Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jestem gotowa - ebook

Data wydania:
10 lutego 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Jestem gotowa - ebook

Poetka, eseistka i dziennikarka Barbara Gruszka-Zych przygotowała niezwykle ciekawy, osobisty wybór wierszy Anny Świrszczyńskiej.  Świrszczyńska wypracowała w swoich wierszach własną frazę i bardzo charakterystyczne formy wyrazu. Zwłaszcza wiersze z okresu Powstania Warszawskiego wciąż zachwycają czytelników i krytykę. Autorka wyboru pisze, że kiedy zaczynamy czytać poezję bohaterki tego tomu, musimy mieć świadomość, jak mocno naznaczona jest ona jej biografią i czasami, w których przyszło jej tworzyć. Świrszczyńska w  wierszach śmiało przedstawia swoją życiową drogę, nie szczędząc czytlenikom szczegółów osobistych. Dobitnie napisał o tym Miłosz: "Rzecz polega na tym, że jej dzieło poetyckie ofiarowuje się jak spełniony los, ale spełniony nie poprzez artyzm, z życiorysem gdzieś w tle, ale jako jedność wierszy i osoby, gwałtownej, namiętnej, dumnej, pokornej, grzesznej, współczującej, miłującej, szalonej". W późnych wierszach Świrszczyńska dzieli się z czytelnikiem odważnymi, bo przełamującymi tabu zwierzeniami, dotyczącymi miłości i związków. Miłosz przypomina, że wydanie przez nią pierwszego tomu wierszy miłosnych w wieku 66 lat, miało posmak skandalu. Nazywa ją "Telimeną wyzwoloną", zaawansowaną w latach kochanką, która nie zamierza ukrywać, jak rozkwita, bo miłość i namiętność nie mają wieku. Jednocześnie autorka wyboru zwraca uwagę na to, że Świrszczyńska jest poetką nie tylko religijną, ale i metafizyczną, bo w naturalny sposób zanurza cielesność w transcendencji. Tom „Jestem gotowa”ukazuje przekrój twórczości tej niezwykłej, bezpośredniej i bezkompromisowej poetki.

Spis treści

Myszka zmieniona w lwa

Fresk

Barokowe malowidło

Pływak

Ranek po balu

Madame Bovary

Podwieczorek czyli staroświecki dramat serca

Pieśń ludzi wesołych

Chór dusz czyśćcowych

Ze starych rycin

Sztuka

Wojna nadchodzi

Żołnierka

Pięć dni

Wydobyta spod gruzów

Szpitalny koc

Lotnik

Żona żołnierza

Getto: Matka

Obława

Przed egzekucją

Ciężarówka

Umarłe miasto

Śmiertelnie zadziwiona

Szczęście

Pocałunek

Wiązanka kwiatów

Kobieta o świcie

Wspomnienie

Zwierzenia kobiety płochej

Sześć kobiet

Pieśń kobiet o manioku

Zaślubiłam wilkołaka

Mówi czarna kobieta

Miłosne zaklęcia

Młode żony mojego męża

Wieczorna pieśń żony rybaka

Taniec miłości

Jestem napełniona miłością

Ziemia polska

Śmierć za ojczyznę

Historia

Odwiedziny

Siwowłosa Ofelia

Stara wariatka

Pies

Moje cierpienie

Łzy

Moja córka

Pierwsze spojrzenie

Macierzyństwo

Patriarchat

Rodzę siebie

Migawki włoskie

Szczęście

Pieśń pełni

Wiatr

Przebudzenie

Życiorys wiejskiej baby

Z ołowiu

Dowiedziała się

Szczęśliwa

Dzieci się zadziwią

Obiecał

Napiętnowana

Ojczym i pasierbica

Praczka

Powrót męża

Wieczorem po wypłacie

Rodzina

Sześciolatka

Spojrzenia

Krowa ją kocha

Syn i matka

Nie pamięta

Jej brzuch

Dwie baby

Nieśmiertelna

Największa miłość

Ciężarna w mlecznym barze

Karetka pogotowia

Śmierć

Zwykły poród

Jak padlina

Szekspir. Poskromienie złośnicy

Stara kobieta

Ona nie chce

Pod czarną gwiazdą

Kobieta rozmawia ze swoim udem

Trzy ciała

Co to jest szyszynka

Zdumienie

Poszedł

Moje ciało musuje

Suka

Bardzo smutna rozmowa nocą

Sprężyna

Ja nie mogę

Zgrzebło z żelaza

Taka sama w środku

Otworzę okno

Nieistniejący

Wszystkie chwyty dozwolone

Trącił mnie nosem

Na łące

Migocą wnętrzności

Jeż z żelaza

Rozczarowana i szczęśliwa

Nie płacz

Strzelimy w serce

Nalot

Budując barykadę

Umiera piękno

Studnia

Harcerz

Myśleli, że umarłam

Dzień jak co dzień

Strzelać w oczy człowieka

Kradnie futra

Na połciach mięsa

Sąsiadka powiedziała do sąsiada

Dziecko się boi

Zapomniał o matce

Szczeniak

Pan Bóg ją ocalił

Dwie twarze koloru żelaza

Nocą na warcie

Żołnierz niemiecki

Po pijanemu

Żyje godzinę dłużej

Rozwala barykady

Zwycięstwo

Szpital

Rozmawiam z trupami

Harcerka

Czekam trzydzieści lat

Gdy żołnierz kona

Rozmowa przez drzwi

Boję się ognia

Major powiedział

Krzyk spod ziemi

Pani mecenasowa

Koszula powstańca

Tylko piasek przetrwał

Kule trzeba oszczędzać

Spowiedź na bruku

Marzenie harcerki

W redakcji gazety

To już koniec

Pod beczką kapusty

Godzina hańby

Nie miał palta

Rozmowa z matkami

Powiedział: nie płacz

Rzuciła klucz w ruiny

Moje wszy

Szukali brylantów

Udało mu się

Martwa natura

Zostały szczury

Niemiecki oficer gra Szopena

Niech liczą trupy

Szumi ogień

Szczęśliwa jak psi ogon

Moje pięty i Sokrates

Mam dziesięć nóg

Jak to jest z pisaniem

Mówię do siebie: ty ścierwo

Zostanę babką klozetową

Głodzę swój brzuch w celach wyższych

Będziemy się dusić za gardło

Ojciec wspominał

Moja matka, panna Stasia

Mam jedenaście lat

Zupa dla nędzarzy

Białe ślubne pantofle

Uratowali mnie

Trzy cukierki

Nie wyskoczył z trzeciego piętra

Jej śmierć jest we mnie

Piorę koszulę

Doczekaliśmy się

Jak Egipcjanin

Lekkimi nogami

Dziękuję ci, losie

Jutro będą mnie krajać

Kalendarium życia i twórczości Anny Świrszczyńskiej

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8196-414-2
Rozmiar pliku: 856 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

MYSZKA ZMIENIONA W LWA

Wiersze Anny Świrszczyńskiej zaczęłam czytać w szkole średniej, bo właśnie wtedy, w latach siedemdziesiątych XX wieku, po dłuższej przerwie znów ukazywały się jej kolejne tomiki. Podobnie jak Halina Poświatowska i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska wpływała na moją twórczość, po cichu ucząc mnie bardziej niż inni, co to znaczy być w poezji prawdziwą.

Ale tak naprawdę poznał mnie z nią Czesław Miłosz. To było kilkanaście lat później, kiedy jeździłam do Krakowa odwiedzać go w mieszkaniu przy ulicy Bogusławskiego. Przychodziłam do niego jak uczennica do mistrza i z przejęciem słuchałam, co myśli o moich wierszach. Podczas którejś z wizyt, przy okazji wydania tomiku Podróż drugą klasą, zapytał, dlaczego ukrywam w nim płeć. Zganił mnie za to, choć chciałam poprzez ten zabieg stać się bardziej uniwersalna. I właśnie wtedy przypomniał Annę Świrszczyńską, która w swojej poezji eksponowała, że jest babą. Prowokowała i poruszała czytelnika, żeby zwrócić uwagę na prawdziwe potrzeby kobiety.

„Najpierw to była chuda, szara myszka, potem potężna kobieta-lew” – charakteryzował ją. A mnie zachęcał: „Niech pani, jak ona, zdejmie przyłbicę i pokaże, że jest kobietą!”. To wspomnienie było początkiem jego zachwytów nad jej dzielnością w życiu i w poezji.

Postawił wtedy przede mną poważne wyzwanie, ale też zachęcił do bliższej znajomości z nieżyjącą już wtedy poetką, w której on sam, mężczyzna już w późnej starości, był niemal zakochany. Przyznał się do tego w książce noszącej wymowny tytuł Jakiegoż to gościa mieliśmy. Gość na ziemi – Anna Świrszczyńska – już w samym tytule jest przedstawiony z perspektywy eschatologicznej. Odwiedziła nas, żebyśmy mogli pojąć, jakim darem jest znalezienie się na tym najpiękniejszym, a zarazem najstraszniejszym ze światów.

W jednej chwili zafascynowała mnie ta jasnowłosa, silna poetka, która umiała tak bardzo zawładnąć „moim Poetą” – bo tak nazywałam Miłosza. Nie „Świerczyńska” (jak nazywali się jej rodzice), ale z powodu pomyłki urzędnika rosyjskiego zapisującego dane noworodka w metryce – „Świrszczyńska”. Nigdy tego błędu nie poprawiła, a podczas okupacji i później – już literacko – posługiwała się pseudonimem Anna Swir.

Poniekąd było to poznanie osobiste, bo za pośrednictwem kogoś jej bliskiego. Miłosz należał do jej pokolenia, znali się, czytał ją i – co najważniejsze – o niej pisał. „Czyż słowa pisane nie stwarzają osoby, do której odnosimy się z podziwem, przyjaźnią, miłością?” – pytał w książce Jakiegoż to gościa mieliśmy. „Albo choćbyśmy wysoko stawiali czyjeś dzieło, czy twarz autora albo autorki nie bywa dla nas obojętna albo niemiła? (…) Niezbyt dużo kobiet piszących ma dla mnie ten powab. W pewnym stopniu Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i Halina Poświatowska. A im więcej czytam Świrszczyńską, tym głębiej pogrążam się w trudne do nazwania odczucie jej rzeczywistego istnienia. Ta moja koleżanka pokoleniowa była urzekającą istotą, elfem może albo Rozalindą i Mirandą Szekspira (…)”.

Jaki inny mężczyzna-poeta odważyłby się tak napisać o konkurującej z nim w zmaganiach ze słowem? Odwaga Miłosza dorównuje odwadze opiewanej przez niego kobiety, która w swoich wierszach potrafiła nazywać rzeczy po imieniu.

Kiedy zaczynamy czytać jej poezję, musimy mieć świadomość, jak mocno naznacza ją biografia autorki. W wierszach bardzo śmiało przedstawia swoją autentyczną życiową drogę, nie skrywając osobistych szczegółów. Dobitnie napisał o tym Miłosz: „Rzecz polega na tym, że jej dzieło poetyckie ofiarowuje się jak spełniony los, ale spełniony nie poprzez artyzm, z życiorysem gdzieś w tle, ale jako jedność wierszy i osoby, gwałtownej, namiętnej, dumnej, pokornej, grzesznej, współczującej, miłującej, szalonej. Niby tak jak w autobiograficznej poezji romantyków, ale wcale nie tak, bo nawet nie jak w rozpowszechnionym dzisiaj pisarstwie spowiedniczym. Połączenie autobiografii z poezją na innej zasadzie – jakiej? Tu kryje się właśnie sekret tej twórczości (…)”. I dalej, analizując jej fenomen, poeta podkreśla, że „(…) powierza nam się cała, jako namiętność, żarliwość, pasja życia, rozpacz, upojenie – ale zawsze w konkretnych okolicznościach, które stara się opowiedzieć prawdziwie (…). Ten głos domaga się, żeby uznać go za wiarygodny wobec wydarzeń, za rodzaj alfabetu Morse’a, za pośrednictwem którego pewna kobieta, a ważne, że z Polski, z Warszawy, komunikuje jak najwstrzemięźliwiej kolejne odmiany swego losu (…)”.

W późnych wierszach Świrszczyńska dzieli się z czytelnikiem odważnymi, bo przełamującymi tabu zwierzeniami, dotyczącymi związku miłosnego, jaki przeżywała po „sześćdziesiątce”. Dziś granica uznawania kobiety za starą mocno się przesunęła i niewiele jakichkolwiek zachowań może jeszcze kogoś bulwersować, ale w latach 70. XX wieku, kiedy autorka Jestem baba publikowała krwiste wiersze o namiętności „starej wariatki” (jak sama się nazwała), było inaczej. Jej teksty mogły szokować i budzić oburzenie ówczesnych „Dulskich”. Miłosz przypomina, że wydanie przez nią pierwszego tomu wierszy miłosnych w wieku 66 lat miało posmak skandalu. Nazywa ją „Telimeną wyzwoloną”, zaawansowaną w latach kochanką, która nie zamierza ukrywać, jak rozkwita, bo miłość i namiętność nie mają lat.

Porażająca szczerość charakteryzuje też jej zwierzenia o dzieciństwie i wczesnej młodości opisane w cyklu Wiersze o ojcu i matce z tomu Cierpienie i radość. Zdradza w nich realia ich ubogiego życia, nie omijając wstydliwych w społecznym odbiorze szczegółów:

(…) Matka włożyła chustkę,

zasłoniła twarz, poszła

na ulicę stać po zupę

dla nędzarzy

Matka bardzo się bała,

Że zobaczy ją stróżka.

Była przecież żoną

artysty.

(Zupa dla nędzarzy)

A jednak z tych tekstów emanuje ogromna – jak w romantyzmie sięgająca za grób – miłość do rodziców. Doświadczamy jej, kiedy w wierszu Doczekaliśmy się stajemy obok autorki wyobrażającej sobie pośmiertną wystawę prac ojca. Czuje ona jego realną obecność, ale też dumę z eksponowanych obrazów. Próbuje wejść z nim w dialog, który – jesteśmy tego pewni – udaje się.

Na uroczysty wernisaż

swej pośmiertnej wystawy

przyjdzie i stanie koło mnie

w starym siwym swetrze.

Pochylony

i mocny.

Nikt go nie będzie widział,

tylko ja go zobaczę.

– Doczekaliśmy się wreszcie -

powie.

(Doczekaliśmy się)

We wspomnianym cyklu poetka przedstawiła mało fotogeniczną – bo łatwiej łowić zło i tragedie – miłość ojca i matki, i łączące całą trójkę dobre uczucia. „W literaturze XX wieku ten cykl wierszy jest wyjątkiem. Nie ma w nim wściekłości, demaskacji, bo przecie manią i modą piszących stało się pod wpływem freudyzmu upatrywanie przyczyny różnych skrzywień psychiki w „nieszczęśliwym dzieciństwie” i winie rodziców. Jeżeli uznamy to za pewną konwencję, to Świrszczyńska wybiera konwencję odwrotną: kochającej się rodziny. Ryzykowna gra, jako, że lubimy „dobre uczucia”, ale boimy się do nich przyznać, a jeżeli ktoś odważa się obnosić je publicznie, naraża się na posądzenie o fałsz i sentymentalizm. (…)” – chwali ją za to Miłosz.

Warto przypomnieć kilka faktów z biografii poetki, które uświadamiają, jak trudne były czasy jej dzieciństwa i młodości, kiedy w domu nie było co jeść. Unaoczniają też może nie tak dramatyczne, ale jednak – rozdarcie między twórczością dla dzieci, której aktywnie się poświęciła, a pisaniem wielkiej poezji.

Urodziła się 7 lutego 1909 roku w Warszawie, zmarła 30 września 1984 roku w Krakowie. Była córką Jana Świerczyńskiego – artysty malarza, rzeźbiarza, etnografa – i Stanisławy z Bojarskich. Ojciec, zajmujący się malowaniem wielkich tematów historycznych, nie troszczył się o byt, co sprawiło, że żyli prawie w nędzy. A jednak każda ich wspólna chwila była dla autorki sztuki Odezwa na murze na wagę złota. Dowiadujemy się o tym z wiersza, w którym na pierwszym planie pojawiają się trzy kupione na wagę cukierki. To one są szczęśliwym dopełnieniem rodzinnego bycia razem:

(...) Uśmiechamy się

Wszyscy troje.

Czujemy w ustach

trzy raje.

(Trzy cukierki)

Poetka dorastała w Polsce dwudziestolecia międzywojennego. Pierwszy wiersz ogłosiła w „Bluszczu”, piśmie dla kobiet. Debiutowała tomikiem Wiersze i proza wydanym w 1936 roku. Przed wojną pracowała w Związku Nauczycielstwa Polskiego jako redaktorka lewicującego pisma dla dzieci „Mały Płomyczek”. Swoje teksty zamieszczała w magazynach dla dzieci i młodzieży wydawanych przez ZNP, czyli właśnie w „Małym Płomyczku”, „Płomyku”, „Płomyczku”, „Kurierze Warszawskim Dzieciom” i tygodniku „Pion”. Podczas okupacji brała udział w podziemnym życiu literackim, publikowała w konspiracyjnych pismach i wydawnictwach. W 1943 roku za sztukę Orfeusz zdobyła II nagrodę w podziemnym konkursie. O jej udziale w powstaniu warszawskim wspomnę nieco później, pisząc o tomie Budowałam barykadę, który zasługuje na szczególną i osobną uwagę. Po upadku powstania przeniosła się do Krakowa, gdzie została kierownikiem literackim Teatru Młodego Widza.

Po wojnie jedynie PIW w 1958 roku wydał jej Liryki zebrane. Potem zamilkła poetycko aż do lat 70. Pisała prozę, utwory wierszowane dla dzieci i młodzieży, a także teksty dla teatru i Polskiego Radia. Wiele z nich dotyczyło polskiej historii i legend. Drukowała je w wielu pismach, m.in. w „Dzienniku Polskim”, „Iskierkach”, „Świerszczyku”, „Tygodniku Powszechnym”. Jej kolejne tomiki zaczęły się ukazywać dopiero, kiedy była po sześćdziesiątce i miała przed sobą jedynie dziesięć lat pracy twórczej. Czuję żal, wyobrażając sobie, jakie dzieło otrzymalibyśmy, gdyby wiersze pisała i publikowała intensywnie przez całe życie.

Idąc tropem Miłosza – mojego pośrednika w tej wyjątkowej znajomości – chcę zwrócić uwagę na to, co stanowi esencję tej poezji. Wielu literaturoznawców uważa, że poeci pozostają wierni swoim tematom i, często nieświadomie, wybierają motywy powtarzające się od pierwszego do ostatniego tomiku. Podobnie jest u Świrszczyńskiej, którą fascynuje z jednej strony ciało – przedstawione w różnych porach życia kobiety, w niespotykanej dotąd w liryce liczbie odsłon, z każdym szczegółem wstydliwej fizjologii, pokazanym spokojnie i z dystansem. Ma rację Miłosz, pisząc, że „żadna poetka polska nie posunęła się tak daleko”. Z drugiej strony to ciało pozostaje w nieustannym, a może lepiej – nierozerwalnym związku z prześwietlającą je duszą, którą autorka tomu Szczęśliwa jak psi ogon rzadko przywołuje po imieniu. Sporadycznie zwraca się w wierszach do Boga. Świrszczyńska publicznie jako „postępowa inteligentka” kilka razy podkreślała, że jest agnostyczką. Ale co ważne dla pokazania całej prawdy, a może mało nagłośnione – w puencie życia przyznała się do wiary. Jak powiedziała jej córka, przed śmiercią wyspowiadała się i przyjęła Najświętszy Sakrament.

Od pierwszego tomu powraca w tych wierszach marzenie o czystości, dotyczącej nie tylko ciała, ale i całego wnętrza człowieka. To stan trudny do osiągnięcia i wręcz idealny. Warto przypomnieć wiersz Chór dusz czyśćcowych pochodzący z 1958 roku. Dusza zostaje tam przywołana w kontekście życia pozagrobowego tych, którzy trafiają do czyśćca, żeby swoje odcierpieć zanim znajdą się w niebie. Nie przez przypadek czyściec wiąże się etymologicznie z tak ulubionym przez poetkę słowem „czysty”.

O ogniu wielmi śliczny,

tyś duszne pocieszenie.

Grzeszników ucieszenie,

od piekła zachowanie.

(…)

Niechaj się pada ciało,

że grzechu pożądało.

O wyborne płomienie,

nasza radość to ninie.

Alleluja grzesznicy

zawołajmy dziś wszytcy.

Amen, po trzykroć amen,

święć się czyśćcowy płomień.

(Chór dusz czyśćcowych)

W sąsiedztwie tego utworu warto przytoczyć inny, Jak Egipcjanin, pochodzący ze zbioru wydanego w 1985 roku, już po śmierci poetki:

Chcę być taka czysta,

żeby moje ciało

nie rzucało cienia.

Żebym jak umarły Egipcjanin

nie miała w środku wnętrzności.

Żebym zamiast wnętrzności

Miała w środku światło.

(Jak Egipcjanin)

A także inny wiersz z tego tomu:

Kiedy będę odchodzić,

niech moje ręce będą czyste.

Niech ich nie brudzą

człowiecze łzy. (…)

Czysta

odejdę lekkimi nogami

w lekkość i czystość.

(Lekkimi nogami)

Zupełnie naturalnie narzuca mi się religijna interpretacja tego tekstu. Człowiek szykujący się do wieczności, tutaj równoznacznej z czystością, powinien dać się oczyścić z win – „człowieczych łez”. Światło rozświetlające jego wnętrze to jasność kojarząca się ze Stwórcą, o którym w Drugim Liście do Koryntian św. Paweł pisze: „Albowiem Bóg, Ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa”.

Takich odniesień można znaleźć w wierszach Świrszczyńskiej wiele. Sąsiadują z opisem anatomii naszych ciał, nieustannie sygnalizując, że doświadczenia cielesne pozostają zanurzone w innej rzeczywistości. Że ekstaza, radość, zachwyt istnieniem, boleść i poczucie odrzucenia nie ograniczają się do fizyczności, ale wychodzą poza nią, ku czemuś większemu. Dowodem na to jest przejmujący wiersz miłosny Dziękuję ci, losie, który odczytuję jak modlitwę:

Napełnia mnie wielka pokora,

napełnia mnie wielka czystość,

kocham się z moim miłym,

jakbym kochała się umierając,

jakbym kochała się modląc,

łzy oblewają moje ramiona i jego ramiona,

nie wiem, czy to radość,

czy smutek, nie rozumiem

tego, co czuję, niczego

nie rozumiem (…)

Tak jak Miłosz nazywam Świrszczyńską poetką nie tylko religijną, ale i metafizyczną, bo tak naturalnie zanurza cielesność w transcendencji.

Podczas jednego z naszych spotkań noblista zauważył, że najlepsi poeci religijni nie byli ściśle związani z Kościołem, ale poszukując, kontestowali Boga. Była wśród nich amerykańska Żydówka Denise Levertov. Do tego grona zaliczył też autorkę Wiatru. „(…) Oto w XX wieku najlepszą poezję próbującą dotknąć innego wymiaru, jakkolwiek ten wymiar nazwiemy, piszą poeci niezbyt wyznaniowi, czy pozawyznaniowi, jakby samo słownictwo pełne wielkich liter paraliżowało autorów wiernych katechizmowi (…)” – napisał. Świrszczyńska niesparaliżowana konwencją tekstów religijnych, nie używając słów: Bóg, niebo, spowiedź, pisała o nich w swoim niepowtarzalnym języku.

Jej dążenie do uwolnienia się z balastu świata doczesnego Miłosz porównywał z pragnieniami buddystów. Pewnie z tego myślenia zrodził się jego żartobliwy, choć przecież dotykający spraw bardzo poważnych, wiersz: Tłumacząc Annę Świrszczyńską na wyspie Morza Karaibskiego.

(…) I, zaiste, wysławiając bycie:

rozkosz miłosnego dotyku, rozkosz biegania po plaży,

wędrowania po górach, nawet grabienia siana,

Znikałaś, żeby trwać bezosobowo.

Kiedy zobaczyłem ciebie raz ostatni,

Zrozumiałem, dlaczego ciebie nie lubili,

Ani twojej poezji. Z tą twoją białą grzywą

Tylko jeździć na miotle, mieć diabła za kochanka,

A ty jeszcze obnosiłaś się

Z filozofią wielkiego palca u nogi,

Żeńskiej szpary, pulsu, grubego jelita.

Definicja tej poezji: cokolwiek robimy,

Pragnąc, kochając, posiadając, cierpiąc,

Jest zawsze tylko tymczasem,

Bo musi gdzieś być inne, prawdziwe i stałe,

Choć zupełnie nie wiadomo, czym jest wieczność.

I ciało jest najbardziej tajemnicze,

Ponieważ tak śmiertelne, chce być czyste,

Uwolnione od duszy, która krzyczy: „Ja!”.

Metafizyczna poetka Anna Świrszczyńska

Najlepiej czuła się stojąc na głowie.

(Tłumacząc Annę Świrszczyńską na wyspie Morza Karaibskiego)

Omawiając te wyraziste i zapadające w pamięć tomy, mogłabym się skupić na obecnych w nich erotyzmie i cielesności: zupełnie gołej, wydającej się na widok publiczny. Na niesamowitej otwartości w dzieleniu się przeżywaniem tego, co intymne, i na wyrażenie czego zwykle brakuje słów. Bo jak opisać podniecenie, miłosne zespolenie, orgazm, rozkosz? Świrszczyńska robi to znakomicie, mimochodem przekraczając granicę zwykłego w takich chwilach zawstydzenia - zupełnie naturalnie pokazuje, gdzie znajduje się wtedy centrum świata. Nie wydaje mi się, by dzisiaj którakolwiek z poetek potrafiła ją prześcignąć w opisaniu, jak miłość objawia się w ciele. Przy tych wszystkich sięgających transcendencji doświadczeniach Świrszczyńska przypomina, że miłość erotyczna potrafi też zejść w rejony zwierzęcości, kiedy kochankowie zamieniają się w samo pożądanie. Znakomicie oddaje ten stan za pomocą animalizacji bohaterów:

Przychodzisz do mnie nocą,

jesteś zwierzę.

Kobietę i zwierzę połączyć umie

tylko noc.

Może jesteś dziki kozioł,

a może wściekły pies.

Nie widać w mroku. (…)

(Suka)

Opisywane przez nią ciało, które wie, do czego przydaje się w miłości, potrafi też stać się przeszkodą, udręczeniem, znakiem klęski kobiety sponiewieranej przez czas i mężczyznę.

W Pieśni kobiet o manioku wkraczamy w świat porażającej monotonii udręczonego życia matek i żon:

Od świtu do nocy

kobiety, my tłuczemy maniok na mąkę. (…)

(Pieśń kobiet o manioku)

Krytycy po ukazaniu się jej tomu o prowokacyjnym tytule Jestem baba pisali, że Świrszczyńska pokazała w nim los kobiet proletariackich, których mężowie pracują, piją, a potem biją swoje żony. Że mocnym głosem domaga się, by przestały być maltretowane przez mężczyzn i spychane na margines.

Feministki jednogłośnie uznały ją za obrończynię swoich haseł. Co wydaje się interesujące w tym kontekście, kobiety w Polsce uzyskały prawa wyborcze w 1918 roku, podczas gdy w innych krajach uznanych za sprzyjające płci żeńskiej stało się to znacznie później. W Stanach Zjednoczonych nastąpiło to w 1920 roku, w Szwajcarii w 1971, a w Liechtensteinie w 1984. W naszym kraju, mimo tych wcześnie podjętych konstytucyjnych decyzji, kobiety przez lata bywały poniewierane i niedoceniane przez mężczyzn. Dlatego tak wielkie wrażenie wywarły na czytelniczkach wiersze Świrszczyńskiej broniące ich godności i czci.

Kobiety zostały w nich pokazane w sytuacjach, w których napotykają ścianę w próbie porozumienia z mężczyzną. Bezgranicznie spracowane muszą radzić sobie same, zarabiać na rodzinę, dławiąc się odpowiedzialnością. Ale jakich wyrzeczeń nie poniesie matka dla swojego dziecka, które cierpi, będąc ofiarą konfliktu między rodzicami? Dla ilustracji sięgnę po niezwykle obrazowy wiersz Rodzina:

Idzie do niej

z pięściami.

Strzepnął z portek jak muchę

dwie małe ręce,

które go chciały zatrzymać.

(Rodzina)

Obecne w tych utworach postaci dzieci i niemowląt zawsze jakoś budzą sumienie dorosłych. Nie mogę tak do końca nazywać tych wierszy feministycznymi. W kilku tekstach Świrszczyńska postrzega dziecko jako zagrożenie, przeszkodę, ale dosłownie na oczach czytelnika odkrywa wielką radość płynącą z jego istnienia:

Pochylam się nad małą kukiełką,

spostrzegam

drobny ruch drobnego paluszka,

który jeszcze niedawno był we mnie,

w którym płynie pod cienką skórą

moja własna krew.

I oto zalewa mnie

wysoka, jasna fala

pokory.

Bezsilna, tonę.

(Macierzyństwo)

Zdarza jej się obserwować dorosłą rzeczywistość z perspektywy nieskażonych oczu dziecka. Taki punkt widzenia sprawia, że nie tylko poetka, ale i my, czytelnicy, zaczynamy szukać pocieszenia w czułości wobec tych, którzy jej oczekują. Czułość staje się kluczem do każdej linijki tych wierszy pełnych humanistycznego przesłania – nieustannego współczucia wobec drugiego. Poetka przypomina, że trzeba nim obdarzyć bez wyjątku: wariatkę, babkę klozetową, starą kobietę, której twarz przypomina Atlantydę, bezradne dziecko. Bez czułości nie ma prawa istnieć ten świat ani żadne szczęście na nim:

(…) Był piękny, młody mąż.

Ale nie było

jednego czułego słowa.

(Szczęście)

O nadrzędnej potrzebie czułości i współczucia poetka opowiada we wstrząsających Odwiedzinach. Czując samotność, bezradność i rozpacz chorej, którą odwiedza, dociera do takich samych pokładów emocjonalnych w sobie samej. Bo przecież, jak pokazuje życie, najłatwiej ludziom spotkać się w niedoli. Kiedy zostają oczyszczeni z zaszczytów, bogactwa, siły.

Byłam w zakładzie dla nieuleczalnych

przy kobiecie, która ma umrzeć.

Objęła mnie,

czułam przez szarą koszulę

kosteczki kruchego ciała,

które w nikim już nie wzbudza żądzy ani tkliwości.

– Ja tu nie chcę, zabierz mnie.

Obok rzygała idiotka.

Kobieta płakała nad sobą,

ja płakałam

nie tylko nad nią.

Czułość staje się odpowiedzią na obecne w tej poezji cierpienie, będące według autorki miarą nie tylko człowieczeństwa, ale i pisarstwa.

Z wywiadu, którego udzieliła w 1975 roku do numeru 5 „Poezji”, wynika, że ten problem ma dobrze przemyślany: „Wierzę, że cierpienie daje mądrość, że pewien rodzaj mądrości można zdobyć tylko i wyłącznie przez cierpienie. I że to jest mądrość najwyższej miary (…). Wszystko, co żyje, cierpi. I być może właśnie tym, co łączy poetę ze światem wszystkich istot żywych, jest cierpienie (…)”.

A w artykule Izba tortur opublikowanym w 1973 roku w „Kulturze” napisała: „(…) Uważam, że szkołą, która daje dyplom dojrzałości ludzkiej, jest szkoła cierpienia. Poeta, który jej nie przeszedł, nie ma po prostu prawa mówić o świecie i życiu. I nie ma kwalifikacji na to, żeby pisać. Żadne książki ani biblioteki, żadne relacje z drugiej ręki nie zastąpią tej wiedzy. Jego wiersze będą się wydawały naiwne czytelnikowi, który tę właśnie szkołę przeszedł, choćby to była jedyna jego szkoła (…)”.

Wioletta Bojda w książce Anny Świrszczyńskiej odkrywanie rzeczywistości podkreśla, że poetka traktuje cierpienie jako wartość: „która ujawnia granice człowieka, wskazuje na jego egzystencjalną kondycję, otrzepaną z naleciałości kulturowych i wyzyskaną ze społecznego kurzu rozmaitych hierarchii. (…) W tym kontekście cierpienie staje się wartością wręcz pożądaną, dzięki której poeta zdobywa szlify w szkole życia”.

W Pieśni ludzi wesołych Świrszczyńska pisze o cierpieniu, doceniając jego twórczą rolę w egzystencji.

My, ludzie weseli,

kochający radość wdzięcznie i po prostu

jak młodego mężczyznę lub młodą kobietę,

rozpoczynamy tę pieśń o cierpieniu,

pieśń na cześć cierpienia.

Nie jak asceta, ale jak higienista,

nie jak święty,

ale jak człowiek uprawiający

codzienną gimnastykę,

chwalimy

moc jego i boskie powściąganie,

a także ociężałość, bo wspaniałe jest

jak bardzo głęboka woda

(…)

Poznaliśmy bowiem szczęście i boleść

i mamy prawo mówić o tych rzeczach prosto.

(…)

Wszyscy mówią

o jego bezcenności, kto jednak zechce

chować je w pokoju, rękę z chlebem

przybliżać rano

do potwornego pyska,

patrzeć w ślepia gęste od wściekłości,

sierść głaskać

cuchnącą obco?

Ale my jesteśmy zwierząt poskramiacze.

(Pieśń ludzi wesołych)

To spojrzenie jest bardzo zbliżone do wizji cierpienia w chrześcijaństwie, w którego centrum znajduje się Jezus Chrystus – „mąż boleści”, cierpiący Bóg-Człowiek, który przyszedł na świat, by przez swoją mękę zbawić grzeszną ludzkość.

„(…) i dlatego cierpienie Jego posiada głębię niewymowną – jest z pewnością najbardziej niewinny, najbardziej bezgrzeszny pośród wszystkich Hiobów, pośród wszystkich cierpiących bez własnej winy. Tylko Chrystus jest naprawdę bez grzechu, więcej – nie może w żaden sposób popełnić grzechu. Jest przeto Tym jedynym, który absolutnie nie zasługuje na cierpienie. Równocześnie najwyraźniej przyjmuje to cierpienie – przyjmuje dobrowolnie i z miłością. Dlatego pragnie kielich boleści „wypić do dna” (por. J 18,11). (…) Poprzez takie pragnienie i poprzez takie cierpienie bez winy Chrystus dokonuje odkupienia świata. Moc odkupieńcza cierpienia tkwi w miłości. W ten sposób, za sprawą Chrystusa zmienia się radykalnie sens cierpienia. Nie wystarczy w nim widzieć karę za grzechy. Trzeba dostrzec moc odkupieńczą, moc zbawczą miłości (…)” – pisze Jan Paweł II w Katechezie na 9.11.1988. Świrszczyńska bez dosłownego odwoływania się do Biblii i Chrystusa dostrzega w sile ofiarowanego za innych cierpienia moc zdolną odmienić świat.

Powodem tak jednoznacznego i przekonującego wypowiadania się poetki o cierpieniu było niewątpliwie jej doświadczenie udziału w powstaniu warszawskim. Moc poetyckiego słowa, z jaką pokazuje, jak oczyszczało jego uczestników, nie ma sobie równych. „Moje cierpienie to ołówek, którym piszę” – zanotowała w wierszu Cierpienie. Czytając te strofy, mamy jednak wrażenie, że było to pióro maczane w świeżej krwi.

Tom Budowałam barykadę otwiera przedmowa od autorki, którego fragmenty warto przytoczyć: „Powstanie warszawskie w 1944 roku było jednym z najbardziej tragicznych wydarzeń II wojny światowej. Przyniosło ono całkowitą zagładę milionowego miasta. Warszawa zmieniła się w pustynię pełną trupów, ruin i zgliszcz. (…) Himmler powiedział: »Warszawa ma być zrównana z ziemią i w ten sposób ma być stworzony odstraszający przykład dla całej Europy«. Uległ całkowitej zagładzie bezcenny dorobek kulturalny od wieków gromadzony w stolicy przez liczne pokolenia Polaków. (…) Zginęły tysiące bohaterskich dzieci dwunasto-, trzynastoletnich, które z bezprzykładną odwagą rzucały się na czołgi z butelkami benzyny i przenosiły pod gradem kul meldunki. Armia niemiecka walcząca z powstańcami była świetnie uzbrojona – miała bombowce, czołgi, działa pancerne i miotacze ognia. Broń powstańców, której było bardzo mało, ograniczała się przeważnie do pistoletów i granatów. Ci, dla których zabrakło i tej broni, zdobywali ją często gołymi rękami na wrogu. (…) Życie w walczącej Warszawie było upiorne. (…) Ludność i powstańcy w celach obronnych wznosili na ulicach barykady. Pracowali przy tym wszyscy bez różnicy wieku i płci. Przy jednej z takich barykad pracowała autorka tej książki, o czym między innymi mówi jej tytuł. Ludzie całymi dniami nie jedli, nie spali, nie myli się. Nikt nie wiedział czy przeżyje następne pięć minut. Na ulicach leżały trupy, z ruin wydzielał się odór rozkładających się zwłok. Mimo tych potwornych warunków miasto walczyło bohatersko przez 63 dni (…)".

Wiersze będące zapisem tego czasu są wyjątkowe i osobne na tle twórczości poświęconej II wojnie światowej. Można je oczywiście czytać na przemian z tekstami Tadeusza Różewicza, który „ocalał prowadzony na rzeź” i dobrze wiedział, że żadne słowo nie odda prawdy o zmienionej przez wojnę rzeczywistości. Dlatego zachowywał ascezę, maksymalne wycofując wyobraźnię, dawał miejsce faktom, które okrucieństwem i tragizmem przewyższały wszystko, co można było wymyślić. Albo odnosząc się do Pamiętnika z powstania warszawskiego Mirona Białoszewskiego, który podobnie do Świrszczyńskiej pokazał heroizm „tchórzy”, jak w tytułowym wierszu cyklu poetka nazywa cywilów, bohaterów powstania. Miłosz podsumował te utwory krótko i trafnie, stwierdzając, że nastąpiło w nich przesunięcie „na treść z formy, która im uboższa, im chudsza, tym lepiej”.

Świrszczyńska „strzela" do czytelnika ostrymi nabojami wierszy. Bo każdy z nich potrafi zabić, a jeśli nawet nie trafi w serce, pozostaje w ranie, nie pozwalając pozbyć się bólu. Lektura tych tekstów boli, autentycznie powodując zwężenie naczyń krwionośnych, wywołując krótki oddech, kiedy rozprzestrzeniające się w wierszach płomienie zgliszcz Warszawy dostają się do naszych płuc. Tych realistycznych strof nie da się czytać, narzucając sobie obojętność, bo są tak sugestywne, że działają całościowo na człowieka. Każdy wkraczający w te linijki jak w kanały, którymi wędrowali powstańcy, nie ma możliwości odwrotu, ale musi dojść do celu – dotrwać do końca tej historii bez rozczulania się nad sobą, mocno poturbowanym lekturą. Trzeba siły, by umieć znaleźć się w świecie przedstawionym tych wierszy i razem z poetką walczącą na jednej z barykad przeżyć to jeszcze raz. Bynajmniej nie po to, by pobyć wśród trupów i jeszcze żywych, tracących części własnych ciał i dach nad głową, ale po to, by odkryć, że w każdym z nas tkwi nadludzka siła nie tylko przetrwania, ale i walki. Jak w opisanym w wierszu Harcerz szesnastoletnim walczącym harcerzu Jurku Oleszczuku, który miał „silnik pod żebrami”.

Te pełne ascezy komunikaty wojenne są jak frazy z Apokalipsy zapisane w języku poezji. A przecież wydawać by się mogło, że lirycznemu alfabetowi nie udało się przetrwać pod prochem zmarłych.

Absolutnym fenomenem tych wierszy jest fakt, że łączą kondensację słowa poetyckiego z reporterskimi, zwykle nieco obszerniejszymi relacjami z pierwszej linii walk. Świrszczyńska, sama przecież biorąca udział w opisywanych wydarzeniach, staje się autorką najtragiczniejszego poetyckiego reportażu uczestniczącego. Niezależnie od tego czy relacja dotyczy kradnących połcie mięsa i na nich rozstrzelanych, czy przedzierających się przez ogień z meldunkami, zawsze jest sprawozdaniem z pierwszej linii starć.

Nikt jednak nie pozwoliłby sobie na określenie poetki reporterką wojenną. Przede wszystkim dlatego, że w każdej zgłosce tego tomu pozostaje ona nie tylko współczującym świadkiem wydarzeń, ale współuczestniczy w dramatach innych, jak oni będąc narażona na utratę życia. W prawie przezroczystych wierszach potrafi bez zbędnych komentarzy, poprzez wyraziste zestawienie kilku faktów pokazać bohaterów tych dni i ich niewidowiskowe męczeństwo. Bez patosu pisze o sobie, lakonicznie informując, że w czasie powstania:

(...) Byłam tylko dwojgiem rąk, co podają

rannemu basen.

(Nosiłam baseny)

Jak wiemy z jej biografii, podczas okupacji pracowała jako sprzedawczyni, kelnerka, roznosicielka pieczywa, a w czasie powstania – sanitariuszka i salowa. W swoich wierszach opisuje te wyciągnięte dłonie, którymi ludzie, często bezimienni, ocalali człowieczeństwo na najmniej widocznych liniach frontu:

Byłam posługaczką w szpitalu

bez lekarstw i bez wody.

Nosiłam baseny

z ropą, krwią i kałem.

Kochałam ropę, krew i kał,

były żywe jak życie.

Życia było dokoła

coraz mniej.

(Nosiłam baseny)

W wierszu Pokora wyznaje, że padała na ziemię pokorna wobec męczeństwa, którego nie czuła się nawet godna być świadkiem. Pokazuje heroizm matki, która przez cały dzień przedzierała się przez gruzy, błoto, stosy trupów na drugą stronę płonącej Warszawy po trzy łyżki mleka dla dziecka, które dzięki nim żyło godzinę dłużej. Kreśli portret piętnastolatka, który:

(…) był najlepszym uczniem z polskiego,

biegł z pistoletem

na wroga.

Zobaczył oczy człowieka,

powinien był strzelić w te oczy.

Zawahał się.

Leży na bruku.

Nie nauczyli go

na lekcjach polskiego

strzelać w oczy człowieka

(Strzelać w oczy człowieka)

W wierszu Krzyk spod ziemi przedstawia scenę rodem z Apokalipsy: pogrzebani żywcem krzyczą, bo zawaliły się na nich trzy piętra. Sąsiedzi i przechodnie pomagają ich odkopać, pracując w dzień i w nocy, ale rano zabijają ich bomby zrzucane z samolotów. „Już nikt nie słyszał/krzyku spod ziemi” – puentuje Świrszczyńska.

Z oddaniem i mocą portretuje bohaterów, żeby nie zmarnowała się ich męka. Fenomenalni są ci bohaterowie, na pozór niemający żadnych heroicznych przymiotów. Opisani przez nią budowniczowie barykady, którzy w innych okolicznościach nie mówiliby o patriotyzmie i nie deklarowaliby miłości do ojczyzny, teraz dobrowolnie chcą oddać za nią życie:

(…) baliśmy się jeszcze bardziej, szmuglerka,

krawcowa, tramwajarz,

wszystko tchórze. (…)

Choć nikt nas nie zmuszał,

zbudowaliśmy barykadę

pod ostrzałem.

(Budując barykadę)

Chłopcy z poprawczaka, sklepowe, szmuglerzy dotąd nie aspirowali do bycia większymi niż są. Teraz robią tylko to, co do nich w tej ekstremalnej sytuacji należy. Oni wszyscy, włącznie z autorką, stają się wielcy pośród okropności wojny przywodzących na myśl obrazy Francisca Goi. Przypominają świętych Kościoła katolickiego – męczenników za wiarę, stanowiących (wydawać by się mogło) niedościgły wzór dla innych. Każdy z wierzących powinien dążyć do świętości, ale wzbrania się przed nią, nie chcąc ponosić ofiary. Święci z wierszy Świrszczyńskiej w jednym momencie budowania barykady dorastają do ofiary za ojczyznę. Można rzec, że konieczność historyczna odkryła, jaką czują do niej miłość. Choć, jak we wcześniejszym wierszu Śmierć za ojczyznę pisze autorka Czarnych słów, dobrze wiedzą, jaka jest stawka tej decyzji:

(…) Oddaję życie

nie za chwałę po śmierci.

Bo jakiż wszechświat

klęczący na klęczkach uwielbienia

może mi zastąpić

jeden oddech płuc.

Oddaję życie

ojczyźnie.

(Śmierć za ojczyznę)

Ojczyzna jest w tych ludziach, którzy przekuli strach w odwagę. Jest w nich też życie, nawet kiedy fizycznie je tracą.

Najbardziej dotykają i otwierają oczy na drugiego wiersze pełne skrywanej czułości, o której wspominałam, pisząc o tomie Jestem baba. To ona budzi się, by ocalić to, co najlepsze w człowieku.

Bardzo przejęły mnie dwa wiersze, których bohaterem staje się koszula. Koszula ojca i koszula żołnierza, w które wsiąkły pot i krew noszących je, są pełne czułości dla ich ciał. Martwy materiał staje się teraz bardziej żywy niż nieżyjący człowiek i usiłuje oddać zmarłym cześć. To niezwykły i zasługujący na uwagę zabieg:

Ostatni raz piorę koszulę

mojego ojca, który umarł.

(…) tyle lat

prałam mu koszule i kalesony,

suszyłam

przy piecyku żelaznym w pracowni,

kładł je

bez prasowania.

(…) Piorąc te koszulę

niszczę go

na zawsze.

Teraz

pozostaną po nim już tylko obrazy,

które czuć farbą.

(Piorę koszulę)

Koszula powstańca ma wszy

śmierdzi smrodem kanałów (…)

Chciał ją wyprać

tylko że już zabrakło wody

i miednicy do tej wody

i domu do tej miednicy.

Potem w koszulę wsiąkła krew

i wtedy ludzie

dali mu drugą czystą

gdy go kładli do skrzyni z białych desek.

(Koszula powstańca)

Czułość nieustannie przypominana w tych tekstach staje się powodem, dla którego świat nie może się rozpaść.

Poetka utrwala zagładę, ale nie pozostawia czytelnika w smutku i boleści. W pojedynczych strofach, gdzieś na marginesie, a może jednak w centrum dzieła zaznacza, że jest coś większego od śmierci ciała i pozornej klęski powstania. Jeden z żołnierzy mówi:

Chociaż twoja kula trafi przez kurtkę

do mojego serca,

nie zabijesz mnie, wrogu. (...)

(Mówi żołnierz)

I te słowa, w gruncie rzeczy, stają się cichym, ale podstawowym przesłaniem tego wyjątkowego – nie tylko w poezji polskiej, ale i światowej – tomu.

„Poeta jest jak średniowieczny pokutnik” – napisała we wspomnianym już eseju Izba tortur. „Obnaża przed ludźmi nagą, człowieczą ułomność i mówi pokornie: oto człowiek; bezbronny zdaje się na surowy osąd czytelników, bez kokieterii, pozy. Osądzając go, osądzają sami siebie, wzbudzając w sobie tęsknotę do doskonałości, energię do walki o nią, a to jest celem poety”. To niebywale celna i porządkująca definicja tego, czym zajmuje się twórca wierszy. W każdym poecie drzemie siła, za której ujawnienie musi zapłacić. Ale przecież za wszystko, co w życiu cenne, trzeba złożyć jakąś daninę. Tylko wtedy będzie nam dane, jak poetce w wierszu Jutro będą mnie krajać, umieć tak bezgranicznie dziękować. Nawet gdyby miało być to dziękczynienie ostatnie:

Jutro będą mnie krajać (…)

Dzisiaj

robię rachunek z życia (…)

Jutro

będą mnie krajać.

Za oknem majowe drzewa piękne jak życie,

a we mnie jest pokora, lęk i spokój.

We mnie po lekturze tych wierszy jest spokój. Bo spotkałam mistrzynię, umiejącą zrobić rachunek ze swojego kobiecego życia, na które innym brakowało słów.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: