Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jesteś moim słońcem - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
4 grudnia 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jesteś moim słońcem - ebook

Nigdy nie wiesz, kto nad tobą czuwa…

Co by było, gdyby upadłe anioły stąpały po ziemi?

Nastoletnia Angel zmaga się z depresją po śmierci ojca. Od tragicznego wypadku nic nie cieszy jej jak kiedyś, mimo że przyjaciele starają się być dla niej wsparciem. Dziewczyna czuje, że z każdym dniem choroba zyskuje nad nią coraz większą przewagę. Jedyną ulgę przynosi jej muzyka i spacery po pogrążonym w mroku mieście, dzięki którym udaje jej się choć na chwilę uciec przed prześladującymi ją koszmarami.

Problemy zdają się bowiem podążać za nią krok w krok: kiedy Angel pada ofiarą napaści, na jej drodze staje Castiel.
Dziewczyna nie może być pewna, czy niepokorny motocyklista o hipnotyzującym spojrzeniu i łobuzerskim uśmiechu będzie rozwiązaniem jej kłopotów, czy może raczej kolejną przeszkodą…

Ich przypadkowe spotkanie wcale nie będzie ostatnim, a to, co ich połączy, na zawsze zmieni ich życie. Castiel, pewny siebie, uparty buntownik, skrywa bowiem więcej tajemnic, niż mogłoby się wydawać… A Angel nieoczekiwanie stanie się kluczem do jego odkupienia.

Moją uwagę przykuła samotna postać opierająca się o jedną z maszyn. Stał tam wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, palący papierosa. Albo coś, co papierosa przypominało.
Nigdy wcześniej go tu nie widziałam. Był zbyt wyrazisty, by go przeoczyć. Wyglądał jak model z okładki drogiego magazynu o modzie. Fryzurę miał niesfornie ułożoną, jakby właśnie wstał z łóżka. Na twarzy o ostrych rysach był ledwo widoczny kilkudniowy zarost, a całości dopełniały pełne usta. (…) Musiałam wpatrywać się w niego zdecydowanie za długo, bo nawet nie zauważyłam, gdy spojrzał w moim kierunku, jednocześnie wydmuchując chmurę dymu.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8373-394-4
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Piosenka przewodnia

_Lany_ – you!

Playlista

_We are the champions_ – Queen

_Monsters_ – Katie Sky

_Airplanes (Justflow Remix)_ – B.O.B. ft. Heyley Williams

_Die a Little_ – YUNGBLUD

_Thats What I Want_ – Lil Nas X

_Radioactive_ – Imagine Dragons

_Beautiful_ – Bazzi feat. Camila Cabello

_My demons_ – Starset

_Sweet but Psycho_ – Ava Max

_Sad Song_ – We The Kings

_Would Anyone Care_ – Citizen Soldier

_Tortured Soul_ – Chord Overstreet

_Stereo Hearts_ – Gym Class Heroes

_Jenny _– Studio Killers

_Half A Man_ – Dean LewisROZDZIAŁ PIERWSZY

Angel

Kończyłam właśnie drugą kreskę ulubioną czarną kredką, kiedy Carmen szturchnęła moje ramię i linia, która zaczynała być perfekcyjna, przecięła brew.

– Carmen! – krzyknęłam sfrustrowana, sięgając po wacik i płyn do zmywania makijażu.

– No przepraszam, ale nie mogę nigdzie znaleźć moich czerwonych tenisówek.

Szykowałyśmy się właśnie na małą imprezę z okazji urodzin Diego. Cała nasza paczka zawsze świętowała w ten sam sposób urodziny. Tak było z Carmen, Noah i ze mną. A teraz nadeszła pora na Diego. Nie było to wymyślne przyjęcie lub huczna impreza jakich wiele. Mieliśmy swoje własne tradycje. Chodziliśmy do naszego ulubionego pubu i śmialiśmy się, jedząc niezdrowe żarcie i pijąc alkohol. To Noah znalazł kiedyś to miejsce. Był nim zafascynowany, głównie dlatego że sprzedali mu piwo, nie pytając o dowód. Po jakimś czasie namówił nas na wspólny wypad. Na początku sceptycznie podchodziliśmy do całej tej sytuacji, ale gdy tylko kelnerka przyniosła nam nasze wysokoprocentowe napoje i odeszła bez słowa, momentalnie zakochaliśmy się w tym miejscu. Głównie dlatego, że nikt nie patrzył na nas z góry i mogliśmy tam pić alkohol bez żadnych pytań.

Wcześniej przesiadywaliśmy w domu. Najczęściej u Carmen, bo jej rodzice nie mieli nic przeciwko, gdy banda rozemocjonowanych nastolatków wyjadała im jedzenie z lodówki. Ale z czasem zaczęliśmy częściej przebywać w Wetbuld, głównie w piątkowe wieczory, i w końcu narodziła się tradycja świętowania tam urodzin.

Osobiście wolałam siedzieć w domowym zaciszu, ale mnie przegłosowali. Zresztą tak było zawsze. Musiałam się z tym pogodzić i zebrać resztki godności. W końcu dziś nie chodziło o mnie, tylko o Diego. Jedynym plusem tego wieczoru było to, że przynajmniej nie musiałam ciągać tam prezentu, bo wręczyłam go już w szkole.

Jak zawsze ja szykowałam się do spotkania z moją najlepszą przyjaciółką, a chłopcy pewnie teraz grali na konsoli albo znów przedwcześnie się upijali tanim piwem kupionym przez jakiegoś starszego kolegę Noah w pierwszym lepszym spożywczym.

– Mogłabyś chociaż trochę uważać. Wiesz, że nienawidzę robić kresek, a ty mi to jeszcze utrudniasz!

– Skoro tak tego nienawidzisz, to po co w ogóle je robisz? – spytała Carmen z poirytowaniem, pokazując na mnie czubkiem czarnej szpilki, którą akurat trzymała w dłoni.

– Mówiłam ci już, że Noah lubi, kiedy mam kreski. Jak będziesz miała chłopaka, to zrozumiesz. – Pogroziłam jej czarną kredką i wróciłam do robienia kresek.

Mimo że naprawdę nie lubiłam ich robić, to chciałam się podobać swojemu chłopakowi. Byłam w stanie poświęcić dwadzieścia minut i resztki nerwów.

W lustrze widziałam, jak Carmen siada na łóżku, a zaraz potem się na nim rozkłada. Przewróciłam tylko oczami, wiedząc, co za chwilę nastąpi.

– A mówiłam ci już, kogo wczoraj wieczorem poznałam? – Jej głos rozpływał się coraz bardziej przy kolejnych słowach.

– Dzisiaj tylko dwanaście razy.

Lubiłam Carmen, naprawdę, ale była niepoprawną romantyczką. Zakochiwała się co najmniej dwa razy w tygodniu. Jak nie w nowym wokaliście jej ulubionego zespołu, to w aktorze, który grał w akurat oglądanym filmie. Tym razem zauroczyła się – na pewno nie zakochała… – w jakimś typie, który wczoraj rozmawiał z nią przy kasie w sklepie. Rozmawiali około dziesięciu minut, ale ona twierdzi, że to przeznaczenie, bo napomknął jej, że dzisiaj w Wetbuld razem z przyjaciółmi będzie oblewać wygrany mecz.

– On miał takie piękne oczy. No mówię ci! – powiedziała rozmarzona. – Mogłabym się w nich utopić!

– Uważaj, żeby się w kiblu nie utopić, kiedy będziesz o nim myślała, siedząc na sedesie – powiedziałam ironicznie.

Rzuciła we mnie poduszką, ale w porę się odsunęłam. Skończyłam właśnie nakładać błyszczyk na usta. Wstałam od toaletki, podniosłam poduszkę i odrzuciłam ją na fotel, a zabrałam z niego swoją torebkę.

– Zamierzasz przyjść na dzisiejsze urodziny naszego przyjaciela czy wybierzesz się dopiero za rok?

Carmen podniosła głowę i na mnie spojrzała.

– Nie mogę znaleźć moich szczęśliwych trampek, a bez nich nie pójdę na spotkanie z Derekiem – mówiąc to dramatycznym głosem, opadła plecami na łóżko.

– Ale ty nie idziesz na spotkanie z nim, tylko na urodziny naszego kolegi. Rusz ten tyłek i chodźmy. – Wskazałam głową drzwi.

Jej pokój w niczym nie przypominał mojego. No może poza jednym. Też miała łóżko. Chociaż mi wystarczała tylko jedna poduszka, ona miała ich chyba z tuzin, tylko po to, żeby mieć czym we mnie rzucać. Dwie ściany były pokryte naszymi wspólnymi zdjęciami i naszej paczki oraz plakatami z coraz to bardziej przystojnymi gwiazdami. Biała toaletka znajdowała się przy ścianie naprzeciwko łóżka, a biurko było schowane w kącie, bo i tak rzadko z niego korzystała. Kiedy się wchodziło do jej pokoju, można było doznać lekkiego szoku, bo zawsze po całej podłodze walały się buty i ubrania, nie wspominając o stanikach. Nie dziwię się, że w tym bałaganie nigdy niczego nie mogła znaleźć. Nie twierdzę, że u mnie jest porządek, ale na litość boską! Tydzień temu podczas nocowania znalazłam pod jej bluzką chyba roczną kanapkę. Tak przynajmniej twierdzę po ilości mikroorganizmów, które się tam znajdowały. Przysięgam, że kiedy wyrzucałam ją do kosza, słyszałam ich krzyki…

– Weź te czarne balerinki i będzie po kłopocie – powiedziałam, podnosząc pierwszą parę butów, które zobaczyłam. – Przynajmniej są na płaskiej podeszwie, tak jak lubisz.

Podałam jej buty. Mimo niechęci, jaką miała w oczach, zaczęła je zakładać.

– Dobra, niech ci będzie, ale musimy jeszcze znaleźć moją torebkę. To nie zajmie dużo czasu.

***

Do Wetbuld spóźniłyśmy się prawie godzinę… Gdyby nie fakt, że Carmen to moja jedyna przyjaciółka, to bym ją zabiła.

Weszłyśmy do pubu i od razu poczułam ostry zapach alkoholu, papierosów i lekką woń sosnowych odświeżaczy powietrza, którymi właściciel próbował ukryć wstrętny odór. Nie pomagało. Nie będę jednak narzekać, bo przez cały okres związku z Noah byłam w gorszych miejscach. Czego się nie robi dla miłości.

Chłopaków dostrzegłam od razu. Zawsze siadaliśmy przy tym samym narożnym stoliku. Poza tym miałam wrażenie, że czuprynę Noah poznałabym wszędzie. Gdy tylko podeszłyśmy bliżej, jego ciemne oczy od razu powędrowały na moją sukienkę, a bardziej na jej dekolt czy jego brak. Chłopcy byli ubrani w ciemne koszulki, dżinsy i czarne kurtki. Mój chłopak swoją zdjął, odsłaniając tym samym silne, umięśnione ramiona, nad którymi pracował przez ostatnie miesiące.

My oczywiście bardziej postarałyśmy się z wyglądem. Przecież nie było to pierwsze lepsze spotkanie, tylko urodzinowa impreza. Obie miałyśmy sukienki sięgające przed kolano, tylko że gdy moja była skromnie przylegająca do ciała, z rękawem trzy czwarte i w kolorze czarnym, Carmen postanowiła założyć bardziej przewiewną, jaskrawoczerwoną sukienkę z głębokim dekoltem bez rękawów i ciemnogranatową kurtkę, twierdząc, że ten kolor jest bardziej przyciągający. Już dobrze wiedziałam, czyją uwagę chciała przyciągnąć. Oczywiście musiała się przebrać pięć razy, bo zależało jej, żeby zrobić wrażenie na… Davie? Dannym? W każdym razie miał imię na „D”.

Nie osądzajcie mnie. Gdybyście kilka razy tygodniowo słuchali jej historii miłosnych o chłopakach z coraz to bardziej wymyślnymi imionami, zaczęlibyście myśleć, że ona te historie zmyśla, i przestalibyście jej słuchać. Ja przestałam tylko zapamiętywać imiona.

W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że Carmen nie stoi obok mnie. Przysięgam, gdy tylko przekroczyłyśmy próg budynku, musiałam ciągnąć ją za rękę, żeby na nikogo nie wpadła, rozglądając się za swoim futbolistą. Kiedy ona sobie poszła?

Zaczęłam szukać jej wzrokiem i odkryłam, że stoi przy barze, skanując oczami każdy stolik i każdego mężczyznę, aż znajdzie swojego wybranka tygodnia. Zrezygnowałam z pomysłu, by po nią iść, i usiadłam obok Noah, który natychmiast objął mnie ramieniem.

– Nieźle wyglądasz – skomentował i wrócił do szukania drinków w menu.

– Dzięki. Diego, wszystkiego najlepszego! – Skierowałam swoją uwagę na jubilata.

– Byłoby lepsze, gdybyśmy nie musieli czekać na was tak długo. Co się stało? – spytał pół żartem, pół serio.

Zerknęłam w stronę swojej przyjaciółki, ale ta znowu gdzieś zniknęła. Wróciłam więc wzrokiem do Diego.

– My… sam rozumiesz. Makijaż, włosy, ubranie… to wszystko zajmuje sporo czasu. – Nie mogłam powiedzieć, że spóźniliśmy się znowu przez Carmen. Chłopcy i tak ostatnio zbyt często się przez to na nią wkurzali.

– Właśnie nie rozumiem. Mnie wystarczy piętnaście minut na prysznic i ubranie się, a wy musicie być dwie godziny wcześniej w domu, żeby nałożyć tonę tapety na twarz.

– Bez przesady. Nie zawsze nakładam tonę tapety – broniłam się. – Tylko wtedy, kiedy nie chcę pokazać, jak bardzo mam gdzieś nasze spotkanie – kończę, znów odwracając głowę w poszukiwaniu zaginionej żeńskiej części naszej paczki.

Noah uśmiechnął się pod nosem i przysunął mnie bliżej siebie, rozmasowując ręką moje lewe ramię. Diego miał wkurzoną minę, ale było widać, że kąciki jego ust rytmicznie się poruszały, mimo że starał się ukryć rozbawienie. Cała nasza grupa przywykła już do mojego poczucia humoru i sarkazmu, za co byłam wdzięczna. Niewiele osób wytrzymywało ze mną więcej niż godzinę podczas rozmowy, a z nimi mogłam rozmawiać całymi godzinami i jeszcze dłużej.

– Sam się prosiłeś – skomentował mój chłopak i skinieniem zawołał kelnerkę.

Gdy ta się zbliżała, zsunął ze mnie ramię i chwycił menu w dwie ręce, dalej je studiując. W mgnieniu oka podeszła młoda dziewczyna, zapewne w naszym wieku, i przybrała na twarzy sztuczny uśmiech, który zmienił się w prawdziwie flirciarski, kiedy tylko podniosła oczy z notesu na bruneta siedzącego obok mnie. Diego złożył zamówienie jako pierwszy. Blondynka notowała jego zamówienie, ale widziałam, że cały czas wpatrywała się w Noah.

– Ja poproszę hamburgera z ostrym sosem i frytki, a do tego ciemne piwo. Ty też coś chcesz? – spytał, podnosząc na mnie wzrok. Niemal widziałam, jak znika jej uśmiech, kiedy podążyła za jego spojrzeniem na mnie.

– Nie, dzięki, przyszłam tu dzisiaj specjalnie popatrzeć, jak jecie – powiedziałam sarkastycznie.

– Czyli będą nugetsy i frytki – skomentował Noah i oddał menu kelnerce.

Znał mnie już na tyle dobrze, że mógł zamawiać wszystko za mnie. Czasem nie musiałam się nawet odzywać. Chociaż wybranie dla mnie dania tak naprawdę nie było takie trudne. Wystarczyło wiedzieć, że moje kubki smakowe zatrzymały się na etapie dziewięciolatki.

– Jakiś napój do tego? – Niemal słyszałam, jak kelnerka zaciska zęby i nimi zgrzyta, gdy próbowała zadać to pytanie w najbardziej możliwie miły sposób.

– Nie.

– Tak.

Odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.

– Ty nie pijesz. – Noah popatrzył na mnie wrogo, po czym dał znać blondynce, żeby zrealizowała zamówienie. Ta nie śpiesząc się, zaczęła rozkładać sztućce. Cały czas ukradkiem wpatrując się w mojego faceta.

– Może pozwól mnie o tym decydować?

– Nie pijesz i kropka. Nie będę potem woził twojego pijanego tyłka do domu.

Widziałam, jak zaczyna drgać mu żyłka na szyi. Dziewczyna odeszła z naszymi zamówieniami, podczas gdy on kontynuował:

– Pamiętasz, jak to się ostatnio skończyło? Zasnęłaś pijana, zanim w ogóle zdążyłem ściągnąć ci spodnie.

Zatkało mnie. Nie wierzę, że wspomniał o tym przy Diego… i to na głos. W barze, przy innych ludziach. Ostatnim razem może za bardzo mnie poniosło i wypiłam trochę za dużo, ale od początku mówiłam mu, że tego wieczoru nie mam ochoty na żadne zabawy.

– Nie wierzę, że to powiedziałeś – prawie krzyknęłam oburzona i odsunęłam się na drugi koniec kanapy, na której siedzieliśmy.

– Tak tylko wspomnę, gdybyście przypadkiem zapomnieli – wtrącił się Diego – że dziś są MOJE urodziny i zebraliśmy się tu właśnie z tego powodu, a nie po to, żebyście się znowu kłócili.

Byłam mocno wkurzona i gdyby nie to, że Carmen przerwała tę ciężką atmosferę brzękiem szklanek, nawet nie zauważyłabym, jak się do nas przysiada. Pewnie zamówiła sobie napój już przy barze, czekając na swój dzisiejszy obiekt westchnień. Sobie zostawiła zielonego drinka z niebieską słomką, a mi podsunęła drugi z colą, kostkami lodu i ozdobną cytryną na brzegu.

– Bierz, podziękujesz potem. – Carmen przybliżyła swój napój do ust. – Najlepszego, staruszku! – Poczochrała włosy Diego i zaczęła sączyć drinka.

Od razu poprawił mi się humor. Rozłożyłam z powrotem ręce i wzięłam do ręki swoją cudowną miksturę z colą. Carmen chyba wiedziała, że nikt inny dzisiaj nie kupi mi alkoholu. Swoją drogą śmiesznie to wyglądało: fast food i wymyślne drinki zamiast zwykłych napojów. Dla niektórych jest to dziwne połączenie, ale taki właśnie był Wetbuld. Właściciel połączył w tym miejscu wszystko, co tylko się dało. Chciał w ten sposób sprowadzić do siebie jak najwięcej klientów. Ten lokal był połączeniem klubu, restauracji i baru w zależności od okoliczności.

– Dzięki, miło wiedzieć, że chociaż na tobie mogę polegać. – Spojrzałam prowokacyjnie na Noah, który tylko przewrócił oczami i zaczął rozmawiać z Diego na temat jakiejś walki, którą ostatnio widział w telewizji. Ja w tym czasie wróciłam do rozmowy z moją dzisiejszą wybawicielką o najnowszym serialu.

Po niecałych dwudziestu minutach rozmów i żartów wróciła do nas kelnerka z naszym jedzeniem. Jestem pewna, że gdyby nie jej niechęć do sprzątania, to danie moje i naszego jubilata rzuciłaby na stół, podczas gdy burger i frytki podałaby prosto pod nos mojego mężczyzny. Ja siedziałam z brzegu, więc blondynka musiała się pochylić, żeby dać Noah zamówienie. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że specjalnie nachyliła się niżej tylko po to, żeby poszpanować cyckami przed twarzą swojego klienta. Mogę przysiąc, że jeszcze dwadzieścia minut temu jej mundurek służbowy był wyżej zapięty. Zazwyczaj nie jestem zazdrosna. Choć Noah przyciąga uwagę damskiej populacji bardziej niż wyprzedaż w drogerii, to ufam mu i wiem, że mimo naszych częstych kłótni nigdy by mnie nie zdradził. Ta lalunia jednak przekraczała już granice. Zapewne chciała go jeszcze o coś spytać, bo już otwierała usta, ale ją wyprzedziłam.

– Ojej, chyba odpruł się pani ostatni guziczek w koszuli. – Próbowałam udawać powagę, ale gdy tylko zobaczyłam wyraz jej twarzy, nie wytrzymałam i mimowolnie moje kąciki ust powędrowały w górę.

– Noah, sprawdź, może wpadł ci do jedzenia – dodała Carmen.

Najpierw śmiechem wybuchł Diego, a zaraz potem ja. Właśnie za takie akcje ją kochałam. Gdy tylko potrzebowałam wsparcia, ona nie wahała się nawet sekundy. Kiedyś, gdy dostałam niespodziewanie pierwszy okres i zostałam z czerwoną plamą na spodniach, Carmen wymazała się keczupem ze stołówki i wmawiała wszystkim, że robimy prezentację na historię, po czym bardziej umazała moje spodnie. Odwracało to uwagę od mojej wpadki. Oczywiście wystarczyło dać mi bluzę albo spodnie na zmianę, ale to nie byłoby w jej stylu. Wolała wszystko robić po swojemu, nawet jeśli było to nielogiczne i zbędne. Ale taka właśnie była i za to ją polubiłam. To właśnie w tamtej chwili wiedziałam, że Carmen przestaje być moją przyjaciółką, a staje się siostrą.

Kelnerka tylko coś odburknęła pod nosem i poszła w swoją stronę. Nagle odezwał się Noah:

– Nie musiałyście być aż tak podłe. Ona tylko chciała…

– Zaświecić ci cyckami przed nosem. Tak, wiemy – dokończyła moja przyjaciółka.

Cała nasza trójka znów zaczęła się śmiać. Uśmiech szybko zszedł z mojej twarzy, gdy tylko usłyszałam kolejne słowa mojego chłopaka.

– Przynajmniej ona… – powiedział to cicho pod nosem, ale nie tak cicho, żebym nie usłyszała.

– Co ty powiedziałeś? – Odwróciłam się w jego kierunku całym ciałem.

Noah popijał powoli swoje ciemne piwo, po czym odpowiedział:

– Powiedziałem, że przynajmniej ona chciała mi pokazać więcej niż ty przez ostatni miesiąc.

Odstawił kufel na stół i spojrzał mi w oczy z wyższością. Nasi przyjaciele wstrzymali oddech, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Nie mogłam uwierzyć, że znów porusza ten temat, zwłaszcza przy innych. Spaliśmy już ze sobą i to nie raz, ale nie chciałam tego robić cały czas jak Noah. Rozumiałam, że jest nabuzowanym hormonami i pożądaniem chłopakiem, ale bez przesady. Ja nadal wstydziłam się swojego ciała i rozmów o seksie, nawet z Carmen. Tym bardziej byłam zażenowana jego wybuchem. To uczucie jednak przysłaniała wściekłość, gdy coraz dłużej patrzył na mnie z wyrzutami. Splotłam ze sobą ręce na wysokości piersi.

– Więc może u niej powinieneś wyładować swoje frustracje związane z twoim życiem łóżkowym.

– Może powinienem. Widziałem, że była bardzo chętna – kończąc to zdanie, wrócił do picia alkoholu.

Nie jestem wybuchową osobą, ale tego poniżenia z jego strony nie wytrzymałam. Wstałam i wylałam połowę napoju, który mi został, na Noah, żeby ostudzić jego zapał. Wstał natychmiast jak poparzony i spojrzał na mnie gniewnie.

– Co z tobą jest, do cholery, nie tak?! – Noah zaczął wycierać ubranie oblane cuchnącym alkoholem.

– Ze mną? To ty otwarcie mówisz, że wolałbyś przelecieć tę kelnerkę tylko dlatego, że nie chcę codziennie z tobą sypiać!

Teraz oboje staliśmy, podczas gdy nasi znajomi, jak i pewnie ludzie dookoła, uważnie się w nas wpatrywali.

– Może nie musiałbym tego mówić, gdybyś nie zgrywała takiej pieprzonej cnotki! – krzyknął, patrząc gniewnie prosto w moje oczy.

Stałam tam z grobową miną i nie odsunęłam się nawet na milimetr. Nie mrugnęłam, gdy wykrzyczał mi to prosto w twarz.

– Pieprz się – powiedziałam tylko i zabrałam swoją torebkę, po czym ruszyłam w stronę wyjścia, mając gdzieś, kto teraz na mnie patrzy i co o mnie myśli.

Jak on mógł mnie tak potraktować? Jesteśmy ze sobą już ponad rok, a on mówi coś takiego?! Nie wiem, co ja dalej robię w tym związku, skoro on otwarcie rozważa zdradę mnie, bo nie zaspokajam jego potrzeb.

Byłam przy drzwiach, gdy z rozmyślań wyrwało mnie pociągnięcie za ramię. Już byłam gotowa na kolejną rundę kłótni, gdy dostrzegłam, że to nie Noah, tylko Carmen. Moja twarz od razu złagodniała.

– Angel, tak mi przykro. Zachował się jak palant. Też bym go oblała, gdyby nie to, że już wypiłam swojego drinka. – Widziałam w jej oczach współczucie i wsparcie. – Wrócić z tobą do domu?

– Nie. – Mimo że niczego nie potrzebowałam bardziej niż jej pocieszenia, musiałam pamiętać, że dzisiejszy wieczór należał do kogoś innego. – Wracaj do nich i spróbuj jakoś naprawić to spotkanie. To urodziny Diego. Nie chcę, żeby nasza kłótnia całkowicie popsuła mu świętowanie. Wystarczy, że mnie nie będzie, ale jak ty wyjdziesz, to nie będzie już połowy gości.

– Poza tym ktoś musi napluć temu dupkowi do jedzenia, kiedy pójdzie do łazienki. – Carmen starała się mnie pocieszyć.

Przytuliła mnie jeszcze na pożegnanie oraz dla otuchy i wróciła do stolika, gdzie nasz przyjaciel właśnie pomagał osuszyć chusteczkami dupka wieczoru. Patrzyłam na nich jeszcze tylko przez sekundę i wyszłam z Wetbuld, obejmując się ramionami, gdy tylko poczułam zimne powietrze na zewnątrz.ROZDZIAŁ 2

Angel

Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był mrok, który zaczął już pochłaniać ulice. Nie miałam nawet pojęcia, że zaczynało się ściemniać. Po prawej stronie, zaraz obok stolików z otwartymi jeszcze parasolkami, stały w rzędzie motocykle. Właściciele zapewne teraz pili albo grali w rzutki, jak to miały w zwyczaju tutejsze gangi motocyklowe. Moją uwagę przykuła samotna postać opierająca się o jedną z maszyn. Stał tam wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, palący papierosa. Albo coś, co papierosa przypominało.

Nigdy wcześniej go tu nie widziałam. Był zbyt wyrazisty, by go przeoczyć. Wyglądał jak model z okładki drogiego magazynu o modzie. Fryzurę miał niesfornie ułożoną, jakby właśnie wstał z łóżka. Na twarzy o ostrych rysach był ledwo widoczny kilkudniowy zarost, a całość dopełniały pełne usta. Jestem pewna, że gdyby go Carmen zobaczyła, jego zdjęcie powędrowałoby na ścianę zaraz obok Cole’a Sprouse’a i Zayna. Nie zdziwiłabym się, gdyby przypięła je w honorowym miejscu.

Musiałam wpatrywać się w niego zdecydowanie za długo, bo nawet nie zauważyłam, gdy spojrzał w moim kierunku, jednocześnie wydmuchując chmurę dymu. Lekko zawstydzona tym, że zostałam przyłapana na gapieniu się, ruszyłam w drugą stronę. Na lewo od budynku znajdowała się krótka uliczka, która umożliwiała mi skrócenie drogi powrotnej do domu. Nie lubiłam wracać pieszo te kilkanaście kilometrów, ale jak już musiałam to robić, wolałam skrócić sobie drogę w każdy możliwy sposób.

Cały czas czułam na skórze zimne powietrze wieczoru. Dalej byłam wkurzona na Noah za to, jak się zachował, ale niska temperatura i powiew wiatru studziły moje nerwy na tyle skutecznie, że zaczęłam trząść się z zimna, więc powoli rozmasowywałam sobie ramiona, aby chociaż trochę się ogrzać. W myślach skarciłam siebie za to, że nie wzięłam żadnego nakrycia z domu, ale przypuszczałam, że Diego nas wszystkich odwiezie, jak to miał w zwyczaju robić po weekendowych wypadach, od kiedy dostał samochód od rodziców. Specjalnie wtedy nie pił.

Nie brałam pod uwagę, że będę musiała wracać pieszo i przydałaby mi się kurtka albo bluza. Przez myśl przeszło mi nawet, żeby zawrócić i poprosić o kurtkę Noah lub Diego, ale gdy tylko przypominałam sobie, jak mnie upokorzył, natychmiast odsuwałam ten pomysł. Jeśli się rozchoruję, to zadbam o to, żeby zarazić tego dupka.

Przy rogu budynku stało trzech mężczyzn. Już z daleka czuć było od nich alkohol. Spuściłam głowę niżej i starałam się ich szybko ominąć. Gdy już miałam skręcać w uliczkę, jeden z nich mnie zaczepił.

– Hej, śliczna. Dokąd zmierzasz? Przecież ja stoję tutaj! – zażartował obleśnie.

Chropowaty głos ujawniał, ile tytoniu musiały znosić jego płuca. Gdy tylko skończył mówić, wybuchnął śmiechem, a jego koledzy dołączyli wkrótce potem.

Przewróciłam tylko oczami tak, że spod moich rozpuszczonych włosów nie mogli tego dostrzec, i szłam dalej ze spuszczoną głową. To nie pierwszy raz, kiedy zaczepiali mnie pijani klienci pubu. Na ogół wystarczyło ich ignorować, a zapominali o mnie już w następnej minucie.

Cała trójka wyglądała na alkoholików, którym żony zabrały właśnie pieniądze, żeby nic więcej nie zamówili, przez co musieli stać przed lokalem i czekać, aż na dwór wyjdzie jakiś pijany typek z piwem w ręce.

Ten, który się do mnie odezwał, miał na sobie ciemnozieloną czapkę. Przykrywała jego przetłuszczone blond włosy wystające nieco zza jej krawędzi. Lekki zarost, który jak widać najbardziej upodobał sobie miejsce nad jego górną wargą, przypominał bardziej dziewiczy wąsik nabuzowanego hormonami nastolatka, a nie zarost dorosłego mężczyzny. Drugi osobnik był znacznie grubszy i łysy. Ostatni posturą przypominał sztucznie napakowanego, niskiego byka na sterydach, z tą różnicą, że bydło nie ma takich krótko ściętych brązowych włosów. Źrenice oczu miał rozszerzone, jakby coś właśnie brał. Ubrany był w zwykły podkoszulek i przetarte jeansy.

Weszłam do uliczki i znów zaczęłam wracać myślami do tego, co powiedział Noah. Zdążyłam zrobić zaledwie kilka kroków, gdy ktoś nagle szarpnął mnie za ramię, odwracając tym samym w swoim kierunku.

– Kolega cię o coś zapytał – powiedział brunet gniewnie. Gdy wypowiadał te słowa prosto w moją twarz, poczułam nieprzyjemny odór piwa i papierosów. – Nie sądzisz, że nieładnie tak uciekać, kiedy ktoś zaczyna rozmowę?

Byłam tak oszołomiona tym nagłym zajściem, że nie zauważyłam, kiedy gruby sięgnął po moją torebkę. Zanim zorientowałam się, co chce zrobić, wyrwał mi ją z ręki, nawet na mnie nie patrząc.

– Ej! To moje! – krzyknęłam nagle.

Widząc, że podaje ją blondynowi, a ten zaczyna w niej szperać, poczułam, jak powoli ogarnia mnie paraliżujący strach. Nie wiedziałam, co mam robić. Pierwszy raz byłam w takiej sytuacji. Zaczęłam się zastanawiać, czy gdybym teraz krzyknęła, ktoś zdążyłby mi pomóc. Czułam jednak, że nawet gdyby brunet nie zorientował się i nie zdążył na czas zakryć mi ust, to i tak istniała nikła szansa na to, że w tym całym hałasie, który wydobywał się z Wetbuld, ktoś rzeczywiście mógłby usłyszeć mój krzyk. Została mi więc ucieczka albo cierpliwe czekanie na dalszy rozwój sytuacji i nadzieja, że zostawią mnie w spokoju, zabierając tylko pieniądze. Do optymistów z całą pewnością nie należałam, więc podjęłam próbę wydostania się z uścisku i opuszczenia uliczki jak najszybciej.

Wyczekałam moment, gdy napastnik skoncentrował swoją uwagę na wyrzucanych przedmiotach z mojej torebki, i już prawie się wyrwałam, gdy ten złapał mnie szybko drugą ręką i przycisnął do ściany. Poczułam dreszcz przeszywający ciało, który zmienił się w ból. Zamknęłam oczy i wciągnęłam powietrze przez zaciśnięte zęby. Nie bolało tak mocno, ale uderzenie było na tyle nagłe, że świst wydobył się z ust mimowolnie.

– Oj nieładnie – zamlaskał jęzorem łysy. Podszedł do mnie, przybliżył swoją twarz do mojej, po czym powiedział: – Weźmiemy tylko, co chcemy, i pójdziemy. Nie utrudniaj sobie tego.

Czuć było od niego promile wymieszane z jakimś burgerem. Myślałam, że zwymiotuję, gdy treść żołądka podeszła mi pod gardło, ale w ostatniej chwili się pohamowałam.

– Chociaż nie wiem… bo ja jestem dzisiaj głodny, a ty wyglądasz bardzo apetycznie – dodał ten, który wciąż przyciskał mnie do zimnych cegieł budynku.

Chudy nawet nie zwracał na nas uwagi i dalej zajmował się wywalaniem niepotrzebnych rzeczy na ziemię. Niemal zawył z radości, kiedy znalazł portfel.

Czekałam, aż mnie puszczą i oddadzą mi torebkę, ale nic takiego się nie stało. Blondyn z grubym zaczęli przeszukiwać mój portfel, podczas gdy ten trzeci położył rękę na moim kolanie i zaczął ciężko oddychać. Poczułam ucisk w żołądku, który natychmiast przeniósł się na klatkę piersiową, gdy mężczyzna pokierował rękę w górę. Zamknęłam oczy. Nie dałam rady oddychać i czułam, jak pod powiekami zbierają się łzy. Wyobrażałam sobie najgorsze, co może się stać, i przeklinałam się za to, że nie zgodziłam się, aby Carmen mnie odprowadziła.

W mojej głowie mieszały się dwa skrajne uczucia. Z jednej strony byłam zrozpaczona sytuacją, w której się znalazłam, a z drugiej chciałam zadźgać Noah łyżką, aby bardziej cierpiał, bo to właśnie przez niego opuściłam pub i byłam zmuszona iść na skróty przez tę pieprzoną uliczkę. Nie powinnam teraz szukać winnych, wiem to, ale w obecnej sytuacji nie myślałam trzeźwo. Czułam, jak policzki robią się wilgotne od łez, a zimny pot spływa mi po obolałych plecach. Byłam przekonana, że od prawdziwej tragedii dzielą mnie już tylko sekundy, jednak tę straszną sytuację przerwał niski męski głos, który nie należał do żadnego z bandziorów.

– Dotknij ją jeszcze raz, to zrobię ci przejażdżkę ryjem po asfalcie.

Byłam tak zamroczona, że nie potrafiłam rozpoznać głosu. Mimo wściekłości, jaką jeszcze chwilę temu żywiłam do Noah, miałam nadzieję, że to on. Chciałam, żeby pomógł mi wydostać się z tego koszmaru i zabrał mnie do domu.

Na początku uliczki dostrzegłam cień mężczyzny, który w miarę jak się do nas przybliżał, robił się bardziej wyraźny. Mój napastnik zabrał rękę z uda i zaskoczony poluzował trochę uchwyt, ale gdy tylko próbowałam się wyrwać, ponownie pchnął mnie jeszcze mocniej na cegły i przycisnął moje gardło ramieniem do ściany tak, abym nie mogła się ruszyć. W panice zaczęłam łapczywie wciągać powietrze, ale to tylko pogarszało sytuację i utrudniało oddychanie.

– Czy ja niewyraźnie powiedziałem? – Nieznajomy spojrzał w moją stronę.

Pierwszym, co dostrzegłam, mimo wirowania w głowie spowodowanym brakiem tlenu, były jego gniewne niebieskie oczy. Gdyby nie fakt, w jakiej sytuacji się znajdowałam, mogłabym zatracić się w tym niespotykanym błękitnym odcieniu. Gdy zbliżył się na tyle, byśmy mogli dokładnie go zobaczyć, natychmiast go rozpoznałam. To był ten sam palący motocyklista, którego widziałam przed pubem. I ten sam, który przyłapał mnie na gapieniu się.

Stał teraz w lekkim rozkroku, z rękami włożonymi w kieszenie i wpatrywał się w bruneta, który cały czas mnie trzymał. Gdyby wzrok mógł zabijać, mięśniak padłby na ziemię w ciągu sekundy, a ja odzyskałabym swobodny oddech. Momentalnie poluzował ucisk, po czym skierował swoją uwagę na kumpla, który cały czas trzymał mój portfel.

Chudy przeskakiwał wzrokiem między swoimi kolegami, aż zwrócił się do niebieskookiego z wyższością:

– A ty, kolego, nie powinieneś pilnować własnego nosa?

Blondyn stanął z nim twarzą w twarz, mimo że dzieliły ich co najwyżej trzy metry, i uśmiechnął się pewnie, mając przy swoim boku jednego ze swoich osiłków, podczas gdy trzeci cały czas opierał mnie o ścianę.

– A mam ci wyprostować twój? – Motocyklista skinął na niego głową. – Stoję tu już kilka sekund, a twój goryl dalej jej nie puścił. – Cały czas mierzył się wzrokiem z prowodyrem całego zajścia.

– Jeśli ktoś tu ma wyprostować nos, to raczej my tobie. – Chudy zaśmiał się nieszczerze. – Bo widzisz, nas jest trzech… a ty jesteś jeden.

– Policz jeszcze raz – powiedział niebieskooki z pewnym uśmiechem. – Was jest trzech – wskazał na nich palcem – a nas jest kilkanaście i wystarczy sekunda, żebym zawołał kumpli, którzy z chęcią obiją ci mordę za zaatakowanie bezbronnej nastolatki w ciemnej uliczce.

Blondyn momentalnie zrobił się blady. Chyba zrozumiał, że dzisiejsza noc się dla niego skończyła. Było jasne, że nie ma szans. Pozostała dwójka obserwowała go tylko i czekała na jego decyzję. Zrozumiał, że walka jest z góry przegrana. Skierował głowę w stronę przydupasa, który cały czas mnie trzymał, i dał mu znać, aby mnie puścił. Brunet posłuchał, jednak dalej trzymał mnie za ramię. Zaczął iść w stronę kolegów, ciągnąc mnie tym samym za sobą. Gdy tylko do nich dołączył, pchnął mnie w stronę mojego niebieskookiego obrońcy. Zaskoczona tym ruchem zachwiałam się i potknęłam, ale utrzymałam równowagę. Spojrzałam jeszcze raz na motocyklistę i ruszyłam w jego kierunku, dziękując opatrzności, że w porę się zjawił. Nie spuszczał ze mnie oczu, nawet gdy go mijałam, dopóki nie stanęłam za jego plecami i nie objęłam się z powrotem ramionami. Czułam się bezsilna. Jak mała kotka zostawiona w kartonie na ulicy, czekająca na jakąś dobrą osobę, która ją przygarnie i odmieni jej los. On odmienił mój tego wieczoru.

Z tak bliska mogłam dostrzec, jak spina wszystkie mięśnie. Mimo zimnego powietrza, które cały czas czułam na nogach, nie było mi już zimno. Nie wiem, czy to przez adrenalinę czy żar, który emanował z jego ciała. Mężczyzna zwrócił z powrotem swoją uwagę na trio, które dalej miało mój portfel i opróżnioną torebkę pod stopami.

– Zapomnieliście chyba czegoś jej oddać. – Skierował wzrok na portfel. – Będziecie na tyle uprzejmi czy sam mam po niego pójść?

Chudy spojrzał z niechęcią i obserwował mnie przez kilka sekund, jakby wzrokiem chciał mi przekazać „zapamiętam cię”, po czym rzucił mój portfel od niechcenia pod nogi niebieskookiego.

– To się tak nie skończy. – Bandzior wskazał palcem na motocyklistę. Obrzucił go jeszcze spojrzeniem i zanim na dobre się odwrócił, plunął na ziemię w geście pogardy, po czym odszedł w swoją stronę razem z kumplami.

Gdy tylko bandziory skręciły za zaułkiem, mój wybawiciel poluzował nieco swoją postawę i odsunął się trochę, dając mi przestrzeń, żebym mogła podejść i pozbierać swoje rzeczy. W chwili, gdy go mijałam, wzrok mimowolnie powędrował mi w kierunku jego oczu, ale te dalej skupiały się na końcu uliczki tak, jakby czekały, aż tamci wrócą.

Zaczęłam w pośpiechu zbierać powyrzucane rzeczy. Nieznajomy kucnął naprzeciwko mnie i podał mi portfel. Uśmiechnęłam się niepewnie i już miałam mu podziękować, kiedy odezwał się pierwszy:

– Jak można być taką idiotką? – Oczy, które jeszcze chwilę temu wydawały mi się wciągające i pobudzające, teraz patrzyły na mnie z pogardą.

– S-słucham? – zatkało mnie.

– Weszłaś do ciemnej uliczki w miejscu, gdzie przesiadują pijani faceci tak prowokacyjnie ubrana… – zjechał wzrokiem po moim stroju, po czym z powrotem wrócił do oczu – …i nawet nie pomyślałaś, że to może być zły pomysł?

W jego głosie wyczułam dobrze mi znany sarkazm, ale było tam coś jeszcze, czego nie mogłam teraz rozpoznać. W jednej sekundzie zmienił się z mojego wybawiciela w zwykłego palanta.

Wstałam oburzona i spojrzałam na niego z góry.

– Nie myślałam, że ktoś mnie zaatakuje – próbowałam się jakoś bronić.

– No jasne, że nie myślałaś. – Wstał powoli. – Gdybyś pomyślała, to byś tu nie weszła.

O nie… Nie zniosę takiego traktowania, zaraz po tym, jak poniżona pokłóciłam się ze swoim chłopakiem i jak na mnie napadnięto. Co prawda on mnie uratował, ale jeżeli myślał, że będzie mógł mnie teraz tak obrażać, to się grubo mylił.

Chciałam mu coś odpowiedzieć, ale byłam tak zaskoczona jego zmianą zachowania, że w milczeniu wróciłam do swojej torebki, spakowałam ostatnie rzeczy i mijając go bez słowa, ruszyłam z powrotem w miejsce, z którego tu przyszłam. Jeżeli miałam pokonać dłuższą drogę do domu, to trudno, ale wiem jedno – dłużej tu nie zostanę. Czy wszyscy faceci dzisiaj zmienili się w swoje najgorsze wersje?

Ledwo go minęłam, a ten złapał mnie za ramię i obrócił ku sobie. Nie był to mocny uścisk. Na pewno nie taki, jakiego doświadczyłam wcześniej, ale po dzisiejszych atrakcjach nie był miły.

– Może jakieś „dziękuję”? – Wpatrywał się we mnie intensywnie.

Nie potrafiłam powiedzieć, co widziałam w jego spojrzeniu. Było… przenikliwe. Rozumiałam teraz, co wcześniej miała na myśli Carmen, mówiąc, że w oczach można się utopić. I pewnie to by się stało, gdyby nie jego aroganckie zachowanie.

– Nie potrzebowałam ratunku od takiego palanta jak ty – odpowiedziałam i wyrwałam rękę z uścisku. Ku mojemu zaskoczeniu nie trzymał jej mocno. Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.

Odburknął coś pod nosem. Słyszałam, że ruszył za mną. Wyszłam z zaułka i powędrowałam prosto na chodnik, godząc się z faktem, że dziś będę musiała przejść całą drogę do domu bez skrótów. Niebieskooki zajął swoje poprzednie miejsce przy motocyklu i wyjął ze skórzanej kurtki paczkę fajek, a z niej papierosa. Odprowadził mnie wzrokiem.

Byłam zła. Chociaż to byłoby niedopowiedzenie. Byłam wkurzona i sfrustrowana do granic możliwości. Nie dość, że Noah zachował się jak ostatni dupek, to jeszcze ten motocyklista z uliczki. Wiem, że powinnam czuć strach, odrazę, zawstydzenie lub cokolwiek, co się czuje po napadzie, ale wszystkie te odczucia przekreśliła czysta złość.

W miarę kolejnych kroków mój gniew stopniowo opadał, a odczuwanie zimna się zwiększało. Przyśpieszyłam więc i w niecałe dwadzieścia minut byłam pod domem. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz – nikt o tej porze nie będzie pewnie wychodził. Mama i moja młodsza siostra już spały. Przed pójściem na górę, do swojego pokoju, zahaczyłam jeszcze o kuchnię i wzięłam coś na uspokojenie.

Starałam się otwierać drzwi pokoju tak, żeby jak najmniej skrzypiały. Gdy uchyliłam je na tyle, by utworzyły małą szczelinę, przedostałam się do środka i równie powoli je zamknęłam.

Włączyłam światło i rzuciłam torebkę na podłogę. Gdy tylko zdjęłam buty i weszłam do łazienki, prawie dostałam zawału. Moje odbicie było przerażające. Miałam rozczochrane włosy przez wiatr i rozmazany tusz pod oczami od łez. Gdy podeszłam bliżej, dostrzegłam, że moja szyja przybrała czerwony odcień. To pewnie od tego duszenia.

No świetnie. Żeby tylko rano sińca nie było.

Zdjęłam tylko stanik i w sukience zaczęłam zmywać makijaż. Nie lubię być goła. Nawet gdy jestem sama. Za to jeszcze bardziej nie lubię tych kagańców dla biustu. Są dla mnie bardzo niewygodne. Kiedy zaczynałam moją przygodę ze stanikami, wiecznie coś mi w nich nie pasowało. Gdy nie wbijały mi się fiszbiny, to uciekały ramiączka. Potem przerzuciłam się tylko na tkaninowe biustonosze, ale w nich też nie czułam się tak dobrze, jakbym chciała. Ostatecznie uznałam, że tego typu bielizna po prostu nie jest dla mnie. Jak już musiałam ją zakładać, to brałam wyłącznie topy. Najlepiej się jednak czułam bez nich. W moim pokoju, jak i w całym domu, panowała wolność i swoboda. A to oznaczało, że mogłam nosić, co chciałam.

Starannie zmyłam makijaż, a moje długie, czekoladowe włosy związałam w niedbały kok. Chciałam schować waciki do demakijażu z powrotem do szuflady, ale gdy tylko ją otworzyłam, ujrzałam swoją starą przyjaciółkę. Była tam. Ona zawsze tam była, kiedy jej potrzebowałam.

Wszystkie wspomnienia dzisiejszego wieczoru wróciły do mnie ze zdwojoną siłą. Te wszystkie emocje, które poczułam. Gniew na Noah i jego zachowanie. Strach związany z sytuacją z uliczki. Frustracja wywołana moją bezsilnością.

Podniosłam delikatnie żyletkę tak, żeby nie pociąć sobie przypadkiem palców. Przyjrzałam się jej dokładnie. Dawno jej nie używałam. Nie miałam takiej potrzeby. Mój ból był do tej pory znośny, a koszmary, czy raczej wspomnienia nękające mnie nocą, trochę ustąpiły i wracały rzadziej niż na początku.

Nie potrzebujesz tego – mówił mi rozum.

To tylko raz – przekonywało serce.

Jeden jedyny raz, żeby zapomnieć o bólu dzisiejszego dnia i skupić się na innym. Zaczęłam zdejmować powoli sukienkę i nie patrząc w lustro, rozebrałam się do majtek. Nie byłam jedną z tych dziewczyn, które się tną, żeby zwrócić na siebie uwagę. To była moja forma ucieczki. Ucieczki, o której nikt nie mógł się dowiedzieć. Dlatego wybrałam miejsce, którego nikt nie zauważy. Górna, wewnętrzna część ud wydawała mi się najlepszym rozwiązaniem, gdy zaczynałam. Chciałam wtedy tylko zastąpić mój ból innym. Takim, na którym mogłabym skupić całą swoją uwagę.

Stałam w bezruchu może kilka minut. Walczyłam sama ze sobą. Zaczęłam analizować cały dzień. Czy warto było robić to z powodu chłopaka? Kłóciłam się z nim wiele razy, ale nigdy nie posunęłam się przez to do tego, nad czym teraz się zastanawiałam. Czy chciałam to zrobić, żeby nie myśleć o napaści i dłoni wędrującej po mojej nodze? Nie potrafię opisać, jaki strach wymieszany z obrzydzeniem opanował wtedy moje ciało. Miałam pewność, że ta sytuacja nie skończy się dobrze. Wciąż czułam odurzający oddech na szyi.

Poczułam pieczenie w oczach i dostrzegłam, jak pojedyncza łza spadła na kafelki. Miałam już robić nacięcie na wewnętrznej stronie uda, gdy moje myśli podsunęły mi kolejny obraz. Był to niebieski odcień oczu. Wstrzymałam oddech i cofnęłam dłoń o kilka centymetrów. Skupiłam się na tym wspomnieniu.

Zamknęłam oczy i wróciłam do chwili, gdy pierwszy raz widziałam je z bliska. Zagłębiając się w ich jasnym kolorze, powoli uspokajałam oddech i odzyskiwałam spokój. Ponownie spojrzałam na metal trzymany w dłoni. Dziś nie przegram. Nie dam światu tej satysfakcji, że ponownie mnie zranił.

Wrzuciłam żyletkę z powrotem na dno szuflady. Zamknęłam ją i ruszyłam w kierunku łóżka. Przebrałam się szybko w piżamę i schowałam pod kołdrą, odcinając się od wszystkiego. Nie powinnam tego robić, ale mimowolnie znów wróciłam myślami do tych oczu. Do oczu osoby, która najpierw mnie uratowała, a potem zachowała się jak palant.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: