Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Jeśli tylko Ty - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 sierpnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jeśli tylko Ty - ebook

Jeśli tylko Ty, pierwszy tom nowej serii Nieobojętność autorstwa Klaudii Bianek, to historia, która nie wydarzyła się naprawdę. I całe szczęście. To byłby potworny skandal.

Agata Targosz, młoda dziennikarka pracująca w gazecie swojego męża, dostaje ważne zlecenie. Ma napisać książkę o człowieku, którego nazwisko nie schodzi z pierwszych stron gazet. Po warunkowym opuszczeniu aresztu Kamil Przybora jest na językach wszystkich. Jego sprawa wciąż czeka na wyjaśnienie, a każdy dziennikarz marzy o tym, by z nim porozmawiać i opisać jego wersję wydarzeń. Ale Kamil nie chce rozmawiać z nikim. Z nikim, oprócz Agaty.

Tylko jej pozwoli poznać prawdę o tym, co przeszedł. Może z demonami przeszłości można walczyć jedynie we dwoje?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66981-15-7
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Obojętnie nie możesz teraz przejść,

pozytywnie myśl, by nie zatracić się.

Już nigdy nie rzucaj słów na wiatr.

Zobaczysz, ile jesteś wart.

Jak zburzyć mur, który nie miał stanąć?

Kochamy pół na pół, a to za mało.

Ile potrzeba czasu, by każdy zaczął cenić słowa?

Ile goryczy ma mieć owoc, który przestanie smakować?

Obojętnie nie możesz teraz przejść,

pozytywnie myśl, by nie zatracić się.

Już nigdy nie rzucaj słów na wiatr.

Zobaczysz, ile jesteś wart.

Nie, nie rzucaj słów na wiatr,

Bo jedno słowo może zmienić świat.

Zamknij oczy, pomyśl ile, ile nas łączy, a nie dzieli…

Tadeusz Seibert, Nie!obojętność

Muzyka: Tadeusz Seibert, Andrzej Granat,
Adam Lemańczyk, Przemysław PukAgata

Lubiłam wieczory, gdy w mieszkaniu nie było Roberta. Co piątek brał udział w spotkaniach z innymi biznesmenami i wracał późno, a ja nigdy nie zadawałam pytań. Jego nieobecność sprawiała, że przestawałam udawać i mogłam być sobą. Brałam na spacer mojego psa, sprzątałam, słuchałam muzyki i tańczyłam po salonie w dresach, mając w głębokim poważaniu to, że nie wyglądam idealnie.

Precel był dziesięcioletnim, przeuroczym psiakiem, sięgającym mi do połowy łydek. Czarny, z oklapniętymi uszami i białym krawatem pod szyją. Wzięłam go kilka lat temu ze schroniska, ku oburzeniu mojego męża. On uważał, że do kobiety takiej jak ja bardziej pasowałby jakiś rasowy, torebkowy piesek, a nie byle jaki mieszaniec. To tylko dowodziło tego, że w ogóle mnie nie znał. Kochałam Precla najszczerszym rodzajem miłości i tylko on jeden wiedział, jak bardzo mi w życiu źle.

Związek z Robertem od początku był dla mnie układem. Dałam radę się przy nim ustawić na tyle, by moja mama nie musiała już nigdy więcej klepać biedy takiej jak wtedy, gdy byłam dzieckiem, a mój ojciec regularnie robił sobie z nas worki treningowe. Dzieliło nas z mężem piętnaście lat różnicy. Teoretycznie wiek to tylko liczby, lecz w naszym przypadku te liczby miały ogromne znaczenie, bo mieliśmy zupełnie inne priorytety życiowe.

– Precel! – zawołałam rozbawiona, gdy weszłam do łazienki i zastałam mojego pupila wtulającego się w stos brudnych ubrań, które właśnie zamierzałam wpakować do pralki. – Musisz to robić?

Zamachał ogonem. Musiał, a jakże. Przykucnęłam, a psiak od razu zerwał się i podszedł do mnie, prosząc o pieszczoty. Oboje byliśmy spokojniejsi bez Roberta w pobliżu. Przy mężu czułam zawsze presję bycia kimś innym, by znowu się nie czepiał i nie narzekał. Precel natomiast, doznając konsekwentnej niechęci z jego strony, unikał go jak ognia i kulił się za każdym razem, gdy Robert znalazł się zbyt blisko.

Zaczęłam segregować ubrania wedle koloru: białe na jedną kupkę, a kolorowe na drugą. Nuciłam pod nosem zasłyszaną dziś w radiu piosenkę, a mój czworonożny przyjaciel leżał obok, obserwując, co robię, i wszystko zdawało się być w porządku.

Chwilę później w moje ręce trafiła jedna z białych koszul Roberta. Miał ją na sobie w tym tygodniu. I można by pomyśleć, że to koszula jak wszystkie inne, lecz wcale tak nie było. Ta konkretna nosiła na kołnierzyku ślad czerwonej szminki. Każda kobieta na moim miejscu wpadłaby w histerię, bo przecież takie sygnały w większości przypadków oznaczają zdradę. Ale ja już wcześniej doskonale wiedziałam, że Robert spotyka się z kimś na boku.

Miała na imię Linda i była jego sekretarką. Dwudziesto­ośmioletnia seksbomba w ołówkowej spódnicy i dwunastocentymetrowych szpilkach tylko potwierdzała to, co już wiedziałam – Robert lubił młodsze. Mając trzydzieści trzy lata, nie mieściłam się już pewnie w jego kanonie. A może chodziło o to, że mu się po prostu znudziłam, bo w naszych zbliżeniach od dawna panowała rutyna? Żeby było śmieszniej, wszyscy pracowaliśmy w tej samej firmie, a była nią redakcja jednej z najpopularniejszych gazet w kraju, której właścicielem był nie kto inny, a właś­nie mój mąż. Jako młoda dziennikarka robiłam tam staż. Uwodził mnie od pierwszego dnia i początkowo byłam nim naprawdę zafascynowana. Która dziewczyna by nie była? Moje życie nie było usłane różami, a dzięki Robertowi i jego pieniądzom mogłam spróbować polepszyć los swój i mojej mamy. Udało się tylko i wyłącznie dlatego, że zdecydowałam się grać kogoś, kim nie jestem, i pewnym było, że nigdy nie będę.

Zacisnęłam usta i wrzuciłam koszulę ze śladem szminki do pralki. Każdą następną oglądałam w poszukiwaniu kolejnych dowodów zdrady. W którymś momencie poczułam na materiale damskie perfumy i pewnie nos mnie nie mylił.

Linda miała bardzo ładne perfumy, które zresztą kupił jej mój mąż. Dowiedziałam się o tym dzięki poczcie pantoflowej. Romans Roberta z sekretarką nie był dla nikogo tajemnicą. Cała redakcja o tym wiedziała, ale sami zainteresowani nie za bardzo się tym przejmowali.

Wstawiłam pranie i opuściłam łazienkę, a Precel niezwłocznie wybiegł za mną. Zerknęłam na zegar stojący w kuchni. Było kilka minut po dwudziestej drugiej. Teoretycznie miałam jeszcze kilka godzin dla siebie. Zazwyczaj z tych swoich cotygodniowych spotkań wracał około drugiej lub trzeciej. Szedł wtedy pod prysznic i przychodził do łóżka. Czasem od razu szedł spać, a bywało też tak, że się przytulał lub nawet dotykał mnie w jedno­znaczny sposób. Udawałam, że śpię, byleby tylko nie musieć uprawiać z nim seksu, zwłaszcza gdy miałam uzasadnione podstawy, by przypuszczać, że wcześniej trzymał w ramionach kochankę. Cotygodniowe spotkania biznesowe nie wykluczały szybkich spotkań erotycznych z Lindą, doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Nawet jeśli nic do niego nie czułam, to świadomość, że sypia z tą flądrą, a później przychodzi do mnie, była co najmniej obrzydliwa.

Przygotowałam popcorn i w starych dresach oraz wyciągniętej koszulce usiadłam przed telewizorem. Włosy związałam w niedbały kok na czubku głowy i pozwoliłam, by Precel ułożył się do snu na moich udach. Tak mogłoby wyglądać moje życie, gdyby moje być albo nie być nie było tak uzależnione od Roberta.

Włączyłam zdobiący ścianę salonu wielki telewizor. Spędziłam jakiś czas, skacząc po kanałach, następnie przerzuciłam się na Netfliksa i wybrałam jakąś polską komedię. Mój mąż szczerze nienawidził tego gatunku, natomiast ja byłam ogromną fanką prostego humoru.

Zdziwiłam się, gdy jakieś pół godziny później rozległ się dzwonek do drzwi. Zerknęłam przez przeziernik i w zniekształconej szkiełkiem postaci z ulgą rozpoznałam mojego przyjaciela, Bruna.

– Hej! – powiedziałam z uśmiechem, a Precel od razu wyprysnął z mieszkania i zaczął skakać wokół nóg naszego gościa jak mała piłeczka. – Co tutaj robisz?

– Pomyślałem, że dotrzymam ci towarzystwa – odparł Bruno i uniósł butelkę czerwonego wina. – No, cześć, przyjacielu! Cześć, cześć! – Pogłaskał psa po czarnym łebku i wszedł do mieszkania, a Precel podążył za nim, wciąż skamląc i domagając się uwagi.

Bruno był wysokim blondynem o niebieskich, naprawdę hipnotyzujących oczach. Od jakichś dwóch lat nosił okulary w czarnych oprawkach, które zdecydowanie dodawały mu uroku. Chociaż był przystojnym mężczyzną, to jak do tej pory nie związał się z nikim na stałe. Chodził na randki, czasem nawet wdawał się w jakąś znajomość, lecz zazwyczaj po kilku miesiącach wracał do punktu wyjścia, uznając, że został stworzony do bycia singlem.

Coś o tym wiedziałam, bo tak się składało, że Bruno – oprócz tego, że obecnie był moim najlepszym przyjacielem – dawniej, jeszcze na studiach, miał status mojego chłopaka. Tym sposobem byliśmy dowodem na to, że przyjaźń po związku może mieć rację bytu. Wystarczyło się tylko odrobinę postarać i popracować nad brakiem zazdrości wobec byłego lub byłej. Bułka z masłem, naprawdę!

– Nie ma go? – Bruno popatrzył mi znacząco w oczy.

– Jak co piątek. Bankiet – odparłam i ruszyłam do kuchni po kieliszki do wina oraz korkociąg.

Wszędzie panowały luksus i przepych, którym nie pogardziliby celebryci. W naszym apartamencie z widokiem na panoramę miasta żyrandole musiały być z kryształu, zastawa obiadowa zdobiona ręcznymi malunkami, sprzęty RTV i AGD z najwyższej półki, a łoże w sypialni wielkie jak Roberta ego. Próbował nakłonić mnie do zatrudnienia kucharki i sprzątaczki, lecz stanowczo się temu sprzeciwiłam.

Wróciwszy do salonu, zastałam Bruna i Precla na kanapie (oczywiście skórzanej, bo Robert taką chciał), tulących się do siebie. Ogon mojego psa poruszał się z prędkością światła. Zwierzak był tak rozemocjonowany, że nagle zupełnie zapomniał o swoim dość sędziwym wieku.

– Jak myślisz, o której dzisiaj wróci? – zapytałam przyjaciela, zajmując miejsce obok niego.

Bruno odkorkował butelkę wina, a ja podstawiłam kieliszki. Obserwowałam, jak wypełnia szkło czerwonym alkoholem. Jak zawsze zadbał, byśmy oboje mieli po równo.

– Raczej nie odpuści sobie randki z Lindą, także… – Zerknął na mnie znacząco.

Upiłam łyk słodkiego trunku i poczułam, jak pod wpływem tego smaku jeszcze bardziej się rozluźniam. Korzystałam z czasu swobody, zanim znów będę musiała grać przykładną, nieświadomą zdrad żonę.

– Ostatnio analizowałam, jak bardzo utopiłam się we własnym życiu. Moja mama w końcu ma szansę spokojnie egzystować i nie bać się o kolejny dzień. Robert wynajął jej mieszkanie na osiedlu strzeżonym, dzięki czemu ojciec nie ma szans jej nachodzić, bo nawet nie wie, dokąd się wyprowadziła. Ja teoretycznie też nie mogę narzekać, bo mam wszystko. Poza miłością. – Popatrzyłam Brunowi w oczy i zaczęłam nerwowo obdrapywać paznokcie z czarnego lakieru.

Przyłapał mnie na tym i chwycił moje dłonie, powstrzymując ten nerwowy odruch, który wykształcił się u mnie na studiach.

– Zamierzasz kiedyś pomalować paznokcie na inny kolor? – zapytał, jakby chciał jak najszybciej zmienić temat.

– Nie – zaprzeczyłam.

Od lat malowałam paznokcie wyłącznie na czarny kolor. Był to mój znak rozpoznawczy. Nauczyciele w gimnazjum zaciekle go zwalczali, jakby to było gorsze niż głębokie dekolty i odkryte brzuchy moich rówieśniczek.

Upiłam kolejny łyk wina i uśmiechnęłam się lekko do Bruna. Czekałam, czy zareaguje w końcu na to, co powiedziałam o moim życiu. On jednak celowo zaczął obdarzać swoją uwagą wyłącznie Precla, a później przesadnie zainteresował się filmem, którego fabuła dla nas obojga była jedną wielką tajemnicą. Przez pierwsze kilka minut trwającej między nami ciszy czułam się poirytowana, że znów nie zareagował na moje wyznanie. Później jednak zdałam sobie sprawę, że i tak poczułam ulgę, bo po prostu powiedziałam na głos, co leżało mi na sercu. Te słowa dotarły do Bruna, byłam pewna. Może postanowił nie odpowiadać, by mnie w jakiś sposób nie zranić?

Nie wyszło nam, bo za bardzo rozmijały się nasze życiowe priorytety. Los tak chciał, że teraz pracowaliśmy w tej samej redakcji, widywaliśmy się każdego dnia i nie potrafiliśmy przeżyć zbyt długo bez rozmowy ze sobą. Nawet jeśli byliśmy różni i nie nadawaliśmy na tych samych falach, to łączyła nas trwała przyjaźń, w żaden sposób nieobciążona widmem naszego nieudanego związku.

Oparłam głowę na ramieniu Bruna i sączyłam powoli wino, które z czasem zaczęło przyjemnie rozgrzewać mnie od środka. Łagodny szum w głowie płoszył wszystkie kłopotliwe myśli, a ciche pochrapywanie Precla sprawiało, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Film na Netfliksie opowiadał o trzech facetach, którzy rzucili się w wir jakiejś niewiarygodnej przygody. Bruno czasem zaczynał się śmiać, a ja nie bardzo wiedziałam z czego.

– Miał na kołnierzyku ślad jej szminki, wiesz? – powiedziałam niespodziewanie, a mój przyjaciel drgnął i popatrzył na mnie z niezrozumieniem. – Wstawiałam pranie i znalazłam na jego koszuli ślad jej szminki – wyjaśniłam dokładniej. – Właśnie! Zapomniałam wywiesić, a już dawno się wyprało.

Chciałam wstać i pójść to zrobić, lecz Bruno objął mnie ramieniem i przytrzymał przy sobie. Poczułam jego pocałunek na skroni. Ktoś mógłby pomyśleć, że był w tym jakiś podtekst, że on mnie tak naprawdę kocha i choć starał się z tym walczyć, tym gestem właśnie tę walkę przegrał. Nie. Nie w naszym przypadku. To było platoniczne i wszelka bliskość między nami nie nosiła już znamion romantycznych.

– Jutro rano włączysz płukanie i powiesisz, a dziś daj już sobie spokój – polecił spokojnie i dolał mi jeszcze wina do prawie opróżnionego kieliszka. – Nadejdzie dzień, gdy się od niego uwolnisz – powiedział z taką pewnością, jakby los dał mu gwarancję, że tak właśnie będzie.

Nie byłam w stanie powstrzymać sceptycznego spojrzenia. Wzięłam głęboki oddech.

– On nie jest doszczętnie złym człowiekiem – wyszeptałam pod wpływem alkoholowej szczerości, bo rzeczywiście tak właśnie myślałam. – Po prostu nic do siebie nie czujemy. Czasem tylko mam ochotę podejść do Lindy i powyrywać jej wszystkie włosy z głowy, ale nie dlatego, że jestem zazdrosna. Po prostu nie cierpię tego jej parszywego uśmieszku, którym raczy mnie za każdym razem, gdy wchodzę lub wychodzę z biura Roberta – powiedziałam ze złością, bo właśnie to uczucie ogarniało mnie na samą myśl o tej cholernej paniusi: złość. – Bruno, powiedz sam! Ona jest ode mnie pięć lat młodsza, ale wygląda starzej niż ja, prawda?

Mój przyjaciel zaczął się śmiać. I to tak bardzo, że obudził Precla. Zmarszczyłam brwi, bo nie rozumiałam, co według niego było takie zabawne! Od dawna zastanawiałam się nad kwestią różnic w moim i Lindy wyglądzie i tylko czekałam na okazję, gdy będę mogła poszukać u Bruna potwierdzenia dla moich przypuszczeń.

Pacnęłam go w ramię, oburzona.

– Co cię tak śmieszy? – zapytałam z marsową miną.

– Ty – odpowiedział po prostu i znów przez chwilę nie mógł zapanować nad śmiechem. – Tak, wygląda dużo starzej od ciebie. To pewnie dlatego, że ty jesteś naturalna, a ona sporo sobie upiększyła za pomocą medycyny estetycznej – odpowiedział w taki sposób, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

– Operacje plastyczne powinny raczej odmładzać, a nie postarzać – stwierdziłam z niesmakiem.

– U Lindy coś nie wyszło – odparł rozbawiony Bruno i wzruszył ramionami.

Teraz to ja zaczęłam się śmiać. Z czystej złośliwości, i nie zamierzałam tego ukrywać.

– Wiesz, że Robert chciał, żebym powiększyła sobie piersi? – wypaliłam nagle, bo dotarło do mnie, że nigdy nie wspomniałam Brunowi, że mąż złożył mi taką propozycję.

Jego wzrok pomknął w kierunku mojego biustu, który nie należał do najmniejszych, ale zdecydowanie odbiegał od tego, który dzięki chirurgowi plastycznemu zafundowała sobie Linda.

– Przecież twoje są… idealne – wypalił bez namysłu Bruno, a ja popatrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. W jednej chwili zorientował się, co powiedział, i od razu uniósł dłonie w obronnym geście. – Bez podtekstów, oczywiście!

Parsknęłam śmiechem, opróżniłam kieliszek do dna i otarłam usta wierzchem dłoni w mało kobiecym geście.

– No jasne, przecież jesteśmy „bezpodtekstowi” – odparłam i puściłam do niego porozumiewawcze oko.

Tak właśnie się umówiliśmy – dawno temu, w obawie o naszą przyjaźń, zdecydowaliśmy, że wszelkie komplementy w naszym przypadku nigdy nie będą zawierały podtekstów. Słowa Bruna pod adresem moich piersi były mocno onieśmielające i pewnie gdyby powiedział je ktoś inny, to spłonęłabym żenującym rumieńcem, natomiast przy Brunie udało mi się tego uniknąć. Poza tym doskonale wiedział, co mówi, ponieważ jakkolwiek by było, kiedyś zaliczył wiele bliskich spotkań z moimi piersiami. Chyba można powiedzieć, że był ich wielbicielem.

Robert natomiast preferował te sztuczne. Pamiętałam doskonale naszą rozmowę z tamtego wieczora, gdy wyszedł z tym pomysłem, a ja poczułam się, jakby strzelił mi prosto w twarz, bo oczywistym było, że miało to coś wspólnego z jego kochanką. Zaoponowałam na tyle stanowczo, że nie wracał do tematu.

Kilka minut po pierwszej w nocy Bruno zamówił taksówkę i pojechał do domu, a ja zawołałam Precla i poszliśmy do sypialni. Chciałam zasnąć przed powrotem Roberta, co za sprawą upojenia wywołanego słuszną ilością wina było dość łatwe. Odpłynęłam kilka sekund po tym, jak przyłożyłam głowę do poduszki. Nie słyszałam, gdy mój mąż wrócił do domu.

*

Sobotni poranek powitał mnie słońcem wyłaniającym się zza mgły. Poduszka obok nosiła jeszcze znamiona obecności Roberta, ale jego poważny, profesjonalny ton dochodził już z innej części mieszkania. Ten człowiek nigdy nie przestawał pracować. Chociaż miał ogromne ilości pieniędzy, wciąż chciał więcej i więcej. Wprawdzie nie zatrzymywał wszystkiego dla siebie, wspierał stałymi przelewami kilka fundacji, jednak gdy prosiłam, by zrobił sobie krótki urlop, odpowiedź za każdym razem była odmowna.

Wydobyłam się z pościeli i zawołałam Precla, który od jakiegoś czasu upodobał sobie spanie pod łóżkiem na mojej bluzie, która jakimś cudem tam wpadła i przez pewien czas nie wiedziałam, co się z nią stało. Dopiero po kilku dniach odkryłam, że mój psiak zrobił sobie z niej ekskluzywne posłanie.

Ubrałam się. Niestety dziś musiałam odpuścić sobie wygodne dresy, bo one nigdy nie znajdywały aprobaty Roberta, a naprawdę nie miałam ochoty słuchać jego wynurzeń, jak to gubię swoje atuty pod workowatymi ciuchami.

Walczył, bym do redakcji chodziła w ołówkowych spódnicach – jak Linda, koszulach na guziczki – jak Linda, i wysokich obcasach – jak Linda. Uparłam się jednak na trampki, rurki i zwykłe bluzki, bo nie zamierzałam stylizować się na bohaterki romansów biurowych, które swoimi wdziękami kusiły bogatych mężczyzn w garniturach. Ja już miałam bogatego mężczyznę w garniturze i wcale nie byłam z nim szczęśliwa.

Zastałam go przy kuchennej wyspie. Stał nad rozłożonymi dokumentami i rozmawiał przez telefon. Obejrzał się przez ramię na dźwięk stukających po parkiecie pazurków Precla i skinął mi głową bez uśmiechu. Tryb służbowy, a jakże!

Wyciągnęłam z naszej dużej, dwudrzwiowej lodówki butelkę z sokiem pomarańczowym i nalałam sobie trochę do szklanki. W czasie rozmowy telefonicznej mojego męża przygotowałam nam na śniadanie tosty francuskie, wedle sobotniej tradycji.

– Widzę, że miałaś wczoraj gościa. – To były pierwsze słowa, jakie wypowiedział do mnie po odłożeniu iPhone’a.

– Tak, wpadł Bruno – odpowiedziałam i wzruszyłam ramionami. Pusta butelka po winie i dwa kieliszki stały na stoliku kawowym w salonie jako jawny dowód mojej winy, która wcale winą nie była.

Robert nie wiedział, że Bruno był moim byłym chłopakiem z czasów studiów, i bardzo dbałam, by ta informacja do niego nie dotarła. Nasze małżeństwo, oprócz tego, że dla mnie stanowiło jedynie sposób na zapewnienie bytu mamie i wyrwanie się z dawnego życia, dalekie było od wszelkich znanych szablonów. Łączyły nas obrączki, nazwisko, wspólne mieszkanie i praca, ale fakty są takie, że nasza relacja była po prostu cholernie dziwna. Robert, który sam miał romans od dłuższego czasu, był jednocześnie niezdrowo zazdrosny o mnie i nie popierał mojej przyjaźni z Brunem. Przy jednej z naszych kłótni twardo postawiłam granice, a on jakimś cudem starał się ich trzymać. Przynajmniej w tej kwestii. Gdyby jednak dowiedział się, że ja i Bruno kiedyś… Wtedy prawdopodobnie zignorowałby wszystkie moje granice i postawił ultimatum, doskonale zdając sobie sprawę, że wybiorę jego, bo nie mam innego
wyjścia.

Trzymał mnie w garści i był tego świadomy.

Widziałam, jak zacisnął usta, gdy wypowiedziałam imię mojego przyjaciela, ale powstrzymał się od komentarza, chociaż z pewnością nie było mu łatwo.

– Jakie masz na dzisiaj plany? – zapytałam, żeby szybko zmienić temat.

– Muszę popracować i wykonać kilka telefonów, więc zamknę się na kilka godzin w biurze – odpowiedział i zerknął na mnie znacznie łagodniej. – Ty co będziesz robić?

– Posprzątam, ale najpierw muszę wypłukać pranie, którego wczoraj nie wywiesiłam – odpowiedziałam, zasiadając do śniadania przy stole w jadalni.

– Pewnie dlatego, że wpadł Bruno – powiedział spokojnie Robert, bo najwyraźniej nie mógł podarować sobie drobnego przytyku. – Nie boli cię głowa po tym winie? – Zajął miejsce naprzeciwko mnie.

– A wiesz, że jakoś nie? – Nie chciałam dać mu satysfakcji, że mi dopiekł.

– To całe szczęście, bo dziś taki ładny dzień i szkoda byłoby, gdybyś miała spędzić go na kacu.

– Bez przesady, aż tak dużo nie wypiliśmy. – Zamaskowałam niesmak sztucznie żartobliwym tonem.

– Tobie dużo nie potrzeba. Masz słabą głowę. – Kolejny raz nie powstrzymał się od złośliwości. W taki właś­nie sposób często okazywał mi swoje niezadowolenie, które wylewało się z niego bokami zwłaszcza w kontekście Bruna.

Zdobyłam się na uśmiech, by myślał, że przyznaję mu rację.

Patrzyłam na męża podczas śniadania i po raz kolejny zdałam sobie sprawę, że wciąż może się podobać kobietom, chociaż zostały mu zaledwie dwa lata do ukończenia pięćdziesiątki. Był wysoki i nosił gustownie wystylizowany zarost. Jego czarne niegdyś włosy teraz były już przyprószone siwizną, podobnie jak broda, lecz Robert stanowił typ faceta, który był jak wino – im starszy, tym lepszy. Jeśli dodać do tego jego drogie, eleganckie ubrania i drogi samochód, a także pewność siebie i wpływowość, to stanowił naprawdę interesujący kąsek.

Zanim udałam się do łazienki, by wypłukać pranie, zmuszona byłam wysłuchać relacji z wczorajszego bankietu, który przyniósł nowe układy i współprace. Robert był jak wilk – doskonale wiedział, gdzie polować, by zyskać dobrą zdobycz. Branża dziennikarska była trudna, niejednokrotnie trzeba było przepychać się łokciami i walczyć o wyłączność do tematów, które rozpalały cały kraj. Nasza redakcja mogła się poszczycić najlepszymi dziennikarzami, którzy zazwyczaj nie cofali się przed niczym, by zdobyć informacje. A jeśli się cofali, to wylatywali na zbity pysk, bo Robert nie akceptował niesubordynacji i opieszałości.

Dłuższa rozmowa z mężem zmęczyła mnie na tyle, że z ulgą przyjęłam moment, w którym zamknęłam się w łazience. Gdy pralka wirowała, zrobiłam sobie maseczkę oczyszczającą na twarz i przejrzałam wiadomości w telefonie. Później wyszłam z koszem pełnym mokrych ubrań na taras. Panorama miasta niezmiennie zapierała mi dech w piersiach. Mieszkaliśmy na dwudziestym piątym piętrze apartamentowca i widok był oszałamiający. Rozwiesiłam pranie i przez chwilę oddychałam pełną piersią, a gdy dołączył do mnie Precel, usiadłam razem z nim na podwieszanej wiklinowej huśtawce. Psiak wtulił się we mnie, a ja pocałowałam jego mały, czarny łepek.

Przypomniałam sobie dzień, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy. Siedział w schroniskowym kojcu, skulony i przerażony. Trafił tam, bo pewnego dnia stał się dla kogoś problemem i porzucono go w lesie przy drodze wylotowej z miasta. Znalazła go jedna z wolontariuszek, więc miał szczęście w nieszczęściu. Ja dowiedziałam się o Preclu ze strony internetowej schroniska. Pojechałam tam z zamiarem adoptowania właśnie jego i o mały włos bym się spóźniła, ponieważ była nim zainteresowana również para emerytów. Można powiedzieć, że Precel sam mnie wybrał. Podbiegł, wdrapał się na kolana i ani myślał z nich zejść. Pracownicy schroniska uznali, że zostaliśmy dla siebie stworzeni.

Emeryci byli wyrozumiali i nie zamierzali oburzać się na to, że „sprzątnęłam” im upatrzonego czworonoga sprzed nosa. Postanowili poszukać nowego domownika wśród schroniskowych weteranów, ku uciesze towarzyszących nam wolontariuszek. Więc tego dnia swój dom znalazł także inny, podobny do mojego wybrańca psiak.

Robert był zniesmaczony moim wyborem, ale – szczerze? – miałam to gdzieś. Pokochałam Precla od pierwszego wejrzenia. Zjeździłam trzy największe sklepy zoologiczne, by zrobić mu najlepszą wyprawkę na świecie. Zasługiwał na to po wszystkim, co przeszedł z winy człowieka.

Przez resztę dnia zajmowałam się porządkami w domu, chociaż właściwie nie było brudno. Mieszkaliśmy na dużej przestrzeni we dwoje z małym psiakiem, a w tygodniu bardzo często nas nie było. Robert zamknął się w biurze i siedział tam aż do wieczora, a ja w spokoju ugotowałam obiad, później kolację i po wieczornej rozmowie telefonicznej z mamą położyłam się wcześniej do łóżka.

Nawet jeśli nie miałam kaca, to trochę bolała mnie głowa. Sen jednak nie przyszedł tak łatwo, jak mi się wydawało, że przyjdzie, dlatego włączyłam w sypialni telewizor. Trafiłam na skrót wiadomości, który nadawała stacja informacyjna. Największą sensacją było wczorajsze wyjście na wolność Kamila Przybory, człowieka, który w dwa tysiące pierwszym roku został skazany na dwadzieścia pięć lat więzienia za morderstwo Joachima Sowy, syna popularnego ówcześnie polityka. Po dwóch dekadach odsiadki wyrokiem sądu penitencjarnego Przybora warunkowo opuścił zakład karny.

Patrzyłam na wychudzonego, przerażonego otaczającym go tłumem dziennikarzy mężczyznę, który osłaniał głowę rękami i starał się jak najszybciej dotrzeć do zaparkowanego pod więzieniem samochodu. Ludzie wykrzykiwali do niego pytania, lecz nie odpowiadał. Tylko raz spojrzał prosto w obiektyw kamery. Zobaczyłam wtedy jego bladą, zapadniętą twarz i parę pozbawionych woli walki, dużych, niebieskich oczu. Przypominał spłoszone zwierzę, które zostało wypuszczone z klatki, lecz myśli, że nadal w niej jest.

Jego adwokatka uważała, że siedział niesłusznie, że ludzie, którzy go skazali, popełnili błąd. Sam Przybora od początku tamtego procesu uważał się za osobę niewinną. Ale w oczach społeczeństwa był mordercą dwudziestoletniego Joachima Sowy, Złotego Chłopca małego ekranu. A przy okazji syna znanego polityka. Przedterminowe zwolnienie skazanego wywoływało ogromne emocje opinii publicznej.

Sama próba wyobrażenia sobie jego sytuacji przyprawiła mnie o dreszcze przerażenia. W głowie eksplodowały mi znaki zapytania. Co on musiał czuć…?

Pochłonięta myślami, nie zauważyłam, że do sypialni wszedł Robert.

– Ten facet jest obecnie kurą znoszącą złote jaja, wiesz? Jego historia stanowi nie lada materiał na film – powiedział, a ja drgnęłam i popatrzyłam na niego bez pomysłu na to, co mogłabym rzec. – Świat dziennikarski zapłonął po tym wyroku. Teraz każdy zadaje sobie pytanie, czy rzeczywiście jest niewinny. Podobno nie ma rodziny, przyjaciół, dosłownie nikogo. Zaczyna od zera. Jedni go nienawidzą, inni żałują. Jeśli nie chcemy zostać w tyle, to musimy…

Przestałam zwracać uwagę na męża. Nie miałam w tym momencie ochoty słuchać rekina sensacji, chcącego zarobić na niewyobrażalnej ludzkiej tragedii.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: