Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Jestem Wandzia. Wesołych psiąt - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
12 listopada 2025
2015 pkt
punktów Virtualo

Jestem Wandzia. Wesołych psiąt - ebook

„Jestem Wandzia. Wesołych psiąt” to czwarty tom pełnej ciepła i humoru serii o rezolutnej Wandzi – bohaterce, która z dziecięcą szczerością i uważnością obserwuje świat wokół siebie. Dziewczynka ma na głowie nie tylko szkołę i obowiązki w domu, ale także masę pomysłów, które nieustannie wprawiają w ruch całą rodzinę Wilków.

Gdy listopad niespodziewanie przynosi pierwszy śnieg, Wandzia cieszy się na myśl o zbliżającej się zimie. Pisze list do Mikołaja (choć nie wszyscy wierzą, że ten w ogóle istnieje!) i wpada na pomysł, jak połączyć magię świątecznego oczekiwania z pomocą potrzebującym. Wraz z przyjaciółmi angażują się w akcję wsparcia dla zwierząt ze schroniska, a jej dziecięca determinacja i ogromne serce sprawiają, że każdy, kto ją spotyka, daje się wciągnąć w tę radosną, pełną dobra inicjatywę.

Seria o Wandzi została stworzona z myślą o dzieciach w wieku 6-8 lat. Dzięki lekkiemu językowi i przystępnemu stylowi mali czytelnicy łatwo utożsamiają się z bohaterką, a jej zabawne przygody rozbawią także dorosłych. Książeczka napisana jest z humorem, ale i czułością – pokazuje, że nawet w codziennych sytuacjach kryje się magia, jeśli tylko patrzy się na świat oczami dziecka.

„Jestem Wandzia. Wesołych psiąt” to opowieść o przyjaźni, rodzinie i odpowiedzialności, a także o tym, jak wielką moc ma dziecięca wyobraźnia i chęć niesienia pomocy innym.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Dzieci 6-12
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8425-789-0
Rozmiar pliku: 3,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

POZNAJCIE WILKÓW

Marek Wilk (tata)

Jest ortodontą. Bywa pogromcą tornad i jeleni. Pachnie miętą, śpiewa „Dzisiaj w Betlejem” tak głośno, że pękają ściany, i jednak wie, jak rozpalić w kominku. Ulubione słowo: „kurrropatwa”.

Magda Wilk (mama)

Uaktywnia się po wypiciu kawy i założeniu soczewek. Pachnie mamowo, ma miękki brzuch, a jej buziaki działają przeciwbólowo. Umie zwinąć język w rurkę i wyszykować się w sekundę. Ulubione słowo: „Mhm”.

Wandzia Wilk (ja)

Mam siedem lat, dwa stałe zęby i chomika Kotleta. Mieszkam w Nowej Lipie, choć tej zimy nazwaliśmy ją Śnieżną Lipą. Unikam niedźwiedzi polarnych i umiem czarować kredkami. Ulubione słowo: „Cudnie”.

Mikołaj Wilk (brat)

Chodzi do liceum, w przyszłym roku chce zostać kierowcą, do twarzy mu w swetrze z bałwanem i ma cudną dziewczynę Lenę.

Filip Wilk (brat)

Trzecioklasista. Oszczędności wydał na mikroskop, więc teraz jest spłukany, nawet bez prysznica. Zna gwiazdozbiory, wie, która godzina jest w Laponii, i wydłubuje rodzynki z sernika.

Kuba Wilk (brat)

Chodzi do szóstej klasy, mówi, że nie wierzy w Mikołaja, ale zostawia na parapecie mleko, ciastka i marchewki. W wolnym czasie ściga się w Formule 1. Ciągle mówi „bez-na-dzie-ja”.

Kotlet

Puszysty chomik syryjski. Mieszka na szafce nocnej, a czasem w mojej kieszeni. W nocy trenuje do maratonów. W dzień chrapie pod trocinami.LISTOPAD. ROZDZIAŁ 1. PIERWSZY ŚNIEG

Jestem Wandzia. Wandzia Wilk. Mieszkam w Nowej Lipie z mamą, tatą i braćmi – Filipem, Kubą i Mikołajem. Mam siedem lat i tej zimy wypadł mi kolejny ząb. Nie sam.

Ale po kolei.

Najpierw spał śnieg. W pewien listopadowy poranek ktoś usiadł na puszystej, szarej chmurze, która zawisła nad Nową Lipą, i rozsypał go jak cukier puder na szarlotkę.

Obudziłam się tego dnia pierwsza z całej rodziny Wilków. Nakarmiłam Kotleta, mojego chomika, i usiadłam na parapecie. Białe drobinki opadały na trawę i znikały. A może to był tylko sen? Uszczypnęłam się z całej siły w ramię.

– Auć.

Jednak to prawda.

– Śnieg! Śnieg! Śnieg! – Wybiegłam na korytarz i obudziłam moje wilcze stado.

– Wandziu, jest piąta rano – jęknął tata.

– Czyli środek nocy – dodał Kuba.

– Mmmm – mruknął Mikołaj jak niedźwiedź w gawrze.

– Śnieg? – Filip, najmłodszy z moich braci, wynurzył się ze swojego pokoju, włożył okulary i zszedł ze mną na dół.

Przykleiliśmy nosy do szyby okna w salonie. Chociaż według Kuby był środek nocy, w ogrodzie trwało już wielkie śniadanie. Wiewiórka zbierała ostatnie orzechy spod leszczyny, a wróble walczyły o znalezione w ziemi robale. Koty pani Honoraty, mojej sąsiadki, którą kiedyś wzięłam za czarownicę, usadowiły się na murowanym ogrodzeniu. Nie spuszczały wzroku z ptaków i oblizywały się jak ja na widok lodów jagodowych.

– Uciekajcie, bo zaraz same zostaniecie śniadaniem! – Zastukałam w szybę, a małe szare ptaszki wzbiły się w powietrze.– Co tu się dzieje? – Mama szła w stronę ekspresu do kawy.

Po drodze potknęła się o deskorolkę Kuby i moją torbę ze strojem na wuef. Mruknęła coś pod nosem.

– Śnieg! Śnieg się dzieje! – zawołałam.

– Śnieg? – Mama zmrużyła oczy i wycelowała palcem w czerwony guzik, dzięki któremu z ekspresu zaczęła się lać kawa.

– Śnieg. Odśnieżanie. Korki. Ślizgawica. I wymiana opon. – W kuchni pojawił się tata.

– O co tyle hałasu? Przecież pada co roku. – Kuba zszedł do nas zaraz za tatą. Poprawił górę od piżamy i usiadł na krześle przy kuchennej wyspie. – Poza tym co z tego, że pada, skoro zaraz znika.

– Ale to pierwszy śnieg w tym sezonie i pierwszy śnieg w naszym nowym starym domu! – powiedziałam, bo właśnie to do mnie dotarło. – Czy Mikołaj do nas trafi? Wie, że się przeprowadziliśmy? – spytałam.

– Mhm. – Mama upiła łyk espresso.

– Oczywiście, Wandziu. – Tata włączył gofrownicę i wbił do srebrnej miski cztery jajka.

– Mikołaj? – parsknął Kuba.

– Ja? – Do kuchni wszedł mój najstarszy brat.

Też Mikołaj.

– Nie ty. Ten prawdziwy. – Wspięłam się na krzesło obok Kuby.

– A ja jestem plastikowy? – Mikołaj usiadł z drugiej strony i poczochrał mi włosy.

– Wanda dalej wierzy… w sam wiesz kogo. – Kuba zarechotał.

Uważał, że ani Mikołaj, ani wróżka zębuszka, ani nawet yeti nie istnieją.

– Gofry podano! – Tata zaserwował chrupiące śniadanie, zanim zdążyłam strącić któregoś z braci z krzesła.

Wiedziałam, że Święty Mikołaj istnieje. Przecież miałam dowody. Co roku, szóstego grudnia, ktoś zostawiał prezenty pod moją poduszką.

– Chłopcy. – Mama usiadła z drugiej strony kuchennej wyspy i założyła soczewki kontaktowe. – Zamiast dokuczać Wandzi, zjedzcie śniadanie i szykujcie się do szkoły.

Tata nie musiał nawet mówić „Szybko, bo się spóźnimy”. Dojedliśmy gofry i rozpoczął się codzienny bieg z przeszkodami w domu Wilków. Kuba zapomniał, że ma kartkówkę z biologii, Filip zgubił zeszyt do polskiego, Mikołaj rozkopał stertę ubrań w poszukiwaniu ulubionych dżinsów, a mama pobiegła do sypialni ubrać się w sekundę. Ja w tym czasie znalazłam w szufladzie pod regałem nową kremową kopertę. Schowałam ją do plecaka i ruszyłam do przedpokoju. Sięgnęłam do wnęki pod schodami, tej, w której mieszkają długonogie pająki, i wyjęłam śniegowce.

– Cześć – powiedziałam.

Nie odpowiedziały, bo były to bardzo nieśmiałe śniegowce, ale wiedziałam, że cieszą się na tę zimę. Prawie tak jak ja.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij