Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jesteś głosem mojego serca - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 września 2023
Ebook
49,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jesteś głosem mojego serca - ebook

Weronika prowadzi rodzinną księgarnię odziedziczoną po dziadku. Sprzedaż spada, odkąd w pobliskim centrum handlowym otwarto sieciowy sklep z książkami. W dodatku nastoletnia córka ma coraz większe problemy w szkole. Były mąż Weroniki niechętnie włącza się w wychowanie Antosi, ciągle odwołując spotkania z nią i ignorując wagę jej problemów. By ratować księgarnię, Weronika organizuje spotkanie autorskie z miejskim poetą. Przystojny mężczyzna szybko zdobywa serce księgarki. Czy nowa miłość pomoże w rozwiązaniu problemów? Czy kobieta posłucha głosu serca i odważy się na podjęcie decyzji, których kilka miesięcy wcześniej w ogóle nie brała pod uwagę? Monika Michalik - autorka poczytnych powieści obyczajowych. Zadebiutowała w 2019 roku książką "Bądź moim marzeniem", która była inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z jej życia. W swoich książkach zabiera czytelników w malownicze miejsca, które ją oczarowały. Porusza ważne wątki społeczne jak honorowe krwiodawstwo, alkoholizm i przemoc domowa. Nie boi się trudnych tematów, które wplata w opowiadane przez siebie historie. Udowadnia, że nadzieja, która nie gaśnie pomaga odkryć wewnętrzną siłę i odmienić los.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67787-34-5
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

Przez wi­trynę księ­garni po­mię­dzy no­wo­ściami wy­daw­ni­czymi prze­dzie­rały się pro­mie­nie za­cho­dzą­cego wio­sen­nego słońca. Rzu­cały de­li­katną po­światę na setki wo­lu­mi­nów usta­wio­nych na drew­nia­nych re­ga­łach, ob­na­ża­jąc pyłki ku­rzu, nie­do­strze­żone ja­kimś cu­dem przez We­ro­nikę.

Ko­bieta sta­nęła na chwilę w drzwiach wyj­ścio­wych i wy­sta­wiła spra­gnioną słońca twarz w stronę nieba. Za­mknęła oczy i wzięła kilka głę­bo­kich od­de­chów. Bez­wied­nie się uśmiech­nęła. Kiedy od­cięła do­zna­nia wzro­kowe, na­gle wy­ostrzyły się jej po­zo­stałe zmy­sły. Czuła za­pach nar­cy­zów i żon­kili sto­ją­cych w do­nicz­kach przy kwia­ciarni znaj­du­ją­cej się obok i za­pa­chy per­fum prze­chod­niów. Sły­szała roz­mowy i stu­kot ob­ca­sów spie­szą­cych się do­kądś lu­dzi. Do­kąd oni wszy­scy tak pę­dzą? – po­my­ślała i uśmiech­nęła się jesz­cze sze­rzej.

Słońce na­dal pie­ściło jej twarz, ale na­gle We­ro­nika prze­stała się uśmie­chać. Po­czuła na so­bie czy­jeś spoj­rze­nie. Uchy­liła po­wieki i spoj­rzała wprost w ciemne oczy Krzysz­tofa spo­glą­da­jące na nią spod gra­na­to­wego ka­pe­lu­sza.

– Długo pan tak stoi i się przy­gląda? – za­py­tała za­wsty­dzona.

– Nie­długo – od­parł męż­czy­zna. – Prze­pra­szam, nie mo­głem ode­rwać wzroku od pani roz­anie­lo­nej twa­rzy.

– Roz­anie­lo­nej! Też mi coś! – ob­ru­szyła się We­ro­nika, ale nie była zła. Znała Krzysz­tofa od dawna. Po mie­ście cho­dziły plotki o jego pod­bo­jach ser­co­wych. Była pewna, że męż­czy­zna za­cho­wuje się tak wo­bec więk­szo­ści ko­biet. Nie wie­działa, czy to wio­sna w po­wie­trzu, czy też słońce wdzie­ra­jące się do księ­garni spra­wiły, że na­gle za­pra­gnęła po­flir­to­wać z miej­skim po­etą. – To już czło­wiek nie może chwilę po­de­gu­sto­wać w roz­po­czy­na­ją­cej się wio­śnie? – Bły­snęła okiem i we­szła do środka, ro­biąc przej­ście męż­czyź­nie.

Krzysz­tof ski­nął głową, zro­bił krok do przodu i za­trzy­mał się tuż przed wła­ści­cielką księ­garni.

– Też ko­cham wio­snę – po­wie­dział po­woli, zdjął ka­pe­lusz i się uśmiech­nął. Prze­su­nął wzro­kiem po twa­rzy ko­biety. – Z tego wszyst­kiego na­wet się nie przy­wi­ta­łem. Dzień do­bry.

– Dzień do­bry. Miło pana go­ścić. – We­ro­nika wy­cią­gnęła rękę, którą męż­czy­zna chwy­cił i przy­su­nął do ust. Chciała ją wy­rwać, ale Krzysz­tof zła­pał ją moc­niej i po­ca­ło­wał lekko, nie prze­sta­jąc pa­trzeć ko­bie­cie w oczy.

– To mnie jest miło, że mnie pani za­pro­siła. – Wresz­cie pu­ścił jej dłoń, którą We­ro­nika za­brała spiesz­nie.

Flir­to­wa­nie zde­cy­do­wa­nie nie jest moją mocną stroną – po­my­ślała w po­pło­chu i wy­co­fała się za ladę.

– Wcze­śnie pan przy­szedł. Mamy jesz­cze sporo czasu. – Spoj­rzała na ze­ga­rek. Spo­tka­nie au­tor­skie miało się od­być do­piero za nie­całe dwie go­dziny.

– Pra­cuje pani tu­taj sama. Po­my­śla­łem, że może się do cze­goś przy­dam. I może wy­star­czy czasu na małą kawę? – za­py­tał i spoj­rzał w stronę za­ple­cza.

– Jak pan wi­dzi, wszystko już go­towe na spo­tka­nie. Dla pana przy­go­to­wa­łam nie­wielki sto­lik i fo­tel, a dla pu­blicz­no­ści roz­sta­wi­łam krze­sła w pół­okręgu, tak by każdy miał do­brą wi­docz­ność i było mu wy­god­nie.

Krzysz­tof zro­bił kilka kro­ków we wska­zane miej­sce z tyłu księ­garni. Znaj­do­wały się tam działy mło­dzie­żowy, po­dróż­ni­czy i ję­zy­kowy. Re­gały usta­wione przy ścia­nach nie­wiel­kiego po­miesz­cze­nia da­wały za­dzi­wia­jąco dużo miej­sca na jego środku. Męż­czy­zna usiadł w fo­telu i się ro­zej­rzał.

– Piękne miej­sce pani two­rzy – po­wie­dział z za­chwy­tem. – Ta­kie cie­płe, nie­mal ro­dzinne. To bę­dzie wspa­niały wie­czór – do­dał, znowu wwier­ca­jąc się spoj­rze­niem w oczy We­ro­niki.

– Dzię­kuję. – Ko­bieta usia­dła na jed­nym z krze­seł na­prze­ciwko Krzysz­tofa i omio­tła spoj­rze­niem całą księ­gar­nię. Uśmiech­nęła się bez­wied­nie i przy­po­mniała so­bie dzień, kiedy prze­jęła sklep po dziadku. Dzia­dek był już scho­ro­wany i chciał po­zbyć się ksią­żek i księ­garni, ale ona mu nie po­zwo­liła. Choć in­te­res szedł słabo, za­in­we­sto­wała wszyst­kie oszczęd­no­ści w od­świe­że­nie lo­kalu i nowe książki. Dzia­dek pró­bo­wał ją od­wieść od tego za­miaru, ale ona była uparta, mimo że na­wet Ar­tur nie wie­rzył w jej suk­ces. Za każ­dym ra­zem, kiedy opo­wia­dała o swo­jej wi­zji księ­garni, z po­bła­ża­niem ki­wał głową.

– Za­my­śliła się pani – ode­zwał się na­gle Krzysz­tof, wy­ry­wa­jąc We­ro­nikę ze wspo­mnień.

– Prze­pra­szam. – Ko­bieta znowu na­tknęła się na spoj­rze­nie ciem­nych, pra­wie czar­nych oczu po­ety.

– Ależ nie ma za co. Dał­bym mi­liony za moż­li­wość po­zna­nia pani my­śli. Są­dząc po bły­sku oczu, to mu­siało być bar­dzo miłe za­du­ma­nie – stwier­dził.

– To prawda. – We­ro­nika wes­tchnęła. – No bo wie pan... Ta księ­gar­nia to moja ra­dość, duma... Moje wszystko.

– To wi­dać. – Krzysz­tof po­ki­wał głową, wstał z fo­tela i usiadł na krze­śle obok ko­biety. – Opo­wie mi pani o tym?

We­ro­nika wy­pu­ściła po­wie­trze z płuc. Bli­skość ciem­nych oczu w po­łą­cze­niu z białą ko­szulą i czar­nymi spodniami, do któ­rych były przy­pięte szelki, spra­wiła, że ko­bieta na chwilę stra­ciła głos. Na­brała po­wie­trza, a wtedy do jej noz­drzy wpadł znie­wa­la­jący za­pach mę­skiej wody to­a­le­to­wej.

W gło­wie jej coś za­dźwię­czało i po­czuła, że dzieje się coś dziw­nego. Na­gle Krzysz­tof wstał i spoj­rzał w stronę drzwi wej­ścio­wych. Wtedy do We­ro­niki do­tarło, że dźwięk, który sły­szała, po­cho­dził z dzwonka za­wie­szo­nego nad drzwiami wej­ścio­wymi. Pod­nio­sła się na­tych­miast i ru­szyła w stronę ko­biety z dziec­kiem, która za­częła już prze­glą­dać półki z li­te­ra­turą dzie­cięcą.

– Dzień do­bry – ode­zwała się We­ro­nika. W gar­dle czuła gulę, jej głos drżał. Ko­bieto! Co się z tobą dzieje? – zbesz­tała się w my­ślach. Chrząk­nęła i po­de­szła bli­żej klientki. – Szuka pani cze­goś kon­kret­nego? Może mogę coś po­le­cić?

– Dzię­kuję, tylko się roz­glą­dam – od­parła ko­bieta i wró­ciła do prze­glą­da­nia ba­śni An­der­sena i braci Grimm.

– Oczy­wi­ście. W ra­zie czego służę po­mocą – od­parła We­ro­nika i czu­jąc na so­bie spoj­rze­nie Krzysz­tofa, ru­szyła za ladę. Po­trze­bo­wała chwili od­de­chu. Bli­skość po­ety dzia­łała na nią zu­peł­nie nie tak, jakby so­bie tego ży­czyła. Za­cho­wuję się jak na­sto­latka – po­my­ślała, wy­cie­ra­jąc spo­cone ręce w spód­nicę.

– De­ner­wu­jesz się? – usły­szała głos Krzysz­tofa tuż za ple­cami. Od­wró­ciła się gwał­tow­nie.

– Słu­cham? – za­py­tała, ale tylko po to, by zy­skać kilka se­kund na ogar­nię­cie się i wy­pro­sze­nie po­ety zza lady.

– Prze­pra­szam, chyba nie po­wi­nie­nem był. – Krzysz­tof spra­wiał wra­że­nie zmie­sza­nego. – Czy mo­żemy so­bie mó­wić po imie­niu? – wy­pa­lił jed­nym tchem.

Stał cały czas za ladą, w miej­scu, do któ­rego nie po­wi­nien mieć wstępu ża­den klient ani gość, na­wet gdyby był naj­bar­dziej wy­jąt­kowy. Opie­rał się bio­drami o blat, ręce trzy­mał za ple­cami. Pa­trzył na nią wy­cze­ku­jąco.

– Mo­żemy – od­parła We­ro­nika. – Nie po­wi­nie­neś jed­nak wcho­dzić na za­ple­cze.

– To nie za­ple­cze – ro­zej­rzał się Krzysz­tof.

– Jest. Pra­wie. – Chciała jesz­cze coś po­wie­dzieć, ale w tym cza­sie usły­szała płacz dziecka do­bie­ga­jący z działu dzie­cię­cego. Ru­szyła w tam­tym kie­runku, a wtedy zo­ba­czyła, jak matka usi­łuje coś wy­tłu­ma­czyć mal­cowi.

– Jak masz na imię? – We­ro­nika przy­kuc­nęła przy około pię­cio­let­nim chłopcu.

– Ma­ciek – od­parł.

– Lu­bisz książki? – za­py­tała. Po­ki­wał głową. – Mama na pewno kupi ci któ­rąś z nich, ale chyba nie dzi­siaj. – Spoj­rzała na mamę Maćka, która z wdzięcz­no­ścią przy­tak­nęła.

– Tłu­ma­czy­łam ci, Ma­ciu­siu, że dzi­siaj tylko oglą­damy. Chodźmy, mu­simy już iść. – Po­cią­gnęła chłopca za rękę. Ma­ciek nie­chęt­nie po­dą­żył za matką.

– Pro­szę jesz­cze za­cze­kać! – za­wo­łała na­gle We­ro­nika i znik­nęła za ladą, za którą na­dal stał Krzysz­tof, przy­glą­da­jąc się ca­łej sy­tu­acji. We­ro­nika wy­su­nęła jedną z szu­flad i za­częła w niej cze­goś szu­kać. Wy­jęła lekko zmiętą kartkę pa­pieru z ob­raz­kiem do ko­lo­ro­wa­nia. – Jest! – za­wo­łała i po­de­szła do chłopca. – Pro­szę. To dla cie­bie. Mam na­dzieję, że lu­bisz ko­lo­ro­wać?

Ma­lec otarł łzy i wziął kartkę.

– Dzię­ku­jemy – uśmiech­nęła się jego mama.

– Nie ma za co, na­prawdę. – We­ro­nika przy­trzy­mała drzwi i po­ma­chała na po­że­gna­nie chłopcu.

Już miała wró­cić do go­ścia, gdy zo­ba­czyła li­sto­no­sza ki­wa­ją­cego do niej białą ko­pertą.

– Dzień do­bry, pani We­ro­niko – przy­wi­tał się i wrę­czył ko­bie­cie list.

We­ro­nika spoj­rzała na nadawcę i ciężko wes­tchnęła.

– Znowu to samo – po­wie­działa do sie­bie, ale li­sto­nosz ją usły­szał. Po­ki­wał głową i po­wie­dział:

– Nie da­dzą czło­wie­kowi spo­koju. Hieny.

– Taka ich praca. – We­ro­nika ścią­gnęła usta i pod­pi­sała żółtą pocz­tową kartkę po­twier­dze­nia od­bioru.

– Po­wo­dze­nia – rzu­cił na po­że­gna­nie li­sto­nosz.

We­ro­nika wró­ciła za ladę, wrzu­ciła list do szu­flady i na­sta­wiła eks­pres. Nie mu­siała otwie­rać ko­perty. Do­sko­nale wie­działa, co znaj­dzie w środku. Ko­lejne po­na­gle­nie za­płaty czyn­szu za lo­kal. Ko­lejne – albo ostat­nie – po­my­ślała.

– Lu­bisz dzieci – stwier­dził Krzysz­tof, który na­dal stał po nie­wła­ści­wej stro­nie lady. Za­uwa­żył, że rysy twa­rzy ko­biety wy­ostrzyły się, kiedy za­my­kała szu­fladę. Kiedy tylko zmie­nił te­mat, bruzda po­mię­dzy brwiami się wy­gła­dziła, a w oczach po­ja­wiły się małe iskierki.

– Lu­bię. Zwłasz­cza ta­kie, które pła­czą, bo nie mogą mieć ko­lej­nej książki.

– To chyba rzad­kość w dzi­siej­szych cza­sach.

– Nie­stety. Wie­rzę jed­nak, że te nie­liczne dzie­ciaki za­rażą czy­ta­niem swo­ich ko­le­gów.

– Opty­mistka z cie­bie. – Krzysz­tof się uśmiech­nął. Przy­glą­dał się, jak za­częła wy­kła­dać na ta­lerz kru­che cia­steczka. Wy­jęła też pu­dełko z kom­ple­tem bia­łych fi­li­ża­nek.

– Chcia­łeś po­móc – przy­po­mniała so­bie We­ro­nika, zmie­nia­jąc te­mat. – Ustaw za­tem te fi­li­żanki i ciastka na sto­liku, a ja w tym cza­sie za­pa­rzę kawę i her­batę. My­ślisz, że go­ście będą chcieli na­pić się też wody?

– A więc to dla go­ści? My­śla­łem, że szy­ku­jesz dla nas. – Krzysz­tof trzy­mał w rę­kach opa­ko­wa­nie fi­li­ża­nek.

– Te­raz nie prze­łknę­ła­bym na­wet łyka.

– De­ner­wu­jesz się? – zdzi­wił się Krzysz­tof.

– To mój pierw­szy wie­czór po­etycki – wy­znała We­ro­nika. Na­brała po­wie­trza i gło­śno je wy­pu­ściła. – Im bli­żej spo­tka­nia, tym bar­dziej się de­ner­wuję, że palnę ja­kieś głup­stwo.

– Do­prawdy? – Krzysz­tof uniósł jedną brew. Wy­glą­dał na roz­ba­wio­nego. – A ja są­dzi­łem, że to mój wie­czór po­etycki. I to ja po­wi­nie­nem się bać, że palnę ja­kieś głup­stwo.

– Och, no prze­cież wiesz, co mam na my­śli. Ni­gdy nie pro­wa­dzi­łam spo­tka­nia au­tor­skiego. Za­pra­sza­łam co prawda oko­licz­nych pi­sa­rzy i po­etów, ale to nie ja by­łam osobą mo­de­ru­jącą spo­tka­nie. A je­śli mi się nie uda?

We­ro­nika przy­sta­wiła dłoń do ust. Oczy miała roz­bie­gane, po­liczki za­ró­żo­wione. Krzysz­tof znowu się uśmiech­nął.

– Nie martw się. Po­mogę ci. W ra­zie czego za­cznę sam ga­dać. Na­prawdę nie­po­trzeb­nie się de­ner­wu­jesz.

– Dzię­kuję.

We­ro­nika za­jęła się przy­go­to­wy­wa­niem kawy i her­baty. Do dzbanka na­lała świe­żej prze­fil­tro­wa­nej wody. Krzysz­tof usta­wił fi­li­żanki i uło­żył srebrne ły­żeczki. Co ja­kiś czas zer­kał na wła­ści­cielkę księ­garni. Cie­ka­wiła go. Po­zor­nie od­ważna, a w głębi du­szy de­li­katna i wy­stra­szona. Bar­dzo chciał po­znać ją bli­żej.ROZ­DZIAŁ 2

Spo­tka­nie do­bie­gało końca. We­ro­nika, po­cząt­kowo nieco spa­ra­li­żo­wana tremą, roz­luź­niła się, wi­dząc, że wszyst­kie miej­sca są za­jęte, a przy­byli słu­chają opo­wie­ści Krzysz­tofa w sku­pie­niu. Nie prze­ję­zy­czyła się, nie strze­liła gafy. Za­da­wała rze­czowe py­ta­nia, a po­eta od­po­wia­dał na nie wy­czer­pu­jąco. Pod ko­niec spo­tka­nia już cał­kiem na lu­zie ob­ser­wo­wała go­ści, zer­kała na Krzysz­tofa. Męż­czy­zna wy­glą­dał, jakby miał już setki ta­kich spo­tkań za sobą. Sie­dział swo­bod­nie, opie­ra­jąc się w fo­telu. Co ja­kiś czas przy­trzy­my­wał na dłu­żej spoj­rze­nie We­ro­niki, kiedy od­po­wia­dał na jej py­ta­nie.

Po­tem nad­szedł czas na zdję­cia i au­to­grafy. We­ro­nika za­brała pu­ste fi­li­żanki i wy­co­fała się na za­ple­cze. Wy­czy­ściła eks­pres, umyła na­czy­nia i na ko­niec wy­słała wia­do­mość do córki, że już nie­długo bę­dzie w domu. Trzy­na­sto­latka od­po­wie­działa krót­kim „ok”. We­ro­nika uśmiech­nęła się do te­le­fonu. Nie­mal wi­działa, jak An­to­sia prze­wraca wy­mow­nie oczami przy czy­ta­niu wia­do­mo­ści od niej. Prze­cież była już pra­wie do­ro­sła. Nie po­trze­bo­wała opieki jak małe dziecko. Po­tra­fiła so­bie przy­go­to­wać ko­la­cję sama. I wy­ką­pać też mo­gła się prze­cież sama.

