Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jeremi Wiśniowiecki (1612-1651) - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jeremi Wiśniowiecki (1612-1651) - ebook

Postać Jeremiego Wiśniowieckiego, popularna nie tyle dzięki historiografii, ile powieści historycznej, nie doczekała się dotychczas większej monografii naukowej. Wprawdzie historycy, zajmujący się wiekiem XVII, a zwłaszcza dziejami wojen kozackich, w pracach swych spotykali się z osobą Wiśniowieckiego, lecz, mając przed sobą inne zadania, nie mogli jej należycie uwypuklić i zająć się nią bliżej, toteż zjawia się ona na dalszym planie, naświetlana częstokroć jednostronnie, w zależności od poglądów historyków, którzy ze zdarzeń ułamkowych nie mogli odtworzyć całokształtu obrazu. W historiografii występuje Jeremi Wiśniowiecki przeważnie i prawie wyłącznie na tle wojen kozackich, a wówczas staje się osobistością o małym stosunkowo znaczeniu, opromienioną jedynie nimbem bohaterskim (Kubala), bądź też ambitnym i szkodliwym warchołem (Szajnocha), bądź symbolem zdrowej myśli szlacheckiej (Rawita Gawroński), bądź wreszcie renegatem i krwiożerczym wrogiem ludu ukraińskiego (Lipiński).

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7889-945-7
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ I MŁODZIEŃCZE LATA WIŚNIOWIECKIEGO (1612-1632)

Rodzina Wiśniowieckich, jakkolwiek należąca do najstarszych rodów książęcych na Rusi i pochodzenie swe wywodząca, przynajmniej według powszechnego wówczas mniemania, od Korybuta¹ – przez długi czas nie odgrywała wybitniejszej roli w Rzeczpospolitej.

Z początkiem XVI wieku rozszczepił się ród na dwie zasadnicze linie, z których jedną, zwaną przez genealogów książęcą, zapoczątkował Iwan, starosta czerkaski, młodszą zaś, zwaną królewską – Aleksander, starosta rzeczycki. W ciągu tegoż stulecia ród znacznie się rozczłonkował, czego nieuniknionym skutkiem było pewne zubożenie, a zatem i mniejsza możność piastowania czołowych stanowisk w kraju.

Jedną z najwybitniejszych postaci z rodziny Wiśniowieckich w drugiej połowie XVI stulecia był dziad Jeremiego, Michał Aleksandrowicz, dzierżawca 4 starostw ukrainnych, a od r. 1581 kasztelan kijowski². Spędzając całe życie na kresach południowo-wschodnich, był on biczem Tatarów i Kozaków, z którymi staczał ustawiczne walki. Biorąc udział we wszystkich walkach z Moskwą, toczących się w okresie panowania Zygmunta Augusta i Batorego, zyskał sobie ks. Michał sławę wielkiego wojownika; przede wszystkim jednak słynął, jako założyciel wielu grodów warownych na prawym brzegu Dniepru i kolonizator pustynnych rubieży państwa.

Zdolności administracyjne ojca przejął najstarszy z synów Aleksander. On to uzyskał wielkie obszary „pustyni” na Zadnieprzu i stał się założycielem sławnej Wiśniowiecczyzny Zadnieprzańskiej, która z czasem miała zostać główną ostoją potęgi książąt na Wiśniowcu³.

Następny syn Michała, Michał, ojciec Jeremiego, od najmłodszych lat wprawiał się w rzemiośle wojennym, odbywając u boku ojca wszystkie wyprawy moskiewskie i tatarskie. Odziedziczywszy po bezdzietnym bracie poczynające się kolonizować włości zadnieprzańskie, budował w nich nowe grody i osiedla, a korzystając z zamieszek w Carstwie Moskiewskim w okresie samozwańców, podniósł na własną rękę oręż przeciw Moskwie, zajmując gródki pograniczne i zdobywając nawet warowny Putywl⁴. Rezultatem jego wypraw było posunięcie granic Rzeczpospolitej w górę Suły, a tym samym i powiększenie dóbr Wiśniowieckich⁵.

W grudniu 1604 r. został Michał Wiśniowiecki starostą owruckim⁶. Ożeniwszy się około r. 1605 z Rainą Mohylanką, córką Jeremiego, hospodara mołdawskiego, wciągnięty został siłą faktu w wir interesów mołdawskich. Odtąd niewielki bierze udział w wypadkach, rozgrywających się w kraju, gdyż wraz z innymi „zięciami Mohyły”, Potockim i Koreckim, przebywa prawie stale na Mołdawii, walcząc ustawicznie z przeciwnikami domu Mohylów o pretensje do hospodarstwa. Sławne ongi te wyprawy samowolne miały z czasem sprowadzić na Rzeczpospolitą burzę cecorską, której jednak Wiśniowiecki nie doczekał, gdyż w czasie jednej z wypraw został na początku 1616 roku otruty przez przeciwników⁷. Zarówno ks. Michał, jak i żona jego byli gorącymi obrońcami cerkwi prawosławnej; Michał wraz z bratem stryjecznym Adamem byli uczestnikami wielu zjazdów dyzunickich, a ścisłe stosunki łączyły ich z wojującymi bractwami we Lwowie i Wilnie⁸. Najbliższym przyjacielem domu Wiśniowieckich był Izajasz Kopiński, późniejszy metropolita kijowski, nieprzejednany dyzunita, założyciel licznych klasztorów prawosławnych, na Zadnieprzu, których fundatorką była Raina Wiśniowiecka⁹.

Z małżeństwa tego pochodziło dwoje dzieci: syn, noszący imiona obu dziadów – Jeremi Michał, oraz córka Anna. Daty i miejsca urodzenia Jeremiego Wiśniowieckiego nie da się dokładnie stwierdzić; wiadomo jedynie, iż ujrzał światło dzienne w r. 1612, przy tym mogło to nastąpić zarówno w Wiśniowcu, jak w Owruczu i na Zadnieprzu¹⁰, gdyż rodzice Jeremiego, zwyczajem ówczesnym, często zmieniali miejsce pobytu. Wpływ rodziców na wychowanie młodego księcia musiał być minimalny, gdyż, jak widzieliśmy, stracił ojca w czwartym roku życia, zaś matka, Raina, umrzeć musiała już w r. 1619, gdyż późniejszych śladów jej życia nie posiadamy, a w r. 1620 przechodzą sieroty pod opiekę dalekiego stryja, Konstantego Wiśniowieckiego¹¹.

Książę Konstanty był osobistością dość wybitną. On to był wraz z bratem stryjecznym Adamem „odkrywcą” pierwszego samozwańca, patronował małżeństwu młodego Dymitra z Maryną Mniszchówna i brał żywy udział w wyprawie do Moskwy. W czasie rewolucji moskiewskiej w r. 1606 uniknął wprawdzie śmierci, wpadł jednak w ręce stronników domu Szujskich, którzy go trzymali przez czas dłuższy w więzieniu. Wbrew tradycji domu Wiśniowieckich, Konstanty nie był usposobienia rycerskiego, prowadził natomiast wystawny dwór na wielką skalę. Żeniąc się czterokrotnie, miał książę Konstanty liczną rodzinę, spośród której młodsi synowie, Aleksander i Jerzy, byli rówieśnikami Jeremiego. Wspomnienia domu rodzicielskiego musiały się szybko zatrzeć w pamięci młodego chłopca. Na dworze opiekuna panował duch zgoła inny, a przede wszystkim stryj i całe jego otoczenie było już wyznania katolickiego.

W krótkim czasie został Jeremi wysłany wraz z braćmi stryjecznymi do kolegium jezuickiego we Lwowie, gdzie przebywał przez lat kilka, odznaczając się jakoby wśród kolegów wybitnymi zdolnościami¹². Ukończywszy kolegium, udał się, zgodnie z obyczajami ówczesnych magnatów, poza granicę, by otrzeć się o środowisko kultury zachodniej. Szczegółów pobytu zagranicznego nie znamy. Biograf współczesny Wiśniowieckiego, Kanon, opowiada, iż młody książę przebywał w Rzymie 3 lata; w styczniu 1629 r. widzimy go w Padwie¹³, zaś dnia 1 maja 1630 r. zapisał się wraz z kuzynami do albumu uniwersytetu bolońskiego, jako „Jeremias Michael Korybut Dux de Wisniewiec”¹⁴.

Po pobycie we Włoszech udał się Wiśniowiecki do Niderlandów Hiszpańskich, gdzie incognito zwiedzał urządzenia i fortyfikacje wojenne, uchodzące wówczas za wzory sztuki wojskowej¹⁵. O ile studia włoskie można traktować raczej jako chęć nabrania ogólnego poloru, nie jako poważną pracę naukową, o tyle zwiedzanie urządzeń wojskowych i słuchanie wykładów z zakresu wojskowości pochłaniało, zdaje się, znacznie więcej uwagi młodego adepta. Mając tak lakoniczne wieści o zagranicznym pobycie Wiśniowieckiego, trudno wywnioskować, jak wielki wpływ miał ten pobyt na ukształtowanie się umysłu młodego księcia. Wykształcenia wielkiego z Zachodu nie przywiózł – przynajmniej nie dał tego dowodów. Nie należał też w kraju do rzędu tzw. statystów, nie popisywał się znajomością prawa, tak cenioną w ówczesnym społeczeństwie polskim, nie wykazał się też wiadomościami z zakresu ulubionej „retoryki”, nie słynął jako mówca publiczny.

Zdolności księcia poszły w innym kierunku. „Cała pasja jego – to wojna” – mówi jeden ze współczesnych dziejopisów, a sam Wiśniowiecki wyraził się kiedyś o sobie, iż jest „stworzony do wojny, nie do perory”.

Jak długo trwał pobyt Wiśniowieckiego za granicą – nie wiadomo. W drugiej połowie 1631 r. widzimy go już w kraju. Uzyskawszy usamowolnienie i wyzwoliwszy się spod opieki stryja, samodzielność swą rozpoczął od postawienia kroku, który wywołał pewien rozgłos na kresach Ukrainy.

W pierwszych miesiącach r. 1632 rozeszła się wieść, iż młody książę porzuca wiarę ojców, by przejść na katolicyzm. Wieść ta wywołała zaniepokojenie kleru dyzunickiego; obawa ta nie była nieuzasadnioną, był to bowiem okres, w którym wszyscy możniejsi książęta ruscy porzucali dyzunię i przechodzili na katolicyzm. Wybitni niegdyś obrońcy prawosławia, Ostrogscy, Zasławscy, Wiśniowieccy, Zbarascy, w ciągu jednego niemal pokolenia przeszli na katolicyzm i stali się gorącymi propagatorami nowego wyznania. Prawosławne domy Kisielów, Czetwertyńskich, Brzozowskich nie były ani zbyt możne, ani zbyt liczne, by kościół wschodni mógł znaleźć w nich skutecznych obrońców swych praw, toteż każdorazowe odpadnięcie wpływowego magnata uważała cerkiew za osobistą stratę, obawiając się, by prawosławie nie stało się w Polsce „wiarą chłopską”.

Rodzice Jeremiego byli, jak wiadomo, gorliwymi protektorami cerkwi wschodniej. Za ich rządów na Zadnieprzu Izajasz Kopiński założył całą sieć cerkwi i monasterów, opatrzonych sowicie przez fundatorów; tam to, na Zadnieprzu, był węzeł, łączący metropolię kijowską z Moskwą prawosławną. Znając tradycję domu Wiśniowieckich, kler dyzunicki nie wątpił ani na chwilę, że młody książę pójdzie w ślady przodków i stanie się obrońcą prawosławia przed szerzącą się wciąż unią.

Toteż kierownicy cerkwi nie zaniechali okazji, by odwieść Wiśniowieckiego od powziętego zamiaru. Pierwszy wystąpił metropolita kijowski Izajasz Kopiński, nie tylko przez wzgląd na swe wysokie stanowisko, lecz przede wszystkim jako długoletni przyjaciel i doradca rodziców Jeremiego. Wysłał on do księcia długi, rozpaczliwy list, starając się prośbami i groźbami odwieść go od zamierzonego kroku. Wielki żal – pisze sędziwy władyka – ogarnia serca wszystkich duchownych i całego prawosławia na widok W. Ks. Mości, pociechy naszej starożytnej religii greckiej, który nie wstępuje w ślady swych przodków i rodziców. Niemniej też płacze i lamentuje cerkiew boża, matka nasza, że W. Ks. Mość gardzić nią raczysz. Z wielką ochotą oczekiwaliśmy wszyscy pożądanej pociechy naszej, ale miast tego, nad spodziewanie nasze, wszystko się nam w smutek obróciło. Co W. Ks. Mość zobaczył w cerkwi bożej wątpliwego, co podejrzanego, co za herezję? Nie ma, z łaski bożej, w cerkwi naszej żadnego błędu, żadnej herezji, i nigdy się jej nie znajdzie... Nie wiem, kto ją tak W. Ks. Mości obrzydził i obmierził, kto W. Ks. Mość od niej odwrócił lub odwraca... Wiemy wszyscy, pod jakimi strasznymi kondycjami ze strony religii, i obowiązkami, i klątwami zostawiła W. Ks. Mość rodzicielka Jego, schodząc z tego świata. Na czyją to duszę padnie? Przodkowie W. Ks. Mości, rodzic i rodzicielka, od szeregu pokoleń byli religii greckiej, a W. Ks. Mość tylko jeden miałby być z niej wyłączony? Mówią, że wiara grecka jest chłopską wiarą: jeśli tak jest, tedy chłopskiej wiary byli i cesarze greccy, i wielcy monarchowie, i apostołowie... Proszę tedy W. Ks. Mość uniżenie, imieniem całego chrześcijaństwa i imieniem całej cerkwi: nie daj się W. Ks. Mość uwodzić racjom politycznym, wspomnij W. Ks. Mość na rodziców swoich, jakiej oni byli pobożności, jakiej wiary, jakiego nabożeństwa – nie chłopskiego, nie heretyckiego, nie podejrzanego... na miłość boską, całe duchowieństwo, całe chrześcijaństwo uniżenie i z płaczem prosi: Nie gardź W. Ks. Mość wiarą swą, ale wróć do cerkwi bożej¹⁶.

Z podobnymi wezwaniami, acz w formie o wiele łagodniejszej i bardziej dyplomatycznej, wystąpił Piotr Mohyła, archimandryta Ławry Peczerskiej w Kijowie. Mianowicie dnia 1 VI 1632 r. wydal w druku swe inauguracyjne kazanie pt. Krest Christa Spasitela, poświęcone Jeremiemu Wiśniowieckiemu, jako krewnemu... gościowi z cudzych stron do ojczystego domu i państwa swego przybyłemu. Przypomniawszy, śladem metropolity, dawnych książąt Wiśniowieckich i ich przywiązanie do cerkwi wschodniej, próbuje Mohyła apelować do uczuć młodego kuzyna, zdaje się jednak, że niezbyt już wierzy w powodzenie swej misji, gdyż główny nacisk kładzie na prośbę, by książę nie zmuszał poddanych do zmiany wyznania. Życzę i proszę – kończy się dedykacja – żebyś Wasza Ks. Mość i sam przy ojczystej wierze zostawał, i poddanych w niej zostawiać raczył, pomnąc na naukę owego przezacnego męża, który mówi, że żaden książę nie powinien przechodzić z ojcowskiego nabożeństwa na inne, ani też innych do tego gwałcić, nic bowiem w rzeczach ludzkich nad religię, tj. wiarę prawosławną, nie ma zacniejszego, i tej należy z całych sił bronić¹⁷.

Apele te pozostały bez echa. Przyjmując obrządek katolicki, nie powodował się zapewne Wiśniowiecki jedynie względami „racji politycznej”, jak mu to wytykał Kopiński. Nie ulega wątpliwości, że grał w tym rolę pewną również prąd czasu, niemniej jednak dzieje młodzieńczych lat Wiśniowieckiego zdają się potwierdzać, iż przyjęcie katolicyzmu musiało nastąpić naturalną koleją rzeczy. Wspomnienia domu rodzicielskiego i zaklęcia matki, o których wspomina metropolita, nie mogły żywo utkwić w pamięci i sercu kilkuletniego chłopca. Późniejsze wypadki życiowe: dom katolicki stryja, kolegium jezuickie, Włochy – wszystko to wpłynęło na młodego księcia odpowiednio, tak, iż stał się zapewne katolikiem w duchu jeszcze przed dokonaniem zmiany obrządku.

W pojęciu ówczesnego pokolenia katolicyzm był również wykładnikiem kultury zachodniej, tak też zapewne rozumował i Wiśniowiecki; kilkuletni pobyt poza granicą wciągnął Wiśniowieckiego w orbitę wpływów kultury zachodniej i usunął całkowicie w cień tradycje, jakie mógł wynieść z domu rodzicielskiego. Odtąd też w ciągu całego swego życia podkreślać będzie zawsze przynależność swą do kultury i cywilizacji łacińskiej¹⁸.ROZDZIAŁ II PIERWSZE WYPRAWY WOJENNE (1632-1635)

Termin czternastoletniego zawieszenia broni, zawartego z Moskwą w Dywilinie, upływał z wiosną r. 1633. Stosunki między obydwoma państwami od dawna były naprężone. Moskwa nie mogła przeboleć utraty Smoleńska i grodów siewierskich, ponadto zaś Michał Fedorowicz czuł się osobiście dotknięty odmawianiem mu ze strony polskiej prawa do tytułu carskiego i otwartą kwestią pretensji królewicza Władysława do korony Monomacha. W ostatnich latach panowania Zygmunta III sytuacja zaostrzyła się tak dalece, iż poczęto się w Polsce poważnie liczyć z zerwaniem przez Moskwę pokoju i wypowiedzeniem przez nią wojny przed upłynięciem terminu prekluzyjnego. Obawy te były słuszne. Już w r. 1631 czyni Moskwa wielką mobilizację sił wojskowych, by w połowie roku następnego, korzystając z chaosu bezkrólewia po śmierci Zygmunta III, zerwać pokój i oblec wielkimi siłami twierdzę smoleńską.

Jednocześnie z oblężeniem Smoleńska, który się miał stać głównym teatrem wojny, urządzono wyprawę dywersyjną na grody siewierskie i południowe Zadnieprze w celu zatrzymania tam części sił polskich, a w pierwszym rzędzie Kozaków. We wrześniu (1632) południowy korpus moskiewski, operujący pod dowództwem Buturlina, obiegł Czernihów. Miasto, nieprzygotowane na oblężenie, posiadało bardzo szczupłą załogę wojskową w liczbie zaledwie 300 ludzi. W ostatniej chwili zdążył do miasta wejść podkomorzy czernihowski. Adam Kisiel, z własną chorągwią jazdy, garścią szlachty okolicznej i jednym pułkiem Kozaków.

Siły te, aczkolwiek minimalne, zdołały odeprzeć pierwsze szturmy. Dzięki umiejętnej taktyce zdołał Kisiel wprowadzić w błąd Buturlina, który, powziąwszy fałszywe wieści o wielkiej ilości załogi i amunicji Czernihowa, zwinął oblężenie i ruszył dalej na południowy zachód w kierunku na Mirhorod¹⁹. Dnia 10 października splądrowali Moskale Mirhorod i okoliczne gródki. Kisiel, wyszedłszy z Czernihowa, zdołał zgromadzić garść Kozaków i zniósłszy się z ludźmi Wiśniowieckiego, postanowił stoczyć walkę z cofającym się ku granicy Buturlinem. Zamiar ten nie udał się, gdyż oficer książęcy, Dłotowski, nie czekając na połączenie się z Kisielem, wyszedł sam przeciw nieprzyjacielowi z Łubien i dnia 11 października stoczył niepomyślną dla siebie bitwę²⁰. W rezultacie cofnął się Buturlin ku granicy, pustosząc po drodze zameczki Rumno, Borznę, Batoryn²¹.

W czasie, gdy się to działo, nowo obrany król czynił przygotowania, by jak najszybciej wyruszyć na wojnę i osobiście poprowadzić kampanię. Nie mógł jednak natychmiast wyruszyć, gdyż wstrzymywała go konieczność załatwienia różnych formalności, związanych z koronacją, mającą, się dopiero odbyć w lutym r. 1633. Ponieważ sytuacja wojenna wymagała szybkiej akcji, front północny powierzono hetmanowi lit. Radziwiłłowi, zaś obronę Zadnieprza południowego i dalszą akcję dywersyjną zlecono kasztelanowi kamienieckiemu, Aleksandrowi Piasoczyńskiemu. Ponieważ jednocześnie z wojną moskiewską groził Rzeczpospolitej najazd turecko-tatarski, większość sił koronnych pod hetmanem Koniecpolskim pozostać musiała na Podolu, wskutek czego Piasoczyński mógł rozporządzać jedynie drobną garstką ludzi; pragnąc zwiększyć liczebność jego oddziałów, wyasygnowano mu ze skarbu znaczną kwotę pieniężną na werbunek Kozaków, którzy się mieli stać główną siłą jego dywizji. Liczono się też z tym, że obywatele zadnieprzańscy, a w pierwszej liczbie najzamożniejszy z nich Wiśniowiecki, połączą swe poczty prywatne z wojskiem kasztelana.

O ile wyprawa smoleńska, zakończona świetnym triumfem Władysława IV nad armią moskiewską, posiada całą literaturę, opartą na licznych źródłach współczesnych, o tyle akcja oddziałów dywersyjnych, operujących na froncie południowym, przedstawia się bardzo niejasno. Źródłowych przekazów polskich, poza kilkoma oderwanymi relacjami Piasoczyńskiego i Kisiela, prawie nie posiadamy. Najwięcej stosunkowo danych zachowało się w relacjach wojewodów moskiewskich, które należy brać z pewnymi zastrzeżeniami, gdyż urzędnicy carscy przedstawiali stan rzeczy swemu monarsze w barwach nieco jaśniejszych.

Nim Piasoczyński przystąpił do akcji, utrudnionej przez niezbyt wielką chęć Kozaków do walki z Moskwą, pograniczni wojewodowie moskiewscy zaalarmowani zostali wieścią szykującej się wyprawy Jeremiego Wiśniowieckiego. Kupcy rylscy, jacy wrócili z Polski w końcu października, donieśli swemu wojewodzie, że książę w połowie tegoż miesiąca z Łubien na pola wyruszył, a z nim litewskich ludzi 15 000. Oddział ten miał iść pod grody siewierskie²². Inne znów wieści donosiły, iż przed świętem Pokrowy (1 X starego stylu) przyjechał książę z Wiśniowca i pertraktuje z Kozakami, by urządzić wyprawę na „tatarskie sakmy”, lecz Kozacy propozycję tę odrzucili²³. Gdy rozeszła się wieść o zamierzonym pochodzie Wiśniowieckiego, wojewodowie jeleccy rozesłali uniwersały po całym powiecie, by ludność wraz z rodzinami zgromadziła się w Jelcu. Zamek wzmocniono i szykowano się do odparcia najazdu²⁴. Bliższych danych o tej wyprawie nie mamy; wojewodowie moskiewscy donoszą jedynie, iż w końcu grudnia był książę o 7 wiorst od Putywla, przy czym Moskale mieli rozbić jego podjazd²⁵. Dnia 27 lutego (starego stylu) miał oblec książę Putywl²⁶, jednak bliższych danych nie posiadamy. Zdaje się, iż w oblężeniu tym brał również udział Piasoczyński, który później wspomina o swej zimnej bytności pod Putywlem²⁷.

Bliższe dane mamy dopiero z czasów drugiego oblężenia Putywla w maju r. 1633. Dnia 24 maja Piasoczyński i Wiśniowiecki na czele swych wojsk i oddziałów kozackich pod dowództwem Doroszenki przystąpili do oblężenia Putywla. Piasoczyński miał zamiar jedynie spustoszyć pogranicze moskiewskie i per viscera ziemi nieprzyjacielskiej żelazem otworzyć drogę do Smoleńska²⁸, jednakże Kozacy nie chcieli iść na północ, dowodząc, że twierdza putywelska na sercach i żywotach ich zasiadła i to odejście nie tylko by żon, dzieci i domowych zniszczenie, ale wszystkiej zadnieprzańskiej i siewierskiej Ukrainy zgubę za sobą niosło. Ulegając namowom Kozaków, którzy przecież stanowili główną siłę wojska oblężniczego²⁹, zgodzili się dowódcy na przystąpienie do oblężenia, zwłaszcza, że Kozacy obiecali, iż skoro każdy z nich za swój się pal (forteczny) imię, żaden nie odejdzie, aż go wywróci, i że to przygotowanie i wejście nad dwa, trzy dni więcej nie zabawi. Wbrew jednak tym zapowiedziom, oblężenie Putywla szło nieskładnie. Zamek był silnie obwarowany po ostatnim oblężeniu, a znajdowało się w nim 20 000 ludzi, z których połowę stanowiło regularne wojsko. Główną winę za niepowodzenie przypisuje Piasoczyński Kozakom, którzy szturmy tylko okrzykiem okazują. Wkrótce spostrzegł kasztelan, iż nic się serium nie dzieje i szturmy i apparencje przede mną tylko odprawują, a nieprzyjaciel, z którym często bywają schadzki i rozmowy, ma folgę. Kozacy, wziąwszy nadeszłe 20 000 złotych na poprawę artylerii, upominać się poczęli o nowe subsydia na poczty i amunicję. O oblężeniu Putywla własnymi siłami nie mogło być mowy, gdyż zarówno kasztelan, jak i Wiśniowiecki posiadali jedynie jazdę, która znosiła poszczególne oddziały nieprzyjacielskie, gromadzące się w okolicy, ale i w tym też kozackie szmatławstwo (sic) było niemałą przeszkodą. Niechęć Kozaków doprowadziła Piasoczyńskiego do takiej desperacji, iż, jak mówi, wolałbym ich nie znać i lżej by mi było bez ich posiłku, ale woli J. K. Mości trudno mi było przeczyć. Wreszcie widząc bezowocność dalszego oblężenia, oznajmił wojsku, iż wyrusza pod Smoleńsk.

Rozkaz ten wywołał protest ze strony Kozaków. Zrzuciwszy ze starszeństwa Doroszenkę, który wżdy coś poszedł na człowieka, obrali sobie nowego starszego w osobie Jacka Ostrzanina chłopa flegmatycznego i postanowili opuścić po kryjomu obóz. Tejże nocy³⁰ – opowiada kasztelan królowi – zarazem wprzód ze dwadzieścia tysięcy ich nazad uciekło, tak im smaczna droga smoleńska była, a potem wszyscy za nimi gotowi byli, i już pod armaty konie zaprzężone mieli, alem ich, przybiegłszy, samych ledwo pozawracał i armaty zatrzymał. Na którą złość swoją różnych używali wymówek, że słuchać ich nie chcę, że się im gwałt od czerni dzieje, że radzić nie mogą, i tym podobne bajki, którymi ja świętobliwych W. K. Mości uszu obrażać nie chcę, atoli ofiarowali mi to (lubo co inszego w radzie konkludowali byli), że chcą iść przez Litwę. Ten chytry ich i szkodliwy, a na łupiestwo tylko i zwłokę uformowany koncept, różnymi zrażałem racjami, przekładając im sromotne, a nieprzyjacielowi pożyteczne z ziemi odejście, a zatem nie lada jakie dodanie serca, więc gdy tył nieprzyjacielowi ukażą, następujące na wszystką Zadnieprzańską Ukrainę niebezpieczeństwa..., dobrych okazji strata i insze przyczyny, a nade wszystko późny ratunek ścieśnionego Smoleńska. A potem jużem i przez Litwę, według informacji W. K. Mości, pozwolił, ale oni to usłyszawszy, czego się nie spodziewali, i w tej obietnicy swojej prędko osłabli. Owszem, jawnie to po sobie znać dawali, że wszyscy za granicę patrzą. Pozwoliłem im, aby i pod Putywlem i kędy jeno chcą, i do Smoleńska nie chodząc, byle nazad nie wracali się z ziemi nieprzyjacielskiej, zostali... wojska nie zwodzili, a mnie tylko dwiema, trzema tysiącami ludzi dla trzymania passów i przepraw snadniejszych gratyfikowali, abym ja przedsięwziętym szlakiem ku Smoleńsku mógł się przedostać. Ale oni, mając chęć do ucieczki i powiadając, że się wojsko zaporoskie nie dzieli, nic zgoła uczynić nie chcieli. Owszem, porwawszy się wszystkim taborem, bez żadnego gwałtu i najmniejszej przyczyny precz wszyscy z armatą poszli. Wobec tego stanu rzeczy, oblężenie trzeba było zwinąć, co też Piasoczyński uczynił dnia 19 czerwca.

Tak się skończyło czterotygodniowe oblężenie Putywla. Wojewodowie putywelscy, przesyłając sprawozdania carowi, dodają, iż wojsko oblężnicze porobiło silne szańce, z których strzelało do miasta pociskami zapalnymi, wywołując liczne pożary. W czasie szturmowania używano chłopów okolicznych do podpalania poszczególnych domów. Szturmy te były odparowane przez Moskali z wielkimi stratami dla oblegających. W czasie tych walk wojsko polsko-kozackie miało stracić 4000 zabitych, 2500 rannych i 63 jeńców³¹.

Po zwinięciu oblężenia i odejściu Kozaków postanowił Piasoczyński na własną rękę pójść ku Smoleńskowi, nie mógł tego jednak dokonać przez kraj nieprzyjacielski, gdyż „o takiej małości rycerstwa... co za podobieństwo złamać siły Moskiewskiego Carstwa”. Ponieważ wycofanie się z pogranicza moskiewskiego mogło za sobą pociągnąć nową ekspedycję Moskali w głąb Zadnieprza, trzeba było, zaniechawszy zdobywania poszczególnych grodów, szukać nieprzyjaciela w polu i spustoszyć kraj okoliczny, by wzniecić postrach i zapobiec odwetowi. Zniósł się więc Piasoczyński z Wiśniowieckim i ruszyli obaj w głąb kraju. Zmacawszy na mil dalej trzydziestu nieprzyjaciela kup kilka po kilka tysięcy, które się na nas zbierał, zgromiwszy Rylsk, Siewsk, spaliwszy przylegle włości, nie oszczędzając żelaza i ognia, zwojowawszy, dobrą pamiątkę tam zostawiwszy³², cofnęli się z powrotem. Piasoczyński udał się na Litwę ku Smoleńskowi; co czynił nadal Wiśniowiecki – nie wiadomo, to pewne, że pod Smoleńsk nie poszedł.

Z drugiej połowy tegoż roku nie posiadamy wiadomości. W czasie tym Kisiel prowadził pertraktacje z Kozakami, namawiając ich, by wrócili na teren walki. Wreszcie część Kozaków dała się przekonać i poszła w sierpniu ku Smoleńskowi. Bliższe wiadomości pochodzą dopiero z pierwszych miesięcy r. 1634. Szpiedzy moskiewscy donoszą, iż szykuje się nowa wyprawa, organizowana przez Wiśniowieckiego i Łukasza Żółkiewskiego starostę kałuskiego. Połączenie obu wojsk nastąpiło w końcu lutego w Batorynie, dokąd również stawiło się kilka tysięcy Kozaków pod dowództwem Iliasza Karaimowicza i Jacka Ostrzanina. Wojsko to 20 lutego starego stylu stanęło na Spaskim Polu o 40 wiorst od Putywla, mając za zadanie ogołocenie kraju z żywności i przesłanie jej pod Smoleńsk³³. Dnia 1 marca starego stylu obiegł Wiśniowiecki Siewsk. W obozie polskim znajdowało się 12 000 ludzi, w czym 4000 Wiśniowieckiego, 2000 Żółkiewskiego i 6000 Kozaków³⁴. Siły te rozporządzały 9 armatami. O oblężeniu Siewska mamy tylko lakoniczne relacje moskiewskie³⁵. Przypuszczano w ciągu kilku dni szturmy, nie odnosząc większych sukcesów. Blokada Siewska trwała przeszło tydzień. Główne szturmy przypuszczano dnia 2, 4 i 7 marca (starego stylu). Dnia 4 marca w nocy wojewoda Puszkin wyprawił wycieczkę przeciw szańcom polskim. Dnia 6 III zażądał Wiśniowiecki poddania miasta, jednakże Puszkin odesłał list bez odpowiedzi. Dnia 7 marca trwał szturm od 3 w nocy do 1 po południu, przy czym wyłamano palisadę i zasypano fosę piaskiem, w rezultacie jednak zostali Polacy odparci. Uciekinier z obozu polskiego doniósł, iż przyczyną niepowodzeń był zatarg między Polakami i Kozakami, którzy nie chcieli brać udziału w oblężeniu, pragnąc iść na Murawskie Szlaki przeciw Tatarom³⁶.

Już w czasie oblężenia Siewska rozpuszczono silne podjazdy, niszczące kraj dokoła. Po zwinięciu blokady rozpuszczono zagony po komaryckiej włości, będącej własnością osobistą cara, paląc i niszcząc wszystko dokoła. W samych ludziach niezmierne szkody uczyniono, jednych brano do więzienia, drugich w pień sieczono³⁷.

W pierwszych dniach kwietnia podszedł Wiśniowiecki pod Kursk i spalił przedmieścia. jednakże, mimo dwutygodniowej blokady, zamek się nie poddał³⁸. Ograniczano się więc znowu do niszczenia kraju ogniem i mieczem niemal pod sam Smoleńsk; współczesny biograf Wiśniowieckiego opowiada, iż:

Za ordynansem króla wojennego,

Widziano ognie z Smoleńska samego,

Gdy od tych fortec książę pomieniony

Puścił zagony.

Aż przyszło panu hamować samemu,

Że kazał wrócić w głąb zapuszczonemu,

Gdy legł królowi już skromnie pod nogi

Ów Sehin srogi³⁹.

Wypady Jeremiego Wiśniowieckiego na terytoria moskiewskie panegiryści jego podnoszą do niebywałych rozmiarów, twierdząc, iż zjednały mu one wielką sławę wojenną. Przyznano, mu niejednokrotnie w aktach, wydawanych w imieniu króla z kancelarii królewskiej, zaznaczając z uznaniem, iż w czasie wyprawy smoleńskiej z drugiej strony moskiewskiego infestował monarchę, i nam tak znaczną odwagą swoją siła do tak wielkiego zwycięstwa dopomaga!⁴⁰.

Jakkolwiek wyprawy dywersyjne niewątpliwie odrywały część sił moskiewskich od głównego teatru wojny i przyczyniły się znacznie do powodzenia królewskiego, nosiły one jednak cechy wypraw rabunkowych. Podkreślają to współcześni biografowie księcia z uznaniem: Napełniwszy wpierw grozą swego imienia włość komarycką – opowiada Kanon – uprowadza zdobycz, pustoszy miasta żelazem i ogniem, Kursk, Rylsk, Siewsk pali. Zdobywszy miasta, zniszczywszy zamki, spaliwszy wszystko dokoła, zyskał sobie w Moskwie przydomek podpalacza⁴¹.

W początkach maja jest już Wiśniowiecki w Łubniach, dokąd każe urzędnikom, starostom, Polakom, Niemcom i kozakom zjechać się na radę⁴². Zjazd ten był zapewne zwołany w celu dokonania przeglądu sił na wyprawę turecką. Konflikt polsko-turecki, zażegnywany od czasów wyprawy chocimskiej, dzięki dyplomacji moskiewskiej wybuchnął już w roku poprzednim (1633). W czerwcu nastąpił pierwszy najazd tatarski, zakończony spustoszeniem znacznej części Podola; w ślad za uciekającym taborem tatarskim poszedł hetman Koniecpolski i dopadłszy go już na Wołoszczyźnie pod Sasowym Rogiem, pobił go dnia 4 lipca. W październiku kilkudziesięciotysięczna armia turecka, będąca pod wodzą Abazy paszy, weszła w granice Polski. Koniecpolski, mając szczupłe siły, okopał się pod Kamieńcem i przez tydzień odpierał z powodzeniem ataki tureckie. Nie osiągnąwszy rezultatów, cofnął się Abazy za Dniestr, poprzestając jedynie na zdobyciu kilku okolicznych zameczków⁴³.

Z wiosną 1634 r. szykowała się wielka wyprawa turecka na Polskę pod osobistym dowództwem sułtana Murada IV. Do wojny tej pchali Turcję zarówno posłowie moskiewscy, jak i Abazy pasza. chcąc szkód w roku zeszłym poniesionych powetować, albo przynajmniej je zetrzeć. Zataił on przed sułtanem swe zeszłoroczne niepowodzenia, przedstawiając zdobycie gródków pogranicznych, jako wielkie sukcesy orężne. Poseł królewski, Aleksander Trzebiński, został przyjęty w Stambule z lekceważeniem. Sułtan udał się osobiście do Adrianopola, by kierować mobilizacją armii. Wobec szykującej się nawały tureckiej król Władysław kończył wojnę moskiewską, i, zawarłszy pokój w Polanowie, począł przerzucać wojsko z frontu północnego na Podole.

Z wiosną poczęły się pod Kamieńcem gromadzić wojska w obozie Koniecpolskiego. Wojska kwarcianego była liczba niewielka, natomiast główną siłę stanowiły poczty prywatne. Przyprowadzili je również niemal wszyscy członkowie domu Wiśniowieckich, a wśród nich stawił się Jeremi na czele tysiąca własnych ludzi, prezentując się jako nowo kreowany rotmistrz na czele husarskiej chorągwi kwarcianej⁴⁴.

Do wojny jednak nie doszło. Na wieść o zawartym pokoju z Moskwą wzięło w Turcji górę stronnictwo pokojowe na czele z wezyrem Murtazy agą. Na sejmie warszawskim, jaki się odbywał w lipcu, stanął poseł sułtański Sehin aga z propozycjami pokojowymi, przypisując winę złamania pokoju intrygom Abazy paszy. Poseł obiecywał ukaranie Abazy, żądając w zamian wycofania wojsk znad granicy wołoskiej. Propozycję tę Rzeczpospolita przyjęła skwapliwie, wysyłając do Koniecpolskiego komisarzy traktatowych z upoważnieniem zawarcia pokoju, natomiast król, odprawiwszy z niczym posła, wybrał się do Lwowa, by stamtąd udać się do obozu. Tak więc niemal już w pierwszych latach panowania Władysława IV zawiązał się konflikt między pacyfistycznie nastrojoną Rzeczpospolitą a żądnym sławy wojennej królem. Konflikt ten miał z czasem doprowadzić do tragedii osobistej króla i poczynić państwu nieobliczone straty.

Nim król wyruszył ze Lwowa, dobiegła go wieść o zawarciu pokoju między komisarzami i delegatem tureckim na warunkach zresztą dość pomyślnych dla Polski. W zamian za powstrzymanie Kozaków od wypraw morskich zobowiązał się sułtan usunąć Tatarów z pól budziackich i nie obsadzać hospodarstw mołdawskiego i wołoskiego bez porozumienia z Polską. Abazy pasza, główny propagator wojny, skazany został na śmierć.

W rezultacie zjazd wojska pod Kamieńcem zamienił się w wielki popis rycerstwa, który tak malowniczo opisuje jeden z uczestników:

Świetne nader chorągwie, proporce okryły

Wojsko, stalne kirysy z daleka świeciły,

Tu ogromne tygrysy, a tu lampartami

Na koniach przyodziane towarzystwo sami.

Tu skrzydła białopióre, forgi powiewają,

A tu konie tureckie głosem poryzają.

Pieniąc canki złocone, munsztuki smakują,

W miejscu kłusząc, wspaniale coraz przypryskują

Tu zbroje polerowne, szyszaki złocone,

A tu złotem na koniach dywdyki ciągnione,

Na tychże i bogate rzędy a spisowe,

Pancerze i pałasze świecą turkusowe⁴⁵.

Tak się skończyła niedoszła wojna turecka, w czasie której Podole ucierpiało znacznie więcej od niesfornych wojsk polskich, niż od zagonów nieprzyjacielskich⁴⁶.

Nie doszła również do skutku oczekiwana z upływem rozejmu altmarskiego wojna szwedzka, otwierająca przed Rzeczpospolitą widoki odzyskania Inflant i utrwalenia swego stanowiska na morzu. Z okazji tej jednak Rzeczpospolita skorzystać nie umiała i nie chciała.

Panując na Bałtyku, utrzymywała Rzeczpospolita zarówno swój prestiż mocarstwowy, jak i przewagę ekonomiczną na wschodzie Europy – zadania tego nie pojmowało jednak siedemnastowieczne społeczeństwo polskie. Wyrobiło ono sobie pogląd, iż walka o morze nie leży w interesie państwa i narodu, lecz jest jedynie wynikiem zabiegów dynastii Wazów o berło skandynawskie. Pogląd ten, dzięki nieumiejętnej polityce Zygmunta III, drażniącego naród kunktatorstwem i tajemniczymi posunięciami politycznymi, mógł się wydawać słuszny, nie ulega jednak wątpliwości, że walka ze Szwecją o panowanie na Bałtyku musiała się rozegrać, choćby na tronie polskim nie zasiadali Wazowie. Szwecja dusiła się w swych granicach. Wiek XVII, a zwłaszcza pierwsza jego połowa, to okres olśniewającego renesansu Skandynawów, wiek w którym na północy rodzą się, jeden po drugim, genialni królowie-zdobywcy, utalentowani generałowie-stratedzy i świetni dyplomaci. Gdy w narodzie szwedzkim obudził się uśpiony duch wikingów, poczuł on, iż ciasno mu jest w biednym, skalistym kraju lasów, jezior i fiordów. Zapragnąwszy stać się pierwszym narodem Północy, musiał on przede wszystkim opanować okalające je morze, stworzyć z Bałtyku mare nostrum i handel morski we własne zagarnąć ręce. Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że wojny Karola Sudermańskiego, najazd Gustawa Adolfa, czy ów straszny potop Karola X, nie ominęłyby Polski, choćby królowie polscy nie rościli żadnych pretensji do tronu szwedzkiego. Walka o koronę była jedynie pozorem, istotą rzeczy była walka o panowanie na morzu.

Na wojny szwedzkie patrzyła Rzeczpospolita obojętnie, lub zgoła niechętnie, jako na walkę dynastów i pozwoliła na obcinanie skrzydeł orła polskiego, doprowadzając do haniebnego rozejmu altmarskiego. Gdy Władysław IV obejmował tron, żyjąc pragnieniem odzyskania korony szwedzkiej, okoliczności zdawały się zapowiadać dlań pomyślnie. Szwecja, zaskoczona naglą śmiercią Gustawa Adolfa, znajdowała się w okresie odprężenia, rozejm altmarski kończył się; Władysław IV, opromieniony zwycięstwem nad Moskwą, był przedmiotem powszechnego podziwu Europy. Zdawało się, że nadchodzi najlepsza chwila dla zaspokojenia osobistej ambicji królewskiej i utrwalenia utraconej przewagi Rzeczpospolitej na Bałtyku. W ciągu wiosennych miesięcy r. 1635 do obozu Koniecpolskiego pod Kwidzynem ściągają liczne wojska kwarciane, zaciężne i świetne poczty prywatne, wśród których nie zabrakło kilkutysięcznej dywizji przyprowadzonej przez Wiśniowieckiego⁴⁷. Całe Prusy stały się w krótkim czasie wielkim obozem wojennym. Wojsko zdradzało chęć do walki. Gdy na teren działań wojennych przybył sam król – zdawało się, że nic już nie zdoła powstrzymać szykującej się rozprawy orężnej.

Zamiary te jednak unicestwiły pacyfistycznie nastrojone stany. Komisarze sejmowi, wbrew intencjom królewskim, a niemal poza plecami monarchy, wykorzystali wszystkie środki, by zapobiec rozprawie orężnej. Wołano poprzestać na połowicznym załatwieniu sprawy i zrzeczeniu się raz na zawsze przodującego stanowiska na Bałtyku, niż puszczać się na niepewne flukty.

Dnia 12 września 1635 zawarty został w Sztumdorfie⁴⁸ 26-letni rozejm ze Szwecją. Dzięki chwilowemu osłabieniu przeciwnika odzyskała Rzeczpospolita grody pruskie, rezygnowała jednak z Inflant i z czegoś więcej jeszcze – z mocarstwowego stanowiska na wschodzie Europy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: