- W empik go
Jestem kim jestem - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 maja 2017
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Jestem kim jestem - ebook
Książka ta, to bogato ilustrowany zapis historii odkrywania siebie będący swoistym uzupełnieniem autobiografii „Lukrecja w ciele Krzyśka”. Ramy czasowe tej książki to czerwiec 2011 — styczeń 2015 roku. Książka powstała z adaptacji strony internetowej autorki.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8104-794-4 |
Rozmiar pliku: | 20 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zamiast wstępu
Książka ta to zbeletryzowana wersja strony internetowej jestem kim jestem. Strona powstawała w czasie rzeczywistym, dlatego tutaj została zmieniona forma zapisu na czas przeszły. Nie jest też ona tożsama z treścią strony, gdyż dla potrzeb książki wprowadziłam sporo zmian. Może ona być swoistym uzupełnieniem książki „Lukrecja w ciele Krzyśka” gdyż opowiada o okresie, w jakim powstawała moja autobiografia, i porusza w obszerny sposób wiele wątków tylko zasygnalizowanych w mojej historii opowiedzianej w „Lukrecji…”Wstęp
Moją historię postanowiłam rozpocząć symbolicznie od daty mego ślubu.
Moje dzieciństwo i pierwsze przypadki fascynacji damską bielizną z oczywistych przyczyn nie są udokumentowane. Istnieją tylko w formie obrazów z przeszłości, które zachowałam w pamięci.
Z okresu szkolnego jedyny ślad w postaci fotografii, to kilka zdjęć z kilkuletniego okresu tanecznego, gdy tańczyłam najpierw w zespole tanecznym w szkole podstawowej, a potem kontynuowałam w liceum.
Poprzez taniec chciałam zbliżyć się do świata kobiet, który działał na mnie jak magnes, chociaż nie wiedziałam dlaczego. Te parę zdjęć pokazuje też, co mnie fascynowało, co budziło pragnienia i zazdrość. Ja chciałam mieć na sobie te stroje gimnastyczne, rajstopy, baletki. Chciałam w tańcach latynoamerykańskich mieć na sobie barwne falbany, a nie długie spodnie i koszulę.
Nie wiedziałam tylko dlaczego.
Teraz wiem, ale wiele długich lat zajęło mi znalezienie odpowiedzi na to pytanie.
Ta historia to jedna z odpowiedzi.
Sesje
Wszystkie opisane w książce profesjonalne sesje fotograficzne są dostępne w moim wirtualnym portfolio na stronie:
http://lukrecjakowalska1969.wixsite.com/lukrecjakowalskaJestem kim jestem, czyli jak odkrywałam drogę do siebie samej
Baletki
Pierwsze baletki kupiłam, gdy miałam dwadzieścia lat. Oczywiście za małe, ale tylko dwa numery. Miałam dwie pary, czarne i białe i wynosiłam je do ostatka, prawie z nóg mi spadały, gdy poszły wreszcie na zasłużony odpoczynek. One pozwoliły mi zawsze być tam, jednym krokiem, po drugiej stronie. Dzisiaj nie noszę w domu żadnych kapci, laczków. Tylko balerinki. One także pozwoliły mi w czasie, gdy zaczynała budzić się kobieta, nie zdawać się tylko na lumpexowe za małe szpilki. A ile cudownych chwil w lesie, nad jeziorem, w jeziorze. W nich zawsze czułam się inaczej. Wtedy nie wiedziałam dlaczego. Teraz wiem i tym bardziej moja miłość do nich nie przeminie…
Balance Of The Ego
Będąc w Niemczech, poznałam wirtualnie Izumi. Przegadałyśmy za pomocą elektronicznych listów wiele godzin. W trakcie tych rozmów niezwykle zgłębiłam to, co dzieje się ze mną. Zaczęłam coraz więcej rozumieć.
Także w czasie tych rozmów postanowiłyśmy nasze przemyślenia ująć w jakieś ramy, by w ten sposób pokazać innym nasz transpłciowy świat. Izumi poprzez fotografię, ja poprzez modeling. Oraz obie poprzez wspólne teksty, które powstawały pod wpływem naszych rozmów.
Tutaj jeden z takich tekstów, surowy, niedokończony, tak jak niedokończona jest historia tego projektu i tej przyjaźni…
Izumi była bardzo zafascynowana Manga i Anime, w której widziała bardzo dużo elementów transpłciowości. Stworzyła mini prezentację na ten temat, którą możecie tutaj znaleźć. Dla mnie była to zupełna nowość. Nie miałam o tym pojęcia. Przypuszczam, że wielu z Was również.
Niestety, z naszych planów nic nie wyszło. Zostało parę zdjęć, tekstów i wspomnienia.
Izumi nagle zniknęła, dosłownie.
Być może jest gdzieś, gdzie może oddawać się swojej wielkiej pasji do kultury Dalekiego Wschodu, czego Jej z całego serca życzę.
Kim była Izumi Chiaki?
Zapewne nigdy już się nie dowiem…
w obiektywie Izumi
Ten tytuł dla tej pierwszej zaplanowanej w szczegółach sesji wymyśliła Izumi. Chciałyśmy pokazać nasze oblicza w podwójnym wydaniu. To, co na zewnątrz, i to co w duszy. Izumi wymyśliła, że przedstawi mnie jako szefową Balance Of The Ego w domowym wydaniu. Ale chciała podkreślić, że nie jestem taka zwyczajna. Przygotowała cały plan stylizacji i omówiła go z wizażystką, Justyną Kaczmarek. Ja natomiast przygotowałam stylizację zgodnie z sugestiami Izumi.
Po sesji w domu, poszłyśmy na spacer, by przygotować część materiału do kolejnej sesji pokazującej mnie w życiu codziennym. Tego projektu już nie dokończyłyśmy.
Nasze mroczne dusze natomiast miała pokazać trzecia z wizażystek, które odpowiedziały na mój apel, opierając się na naszych sugestiach. Wizażystką tą była Kasia Kasprzak.
Spotkałyśmy się w trójkę w mieszkaniu Kasi i omówiłyśmy wstępnie koncepcję. Przy okazji Kasia postanowiła sprawdzić, jak będzie nam się współpracować, więc zrobiła mi próbną charakteryzację
Nie lubię marnować kogoś pięknej pracy, więc udałyśmy się z Izumi na spacer, który został uwieczniony na paru zdjęciach.
Wizażystki
Witam
Mam nietypowe pytanie.
Może zanim cokolwiek więcej napiszę, zapytam, czy zrobiłaby pani makijaż mężczyźnie trans. ja nim jestem. obecnie jestem w Niemczech. przed wyjazdem stworzyłam jeden projekt, który po moim wyjeździe umarł śmiercią naturalną. Teraz tworzę następny, więc w grę wchodzi ewentualnie dłuższa współpraca. Tutaj jest link do strony mojego poprzedniego projektu, żeby mogła Pani zobaczyć, że nie jestem żadną żartownisią. ja będę potrzebowała dwa makijaże do zrobienia u mnie w domu w sobotę 19 maja po południu. Oczywiście w Poznaniu. Proszę podać szacunkowy kosz, jeżeli chciałaby Pani spróbować. na tym spotkaniu przedstawiłabym też szczegóły projektu, który obecnie tworzymy z przyjaciółkami.
Pozdrawiam serdecznie
Lukrecja
Tak napisałam do kilku wizażystek krótko przed moim powrotem do Polski. Odpowiedziały trzy. Justyna i dwie Kasie.
Dwie z nich poznałam na inauguracyjnym spotkaniu Balance Of the Ego.
Tak się złożyło, że to właśnie Justyna nie tylko mnie malowała, ale jako pierwsza, uczyła krok po kroku, jak robić makijaż. Dzięki tym lekcjom już niedługo mogłam sama podjąć próby zrobienia metamorfozy. Nawet wtedy, gdy podczas tych prób miałam z czymś problem i napisałam do Justynki, zawsze mi odpowiedziała i wyjaśniła.
Nigdy Jej tego nie zapomnę…
Justynko, dziękuję
Emilia Łyczba
Ubrani w płeć. Badanie empiryczne walorów poznawczych wybranych praktyk crossdressingowych. Praca magisterska, UKSW
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy udzielałam wywiadu do Wysokich Obcasów, zwróciła się do mnie Emilia z pytaniem, czy nie zgodziłabym się udzielić wywiadu dla potrzeb Jej pracy magisterskiej. Bardzo chętnie się zgodziłam i tak pojawiłam się w Jej pracy magisterskiej. Był to pierwszy przypadek, gdy moja osoba stała się przedmiotem pracy studenckiej. Pierwszy, a jak okaże się w przyszłości, nie ostatni.
Sama tematyka była dla mnie wyzwaniem. Musiałam zmierzyć się z tematami, których do tej pory nie poruszałam, nie analizowałam. Kilka godzin rozmów stało się doskonałą okazją do zajrzenia w głąb siebie i legło u podstaw pomysłu na to, by zacząć w sobie, w swoich przeżyciach, w swojej historii szukać odpowiedzi, szukać zrozumienia. I tak się stało. Właśnie wtedy zaczął powstawać mój pierwszy blog, który później nazwałam: „W oparach fetyszu budzi się Kobieta”.
Przymiarki
W rozmowie z Emilią okazało się, że niesłychanie fascynował Ją proces metamorfozy. Powiedziała mi, że to z psychologicznego punktu widzenia jest bardzo ważne. Tak, ma rację. Przygotowania do wyjścia, przymiarki nowych strojów, komponowanie różnych wersji i ocena, czy pasuje cz nie, czy lepiej tak, czy tak, jest dla mnie bardzo ważna. Przykładam do tego procesu wielką uwagę i sprawia mi to wielką frajdę. Poświęcam temu bardzo wiele czasu.
Dlatego postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy, jak to wygląda w praktyce.
Właśnie podczas tych przymiarek uczyłam się robić pierwsze makijaże, które „jakoś” wyglądały, po analizie moich „dokonań” w czasie przebieranek w Elektrowni. Podczas tych przymiarek zaczynałam także patrzeć na to, co do siebie pasuje, oraz jakie stylizacje pasują do wizerunku, jaki chciałam w danym momencie zaprezentować. Bardzo dużo dało mi te parę „przebieranek”. Dzięki nim także obmyśliłam moje stroje na Wybory Miss Trans 2012.
Poznańska włóczęga z Lady Red Cat i Jej przyjacielem
Jak to szybko ruszyło…
W dniu powrotu z Niemiec poznałam dwie wizażystki, Justynę i Kasię. Poznałam też Izumi. Razem z Ulą i Kristi poszłyśmy na imprezę, na której minęłam się z Lady Red Cat, którą poznałam wirtualnie. Następnego dnia wspólnie doszłyśmy do wniosku, że skoro Ona jeszcze zostaje w Poznaniu, musimy się spotkać. A że Ona była zawiedziona, że nie poznała Lukrecji osobiście, nie pozostało mi nic innego, jak ponownie umówić się z Justynką, która ponownie wyczarowała Lukrecję.
Spotkaliśmy się w trójkę w sobotni ciepły wieczór na poznańskim Starym Rynku. Zabrałam ze sobą moje czerwone szpilki i paradowałam w nich u boku moich nowo poznanych przyjaciół po kocich łbach Starego Rynku. Spotkanie zaczęliśmy jednak od klubu. Potem był spacer, potem kolejny klub, tym razem irlandzki pub, gdzie moja osoba wzbudziła pewną sensację (co pewien czas zaglądał do nas nowy gość), by wreszcie wylądować na frytkach w małej knajpce. To był dla mnie niezwykły wieczór. Przed wyjazdem do Niemiec byłam tylko raz wśród ludzi na mieście w Sylwestra. Teraz spędziłam sporo czasu w wspaniałym towarzystwie i nie usłyszałam żadnego negatywnego komentarza. Oraz oczywiście, całkowita akceptacja mnie przez moich przyjaciół. Czy może być coś piękniejszego dla transwestyty? Takie wydarzenia niesamowicie ładują akumulatory i budzą wiarę, że jednak można. A przecież Lady też nie wyglądała skromnie. Przy Niej ja byłam bardzo grzeczną dziewczynką. Na szczęście zabrałam ze sobą moją koszulkę i spódniczkę i w irlandzkim pubie mogłam pokazać moje drapieżne oblicze.
Miss Trans 2012
Scena. Oświetlona. Przed nią kamery, reporterzy z aparatami. Za nimi w głębokich fotelach siedzą znane z telewizji i pierwszych stron gazet postaci, jurorzy. Za fotelami tłum gości. Błyski fleszy. Na scenie, z tyłu przy kotarze stoi pięć dziewczyn, w szarfach, z bukietami kwiatów, z torebkami z prezentami. A parę kroków przed nimi stoi Miss:
Czarny kombinezon z materiału imitującego latex.
Takie same długie czarne rękawiczki.
Czarny, gładki skórzany gorset.
Buty na dziesięciocentymetrowych
platformach i osiemnastocentymetrowych obcasach.
Krótkie czarne włosy.
Korona na głowie.
Przez pierś przewieszona szarfa z napisem Miss Trans.
W dłoni bukiet kwiatów.
W drugiej torebka z prezentami.
Stoi spokojnie dumnie wyprostowana.
Spogląda w bok, prosto w obiektyw aparatu.
Spokojny, pewny wzrok.
Całą swoją postawą na scenie pokazuje, że to nie przypadek.
Ten tytuł należał się Jej.
I zdobyła go.
Pokonała konkurentki.
Miss. Królowa. Zwyciężczyni.
Jeszcze nie wiedziała, nie zdawała sobie sprawy, że pokonała coś znacznie trudniejszego. Pokonała siebie. Pokonała swoją przeszłość. Otworzyła sobie drogę do siebie.
Lukrecja już wiedziała, że wygrała. To Jej oczy patrzą w obiektyw aparatu. Już nie ma wątpliwości, że cokolwiek Ją może odesłać w niebyt.
Po chwili obraca wzrok ku sali i patrzy na gości z góry.
Patrzcie, to ja, Lukrecja.
Przybyłam, zobaczyłam, zwyciężyłam.
Wreszcie, po 42 latach, to ciało na które patrzycie, należy do mnie. On musi je wreszcie oddać. I oddał. Jeszcze nie teraz, nie w tym momencie, jeszcze próbował zachować fragment siebie. Ale był już na straconej pozycji. Zostawił spuściznę, której Ona uczy się teraz, cały czas…
Moja relacja z konkursu
Dlaczego pojechałam na wybory Miss Trans?
Czy chciałam je wygrać?
Czy spodziewałam się, że je wygram?
Podejmując tą decyzję w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, na co się decyduję.
Byłam w Niemczech. Pisałam swój życiorys, układałam z przyjaciółką Izumi zręby naszego projektu, a przy okazji robiłam analizę swojego dotychczasowego życia.
Oczywiście widziałam relację z pierwszych wyborów w 2011 roku. Od razu sobie pomyślałam, że zrobiłabym tam furorę. Tak, jestem szczera do bólu i taka zawsze będę. Zapatrzona w siebie, w to, co osiągnęłam, jakiego skoku dokonałam, wydawało mi się, że to kolejny naturalny krok i oczywiście pewne zwycięstwo. Dobrze, że wybory nie były w styczniu, bo dostałabym tak po uszach, że kto wie, gdzie bym się znalazła po tym zimnym prysznicu. Pewnie zamknęłabym się w domu i nosa za drzwi nie wystawiła nigdy więcej.
Tak, szybki postęp, wręcz lawina, to więcej pól minowych, niż możemy sobie wyobrazić. Na szczęście poznałam Izumi i przegadałam z Nią wirtualnie wiele, wiele godzin. Dzięki temu sama zrozumiałam siebie, znalazłam swoje miejsce, a przede wszystkim nabrałam nieco pokory. Tak, nieco, bo jeszcze wiele wody musiało upłynąć, żeby spojrzeć na siebie tak, jak obecnie patrzę.
Przez długi czas w ogóle nie myślałam o konkursie, tym bardziej, że nie byłam pewna, czy dam radę być w tym terminie w Polsce. Ale kiedy dostałam wiadomość od Uli, że wypełniła zgłoszenie, a do końca terminu ich składania są dwa dni, nie zastanawiałam się ani chwili. Poszukałam jakieś zdjęcie, coś tam napisałam o sobie. Jako powód, dla którego postanowiłam wystartować, podałam, że chcę pokazać, jaką przemianę przeszłam w ciągu pół roku i wysłałam zgłoszenie. Postanowiłam sobie także, że niech się wali, albo pali, ale na wybory muszę się stawić.
I oddałam się dalej rozmowom z Izumi, pracy, planom związanym ze zbliżającym się powrotem do Polski. A konkurs? Co ma być to będzie…
Wróciłam do Polski 20 maja.
Po załatwieniu wszystkich spraw, które tego wymagały po mojej długiej nieobecności, zaczęłam poważnie myśleć o zbliżającym się wielkimi krokami konkursie. I nadal właściwie nie docierało do mnie, co to oznacza, że to będzie prawdziwy publiczny występ, i moje dotychczasowe pozostawanie w cieniu, bez względu na rezultat, skończy się definitywnie.
Przeczytałam pobieżnie regulamin (ciekawa jestem, która z nas go tak naprawdę przeczytała w całości i z uwagą. Ja to zrobiłam z czystej ciekawości parę dni temu). I zaczęłam planować, w co się ubrać. Wiedziałam, że będę chciała pokazać moją pasję do gotyku i niebezpiecznych klimatów dominacji, tym bardziej, że dostałam niesamowicie wiele wsparcia i ciepłych słów od osób z tego środowiska, jak poinformowałam ich o moim starcie w konkursie. Biorąc pod uwagę regulamin, postanowiłam maksymalnie złagodzić ten strój i pokazać go w finale. Ze względu na ilość zabieranych ciuchów, zrezygnowałam z gotyku, więc został styl lateksowej dominy. Po sprawdzeniu paru wersji, w końcu wybrałam tą, w której mnie zobaczyliście. Ale były do wyboru jeszcze dwie kreacje. Strój codzienny zrobił się sam. Akurat rozpoczynałam współpracę z jedną z wizażystek, z których pomocy korzystam. Miałyśmy się ponownie spotkać w restauracji, by omówić szczegóły pierwszej sesji. Postanowiłam pokazać się Kasi, jako Lukrecja. A skoro spotkanie biznesowe, to i strój musiał być odpowiedni. Przeglądając szafę, zauważyłam niepozorną granatową spódniczkę do kolan, do tego koszula i fajna, elegancka żakietowa marynarka. Założyłam, spojrzałam w lustro i wiedziałam, że to to.
Tak więc został tylko strój wieczorowy. Cały dzień przymiarek, w końcu i tak wybrałam zestaw, który początkowo nie brałam pod uwagę. Potem na zdjęciach, akurat w tej kreacji, najmniej się sobie podobam, ale to już nie ważne.
Teraz, gdy czytałam dokładnie regulamin, strojem wieczorowym byłby ten pierwszy, czyli z pierwszego mego wyjścia, natomiast Lukrecja codzienna wyszłaby w tunice i legginsach. Bo tak naprawdę powinna wyglądać moja prezentacja w poszczególnych kategoriach. Przynajmniej teraz tak rozumiem idę zawarta w regulaminie. Ale to także nie ważne. To już przeszłość.
Postanowiłyśmy jechać razem z Ulką dzień prędzej. Wynajęłyśmy pokój i jazda. Ja sobie wymyśliłam, że pojadę jako ona. A potem, w czasie drogi, miałyśmy problem, jak załatwić potrzeby, które pojawiają się w trakcie wielu godzin jazdy. Tzn. ja miałam problem, a Ula przez to cierpiała. Ale w końcu załatwiłyśmy to i dojechałyśmy szczęśliwie na miejsce. Ula także przeistoczyła się w Ulkę i poszłyśmy na mały spacer po okolicy. Potem wróciłyśmy do hotelu i szykowałyśmy się do kolejnego dnia. Jak, to niech zostanie naszą słodką tajemnicą…
Rankiem poszłyśmy na mały spacer i kupić coś do jedzenia. Ulka nie mogła sobie odmówić przyjemności bycia Ulką, tylko mnie lenistwo pokonało i poszłam jako on. W sklepie miałyśmy niezłą frajdę, gdy pani sprzedawczyni z wrażenia nie mogła poprawnie nabić rachunku i musiała zawołać koleżankę, która z życzliwym uśmiechem spoglądając na nas, zrobiła to szybko i sprawnie.
Po śniadaniu i chwili relaksu zamówiłyśmy taxi i pojechałyśmy do klubu.
Jak weszłam do Le Garage, to na początku jeszcze było ok. Rozmowy, poznawanie dziewczyn. Bardzo pomogła mi oswoić się z sytuacją Biała Dama, która szybko zawitała w progi szatni i rozmawiała z nami. Wprowadziła wiele luzu i jakoś udało się Jej stworzyć taką atmosferę, że właściwie wcale nie czułam przez większość czasu tremy. Dopiero, jak pojawiły się wizażystki, jak zaczęli buszować w szatni fotograficy. Jak zobaczyłam na sali ustawiane kamery, gromadzących się ludzi, powoli zaczęło do mnie docierać, w czym ja tak naprawdę biorę udział. Tym bardziej, że jeszcze przed makijażem już miałam sporo zdjęć zrobionych i zaczynałam sobie zdawać sprawę z tego, że one mogą pojawić się tu i tam. Ale postanowiłam o tym nie myśleć. Prosiłam tylko, jak zwracano się do mnie konkretnie o możliwość zrobienia zdjęcia, żeby robić je po makijażu, albo chociaż w ciemnych okularach.
Darmowy fragment
Książka ta to zbeletryzowana wersja strony internetowej jestem kim jestem. Strona powstawała w czasie rzeczywistym, dlatego tutaj została zmieniona forma zapisu na czas przeszły. Nie jest też ona tożsama z treścią strony, gdyż dla potrzeb książki wprowadziłam sporo zmian. Może ona być swoistym uzupełnieniem książki „Lukrecja w ciele Krzyśka” gdyż opowiada o okresie, w jakim powstawała moja autobiografia, i porusza w obszerny sposób wiele wątków tylko zasygnalizowanych w mojej historii opowiedzianej w „Lukrecji…”Wstęp
Moją historię postanowiłam rozpocząć symbolicznie od daty mego ślubu.
Moje dzieciństwo i pierwsze przypadki fascynacji damską bielizną z oczywistych przyczyn nie są udokumentowane. Istnieją tylko w formie obrazów z przeszłości, które zachowałam w pamięci.
Z okresu szkolnego jedyny ślad w postaci fotografii, to kilka zdjęć z kilkuletniego okresu tanecznego, gdy tańczyłam najpierw w zespole tanecznym w szkole podstawowej, a potem kontynuowałam w liceum.
Poprzez taniec chciałam zbliżyć się do świata kobiet, który działał na mnie jak magnes, chociaż nie wiedziałam dlaczego. Te parę zdjęć pokazuje też, co mnie fascynowało, co budziło pragnienia i zazdrość. Ja chciałam mieć na sobie te stroje gimnastyczne, rajstopy, baletki. Chciałam w tańcach latynoamerykańskich mieć na sobie barwne falbany, a nie długie spodnie i koszulę.
Nie wiedziałam tylko dlaczego.
Teraz wiem, ale wiele długich lat zajęło mi znalezienie odpowiedzi na to pytanie.
Ta historia to jedna z odpowiedzi.
Sesje
Wszystkie opisane w książce profesjonalne sesje fotograficzne są dostępne w moim wirtualnym portfolio na stronie:
http://lukrecjakowalska1969.wixsite.com/lukrecjakowalskaJestem kim jestem, czyli jak odkrywałam drogę do siebie samej
Baletki
Pierwsze baletki kupiłam, gdy miałam dwadzieścia lat. Oczywiście za małe, ale tylko dwa numery. Miałam dwie pary, czarne i białe i wynosiłam je do ostatka, prawie z nóg mi spadały, gdy poszły wreszcie na zasłużony odpoczynek. One pozwoliły mi zawsze być tam, jednym krokiem, po drugiej stronie. Dzisiaj nie noszę w domu żadnych kapci, laczków. Tylko balerinki. One także pozwoliły mi w czasie, gdy zaczynała budzić się kobieta, nie zdawać się tylko na lumpexowe za małe szpilki. A ile cudownych chwil w lesie, nad jeziorem, w jeziorze. W nich zawsze czułam się inaczej. Wtedy nie wiedziałam dlaczego. Teraz wiem i tym bardziej moja miłość do nich nie przeminie…
Balance Of The Ego
Będąc w Niemczech, poznałam wirtualnie Izumi. Przegadałyśmy za pomocą elektronicznych listów wiele godzin. W trakcie tych rozmów niezwykle zgłębiłam to, co dzieje się ze mną. Zaczęłam coraz więcej rozumieć.
Także w czasie tych rozmów postanowiłyśmy nasze przemyślenia ująć w jakieś ramy, by w ten sposób pokazać innym nasz transpłciowy świat. Izumi poprzez fotografię, ja poprzez modeling. Oraz obie poprzez wspólne teksty, które powstawały pod wpływem naszych rozmów.
Tutaj jeden z takich tekstów, surowy, niedokończony, tak jak niedokończona jest historia tego projektu i tej przyjaźni…
Izumi była bardzo zafascynowana Manga i Anime, w której widziała bardzo dużo elementów transpłciowości. Stworzyła mini prezentację na ten temat, którą możecie tutaj znaleźć. Dla mnie była to zupełna nowość. Nie miałam o tym pojęcia. Przypuszczam, że wielu z Was również.
Niestety, z naszych planów nic nie wyszło. Zostało parę zdjęć, tekstów i wspomnienia.
Izumi nagle zniknęła, dosłownie.
Być może jest gdzieś, gdzie może oddawać się swojej wielkiej pasji do kultury Dalekiego Wschodu, czego Jej z całego serca życzę.
Kim była Izumi Chiaki?
Zapewne nigdy już się nie dowiem…
w obiektywie Izumi
Ten tytuł dla tej pierwszej zaplanowanej w szczegółach sesji wymyśliła Izumi. Chciałyśmy pokazać nasze oblicza w podwójnym wydaniu. To, co na zewnątrz, i to co w duszy. Izumi wymyśliła, że przedstawi mnie jako szefową Balance Of The Ego w domowym wydaniu. Ale chciała podkreślić, że nie jestem taka zwyczajna. Przygotowała cały plan stylizacji i omówiła go z wizażystką, Justyną Kaczmarek. Ja natomiast przygotowałam stylizację zgodnie z sugestiami Izumi.
Po sesji w domu, poszłyśmy na spacer, by przygotować część materiału do kolejnej sesji pokazującej mnie w życiu codziennym. Tego projektu już nie dokończyłyśmy.
Nasze mroczne dusze natomiast miała pokazać trzecia z wizażystek, które odpowiedziały na mój apel, opierając się na naszych sugestiach. Wizażystką tą była Kasia Kasprzak.
Spotkałyśmy się w trójkę w mieszkaniu Kasi i omówiłyśmy wstępnie koncepcję. Przy okazji Kasia postanowiła sprawdzić, jak będzie nam się współpracować, więc zrobiła mi próbną charakteryzację
Nie lubię marnować kogoś pięknej pracy, więc udałyśmy się z Izumi na spacer, który został uwieczniony na paru zdjęciach.
Wizażystki
Witam
Mam nietypowe pytanie.
Może zanim cokolwiek więcej napiszę, zapytam, czy zrobiłaby pani makijaż mężczyźnie trans. ja nim jestem. obecnie jestem w Niemczech. przed wyjazdem stworzyłam jeden projekt, który po moim wyjeździe umarł śmiercią naturalną. Teraz tworzę następny, więc w grę wchodzi ewentualnie dłuższa współpraca. Tutaj jest link do strony mojego poprzedniego projektu, żeby mogła Pani zobaczyć, że nie jestem żadną żartownisią. ja będę potrzebowała dwa makijaże do zrobienia u mnie w domu w sobotę 19 maja po południu. Oczywiście w Poznaniu. Proszę podać szacunkowy kosz, jeżeli chciałaby Pani spróbować. na tym spotkaniu przedstawiłabym też szczegóły projektu, który obecnie tworzymy z przyjaciółkami.
Pozdrawiam serdecznie
Lukrecja
Tak napisałam do kilku wizażystek krótko przed moim powrotem do Polski. Odpowiedziały trzy. Justyna i dwie Kasie.
Dwie z nich poznałam na inauguracyjnym spotkaniu Balance Of the Ego.
Tak się złożyło, że to właśnie Justyna nie tylko mnie malowała, ale jako pierwsza, uczyła krok po kroku, jak robić makijaż. Dzięki tym lekcjom już niedługo mogłam sama podjąć próby zrobienia metamorfozy. Nawet wtedy, gdy podczas tych prób miałam z czymś problem i napisałam do Justynki, zawsze mi odpowiedziała i wyjaśniła.
Nigdy Jej tego nie zapomnę…
Justynko, dziękuję
Emilia Łyczba
Ubrani w płeć. Badanie empiryczne walorów poznawczych wybranych praktyk crossdressingowych. Praca magisterska, UKSW
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy udzielałam wywiadu do Wysokich Obcasów, zwróciła się do mnie Emilia z pytaniem, czy nie zgodziłabym się udzielić wywiadu dla potrzeb Jej pracy magisterskiej. Bardzo chętnie się zgodziłam i tak pojawiłam się w Jej pracy magisterskiej. Był to pierwszy przypadek, gdy moja osoba stała się przedmiotem pracy studenckiej. Pierwszy, a jak okaże się w przyszłości, nie ostatni.
Sama tematyka była dla mnie wyzwaniem. Musiałam zmierzyć się z tematami, których do tej pory nie poruszałam, nie analizowałam. Kilka godzin rozmów stało się doskonałą okazją do zajrzenia w głąb siebie i legło u podstaw pomysłu na to, by zacząć w sobie, w swoich przeżyciach, w swojej historii szukać odpowiedzi, szukać zrozumienia. I tak się stało. Właśnie wtedy zaczął powstawać mój pierwszy blog, który później nazwałam: „W oparach fetyszu budzi się Kobieta”.
Przymiarki
W rozmowie z Emilią okazało się, że niesłychanie fascynował Ją proces metamorfozy. Powiedziała mi, że to z psychologicznego punktu widzenia jest bardzo ważne. Tak, ma rację. Przygotowania do wyjścia, przymiarki nowych strojów, komponowanie różnych wersji i ocena, czy pasuje cz nie, czy lepiej tak, czy tak, jest dla mnie bardzo ważna. Przykładam do tego procesu wielką uwagę i sprawia mi to wielką frajdę. Poświęcam temu bardzo wiele czasu.
Dlatego postanowiłam uchylić rąbka tajemnicy, jak to wygląda w praktyce.
Właśnie podczas tych przymiarek uczyłam się robić pierwsze makijaże, które „jakoś” wyglądały, po analizie moich „dokonań” w czasie przebieranek w Elektrowni. Podczas tych przymiarek zaczynałam także patrzeć na to, co do siebie pasuje, oraz jakie stylizacje pasują do wizerunku, jaki chciałam w danym momencie zaprezentować. Bardzo dużo dało mi te parę „przebieranek”. Dzięki nim także obmyśliłam moje stroje na Wybory Miss Trans 2012.
Poznańska włóczęga z Lady Red Cat i Jej przyjacielem
Jak to szybko ruszyło…
W dniu powrotu z Niemiec poznałam dwie wizażystki, Justynę i Kasię. Poznałam też Izumi. Razem z Ulą i Kristi poszłyśmy na imprezę, na której minęłam się z Lady Red Cat, którą poznałam wirtualnie. Następnego dnia wspólnie doszłyśmy do wniosku, że skoro Ona jeszcze zostaje w Poznaniu, musimy się spotkać. A że Ona była zawiedziona, że nie poznała Lukrecji osobiście, nie pozostało mi nic innego, jak ponownie umówić się z Justynką, która ponownie wyczarowała Lukrecję.
Spotkaliśmy się w trójkę w sobotni ciepły wieczór na poznańskim Starym Rynku. Zabrałam ze sobą moje czerwone szpilki i paradowałam w nich u boku moich nowo poznanych przyjaciół po kocich łbach Starego Rynku. Spotkanie zaczęliśmy jednak od klubu. Potem był spacer, potem kolejny klub, tym razem irlandzki pub, gdzie moja osoba wzbudziła pewną sensację (co pewien czas zaglądał do nas nowy gość), by wreszcie wylądować na frytkach w małej knajpce. To był dla mnie niezwykły wieczór. Przed wyjazdem do Niemiec byłam tylko raz wśród ludzi na mieście w Sylwestra. Teraz spędziłam sporo czasu w wspaniałym towarzystwie i nie usłyszałam żadnego negatywnego komentarza. Oraz oczywiście, całkowita akceptacja mnie przez moich przyjaciół. Czy może być coś piękniejszego dla transwestyty? Takie wydarzenia niesamowicie ładują akumulatory i budzą wiarę, że jednak można. A przecież Lady też nie wyglądała skromnie. Przy Niej ja byłam bardzo grzeczną dziewczynką. Na szczęście zabrałam ze sobą moją koszulkę i spódniczkę i w irlandzkim pubie mogłam pokazać moje drapieżne oblicze.
Miss Trans 2012
Scena. Oświetlona. Przed nią kamery, reporterzy z aparatami. Za nimi w głębokich fotelach siedzą znane z telewizji i pierwszych stron gazet postaci, jurorzy. Za fotelami tłum gości. Błyski fleszy. Na scenie, z tyłu przy kotarze stoi pięć dziewczyn, w szarfach, z bukietami kwiatów, z torebkami z prezentami. A parę kroków przed nimi stoi Miss:
Czarny kombinezon z materiału imitującego latex.
Takie same długie czarne rękawiczki.
Czarny, gładki skórzany gorset.
Buty na dziesięciocentymetrowych
platformach i osiemnastocentymetrowych obcasach.
Krótkie czarne włosy.
Korona na głowie.
Przez pierś przewieszona szarfa z napisem Miss Trans.
W dłoni bukiet kwiatów.
W drugiej torebka z prezentami.
Stoi spokojnie dumnie wyprostowana.
Spogląda w bok, prosto w obiektyw aparatu.
Spokojny, pewny wzrok.
Całą swoją postawą na scenie pokazuje, że to nie przypadek.
Ten tytuł należał się Jej.
I zdobyła go.
Pokonała konkurentki.
Miss. Królowa. Zwyciężczyni.
Jeszcze nie wiedziała, nie zdawała sobie sprawy, że pokonała coś znacznie trudniejszego. Pokonała siebie. Pokonała swoją przeszłość. Otworzyła sobie drogę do siebie.
Lukrecja już wiedziała, że wygrała. To Jej oczy patrzą w obiektyw aparatu. Już nie ma wątpliwości, że cokolwiek Ją może odesłać w niebyt.
Po chwili obraca wzrok ku sali i patrzy na gości z góry.
Patrzcie, to ja, Lukrecja.
Przybyłam, zobaczyłam, zwyciężyłam.
Wreszcie, po 42 latach, to ciało na które patrzycie, należy do mnie. On musi je wreszcie oddać. I oddał. Jeszcze nie teraz, nie w tym momencie, jeszcze próbował zachować fragment siebie. Ale był już na straconej pozycji. Zostawił spuściznę, której Ona uczy się teraz, cały czas…
Moja relacja z konkursu
Dlaczego pojechałam na wybory Miss Trans?
Czy chciałam je wygrać?
Czy spodziewałam się, że je wygram?
Podejmując tą decyzję w ogóle nie zdawałam sobie sprawy, na co się decyduję.
Byłam w Niemczech. Pisałam swój życiorys, układałam z przyjaciółką Izumi zręby naszego projektu, a przy okazji robiłam analizę swojego dotychczasowego życia.
Oczywiście widziałam relację z pierwszych wyborów w 2011 roku. Od razu sobie pomyślałam, że zrobiłabym tam furorę. Tak, jestem szczera do bólu i taka zawsze będę. Zapatrzona w siebie, w to, co osiągnęłam, jakiego skoku dokonałam, wydawało mi się, że to kolejny naturalny krok i oczywiście pewne zwycięstwo. Dobrze, że wybory nie były w styczniu, bo dostałabym tak po uszach, że kto wie, gdzie bym się znalazła po tym zimnym prysznicu. Pewnie zamknęłabym się w domu i nosa za drzwi nie wystawiła nigdy więcej.
Tak, szybki postęp, wręcz lawina, to więcej pól minowych, niż możemy sobie wyobrazić. Na szczęście poznałam Izumi i przegadałam z Nią wirtualnie wiele, wiele godzin. Dzięki temu sama zrozumiałam siebie, znalazłam swoje miejsce, a przede wszystkim nabrałam nieco pokory. Tak, nieco, bo jeszcze wiele wody musiało upłynąć, żeby spojrzeć na siebie tak, jak obecnie patrzę.
Przez długi czas w ogóle nie myślałam o konkursie, tym bardziej, że nie byłam pewna, czy dam radę być w tym terminie w Polsce. Ale kiedy dostałam wiadomość od Uli, że wypełniła zgłoszenie, a do końca terminu ich składania są dwa dni, nie zastanawiałam się ani chwili. Poszukałam jakieś zdjęcie, coś tam napisałam o sobie. Jako powód, dla którego postanowiłam wystartować, podałam, że chcę pokazać, jaką przemianę przeszłam w ciągu pół roku i wysłałam zgłoszenie. Postanowiłam sobie także, że niech się wali, albo pali, ale na wybory muszę się stawić.
I oddałam się dalej rozmowom z Izumi, pracy, planom związanym ze zbliżającym się powrotem do Polski. A konkurs? Co ma być to będzie…
Wróciłam do Polski 20 maja.
Po załatwieniu wszystkich spraw, które tego wymagały po mojej długiej nieobecności, zaczęłam poważnie myśleć o zbliżającym się wielkimi krokami konkursie. I nadal właściwie nie docierało do mnie, co to oznacza, że to będzie prawdziwy publiczny występ, i moje dotychczasowe pozostawanie w cieniu, bez względu na rezultat, skończy się definitywnie.
Przeczytałam pobieżnie regulamin (ciekawa jestem, która z nas go tak naprawdę przeczytała w całości i z uwagą. Ja to zrobiłam z czystej ciekawości parę dni temu). I zaczęłam planować, w co się ubrać. Wiedziałam, że będę chciała pokazać moją pasję do gotyku i niebezpiecznych klimatów dominacji, tym bardziej, że dostałam niesamowicie wiele wsparcia i ciepłych słów od osób z tego środowiska, jak poinformowałam ich o moim starcie w konkursie. Biorąc pod uwagę regulamin, postanowiłam maksymalnie złagodzić ten strój i pokazać go w finale. Ze względu na ilość zabieranych ciuchów, zrezygnowałam z gotyku, więc został styl lateksowej dominy. Po sprawdzeniu paru wersji, w końcu wybrałam tą, w której mnie zobaczyliście. Ale były do wyboru jeszcze dwie kreacje. Strój codzienny zrobił się sam. Akurat rozpoczynałam współpracę z jedną z wizażystek, z których pomocy korzystam. Miałyśmy się ponownie spotkać w restauracji, by omówić szczegóły pierwszej sesji. Postanowiłam pokazać się Kasi, jako Lukrecja. A skoro spotkanie biznesowe, to i strój musiał być odpowiedni. Przeglądając szafę, zauważyłam niepozorną granatową spódniczkę do kolan, do tego koszula i fajna, elegancka żakietowa marynarka. Założyłam, spojrzałam w lustro i wiedziałam, że to to.
Tak więc został tylko strój wieczorowy. Cały dzień przymiarek, w końcu i tak wybrałam zestaw, który początkowo nie brałam pod uwagę. Potem na zdjęciach, akurat w tej kreacji, najmniej się sobie podobam, ale to już nie ważne.
Teraz, gdy czytałam dokładnie regulamin, strojem wieczorowym byłby ten pierwszy, czyli z pierwszego mego wyjścia, natomiast Lukrecja codzienna wyszłaby w tunice i legginsach. Bo tak naprawdę powinna wyglądać moja prezentacja w poszczególnych kategoriach. Przynajmniej teraz tak rozumiem idę zawarta w regulaminie. Ale to także nie ważne. To już przeszłość.
Postanowiłyśmy jechać razem z Ulką dzień prędzej. Wynajęłyśmy pokój i jazda. Ja sobie wymyśliłam, że pojadę jako ona. A potem, w czasie drogi, miałyśmy problem, jak załatwić potrzeby, które pojawiają się w trakcie wielu godzin jazdy. Tzn. ja miałam problem, a Ula przez to cierpiała. Ale w końcu załatwiłyśmy to i dojechałyśmy szczęśliwie na miejsce. Ula także przeistoczyła się w Ulkę i poszłyśmy na mały spacer po okolicy. Potem wróciłyśmy do hotelu i szykowałyśmy się do kolejnego dnia. Jak, to niech zostanie naszą słodką tajemnicą…
Rankiem poszłyśmy na mały spacer i kupić coś do jedzenia. Ulka nie mogła sobie odmówić przyjemności bycia Ulką, tylko mnie lenistwo pokonało i poszłam jako on. W sklepie miałyśmy niezłą frajdę, gdy pani sprzedawczyni z wrażenia nie mogła poprawnie nabić rachunku i musiała zawołać koleżankę, która z życzliwym uśmiechem spoglądając na nas, zrobiła to szybko i sprawnie.
Po śniadaniu i chwili relaksu zamówiłyśmy taxi i pojechałyśmy do klubu.
Jak weszłam do Le Garage, to na początku jeszcze było ok. Rozmowy, poznawanie dziewczyn. Bardzo pomogła mi oswoić się z sytuacją Biała Dama, która szybko zawitała w progi szatni i rozmawiała z nami. Wprowadziła wiele luzu i jakoś udało się Jej stworzyć taką atmosferę, że właściwie wcale nie czułam przez większość czasu tremy. Dopiero, jak pojawiły się wizażystki, jak zaczęli buszować w szatni fotograficy. Jak zobaczyłam na sali ustawiane kamery, gromadzących się ludzi, powoli zaczęło do mnie docierać, w czym ja tak naprawdę biorę udział. Tym bardziej, że jeszcze przed makijażem już miałam sporo zdjęć zrobionych i zaczynałam sobie zdawać sprawę z tego, że one mogą pojawić się tu i tam. Ale postanowiłam o tym nie myśleć. Prosiłam tylko, jak zwracano się do mnie konkretnie o możliwość zrobienia zdjęcia, żeby robić je po makijażu, albo chociaż w ciemnych okularach.
Darmowy fragment
więcej..