- W empik go
Jesień pędzlem malowana - ebook
Jesień pędzlem malowana - ebook
Urszula po stracie dziecka popada w melancholię. Swoje smutki często przelewa na płótno, z każdym dniem mocniej pogrążając się w swoim mroku.
Paweł ucieka w pracę, by nie patrzeć na smutek żony. Czuje się bezradny. Nie wie, jak pomóc pogrążonej w rozpaczy żonie, a jednocześnie tęskni za jej dawnym obliczem.
Małżonkowie stają przed wielkim dylematem: rozstać się czy walczyć o małżeństwo.
Czy Urszula i Paweł dadzą sobie szansę na miłość, a może ich drogi rozejdą się na dobre?
Czy nadchodząca jesień sprawi, że ich życie będzie mienić się tysiącem barw, jak liście we wrześniowe dni?
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-965165-1-0 |
Rozmiar pliku: | 544 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wracałam ze szkoły. Na uszach miałam słuchawki, a na głowie kapotę. Siąpił zimny, październikowy deszcz, a ja zbyt długo grzebałam się w szatni, by zdążyć na autobus powrotny do domu, dlatego teraz musiałam iść na piechotę. Przynajmniej miałam okazję porozmawiać z Darkiem. _Boskim Darkiem z trzeciej C_ –zapiszczałam w myślach.
Niemal spłonęłam rumieńcem, kiedy się do mnie odezwał. I nawet wiedział, jak mam na imię, co było dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Prawie wypuściłam szkicownik z rąk, kiedy usłyszałam jego głos.
– Ula, prawda? – Jedynie potaknęłam, z trudem przełykając ślinę. Znieruchomiałam, trzymając kurtkę w ręce.
O czym rozmawialiśmy? Cholercia, a kto by skupiał się na zdaniach, kiedy mogłam patrzeć jak jego usta układają się w słowa. Jak pięknie marszczy ciemne brwi. Jak błyszczą mu się oczy… A kiedy wymownie zerknął na zegarek, uznałam, że czas się pożegnać. On skierował się na parking, by odjechać swoim starym golfem, a ja jak idiotka podeszłam na przystanek. Dopiero po jakichś pięciu minutach dotarło do mnie, że mój autobus już odjechał, a kolejny przyjedzie za jakieś półtorej godziny. Prychając z wkurzenia, nasunęłam kapotę na rozpuszczone włosy, nałożyłam na uszy słuchawki i zaczęłam maszerować przed siebie.
Od zawsze lubiłam jesień, jednak dzisiejsza pogoda zupełnie nie przypominała tej złotej, pachnącej jesieni, którą wręcz ubóstwiałam. Deszcz miał taki specyficzny zapach i gdyby nie to, że lało jak z cebra, to z chęcią wdychałabym jego woń całą piersią. Zamyślona, ponieważ w głowie wciąż miałam uśmiech Darka, zmierzałam do przejścia dla pieszych. Przystanęłam przy linii, by spojrzeć na jezdnię, ale wtedy zalała mnie fala, która nie miała nic wspólnego z morską wodą, którą tak kochałam.
– Kurwa! – zawyłam wkurzona i rozłożyłam ręce na boki, jakby to miało mi w mig pomóc się osuszyć.
Strzepnęłam resztki wody z rąk, z ubrań i z włosów, które przykleiły mi się do twarzy. Miałam jedynie nadzieję, że nie wyglądam jak ta dziewczynka z _The Ring_, bo minę mogłam mieć podobną. W myślach zwyzywałam kierowcę, że zamiast zwolnić przy przejściu dla pieszych, zapewne przyspieszył i ochlapał mnie od stóp do głowy. _Cudownie._
Od razu przypomniała mi się scena z _Bridget Jones_, kiedy ta ubrana w jasną sukienkę zmierzała do Marka, by wyznać mu miłość, ale fala tsunami z głębokiej kałuży, zalała ją, i to dwukrotnie.
Przezornie odsunęłam się od przejścia. Nie miałam zamiaru popełnić jej błędu, a na moje nieszczęście zaczęło padać jeszcze mocniej. Przeszło mi przez myśl, że matka uprzedzała o zmianie pogody, ale ja nie pofatygowałam się, by zabrać parasolkę. Znowu. Zapewne, gdy tylko przekroczę próg domu usłyszę, niczym mantrę –_A nie mówiłam_. Potem pokręci głową, ale końcowo przyniesie mi gorącą herbatę. Taką z miodem, imbirem i dużą ilością pomarańczy. Moją ulubioną.
I kiedy myślałam, że już nic nie może mnie zaskoczyć, zauważyłam, jak granatowe kombi, które chwilę temu mnie ochlapało, zawraca na najbliższym rondzie i zbliża się w moją stronę. Trochę spanikowałam. Pospiesznie rozejrzałam się po chodniku, czy gdybym potrzebowała pomocy, ktoś mógłby mi ją zaoferować, ale jak zwykle w takich momentach w Żukowie były pustki. Zresztą pogoda nie zachęcała do spacerów. _Dobra, jak coś, walić w krocze i zwiewać._ – Pomyślałam i czekałam na ciąg dalszy. Byłam zbyt mocno zaintrygowana, by przejść do etapu zwiewania.
Nie bardzo wiedziałam po co auto zawraca. Może facet chciał się ze mną pokłócić? W sumie to nie byłam nawet pewna, czy kierowcą jest mężczyzna, ale… Nie no, z pewnością musiał być to facet. Osobiście nie miałam ochoty na konfrontacje, ale byłam ciekawa rozwoju akcji. Widziałam, jak kierowca włącza kierunkowskaz i parkuje niedaleko mnie. Trochę się przestraszyłam, kiedy ze środka wyskoczył wysoki, szczupły mężczyzna i zaczął iść w moją stronę. Mogłam uciekać, przejść przez pasy i zniknąć w jakiejś uliczce, ale coś kazało mi zostać.
– Przepraszam panią. Nie pomyślałem, że ta kałuża będzie aż tak głęboka. – Odezwał się do mnie dźwięcznym, męskim głosem, a ja jak ostatni przygłup otworzyłam szerzej oczy i potakiwałam głową.
Zawiesiłam na chwilę na nim wzrok. Musiałam przyznać, że Darek w porównaniu do tego gościa to… Nie da się porównać garbusa do mustanga, tak jak nie mogłam porównywać tego przystojniaka z licealistą. Nie mogłam odwrócić wzroku od jego seledynowych oczu. Miałam wrażenie, że nosi soczewki, bo tak zaskakującego koloru oczu jeszcze nie miałam okazji zobaczyć. Jego rzęsy, długie i ciemne, rzucały cień na policzki, czego mogłam mu tylko pozazdrościć. Ja każdego dnia musiałam nakładać solidną porcję tuszu, by ktokolwiek zauważył, że mam rzęsy, a on… był zjawiskowy.
Delikatny zarost odbijał się na jego karmelowej cerze. Włosy miał idealnie przycięte, zaczesane do tyłu, z tym modnym przedziałkiem po boku, doskonale pasowały do jego owalnej twarzy. I muszę przyznać, że wyglądał jak model z okładki jakiegoś magazynu. Usta w kolorze głębokiej czerwieni same prosiły się, by je całować. Do tego nienaganne ubranie – płaszcz w odcieniu mlecznej czekolady, granatowy szalik, który pełnił rolę ozdoby i piękne, błyszczące, wysokie buty. Przy nim, w oliwkowej parce i szarych botkach, czułam się jak kopciuch. Dyskretnie pociągnęłam za rękawy kurtki, by dodać sobie odrobinę odwagi. W tym momencie wydawało mi się banalne moje zauroczenie Darkiem. Facet przede mnie był kwintesencją męskości.
– Stało się pani coś? – Zmarszczył lekko czoło, co tylko sprawiło, że zrobił na mnie jeszcze większe wrażenie, a serce zaczęło szybciej mi bić.
– Nie. – Wyszeptałam. Pierwszy raz w życiu tak mnie zamurowało.
– Nic pani nie mówi, więc…
– Nic mi nie jest. Jestem tylko mokra. – Weszłam mu w słowo, czując się jak idiotka i stojąc w przemoczonej kurtce, wgapiając się w niego bez mrugnięcia okiem. Może i był przystojny, ale powinnam się ogarnąć.
– No tak… – Podrapał się po brodzie i obejrzał za siebie, jakby coś analizował. – Odwiozę panią.
Nie żebym nie chciała, ale matka zawsze powtarzała, bym nie pakowała się do auta obcego.
– Przepraszam, ale ja pana nie znam, więc…
– Paweł jestem. – Wyciągnął w moją stronę dłoń i był to moment, w którym moje serce fiknęło koziołka.
– Urszula – powiedziałam, niepewnie wyciągając dłoń w jego stronę i posyłając mu słaby uśmiech.
Tak to się między nami wszystko zaczęło. Później Paweł wybłagał mój numer telefonu, ale nie dałam mu go po pierwszym spotkaniu. Musiał się trochę natrudzić.
Pewnego dnia znalazłam bilet do kina w skrzynce na listy. Pierwszy raz wyszykowałam się w pół godziny i niemal biegłam, by zdążyć na seans. Ale było warto. Potem zaprosił mnie na kolację i nim się obejrzałam stałam w pięknej, długiej, śnieżnobiałej sukni wśród kolorowych, jesiennych liści i przysięgałam mu miłość w szczęściu i nieszczęściu, dopóki śmierć nas nie rozdzieli.Rozdział 1
Kiedyś znajdę dla nas dom z wielkim oknem na świat. Znowu zaczniesz ufać mi. Nie pozwolę ci się bać. Kiedyś wszystkie czarne dni obrócimy w dobry żart. Znowu będziesz ufał mi. Teraz śpij. Wiem, dobrze wiem.
Potrafię ranić tak jak nikt, przykro mi. Nie wiem co robić, gdy płaczesz. Już nie śmiejesz się, jak kiedyś. Wszystko jest inaczej. Kolejny raz, proszę cię o ostatnią szansę.
Varius Manx Piosenka księżycowa
Urszula wpatrywała się w letni wschód słońca, popijając poranną kawę w swoim ulubionym kubku – czarnym w białe kropki. Zastanawiała się czemu świat o świcie jest taki różowo-pomarańczowy, kiedy jej życie jest niekończącą się szarością.
Widziała poranną rosę na zielonej, gęstej i świeżo przyciętej trawie, po której ubóstwiała stąpać gołymi stopami w letnie dni. Do niedawna jej mąż, Paweł, w każdy weekend dbał, aby trawa miała idealną długość. Mówił, że sprawiało mu to radość. Wstawał dość wcześnie w sobotę, zakładał luźne spodnie, nie fatygując się, by założyć koszulkę i odpalał kosiarkę. Spacerował z nią w tę i z powrotem, aż do południa. Wtedy robił sobie przerwę na małe piwko, a godzinę później kończył pracę i podziwiał efekty z oszklonego tarasu. Skoro poranne koszenie trawy przynosiło mu radość, to czemu teraz wolał zatrudniać do tego ogrodnika? Czyżby nie sprawiało mu to już radości?
Kobieta z wielkim żalem potarła połyskującą w porannym blasku słońca obrączkę, która teraz bardziej przypominała jej o obowiązku niż o dawnej miłości.
Miała wrażenie, że etap kochania ma już dawno za sobą. Czuła się pustą bryłą, którą czasem można napełnić odrobiną szczęścia. A tego szczęścia było coraz mniej i coraz rzadziej się pojawiało. Kochała swojego męża, ale… jej życie się zmieniło. Ona się zmieniła. Każdego dnia z trudem wstawała z łóżka, przyklejała uśmiech do twarzy i próbowała być... normalna. Kiedyś nawet zastanawiała się, czy ma depresję. Jednak nie miała zamiaru konsultować tego z lekarzem. Myślała, że jeśli zbliży się do męża, jeśli pozwoli, by ją kochał, to jej życie wróci do normy.
Kobieta usłyszała ciche szuranie za sobą. Dobrze wiedziała, że to Paweł już wstał i zaczął krzątać się po kuchni.
– Nie czekaj na mnie, wrócę późno. – Kobieta nawet nie zerknęła w stronę męża. Słyszała co do niej mówił, ale jego wiadomość nie była żadną nowością. Nie pierwszy raz będzie samotnie jadła kolację w wielkim domu, z oszklonym tarasem, w którym miały biegać dzieci.
Na wspomnienie dzieci od razu zapiekły ją oczy. Mimowolnie spojrzała na swój wciąż płaski brzuch i z utęsknieniem go pogłaskała. Tak bardzo chciała, żeby w końcu im się udało.
Od razu przeniosła się myślami do dnia, w którym…. wszystko się zmieniło.
Jakieś pół roku po ślubie, Urszula zaszła w ciążę. Był to dla niej wielki szok, ale i ogromna radość. Paweł był wtedy równie mocno zaskoczony co ona. Chciał jeszcze nacieszyć się młodą żoną, ale nie mógł powiedzieć, że nie uradowała go wiadomość o dziecku. Jednak ich radość nie trwała długo. Krótko po tym, jak o ciąży dowiedziała się cała rodzina, dziewczyna niespodziewanie poroniła. Była to dla niej ogromna trauma, ogromny cios.
Dokładnie pamiętała tamten dzień, który wciąż siedział w zakamarkach jej umysłu i nie pozwalał o sobie zapomnieć.
Nic nie zapowiadało, że spotka ją taka tragedia.
Wstała, jak każdego dnia. W domu jeszcze trwał remont, więc przeszła slalomem pomiędzy puszkami z farbą i z uśmiechem na twarzy, zaczęła przygotowywać śniadanie. Kawa, kanapki z wędliną, sok pomarańczowy i wtedy… Silny ból brzucha, kałuża krwi pod nogami i łzy w oczach. Jej krzyk niósł się echem po domu. Kiedy Paweł, wybudzony ze snu jej krzykami, zbiegł po schodach, prawie się przewracając, nie wiedział co ma zrobić. Widział jej ból, lęk i niedowierzanie. A kiedy odbierał ją ze szpitala, widział jak gasła. Początkowo próbował ją pocieszać, jednak nie dostrzegał efektów, a każda kolejna rozmowa na temat tego, co się wydarzyło, kończyła się kłótnią.
Wkrótce Ula wpadła w manię posiadania dziecka. Kreśliła różne znaczki w swoim kalendarzu, wciąż mówiła o dzieciach, przeglądała strony z ubrankami i akcesoriami. Teoretycznie wiedziała tyle, że na spokojnie mogłaby zajmować się jakimś maluchem. Pawła mocno to przytłoczyło i kiedy pojawiała się okazja, by uciec w pracę, po prostu to robił. I z dnia na dzień, coraz dłużej zaczął przesiadywać w firmie, zamiast tulić się do żony.
⸞
Paweł krzątał się jeszcze przez chwilę po kuchni, zaparzył czarną, mocną kawę i wypił ją w dwóch łykach. Spoglądał na pogrążoną w myślach żonę. Kochał ją, ale wiedział, że wiele się zmieniło w ich małżeństwie. Byli od dziewięciu lat razem, od trzech małżeństwem, a już na samym początku ich wspólnej drogi los postanowił ich mocno doświadczyć.
Urszula tuż po poronieniu, zapragnęła dziecka. Była nieustępliwa w dążeniu do celu. Czuła, że skoro raz jej się udało, to następny raz chciała zaplanować w najdrobniejszych szczegółach. Zaczęła brać witaminy, mierzyła temperaturę każdego dnia o tej samej porze, a kiedy nadchodził odpowiedni moment, kochała się ze swoim mężem. Jednak każdy miesiąc obfitował w krwawienie, a dziewczyna coraz bardziej pogrążała się w swojej rozpaczy.
_Problemy hormonalne_. To właśnie usłyszała w gabinecie ginekologicznych. Długotrwałe leczenie i wiara zdziałają cuda. Jednak ona już zupełnie przestała wierzyć. A każdy negatywny test ciążowy sprawiał, że nadzieja malała. W ich związku zaczęło brakować romantyzmu. Ula odpuściła, a Paweł nie bardzo wiedział, jak sprawić, by dawna ona wróciła. I tak żyli. Z dnia na dzień.
– Zrobisz zakupy? – dopytywał Paweł, wpatrując się w jej śliczne, czarne, błyszczące włosy. Potaknęła głową, a potem dopiła przestygniętą kawę.
– Możesz mi odpowiedzieć? – powiedział poirytowany.
Nim to zrobiła westchnęła.
– Zrobię zakupy. Chcesz coś specjalnego? – spytała melodyjnym głosem, wciąż patrząc przed siebie pustym wzrokiem.
Paweł czasem miał ochotę podejść do żony i mocno nią szarpnąć, by wiedziała, że on wciąż tutaj jest. Widział, jak zamyka się w swoim świecie. Często malowała, pogrążona w swoim smutku. Nigdy nie rozumiał jej amatorskich obrazów, ale wiedział, że malowanie jest dla niej jak oddychanie, jak rozmowa z przyjaciółką przy kawie. W ten sposób Ula wyrażała siebie, pozbywała się negatywnych emocji, a jednocześnie zatracała się coraz bardziej w swoim smutku. Dobrze wiedział, że malowała to, czego nie chciała, a może nie mogła mu powiedzieć, ale czasem miał ochotę, żeby po prostu nawrzeszczeli na siebie, wyjawili swoje tajemnice i emocje, by ten cholerny stan otępienia minął.
– Nie – dodał smutno, kręcąc głową, czego Ula nie mogła zauważyć, ponieważ wciąż patrzyła na zazielenioną trawę.
Urszula usłyszała jak jej mąż zakłada eleganckie buty, narzuca na siebie marynarkę i otwiera drzwi. Musiał w nich przystanąć, bo nie usłyszała trzaśnięcia.
– Wszystko dobrze, Ula? – Jego pytanie sprawiło, że od razu się odwróciła i na twarz przywdziała nieszczery, wyćwiczony uśmiech.
– Jak zawsze. Jak zawsze, mężu.
On jedynie potaknął głową, nie bardzo wiedząc, co może dodać i wyszedł, cicho domykając drzwi.
Kiedy usiadł w aucie, wypuścił głośno powietrze. Czuł, że dusi się w tym małżeństwie. Jednak nie potrafił zostawić Uli. Pamiętał jaka była i wiedział, dlaczego teraz jest taka obojętna. Nie chciał się poddawać, ale czasem brakowało mu czasu, pomysłu i determinacji, by coś zrobić. Wracał późno każdego dnia, kiedy ona zwykle już smacznie spała. I wtedy mógł nacieszyć oczy jej widokiem. Uwielbiał jej ciało. Było drobne i delikatne, pomimo tego, że Ula miała metr siedemdziesiąt wzrostu, więc nie należała do najniższych kobiet. Niewielki, ale jędrny biust, który mocno opinał jej satynową koszulkę, kusił, aby go dotykać. Miał ochotę całować jej usta, gładzić ciało…
Dlaczego więc tego nie robił?
Bał się, że swoim dotykiem lub natarczywością sprawi, że zamknie się jeszcze mocniej. Wolał trwać w zawieszeniu niż dopuścić do sytuacji, w której wcale by jej nie było. Nie potrafił się oszukiwać, kochał ją i bardzo za nią tęsknił. Każdego dnia obiecywał sobie, że będzie o nią walczyć, a potem wkraczała szara, codzienna rzeczywistość.
Odpalił silnik i odjechał, nie oglądając się za siebie.
⸞
Ula nie spieszyła się do pracy. Co prawda zaczynała o ósmej, ale jeśli spóźni się, to nie zrobi to nikomu różnicy. Najważniejsze, by wykonać swoje zadania. Od trzech lat pracowała jako grafik w agencji reklamowej. Lubiła swoją pracę, zresztą ubóstwiała malować. Robiła to odkąd tylko pamiętała, a dom, w którym mieszkała, był przyozdobiony jej malowidłami. Nie tylko potrafiła pracować na komputerze i tworzyć strony internetowe czy banery reklamowe, ale również była uzdolniona manualnie. Miała wielki talent, a jej obrazy czasem można było zobaczyć w galeriach w całym Gdańsku. Uwielbiała maczać pędzel w farbie i sprawiać, że odpływała. Czasem mocno tego potrzebowała. To ją wyciszało i pomagało w trudnych chwilach.
Jej obrazy były tak różne, jak różna była pogoda. Jedne stanowiły wesołe pejzaże, inne z kolei były wielką czarną plamą, siejącą grozę. Malowała również swoje sny i marzenia… a tego było całkiem sporo.
Nie spiesząc się, weszła na piętro, gdzie znajdowała się małżeńska sypialnia. Łóżko wciąż było skotłowane po nocy. Paweł nigdy nie trudził się, aby je zaścielić. Zwykle robiła to Ula i również tym razem wyprostowała kołdrę, ułożyła jasnoróżową narzutę i poukładała poduszki, które idealnie komponowały się z szarością ścian tego pokoju, a białe, błyszczące meble rozjaśniały go. Wyjęła z szafy jeden ze swoich służbowych kompletów – czarną, lekko rozkloszowaną spódnicę i czerwoną koszulę z krótkim rękawem. Do tego założyła czółenka na niskim obcasie, zrobiła wyrazisty makijaż, kok z tyłu głowy i była gotowa do wyjścia.
Wyjechała z garażu swoim białym lexusem i jak każdego ranka, skręciła w prawo, by dojechać do pracy. Nim weszła do biura, pomalowała usta różową pomadką i przykleiła swój codzienny uśmiech, aby ukryć swoje zmartwienia, po czym weszła do biurowca. Kłaniała się wszystkim pracownikom, których spotkała po drodze, a kiedy dotarła do swojego niewielkiego gabinetu, który dzieliła z dwoma innymi kobietami, z ulgą usiadła przy swoim drewnianych biurku. Cieszyła się, że żadna z jej koleżanek jeszcze nie przyszła. Bardzo je lubiła, ale czasem męczyło ją ich gadanie o dzieciach, mężach i innych troskach, których ona nie znała. Ula zamiast dziecka miała złotą rybkę. Miała męża, ale nie mogła nawet na niego ponarzekać, bo wciąż go nie było. Zresztą, była dość skryta i nie przepadała za rozmową o swoich prywatnych sprawach z obcymi ludźmi.
Otworzyła klapę laptopa, uruchomiła go, a chwilę później drzwi pokoju otworzyły się i do środka wpadła chmara kobiet zanoszących się śmiechem. Ula przez chwilę przypatrywała się kobietom. Nie wszystkie znała z imienia, ale kojarzyła je z firmy, z innych działów. Wszystkie ściskały Kasię, która śmiała się i odpowiadała na każde zadane jej pytanie.
– Na kiedy masz termin?
– W styczniu.
– Już wiesz, czy chłopiec czy dziewczynka? – dopytywała kolejna.
– Najważniejsze, by było zdrowe. Ale wolałabym dziewczynkę. – Zaśmiała się, a reszta dołączyła do niej.
– Już nas opuszczasz? – Wszystkie zrobiły zawiedzione miny, dowiadując się, że dziewczyna właśnie przyniosła chorobowe.
– Nie czuję się najlepiej. Ciągłe mdłości doprowadzają mnie do szału. No i trochę się boję, tyle się słyszy o tych poronieniach, a u nas w pracy wciąż nerwowo. – Wszystkie zgodnie potaknęły głowami, a Ula siedziała w ciszy i przypatrywała się pozostałym. Patrzyła z zazdrością na Kasię, która była o kilka lat młodsza od niej i już mogła cieszyć się z bycia przyszłą mamą.
– O, Ula! – Nagle Grażynka zwróciła się w jej stronę. – Kasia jest w ciąży. Słyszałaś?
– Tak, słyszałam. Gratulacje, Kasiu – powiedziała z grzeczności, choć w środku gniotła ją zazdrość.
– A kiedy ty z mężem weźmiesz się za te sprawy? – spytała dziewczyna z ładnym uśmiechem, z zaczesaną jasną kitą na samym czubku głowy.
Nastała niezręczna cisza, w trakcie której kilka kobiet próbowało wybrnąć z tej niemiłej sytuacji, robiąc sztywne uśmiechy.
Kiedyś Ula pod wpływem emocji, powiedziała Grażynce, że ma problemy z zajściem w ciąże, a ta informacja obiegła firmę z prędkością światła. Już nigdy więcej nie zwierzyła się z niczego swojej koleżance.
– Nie uważasz, że to nie twoja sprawa? – Ula odpowiedziała grzecznie i posłała dziewczynie słaby uśmiech.
Temat ucichł, kobiety zaczęły wychodzić, a Ula wyraźnie czuła współczujące spojrzenie Grażynki i Joli, które zajęły swoje miejsca przy biurkach. Po chwili słychać było tylko szmer uderzanych palców o klawiaturę, a Ula zagłębiła się w swojej pracy. Wolała się w niej zatracić, niż kolejny raz rozpamiętywać tamten nieszczęsny dzień.
⸞
Paweł pił już drugą kawę tego dnia, mimo iż nie minęło południe i przeglądał stos papierów. Czasem miał dosyć tego dyrektorowania. Zastanawiał się, jakby to było, gdyby nie musiał każdego ranka wstawać, wciskać się w garnitur i jeździć do firmy, by nadzorować wszystkie prace. Jako dyrektor generalny miał wiele zadań do wypełnienia. Najbardziej nie lubił uczestniczyć w negocjacjach i rozmowach telefonicznych, których nie mógł uniknąć, jednak dzięki temu ubrania, które produkowała jego firma, trafiały na coraz szerszy rynek.
Oprócz fabryki ubrań miał również dwie restauracje – w Gdańsku i Gdyni. Na brak pieniędzy nie mógł narzekać. Gorzej było z czasem. Nie miał nawet chwili, by pojechać do swoich rodziców czy też odwiedzić brata, który mieszkał w tym samym mieście. Czasem miał ochotę rzucić wszystko w cholerę, wykupić wakacje _last minute_ i o niczym nie myśleć. Ale zawsze coś się znalazło. A to zaległe faktury, a to dostawa nie dotarła na czas. Innym razem opóźnienia produkcyjne, wycofanie się głównego klienta czy też brak prądu z powodu wichury. I tak dalej i tak dalej …
Paweł odłożył kolejny dokument na stertę kartek piętrzących się na jego biurku i zerknął na zdjęcie żony. Zrobił je w jej dwudzieste pierwsze urodziny. Był kwiecień. Było wtedy chłodno, ale słońce przebijało się przez szare chmury. Ula nie miała najmniejszej ochoty siedzieć w domu, popijać kawę i zajadając się czekoladowym tortem, który Paweł kupił z samego rana. Wymyśliła spontaniczny piknik, który przerodził się w ognisko na plaży.
Siedzieli w ciepłych kurtkach i czapkach przy niewielkim ognisku, nad którym piekli kiełbaski na znalezionych w pobliżu patykach. Widział wyraźnie uśmiech na jej twarzy. Jej czekoladowe oczy błyszczały szczęściem. I to właśnie to zdjęcie pokazywało jej pełną, niemal dziecięcą radość. Na fotografii miała rozwiane włosy na wszystkie strony, szeroki, szczery uśmiech i oczy wypełnione miłością. I mimo, że zdjęcie stało na jego biurku od wielu lat, to dopiero w tej chwili przyjrzał mu się z bliska. Mężczyzna złapał za zdjęcie i ze wzruszeniem patrzył na radosną, jeszcze dziewczęcą twarz swojej żony i zapragnął ją przytulić. Od tak. Tak całkiem spontanicznie.
Mówią, że w życiu piękne są tylko chwile i Paweł się z tym w stu procentach zgadzał. Wiedział, że Ula bardzo cierpiała po stracie dziecka. Widział w jej oczach zawód, kiedy każdego miesiąca, raz za razem zamiast upragnionej ciąży, wciąż nie było nic. Wiedział o tym wszystkim, a mimo to pozwolił, by każdego dnia gasła. Nie chciał doczekać momentu, aż całkiem zniknie z jego życia.
Postanowił zawalczyć. Nawet jeśli czeka ich marny finał, to chciał wiedzieć, że zrobił wszystko, co było w jego mocy, by uratować ich małżeństwo. Zakochał się w niej od pierwszej chwili. Kochał jej śmiech, jej poczucie humoru, jej skupienie, gdy malowała. Kochał ją całą.
Nie patrząc na zegarek, wstał pospiesznie i wyszedł nim zaczepiła go jego asystentka. Wiedział dobrze, że po piętnastej miał ważne spotkanie biznesowe, na które musiał zdążyć. Miał na uwadze to, że musi wrócić do tego czasu. W drodze do domu zajechał do kwiaciarni, w której kupił wielki bukiet czerwonych róż, w restauracji zamówił dwie porcje spaghetti na wynos i wrócił do domu, gdzie nakrył stół w przestronnym salonie. Ułożył świece na środku okrągłego stołu, a kieliszki z idealnie wypolerowanego szkła znalazły się obok głębokich talerzy. Pozostało mu jedynie czekanie na żonę.Rozdział 2
Samotność to taka straszna trwoga.
Ogarnia mnie, przenika mnie.
Dżem, _List do M_
Ula cały dzień próbowała wyłączyć swoje emocje. Jednak nie mogła pozbyć się z głowy obrazu uśmiechniętej Kasi. Najchętniej już kilka godzin wcześniej zatrzasnęłaby laptopa i wyszła z biura, jednak nie miała ochoty samotnie spędzać tego wieczoru. Wolała siedzieć do późna w pracy, by zająć czymś myśli, niż wracać do pustego, zimnego domu.
Nie mogła wiedzieć, że jej mąż czekał na nią tak długo, aż w końcu musiała interweniować sekretarka, żeby przypomnieć mu o spotkaniu biznesowym. Z rezygnacją wrócił do firmy, zastanawiając się czemu Urszula nie wróciła o tej same, co zawsze porze do domu.
⸞
Urszula wychodziła jako ostatnia z biura. Niebo poszarzało, a łagodny wieczorny wiatr rozwiewał jej ciemne pasma włosów. Wrzuciła dużą, skórzaną torebkę na tylne siedzenie auta, usiadła w fotelu kierowcy, włączyła pospiesznie radio samochodowe na full i rozpłakała się. Już nie potrafiła tłumić w sobie emocji. Dotknęła swojego brzucha i w myślach prosiła los, by ofiarował jej upragnione marzenie. Tak bardzo chciała dziecka. Chociaż jednego. Jednego jedynego. Płakała przez kilka minut niemal dławiąc się własnymi łzami, po czym wytarła oczy, wydmuchała nos, poprawiła rozmazany makijaż i przekręciła kluczyk w stacyjce. Nim skręciła w drogę, którą zawsze wracała do domu, przypomniała sobie, że obiecała zrobić zakupy. Przeklęła pod nosem, ale pojechała prosto, by dotrzeć do ulubionego marketu.
Nienawidziła wąskich parkingów, na których nietrudno jest o wgniecenia i zarysowania. Wiedziała, że powinna zaparkować tyłem, by łatwiej jej się wyjeżdżało, ale potwornie tego nie lubiła. Jeździła autem, odkąd skończyła dwadzieścia lat, jednak parkowanie od zawsze było dla niej zmorą. Najchętniej parkowała na środkowym miejscu, jeśli te dwa obok były wolne. Niestety tym razem, nie mogła liczyć na taki luksus. Wzięła głęboki wdech i zaparkowała przodem, rezygnując z robienia z siebie kretynki, próbując wcisnął się autem tyłem. Wiedziała, że skoro miała tak małe pole do popisu, to nie mogło się to dobrze skończyć. Wyjęła z bagażnika dwie dzianinowe torby, które zawsze ze sobą woziła popierając ekologię i ruszyła w stronę marketu.
Nienawidziła wielkich sklepów. Zwykle głowa bolała ją po paru minutach od sztucznego światła, dziwnych dźwięków i tłumów ludzi. Dzisiaj na szczęście było w miarę spokojnie. Skrupulatnie przemierzała każdą alejkę. Nigdy nie robiła listy zakupów, jednak przy wybieraniu produktów zastanawiała się co może z nich przygotować.
Przechodząc obok działu z pieczywem, Ula usłyszała jak głośno burczy jej w brzuchu. Zerknęła na świeże, pachnące bułeczki i wybrała jedną, pokrytą grubą warstwą sera. Uwielbiała je, więc ze szczerym utęsknieniem wgryzła się w bułkę. Była tak dobra, jak zapamiętała.
Kiedy podjechała z wózkiem do kasy, zastanawiała się, jak sobie poradzi z przetransportowaniem wszystkich sprawunków do auta. Oczywiście jej dwie torby okazały się za małe, by pomieścić wszystkie produkty, więc dokupiła jeszcze jedną, większą. Upchała wszystko tak, by nie pognieść pączków ani bułek, zapłaciła za wszystko i z wypchanym po brzegi wózkiem skierowała się na parking.
Z wielkim trudem włożyła pierwszą torbę do samochodu i skrzywiła się, widząc kolejną. Wzięła głębszy wdech, złapała za jej uchwyty i lekko ją uniosła, jednak miała duży problem, aby podnieść ją na tyle wysoko, by ta znalazła się w jej bagażniku.
– Pomóc pani? – Podniosła wzrok i spojrzała na ubogo ubranego, lekko przybrudzonego mężczyznę. Nigdy nikogo nie krytykowała, ale zawsze zastanawiało ją co trzeba zrobić, by tak mocno się stoczyć. Mężczyzna, który stał kawałek od niej nie wyglądał najlepiej.
– Spadaj, pijaku! – Krzyknął jakiś nastolatek, przechodzący obok, na co Ula pokręciła z niesmakiem głową.
– Jeśli ma pan tyle siły, by przełożyć te dwie torby do bagażnika, to proszę. – Odsunęła się i poczekała, aż mężczyzna włoży torby do jej auta.
Stanął przed nią niepewnie i dotknął koszyka. Ula zrozumiała, że w ten sposób pyta, czy mógłby go odstawić. Ula jedynie potaknęła głową. Jednak jej serce skrzywiło się, kiedy mężczyzna odszedł. Wiedziała, że w środku jest niewiele.
– Niech pan poczeka. – Podeszła do niego i bez zastanowienia wyciągnęła portfel. Wyjęła czterysta złotych i podała je mężczyźnie. Jego twarz wyrażała ogromny szok.
– Proszę, to dla pana – powiedziała, czując się głupio, stojąc naprzeciwko niego z wyciągniętą dłonią, na której znajdowały się banknoty.
– Ale ja… Ja nie chcę pani naciągnąć – dodał skruszony.
– Wiem – odpowiedziała i praktycznie wcisnęła mu te pieniądze do ręki. – Mam nadzieję, że nie kupi pan za to alkoholu i… – zawahała się. – Niech się pan zgłosi do jakiegoś ośrodka, pomogą panu. Może nawet wyjdzie pan na prostą, dostanie pracę. Proszę się nie poddawać.
Wiedziała, że gdyby postąpiłaby inaczej, to sumienie nie pozwoliłoby jej spać. Miała jedynie nadzieję, że w ten sposób pomoże mężczyźnie. Może on również potrzebował jakiegoś bodźca, by ruszyć dalej.
Wróciła do domu, wjechała do garażu i wyjęła zakupy. Z wielką ulgą zrzuciła buty na obcasie, które były wygodne, ale chodzenie w nich po kilka godzin dziennie, mimo wszystko, sprawiało jej ból. Czasem zastawiała się, po co kobiety tak mocno się męczą. Dla mężczyzn? Ale czy zawsze było to warte swojej ceny?
Od razu skierowała się do kuchni, by przygotować sobie kanapkę z szynką i majonezem, ale przystanęła widząc udekorowany stół w salonie. Powoli podeszła do niego, jakby obawiała się, że za chwilę ktoś wyskoczy zza rogu i nachyliła się, by powąchać czerwone róże, które pięknie prezentowały się w szklanym wazonie ustawionym pośrodku stołu. Były śliczne. Takie, jakie uwielbiała. Już nie pamiętała, kiedy ostatnim razem dostała bukiet czerwonych róż od męża. Może w zeszłym roku, na rocznicę ślubu? A może na walentynki? On był wiecznie zapracowany, a służbowe wyjazdy były jego codziennością. Ona próbowała nie dąsać się, że nie jest już tak jak dawniej, ale… Była kobietą i jak każda potrzebowała miłości, troski i czułości, a kwiaty były dobrym dopełnieniem tych uczuć.
Od razu humor jej się poprawił. _Musiał być tutaj w porze obiadu_ – przeszło jej przez myśl, a potem szybko zajrzała do kuchni. Na stole leżało pudełko z zimnym spaghetti. Z wielką radością szybko je odgrzała i zjadła prosto z plastikowego pojemnika.
– Paweł, jesteś w domu? – zawołała po chwili, biegnąc po schodach i wpadając do sypialni. Jednak było tam cicho i pusto. – No tak, przecież wrócisz późno. – Początkowo zrobiła nadąsaną minę, ale po chwili uśmiechnęła się do siebie. Już nie pamiętała, kiedy Paweł kupił dla niej kwiaty albo czekał na nią z obiadem. W jej sercu nadal tliła się nadzieja. Postanowiła więc również zrobić mężowi niespodziankę.
– Może nie wszystko stracone – powiedziała do siebie, a potem weszła pod prysznic.
Wydepilowała całe ciało, umyła włosy, a później je wysuszyła i nawinęła ich końce na lokówkę, by pięknie się układały. Założyła koronkowe body, na które zarzuciła jedynie jedwabny szlafrok i czekała na męża.
Patrzyła na słońce chylące się ku zachodowi, na pomarańcz nieba, który wydawał jej się totalną abstrakcją. Nasłuchiwała powrotu męża, a przy każdym dźwięku jej serce zaczynało mocniej bić. Zerkała na korytarz, kilkukrotnie schodziła po schodach i wypatrywała jego auta, jednak wciąż się rozczarowywała. Zastanawiała się, czy do niego zadzwonić i powiedzieć, że na niego czeka. Wpadła jej do głowy nawet myśl, żeby wysłać mu jakieś subtelne zdjęcie, jednak nie chciała być nachalna. No i nie miała zamiaru przeszkadzać mu w pracy. Postanowiła więc, że po prostu do niego napisze.
Dziękuję za kolację. Była pyszna.
A potem wróciła do sypialni, wzięła książkę i zaczęła czytać, wracając do momentu, na którym skończyła.
⸞
Paweł w tym czasie siedział przy filiżance herbaty i przeglądał zestawienia. Wykresy, tabelki i cyfry dwoiły i troiły mu się w oczach. Potwornie bolała go głowa, mimo że godzinę wcześniej wziął tabletkę przeciwbólową. Niby mógł wrócić do domu, ale nigdy nie lubił zostawiać pracy na kolejny dzień, to burzyło jego plan dnia. I kiedy poczuł, że siły go opuszczają, usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Kiedy zobaczył imię swojej żony na ekranie, trochę się przestraszył. Rzadko do niego pisała. Jednak, kiedy przeczytał treść, lekko się uśmiechnął. Myślał, że kiedy wróci do domu, znajdzie makaron w koszu, a żona kolejnego dnia powie coś w stylu, że makaron tuczy, jednak Ula miło go zaskoczyła.
Nie bardzo wiedział, co jej odpisać, więc po prostu zamknął wiadomość i zaczął pakować się do wyjścia. Miał dosyć tego dnia, bólu głowy i wszystkiego związanego z firmą. Wyłączył laptopa, spakował go do torby, ale kiedy wstał lekko się zachwiał. Nie pierwszy raz mu się to przytrafiło, ale tym razem trochę się wystraszył.
– Za dużo kofeiny – powiedział do siebie, a kiedy po chwili zawroty ustąpiły, wyszedł z gabinetu, nie oglądając się za siebie.
Kiedy wszedł do domu, wyczuł wyraźną obecność Urszuli. Tylko ona używała tak zmysłowych i specyficznych perfum. Znał ten zapach bardzo dobrze, a mimo to nadal działał na jego zmysły. Po cichu odłożył skórzaną torbę na kuchenny blat, a potem pomaszerował na górę. Mdłe światło w sypialni napełniło go nadzieją, jednak, kiedy wszedł do środka, zastał Ulę, która przysnęła z książką w ręce. Uśmiechnął się. Nie pierwszy raz widział ją w tej pozycji. Przeszło mu przez myśl, że wygląda słodko. Zabrał książkę, wsunął zakładkę między kartki i odłożył ją na nocny stolik. Przykrył ją kołdrą, pocałował w usta i pogłaskał w policzek, a potem wyłączył światło.
Kiedy wsunął się pod kołdrę, pierwszy raz od dłuższego czasu zapragnął przytulić żonę i spać z nią na łyżeczkę. Tylko nie wiedział, czy jeśli ją dotknie, to czy się obudzi czy wtuli w jego ciało. Postanowił zaryzykować. Wiedział, że ma chłodne ręce, na co Ula lekko się wzdrygnęła, lecz po chwili wysunęła zapraszająco biodra. Przyciągnął ją mocniej do siebie, wciągnął w nozdrza jej zapach, przełożył jej czarne pasma włosów na bok, by nie drażniły go w nos, a potem zasnął jak niemowlę.