Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jesienna Królowa - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jesienna Królowa - ebook

Alicja Brzozowska jest u szczytu swojej kariery zawodowej, która z każdym dniem przytłacza ją coraz bardziej. Próbując zmienić swoje dotychczasowe życie, wpada w wir intryg firmowych. Poznaje młodego i przystojnego biznesmena, który wprowadza ją w świat mrocznego pożądania i żądzy władzy.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8245-979-1
Rozmiar pliku: 799 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ona

Stałam przed jego drzwiami i zastanawiałam się, czy zadzwonić, czy lepiej się wycofać…
W mojej głowie mieszały się tysiące myśli. Życie nabrało tempa. Od najmłodszych lat chciałam stać się kimś więcej niż dziewczyną z prowincji, którą wyróżniała tylko chęć wiedzy. Zawsze w szkole byłam prymuską. Starałam się dorównać moim rówieśnikom, ale to, kim chciałam być w przyszłości, stawiało między mną a nimi mur. Oni wiecznie uśmiechnięci, żądni przygód, imprez. Ja, ta wycofana i nieśmiała dziewczyna, którą każdy miał za kujona. Codziennie przyglądałam się im z nadzieją, że mnie ktoś z nich dostrzeże, ale nigdy się to nie stało. Cały okres nauki przemknął jak sen, z którego zawsze chciałam się obudzić i pokazać światu, że coś będę w nim znaczyć. Kiedy już nadeszła ta chwila, stałam i czekałam… nie wiedząc, co zrobić ze swoim życiem. Czy iść dalej według swoich zasad, czy zboczyć z tej drogi, jak uczyniłyby niektóre dziewczyny w mojej sytuacji. Zamyślona nacisnęłam dzwonek, ręce drżały mi z niepewności. Zrobiłam krok do tyłu… ale już za późno. On otworzył drzwi…. Uniosłam wzrok i wiedziałam, że z tej drogi już nie ma odwrotu.

On

Patrzyłem na nią jak wysiada z taksówki. Jej smutny wyraz twarzy zdradził mi wszystko. Ciągle zastanawiam się, czy zrobiłem dobrze. Życie w świecie wiecznej ludzkiej manipulacji, walki o władze i pieniędzy, doprowadziły mnie do niej. Na tą chwile czekałem lata, miesiące, dni aż jest…
Rozległ się dzwonek, podszedłem do drzwi i zawahałem się. Wiem, że po ich drugiej stronie stoi ona. Moja wieczna udręka mieszająca się z szaleńczą miłością. Czułem się jak mały chłopiec, który wyczekuje od dawna swojego wymarzonego prezentu. Wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem klamkę. Ujrzałem ją, stała bez słowa wpatrując się we mnie. Zrobiłem krok w przód. Teraz byłem pewny, że należy już tylko do mnie.Spaceruję po parku, widać już pierwsze oznaki jesieni… krajobraz dookoła mnie nabiera złocistoczerwonych kolorów. Połowa października, ale mimo jesieni nadal jest bardzo ciepło, dzięki czemu mam cały czas energię do działania. Siadam na najbliższej ławce, podnoszę liść, który na nią upadł. Widzę, jak zmienia barwę. Zaczyna przybierać kolor złoty. Z zieleni w złoto… Moje życie takie było — z szarej myszki stałam się złotą królową. Czuję, że moje życie jest jak pory roku. Najpierw było zimne, pełne negatywnych emocji, które otaczały mnie na każdym kroku. Potem nastała wiosna, były nią studia, wtedy poznałam siebie na nowo, uwierzyłam w siebie i wiedziałam, że mogę, potrafię osiągnąć wszystko, czego zapragnę. Jeśli tylko będę w siebie wierzyć i podchodzić do wszystkiego realnie, to nigdy nie stanę w miejscu, żadna góra nie będzie dla mnie przeszkodzą w zdobyciu jej szczytu. Po studiach nastało lato, na stałe zamieszkałam w Warszawie. Każdy młody człowiek marzy, aby w dużym mieście rozwinąć skrzydła i osiągnąć sukces. Ja otrzymałam taką możliwość i z nadzieją w sercu dążyłam, aby to osiągnąć. Zieleń w mojej duszy dawała mi energię do działania, ale po pewnym czasie nastała jesień. Ona stała się dla mnie etapem przemyśleń, zastanowienia, czy podążyłam dobrą drogą…

Czy z zielonej, energicznej księżniczki nie stałam się złotą, zimnawą królową…

Wstałam z ławki, rozejrzałam się dookoła, powiew chłodniejszego wiatru musnął moje włosy. Odgarnęłam je z twarzy i ujrzałam parę spacerującą po parku. Byli szczęśliwi, uśmiechnięci. Wyjęłam lusterko z torebki, zerknęłam na swoje odbicie. Jak zawsze wyglądałam perfekcyjnie, ale czy jestem szczęśliwa? Zdenerwowana tym, co zaczynało budzić się w mojej głowie, schowałam je z powrotem. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam przed siebie, odpychając od siebie myśli, jakobym mogła być nieszczęśliwa w swoim poukładanym świecie. Mam wszystko, jestem zdrowa, zajmuję wysokie stanowisko w pracy. Wszyscy pracownicy mnie szanują i podziwiają. Zawsze chciałam, aby mnie podziwiano. Dobrze mi idzie także jako modelce. Często biorę udział w różnych sesjach zdjęciowych, od kiedy z ciekawości udałam się na casting ogłoszony przez sklep internetowy. Potem oferty same zaczęły się sypać jak szalone. Wszystko jest zawsze tak dopięte, że nie koliduje ze sobą. W tygodniu pani dyrektor, w weekendy profesjonalna modelka.

Spacerem doszłam do wieżowca, w którym mieści się biuro mojej firmy. Jak zawsze ukłoniłam się pani w recepcji, wsiadłam do windy i pojechałam na dwudzieste piętro.

Idąc, kiwałam głową wszystkim dookoła w odpowiedzi na codzienne powitanie. Wyraz mojej twarzy jak zawsze pozostawał kamienny, starałam się nie okazywać zbyt dużej aprobaty pracownikom i podchodzić do każdego z nich z dystansem, aby móc dobrze każdego z nich ocenić. Czasem odczuwałam, że może postępuję źle, ale jeśli mają mnie szanować, to taka właśnie muszę być. Mój poprzednik był zbyt miły i szybko się go stąd pozbyli, ludzie zaczęli wchodzić mu na głowę. Niestety, w mojej profesji nie ma miejsca na przyjaciół, ponieważ to zawsze psuje relacje zawodowe. Jako dyrektor muszę odnaleźć się w każdej sytuacji, nawet tej najgorszej, gdy trzeba kogoś zwolnić. Ale jeśli kiedyś trafiłoby na osobę mi bliską, wtedy maska, którą staram się w pracy zakładać, mogłaby pęknąć. Dlatego dystans jest konieczny. Gdy wracam do domu, zdejmuję ją, ale często jest mi ciężko… a muszę to dławić w sobie, gdy kolejnego dnia wstaję do pracy. Wielu ludzi tego nie rozumie, ale nikt nie powiedział, że w życiu jest łatwo. Tym bardziej, gdy zajmujesz wyższe stanowisko niż większość pracowników. Jedni cię szanują za to, że potrafisz taka być i w każdej sytuacji utrzymać zimną krew, a inni po kątach będą cię obgadywać, jaką to „zimną suką” jesteś. Na ogół ludzie myślą, że im jesteś wyżej, tym większa pycha cię ogarnia. W moim wypadku było inaczej. Od kiedy pamiętam, zawsze chciałam być w tym miejscu, w którym obecnie się znajduję. Miałam nadzieję, że sukcesy zawodowe wypełnią pustkę po tych wszystkich przykrościach, jakich doznawałam w szkole, że pokażę wszystkim, jak szybko osiągnęłam szczyt. Niestety, rzeczywistość jest całkowicie inna, moje życie stało się jedną wielką praca i niczym więcej… w gonitwie za pochwałą i oklaskami. Zatraciłam największe wartości, rodzinę, brak przyjaciół doskwierał mi coraz bardziej. Oczywiście, wszyscy się codziennie do mnie uśmiechali, szeptali komplementy, ale każdy z nas wie, że nie mogą inaczej. Nikt nie powie prosto w twarz dyrektorowi marketingu, że jest „suką”.

Po kilu sztucznych uśmiechach otworzyłam swój gabinet, weszłam. Odsunęłam żaluzje i spojrzałam na krajobraz stolicy. Bezbarwne budynki ocierały się o niebo, które z upływem czasu stawało się bardziej szare, jak kolejne dni.

Postawiłam torbę na komodzie i usiadłam za biurkiem. Rozległo się pukanie do drzwi.

— Proszę! — odpowiedziałam dość niechętnie.

Zza drzwi wychyliła się moja sekretarka Magda.

— Dzień dobry, pani dyrektor, czy podać już kawę? — powiedziała prawie szeptem.

— Tak, proszę,

— Za chwilę będzie.

Zamknęła delikatnie drzwi, spojrzałam przed siebie, zamyśliłam się na chwilę. Czasem wydaję mi się, że ona się mnie boi. Jesteśmy prawie w tym samym wieku, a wyczuwam jej ciągły strach. Może jestem wobec niej zbyt oschła, ale mam swoje zasady i muszę ich przestrzegać.

Do gabinetu wchodzi Magda z kawą. Jak zawsze stawią mi ją po prawej stronie. Ręce jej drżą, ale lekko się uśmiecha. Spoglądam na nią, ale z mojej twarzy trudno wyczytać emocje. W pracy jestem jak skała, bez emocji.

— Dziękuję, Magdo.

— Nie ma za co — odpowiada nadal się uśmiechając. Spoglądam na nią i pytam:

— Czy przygotowałaś już dla mnie raport sprzedaży naszych produktów za ostatni tydzień?

Kobieta opuszcza głowę i mówi znacznie ciszej niż zawsze:

— Pani Alicjo, jeszcze nie zdążyłam, ale w ciągu godziny pani przyniosę.

— Możesz mnie oświecić, co sprawiło, że nie zdążyłaś tego zrobić? Czy powodem tego jest wcześniejsze wychodzenie z biura od kilku dni? — patrzę na nią lodowato.

— Pani Alicjo, już tłumaczyłam w kadrach, że mój mąż jest w delegacji, a nasza córka zachorowała, niania może z nią siedzieć tylko do czternastej — odpowiedziała nerwowo zaciskając palce na tacy.

— Magdo, czy ja przypadkiem nie mówiłam ci już, że pracując tu musisz umieć rozgraniczyć swoje życie osobiste od zawodowego?! — zmarszczyłam brwi i upiłam łyk kawy. Jak zawsze zrobiła mdłą, ale nie zwracam jej uwagi.

— Ale to moje dziecko…

Nie pozwoliłam jej dokończyć, tylko odpowiedziałam:

— Wiem, że twoje, ale proszę, weź moje poprzednie słowa do serca. Tylko wtedy osiągniesz sukces. Czekam na raport, możesz już iść.

Spojrzała na mnie zmieszana, a równocześnie smutna, i wyszła. Włączyłam laptop, ale nie mogłam się dziś skupić na pracy. Ta jesienna aura mnie rozprasza, mnóstwo myśli dobija się do mojej głowy. Mam dopiero dwadzieścia siedem lat, a może aż i nigdy nie byłam w żadnym związku. Może to jest błąd… w który brnę nieświadomie, a może jednak świadomie. Spójrzmy choćby na Magdę, ma męża, córkę i wiecznie nie wyrabia się z pracą. Suszą mi głowę, że powinnam ją już dawno zwolnić. Czuję od niej zawsze takie ciepło, choć wiem, że w jakimś stopniu ona się mnie boi, do końca zresztą nie wiem, czy to strach, czy raczej niechęć do zimnej, wyrachowanej baby, za jaką część ludzi mnie uważa. Otrząsnęłam się, oparłam o krzesło, zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć do dziesięciu. Zawsze tak robię, gdy pojawiają się wątpliwości na obrane w życiu cele. Znów się to dzieje — zaczynam zazdrościć mojej asystentce, że mimo moich wiecznych upomnień ona zawsze jest uśmiechnięta, a w domu czeka na nią rodzina… ale będąc nią, nie siedziałabym tu i nie pokazałabym tym wszystkim moim „znajomym”, ile jestem warta i jak daleko zaszłam. Nauka nigdy nie powinna iść w las, tylko trzeba umieć z niej odpowiednio wyciągnąć wnioski i wykorzystać w życiu.

Otwieram oczy i zaczynam przeglądać nadesłane e-maile. Mój wzrok zatrzymuje się na e-mailu z tematem „Impreza integracyjna”.

Wzdycham, co roku zarząd organizuje w październiku imprezę firmową…

Otwieram wiadomość i czytam:

Drodzy Pracownicy

Jak co roku w październiku organizujemy imprezę integracyjną. W tym roku będzie inaczej niż zawsze. Mianowicie, nigdzie nie wyjeżdżamy poza Warszawę. Wpadliśmy wraz z kierownictwem na pomysł, aby zorganizować bal pod hasłem

JESIEŃ.

Każdy pracownik musi przygotować sobie odpowiedni kostium, jaki wyraża jego nastrój podczas jesiennych dni w pracy.

Podczas konkursu wybierzemy Króla i Królową Jesieni.

Głosowanie odbędzie się przez oddanie anonimowych głosów na kartkach. O północy zostaną ogłoszone wyniki.

Królowa i Król balu pojadą na weekend do Hotelu Gołębiewski w Mikołajkach, także bierzemy pod uwagę, że ktoś, na kogo głosujemy, może wybrać się w taką podróż.

Mamy nadzieję, że taka opcja imprezy Wam się spodoba.

Pozdrawiam

_Marek Sałata_

_Prezes Zarządu_

Zaszokowana otwieram i zamykam oczy. Nie wierzę w to, co czytam, co oni za głupotę wymyślili. Jak co roku przyjdę na godzinę, może dwie, i wyjdę. Staram się unikać takich imprez, ale praca to praca. Na chwilę, ale muszę się pokazać. Każdy wie, po co one są — aby się uchlać do upadłego. Czasem poderwać jakąś upatrzoną wcześniej pracownicę bądź pracownika. Po każdym z wyjazdów, od kiedy tu pracuję, hotelarze dzwonią ze skargą na porozrzucane wszędzie prezerwatywy, szkody po pijackich bójkach. Ot, takie są właśnie te imprezy. Niby mają zjednoczyć pracowników, a najczęściej dzielą lub prowadzą do rozwodów.

Zamknęłam e-maila, przeglądam kolejne. Rozległo się pukanie do drzwi. Uniosłam wzrok lekko zdenerwowana. Kto to znowu.

— Proszę!

Drzwi się otwierają, wchodzi prezes:

— Witam cię, Alicjo, w ten piękny październikowy dzień.

Wstałam z krzesła i już wiedziałam, że chce ode mnie czegoś ważnego. Zawsze, gdy przychodzi, abym zrobiła coś dodatkowo, zaczyna od dziwnych komplementów dnia.

— Dzień dobry, panie prezesie.

Podszedł i podał mi rękę. Witamy się, uśmiecha się do mnie serdecznie, co daje mi powód do zachowania większej ostrożności w rozmowie.

— Alicjo, ile razy mam ci powtarzać, abyś mówiła mi po imieniu. Jesteśmy prawie na tym samym szczeblu, nie musisz być aż taka oficjalna — unosi wzrok i wpatruje się we mnie z lekkim uśmiechem. Zauważyłam, że jego niebieskie oczy błyszczą, jak nigdy wcześniej.

— Panie prezesie, może i jesteśmy prawie na tym samym, ale nadal jest tu słowo „prawie”. Wolę zachować cały czas profesjonalizm w naszych kontaktach. Jak na takie stanowisko jestem młodą kobietą i wolałabym nie dawać pracownikom powodu do plotek, choć one i tak zawsze powstają.

— Alicjo, każdy wie, że to zarząd dał ci ten awans, a w skład jego wchodzą także kobiety, więc nie widzę tu podstaw do plotek. Ale uszanuję twoją wolę dystansu — zaczął bawić się moim długopisem i przez chwilę nastała cisza. Czułam, że chce mi coś powiedzieć, ale nie wie, jak to przekazać. Postanowiłam, że pierwsza przerwę tę niezbyt zręczną ciszę.

— Panie prezesie, co pana do mnie sprowadza? — zapytałam z pewnością siebie w głosie. Od razu otrząsnął się z zamyślenia i odłożył długopis. Założył nogę na nogę, jedną dłoń oparł na kolanie, a drugą położył na biurku. Zaczął błądzić wzrokiem po gabinecie, jakby do końca nie był pewien tego, co chce mi powiedzieć. To do niego niepodobne, zawsze taki pewny siebie, wprost mi przekazuje każdą informacje, złą czy dobrą. A dziś jest jakiś taki spięty.

— Alicjo, wybacz mi, ale zastanawiam się, jak ci to delikatnie powiedzieć, abyś nie przyjęła tego negatywnie, bo przewiduję, że tak może się właśnie zdarzyć — podrapał się po brodzie i zaczął wpatrywać się w moją twarz, jak zawsze pozbawioną emocji. Czułam, jak się jej przygląda centymetr po centymetrze, aby coś niej wyczytać.

— Panie Marku, proszę powiedzieć prosto, bez jakiś słownych gierek i podchodów. Coś się stało?

— Nie, nic się nie stało, ale może się stać, jeśli nam nie pomożesz. Twój profesjonalizm i kreatywność może wynieść nasza spółkę na wyżyny, a raczej na szczyt, na jakim jeszcze nigdy nie byliśmy — skrzyżował ręce na piersi, prostując się i wpatrując we mnie badawczo.

— Mogłabym prosić o szczegóły, jak miałabym jeszcze pomóc firmie? Czy są zastrzeżenia co do mojej pracy?

— Nie, nie, skądże znowu. Jesteś jak na razie najlepszą osobą na tym stanowisku. Nieugięta, waleczna, bezkompromisowa. Zawsze osiągasz prognozowane obroty. Dział pod twoim kierownictwem nabrał innego wyrazu, praca zespołu jest efektywniejsza.

— Mogłabym prosić w takim razie o informacje, o co chodzi? — poczułam dziwne ukłucie w sercu, ale moja twarz nadal była kamienna. Czy on chce mnie zwolnić, dlatego tak sprawę owija w bawełnę, zamiast mówić jak zawsze wprost.

Wpatrywał się we mnie.

— Alicjo, poza tym, że jesteś znakomitym specjalistą na odpowiednim stanowisku, jesteś także kobietą…

— Czy tkwi w tym jakiś problem?! — przerwałam mu w pół zdania, zmarszczyłam brwi i czekałam na odpowiedź. Zauważyłam, jak się speszył i poluzował krawat.

— Alicjo, powiem wprost, jesteś także piękną kobietą, a do tego zadania, które chcę ci powierzyć, właśnie taka jest potrzebna. Piękna i inteligentna, a także zdystansowana do świata kobieta. Kojarzysz naszych rywali, zdobywają coraz lepszych klientów. Dlatego my musimy być bardziej cwani od nich. Razem z zarządem ustaliliśmy, że ty jesteś odpowiednią kandydatką, aby załatwić nam kontrakt z największym ich klientem. Wiem, że mają teraz z nim pewne problemy i jest to odpowiednia chwila, aby im go podebrać.

— Panie prezesie, nie rozumiem, w jaki sposób chce pan go im podebrać i na czym ma polegać mój osobisty udział? — zapytałam jak zawsze pozornie pewna siebie, ale czułam, jak prawa noga zaczyna mi „skakać” ze stresu pod biurkiem.

— Otóż, plan jest dość delikatny. Dużo myślałem, kto ma ci o nim powiedzieć, aż w końcu doszedłem do wniosku, że to muszę być ja. Pewnie sprawdzając poranną pocztę natknęłaś się na e-maila na temat balu firmowego.

— Tak, a co on ma z tym wspólnego? — zapytałam zaskoczona.

— Otóż ma, i to wiele. Na bal zaprosimy właściciela Kodit i jest to szansa, aby go do nas przekonać, ale nie ciągłym wysyłaniem mu stosów dokumentów, plików, raportów, jacy to jesteśmy lepsi od TNZ. Trzeba zadziałać inaczej i tu właśnie zaczyna się twoja rola…

— Panie Marku, czuję, że idziemy w złą stronę z tą rozmową. Jeżeli klienta nie przekonują nasze plany, prognozy, raporty, to co ma go niby przekonać do współpracy z nami? — zapytałam, spoglądając na niego zniesmaczona tym, co próbował mi powiedzieć.

— Ty go przekonasz! — odpowiedział poważnym tonem.

— Ja?! Niby jak? — na mojej twarzy pierwszy raz pojawiły się emocje, a była to złość, mieszająca się z zaskoczeniem.

— Zostaniesz Królową Jesieni, a on Królem. Pojedziecie razem na weekend do SPA i myślę, że po powrocie podpiszemy z jego firmą umowę — powiedział jednym tchem, po czym znów skrzyżował ręce na piersi.

— Chyba pan żartuje?! — prawie krzyknęłam.

Wstał, cały czas wpatrując się we mnie. Oparł ręce na biurku i wyszeptał mi na ucho:

— Myślę, że nie masz wyboru. Chyba że chcesz, aby każdy pomyślał, że plotki, jakie powstają na twój temat, stały się wiarygodne, gdy ja je powtórzę?

Wstałam jak oparzona i odpowiedziałam wściekła:

— Słucham?! Z nikim nie spałam, żeby otrzymać tę posadę. Sama w życiu do wszystkiego dochodziłam! Jak pan śmie takie rzeczy do mnie mówić?!

Podszedł do mnie i wpatrując się ze złością odpowiedział:

— Nie spałaś, więc czas może nadszedł, abyś to zrobiła, moja droga. Daję ci tydzień do namysłu, potem będziemy rozmawiać inaczej.

— Nie wierzę, że wy, ludzie biznesu, mający zasady, wyznający pewne wartości, które w was doceniałam, mogliście się zniżyć do takiego poziomu! — powiedziałam, trzęsąc się ze wzbierającej we mnie złości.

Szepnął mi na ucho:

— Moja droga, w biznesie nie ma zasad ani miejsca na emocje. Powtarzałem ci to od dawna.

Uśmiechając się lekko, przyjrzał mi się i dodał:

— Jesteś idealna, piękna i mądra! — dodał, po czym wyszedł, zostawiając mnie samą. Stałam tak z piętnaście minut, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Moja maska właśnie nadpękła, nie byłam pewna, czy uda mi się ją skleić po tym wszystkim, co właśnie usłyszałam, po tym, czego oni ode mnie oczekują, po tym, jak do tego wszyscy podeszli… jakby to było dla mnie takie nic…Od dwóch dni nie potrafię się skupić, podczas tamtej rozmowy zatraciłam tę pewność siebie, z jaką zawsze przychodziłam do pracy. Wszystko, w co dotychczas wierzyłam, runęło jak mur od uderzenia bomby. Mur, który za wszelką cenę chciałam utrzymać, mur moich zasad, osiągnieć i przyszłych celów. Poczułam, że w jesiennej odsłonie kolor złoty zaczynał przybierać czerwoną barwę mojego przyszłego życia. Nie mogłam uwierzyć, że on — ot tak po prostu — przyszedł do mojego gabinetu i kazał mi się przespać z przyszłym klientem, aby podpisał z nami kontrakt, a co gorsza — zrobić wspólne kompromitujące zdjęcie. Chcą go tym szantażować, prezes wczoraj mi to oświadczył. W czasie jego kolejnej wizyty mam odpowiedzieć na propozycję w sprawie tej chorej rozgrywki. Zaczynam się zastanawiać, czy wszystko na tym świecie sprowadza się tylko do pieniędzy i seksu…

Popijając poranną kawę, zaczynam odczuwać, iż moja maska staje się bardzo niewygodna. Chowam głowę w dłoniach i pierwszy raz w życiu zaczynam płakać w pracy. Ta zimna kobieta, którą zawsze grałam w ścianach tego gabinetu i tej firmy, płacze.

Zamyśliłam się i zatraciłam w swoich łzach, mój wewnętrzny ból i żal pogłębia sms od prezesa. Zerkam na niego i czytam:

Alicjo, wiem, że postąpisz słusznie. Pomyśl także o innych pracownikach, nie tylko o sobie.

_M.S._

Do gabinetu weszła Magda, nie słyszałam pukania. Stanęła na środku pokoju, wpatrując się we mnie z zaskoczeniem.

— Proszę o wybaczenie, ale pukałam i pukałam… — powiedziała niepewnym głosem.

Otarłam łzy i poprawiłam włosy:

— Nic się nie stało, ja też cię przepraszam, że nie zareagowałam — odpowiedziałam z zakłopotaniem.

— Pani dyrektor, czy coś się stało? — pyta szeptem.

— Nie, nic, wybacz mój wygląd, już się ogarniam — odpowiedziałam, pośpiesznie wyciągając z torby lusterko i poprawiając makijaż.

— Rozumiem, jeśli nie chce pani mówić, nie będę więcej pytać.

Spojrzałam na nią i poprawiłam kredką oczy, po czym odłożyłam ją na bok, a łzy znów zaczęły mi spływać po policzkach.

— Pani Alicjo, mogę pani jakoś pomóc? — zapytała i usiadła na krześle przede mną. Uniosłam wzrok, z oczu wylewały się tony smutku. Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć, nie mogłam zdradzić treści mojej rozmowy z prezesem, dolałabym tym oliwy do ognia. Jeszcze w szkole średniej nie mogłam pogodzić się z tym, że chłopcy chcieli rozmawiać i adorować tylko te dziewczyny, które publicznie robiły z siebie „prawie” kobiety lekkich obyczajów. Ich stroje, gesty, słowa czasem w ogóle nie odróżniały ich właśnie od takich kobiet, które tylko czekają na „okazje”. Miałam nadzieję, że w dorosłym życiu aż tak prostolinijnie nie będzie. Jednak lata mojej ciężkiej pracy, lata bez życia prywatnego, które poświęciłam swojej karierze, zostały stracone w sposób, z jakim nie mogłam sobie poradzić. Czułam się wykorzystana, zawsze chciałam pokazać, na co mnie stać, być lepsza od innych. Poczuć tę falę emocji, kiedy będę mogła sobie powiedzieć: „tak, jesteś na szczycie, i to dzięki ciężkiej pracy, a nie dobremu materacowi”, ale nie wyszło…

Pani dyrektor okazała się idealnym pionkiem w grze biznesów, na którą wpływu nie ma żaden z graczy, a kostkę rzuca kto inny. A gra toczy się o moją dumę i honor, czy raczej o to, jak bardzo zależy mi na ludziach, z którymi współpracuję na co dzień. Choć zawsze nosiłam maskę „zimnej suki”, nie chciałabym nikogo zwolnić, ani żeby ktoś inny to zrobił. Słowa prezesa były jednoznaczne…

Uniosłam wzrok i odpowiedziałam, przerywając ciszę:

— Dziękuję ci, Magdo, ale sama muszę sobie z tym poradzić. Wiedz jedno: zawsze cię ceniłam, mimo tego, co czasem powiedziałam.

Asystentka spojrzała na mnie ze zdumnieniem, chciała odpowiedzieć, ale ubiegłam ją:

— Proszę, zostaw mnie teraz samą.

Kiwnęła głową i wstała z krzesła, przed wyjściem spojrzała na mnie jeszcze raz i uśmiechnęła się.

Znów zostałam sama ze swoimi myślami. Przeglądałam raporty, a mimo to cały czas w głowie brzmiały mi słowa z smsa. Spojrzałam na zegarek, była dopiero dwunasta. Wstałam i poszłam do kuchni. Muszę zrobić sobie jeszcze jedną porządną kawę. Gdy podchodziłam, usłyszałam śmiechy. Stanęłam z boku, nasłuchując:

— Widziałaś jej minę dziś rano, jak szła korytarzem, wyglądała „jak srający kot na pustyni.”

— No co ty, serio?!

— Naprawdę, nasza królowa zimna i chłodu miała minę posępną i szarą niczym dzisiejszy dzień.

— Może i takie babska jak ona dopada czasem jesienna depresja…

Dziewczyny zaczęły się głośno śmiać, po czym jedna dodała:

— Widziałam, jak ostatnio wchodził do niej prezes, chyba z dobre pół godziny u niej siedział. Wiedziałam, że mu na boku daje…

— Nie wiadomo, co robili, a wy jak zawsze plotkujecie!

— A ty, Magda, coś taka dobra się zrobiła, zawsze ma do ciebie pretensje, a ty jej zawsze bronisz!

Zapadła cisza, postanowiłam, że nie będę dalej słuchać tych wyssanych z palca głupstw. Weszłam do kuchni. One we trzy stały w milczeniu w kącie, przypatrując mi się. Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść. Mimo iż pracuję tu już trzeci rok, to nadal lękam się tych wszystkich plotek, niestworzonych historii, których się nasłuchałam jako szeregowy pracownik o innych. W tej firmie wiecznie muszą być jakieś intrygi, podejrzenia i spiski za plecami. Latte już było gotowe, wzięłam kubek do rąk i zerkając na swoje pracownice ukradkiem, wyszłam z kuchni. Skierowałam się korytarzem prosto do gabinetu. Zamyślona, idąc wpatrywałam się w podłogę, gdy nagle poczułam szturchnięcie. Kubek wypadł mi z rąk, oblewając moje spodnie kawą. Zdenerwowana krzyknęłam:

— Nie potrafisz chodzić, człowieku?!

Uniosłam wzrok i zobaczyłam ubranego w czarny garnitur mężczyznę, moje spojrzenie zatrzymało się na jego ciemnych jak węgiel oczach, które ukrywały się za okularami. Nachylił się i podniósł kubek.

— Proszę mi wybaczyć, nie chciałem na panią wpaść. To przez zamyślenie, moje chwilowe roztargnienie.

Nabrałam powietrza i zapytałam, czerwona ze złości:

— I jak mam teraz wrócić do pracy?! W takich mokrych spodniach!?

— Może podejdźmy do kuchni i chociaż jakimś ręcznikiem zetrzemy tę kawę z pani kostiumu — powiedział zatroskany i ujął moją dłoń. Wyrwałam mu ją i odpowiedziałam oschle:

— Dziękuję za troskę, ale poradzę sobie sama. Pana pomoc jest tu zbędna. Poza tym proszę mnie nie dotykać, nie znam pana. Proszę na drugi raz uważać, jak pan chodzi.

Spojrzałam na niego jeszcze raz, czując dziwną fascynację jego oczami. Opuściłam wzrok i pośpieszyłam do gabinetu. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Serce wali mi jak szalone. Tak, to serce, o którym mówią, że jest z kamienia. Całe moje życie to ciągła walka i otaczanie się samymi dwulicowymi ludźmi. Choć zrobiło mi się miło, gdy moja asystentka jako jedyna się za mną wstawiła i obroniła. Reszta tylko szuka we wszystkim drugiego dna. Jeszcze ten koleś, nie pamiętam go z żadnego działu, może dopiero go przyjęli. A ja zawsze wiem pierwsza, gdy ktoś nowy się pojawi w firmie.

Podeszłam do biurka i zaczęłam wycierać chusteczkami plamę. Na moim jasnym garniturze wygląda okropnie. Wzdychając, wycierałam dalej. Spojrzałam na zegarek, dochodziła dopiero trzynasta. Jeszcze kilka godzin pracy, a wyglądam, jak wyglądam. Wszyscy i tak okazują mi szacunek, więc po co się martwić wyglądem.

Zrezygnowana siadam za biurkiem i dalej przeglądam raporty i pliki z nowymi prognozami. Zatraciłam się tak głęboko w pracy, że na razie wszystkie myśli krążące w mojej głowie w końcu ucichły. Zerknęłam na okna. Ściemniało się już. Spojrzałam na zegarek — już prawie siedemnasta. Sama nie wiem, kiedy minęły mi te cztery godziny.

Wstałam i zapakowałam laptop do torby. Wzięłam teczkę, torbę i wyszłam. Nikogo już prawie nie ma. Spojrzałam na spodnie, plama zaschła, ale nadal jest bardzo widoczna. Na szczęście włożyłam dziś długi płaszcz. Uniknę w metrze wielu ludzkich spojrzeń. Nienawidzę, gdy stoję i wszyscy na mnie tak patrzą — jedni jakby chcieli mnie zabić, inni jakby mieli do mnie jakiś żal, albo faceci mrugający do mnie zalotnie. Wszystko sprowadza się do jednego… dosłownie wszystko.

Tej jesieni zaczynam wątpić, czy świat podąża w jakimś innym kierunku niż władza, pieniądze i seks. Stałam na przystanku. Było wyjątkowo zimno i szaro. Całe miasto otoczyła szarość, w której zatonęły wszystkie moje pozytywne myśli. Zawsze zdawałam sobie sprawę z tego, że jesień bywa nostalgiczna i skłania do przemyśleń, ale moje przemyślenia zaczynają zmieniać mnie i moje poglądy jeszcze bardziej niż dotychczas.

Czekałam dalej na przystanku autobusowym, muszę dojechać do metra trzy przystanki. Zaczęło padać, jeszcze tego mi brakuje, zapomniałam dziś, jak na złość, parasolki. Zerknęłam na przystanek, nawet nie ma szans, abym się zmieściła pod daszkiem, tłum ludzi już tam się wcisnął. Coraz mocniej padało, poczułam się jak zmokła kura. Nagle przede mną zatrzymała się czarna limuzyna, ochlapując mnie. Wściekłam się. Macham ręką i krzyczę:

— Jak jeździsz, człowieku?! Ślepy jesteś?!!

Szyba się odsunęła i zobaczyłam tego samego kolesia, co wpadł na mnie i wylał kawę. Jego widok wywołał jeszcze większą moją frustrację.

— O, to pani, proszę o wybaczenie, nie zauważyłem kałuży — powiedział, uśmiechając się lekko.

Nabrałam tchu i już chciałam mu się dogryźć, ale obok mnie przebiegła dziewczyna i wsiadła pośpiesznie do jego auta. Ucałowała go w usta i odjechali z piskiem opon.

Nie wierzyłam własnym oczom, smarkula ma może z dziewiętnaście lat, a on jak nic — koło trzydziestki lub więcej. Pokręciłam głową, ale cóż, tak to już jest. Może gdyby miała tyle lat, co ja, i występowałaby ta różnica wieku, wtedy nie byłabym zniesmaczona. W końcu miłość o wiek nie pyta, ale w tym wypadku wyczuwam tu inny związek niż owa miłość.

Podjechał autobus, wsiadłam. Droga do mieszkania zajmuje mi zawsze ponad godzinę.

Wykończona dzisiejszym dniem, kieruję się prosto do łazienki. Nikt mnie nie wita, bo mieszkam sama. Od roku jest to całkowicie moje mieszanie, oczywiście na kredyt, bo jak by mogło być inaczej. Pracuję, ile mogę, i zarabiam, ile mogę, na wszystko mi raczej starcza, bynajmniej nie narzekam na swoją sytuację, a wiele osób mi jej zazdrości.

Zamyślona, napuściłam wody do wanny, wsypałam kulki zapachowe do kąpieli. Nalałam sobie kieliszek wina. Włączyłam muzykę, rozebrałam się i zatraciłam w chwili relaksu. Uwielbiam długie kąpiele, zawsze mnie rozluźniają po ciężkim dniu w pracy, po tym udawaniu, jaka to jestem zawsze spokojna i wiem, co robić. A tak naprawdę z natury taka nie jestem, w głębi jestem bardzo uczuciową kobietą, która oczekuje tylko szacunku wobec siebie i swoich umiejętności.

Przez myśl przeszła mi moja asystenta, ona nie jest mi tak do końca obojętna. Nigdy nie słyszałam, aby mnie po kątach obgadywała, raczej zawsze broni. Znów w uszach słyszę słowa prezesa. Czy jeśli nie podejmę się tej chorej gry o nowy kontrakt, to zwolni ją razem ze mną. Długo szukała takiej pracy, w której będzie mogła pogodzić wychowanie córki z rozwojem zawodowym, a teraz przeze mnie może ją stracić. Wszystko to obciąża mnie psychicznie coraz bardziej. Dlaczego nie mogą wysłać mu do łóżka kogoś innego. Mamy sporo pracownic w moim wieku. Nagle uświadomiłam sobie, że tak naprawdę tylko ja cały czas nikogo nie mam, każdy jest w jakimś dłuższym lub krótszym związku, tylko nie ja. A jeśli nie awansowali mnie dzięki moim osiągnięciom, tylko dlatego, że nadal jestem sama? Jestem dyrektorem od kilku miesięcy, szeregowym pracownikiem byłam rok, potem półtora roku byłam managerem. Może jednak moja ścieżka zawodowa za szybko się rozwinęła, a ja owładnięta satysfakcją, że tak dobrze mi się to wszystko układa, niczego nie zauważyłam. Tylko zbierałam pochwały i gratulacje od moich przełożonych.

Czy powinnam złożyć rezygnację z tego stanowiska, szukać pracy gdzie indziej i pakować się w kolejne bagno? W tym to chociaż już wszystkich znam. Telefon zaczyna dzwonić. Widzę, że dzwoni Maria. Pewnie znów potrzebuje modelki do sesji:

— Cześć, Maria! — staram się, aby głos nie zdradził mojego stanu psychicznego.

— No hej, moja dyrektorko!

— Proszę cię, nie mów tak do mnie, jestem po pracy — odpowiadam z żalem.

— Ooo, widzę, że jakoś chyba nie w humorku jesteś.

— Nie, nie, wszystko gra, właśnie biorę kąpiel.

— Dobra, to przejdę od razu do rzeczy. Szukam modelki na weekend, do sesji. Tym razem kolekcja jesień i zima. Mówię ci, bomba ciuszki! — mówi z fascynacją. Zamyśliłam się i nie wiem, czy mam ochotę pozować w takim nastroju, jaki mnie nie opuszcza i raczej nie opuści. Ona jest na razie jedyną życzliwą mi osobą i głupio jej odmówić, więc odpowiadam:

— Dziękuję, zawsze chętnie, przecież wiesz.

— Superancko, więc widzimy się w sobotę o dziesiątej w studiu. Dam ci chwilę dłużej pospać tym razem — mówi z zadowoleniem w głosie.

— Dzięki, jak miło z twojej strony, więcej snu mi się przyda — odpowiadam udając wesołą.

— No widzisz, zawsze wiem, czego ci trzeba, w końcu się przyjaźnimy. To do zobaczenia, ściskam i nie uśnij w wannie — kończy rozradowana.

— Spokojnie, nie usnę… do zobaczenia — rozłączam się pośpiesznie, nie słuchając już jej odpowiedzi. Przyjaźnimy się, dobre sobie… dzwoni do mnie tylko wtedy, gdy potrzebuje modelki, a nigdy nie zapytała, czy może się gdzieś spotkamy, by pogadać itd.

Upiłam łyk wina i dalej męczyłam się myślami, co powinnam, a czego nie powinnam robić…

Minęło dobre pół godziny. Leżę w wannie, co jakiś czas dodając ciepłej wody.

Do głowy przyszedł mi pewien plan, jak sobie poradzić, jeśli chcą mnie tak po prostu sprzedać za umowę o współpracę, odbierając mi przez to godność i szacunek do samej siebie. Ja odbiorę im o wiele więcej. Muszę wszystko dopracować i małymi kroczkami dojdę do celu, pokazując, na co mnie stać. Tak, ta ładna laska ma jeszcze mózg, nie tylko ponętne ciało. Łyknęłam wina i wstałam z wanny… czas wziąć się w garść, misja czeka.

— Panie prezesie, teraz to ja pana zaskoczę! — mówię na cały głos, a moje serce znów zaczyna się radować. Nikt nie będzie robił ze mnie już nigdy pośmiewiska.

Ubrałam się i pośpiesznie włączyłam laptop, by zanalizować ostatnie obroty firmy, potem sprawdziłam obroty naszego przeciwnika i już wiedziałam, gdzie uderzę i co zaboli najmocniej.

Mam jeszcze dwa tygodnie do balu, powinnam zdążyć ze wszystkim. Czuję, że ta jesień jednak nie będzie taka ponura i depresyjna, jak dotychczas myślałam. To będzie czas mojej słodkiej zemsty i pokazania samej sobie, co jestem warta. Od dziś już nie będę tą zimną babą, za którą mnie mają, a stanę się kochającą szefową dla wszystkich, pokażę, jaka jestem naprawdę, a moja dotychczasowa maska już nie będzie mi potrzebna.

Tej jesieni poznają nową Alicję Brzozowską, jakiej dotychczas nie znali… Pokażę im prawdziwą Jesienną Królową!Zostały trzy dni do balu, w pracy każdy o nim mówi, szepty po kątach, plotki. Wszystko zaczęło skupiać się wokół niego. Weszłam do kuchni, zaczęłam sama robić sobie poranną kawę. Przyjemnie porozmawiać z pracownikami w oczekiwaniu, aż będzie gotowa. Jak zawsze mam pecha, kawa znów się skończyła. Szukałam jej wszędzie po szafkach, aby uzupełnić pojemnik w ekspresie. Do kuchni wszedł nieznajomy, który oblał mnie kawą, a potem opryskał wodą z kałuży.

Spoglądam na niego nie bez skrępowania i pytam:

— A pan już tu długo pracuje?

Mężczyzna najwidoczniej mnie ignoruje i dalej szuka czegoś w lodówce.

Biorę głęboki oddech i ponownie pytam:

— Czy języka panu zabrało, czy od urodzenia lekceważy pan ludzi?

Sama jestem zdzwiona, czemu to powiedziałam, ale zadziałało. Wyprostował się i zamknął lodówkę. Podszedł do mnie bliżej i zapytał:

— A ty taka pyskata z racji stanowiska czy od urodzenia? A język mam w pełni sprawny, gwarantuję ci to — przyjrzał mi się z góry na dół, uśmiechnął się lekko i znów odwrócił tyłem, dalej przeszukując lodówkę.

Stałam jak wryta, nie wiedziałam, kim on jest. Poza tym nie jesteśmy na ty. W ciągu ostatnich dni złość wynikająca z poprzedniej z nim styczności poszła w zapomnienie. A teraz stoi naprzeciwko mnie i jeszcze traktuje mnie jak powietrze. Uniosłam kubek z kawą, podeszłam do niego i wylałam mu może z jedną trzecią na jego szykowną marynarkę. Odwrócił się jak poparzony.

— Oszalałaś?! — krzyknął oburzony.

— Teraz jesteśmy kwita — uśmiechnęłam się i wyszłam. Czułam ulgę, choć moje zachowanie było bardzo dziecinne i prymitywne. Pierwszy raz poczułam, że zrobiłam dobrze, choć wszystkie sytuacje z nim związane chyba były przypadkowe i niezaplanowane. Widać po nim, że to zadufany w sobie dupek, więc mu się należało. Zamyślona kierowałam się do gabinetu.

Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu, odwróciłam się przestraszona.

— Zobacz, co narobiłaś! Zaraz mam spotkanie! — wrzasnął na mnie mężczyzna.

Spojrzałam na niego, miał wielką plamę z kawy na marynarce i kilka plam na spodniach. Uniosłam wzrok i uśmiechając się ironicznie, odpowiedziałam:

— Też takie miałam, a nawet większe. Myślę, że gdy pan zdejmie marynarkę, nikt nie zauważy. Takie jest życie, raz jest się czystym i nieskazitelnym, a czasem poplamionym dupkiem.

Odwróciłam się i zadowolona chciałam odejść, ale mnie chwycił za rękę tak mocno, że wylałam na siebie resztki kawy.

— Haha, o jak mi przykro! To jak to było z tą czystością… — zaczął się szyderczo śmiać. Myślałam, że spłonę ze złości. Spojrzałam na swoją białą bluzkę — miałam z przodu ogromną plamę, a materiał zaczął przemakać i przylegał ściśle do ciała. Speszona, zaczęłam biec do gabinetu, pośpiesznie otworzyłam drzwi i weszłam, zatrzaskując je za sobą. Co za bezczelny koleś. Podeszłam do biurka i zaczęłam trzeć chusteczkami plamę. Niestety, nic to nie dawało. Do gabinetu weszła Magda.

— Alicjo, co się stało? — zapytała zdziwiona, podchodząc do mnie bliżej.

— Jakiś kretyn mnie oblał kawą po raz kolejny — odpowiedziałam zdenerwowana i dalej wycierałam chusteczką bluzkę.

— A ty czasem za pół godziny nie masz spotkania z zarządem? — niepewnie zapytała.

— Tak, mam i nie wiem, co teraz zrobić. Nie mogę tak pójść i dać satysfakcję Sałacie — rozżalona usiadłam na krześle.

— O jakiej satysfakcji mówisz? Nie lubisz się z naszym prezesem? — zapytała opierając się o biurko.

— Nie, nie chodzi tu o to, czy lubię, czy nie lubię… to kwestia poglądów i podejścia do biznesu — westchnęłam i wsparłam głowę na ręce.

— Nic nie rozumiem, czy mogłabyś mi to wyjaśnić? Każdy w firmie zawsze odbierał wasze relacje jako pozytywne, czasem może aż za bardzo pozytywne… — odpowiedziała z lekką niepewnością w głosie.

— Madziu, nie wszystko, co zdołamy zobaczyć, jest zawsze takie, jak się nam wydaje. Ludzie często popełniają ten sam błąd, wydają werdykt o kimś lub o czymś, nie znając tej osoby bądź sytuacji, w jakiej się znajduje. Codziennie wyciągając pochopne wnioski, niszczymy nieświadomie bądź świadomie wiele dusz. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumiesz, ale mnie może tu już nie być. Wybacz, ale to jeszcze nie czas na taką rozmowę. Muszę szybko wymyślić, jak wykręcić się od tego spotkania.

Magda zaczęła mnie uważnie oglądać.

— Jaki rozmiar nosisz?

— A jakie to ma teraz znaczenie? — zapytałam zaskoczona.

— Ja… ja noszę L, ale chyba nie jesteś o wiele szczuplejsza ode mnie. Zaraz coś wymyślimy. — Zadowolona zdjęła marynarkę i zaczęła rozpinać swoją błękitną koszulę.

— Magda, co ty wyprawiasz? — zapytałam zbulwersowana.

— A jak pani dyrektor myśli? Próbuję ci pomóc — odpowiedziała, podając mi koszulę.

— Mam założyć twoją koszulę?

— Tak, wiem, że to nie twój kolor. Nosisz tylko stonowane kolory, ale nie masz wyjścia. Myślę, że będzie pasowała do twojej czarnej spódnicy. Do czarnego wszystko pasuje — odpowiedziała z uśmiechem.

— A ty w czym będziesz? — zapytałam zakłopotana.

— W twojej bluzce, może być lekko opięta, ale dam radę te parę godzin. Zapnę marynarkę i może aż tak nie będzie się rzucać w oczy ta plama.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Oddaje mi swoją koszulę, abym nie stała się pośmiewiskiem prezesa i zarządu, a sama będzie chodzić w mojej bluzce i narażać się na szepty, śmiechy kolegów i koleżanek z biura. Ogarnęło mnie przyjemne uczucie. Może niektórzy odebraliby to jako sposób podlizania się, ale ja to odczytuję jako poświęcenie dla drugiej osoby.

Łza zakręciła mi się w oku, zerwałam się z krzesła i przytuliłam ją, chociaż nigdy nie okazywałam takich odruchów, takich emocji. Magda, widocznie zaszokowana moim zachowaniem, stała bez ruchu.

— Alicjo, ale to nic takiego.

Odsunęłam się od niej lekko zawstydzona.

— Wybacz, poniosło mnie. Dla mnie twoje zachowanie bardzo dużo znaczy.

— Kochana, a czego się nie robi dla przyjaciół — uśmiechnęła się i mocno mnie przytuliła. Ta chwila na długo utkwi w mojej pamięci, dziewczyna, w której wzbudzałam strach, stała się jedną z bliższych mi osób w pracy, a może i poza nią…

— Dobra, zdejmuj bluzkę, przebieramy się. Czas wracać do pracy.

— Widzę, że coś wyciągnęłaś z naszej współpracy — zaczęłam się śmiać, po chwili obie śmiałyśmy się jak wariatki.

— Pani dyrektor, w końcu pieniądze same się nie zarobią, a czas to pieniądz.

— Magdo, taka jest prawda i zawsze będę ją powtarzać każdemu.

Znów zaczęłyśmy się śmiać, nie wiadomo z czego. Wymieniłyśmy się koszulami. Jej koszula była trochę na mnie za duża, ale nie wyglądałam w niej aż tak źle. Choć żywe kolory nie dla mnie. Wolę stonowaną jesień, nie tylko w uczuciach i emocjach, ale i w strojach.

— Teraz możesz iść na podbój serc zarządu! — uśmiechnęła się, poklepała mnie po ramieniu i włożyła marynarkę. Spojrzałam na nią bez słowa. Żaden podbój, tylko rozmowa o tym chorym zadaniu. Asystenta zauważyła, że moja twarz zmieniła się w jednej chwili z radosnej i wesołej na smutną i zamyśloną.

— Czy powiedziałam coś nie tak? — zapytała zakłopotana.

— Nie, nie, wszystko dobrze, tylko sobie coś przypomniałam. Nieważne, nie ma tematu — uśmiechnęłam się do niej, lecz moje oczy zdradzały wewnętrzny smutek.

— Rozumiem, nie pytam.

— Dziękuję ci za wszystko.

Magda uśmiechnęła się przyjaźnie i wyszła z gabinetu.

Zostałam sama, wzburzona, z setką myśli. Zerknęłam na zegarek, za dziesięć minut jest spotkanie. Muszę się wziąć w garść, nie mogę im pokazać, że jestem słaba, a zawłaszcza temu zarozumialcowi prezesowi. Tylko upór i wytrwałość dadzą mi siłę do walki z nimi i zwycięstwo w wojnie, jaką zamierzam stoczyć.

Wyjęłam z torebki pluskwę i schowałam ją w staniku. Muszę zachować spokój i być jak zawsze profesjonalna, a wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Poprawiłam włosy, czerwoną szminką podkreśliłam usta, byłam gotowa zacząć grę ich kartami. Wyszłam z gabinetu, zamyślona szłam w kierunku sali konferencyjnej. Wzięłam głęboki oddech, otworzyłam drzwi. Uniosłam wzrok, przy stole siedzieli już wszyscy. Uważnie obserwowali każdy mój krok. Zajęłam miejsce przy stole.

— Skoro jesteśmy już wszyscy, zacznijmy — radosny głosem oświadczył prezes. Skierował wzrok na mnie i kontynuował:

— Nasza kochana Alicja dziś uczestniczy w spotkaniu zarządu, gdyż to jej zadanie chcemy w pierwszej kolejności omówić.

Przyjrzałam się jemu i wszystkim zebranym. Kiedyś byli to ludzie, którym ufałam, a przede wszystkim szanowałam, a teraz brzydzę się nimi i jedyne, co trzyma mnie w tej firmie, to chęć zemsty za to poniżenie.

— Alicjo, otóż twoje zadanie jest bardzo delikatnie, ale mamy nadzieję, że podejdziesz do tego jak zawsze profesjonalnie, analizując każdy krok — zaczęła przemowę jedna z członkiń zarządu. Spojrzałam na bezuczuciowy wyraz jej twarzy, mówiła to wszystko w taki sposób, jakby to było takie nic, zwykłe zadanie, zwykła delegacja, tylko z domieszką ekscytacji. Wpatrywałam się w nią bez słowa, zaczęłam się zastanawiać, czy mówi to z taką obojętnością, bo sama kiedyś tak robiła. Otrząsnęłam się i słuchałam dalej.

— Musisz wykazać się zaangażowaniem w naszą wspólną sprawę, tylko kontrakt z nimi pozwoli nam wzbić się na wyżyny i osiągnąć sukces wśród firm takich jak nasza. Rynek staje się coraz bardziej konkurencyjny, więc musimy chwytać się każdej możliwości utrzymania się na nim. Mam nadzieję, że rozumiesz, o jakim zaangażowaniu mówię.

Spojrzałam na irytujący uśmiech prezesa i poczułam wzbierającą we mnie złość. Chciałam mieć jak najwięcej dowodów, więc odpowiedziałam jednoznacznie:

— Chce pani, abym poszła z tym starym mężczyzną do łóżka? — zapytałam z pozornym spokojem.

Kilku członków zarządu zaczęło chrząkać.

— Alicjo, nasza ty gwiazdo! Nie ma nic złego w paru niewinnych uściskach z naszym kontrahentem — prezes uśmiechnął się do mnie ironicznie. Czułam, że mogę się nie opanować, ale zaczęłam go celowo prowokować.

— Panie prezesie, nie wiem, jak pan znalazł się na szczycie, nie wnikam w to, ale ja nikomu do łóżka nie wchodziłam. Jestem tu od początku z myślą, że na to zasłużyłam pracą, ale widzę, że dno tego awansu było jeszcze głębsze niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.

— Alicjo, ale po co wyciągać takie pochopne wnioski. Jesteś dyrektorem, bo na to zasłużyłaś, nikt inny nie ma tyle werwy i zapału do pracy, co ty. To zadanie wynikło nagle, nie sądziliśmy, że będziemy musieli się posunąć do takich ruchów, ale nie ma już odwrotu. Biznes to nieustanna walka na śmierć i życie, nie ma tu miejsca na sentymenty i słabych ludzi. Tylko najwytrwalsi wygrają i osiągną sukces. Ty właśnie taka jesteś. My wszyscy tacy jesteśmy i to czyni nas lepszymi od innych — poważnym tonem powiedziała jedna z członkiń zarządu, wpatrując się we mnie.

— Niestety, widzę, że każdy całkiem inaczej odbiera poświęcenie dla pracy i sukcesu. Nie czuję się lepsza od nikogo, każdy człowiek jest wartościowy, nie ma lepszych czy gorszych ludzi. Są tylko egoiści i ludzie dobrego serca. Wy jesteście egoistami, chcielibyście zrobić ze mnie jakąś firmową dziwkę! — odpowiedziałam odważnie i pewnie.

— Alicjo, po co te zbędne epitety. Nikt tu nie chce nikogo tak nazywać, a zwłaszcza ciebie. Zostaniesz królową, to zaszczyt i tak to traktuj. A twoim królem zostanie znakomity biznesmen. Będziecie mieli potem chwilę na poznanie się bliżej. Mamy nadzieję, że jesteś mądrą kobietą i obierzesz odpowiednią drogę w tej sytuacji. Widziałem, że bardzo cenisz swoją asystentkę. Byłoby nam bardzo przykro, gdybyśmy musieli ją zwolnić dyscyplinarnie za jakieś niedopatrzenia bądź przekręty w naszej firmie. Chyba nie chcesz dziewczynie zmarnować reszty życia — z ironicznym uśmiechem odpowiedział prezes i posłał mi oczko. Zacisnęłam ze złości pięść i opowiedziałam, wstając z krzesła:

— Nie możecie tego zrobić! Co ona wam zawiniła! Ma małe dziecko!

— O, widzę, że nasza lodowa dama ma serce, więc już wiesz, jaką drogę wybrałaś — kontynuował.

— Widzę, że najważniejszy temat został omówiony. Alicjo, bardzo ci dziękujemy za spotkanie.

Wstałam, serce waliło mi jak oszalałe. Nikt nic nie powiedział. Siedzieli w milczeniu. Otworzyłam drzwi, odwróciłam się i z żalem w oczach spojrzałam na nich wszystkich jeszcze raz, po czym zatrzasnęłam je za sobą.

Szybkim krokiem udałam się do gabinetu, chwyciłam torbę i jak najszybciej chciałam stąd wyjść. Minęłam po drodze Magdę i kilka osób. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie wiedziałam, jak długo uda mi się utrzymać na wodzy emocje, jakie targały mną po spotkaniu. Wyszłam z firmy, wsiadłam do najbliższej taksówki stojącej koło biurowca i wróciłam do mieszkania.

Zamknęłam za sobą drzwi i poddałam się emocjom. Po mojej twarzy spływały łzy, których za nic nie chciałam powstrzymywać. Otworzyłam się przed jedyną najbliższą mi osobą z pracy, roztopiłam lodowy mur, który nas dzielił. A teraz wszystko obróciło się przeciwko mnie. Posunięcie zarządu to cios poniżej pasa, którego się nie spodziewałam. Jak mogłabym pozwolić, aby zrujnowali życie takiej fantastycznej kobiecie jak Magda. Zawsze uśmiechnięta, troskliwa i oddana. W takich sytuacjach zastanawiam się nad tym, czym jest człowieczeństwo…

Wyciągnęłam pluskwę z biustonosza. W salonie na stole leżał mój stary laptop. Uruchomiłam go i zaczęłam przesłuchiwać to, co się nagrało. Miałam twarde dowody, aby ich wszystkich pogrążyć, ale sytuacja się diametralnie zmieniła. Cały plan legł w gruzach, nie mogłam poświęcić tej biednej dziewczyny, by się zemścić. Potrzebowałam nowego planu, zawsze miałam w zanadrzu plan awaryjny, a tym razem go nie przygotowałam. Obawiam się, że nie wymyślę nic przed balem.

Zrobiłam sobie ulubioną zieloną herbatę i zaczęłam ponownie przeglądać pliki na służbowym laptopie, na pewno uda mi się coś jeszcze znaleźć na nich w bazie danych firmy.

— Bingo! — krzyknęłam radośnie. Znalazłam coś naprawdę mocnego na naszego kochanego prezesa. Jednak w takich sytuacjach zaletą jest mieć dostęp do wszystkich kont pracowników obecnych i tych już niepracujących…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: