Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jesteś - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 marca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jesteś - ebook

Marcin, młody i zdolny inżynier, w życiu zawodowym idzie jak burza, ale jego relacje z kobietami przypominają zamki budowane na piasku. I choć nie może narzekać na brak powodzenia u płci przeciwnej, w żaden związek nie potrafi zaangażować się na dłużej. Obiecująca znajomość z Kasią, dyrektorką departamentu w jednym z ministerstw, wkrótce staje się dla Marcina kulą u nogi. Wtedy na horyzoncie pojawia się Ewa, z którą wiele lat temu połączył go płomienny romans. I choć tym razem serce podpowiada mu, że to właśnie „ta jedyna”, nieszczęśliwy wypadek niweczy jego marzenie o wspólnym szczęściu. Ile będzie musiał czekać, nim pojawi się ktoś, kto ponownie przywróci mu wiarę w miłość?

Marcin był kawalerem do wzięcia, ale jakoś żadna z jego dziewczyn nie potrafiła go usidlić. Miał wysokie wymagania względem życiowej partnerki i na razie nie udało mu się znaleźć takiej, która by je spełniła. Kobiety lgnęły do niego, bo nie tylko był miły i przystojny, ale też zawsze był duszą towarzystwa, bardzo dowcipnym i fajnym kompanem. Wyróżniał się inteligencją i był oczytany, mówił perfekcyjnie w dwóch językach – hiszpańskim i angielskim – których nauczył się właściwie sam. Z Grzegorzem Malcem, z którym założył firmę, stanowili doskonały zespół.

Piotr K. Pintowski
Ma wykształcenie techniczne. Swoją pracę zaczynał w stoczni, a później pływał jako oficer marynarki handlowej. Kocha kobiety, żeglarstwo i taternictwo. Jest pasjonatem historii, który przygotował dwie poważne monografie. Odskocznią od badań archiwów, zasobów bibliotek i internetu stało się tworzenie romansów.
Jesteś jest jego debiutem literackim.
Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8219-809-6
Rozmiar pliku: 749 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

BABSZTYL

Narada w ministerstwie trwała już dwie godziny. Przewodniczyła jej dyrektor departamentu Katarzyna Stec. Wałkowano treść przetargu, który ministerstwo ogłosiło jakiś czas temu. Na spotkaniu byli obecni czterej poważni kontrahenci, a wśród nich Marcin Kubiak.

Żaden z nich nie rozumiał do końca sformułowań zapisanych w ofercie, mimo że każdy z nich był starym wyjadaczem w branży energetycznej, a udział w przetargach to była dla nich bułka z masłem. Pani dyrektor nie zamierzała udzielać im dodatkowych wyjaśnień, zasłaniając się obowiązującymi w ministerstwie ścisłymi przepisami. Ale jakie to były dodatkowe przepisy, tego nie chciała wyjawić, twierdziła, że wszystkie szczegóły można znaleźć na stronie internetowej ministerstwa.

Marcin i jego zastępca, Grzegorz Malec, obaj stare wygi, spędzili wiele dni, starając się zrozumieć warunki obecnie ogłoszonego przetargu. Ale nie rozumieli ani samych jego warunków, ani intencji ministerstwa. Mieli szanse wygrać, ponieważ byli najlepszą firmą, która mogła podołać takiemu projektowi.

Co za cholerny babsztyl, uparty jak osioł – myślał o niej Marcin. Coś się kryje pod suknem stołu, tylko co? Czy w grę wchodzi łapówka? Ale jak ją dać, skoro sam przetarg jest zupełnie do kitu?

Obserwował pozostałych uczestników spotkania. Żaden z nich nie palił się do wpakowania się na miny, których w przedstawionych warunkach było sporo.

– Pani dyrektor – zabrał głos – ja się prawdopodobnie wycofam, bo nie widzę żadnego sensu w tych warunkach, są do kitu, przepraszam za kolokwializm.

Pozostali mu przytaknęli.

Próbowałem ją podejść szantażem – myślał, doskonale wiedząc, że ministerstwo bardzo chce podjąć się realizacji całego przedsięwzięcia. Ale ta cholerna baba doskonale to wyczuła i była niewzruszona jak głaz. O co tu chodzi? – pytał sam siebie już po raz enty, ale nie umiał znaleźć żadnego wyjaśnienia.

Mimo wszystko na pożegnanie podszedł do niej, zresztą jako jedyny, i uścisnął jej dłoń. Wobec kobiet zawsze był dżentelmenem. Popatrzył jej w oczy. Chętnie bym cię zabił, ty cholerna wredoto – pomyślał i kurtuazyjnie się uśmiechnął. Wrócił do zakładu i ponownie usiadł z Grzesiem, by zrelacjonować mu przebieg narady.

– Wiesz co, Marcin, trzeba dotrzeć do wiceministra Kołeckiego, który nadzoruje ten cholerny projekt, innego wyjścia nie widzę.

– Spróbuję, ale wiesz, że teraz jadę na targi do Barcelony. Jak tylko wrócę, zacznę działać. Może znajdę do niego dojście, kiedyś chodziłem z jego obecną żoną. To było na pierwszym roku.

– Stary! To jest superdojście! – wykrzyknął Grzesiu. – Dasz radę. Ten kontrakt byłby dla nas całkiem niezły – entuzjazmował się.

– Guzik, a nie superdojście, rozstaliśmy się po tęgiej awanturze. A najgorsze, że to ja byłem winny. No wiesz, trafiła się Andżelika, o ile dobrze pamiętam, taki mały skok w bok, ale Joaśka, obecnie Kołecka, potraktowała to śmiertelnie poważnie. I teraz nasuwa się pytanie – czy zapomniała?

– Tu leży pies pogrzebany – mruknął Grześ.

– Ale wiem, gdzie pracuje, to może zaaranżuję niby przypadkowe spotkanie i wybadam grunt, nic innego nie przychodzi mi do głowy – myślał na głos Marcin.

– Stary, taki przystojniak jak ty da sobie radę – podsumował Grześ, patrząc z zazdrością na Marcina.

Rzeczywiście, Marcin był wysokim, wysportowanym i dosyć przystojnym mężczyzną. Jego szerokie bary i wąska talia dodawały mu męskości, a do tego potrafił się uroczo uśmiechać, nieraz rozładowując napięte sytuacje.

– Ciekaw jestem, co podpatrzę na tych targach. Ale myślę, że nie wypadliśmy sroce spod ogona, że nie mamy się czego wstydzić.

Jeszcze długo omawiali to, co Marcin ma zobaczyć i jakie rozmowy ma przeprowadzić, jakie materiały ma zabrać ze sobą, na co zwrócić szczególną uwagę. Pożegnali się i Marcin pojechał do domu. Mieszkał w Aninie, w domu po rodzicach, którzy obecnie przebywali u jego siostry i opiekowali się czteroletnimi bliźniakami. Bardzo im ta „praca” odpowiadała i nie zamierzali wracać do swojego domu.

Marcin był kawalerem do wzięcia, ale jakoś żadna z jego dziewczyn nie potrafiła go usidlić. Miał wysokie wymagania względem życiowej partnerki, na razie nie udało mu się znaleźć takiej, która by je spełniła. Kobiety lgnęły do niego, bo nie tylko był miły i przystojny, ale też zawsze był duszą towarzystwa, bardzo dowcipnym i fajnym kompanem. Wyróżniał się inteligencją, był oczytany, mówił perfekcyjnie w dwóch językach – hiszpańskim i angielskim – których nauczył się właściwie sam. Z Grzegorzem Malcem, z którym założył firmę, stanowili doskonały zespół. Marcin miał pełno pomysłów, które potrafił zrealizować, a Grzegorz był doktorem, któremu znudziło się wykładanie na politechnice, i uzupełniał ich współpracę o głęboką wiedzę teoretyczną. Odnosili sukcesy w branży energetycznej, w dziedzinie najnowocześniejszych rozwiązań technicznych z zakresu elektroautomatyki.BARCELONA

Marcin wsiadł do samolotu jako jeden z pierwszych pasażerów i wygodnie usadowił się na swoim miejscu. Myślał, co będzie robił w czasie lotu, i doszedł do wniosku, że nadrobi lektury. Wyjął przewodnik po Katalonii i zamierzał zacząć czytać. Już otwierał książkę, kiedy usłyszał:

– Dzień dobry.

Ten miły głos dobywał się z przejścia. Podniósł głowę i zobaczył dyrektor Stec we własnej osobie. Struchlał. A ta cholera co tu robi? – pomyślał.

– No, inżynierze, muszę poszukać innego miejsca, chyba że pan obieca, że mnie nie wyrzuci przez okno. Waham się, czy mogę obok pana usiąść?

Patrzył i oczom nie wierzył. Ta wredota okazała się całkiem ładną kobietą, może nie była jakąś miss, ale jej uśmiech spowodował, że krew zaczęła szybciej krążyć w jego żyłach. Była dosyć wysoką blondynką z pięknie ułożonymi, upiętymi lekko do góry włosami, miała piękne, pełne wyrazu niebieskie oczy i była bardzo zgrabna, co dopiero teraz zauważył.

– Niech się pani nie boi. Za dużo świadków, abym mógł popełnić morderstwo. No i nie gryzę. A sprawy zawodowe zostawmy na ubity teren w pani ministerstwie, zgoda?

– Zgoda.

Spojrzała na przystojnego adwersarza z poprzedniego dnia. Spodobał jej się już wtedy, mimo ostrego sporu o ten paskudny przetarg, którego kształtu kazano jej bronić jak życia. Pomógł jej umieścić bagaż w schowku. Zwróciła uwagę na jego męską sylwetkę i doszła do wniosku, że ta podróż nie będzie taka nudna, jak wcześniej myślała.

Miała dwadzieścia osiem lat i była po rozwodzie. Jej małżeństwo z mężem pijakiem rozleciało się po dwóch latach. Może miło spędzi nudny lot z przystojnym i prawdopodobnie ciekawym mężczyzną.

– Gdy pani już usiądzie, to opowiem góralski dowcip à propos „waham”.

– No słucham.

– Dwóch górali spotyka się na Krupówkach. „Józek, cus to się stało, pobityś i marnyś?”. „A dyć byłek u tego Maćka, co kole kosciela misko, na weselu. Morde mnie obili, babe zgwałcili”. „No, dyć to normalne na nasych weselach, to coś taki markotny?”. „No, zaprasajom mnie na poprawiny, baba to sie rwie, ale jo sie wahom”.

Marcin zauważył, że pani dyrektor uroczo się śmieje. Nie spodziewał się tego po niej. Wydawała mu się drętwą biurwą, a tu niespodzianka – duże poczucie humoru i śliczny uśmiech, dodający jej buzi wiele uroku. Nagle w jego oczach stała się znacznie ładniejsza, niż początkowo ocenił. Ponownie dyskretnie omiótł ją wzrokiem i zobaczył całkiem atrakcyjną kobietę. A największe wrażenie zrobiły na nim jej twarz – delikatna, subtelna – i pełne i seksowne usta.

Dowcip Marcina wyraźnie ocieplił panującą między nimi atmosferę. Ona też przyjrzała mu się dokładniej i oceniła, że jest naprawdę męski i bardzo przystojny.

Nagle oboje zauważyli swoje wzajemne „obwąchiwanie się” i jednocześnie wybuchnęli serdecznym śmiechem. Lody pękły.

– Napiłbym się z panią szampana, może nawet wypił brudzia, ale zaraz będzie, że próbuję panią podejść w celach zawodowych. Szkoda, bo jest pani bardzo atrakcyjną kobietą, i powiem szczerze, że dotychczas tego nie zauważałem, i jestem głupkiem.

– Niech pan nie przesadza. Co będzie, jak to ja postawię tego szampana? – Była wyraźnie podniecona ociepleniem ich relacji, chciała zapomnieć o pracy i po prostu poflirtować z mężczyzną, w dodatku bardzo przystojnym mężczyzną.

– To może zrobimy ściepkę fifty-fifty i będzie kompromis? Co pani o tym sądzi?

Skinęła głową i zanim się odezwała, Marcin przywołał stewardesę i zamówił szampana.

– Jestem Marcin.

– Katarzyna.

– Bardzo lubię to imię, moja mama też ma na imię Katarzyna, a ja bardzo ją kocham.

Atmosfera między nimi bardzo się poprawiła i po jakimś czasie zauważyli, że zachowują się jak para zakochanych studentów. Marcin opowiadał dowcipy, a Kasia śmiała się cudownie, cały czas ukazując różne oblicza swojej ślicznej buzi, którą zupełnie go zauroczyła.

Nagle usłyszeli głos kapitana oznajmiający, że za dziesięć minut lądują w Barcelonie, i zrobiło im się smutno na myśl, że będą musieli się rozstać. Jednak Marcin przejął inicjatywę. Zauważył, że mieszkają w położonych blisko siebie hotelach. Pouczył Kasię, jak ma się ubierać; był czerwiec, a więc było gorąco. Zapytał, czy ma kostium kąpielowy. Okazało się, że ma, więc może się zdążą wykąpać. Mieszkali około półtora kilometra od plaż. Po wylądowaniu wzięli taksówkę i Kasia zauważyła, że Marcin świetnie mówi po hiszpańsku. Po pół godzinie byli pod jej hotelem.

– Spotkamy się dzisiaj? – zapytał z nadzieją w głosie.

– Jest prawie dziewiąta – odpowiedziała, myśląc o prysznicu i łóżku.

– Och, Kasiu, tu o tej porze życie dopiero się zaczyna. O dziesiątej będę w twoim hotelu i zabiorę cię na spacer. Koniec dyskusji – uciął krótko.

– Dobrze. – Uśmiechnęła się zalotnie i weszła do środka.

***

Dochodziła dziesiąta, kiedy Marcin zadzwonił z recepcji do jej pokoju.

– Gotowa? Barcelona na nas czeka. Będę na dole.

Gdy zeszła, Marcin zdębiał. Miała na sobie jasne obcisłe spodnie za kolana i śliczny T-shirt opinający jej całkiem spory biust, włosy upięła do góry. Wyglądała bosko. Była dosyć wysoką i bardzo zgrabną dziewczyną.

– Chodź, idziemy na La Ramblę, to najcudowniejsza ulica na świecie, idealna dla zakochanych. – Spojrzał na nią zachwyconym wzrokiem. – Nigdy jeszcze nie szedłem po La Rambli z taką ślicznotką.

– Skąd tak dobrze znasz Barcelonę? – zapytała Kasia, trochę zazdrosna o te ślicznotki.

– Skończyłem tutaj IESE, to taki MBA, ale wysokich lotów – dodał z dumą w głosie. – Zaprowadzę cię na La Ramblę i coś zjemy. Jakie wino lubisz?

– Nie znam hiszpańskich win i nie przepadam za wytrawnymi, choć dzisiaj jest gorąco i chyba trudno pić inne.

Wziął ją za rękę; nie protestowała. Po kilkunastu minutach byli na słynnej ulicy. Dopiero teraz zrozumiała, że miał rację – tu życie zaczyna się właśnie o tej porze. Zauważyła, że inne dziewczyny zalotnie zerkały na jej towarzysza, a do tego zwróciła uwagę na to, że nie było mężczyzny, który by się za nią nie obejrzał. Wpadła w doskonały nastrój i lekko przytuliła się do Marcina.

Szli wolniutko środkiem szerokiej, zadrzewionej po bokach alei. Mijali dziesiątki ogródków, w których raczono się wszystkim, co można wypić i zjeść w Katalonii. Rozglądali się we wszystkie strony, a Marcin nie przepuszczał żadnej ładnej dziewczynie. Jak na wieczorną porę było bardzo gorąco. Po jakimś czasie Kasia oznajmiła, że chętnie by gdzieś usiadła, bo nie przywykła do takich długich spacerów.

– O, widzę u pani dyrektor braki w kondycji. – Spojrzał na nią. – Ale masz doskonałą figurę, bez żadnych naddatków, jak to robisz?

– To geny. Na ogół trochę biegam, choć ostatnio to zaniedbałam, ale się poprawię. – Zalotnie spojrzała na Marcina.

Ja zwariuję – pomyślał. Nie wiedział, jak to określić, ale Kasia miała czasami tak rozkoszny i seksowny wyraz twarzy, że zaczynał mieć bardzo jednoznaczne męskie myśli. Rozejrzał się i znalazł.

– Widzę Café Viena Rambles. Tutaj nie ma podziału na kawiarnie, restauracje czy bary, tu jest wszystko w jednym. Chodź. Tylko czy mogę zachować się jak normalny chłopak, który chce zaprosić swoją dziewczynę na kolację i zapłacić za nią, czy znowu będziesz miała podejrzenia, że próbuję cię skorumpować? – Stanął przed nią, położył ręce na jej talii i spojrzał na jej prześliczną buzię. – Wyobraź sobie, że jestem twoim chłopakiem. Dasz się zaprosić?

Pocałował ją lekko w policzek, a później, ponieważ nie protestowała, w pełne, ciepłe usta. Nastrój otoczenia robił swoje. Stali na środku La Rambli i całowali się. Ulegli nastrojowi chwili, cudownego otoczenia i niczym się nie różnili od innych par robiących dokładnie to samo. Oderwała się wreszcie od jego ust i spojrzała na niego, ogłupiałego od rozkoszy, której zaznał.

– Czy twoje randki zawsze tak samo wyglądają? – zapytała.

– Nigdy, bo nigdy nie całowałem takiej cudownej dziewczyny w tak oszałamiającym otoczeniu i nigdy nie ogarniały mnie takie emocje.

Czuła jego pocałunek na ustach i nie chciała znaleźć się w żadnym innym świecie.

– Gdzie mnie zapraszasz, mój chłopaku? – zapytała przekornie i uśmiechnęła się uroczo. Pod jej wpływem topniał jak kostka lodu pływająca w ciepłym winie.

– Tu. Wejdziemy i ugasimy pragnienie. – W myślach miał zupełnie inne pragnienie, bo Kasia wywoływała w nim emocje, o których już niemal zapomniał.

– Zamówimy sobie gazpacho, to coś w rodzaju naszego chłodnika, doskonale orzeźwia. A do tego będziemy pili mnóstwo tinto de verano. To uzupełni braki wody w naszym organizmie.

Usiedli w kąciku, Marcin złożył zamówienie i zaraz na stolik tylko dla dwojga razem z dodatkami wjechało wino, które od razu zaczęli pić. Kasi bardzo posmakowało.

– Nie bój się, tym cię nie upiję, to raczej taka ichnia oranżada. Ale na pewno świetnie gasi pragnienie i jest o niebo lepsza od naszej. A gazpacho jest super, zobaczysz. – Rzeczywiście, Kasi bardzo smakowało. – Jesteś głodna? – zapytał, widząc, że szybko zjadła zupę. – Mogę jeszcze zamówić tapas, cudowną lekką przekąskę do wina. Na przykład pyszne wędzone na zimno wędlinki. Co ty na to?

– Spróbuję, chyba że gdzieś się spieszysz – odpowiedziała przekornie, patrząc na niego kokieteryjnie.

Chciał odpowiedzieć, że bardzo się spieszy do jej łóżka, ale oczywiście to przemilczał. Oboje ulegali niespotykanym dotychczas i niesamowitym emocjom, jakich doświadczali. I nie zdawali sobie sprawy, że każde z nich je odczuwa.

Pili wino, przegryzali tapas i patrzyli na siebie, chłonąc się wzrokiem. On spoglądał w jej niebieskie oczy, które co chwila zmieniały wyraz, ale zawsze były jak wielkie jeziora, które kuszą swoją tonią. Ona patrzyła w jego zielone oczy i myślała tylko o jednym: chcę je całować, i już. Było im cudownie i nie chcieli wracać do realnego świata, który ich zupełnie nie interesował. Chcieli, żeby czas się zatrzymał. Czy to jest możliwe, żeby taki stary koń jak ja zakochał się w jeden wieczór, czy to zwykłe zauroczenie? – zastanawiał się Marcin, nie wiedząc, że ona ma podobne myśli.

Barman za ladą upuścił szklankę, która stłukła się z hukiem. Ten hałas nagle ich obudził. Wrócili do rzeczywistości. Marcin zerknął dyskretnie na zegarek; było późno, a oni oboje mieli przed sobą ciężki dzień.

– Jest już piątek. Kiedy wracasz?

– Mam bilet zabukowany na sobotę w południe, a ty?

– Ja podobnie, ale mam pomysł: zostańmy na całą sobotę, postaram się przebukować bilety. Z hotelem nie będzie problemów, bo targi kończą się dzisiaj. Co ty na to? – Zastanawiała się, oszołomiona jego pomysłem. – Posłuchaj, mamy stąd niedaleko do Basilica de Santa Pi, a później trzeba obejrzeć Sagradę Famílię.

– To wystarczy jak na jeden dzień.

– To jest plan na przedpołudnie, a potem pojedziemy na plażę. Żeby więcej pooglądać, skorzystamy z autobusu, sprawdzę mój hiszpański. Potem będziemy włóczyć się po Barcelonie i ją… i siebie też chłonąć. – Spojrzał głęboko w jej śliczne oczy. – No, zgódź się – powiedział prawie błagalnie.

Patrzyła na niego i wiedziała, że mu nie odmówi. Tego wieczoru nie mogła mu powiedzieć „nie”. I wiedziała jeszcze jedno, że to nastąpi, bo nie jest w stanie pohamować swoich emocji.

– Dobrze, poddaję się. – Patrzyła na niego, zahipnotyzowana energią i siłą bijącymi od tego pełnego uroku mężczyzny.

Marcin zapłacił, wyszli na aleję i skierowali się w stronę hotelu. Szli przytuleni do siebie i czuli, że coś się między nimi rodzi, coś bardzo fajnego. Oraz że chyba nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżywali. Analizowali całą sytuację i oboje doszli do wniosku, że muszą poddać się swoim uczuciom, że to nie tylko chwilowe emocje, ale coś więcej. Zapomnieli, kim są, gdzie są, chcieli być razem, spleceni w jedno ciało i jedną duszę. Nic nie mówili, po prostu chłonęli siebie, dotyk swoich ciał, zapach.

Mam dwadzieścia dziewięć lat i nigdy tak się nie czułem, mimo że sporo dziewcząt poznałem – analizował swoje emocje Marcin – ale to, co czuję do Kasi, to dużo więcej niż zwykłe pożądanie. Muszę z nią być i chłonąć ją, i nie widzę żadnego innego wyjścia – postanowił, nie mając żadnej alternatywy.

Kasia, przytulona do Marcina, również myślała o sobie: Nie jestem już małolatą, kontroluję swoje postępowanie, swoje uczucia, ale teraz jestem pewna, że to nie tylko emocje, to jest coś więcej. Nigdy dotychczas tak się nie czuła, choć marzyła o tym od dobrych kilku lat.

Doszli do hotelu. Marcin spoważniał. Nie wiedział, jak postąpić. Zdawał sobie sprawę, że może wejść do jej pokoju i spędzić z nią tę resztkę nocy, która im pozostała. Przytulił ją delikatnie.

– Kasiu, kochanie, teraz pójdziesz do siebie, nastawisz budzik na siódmą, wstaniesz, udasz się na spotkania, wrócisz i zrobisz sobie sjestę, a potem do mnie zadzwonisz i spędzimy cudowny wieczór. Nie róbmy nic na wariata, oboje jesteśmy dorośli i wiemy, że to, co nas zaczyna łączyć, musi dojrzewać powoli. Czy masz takie samo zdanie? – zapytał, patrząc na nią łagodnie.

– Dobrze, idź już – zerknęła na zegarek – jest trzecia i musimy trochę pospać.

Pocałowała go delikatnie, odwróciła się i weszła do hotelu.

Wracał powoli. Szedł zupełnie skołowany. Analizował swoje uczucie i doszedł do wniosku, że to chyba miłość. Dobrze, że nie poszliśmy do łóżka – myślał – co nagle, to po diable. Nie chcę tego brutalnie zakończyć, trzeba pielęgnować to, co zaczęło nas łączyć, ale bardzo delikatnie, aby nic nie popsuć.

Wszedł do hotelu, wziął prysznic i zaraz wziął telefon do ręki. Udało mu się przebukować bilety lotnicze, a nawet załatwił miejsca obok siebie, ale z jego hotelem był problem – nie było pokoju na kolejny dzień. Przedłużył pobyt Kasi o jeden dzień, ale zupełnie nie wiedział, co zrobi ze sobą. Najwyżej prześpię się na ławce albo na plaży – postanowił smętnie.

Zasnął w ciągu minuty, z obrazem ślicznej twarzy Kasi przed oczami.

***

Rano, po lekkim śniadaniu, wysłał Kasi SMS-a: „Bilety i hotel załatwione, całuję w czubeczek Twojego noska”. Po chwili otrzymał odpowiedź: „Śniłam o Tobie, zadzwonię”.

Pojechał na targi i spędził przedpołudnie bardzo pracowicie. O pierwszej wszyscy zaczęli się rozchodzić. Sjesta była prawie obowiązkiem, nawet Skandynawowie opuszczali halę targową.

Zadzwonił do Kasi, nie mógł już dłużej wytrzymać. Odebrała i przekazała mu, że idzie z polską delegacją na mały lunch, później pośpi i zadzwoni do niego koło piątej.

– Tęskniłem za tobą, Kasiu, i z trudem doczekam do piątej. Śpij słodko.

– Ty też. Czekam na ciebie, połazimy po Barcelonie – szepnęła słodkim i seksownym głosem.

O piątej Marcin usiadł w holu hotelu Kasi i czekał cierpliwie na telefon od niej. Zadzwoniła kilka minut po piątej.

– Gdzie jesteś? – zapytała.

– W twoim hotelu, na dole.

– Zaraz schodzę.

Obserwował ją, kiedy wyszła z windy. Była w krótkiej czarnej spódnicy, która odsłaniała jej śliczne i zgrabne nogi; biała bluzka opinała jej ładny i kształtny biust, a między wydatnymi cycuszkami wisiał złoty krzyżyk. Na nogach miała adidasy. Blond włosy ładnie okalały jej oblicze.

– Osiemnastka – podsumował Marcin, witając się z nią. – Jestem dumny, że będę towarzyszył tak atrakcyjnej Polce. Wyglądasz jak uczennica, a ja przy tobie jak twój ojciec.

– Nie przesadzaj. Ale cieszę się, że mój przewodnik po Barcelonie jest ze mnie zadowolony.

Musnęła go leciutko w usta, a on poczuł jej zapach i zakręciło mu się w głowie. Pachniała bardzo ponętnie. Z trudem się powstrzymał, żeby nie wziąć jej na ręce i zawrócić do jej pokoju.

Ona wyczuła jego emocje i delikatnie pociągnęła go za rękę w kierunku wyjścia.

– Przypomnę ci twoje słowa: „Co nagle, to po diable”. Chodźmy. Gdzie mnie poprowadzisz?

– Jesteś głodna?

– Jeszcze nie, ale chodźmy jeszcze raz na La Ramblę, tam jest tak cudownie. Potem zobaczymy – zadecydowała.

Potulnie ruszył, trzymając ją za rękę. Był nią oszołomiony, zaskoczony, że znalazł się tu, w Barcelonie, z taką cudowną dziewczyną. Bo trudno było mówić o niej „kobieta”. W każdym razie tak o niej nie myślał. Miał dwadzieścia dziewięć lat i dawno już żadna dziewczyna nie zrobiła na nim takiego wrażenia. Była kompletna, dziewczęca, kobieca, seksowna, pełna wdzięku.

– Pójdziemy sobie powolutku. Tu właściwie panuje secesja w stylu katalońskim, ale musisz obejrzeć Casa Batilló – zaczął opowiadać, a Kasia słuchała, rozglądając się wokoło. Przecięli La Ramblę i nagle pokazał jej fasadę wspomnianego budynku. Kasię zatkało, czegoś tak fantastycznego jeszcze nie widziała. Rzeczywiście, widok był niesamowity, bajkowy, nierzeczywisty. W dodatku fasada była oświetlona ciepłymi promieniami popołudniowego słońca.

– Takich miejsc do obejrzenia tutaj, w Barcelonie, są setki, więc nie wiem, gdzie cię zaprowadzić – zastanawiał się na głos Marcin.

– Połaźmy po okolicy i dojdźmy do La Rambli, tam coś zjemy i zastanowimy się, co dalej – postanowiła Kasia.

Szli przytuleni do siebie, stanowili jedną z wielu podobnych par, zachwycających się klimatem i architekturą Barcelony. Przeszli obok pomnika Frederica Solera i usiedli w ogródku na środku alei.

– Jesteś bardzo głodna? – zapytał Marcin, patrząc na śliczną buzię Kasi.

– Wiesz, jestem głodna jak wilk.

– No to zamówimy sobie paellę, kurczak i królik z ryżem, pychotka. Co do picia?

– No, to tinto… coś tam.

– Tinto de verano. Jasne. A później, jeśli będzie nam tu dobrze, do kawy zamówimy sobie dobry deserek i dobre winko. Okej?

– Jestem uzależniona od ciebie, nie mam wyjścia.

– Nie przesadzaj, po angielsku też się tu dogadasz.

Kelner podszedł do nich, położył na stole menu i kartę win. Marcin długo dyskutował z nim o paelli, ale w końcu uzgodnili składniki; powiedział mu również, że mają zamiar zostać na kawie i deserze. Siedzieli w cieniu drzewa, patrzyli na siebie. Mało rozmawiali, słowa były zbędne, ich twarze i oczy wyrażały całą gamę uczuć i emocji, zauroczenie sobą. Feromony buzowały.

– Marcinku, powiedz mi coś o sobie, tak mało się znamy.

– Mieszkam w Aninie, sam w wielkim domu moich rodziców. Rodzice przenieśli się do domu mojej siostry i jej męża. Teraz są dziadkami na pełen etat, opiekującymi się parką ich wnuków – bliźniaków.

– To urocze! Ale co, nie pracują?

– Są tłumaczami, więc ich miejsce pracy to biurko i laptop. Są bardzo dobrzy w swoim fachu, oboje dwujęzyczni, więc teraz odprowadzają maluchy do przedszkola, robią zakupy i siadają do pracy. Tata jest z zawodu inżynierem mechanikiem, a mama inżynierem chemikiem, więc na brak zleceń, dobrze płatnych zleceń, nie narzekają. Żadne godziny pracy ich nie obowiązują. Są też tłumaczami przysięgłymi i, o ile pamiętam, robili coś dla twojego resortu.

– A ty? – przepytywała dalej Kasia z miną niewiniątka.

– Ja jestem po Politechnice Warszawskiej i IESE tutaj. Założyliśmy spółkę z doktorem Grzegorzem Malcem, jaką, to wiesz. Przyznam szczerze, że dobrze nam idzie, dużo inwestujemy i wygląda na to, że wypływamy na szerokie wody.

– A jakie masz hobby? – Przesłuchanie trwało.

– Jak mam trochę czasu, to czytam, głównie książki historyczne, ale lubię też sagi, a i dobrym kryminałem nie wzgardzę. No i żeglarstwo. Czasami udaje mi się wyskoczyć gdzieś na żagle, ale to się ostatnio rzadko zdarza.

Marcin zaczął cieszyć się z tych przepytywanek. Rozumiał, że Kasia jest nim bardzo zainteresowana.

– A kobiety? Tylko bądź szczery. – Świdrowała go wzrokiem.

Uuu, wchodzimy na pole minowe, każda baba jest taka sama – pomyślał.

– Powiem szczerze: nie miałem szczęścia. Wszystkie były jakieś niekompletne, czegoś im brakowało, a moje serce ani razu nie drgnęło. – Małe kłamstewko nie zaszkodzi. Był swego czasu w jego życiu ktoś, kto zostawił głęboką rysę na jego duszy. – Tak było do wczoraj. – Spojrzał na nią.

Kelner przyniósł im paellę w glinianych rondelkach i wino. Jedli i mlaskali z zadowolenia. Kasi bardzo smakowało i stwierdziła, że najadła się na cały dzień.

– To rezygnujesz z deseru? Mają tu świetne regionalne desery.

– Później. To co z tymi dziewczynami? – drążyła nadal.

Był już na nią zły o te przepytywanki.

– No więc poznaję dziewczynkę, pakuję jej odpowiedni kit i już ją mam w łóżku – odparł z przekąsem, patrząc w jej śliczne oczy.

– Taki jak mnie?

– Nie, tobie pakuję już dwa dni i bez rezultatu, ale obiecuję, że coś wymyślę – odparł Marcin, patrząc na nią z zachwytem.

Nie wykonała zbędnego gestu, nie powiedziała zbędnego słowa, nie posłała zbędnego spojrzenia, żeby mógł jej zarzucić jakąś grę. Była autentyczna, i to mu się w niej najbardziej podobało.

– No, to teraz, moja ciekawska, musisz coś powiedzieć o sobie.

– Skończyłam zarządzanie na Akademii Leona Koźmińskiego i tamże MBA. Moi rodzice są dziennikarzami; tata jest radiowcem, a mama pracuje w tv. Mam za sobą dwuletnie, kompletnie beznadziejne małżeństwo z alkoholikiem. Mieszkałam u niego, a teraz mieszkam ponownie z rodzicami. Przytulili zbłąkaną owieczkę – powiedziała z sarkazmem.

– Kochałaś go? – zapytał Marcin.

– Tak, bardzo. Ale do tanga trzeba dwojga, a on miał mnie gdzieś, liczyli się koledzy i alkohol. Bardzo szybko zrozumiałam, że przegrałam i jestem bez szans.

– Pytam, bo gdzieś czytałem, że alkoholikowi może pomóc wyjść z nałogu najbliższa, kochająca osoba. Nie próbowałaś?

– Ale mnie męczysz. Ale dobrze, odpowiem ci szczerze: nawet nie próbowałam, bo bardzo szybko się odkochałam. I chyba to było tylko zauroczenie albo, jak ty to mówisz, dobrze wciskał mi kit. Wybacz, ale nie chcę o tym mówić, a nawet myśleć. Było i się zmyło.

– Jesteś teraz ostrożna w kontaktach z mężczyznami – skonstatował ze smutkiem Marcin.

Długo patrzyła na niego ślicznymi niebieskimi oczami.

– Mam cichą nadzieję, że ty taki nie jesteś, ale nie spodziewaj się, że zaraz padnę przed tobą na kolana i zostanę twoją niewolnicą. Nie mam, jak wtedy, dwudziestu dwóch lat, tylko… eee… dwadzieścia osiem.

– Jak widzisz, ja nie jestem szybki Bill, a ty wzbudziłaś we mnie autentyczny szacunek. Podziwiam cię, Kasiu, i cały czas zastanawiam się, czy masz jakieś wady.

– O, mam ich masę, ale długo będziesz musiał ich szukać.

– Cieszę się, że widzisz mnie na dłuższym dystansie – złapał ją za słowo.

Zarumieniła się lekko, co ucieszyło Marcina.

– Nie mam nic przeciwko naszej znajomości, aczkolwiek gdzieś z tyłu głowy mam nasz służbowy kontakt.

– O ten przetarg się nie martw, nie wystartujemy w nim, obiecuję.

– Zostawmy pracę, mamy wolne i cieszmy się tymi chwilami – zadecydowała Kasia.

– To co robimy? Pijemy tu kawę czy połazimy gdzieś i wypijemy później? Powinniśmy wstać dosyć wcześnie, obejrzeć to, co mamy w planach, przed nastaniem upału, a później spadamy na plażę.

– Akceptuję. Chodźmy.

Marcin zapłacił i poszli powoli, ciesząc się sobą i otaczającą ich atmosferą absolutnego luzu. Nurtowała go tylko sprawa jego noclegu. Wpakować się do niej? – myślał. To może być odebrane jako próba wymuszenia kontaktów fizycznych, na co zresztą miał ochotę. Ale Kasia miała złe wspomnienia z przeszłości i mogła to źle przyjąć. Postanowił poruszyć problem i wybadać ją.

– Wiesz, Kasiu, nie wiem, w jaki sposób poruszyć ten temat… ale mam problem z hotelem. Nie mam gdzie spać.

– W moim pokoju są dwa duże fotele, możesz się jakoś na nich umościć – powiedziała swobodnie, ale nie wierzyła w to, co mówi. Pragnęła go, bardzo jej się podobał, a bliskość mężczyzny była jej potrzebna. Brakuje mi seksu, a on zrobił na mnie ogromne wrażenie – pomyślała.

– No to sprawa załatwiona, dziękuję ci za ratunek. Na pewno bym znalazł jakiś hotel, ale znacznie dalej od twojego, a zależy nam na czasie.

– Masz rację. A gdzie twój bagaż?

– U mnie w hotelu.

– To po drodze do mojego?

– Tak, dziesięć minut stąd.

– Koło mojego hotelu jest przeurocza knajpka, zapraszam cię na kawę i sangrię. Co ty na to?

– Tak, jestem za, ale ja stawiam, koniec dyskusji.

Weszli do hotelu Marcina, skąd mężczyzna zabrał swój bagaż z recepcji. Przeszli kilkadziesiąt metrów i zasiedli w małym lokaliku, urządzonym w stylu przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku, typowej wczesnej secesji katalońskiej. Marcin zamówił kawę i małą butelkę sangrii, która bardzo smakowała Kasi. Było im ze sobą dobrze i czasami oboje mieli wrażenie, że się znają już wiele lat.

Dziewczyna wyglądała przepięknie, czuła się przy nim bezpieczna jak mała dziewczynka ze swoim tatą na lodach. Odmłodniała. Była mu za to wdzięczna. Nurtowało ją jedno – bardzo go pożądała, wiedziała, że po prostu się w nim zakochała, jak nastolatka, ale z tyłu głowy miała doświadczenia z przeszłości. Nie wiedziała, co zrobić.

On miał podobne myśli. Pierwszy raz tak się czuł w obecności dziewczyny, buzowało w nim pożądanie, ale też i coś więcej. Wiedział, że to miłość. Nie mógł sobie z tym poradzić. Pierwszy raz w życiu nie umiał znaleźć rozwiązania.

– No, robi się późno, jak chcemy zobaczyć Sagradę Famílię, a tego nie wolno pominąć, gdy jest się w Barcelonie, to musimy trochę wcześniej wstać. A potem uciekniemy na plażę – powiedział smutnym głosem, bo było im ze sobą cudownie i szkoda było przerywać tę więź, która zawiązała się między nimi.

Powoli poszli do jej hotelu. Kasia zaraz udała się pod prysznic, a Marcin zaczął kombinować, jak stworzyć posłanie z foteli. Ze schowka w jej łóżku wyjął dodatkowy koc i znalazł poduszkę. Między fotele wstawił krzesło i doszedł do wniosku, że jakoś się prześpi, był młodym i wysportowanym mężczyzną. Dam sobie radę – pomyślał smutno.

Ona wyszła z łazienki w uroczej, seksownej piżamce, on przełknął ślinkę i też poszedł pod prysznic. Wyszedł w bokserkach. Zobaczył ją leżącą w łóżku; miała zamknięte oczy, nie wiedział, że obserwowała go przez przymknięte powieki. Był świetnie zbudowany, miał długie, proste nogi, wąskie biodra, szerokie barki i długą szyję. No, ciacho – pomyślała.

– Dobrej nocy, Kasiu – powiedział i zaczął się gramolić na swoje „łoże”.

Po kilku minutach wiercenia się na wykonanej przez siebie konstrukcji fotele się rozjechały i wylądował na podłodze. Gdy sytuacja się powtórzyła, usłyszał:

– Chodź do mnie.

Przytulił się do niej, chłonął jej zapach. Zaczęli się pieścić. Stało się to, co musiało się stać. Oboje bardzo tego pragnęli. Nagle odrzucili wszelkie wątpliwości i zdali się na normalny instynkt dwojga pięknych i zakochanych w sobie młodych i zdrowych ludzi. Kochali się szaleńczo, jakby mieli się rozstać na długi czas, jakby on szedł na wojnę, a ona zostawała na gospodarstwie z gromadką dzieci i bez widoków na przyszłość. Nic nie mówili, łączące ich uczucie mówiło za nich. Nie mogli się sobą nasycić. W końcu – zmęczeni, ale szczęśliwi – zasnęli, przytuleni do siebie, błogo uśmiechnięci.

Rano obudzili się razem. Marcin miał przepraszający wyraz twarzy, chciał zacząć się tłumaczyć, ale ona przytuliła się do niego i mruknęła:

– Nic nie mów, kochaj mnie.

Kochali się znowu, aż do zupełnego zatracenia.

Wreszcie musieli wstać. Byli szczęśliwi, wiedzieli, że to miłość, a nie żadne zauroczenie. Wzięli prysznic, tym razem we dwoje, wycierali się wzajemnie i dokładnie poznawali swoje ciała. Nie wytrzymali i wrócili do łóżka. Ponownie się kochali.

– Kasiu, nie mam wielkiego stażu w kontaktach z kobietami, ale ty jesteś dla mnie jakimś objawieniem. Nie umiem zdefiniować swoich uczuć, ale powiem ci całkiem poważnie, tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz. Trudno po takiej nocy mówić o miłości, ja powiem tylko tyle: mówiłaś coś o niewolnictwie, ja jestem twoim niewolnikiem, możesz robić ze mną, co chcesz, wszystko zniosę, tylko nie odtrącaj mnie – mówił, jąkając się.

– Jesteś głuptas, kochany głuptas. Dobrze się stało, to uczucie w nas buzowało i teraz nastąpił wybuch – stwierdziła poważnie. – Ale po nim nastąpił spokój. Cieszmy się dniem dzisiejszym, a co będzie jutro, zobaczymy – zaśmiała się ze swojego filozofowania.

Szybko się ubrali.

– Weź kostium kąpielowy – przypomniał jej. – A teraz chodźmy coś zjeść, straciłem przez ciebie masę kalorii.

– Będziesz teraz musiał więcej jeść. – Spojrzała na niego z cudownym i zalotnym uśmiechem na ustach.

Poszli w kierunku morza; zjedli po drodze. Marcin próbował namówić Kasię na owoce morza, ale ona jakoś nie mogła się zdecydować. Pili kawę.

– Musimy się pospieszyć, zrobiło się późno. Weźmiemy taksówkę i pojedziemy do Sagrady Famílii, a dalej zobaczymy, autobus lub taksówka. W południe będzie gorąco, jakoś to przetrwamy na plaży. – Opowiedział jej o Sagradzie Famílii wszystko, co pamiętał. – Antoni Gaudí to był niesamowity architekt, a jego projekt realizowany jest już ponad sto lat, bo budowla jest ogromna. Resztę opowiem ci na miejscu.

Złapali taksówkę i po kilku minutach stanęli przed wielką bazyliką. Kasia zaniemówiła.

– Nie przypuszczałam, że to takie wielkie! – wykrzyknęła.

– Teraz jest dopiero osiem wież, a ma być osiemnaście. Mają symbolizować wszystkich apostołów, czterech ewangelików, Jezusa – to najwyższa wieża – i Marię.

Szli powoli, okrążając wielką budowlę, zachwycając się niesamowitym secesyjnym charakterem.

– Ten Gaudí to niesamowity facet – entuzjazmowała się Kasia. – Dziękuję ci, że mnie namówiłeś na zostanie.

– Do wielu rzeczy będę cię jeszcze namawiał. – Patrzył na nią pożądliwym wzrokiem. Doszli do fasady. Widok był niesamowity. – Wiesz, że Gaudí zginął pod kołami tramwaju około dwadzieścia lat po rozpoczęciu budowy? A w czasie wojny domowej katalońscy anarchiści spalili wszystkie jego projekty. Każdy detal jest inny, nie ma dwóch identycznych. Zaczęto tę budowę, o ile dobrze pamiętam, w tysiąc osiemset osiemdziesiątym drugim roku – komentował Marcin.

Obchodzili powoli całą budowlę, mijali dźwigi, omijali otwarty plac budowy. Byli zauroczeni i zafascynowani. Weszli do środka.

– Za wszystko płacisz – oburzyła się Kasia.

– Za swoją dziewczynę zawsze płacę, a ty chyba jesteś moją dziewczyną?

Spojrzała na niego tak cudownie, że nogi mu zmiękły.

Na środku wisiał wielki żyrandol z figurą Chrystusa na krzyżu. Był ogromny. Oglądali zapierające dech w piersiach witraże i sklepienia. Przytłaczała ich ilość detali; każdy był inny, każdy fantastyczny.

– Tu można spędzić miesiąc, i to też nie wystarczy – zachwycała się Kasia.

Po godzinie doszli do wniosku, że trzeba tu przyjechać na dłużej, zabrać lornetkę, dobry aparat i zdrowy kark, bo już po godzinie zaczął boleć ich od patrzenia w górę. W końcu wyszli i zauważyli, że upał rośnie. Marcin złapał taksówkę i długo konferował z kierowcą, na jaką plażę jechać, aż uzgodnił cenę i miejsce. Jechali na małą, ale czystą, sporo oddaloną od centrum plażę Bogatell. Po przyjeździe Marcin wykupił dwa leżaki pod parasolem, zamówił coś do picia i zaczęli się mościć. Plaża wyglądała na czystą, nie było na niej zbyt dużo ludzi, a pod parasolem słońce nie piekło.

– Tu nie ma przebieralni? – zdziwiła się Kasia.

– Kochanie, popatrz na dziewczyny, o tam, idą dwie, są topless, więc czego tu się wstydzić? No, pokaż swoje cudowne ciało, będę dumny, że mam taką śliczną dziewczynę – prosił ze śmiechem, wiedząc, że ten numer nie przejdzie.

Kasia dyskretnie się przebrała w ładne bikini. Wyglądała wystrzałowo.

Będzie super – ocenił Marcin, patrząc z zachwytem na Kasię. Była bardzo zgrabna. Jest moją dziewczyną – myślał z zachwytem.

– Chodź pływać – rozkazała.

Poszli do wody, która okazała się ciepła. Pluskali się długo i wyszli całkowicie wyluzowani. Marcin przyniósł dwie mrożone kawy z lodami. Było im cudownie. Dwoje ładnych, młodych ludzi, piękna pogoda, słońce, nic do roboty, tylko absolutny luz i to, co ich połączyło – miłość.

Byli tego pewni. Leniwie się przekomarzając, coraz bardziej otwierali się przed sobą. Rozpamiętywali swoje wrażenia z Sagrady Famílii, cały czas byli pod wpływem tamtych doznań. Kasia położyła się na słońcu i po kilkunastu minutach uciekła, paliło niemiłosiernie; pod parasolem było znośnie.

– Przeczekamy ten upał tutaj, na plaży, później coś zjemy i przed siódmą będziemy się zwijać. Prześpijmy się trochę – zaproponował. Dziewczyna zaakceptowała ten pomysł i zasnęli szybko, należało im się to po intensywnej miłosnej nocy.

Po godzinie Marcin delikatnie obudził Kasię i skłonił ją do zmiany pozycji, bo nawet przez parasol słońce opalało. Obróciła się na drugi bok i ponownie słodko zasnęła. On też zmienił pozycję i spał dalej. W końcu odespali upojną noc i poszli pływać, potem zjedli po hamburgerze, popijając sokiem pomarańczowym.

Było im ze sobą cudownie, czuli się tak, jakby się znali już sto lat. Dużo rozmawiali, ale skrzętnie omijali tematy zawodowe. Kasia zmusiła Marcina do opowiedzenia o swoich byłych dziewczynach. Wił się jak piskorz, ale udało mu się przedstawić najśmieszniejsze incydenty w historii jego kontaktów damsko-męskich.

– Opowiem ci o jednym z zabawniejszych. Byłem jeszcze w szkole, tuż przed maturą. Poszedłem do dziewczyny, koleżanki z równoległej klasy. Ja już byłem bez spodni, udało mi się zdjąć jej biustonosz. Miała ładne piersi.

– Jesteś zwykły lubieżnik – skwitowała z uśmiechem zainteresowana Kasia.

– Nagle usłyszeliśmy, że rodzice wrócili wcześniej, niż zapowiadali. Nie miałem wyjścia. Wyskoczyłem przez okno z pierwszego piętra. Skok mi się udał. Poniżej był mały daszek, dalej na chodnik, ale zeskoczyłem prosto w ręce dwóch policjantów. Potraktowali mnie jak złodzieja. Uratował mnie niezapięty rozporek. Zrozumieli mnie. Widzisz, Kasiu, to jest męska solidarność.

– No ze mną ci tak łatwo nie pójdzie, jestem trochę staroświecka i mieszkam na trzecim piętrze – skwitowała całe opowiadanie roześmiana Kasia.

Zadzwonił telefon Marcina.

– Wybacz – spojrzał na ekran – to Grzegorz, mój wspólnik. Umówiliśmy się, że będzie dzwonił tylko w bardzo ważnych sprawach. – Słuchał przez chwilę. – Dobrze, zostawię materiały w biurze i raniutko w poniedziałek pojadę do Siedlec. – Rozłączył się i zwrócił do dziewczyny, uśmiechając się przepraszająco: – Problemy z produkcją w naszym drugim zakładzie w Siedlcach.

Ten telefon uzmysłowił im, że kolejnego dnia trzeba będzie wrócić do szarej rzeczywistości. Siedzieli na leżakach i patrzyli na siebie. Nigdy nie było im siebie za wiele. Nagle Marcin przesiadł się na leżak Kasi, przytulił ją i powiedział poważnie:

– Kasiu, zakochałem się w tobie. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez ciebie. Wybacz, ale musiałem ci to powiedzieć, bo tak czuję. I dodam, że nigdy dotychczas tak nie czułem.

Patrzyła na niego, a myśli szalały w jej głowie.

Czy jest szczery?

Czy ja go kocham?

Czy można kochać kogoś, kogo się poznało dwa dni wcześniej?

– „Po czynach go poznacie” – zacytowała, patrząc na niego. Miała więcej dystansu do całej sytuacji.

Po pierwsze, złamałam swoje zasady, poszłam do łóżka z ledwo poznanym facetem, ale on jest taki męski, przystojny, zauroczył mnie i zawładnął mną – tłumaczyła siebie.

Po drugie, nie tłumacz się, za późno na trzymanie go na dystans, sama jesteś sobie winna.

Jutro będziemy w kraju i ustawię go do szeregu. Nie może mną rządzić.

– Marcinku, kiedy idziemy? – zapytała słodkim głosem.

– Powoli możemy się zwijać. – Spojrzał na niebo. Słońce już chyliło się ku zachodowi.

– Przebierzmy się i wystawmy nasze mokre ciuchy na resztki słońca, żeby wyschły – powiedział to z wyraźnym żalem.

I tak zrobili. Zresztą, wszyscy robili podobnie, słońce operowało bardzo mocno. To był czerwiec w Barcelonie.

Zdawał sobie sprawę, że w Warszawie nie będzie tak cudownie. Będzie praca, będzie mało czasu. Nieuchronnie zbliżał się koniec… Tylko czego? – pytał sam siebie i nie znajdował odpowiedzi.

Jakoś udało im się złapać taksówkę, Marcin znowu wysłuchał reprymendy Kasi, że płaci.

– Kasieńko, kochanie, ja trochę zarabiam i nie będę musiał brać kredytu, bo poznałem cudowną dziewczynę. Zaproś mnie na lody w Warszawie, nie mam nic przeciwko. A tak w ogóle, ty jesteś dyrektorem, a ja prezesem, to jak my wybrniemy z tej kombinacji?

– Ktoś musi być podwładnym. Mówiłeś coś o niewolnictwie, więc będziesz moim poddanym i kropka.

– Zgadzam się, nawet możesz mnie zakuć w dyby.

Patrzyła na niego i myślała, jak będzie w Warszawie, co dalej? Tak go pragnęła, chciała go mieć przy sobie cały czas. Odepchnęła te myśli i zapytała:

– Co będziemy robić dziś wieczorem?

– _To_ – odpowiedział spokojnie, pożerając ją wzrokiem.

– A zdążymy gdzieś pójść? – Zaakceptowała to _to_.

– Oczywiście, sama mówiłaś, że mam dużo jeść, pamiętasz?

– Nie pamiętam, ale też chętnie coś zjem.

Gdy weszli do pokoju, zaraz wylądowali pod prysznicem, a potem, oczywiście, w łóżku. Nie było innej opcji.

Ja chyba nadrabiam ostatni czas bez kobiety. Ale czy to można nadrobić? – myślał rozleniwiony seksem Marcin. Przemógł się i powiedział:

– Idziemy na kolację. Ostatnie spojrzenie na La Ramblę, co ty na to?

– O, chętnie, zjem to ga…

– Gazpacho – podpowiedział Marcin.

– No właśnie. I jeszcze coś zjem, przetłumaczysz całą kartę. Dzisiaj ostatni nasz wspólny wieczór.

– Co ty mówisz! A w Warszawie to co, będziemy rozmawiać przez Skype’a? – zirytował się.

– No coś ty, to nasz ostatni wspólny wieczór w Barcelonie, głuptasie.

I ostatnia noc – pomyślał Marcin, ale nie powiedział tego głośno. Jednak ona też o tym pomyślała i też nie powiedziała tego na głos.

Szli wolno, upajając się swoją bliskością, nastrojem panującym na ulicach. Oglądali girlandy kwiatów zwisające z balkonów, chłonąc siebie oraz zapachy ulicy i mijanych restauracyjek. Trafili do Casa Lola La Rambla, uroczej małej restauracyjki, o której Marcin miał dobre zdanie. Zrobiło się troszkę chłodniej i Kasi przeszła ochota na gazpacho.

– Jeśli nie chcesz spróbować owoców morza, to proponuję zestaw wędlin – mówił, patrząc w menu – i do tego opiekane bułeczki.

– A wino? – zapytała Kasia.

– Do tego zestawu weźmiemy wino wytrawne, tutejsze, z Katalonii. Proponuję cavę, tutejszy szampan.

Siedzieli i zamiast jeść tapas, pożerali siebie wzrokiem. Dziewczyna miała na sobie obcisły T-shirt piaskowego koloru i czerwoną krótką spódnicę. Wyglądała fantastycznie. Nie było mężczyzny, który by się za nią nie obejrzał, z czego Marcin był bardzo dumny. Rozmawiali tylko o sobie, chcieli się wzajemnie poznać. Opowiadali o swoich rodzicach i rodzeństwie. Kasia była jedynaczką, a Marcin miał siostrę, starszą od niego o rok.

Temat pracy dalej skrzętnie omijali.

Kasi bardzo smakowały wędliny, a ich rodzajów było sporo. Do tego pomidory, oliwki i inne warzywa. Wino też im smakowało i przyjemnie chłodziło. Spędzali cudownie czas, a świat wokoło nich nie istniał.

– Chcesz deser? Lody? – zapytał Marcin, studiując kartę.

– Nie, dziękuję, mam już dość. Nigdy w życiu tyle nie zjadłam – stwierdziła Kasia stanowczo.

– Ale kawki się napijemy? – zapytał Marcin.

Kiwnęła głową, wpatrzona w niego zakochanym wzrokiem.

Udał jej się ten chłopak, nie widziała u niego żadnych wad. Pierwszy raz od wielu lat była naprawdę szczęśliwa w towarzystwie mężczyzny. A to było jej bardzo potrzebne. Zdawała sobie sprawę, że latka leciały, a podaż fajnych mężczyzn malała z każdym rokiem.

Siedzieli jeszcze długo, bo czas przestał się dla nich liczyć, ale w końcu trzeba było się powoli zbierać. Mieli samolot zabukowany na czternastą, więc obliczyli, że do dwunastej muszą być gotowi do wyjścia.

– No to możemy dłużej pospać – stwierdził Marcin bez wiary w to, co mówi.

Szli powoli, przytuleni do siebie, mijali podobnych do nich zakochanych, ale chyba stanowili najszczęśliwszą parę w całej Barcelonie. – Wiesz, Kasiu, myślę, że w Warszawie musimy zrobić wszystko, żeby spotykać się jak najczęściej. Już teraz zapraszam cię na wspólne weekendy do mnie do Anina, pojeździmy na rowerach, tam są do tego świetne warunki. Pogrillujemy sobie wieczorkami, mam fajnych przyjaciół. Co ty na to? – rozmarzył się.

– Nie widzę przeszkód, Marcinku, tylko ja nie mam roweru.

– Mam w domu rower siostry, Ewy, ale jak coś, to kupimy, to żaden problem. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić życia bez ciebie – ciągnął.

– Czy to oświadczyny? – spytała ze śmiechem.

– Tak, to taki wstęp. – Pocałował ją delikatnie w szyję. – Mówiłem ci, że ja to nie szybki Bill.

Weszli do hotelu i zaraz znaleźli się pod prysznicem. Upał dawał o sobie znać. Myli się wzajemnie. Ona spojrzała w dół na Marcina.

– O, już jesteś gotowy?

– Przy tobie bryła lodu byłaby gotowa.

Przytulił ją i długo się całowali, a lejąca się woda im zupełnie nie przeszkadzała. Wycierali się wzajemnie, myśląc o czekającej ich upojnej nocy.

Marcin przejął inicjatywę, pieścił ją delikatnie, smakując każdy kawałeczek jej ciała, aż w pewnej chwili wciągnęła go na siebie i wspólnie zaczęli dążyć do spełnienia. Świat przestał istnieć, byli jednym ciałem, wybuchającym eksplozjami rozkoszy.

Rano obudzili się późno. Patrzyli na siebie, zdumieni, że obcy do niedawna człowiek może stać się taki bliski. Chcieli mówić, co czują, ale zabrakło im słów. Ponownie się kochali, nadrabiali stracony bezpowrotnie czas.

Spakowali się szybko, pobiegli do restauracyjki obok hotelu i zjedli solidne europejskie śniadanie. Hotel opuścili przed dwunastą i po trzech kwadransach byli na lotnisku Barcelona El Prat. W samolocie siedzieli obok siebie, pośród powracających z urlopu Polaków wymieniających się wrażeniami z pobytu w Hiszpanii, oni jednak byli smutni.

Coś się kończy czy coś się zaczyna? – pytali siebie w duchu.

Marcin był dobrej myśli i, jak zawsze pełen inicjatywy, zaprosił Kasię do siebie do Anina.

– Ja będę w domu już w piątek, więc się zdzwonimy i wylądujesz u mnie, co ty na to?

Chwilę się zastanawiała, ale doszła do wniosku, że bez niego nie będzie życia.

– Tak, podaj mi dokładny adres. – Wpisała go do komórki.

Już miał ją poprosić o to samo, kiedy kapitan zapowiedział, że przekroczyli granicę Polski.

– Marcin, ale pamiętaj – zaczęła poważnym tonem. – Dla ciebie mnie nie ma w ministerstwie. Nie chcę żadnych podejrzeń. Pamiętasz, obiecałeś nie przystępować do tego przetargu.

– A inne? – zapytał smutno.

– Niech twój zastępca się ze mną kontaktuje, i tylko on.

Z tego wszystkiego zapomniał wziąć jej adres.

– Masz na lotnisku samochód czy cię podwieźć?

– Mam, więc pożegnamy się na lotniskowym parkingu – powiedziała to smutnym głosem.

Humory mieli wisielcze. Jakoś trudno im było sobie wyobrazić, że nie obudzą się rano koło siebie, przytuleni, spleceni w jedno ciało. Trzeba było wysiadać. Powoli powlekli się na parking. Tam długo się całowali. Ona miała łzy w oczach, które on scałowywał.

– Kasiu, kochanie, ja wyjeżdżam na kilka dni, i nie na biegun, tylko do Siedlec. Masz być grzeczną dziewczynką, a w sobotę zapraszam na cudowne pielmeni do Dakowa, dokąd pojedziemy na rowerach, chyba że pogoda nam zrobi psikusa.

Przytuliła się do niego, pocałowała go szybko i wsiadła do samochodu, jak gdyby nie chcąc przedłużać tej smutnej dla nich obojga chwili.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: