- W empik go
Jestem córką szejka - ebook
Jestem córką szejka - ebook
Poruszająca historia córki jednego z najbogatszych szejków.
Córki szejków od najmłodszych lat otoczone są niewyobrażalnym luksusem i liczną służbą. Wiodą bajkowe życie, nie martwiąc się o sprawy dnia codziennego. Noszą najdroższe ubrania, buty, torebki i biżuterię, podróżują do najbardziej ekskluzywnych miejsc świata, a jako prezenty otrzymują okazy dzikich zwierząt, które stają się ich domowymi pupilami oraz warte miliony dolarów supersamochody, produkowane w kolekcjonerskich, limitowanych do kilkunastu sztuk seriach.
Laila Shukri opowiada historię najlepszej przyjaciółki swojej córki. Jak wygląda życie córek szejków? Czy są one szczęśliwe? Jakie sekrety skrywają? I jaką cenę przychodzi im płacić za życie w luksusie?
Amira jest jedną z tych pochodzących z wpływowych arabskich rodów dziewczyn. Niestety, z biegiem lat coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że żyje w złotej klatce, która atrakcyjnie wygląda tylko z zewnątrz… Kiedy spotyka miłość swojego życia, wie, że bogactwo może stać się jej przekleństwem.
Barwny świat Wschodu, ociekający przepychem, a zarazem pełen zatrważających tajemnic, w najnowszej książce Laili Shukri, która zdradza tajemnice córek szejków i stawia podstawowe pytanie: Czy wielkie pieniądze potrafią dać prawdziwe szczęście?
Laila Shukri - ukrywająca się pod pseudonimem pisarka jest znawczynią Bliskiego Wschodu, Polką mieszkającą w krajach arabskich i podróżującą po całym świecie. Obecnie przebywa w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, ale już planuje kolejną podróż. Niezależnie od tego, czy zatrzyma się na dłużej w pustynnej oazie czy w ociekającym luksusem hotelu, udaje jej się dotrzeć do najgłębszych sekretów świata arabskiego. Po całym dniu uwielbia zasiąść na tarasie i napić się campari. Debiutowała w 2014 roku, od tego czasu każda z jej książek podbija listy bestsellerów.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8234-880-4 |
Rozmiar pliku: | 460 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Białe lwiątko
Wystawne przyjęcie urodzinowe, które mój ojciec, bogaty i wpływowy szejk, wyprawił mi na moje dziesiąte urodziny, było jednym z najważniejszych i najbardziej przyjemnych wspomnień z dzieciństwa. Przygotowania rozpoczęły się długo przedtem, zanim się odbyło, i brały w nich udział przede wszystkim moja mama, jej siostra Dżamila i Latifa, kuzynka, którą najbardziej lubiłam.
Na imię mam Amira, co po arabsku znaczy księżniczka. Kiedy z moją mamą, ciocią Dżamilą i jej córką Latifą jeździłyśmy, żeby wybrać odpowiednią salę na to wielkie wydarzenie, rzeczywiście czułam się jak księżniczka. Menedżerowie w dobrze skrojonych, czarnych garniturach witali nas z ogromną atencją w recepcjach pięciogwiazdkowych hoteli, którymi zarządzali, a następnie prowadzili nas do dużych, ekskluzywnych sal balowych, zachwalając po drodze zalety swojej wyjątkowej oferty.
– Madame, możemy zrobić przyjęcie tematyczne z dekoracjami i postaciami z ulubionych książek lub filmów Amiry – deklarowali. – Ponadto duży tort oraz wszystkie zabawy i atrakcje będą się wpisywać w główny motyw wieczoru.
– Najpierw obejrzymy salę, a później ewentualnie ustalimy wszystkie szczegóły – niezmiennie odpowiadała moja mama.
– Jak sobie madame życzy.
Okazało się, że trzy z pięciu pokazywanych nam luksusowych sal widziałam już wcześniej. Do ostatniego z hoteli pojechałam tylko z mamą, bo ciocia z Latifą nie mogły nam tego dnia towarzyszyć.
– Tutaj tańczyłaś na weselu cioci Aiszy. – Mama zwróciła się do mnie w ociekającej bogactwem sali. – Pamiętasz, córeczko?
– Tak, mamo.
Oczywiście, że pamiętałam. To było najbardziej okazałe i najhuczniejsze wesele, w jakim brałam udział. Zgodnie z naszą tradycją uczestniczyły w nim same kobiety, które tego dnia wydały mi się szczególnie szykowne i piękne. Z podziwem patrzyłam na ich zachwycające kreacje oszałamiające wymyślnymi krojami i zdobieniami. Świetnie dobrana do nich złota biżuteria wysadzana drogocennymi kamieniami iskrzyła w świetle kryształowych żyrandoli, co powodowało, że kobiety wyglądały jeszcze bardziej olśniewająco. Całości dopełniały perfekcyjne, zazwyczaj gustownie upięte do góry fryzury oraz mocne wieczorowe makijaże.
Ja miałam na sobie specjalnie uszytą na tę okazję długą, rozkloszowaną suknię z jedwabnej tafty w kolorze błękitu, która delikatnie szeleściła przy każdym moich ruchu. Starannie ułożone przez fryzjerkę lekko pofalowane ciemne włosy spływały mi na ramiona, a szyję zdobił złoty łańcuszek z kilkoma przywieszkami, które rodzina ofiarowywała mi na kolejne urodziny. Na moich przegubach lśniły grawerowane złote bransoletki, a atłasowe, ozdobione perełkami białe pantofelki na niedużym obcasie stukały na marmurowej posadzce. Bardzo lubiłam ten odgłos, więc razem z Latifą biegałam od stolika do stolika, gdzie siedziały moje bliższe i dalsze krewne, żeby nacieszyć się tym dźwiękiem.
„Amira! Latifa!” – witały nas rozradowane ciocie. „Prześlicznie wyglądacie!”
Dwa lata starsza ode mnie Latifa była moją nieodłączną towarzyszką zabaw od najmłodszych lat. Nasze mamy były sobie bardzo bliskie, więc często odwiedzały się w swoich rezydencjach lub spotykały w kawiarniach i restauracjach. One pogrążały się w niekończących się rozmowach, a nami zajmowały się służące. Ponieważ miałam tylko dwóch starszych braci, zawsze z niecierpliwością czekałam na radośnie spędzany czas z moją kuzynką. Na weselu cioci Aiszy też nie odstępowałyśmy się ani na krok.
– I jak ci się tu podoba? – zapytała mnie mama, rozglądając się po imponującej sali.
– Bardzo – odpowiedziałam.
– Dołożymy wszelkich starań, żeby zarówno madame, jak i jej córka oraz zaproszeni goście byli zadowoleni z przyjęcia urodzinowego – zapewnił menedżer, słysząc naszą rozmowę.
– Jeżeli wybierzemy tę salę, na pewno się skontaktujemy. – Mama nie chciała jeszcze podejmować ostatecznej decyzji.
– Zapraszamy, madame.
– Przejdziemy się teraz. – Mama dała do zrozumienia, że chciałaby zostać tylko ze mną.
– Oczywiście, madame.
Krążąc po sali, przypomniałam sobie, jak razem z innymi dziewczynkami tańczyłam przed panną młodą, która siedziała na podwyższeniu udekorowanym pięknymi kompozycjami kolorowych kwiatów. Podobnie jak moje kuzynki od dziecka na różnych uroczystościach naśladowałam płynne, taneczne ruchy, które kobiety wykonywały do arabskiej muzyki, i z każdym rokiem stawałam się w tym coraz lepsza.
– Chciałabyś mieć tu urodziny? – Mama spojrzała na mnie z uśmiechem.
– Tak, tu jest bardzo ładnie. – Miejsce kojarzyło mi się z pełnym bajecznego splendoru weselem Aiszy.
– Zastanawiałaś się nad tym, jakie chciałabyś mieć dekoracje?
– Rozmawiałyśmy o tym z Latifą, ale jeszcze nie wiem, co to miałoby być…
– Będziesz miała okazję ponownie z nią o tym porozmawiać, bo z hotelu pojedziemy do cioci Dżamili – oznajmiła mama.
– Naprawdę? – Ucieszyłam się. – To super!
– Tak, już czas, żeby zdecydować, jak to wszystko ma wyglądać. Twoje urodziny coraz bliżej – przypomniała mama.
– Moje urodziny… – Byłam bardzo podekscytowana czekającym mnie przyjęciem.
Ciocia Dżamila przywitała nas z wielką radością.
– Witajcie! Witajcie! – Wycałowała i uściskała najpierw moją mamę, a następnie mnie, po czym szerokim gestem ręki wskazała na stojące w salonie kanapy. – Siadajcie!
– Latifa jest w domu, ciociu? – zapytałam.
– Tak, u siebie w pokoju. Zaraz powiem służącej, żeby ją zawołała.
– A mogę ja do niej iść?
– Oczywiście. Wiesz, gdzie jest jej pokój? – ciocia chciała się upewnić, że nie zabłądzę w rozległej rezydencji.
– Tak, wiem. – Szybko pobiegłam w stronę prowadzących na górę schodów.
Weszłam do pokoju Latify i zastałam ją leżącą na łóżku.
– O, cześć! – Uśmiechnęła się do mnie blado.
– Cześć. – Usiadłam obok niej. – Chora jesteś?
– Nie… Tylko… Brzuch mnie boli… – Jej młodą twarzyczkę oblekł szczególny wyraz.
– Za dużo zjadłaś?
– Dostałam pierwszej miesiączki.
Milczenie, które zapadło, zawierało w sobie tajemnicę wszystkich dziewczynek świata, które w pewnym znaczącym momencie zaczynały swoją niepowtarzalną drogę ku rozkwitłej kobiecości.
– I jak się czujesz?
– Dziwnie.
Ja też poczułam się dziwnie. Wiedziałam, co to jest miesiączka, bo mama wyjawiła mi niedawno, że pewnego dnia na moich majteczkach może pojawić się krew. Na początku bardzo się przestraszyłam, ale mama spokojnie mi wszystko wyjaśniła.
„To jest zupełnie normalne i będzie zdarzało się co miesiąc” – tłumaczyła. „Oznacza to, że kiedyś, w przyszłości, będziesz mogła mieć dzieci, więc należy się z tego cieszyć”. Starała się załagodzić lęk, który wcześniej dostrzegła w moich oczach.
„Tak jak Aisza?” – spytałam, bo moja dalsza kuzynka właśnie urodziła córeczkę. Byłam dla niej ciocią i rozpierała mnie z tego powodu wielka duma.
„Tak”. Mama uśmiechnęła się promiennie. „Widziałaś, jaka słodka jest ta malutka?”
„Jak prawdziwa różyczka”. Na imię miała Warda, co znaczy „róża”, i zawsze kojarzyła mi się z tym pięknym kwiatem.
„Masz rację, prawdziwa róża” – mama potwierdziła.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wiele lat później bezgraniczny strach, że ja też mogę urodzić dziecko, stanie się największym horrorem mojego życia.
– Bardzo cię boli? – spytałam Latify.
– Nie tak bardzo, ale jest tak… jakoś inaczej. – Trudno jej było opisać te nowe odczucia, które pojawiły się w jej rozwijającym się ciele.
Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć. Pomyślałam tylko, że przyjdzie dzień, kiedy ja też będę miała pierwszą miesiączkę.
– Obejrzałam z mamą ostatnią salę, w której mogą odbyć się moje urodziny – powiedziałam nieco zmieszana.
– I jak ci się podobała? – Latifa usiadła, opierając się o poduszkę.
– Bardzo.
– Wybierzesz ją?
– Nie wiem. Właśnie ciebie chciałam zapytać, co o tym myślisz.
– Jak mogę ci coś poradzić, skoro jej nie widziałam.
– Widziałaś.
– Jak to?
– To ten sam hotel, gdzie było wesele Aiszy.
– Naprawdę? – Na Latifie wyjątkowe uroczystości weselne pięknej panny młodej również zrobiły ogromne wrażenie, więc nadal miała je żywo w pamięci.
– Co sądzisz o tej sali?
– Bardzo ładna.
– Jeżeli tobie też się podoba, to ją wybiorę – zdecydowałam z szerokim uśmiechem.
– Fajnie.
W pokoju pojawiła się służąca z tacą, na której stały dwie szklanki wypełnione sokiem pomarańczowym i talerz z ciasteczkami.
– Proszę. – Postawiła tacę na niewielkim stoliku.
– Dziękuję, Zajnab. – Latifa lubiła pochodzącą z Indii służącą, która opiekowała się nią od wielu lat.
Kiedy wyszła, wróciłyśmy do rozmowy.
– A co z dekoracjami?
– Może pojedziesz tam ze mną i pomożesz mi coś wybrać? – poprosiłam.
– Chętnie, tylko… – Dotknęła swojego brzucha jakby z lekkim zawstydzeniem. – Jak nie będzie tego…
Potem, kiedy moja młodość została tak straszliwie doświadczona, zraniona, skończona, ja też podobnym gestem kładłam dłoń na swoim brzuchu. Mając irracjonalną nadzieję, że ten dotyk usunie to, co jest w środku.
– Dobrze, to za parę dni – zgodziłam się.
– Poczęstuj się. – Latifa spojrzała na tacę.
– Dziękuję. – Sięgnęłam po smakowicie wyglądające ciasteczko z pistacjami.
Gadałyśmy i gadałyśmy, aż przyszła Zajnab z posłaniem od mojej mamy.
– Amiro, twoja mama prosi, żebyś zeszła na dół – powiedziała.
– Już? – Zdziwiłam się, bo miałam wrażenie, że dopiero co zaczęłam rozmowę z kuzynką.
– Tak, mama powiedziała, że wracacie do domu.
– Dobrze, tylko pożegnam się z Latifą. – Zawsze byłam posłuszną córką. To znaczy… Do czasu.
Służąca wzięła tacę i opuściła pokój, a ja ucałowałam kuzynkę w oba policzki.
– Będziesz jutro w szkole? – zapytałam, wstając.
– Taki mam zamiar… Chyba że będzie mnie bardzo bolało… Wtedy zostanę w domu.
– To do jutra. Jeżeli przyjdziesz…
– Do zobaczenia.
Uczęszczałyśmy z Latifą do tej samej brytyjskiej szkoły i czasami rozmawiałyśmy na przerwach. Chociaż zazwyczaj spędzałyśmy je z koleżankami ze swoich klas, bardzo pomocna była dla mnie świadomość, że w razie potrzeby mogę liczyć na wsparcie starszej i bardzo bliskiej mi kuzynki. Szukałam jej przede wszystkim wtedy, kiedy ze sprawdzianu dostałam trochę gorszą ocenę. Uczyłam się bardzo dobrze i zawsze mocno przeżywałam stratę nawet kilku punktów. Latifa potrafiła wspaniale mnie pocieszyć i zapewnić, że następnym razem na pewno będzie lepiej.
W salonie zastałam mamę i ciocię, które żywo o czymś rozprawiały.
– Właśnie omawiałyśmy twoje urodziny – mama powiedziała, kiedy tylko mnie zobaczyła.
– A ja wybrałam już salę.
– To wspaniale! – mama się ucieszyła. – Na którą się zdecydowałaś?
– Na salę Aiszy.
Mama z ciocią roześmiały się głośno.
– Masz na myśli tę, w której Aisza miała wesele? – zapytała mnie ciocia. – Mama mówiła, że dzisiaj tam byłyście.
– Tak.
– Świetny wybór – pochwaliła ciocia.
– Dekoracje też wybrałaś? – chciała wiedzieć mama.
– Nie – zaprzeczyłam. – Umówiłyśmy się z Latifą, że ze mną pojedzie i mi w tym pomoże.
– To może jutro? – zaproponowała mama.
– Latifa powiedziała, że może jechać dopiero za parę dni.
– Ma jakiś ważny sprawdzian?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, bo wstydziłam się głośno wspomnieć o miesiączce. Wybawiła mnie ciocia, która stwierdziła:
– Jeśli Latifa będzie mogła, zadzwonię do ciebie.
– Tylko nie zwlekaj z tym zbyt długo, bo urodziny tuż-tuż – zaznaczyła mama, podnosząc się z kanapy.
– Dobrze. – Ciocia również wstała i pocałowała mamę w oba policzki na pożegnanie. – Bardzo miło, że wpadłyście.
– Wiesz, że zawsze chętnie do ciebie przyjeżdżam. – Mama uśmiechnęła się do niej szeroko.
Ciocia podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
– Dorastają te nasze dziewczyny nie wiadomo kiedy. – Wycałowała mnie serdecznie. – Pamiętam, jak się urodziła, a tu za chwilę będziesz miała dziesięciolatkę…
– Prawda? – Mama obrzuciła mnie czułym spojrzeniem. – Czeka nas jeszcze szycie sukienki na jej przyjęcie.
– Może razem wybierzemy się do salonu krawieckiego? – podsunęła ciocia. – Zamówimy od razu sukienkę dla Latify… Nam oczywiście też by się przydało coś wyjątkowego…
– Oczywiście! – Mama się zaśmiała. – Pojedźmy razem, to mi doradzisz przy wyborze fasonu i koloru. Zawsze miałaś lepszy gust.
– Oj, nie przesadzaj! – ciocia zaoponowała. – Może tylko czasami chcesz za dużo zdobień.
– A ty mnie w tym hamujesz i efekty są znakomite. – Mama wzięła mnie za rękę. – Lecimy już. Do zobaczenia wkrótce.
– Do widzenia. Pa, pa. – Ciocia pomachała w moją stronę.
Wyszłyśmy z rezydencji i wsiadłyśmy do samochodu z kierowcą. Przez całą drogę do domu myślałam o nowej sukience na moje urodziny. Lubiłam z mamą chodzić do ekskluzywnego salonu krawieckiego, w którym mistrz igły wyczarowywał zachwycające stroje dla kobiet i dziewczynek z mojej rodziny. Pochodził z Libanu i odznaczał się prawdziwym talentem kreatora mody. Wcześniej przez wiele lat pracował wyłącznie dla rodziny panującej w jednym z krajów Zatoki Perskiej, ale później otworzył swoje własne studio mody. Posiadał niezwykły dar tworzenia unikatowych kreacji, w których każda dziewczyna czy kobieta podkreślała to, co miała najbardziej atrakcyjnego, a ukrywała to, co było mniej urodziwego. Wyprawa do jego salonu kojarzyła mi się z dotykiem luksusowych tkanin, cichym szelestem lekko błyszczących materiałów, radością szperania wśród powiewnych jak mgiełka szyfonów, misternych koronek, barwnych koralików, różnokolorowych, przezroczystych kamyczków, błyszczących kryształków oraz srebrnych i złotych aplikacji, które upiększały wspaniałe, ociekające bogactwem stroje. To wszystko było bardzo miłe.
Parę dni później Latifa podeszła do mnie na przerwie w szkole.
– Cześć.
– Cześć.
– Rano poprosiłam mamę, żeby zadzwoniła do twojej i się z nią umówiła, żebyśmy pojechały dzisiaj po południu do hotelu, w którym będą twoje urodziny.
– To wspaniale! – Ucieszyłam się. – Wybierzemy razem tort.
– I dekorację sali – dodała Latifa.
– Świetnie! – To wszystko było bardzo ekscytujące.
– Zapraszasz wszystkie dziewczyny ze swojej klasy?
– Tak.
– W takim razie nie wiem, czy jeszcze będą miejsca… – Latifa zasępiła się nieznacznie. – Bo chciałam cię zapytać, czy mogłabym doprosić też swoje koleżanki.
– A ile byś chciała zaprosić?
– Trzy? – odpowiedziała pytająco.
– Myślałam, że całą klasę! – Zaśmiałam się.
– Nie, no coś ty! – Wybuchnęła śmiechem. – Tylko trzy.
– Jeszcze zapytam mamy, ale myślę, że się zgodzi.
– Sala jest duża – zauważyła Latifa.
– No właśnie – potwierdziłam.
W tym momencie rozległ się dzwonek kończący przerwę, więc musiałyśmy się rozstać.
– Czyli widzimy się niedługo – Latifa rzuciła na pożegnanie.
Na pozostałych lekcjach siedziałam jak na szpilkach, bo nie mogłam się doczekać, kiedy pojadę z kuzynką do okazałego hotelu. Zabrzmiał ostatni dzwonek, a ja szybko spakowałam plecak i wyszłam przed szkołę, gdzie wsiadłam do samochodu, którym przyjechał po mnie jeden z naszych kierowców. W domu czekała na mnie Sumajra, Hinduska, która opiekowała się mną od urodzenia. Tak naprawdę więcej czasu spędzałam z nią niż z moimi rodzicami.
– Gdzie jest mama? – zapytałam, kiedy odbierała ode mnie szkolną torbę w holu rezydencji.
– W salonie – odpowiedziała.
Pobiegłam do niej jak na skrzydłach.
– Jedziemy do hotelu! – krzyknęłam i wpadłam w jej ramiona. – Kiedy? Teraz?
– Zaraz, chwileczkę. – Mama, uśmiechając się, przytuliła mnie czule do siebie. – Przebierz się, zjedz obiad, odpocznij trochę, a potem się wybierzemy.
– Nie jestem zmęczona! Ani głodna! – Gorączkowałam się. – Możemy jechać od razu!
– Z ciocią i Latifą spotkamy się dopiero za trzy godziny – stwierdziła mama. – Musisz trochę poczekać.
– Nie chcę czekać! – Naburmuszyłam się.
– Habibti1, i tak wcześniej nic nie załatwimy – mama tłumaczyła cierpliwie. – Z menedżerem jesteśmy umówione później, a to z nim musimy wszystko ustalić.
W salonie pojawiła się służąca.
– Idź z Sumajrą i zrób wszystko, co trzeba, a zobaczysz, że czas szybko minie – mama powiedziała łagodnie.
– Dobrze, mamusiu. – Posłusznie poszłam z Hinduską do mojego pokoju.
Zdjęłam letni uniform, na który składała się fioletowa spódniczka i biała, koszulowa bluzka z logo szkoły, a później założyłam legginsy w kwiatki i niebieski T-shirt – jeden z wygodnych strojów, które nosiłam w domu.
– Umyj ręce – przypomniała mi służąca.
– Wiem. – Pamiętałam, że przed jedzeniem należy umyć ręce, ale Sumajra zawsze była wobec mnie nadopiekuńcza.
Poszłam do łazienki, a następnie usiadłam przy stole w usytuowanej obok kuchni mniejszej jadalni, gdzie jedliśmy codzienne posiłki. Gości przyjmowaliśmy w dużej jadalni, położonej obok rozległego salonu, w której centralne miejsce zajmował długi stół z artystycznie rzeźbionymi nogami na czternaście osób. Doceniałam czas spędzany z naszą liczną rodziną wśród gwaru rozmów, żartów i beztroskiego śmiechu.
Służąca podała mi przygotowany przez kucharki obiad, ale ja z nadmiaru emocji nie mogłam jeść. Dziobnęłam tylko trochę pieczonego kurczaka, parę frytek i pomidora z sałatki.
– Nic nie zjadłaś – powiedziała Hinduska, kiedy przyszła zabrać talerz.
– Zjadłam.
– Za mało.
– Nie jestem głodna.
– Dokończ chociaż kurczaczka.
– Nie.
– To może fryteczki?
– Nie.
Czasami Sumajra traktowała mnie jak malutkie dziecko, a ja przecież niedługo kończyłam już dziesięć lat!
– Chcę założyć jakąś ładną sukienkę – zwróciłam się do niej.
– Dlaczego? – zdziwiła się.
– Jedziemy z mamą, ciocią Dżamilą i Latifą do hotelu, żeby wybrać dekoracje na moje urodziny.
– Dobrze, zaniosę tylko talerz do kuchni i coś znajdziemy.
– Dziękuję.
Wstałam od stołu i przeszłam do swojego pokoju. Otworzyłam liliową, dwudrzwiową szafę i spojrzałam na wiszące tam sukienki.
Którą z nich założyć?, zastanawiałam się. Czy tę śnieżną w duże, różowe kwiaty, czy tę w biało-czarną kratkę, a może tę z rękawkami zakończonymi dwiema warstwami falbanek i przepasaną w talii żółtą kokardą? Ta w stylu marynarskim w poprzeczne, niebieskie paski z obniżonym dołem w kształcie granatowej spódniczki też była ciekawa… A może…
– Zdecydowałaś się na którąś z nich? – Sumajra stanęła obok mnie.
– Jeszcze nie…
– Zobacz tę… – Wyjęła z szafy sukienkę, której góra z przecieranego dżinsu ozdobiona była pąsowymi aplikacjami, a dół uszyty był z materiału w biało-czerwoną kratkę.
– Też nie…
– A ta? – Wyciągnęła strojną kreację z czarną, dopasowaną górną częścią, która łączyła się z nakładającymi się na siebie marszczonymi falbanami z połyskliwej, kasztanowej tkaniny.
– Za ciemna… Pokaż mi tamtą. – Wskazałam na różowy rękaw.
– Proszę. – Sięgnęła po następną sukienkę wyróżniającą się prostotą, a jednocześnie niezwykłą elegancją.
– Ubiorę się w nią – zdecydowałam, zdejmując legginsy i bluzkę.
Służąca pomogła mi założyć sukienkę, a później zasunęła z tyłu zamek błyskawiczny. Podeszłam do dużego, stojącego na podłodze stylowego lustra i się w nim przejrzałam. Koronkowa, lejąca się tkanina z delikatną teksturą ładnie się układała, a szyku dodawały prześwitujące rękawy w ciekawe wzory oraz umarszczone wykończenie na nadgarstkach i u dołu sukienki.
– Pięknie wyglądasz! – Sumajra się zachwyciła. – Jak mała księżniczka!
Obróciłam się w kółko parę razy, oglądając się w lustrze ze wszystkich stron i powtarzając:
– Mała księżniczka! Mała księżniczka!
– Chodź, uczeszę ci włosy – zaproponowała.
Usiadłam na łóżku, bo lubiłam, kiedy szczotkowała moje długie, gęste włosy. Zazwyczaj poddawałam się miękkim ruchom jej dłoni i słuchałam sentymentalnych, indyjskich piosenek, które cichutko nuciła. To było jedno z milszych wspomnień z mojego dzieciństwa.
Wtedy też zdjęła kolorową gumkę ze związanych do szkoły włosów i zaczęła je rozczesywać, cicho śpiewając. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w niezrozumiałe dla mnie, lecz kojące słowa, czując ogarniającą mnie zewsząd ciepłą błogość. Przyjemny rytuał, który zawsze działał na mnie uspokajająco.
Skrzypnęły drzwi, więc podniosłam powieki. Do pokoju zajrzała mama i kiedy mnie zobaczyła w różowej sukience, jej twarz rozjaśnił promienny uśmiech.
– Ślicznie – pochwaliła mój wygląd. – Tylko chyba za wcześnie się ubrałaś, bo do wyjścia jest jeszcze sporo czasu.
– Chciałam już wybrać sukienkę i zobaczyć, jak w niej wyglądam – wytłumaczyłam się.
– Ślicznie wyglądasz – powtórzyła mama. – Ułóż jej ładnie włosy – poleciła służącej, podchodząc bliżej.
– Dobrze, madame.
– Załóż jej też jakąś gustowną opaskę lub wepnij ozdobny grzebyk – podpowiedziała mama. – Coś, co będzie pasowało do sukienki.
– Dobrze.
Sumajra wstała i otworzyła jedną z szuflad toaletki. Zaczęła szperać wśród licznych stroików do włosów, aż w końcu wyjęła ciemnoróżowy grzebyk udekorowany maleńkimi różyczkami.
– Może to? – Pokazała mojej mamie.
– Tak, będzie świetny – mama zaaprobowała wybór.
Hinduska wróciła do mnie, jeszcze raz przeczesała mi włosy, zgarnęła jeden kosmyk na bok i wpięła w niego ozdobę. Podniosłam się, żeby się przejrzeć w lustrze.
– Fajnie – stwierdziłam.
– Bardzo fajnie. – Mama się zaśmiała. – Teraz tylko pozostaje ci czekać, aż przyjdzie czas na wyjście.
– Będę czekać – odpowiedziałam beztrosko.
– Wyślę po ciebie Sumajrę. A teraz chodź ze mną – zwróciła się do służącej. – Przygotujesz potrzebne mi ubrania.
– Dobrze, madame.
Opuściły mój pokój, a ja zaczęłam się zastanawiać, jak będą się prezentować torty, które zaproponują mi na urodziny.
Kiedy służąca po mnie wróciła, założyłam perłowe buciki i zeszłam z nią na dół do salonu. Mama już tam na mnie czekała.
– Jeszcze czegoś tu brakuje… – powiedziała, obrzucając mnie wzrokiem od stóp do głów. – Poczekaj chwilę.
Wyszła na kilka minut, a kiedy wróciła, podała Sumajrze złoty łańcuszek z przywieszką i delikatną, grawerowaną bransoletkę.
Służąca zapięła mi na szyi łańcuszek i wsunęła na nadgarstek bransoletkę. Złocista pierwsza litera mojego imienia ładnie odcinała się na tle różowej sukienki.
– Teraz jest wspaniale – mama stwierdziła zadowolona. – Idziemy. – Wzięła mnie za rękę i wyprowadziła na zewnątrz, gdzie na podjeździe czekał na nas samochód z kierowcą.
– Zabierzemy po drodze ciocię i Latifę? – zapytałam.
– Nie, spotkamy się w hotelu.
– A właśnie! – przypomniałam sobie. – Latifa pytała mnie, czy może też zaprosić koleżanki ze swojej klasy.
– Oczywiście. Dużo tych koleżanek? – zapytała mama, żeby wiedzieć, na ile gości zrobić rezerwację.
– Nie, tylko trzy.
– To tym bardziej nie ma problemu – zapewniła mama.
Dotarłyśmy na miejsce i mężczyzna z obsługi hotelowej otworzył nam drzwi samochodu. Wysiadłyśmy i przechodząc przez szklane obrotowe wejście, znalazłyśmy się w środku. Ciocia Dżamila z Latifą już na nas czekały w luksusowym holu.
– Łał! – kuzynka krzyknęła na mój widok.
– Czy to już dzisiaj masz przyjęcie urodzinowe? – zażartowała ciocia, przytulając mnie do siebie serdecznie.
– Tak! – odpowiedziałam, śmiejąc się, bo byłam uradowana, że cioci spodobał się mój strój.
– Idzie menedżer. – Mama zauważyła zbliżającego się do nas mężczyznę.
– Witam, witam, madame, witam ponownie w naszym hotelu – menedżer przywitał mamę z ogromną atencją.
– Miło mi pana widzieć.
– Dzień dobry, madame. – Schylił głowę w kierunku cioci.
– Dzień dobry.
– Zapraszam jeszcze raz do sali balowej. – Wykonał szeroki gest ręką. – Tam wszystko omówimy z moimi asystentkami.
– Świetnie. – Mama ruszyła przed siebie. – Chcemy obejrzeć też katalogi z tortami.
– Oczywiście, madame.
Menedżer po drodze dziękował mamie za wybranie jego hotelu na zorganizowanie w nim mojej uroczystości i zachwalał zalety takiej decyzji. Mama dopytywała o całość oferty, a ciocia szła obok nich i przysłuchiwała się rozmowie, wtrącając od czasu do czasu jakieś swoje uwagi. Ja z Latifą podążałyśmy za nimi.
– Możesz zaprosić swoje koleżanki – poinformowałam kuzynkę.
– Naprawdę?! – Ucieszyła się. – To super! Jutro im o tym powiem!
– Będzie szałowa zabawa! – ekscytowałam się.
W sali czekały już na nas dwie kobiety ubrane w czarne, ołówkowe spódnice za kolana i białe, koszulowe bluzki. Przywitały się z nami, a później wszyscy zajęliśmy miejsca przy jednym z dużych, okrągłych stołów, gdzie podczas przyjęcia mieli siedzieć moi goście. Mama z menedżerem ustalała szczegóły dotyczące liczby zaproszonych osób dorosłych i dzieci oraz dokładne menu, a jedna z asystentek wszystko skrupulatnie zapisywała. Druga kobieta prezentowała nam katalog z urodzinowymi tortami dla dziewczynek. Wybór był ogromny, więc razem z Latifą z szeroko otwartymi z wrażenia oczami oglądałyśmy kolorowe, bogato udekorowane ciasta.
– Spójrz na to. – Latifa zatrzymała się na czteropiętrowym torcie, którego głównymi ozdobami były figurki Myszki Miki i Myszki Minnie.
Na wszystkich barwnych poziomach widać było te dwie postaci z bajek, które przez dekady były niezwykle popularne wśród dzieci, a różowe, zielone, żółte, białe i czerwone balony z lukru podkreślały urodzinowy charakter ciasta. Na samej górze znajdował się duży balon z ciemnoróżowym koszem, w którym widać było Myszkę Miki i Myszkę Minnie. Odniosłam wrażenie, jakby za chwilę miał się wzbić w powietrze.
– I co o tym myślisz? – Asystentka pochyliła się w moją stronę.
– Ładny, ale uważam, że jest dobry dla młodszych dzieci. – Różnokolorowy, wysoki tort przyciągał wzrok, ale wydał mi się zbyt dziecinny.
– To w takim razie… – Przerzuciła kartki. – Może Mermaid Cake… – Pokazała efektowny tort, w którym dominował turkusowy kolor morza, a dekorację stanowiły postaci z serii filmów Disneya The Little Mermaid2.
– Pamiętasz, jak razem oglądałyśmy Mermaid? – Latifa spytała mnie.
– Jasne, że pamiętam. – Przypomniałam sobie historię syrenki, pięknej dziewczyny z rybim ogonem, która musiała pokonać wiele trudności i przeszkód, aby w końcu połączyć się ze swoim ukochanym księciem.
– Zobacz, a tu jest jej najlepszy przyjaciel – Florek. – Kuzynka wskazała na wykonaną z ciasta żółto-niebieską rybkę z szerokim uśmiechem na twarzy, którą usadowiono na brzegu trzeciej warstwy tortu tuż przy ogonie długowłosej syreny.
– Florek zawsze jej pomagał – stwierdziłam, mając w pamięci ich wspólne, niesamowite przygody.
– I był w stosunku do niej wyjątkowo opiekuńczy i lojalny – dodała Latifa.
– Zatem chcesz ten tort na swoje urodziny? – spytała asystentka.
Przyjrzałam się fioletowym ośmiornicom, czerwonym krabom, jasnym konikom morskim oraz rafom koralowym o różnych kształtach i barwach, które zdobiły okazałe ciasto.
– Mnie się podoba – Latifa wyraziła swoje zdanie.
– Mnie też, ale jeszcze nie wiem, czy go chcę.
– Wobec tego oglądamy dalej. – Kobieta zaczęła wolno przerzucać kolejne strony, na których pyszniły się wykwintne torty.
Jednak nawet po obejrzeniu całego katalogu nie mogłam się zdecydować na żaden z nich. Mimo to asystentka nie traciła cierpliwości.
– To może duże, prostokątne ciasto z twoim zdjęciem na wierzchu? – zaproponowała. – Takie torty widywałam na urodzinowych przyjęciach moich koleżanek.
– Nie. – Wydawało mi się zbyt banalne i proste.
– W tej sytuacji… – Zastanowiła się. – Powiedz mi, jaki byłby twój wymarzony tort? – zwróciła się do mnie przyjaznym tonem.
– Pięciopiętrowy! – wypaliłam bez zastanowienia.
– Świetnie! – Uśmiechnęła się szeroko. – A kolory? Jakie chciałabyś kolory?
– Różowy… – Spojrzałam w dół. – Tylko jaśniejszy od mojej sukienki. I perłowy… – Wysunęłam spod stołu nogę. – Jak moje buty.
– Dobrze. – Zanotowała wszystko. – I jaki jeszcze?
– Turkusowy jest ładny – wtrąciła Latifa. – Taki jak na torcie z syrenką.
– Chcesz turkusowy?
– Tak – zgodziłam się z kuzynką.
– A dekoracje? – dopytywała kobieta. – Jakie dekoracje sobie na nim wyobrażasz?
Milczałam, bo nic szczególnego nie przychodziło mi do głowy.
– Może przystroić go tańczącymi baletnicami? – zasugerowała Latifa. – Przecież chodzimy na balet – przypomniała. – I zaprosiłaś całą naszą grupę.
– Rzeczywiście. – Co tydzień uczęszczałyśmy na prowadzone przez Rosjankę, Marinę, lekcje baletu. – Myślę, że to dobry pomysł – stwierdziłam, bo już wyobraziłam sobie smukłe baletnice wirujące na różnych poziomach mojego tortu.
– No to mamy to! – wykrzyknęła pracownica hotelu.
Mama, ciocia, menedżer i druga asystentka zwrócili głowy w naszą stronę.
– Przepraszam. – Kobieta się speszyła.
– Nie szkodzi – mama powiedziała wyrozumiale.
– Uzgodniłyśmy, jak ma wyglądać tort urodzinowy – wyjaśniła.
– A który wybrałyście? – Mama z ciekawością zerknęła na katalog.
– Nie ma go tutaj, madame. Zaprojektowałyśmy go według życzeń dziewczynek.
– Mówiłem, że zapewniamy indywidualny serwis na najwyższym poziomie według upodobań naszych gości – menedżer z dumą zaakcentował profesjonalizm swojej ekipy.
– Znakomicie. – Mama wyglądała na usatysfakcjonowaną.
– Na torcie będą baletnice, ciociu. – Latifa cieszyła się, że podrzucona przez nią sugestia została przeze mnie zaakceptowana.
– Fantastyczna idea! – Mamie ten pomysł również przypadł do gustu. – Porozmawiam z Mariną, żeby starsza grupa dziewcząt przygotowała specjalny występ na przyjęcie. Można to włączyć do programu? – zapytała mężczyzny.
– Co tylko madame sobie życzy.
– Wystrój sali też powinien nawiązywać do baletu – zaznaczyła mama.
– Ja się tym zajmę – zobowiązała się kobieta, która siedziała obok mnie.
– Czyli najważniejsze rzeczy mamy omówione – stwierdziła mama. – Chyba że coś pominęłam? – zwróciła się do swojej siostry.
– Nie – ciocia Dżamila zaprzeczyła. – Mamy liczbę gości, menu, tort, dekoracje… – wymieniła.
– Zorganizujemy też zabawy i atrakcje dla dziewcząt – zapewnił menedżer.
– Wspaniale. – Mama podniosła się z krzesła, a za nią ciocia Dżamila, pracownicy hotelu i ja z Latifą. – Bardzo dziękuję.
– To ja dziękuję, że madame nam zaufała i wybrała nasz hotel na tak ważne przyjęcie dla swojej córki – menedżer powiedział z szacunkiem.
– Jeżeli Marina zgodzi się przygotować występ baletowy, pozwolę sobie dać kontakt do waszego hotelu w celu omówienia szczegółów.
– Proszę jej przekazać, żeby zadzwoniła do mnie. – Asystentka, z którą wybierałam tort, podała mamie swoją wizytówkę.
– Dobrze. – Mama schowała ją do torebki.
– Odprowadzę madame do wyjścia – zadeklarował menedżer.
– Do widzenia – mama pożegnała się z asystentkami.
– Do zobaczenia, madame – odpowiedziały uprzejmie.
– Dziękujemy. Do widzenia. – Ciocia poszła w ślady mamy.
Dotarłyśmy do szklanych obrotowych drzwi, gdzie pożegnałyśmy się z menedżerem, a następnie wyszłyśmy na zewnątrz, żeby poczekać na nasze samochody. Zanim kierowcy podjechali, mama z ciocią zdążyły się jeszcze umówić na wizytę w salonie krawieckim.
– Jutro dziewczynki mają balet, więc odpada, ale pojutrze możemy się tam wybrać – zasugerowała ciocia.
– Bardzo chętnie. A wy, dziewczyny, zastanówcie się, jakie chciałybyście suknie na tę okazję.
– Takie, jakie noszą baleriny! – Latifa wczuła się w atmosferę mojego przyjęcia.
– Tutu3 raczej nie założycie. – Mama się zaśmiała.
– Ale dłuższe tiulowe lub muślinowe sukienki stylizowane na stroje baletowe będą doskonale pasować – oznajmiła ciocia.
– Masz rację – mama się z nią zgodziła. – Zadzwonię do Nabila i powiem, żeby przygotował dla nas jakieś ciekawe propozycje. – To był ten libański mistrz igły.
– Świetnie! O, jest nasz samochód. Do zobaczenia, habibti. – Ciocia ucałowała mnie czule, po czym razem z Latifą wsiadły do podstawionego pojazdu, a ja pomachałam im na pożegnanie.
Za chwilę podjechał również nasz kierowca i wróciłyśmy do domu, gdzie w salonie natknęłyśmy się na mojego ojca. Był wysokim, postawnym mężczyzną o władczym spojrzeniu, który wzbudzał duży respekt u swoich rozmówców. Ja, będąc jedyną córką i najmłodszym z rodzeństwa dzieckiem, byłam jego oczkiem w głowie.
– Zarezerwowałam salę i ustaliłam wszystkie szczegóły dotyczące przyjęcia urodzinowego Amiry – poinformowała go mama.
– Naszej małej księżniczki. – Ojciec spojrzał na mnie z ogromną miłością.
– Trzeba jak najszybciej przelać zaliczkę.
– Możemy to zaraz załatwić. Masz numer konta?
– Tak. – Mama wyjęła z torebki podpisane z menedżerem dokumenty.
Rodzice usiedli na sofach w salonie i zajęli się dalszą organizacją tak ważnej dla mnie uroczystości. Ja poszłam do swojego pokoju. Sumajra już tam na mnie czekała, rozpięła zamek mojej sukienki i pomogła mi ją zdjąć, po czym powiesiła ją na wieszaku i schowała do szafy.
– Weź prysznic – powiedziała, wyciągając z szuflady czystą bieliznę i piżamę. – Niedługo pora spać.
– Dobrze. – Wzięłam od niej świeże ubranie, a następnie w przylegającej do mojego pokoju łazience przeprowadziłam wieczorną toaletę.
Kiedy ją opuściłam, na stole czekał na mnie postawiony tam przez służącą talerz z pysznymi kanapkami. Zjadłam tylko jedną, ponieważ silne emocje związane ze zbliżającymi się urodzinami sprawiały, że nadal trudno mi było cokolwiek przełknąć.
– Znowu nic nie zjadłaś – stwierdziła Sumajra.
Później, w pogmatwanej przyszłości, to zdanie będzie się powtarzać jak złowrogie echo w mrocznej jaskini mojej hańby. Jednak tamtego wieczoru uwarunkowane było tylko miłym podekscytowaniem wywołanym zbliżającym się hucznym przyjęciem.
– Nie jestem głodna – odpowiedziałam pogodnie.
Służąca tym razem nie nalegała i od razu sprzątnęła talerz, a ja poszłam umyć zęby. Jeszcze spakowałam torbę na jutro do szkoły i położyłam się do łóżka. Zamknęłam oczy i w wyobraźni zobaczyłam pięknie udekorowaną salę oraz kolorowe wymyślne ciasta. W nocy śniło mi się, że prawdziwe baletnice tańczą na różnych poziomach mojego tortu do muzyki z Jeziora łabędziego.
Następnego dnia po południu na lekcję baletu zawiozła mnie mama, a nie jak zwykle kierowca. Gdy przebierałam się razem z Latifą i innymi dziewczynkami, mama rozmawiała z Mariną o ewentualnym występie na moich urodzinach. Rosjanka przyjęła propozycję z dużą radością, ponieważ chciała pokazać szerszej publiczności, co zdołała przekazać swoim uczennicom z trudnej sztuki baletowej.
– Będzie przedstawienie na twoim przyjęciu – mama powiedziała z uśmiechem, kiedy wyszłam ubrana w bladoróżowy kostium, białe rajstopy i krótką, rozkloszowaną, przezroczystą spódniczkę. Na stopach miałam baletki, a uczesane na gładko i spięte do góry włosy dopełniały wymaganego przez Marinę na zajęciach wyglądu. O moją idealną fryzurę przed wyjściem z domu zawsze dbała oddana mi Sumajra.
– To fajnie! – Ucieszyłam się.
– Tak, będzie wspaniale – zapewniła mama. – Teraz już jadę. Odbierze cię jak zwykle kierowca. – Oddaliła się, a ja poszłam do sali, gdzie od razu podzieliłam się radosną wiadomością z Latifą.
W tych dniach wszystko było wyjątkowe, łącznie z wizytą w ekskluzywnym salonie krawieckim. Nabil spisał się znakomicie i kiedy rozsiadłyśmy się na obitych luksusowym materiałem kanapach, a jego pomocnik postawił przed mamą i ciocią dwie filiżanki parującej kawy, od razu przystąpił do zaprezentowania nam swoich propozycji naszych strojów. Ponieważ to ja miałam być główną bohaterką wieczoru, więc zaczął ode mnie.
– Dla Amiry proponuję kreację inspirowaną kostiumem primabaleriny z baletu Giselle – zaczął z przejęciem. – Głównie chodzi mi o dolną, rozkloszowaną część sukni, która będzie składała się z kilku warstw materiałów, w tym wierzchniego tiulu. To doda jej szyku i lekkości. Można też delikatnie go ozdobić. Mam na myśli coś takiego… – Otworzył katalog i pokazał niezwykle efektowną sukienkę w kolorze błękitu.
– Łał! Piękna! – wykrzyknęłam z zachwytem.
– Tak, jest śliczna – mama zgodziła się ze mną.
– Bardzo ładna – ciocia również poparła tę propozycję.
– Tylko to odkryte ramię… – Mama wskazała na całą gołą rękę modelki. – Tu musi być rękaw.
– Tak, właśnie to chciałem powiedzieć – przyznał Nabil. – I zapytać, czy rękawy mają być długie czy krótkie. – Spojrzał wyczekująco na mamę.
– Czy ja wiem… – zastanowiła się. – Krótkie wydają mi się wygodniejsze, z kolei długie bardziej eleganckie.
– To może coś pomiędzy – odezwała się ciocia.
– Rękaw trzy czwarte? – Nabil zrozumiał od razu.
– Tak, za łokieć – ciocia potwierdziła. – Co myślisz? – Zwróciła się do mamy.
– Bardzo dobre rozwiązanie.
– A dekolt?
– Wycięcie w serek – zdecydowała ciocia, a mama kiwnęła potakująco głową.
– Dobrze. A kolor? Taki sam jak na tym zdjęciu?
– Myślę, że może być. Co o tym sądzisz? – Mama zwróciła się do mnie.
– Chcę turkusowy – odpowiedziałam bez namysłu. – Takim kolorem będzie udekorowany mój tort.
– Rośnie nam mała elegantka! – Ciocia zaśmiała się, a mama poszła w jej ślady.
– Czyli turkusowy? – Nabil chciał się upewnić.
– Tak, tylko nie za mocny. I bardziej wpadający w niebieski – tłumaczyła ciocia. – Taki rozbielony. Zgadzasz się, Amiro?
– Tak. – Wiedziałam, że ciocia ma dobry gust.
– Zostały nam jeszcze ozdoby… – Nabil dbał o każdy szczegół.
– Te na zdjęciu pasują do sukni. – Podobały mi się błyszczące kryształki układające się w falujące linie.
– Dobrze.
– Będziesz przepięknie wyglądała w tej sukni, Amiro. – Mama zwróciła się w moją stronę.
– Proszę, żeby Amira teraz wstała, mój asystent zdejmie z niej miarę. – Nabil sięgnął po następne luksusowe katalogi. – A my przejdziemy do następnych kreacji.
Podniosłam się, a mama z ciocią i Latifą pochyliły się nad kolorowymi magazynami pełnymi ekskluzywnych strojów.
W salonie Nabila spędziłyśmy jeszcze kilka godzin. Długo trwało wybieranie i modyfikowanie projektów sukni, zdejmowanie miar oraz oglądanie i decydowanie się na odpowiednie tkaniny i dodatki. W rezultacie pozostałe suknie były skromniejsze niż moja, ponieważ zarówno mama, jak i ciocia z Latifą chciały, żebym to ja była prawdziwą gwiazdą przyjęcia.
W końcu nadszedł ów niezapomniany wieczór. Kiedy myślami wracam do tych niezwykłych chwil, słyszę wpadającą w ucho muzykę, która podrywała do tańca nie tylko dziewczynki, ale też dorosłe kobiety, widzę roześmiane twarze moich kuzynek, przyjaciółek i koleżanek oraz towarzyszących im matek i ich różnobarwne kreacje, salę wspaniale udekorowaną motywami z najbardziej znanych baletów, przystrojone świeżymi kwiatami stoły zastawione pysznymi potrawami, gości uczestniczących w grach i zabawach zorganizowanych przez obsługę dla urozmaicenia im czasu oraz mnóstwo wspaniałych prezentów, którymi mnie szczodrze obdarowano. To była wspaniała rewia intensywnych kolorów, dźwięków, zapachów, smaków i wrażeń.
Przygotowany przez Marinę występ zawierał fragmenty baletu Dziadek do orzechów do muzyki Piotra Czajkowskiego, w tym Taniec arabski i Walc kwiatów, które najbardziej podobały się publiczności. Dźwięki inspirowane wschodnią muzyką, kolorowe szarawary tancerek i ich płynne, nieco tajemnicze ruchy wywołały aplauz obecnych. Rzęsistymi oklaskami nagrodzone zostały również imponujące skoki i piruety zaprezentowane przez tancerki w Walcu kwiatów.
Wielkie wrażenie zrobił też mój pięciopiętrowy tort, którego zwieńczeniem była zrobiona z lukru primabalerina w tutu z wysoko uniesioną do góry nogą i rękoma w charakterystycznej baletowej pozie. Był na tyle duży, że jego słodkim waniliowo-malinowym smakiem z dodatkiem białej czekolady mogli rozkoszować się wszyscy zgromadzeni goście.
Zabawa była tak fantastyczna, że przeciągnęła się długo w noc. Dziewczyny i ich matki jadły wyborne potrawy, tańczyły, śmiały się i żartowały. Długim rozmowom i śmiesznym dowcipom nie było końca.
Goście rozchodzili się powoli, jakby z żalem opuszczali to magiczne miejsce. Kiedy pożegnały mnie ostatnie koleżanki, obsługa hotelu i służące zaczęły pakować liczne prezenty do kilku samochodów. Później razem z mamą, ciocią Dżamilą i Latifą pojechałyśmy do domu, gdzie nastąpił dalszy ciąg mojej niezapomnianej uroczystości.
W domu czekali na nas mężczyźni z najbliższej rodziny: mój tata i bracia, mąż cioci Dżamili i ich synowie oraz bracia mojego ojca z synami. W salonie w oczy rzucały się wiszące wysoko błyszczące napisy „Amira Happy Birthday” oraz kolorowe balony i wijące się serpentyny. Kiedy tylko znalazłam się w salonie, najbliżsi obrzucili mnie iskrzącym konfetti i zaśpiewali głośno Happy Birthday w wersji angielskiej i arabskiej. Później po kolei złożyli mi serdeczne życzenia. A potem… Dostałam następny prezent. Zwierzątko, które z wyglądu przypominało miłego kotka. Ale to nie był kotek.
Zostałam księżniczką z puszystym, cudownym białym lwiątkiem.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
Rozdział I. Białe lwiątko
Rozdział II. Romeo i Julia
Rozdział III. Czas decyzji
Rozdział IV. Sekretne schadzki
Rozdział V. Amerykański uniwersytet
Rozdział VI. Ciekawość świata
Rozdział VII. Dzieci wojny
Rozdział VIII. Niespodziewane party
Rozdział IX. Rozkosz zmysłów
Rozdział X. Krew honoru
Rozdział XI. Widmo śmierci
Rozdział XII. Ból istnienia
Rozdział XIII. Ślubna suknia
Rozdział XIV. Niepewne wesele
1 Habibti (arab.) – Moje kochanie, moja kochana.
2 The Little Mermaid (ang.) – Mała Syrenka.
3 Tutu – sztywno stercząca, krótka spódniczka baletowa.