Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Jestem Nina - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
6 listopada 2025
2771 pkt
punktów Virtualo

Jestem Nina - ebook

Przeszłość znajdzie sposób, by cię dogonić. Pytanie, czy zdołasz spojrzeć jej w twarz.

Życie Niny wreszcie zaczęło się układać – po śmierci męża poszła na terapię, nauczyła się radzić sobie z samotnością i odnalazła spokój. Ale wszystko to legło w gruzach, gdy jej syn przyprowadził do domu nową dziewczynę.

Amelia jest piękna, miła i… do złudzenia przypomina osobę, o której Nina bardzo chciała zapomnieć.

Gdy niezagojone rany zaczynają na nowo krwawić, a na grobie męża Niny niespodziewanie pojawia się biały kwiat róży, musi ona stawić czoła własnym demonom – zazdrości, strachowi i przeszłości, od której przez lata próbowała uciec.

Tajemnice, trudne emocje i poruszające wyznania, a w tle urokliwy Rzym. Jestem Nina to niezwykła opowieść o stracie, miłości oraz odwadze, by zacząć od nowa – nawet jeśli wszystko wokół mówi, że jest już za późno.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8423-155-5
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Jestem Nina,

Ta dziewczyna,

Co ją ciągle słońce wzywa.

Jestem Nina,

Ta dziewczyna,

Która łąką biegnie w las,

Aby zdążyć znów na czas.

Aby zdążyć pooddychać

Tym powietrzem, co nie pyta.

Co nie pyta nigdy mnie,

Czemu zawsze jest mi źle.

Tylko patrzy, tylko słucha

I tak szepcze mi do ucha:

Będzie dobrze! Trzymaj się!

Jesteś silna, ja to wiem!

Jestem Nina,

Ta dziewczyna,

Która mówi sobie, że:

Jesteś silna, ja to wiem!

Nie poddawaj nigdy się!

Chwilę ufam, chwilę wierzę,

Z błogim sercem sobie leżę,

Aż przychodzi chwila ta,

Gdy znów muszę gnać przez las.

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,

Biegnij! Szybciej! Co to będzie?

Gnam do domu, bo on tam

Czeka na mnie całkiem sam,

Syn mój, syn mój ukochany,

Czysta kopia swojej mamy,

Jedyny, jakiego mam.

Las mnie puszcza, wiatr popycha,

Za horyzont słońce znika,

A ja biegnę, a ja gnam,

Bo on tam zupełnie sam!

– Bruno, kochanie, przepraszam, że musiałeś czekać! – zawołała Nina od progu, ściągając buty i bluzę. – Nagrzałeś sobie obiad?

– Jeszcze nie, mamo. – Bruno wszedł do holu. – Niedawno przyjechałem, cały czas mam klucze, więc wszedłem…

– Co ty opowiadasz? Po co się tłumaczysz? Przecież to cały czas jest również twój dom, kochanie – powiedziała, nadstawiając policzek do całusa. Jej uwagę przykuła para damskich butów stojąca pod ścianą. – Czy mamy gościa?

– Tak, chciałbym ci kogoś przedstawić, mamo. Czeka w salonie.

– Och, mogłeś mnie uprzedzić! Nie poszłabym wtedy biegać albo biegałabym krócej! A jak ja teraz wyglądam? Czerwona i spocona!

– Jak zawsze wyglądasz pięknie! – Syn uśmiechnął się czule.

Weszli do salonu. Na kanapie siedziała śliczna, młoda, jasnowłosa dziewczyna. Nina poczuła, że skądś ją zna, ale absolutnie nie potrafiła umiejscowić jej w żadnym miejscu i czasie.

– Dzień dobry – powiedziała dziewczyna, wstając.

– Dzień dobry – odparła Nina.

– To jest moja mama, Nina – zwrócił się do dziewczyny Bruno, który wyglądał na trochę zakłopotanego. – Mamo, to jest Amelia, moja dziewczyna – dodał.

Nina wyciągnęła do niej rękę:

– Miło mi poznać. – Uśmiechnęła się. – Musisz być dla Bruna bardzo wyjątkowa, nie często miałam okazję poznać jego dziewczynę.

– Mamo! – oburzył się Bruno. – Bo nie miałem ich tak dużo!

– Tak, tak. Przynajmniej z tego, co mi wiadomo, to nie! – zaśmiała się.

– Zawsze wiesz o wszystkim – powiedział Bruno.

– Taaak – odparła z namysłem, ale nie skomentowała tego, tylko zapytała: – Zjecie obiad?

Bruno spojrzał na Amelię. Kiwnęła głową.

– Chętnie – powiedzieli oboje.

– Uprzedziłem Amę, że będziesz chciała nas nakarmić.

– Amę? – zdziwiła się Nina.

– Tak mówią na nią znajomi. I ja. – Przytulił swoją dziewczynę.

– Pozwolicie, że zostanę przy Amelii?

– Oczywiście – odpowiedziała dziewczyna. – Rodzice też tak do mnie nie mówią, w sensie, że Ama.

– A jak mówią? – zapytała Nina.

– Amelka. A babcia mówi Amelusia. – Uśmiechnęła się.

– Uroczo – odpowiedziała uśmiechem Nina.

– Jej babcia też jest urocza – dodał Bruno.

– Poznałeś jej babcię? – zdziwiła się mama.

– Tak, byliśmy u niej w którąś niedzielę po południu… – wyjaśnił nieco zakłopotany. – Ale jej rodziców jeszcze nie poznałem.

– Rozumiem. Dobrze, chodźcie na obiad. Mam nadzieję, że nie będziecie jeść tylko z przymusu, ale z apetytem! – zawołała Nina, wchodząc do kuchni. – Zrobiłam dziś moussakę.

– O, cudownie! – ucieszył się Bruno. – Moja mama robi najlepszą moussakę na świecie!

– Zrobiłam ją dziś specjalnie dla ciebie.

– Wiem, kochana jesteś! – Pocałował mamę w policzek.

– I ja przy okazji skorzystam – zażartowała Amelia.

– Na zdrowie. – Uśmiechnęła się Nina.

Pomyślała, że dziewczyna jest sympatyczna i na pewno chce, by ją polubiła. Właściwie to naturalne, ale mimo wszystko Ninie coś w niej nie pasowało. Wydawała jej się dziwnie znajoma. Poza tym czuła wewnętrzny, niewyrażony żal do syna, że jej o niej nie wspomniał. Mówił, że z kimś się spotyka, ale nie traktowała tego poważnie. Miał przed tą Amą kilka dziewczyn, które nie były z nim dłużej niż miesiąc. Nina uważała, że jeszcze ma czas na poważny związek, wciąż studiował zaocznie i dopiero co zaczął pracę. Nie spieszyło jej się, aby zostać babcią. Wiedziała, czego się boi: że pojawienie się wnuka zabierze jej syna. Będzie wymagał jego większej uwagi i obecności. Obecności, którą mógłby podarować jej. Podobnie będzie ze stałą dziewczyną. Ona, jej rodzina, ich wspólni znajomi – zabiorą jej syna.

Wiedziała też, że to jest niepoważne i że nie ma prawa tak myśleć. Po śmierci męża chodziła na terapię, na której terapeutka zwróciła uwagę, że mimo swojego bólu po stracie nie może tak bardzo przywiązywać do siebie syna.

– Musi pani puścić go w świat! – upominała. – Pani miała szansę na miłość i założenie rodziny, on też musi ją dostać.

– Jest jeszcze taki młody! – oponowała Nina.

– Jest dorosłym mężczyzną – odpowiadała terapeutka.

Nina wiedziała, że kobieta ma rację. I pewnie nie miałaby z tym żadnego problemu, gdyby właśnie nie śmierć męża. W tym czasie zbyt mocno polegała na synu, jednocześnie go zaniedbując. Skoncentrowana na swojej żałobie zapomniała, że on stracił ojca! Co też terapeutka w porę jej uświadomiła. Szukała pocieszenia, a sama nie umiała go dać.

W końcu, jak jej się zdawało, doszła do porozumienia sama z sobą, zadbała o niego. Kupiła mu mieszkanie na drugim osiedlu za pieniądze ze sprzedaży firmy należącej do jej męża Kacpra. Umówili się jednak, że będzie wpadał kilka razy w tygodniu po południu, żeby zjeść z nią obiadokolację. Ona za radą terapeutki odkryła nową aktywność: zaczęła biegać. Ponieważ w życiu raczej unikała większego wysiłku fizycznego, na początku było trudno. Z czasem jednak wciągnęła się tak bardzo i wyrobiła sobie kondycję do tego stopnia, że nie mogła przeżyć dnia bez biegania. Czuła, jak oczyszczają się wtedy jej ciało i umysł. Wracała do domu zmęczona, bez sił na martwienie się. Pokochała to. Bruno na początku był z niej dumny, mówił, że może być przykładem nawet dla młodych dziewczyn, ale z czasem zaczął się martwić, że przesadza. Jednak Nina, gdy się za coś brała, to albo na „dwieście procent”, albo wcale! Do czasu, aż jej całkiem przechodziło i angażowała się w coś nowego. Tymczasem bieganie wygrywało stażem: uprawiała ten sport prawie codziennie już od kilku miesięcy. Na szczęście kolana jej nie dokuczały. I wydawało się, że wszystko jest w porządku.

Ale pojawiła się Ama. Nina wiedziała, że Bruno liczy na coś więcej niż tylko przelotną znajomość. Znała swojego syna. Myślała o tym, stojąc w oknie i patrząc, jak wsiadają do samochodu. Zabierze mi go! – pomyślała z rozpaczą. Idiotko! – zganiła się zaraz w myślach. Nie stracisz syna, zyskasz jeszcze córkę… Rozpłakała się.

Przepłakała pół nocy. Rano była półprzytomna, ale musiała iść do pracy. Po sprzedaży świetnie prosperującego biura rachunkowego swojego męża, w którym pracowała jako księgowa, założyła własną jednoosobową działalność księgowej i przejęła grupę stałych klientów. Sprzedaż biura pozwoliła jej na kupno mieszkania dla syna oraz zachowanie dotychczasowego standardu życia: utrzymanie domu, który wybudowali bez kredytu, oraz luksusowego samochodu, który był miłością Kacpra.

Miłością jej męża… Czy ona też była miłością swojego męża? Kochał ją, wie o tym, ale czy była jego miłością? Czy była nią ta Joanna, po której tak strasznie rozpaczał, gdy Nina go poznała…

Otrząsnęła się z przykrych wspomnień i wzięła za pracę. Przyjęła osobiście czterech klientów, do dwóch wysłała maila, skończyła jedno sprawozdanie finansowe. Postanowiła, że za artykuł na stronę internetową, z którą współpracowała, zabierze się po obiedzie.

Obiad zawsze jadła w restauracji znajdującej po drugiej stronie ulicy. Miała stamtąd widok na swoje biuro, poza tym było to miejsce bardzo przytulne, z wysokimi ściankami pomiędzy stolikami, co bardzo jej odpowiadało. Nie lubiła jeść w otwartej przestrzeni, na widoku. Terapeutka zaleciła jej powolne odwrażliwianie się na to, ponieważ wiązało się to z jej traumą z dzieciństwa. Nina jednak jeszcze nie zaczęła. Pomyślała, że nie wszystko naraz. Najpierw pogodziła się ze startą męża, potem z wyprowadzeniem się syna, a teraz będzie musiała pogodzić się z nową osobą w ich życiu. Na jedzenie przyjdzie czas. I tak zrobiła duży postęp, ponieważ bez problemu jadała wspólne posiłki z mężem i synem, i bliskimi znajomymi.

Zamówiła wegetariańskie kotleciki z kaszą oraz kawę. Usiadła na swoim ulubionym miejscu i wróciła wspomnieniami do czasów dzieciństwa, które były dla niej bardzo trudne.

Jej ojciec najbardziej na świecie nie lubił, gdy jedzenie się marnowało. Musiała zawsze zjadać wszystko do końca, nawet wtedy, gdy porcja nie była dostosowana dla dziecka. Często płakała przy obiedzie. Nie mogła liczyć na wsparcie matki, która we wszystkim była ojcu posłuszna. Potem był czas, gdy się do tego przyzwyczaiła. Właśnie wtedy zrobiła się bardzo gruba. Bała się jeść w szkole, ponieważ kilka razy usłyszała: „Taka gruba, a jeszcze je!”. To spowodowało trwały uszczerbek na jej zdrowiu psychicznym. W szkole podstawowej głodziła się całymi dniami, natomiast w domu objadała do granic możliwości.

Pod koniec siódmej klasy zaczęła prowokować wymioty. Owszem, schudła, natomiast któregoś dnia zemdlała w domu w łazience. W szpitalu zwierzyła się, że prawdopodobnie od kilku dni jej żołądek nic nie trawił, bo zaczęła prowokować wymioty prawie po każdym posiłku. Lekarze wzięli na rozmowę rodziców. W domu ojciec najpierw jej wykrzyczał, że nigdy w życiu nie najadł się tyle wstydu, co teraz przez nią, a potem przestał się do niej odzywać. Ignorował ją, jakby nie istniała, co trwało kilka miesięcy. W tym czasie jednak schudła jeszcze bardziej, ponieważ jadła już tylko wtedy, gdy nie widzieli tego inni, najczęściej jedynie śniadanie i kolację w swoim pokoju.

Wszystko zmieniło się w ósmej klasie podstawówki, kiedy jej ojciec dostał udaru mózgu. Stał się wtedy osobą niezdolną do samodzielnego egzystowania, zależną od innych. Czyli od matki i od niej. Zaczęły wtedy jeść wspólne posiłki we dwie, bez towarzystwa toksycznego ojca, którego jej matka zawsze się bała. Jego karmiły zmiksowanymi zupami, bo tylko to mógł bezpiecznie połykać, same natomiast zaczęły kupować książki kulinarne i przygotowywać zdrowe i smaczne posiłki. Powoli odzyskiwały wigor i radość życia. Nina wybaczyła mamie lata bierności przy ojcu, jednego natomiast nie umiała zmienić: wstydu z jedzenia w miejscach publicznych.

W drugiej klasie liceum jej ojciec zmarł. Nie zrobiło to na niej większego wrażenia, dopóki przy stole podczas stypy nie zaczęła rozmawiać z ciocią, siostrą taty.

– Takie mieliśmy ciężkie życie! – lamentowała. – Mój biedny mały braciszek! Wiesz, Ninko? Pamiętam, jak zanosiłam mu do piwnicy po kryjomu jedzenie, kiedy ojciec zamykał go tam za karę, czasami nawet na dwa dni! – powiedziała, po czym rozpłakała się jeszcze bardziej.

Nina patrzyła na nią otępiałym wzrokiem. Nie do końca na początku zrozumiała, że ciocia mówi o jej ojcu. Głodzony, przetrzymywany w piwnicy… Takie miał życie jako mały chłopiec? To dlatego nigdy nie chodził do piwnicy, tylko zawsze robiła to ona albo mama? To dlatego jej zawsze kazał wszystko zjadać? Przez długi czas Nina gotowała się w środku na te słowa: to nie była jej wina, że miał takie życie! Ona była tylko krzywdzonym dzieckiem! Nie musiał wyżywać się na niej i na mamie za to, co sam przeżył!

Dopiero w dorosłym życiu, dzięki swojej terapeutce, zrozumiała, że nie potrafił inaczej. Że nie miał świadomości wyrządzanej jej krzywdy, że wbrew zdrowemu rozsądkowi chciał dobrze i nie zdawał sobie sprawy, że ma traumy z własnego dzieciństwa. Na pewno nigdy by się do tego nie przyznał. Nina przeszła terapię oczyszczającą ją z relacji z tatą, podczas której przypominała sobie wykrzykiwane przez niego słowa o tym, jaka jest niewdzięczna, że może mieć wszystko, a on nie miał nic, często nawet jedzenia, nie mówiąc już o nowych butach czy zimowej kurtce. Najpierw kazał jej wszystko zjadać, a potem jeszcze krzyczał, że powinna się cieszyć, że ma całe buty bez dziur, a nie myśleć o tym, żeby kupować kolejną parę.

Nina podczas terapii przepłakała kilka godzin, aż w końcu zrozumiała, że to nie jej wina, i nie jego. Był niedojrzały emocjonalnie, pozostawiony bez pomocy specjalisty, o którym zresztą nawet w tamtych czasach nikt nie słyszał. Nie istniało słowo „psycholog”, „terapeuta”. Trzeba było być silnym i już. Tylko że wtedy siłą był krzyk i przemoc. Teraz na szczęście siłą jest umiejętność proszenia o pomoc i korzystanie z niej.

Nina westchnęła i dopiła kawę. Wracając do biura, zastanawiała się, skąd te trudne wspomnienia, czemu akurat teraz? Czy wracają po to, żeby uświadomić jej, że jest silna? Silniejsza niż ojciec? I nagle zrozumiała, że podświadomość wysyła jej sygnały do zmiany swojego zachowania. Nie powinna ganić ojca, ale ma zganić siebie za swoje zachowanie! Swoje traumy przelewała na Bruna: straciła ojca, straciła męża, straciła mamę, a teraz panicznie boi się utraty syna, dlatego wyrządza mu krzywdę, nie pozwalając mu emocjonalnie odejść. Terapeutka ma rację: musi go od siebie uwolnić. Pozwolić żyć po swojemu. Nie jest już małym chłopcem, jest dorosłym, samodzielnym mężczyzną, którego może wspierać, ale z daleka.

Zanim zaczęła pisać artykuł, przypomniała sobie wierszyk, który zapisała w swoim dawnym pamiętniku:

Jestem Nina,

Ta dziewczyna,

Co się ciągle czymś opycha.

Tu rogalik, tam ciasteczko,

A na deser ptasie mleczko.

Obiad zjadam do okruszka,

Tata dba, by wpadł do brzuszka!

Gruba, tłusta, co za świnia!

Ona jeszcze sernik wcina?

Jestem Nina,

Ta dziewczyna,

Która nigdy nie zatrzyma

Tej maszyny, tego koła,

Co obraca się dokoła

I podaje jak na tacy

Tu rogalik, tam ciasteczko.

Jedz do syta, moja Nino,

Będziesz zawsze zuch dziewczyną!

Pokręciła głową i powiedziała do siebie:

– Młoda Nina się myliła, zatrzymałam tę maszynę! Teraz zatrzymam kolejną i nie pozwolę, żeby mój syn napisał kiedyś przeze mnie podobny wiersz!
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij