to najpiękniejsze i zarazem najstraszniejsze zjawisko, jakie widziałam.
– Kim ty jesteś? – szepczę. – Czego ode mnie chcesz?
Nie odpowiada. Zamiast tego dotyka moich włosów, ujmuje gruby kosmyk i przykłada sobie do twarzy. Wciąga powietrze, jakby go wąchał.
Obserwuję Juliana i jestem jak sparaliżowana. Nie wiem, co robić. Walczyć? Co mi to da? Póki co mnie nie skrzywdził, a nie chcę go prowokować. Jest ode mnie znacznie większy i silniejszy. Dostrzegam masywność jego skrytych pod czarnym T-shirtem mięśni. Bez szpilek na nogach ledwie sięgam mu do ramienia.
Gdy rozważam sens walki z cięższym o przynajmniej pięćdziesiąt kilogramów mężczyzną, on podejmuje decyzję za mnie. Puszcza moje włosy i ciągnie za koc, który z całych sił trzymam.
Nie puszczam, ściskam go jeszcze mocniej. I robię coś poniżającego.
Błagam.