Z tym uśmie­chem wpa­trzo­nym w ekran smart­fona za­stał ją Krzysz­tof.

– Do kogo się pani uśmie­cha? – za­py­tał, nie wie­dzieć czemu znowu zwra­ca­jąc się do We­ro­niki ofi­cjal­nie, przez pani.

Spoj­rzała na niego za­sko­czona.

– Wszy­scy już wy­szli? – za­py­tała, nie od­po­wia­da­jąc na py­ta­nie po­ety. Wy­łą­czyła ekran i scho­wała te­le­fon do to­rebki.

– Tak – od­parł po­woli i oparł się łok­ciami o ladę. Spoj­rzał na krzą­ta­jącą się We­ro­nikę. – Dzię­kuję za to spo­tka­nie. To był bar­dzo in­spi­ru­jący wie­czór.

– Też tak czuję. – We­ro­nika sta­nęła po dru­giej stro­nie blatu. Była te­raz wyż­sza niż po­eta. Męż­czy­zna, nie pod­no­sząc się, za­darł głowę, by nie stra­cić kon­taktu wzro­ko­wego z księ­garką. Kiedy tak spo­glą­dał, na jego czole po­ja­wiły się po­ziome bruzdy. – Dla au­tora ta­kie wie­czory chyba są dość mę­czące?

– Mę­czące?

– Tak mi się wy­daje. Po­eta two­rzy swoje dzieła w za­ci­szu domu, w sa­mot­no­ści. Wy­stę­po­wa­nie przed pu­bliką to tro­chę jak ob­na­ża­nie się. Chyba. – Wzru­szyła ra­mio­nami i za­czer­wie­niła się, bo Krzysz­tof na­gle się wy­pro­sto­wał i znowu to on był wyż­szy od niej. – Mylę się? – za­py­tała.

– A więc uwa­żasz, że żyję w czte­rech ścia­nach i w ogóle nie wy­cho­dzę z domu? Nie je­stem aż ta­kim dzi­ku­sem. – Za­śmiał się.

– Nie o to mi cho­dziło – po­wie­działa ci­cho i znowu po­ru­szyła ra­mio­nami.

– Po­ezja jest jak... po­wie­trze – za­du­mał się Krzysz­tof i okrą­żył ladę.

Po chwili znowu był w miej­scu, do któ­rego wstęp miała tylko We­ro­nika. Tym ra­zem jed­nak go nie wy­pro­siła. Czuła, że po­liczki ją palą i na­gle za­pra­gnęła jak naj­szyb­ciej się po­że­gnać i po­biec do domu.

Tym­cza­sem męż­czy­zna zbli­żył się jesz­cze bar­dziej i sta­nął tuż przed nią. Te­raz to ona mu­siała unieść głowę, by na niego spoj­rzeć.

– Po­ezja jest w nas. W na­szym od­de­chu, w każ­dym kroku. Co­dzien­ność, emo­cje, za­pa­chy... To już są go­towe wier­sze. Trzeba je tylko ubrać w słowa. – Krzysz­tof mó­wił ci­cho, pra­wie szep­tem, a jego głę­boki głos spra­wiał, że We­ro­nika uśmiech­nęła się bez­wied­nie, uka­zu­jąc ma­leńki frag­ment zę­bów.

– Pięk­nie o tym opo­wia­dasz – przy­znała na głos. – Mam po­mysł. Bo wi­dzisz... jest tu­taj taki słoik. – To mó­wiąc, prze­chy­liła się przez ladę, się­gnęła po szklane na­czy­nie wy­peł­nione ru­lo­ni­kami z ko­lo­ro­wego pa­pieru i po­ka­zała na czarny na­kle­jony na nim na­pis.

– „Słoik do­brych my­śli” – prze­czy­tał Krzysz­tof.

– Wła­śnie. Każdy klient przy­cho­dzący do księ­garni, nie­ważne, czy ku­puje książkę, czy też wpada tylko po to, by się ze mną przy­wi­tać, może się po­czę­sto­wać taką do­brą my­ślą. Albo, je­śli ma taką ochotę, zo­sta­wić tu parę słów od sie­bie. Dla in­nych.

– Nie­sa­mo­wite! – za­chwy­cił się. Wziął słoik z rąk We­ro­niki, mu­ska­jąc przy tym jej dło­nie. Za­im­po­no­wało mu, z jaką na­mięt­no­ścią ko­bieta opo­wiada o wszyst­kim, co do­ty­czy księ­garni. – Czy to zna­czy, że mogę wy­lo­so­wać te­raz ja­kieś prze­sła­nie dla sie­bie?

– Mo­żesz. Choć aku­rat mia­łam na my­śli bar­dziej to, że może zgo­dził­byś się do­pi­sać do tego sło­ika parę zdań?

Czoło Krzysz­tofa po­fał­do­wało się od unie­sie­nia brwi.

– Czemu nie. Naj­pierw jed­nak zo­baczmy, co ta wy­rocz­nia ma dla mnie cie­ka­wego. – To mó­wiąc, wy­jął z wnę­trza zie­lony ru­lo­nik i go roz­wi­nął. – „Spraw, aby ten dzień był wart za­pa­mię­ta­nia” – prze­czy­tał na głos. – Cóż... Już jest tego wart – po­wie­dział i scho­wał kar­teczkę do kie­szeni spodni, pa­trząc przy tym głę­boko w oczy We­ro­niki.

Na­stęp­nie wziął pu­ste pa­ski ko­lo­ro­wego pa­pieru, które po­dała mu ko­bieta, i za­pi­sał dwa z nich. Pi­sząc, co ja­kiś czas pod­no­sił wzrok, a wtedy na­po­ty­kał na błysz­czące brą­zowe oczy wła­ści­cielki księ­garni. Przy­trzy­my­wał na chwilę jej wzrok i z po­wro­tem wra­cał do pi­sa­nia. Na ko­niec zwi­nął kar­teczki w ru­lo­niki, wrzu­cił do sło­ika i za­mie­szał w nim ręką.

– Dzię­kuję. – We­ro­nika zaj­rzała do sło­ika i przy­gry­zła wargę. – Zdra­dzisz mi, co tam na­pi­sa­łeś?

– To ta­jem­nica. Co na­pi­sa­łem, do­wie się tylko ten, kto wy­lo­suje moje prze­sła­nie. – Męż­czy­zna pu­ścił oczko.

– Hmm. Po­wiało ma­gią. – Uśmiech­nęła się, wstała i po­sta­wiła słój na la­dzie.

– Cała ta księ­gar­nia ma w so­bie coś ma­gicz­nego – po­wie­dział w za­du­mie.

Ro­zej­rzał się po sta­rych drew­nia­nych re­ga­łach. Pa­dało na nie ła­godne świa­tło z kilku kin­kie­tów do­pa­so­wa­nych do du­żego ży­ran­dola za­wie­szo­nego na su­fi­cie. Liczne krysz­tałki w lam­pach po­ru­szały się de­li­kat­nie, spra­wia­jąc, że świa­tło nie­mal tań­czyło na okład­kach ksią­żek cia­sno usta­wio­nych na pół­kach.

– Pój­dziemy na kawę? – za­py­tał na­gle.

– Kawę? – We­ro­nika spoj­rzała na ze­ga­rek.

– Spie­szysz się gdzieś?

– Córka na mnie czeka. Może in­nym ra­zem – od­parła wy­mi­ja­jąco.

– Trzy­mam cię za słowo. Jakby nie było, je­steś mi tę kawę winna. – Krzysz­tof uśmiech­nął się sze­roko. – Li­czy­łem, że dzi­siaj przed spo­tka­niem się na­pi­jemy, ale czas ja­koś tak nie­po­strze­że­nie prze­mknął gdzieś po­mię­dzy nami.

Męż­czy­zna się­gnął po swoją teczkę i się po­że­gnał. Było dla niego za­sko­cze­niem, że ko­bieta od­mó­wiła mu wspól­nie spę­dzo­nego wie­czoru, ale ru­mieńce na jej po­licz­kach mo­gły świad­czyć o tym, że jesz­cze nie wszystko było stra­cone.

Ukło­nił się przed wyj­ściem, po czym znik­nął w za­cie­nio­nej uliczce oto­czo­nej sza­rymi ka­mie­ni­cami.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: