Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Jezioro wspomnień - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
10 stycznia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jezioro wspomnień - ebook

Powieść o teściowej i synowej? A może powieść o przeszłości i teraźniejszości? Jedno jest pewne – „Jezioro wspomnień” to nietypowy projekt literacki pełen MIŁOŚCI

Mariola, mądra, delikatna i wrażliwa dziewczyna zakochuje się bez pamięci i z ogromną wzajemnością w Jarku, koledze ze szkoły. Spędzając ze sobą każdą chwilę, cieszą się młodzieńczą beztroską i tym, co daje im skromne małomiasteczkowe życie w czasach PRL. Czy ta niezwykła i głęboka, choć wciąż nastoletnia miłość przetrwa, gdy na horyzoncie pojawi się niesamowicie pociągający Wiktor z głową pełną wzniosłych idei?

Madzia, dziewczyna po przejściach, w podziękowaniu za nową rodzinę chce obdarować teściową niezwykłym prezentem. Spisane za młodu wspomnienia Marioli opracuje, uzupełni i wyda w prezencie z okazji jej 60. urodzin.

Dla jednej będzie to powrót do przeszłości, dla drugiej próba zmierzenia się z teraźniejszością.

Dwie kobiety, które połączyła miłość do jednego mężczyzny, ruszają w sentymentalną podróż po dawnym i współczesnym Szczytnie, gdzie w pełen życzliwości sposób spróbują napisać wspólną historię.

„Jezioro wspomnień” to nietypowy projekt literacki stworzony z miłości, w hołdzie marzeniom.

 

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67036-19-1
Rozmiar pliku: 653 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od Teściowej

Gdy stoję na molo nad brzegiem mojego ukochanego jeziora Dużego Domowego w Szczytnie, to w lustrze wody widzę Mariolę – zadumaną nastolatkę. Odgarnia z twarzy niesforne kosmyki przeszkadzające podziwiać słoneczną kulę.

Stoję zapatrzona, zadumana, zasłuchana… Patrzę na zachód słońca, na coś oczywistego, powtarzalnego, ale też jakże unikatowego. Widzę, jak promienie figlarnie pieszczą fale, muskają molo, czeszą szuwary, połyskują na koronach drzew półwyspu, płyną żabką, odpoczywają na plaży, przysiadają na żaglach, ogrzewają moje serce…

Jestem szczęśliwa, spokojna, spełniona. Nie żałuję żadnej chwili, nie mam do siebie pretensji o podjęte takie czy inne decyzje. Ze spokojem oglądam się za siebie i… widzę WAS – moją całą literacką gromadkę – jak dokazujecie na plaży.

Dziękuję, że WAS mam, a Tobie, kochana SYNOWO… och, co ja piszę – CÓRECZKO – dziękuję za to, że dajesz nam radość. Swoją żywiołowością i ciepłem skradłaś po prostu nasze serca. Tak to wszystko widzę, czuję też smak przeszłości, a w mojej głowie fikcja literacka przeplata się z teraźniejszością. Ale tak już mam.

Irmino, cieszę się, że ocaliłaś od zapomnienia ślad mojego istnienia w Szczytnie. Powierzając Ci swoje pamiętniki, zwierzając się (jesteś uważnym słuchaczem i obserwatorem), nie zastanawiałam się nawet, jak z tym wszystkim sobie poradzisz, a Ty po mistrzowsku przywołałaś tamte czasy.

Jesteś kochana.

Dziękuję.

TeściowaOd Synowej

Pierwotny tekst, stanowiący trzon tej książki, został napisany przez moją teściową, gdy była panienką na życiowym zakręcie. Sama do tej pory wspomina, jak ucieczka w świat literackiej twórczości pomogła jej przetrwać ciężkie chwile, o których może kiedyś zechce nam więcej opowiedzieć. Ze względu na ten sentyment postanowiłam wziąć się za powieść, oszlifować ją i wręczyć mamie Grażynce na sześćdziesiąte urodziny w formie książki – z okładką, zdjęciem autorki na odwrocie i notą biograficzną.

Mimo że praca nad tekstem okazała się dla mnie nadspodziewanie wartościowym doświadczeniem, które otworzyło mi umysł na nowe możliwości, to nie to było moją główną motywacją. Była nią sama mama Grażyna, dla której warto robić rzeczy nieprzeciętne. Nie co dzień przecież zwykły człowiek zaczyna pisać książki. Aby zaczął to robić, jakaś siła wyższa musi go za uszy wyciągnąć z jego strefy komfortu. Moją siłą jest Grażyna Saj-Klocek. Choćbym świat obeszła dookoła, choćbym poznała wszystkich influencerów w mediach społecznościowych i przeczytała wszystkie biografie wielkich autorytetów, drugiej takiej osoby nie znajdę.

Długo myślałam nad tym, jak wytłumaczyć nieprzeciętność mojej teściowej. Bo powiedzieć, że jest wyjątkowa, to nic nie powiedzieć. Doszłam do wniosku, że jej siłą jest to, że „zawsze chce jej się chcieć”. Też mi coś, powiesz. Ludzie robią większe rzeczy i nikt ich za to szczególnie nie chwali, dodasz. Na pewno będziesz miał rację. Jednak w moim świecie mama Grażyna jest jedyną osobą, która z życia wyciska tyle, ile się da, a jak już nic nie leci, to wykręci jeszcze kilka kropel.

Rower, narty, łyżwy, rolki, górskie wycieczki, morsowanie, a wieczorami teatr, klub książki, kino. No dobrze. Obecnie tak wygląda codzienność wielu osób. Ale powiedz mi szczerze, ile znasz osób, które otwierają minimuzeum, robią kurs żeglarski, zabierają swoje dorosłe dzieci do Konsulatu Świętego Mikołaja, jednym telefonem załatwiają wejście na teren ścisłego rezerwatu przyrody lub podczas zawodów jako jedyne okrążają Duże Domowe na różne sposoby – biegiem, na rolkach, z kijkami do nordic walking – a do tego mają czas i chęci na pisanie felietonów za jeden uśmiech i książek z synową?

Taka jest moja teściowa i jak mało kto zasługuje na to, żeby spełniały się jej marzenia. Nawet te, które w szufladzie przeleżały czterdzieści lat. Mój wkład w tę książkę niech będzie dowodem podziwu i wyrazem zachwytu, których nigdy nie będę szczędzić Autorce, a na które tak bardzo zasługuje. Mamo Grażynko, jesteś moją inspiracją, a nasza wspólna praca niech będzie dowodem mojego wsparcia, którego nigdy nie będę Ci żałować, choćbyś wpadła na najbardziej szalony pomysł.

SynowaKilka słów tytułem wstępu

_Pomysł napisania tej książki w rodzinie mojego Adasia pobrzmiewał od niepamiętnych czasów. Mąż, odkąd pamięta, słyszał od swojej mamy, że chciałaby wydać tekst, który napisała, będąc jeszcze studentką. Wszyscy wiedzą, że mama Mariola ambicje pisarskie miała zawsze. Odkąd sama sięga pamięcią, skrupulatnie zapełniała kolejne zeszyty i dzienniki, a w latach osiemdziesiątych część wspomnień w nich zawartych umyśliła sobie zmienić w powieść. W ten sposób powstał fabularyzowany tekst, który już za moich czasów Adaś, wtedy jeszcze mój chłopak, drobiazgowo przepisywał z maszynopisu, godzinami ślęcząc przed komputerem._

_Mimo zamiłowania do literatury i pasji pisarskich, teściowa nigdy później poza tę jedną próbę nie wyszła. Powody były prozaiczne. Zaczęła się praca, później pojawił się Adam, jeszcze później to już samo życie. Jednak sentyment do pierwszego i jedynego tekstu był tak głęboko zakorzeniony w sercu autorki, że z nostalgią niejednokrotnie do niego wracała przy najróżniejszych okazjach, dając nam do zrozumienia, jak wiele dla niej znaczy._

_Choć sama tego wprost nie przyznaje, zawsze dawało się odczuć, że to zaledwie pięćdziesięciostronicowe opowiadanie jest dla niej bardzo ważne. Dlatego chyba nigdy nie miałam wątpliwości ze względu na charakter mojej pracy zawodowej, że przyjdzie ten dzień, kiedy będę musiała wrzucić swój kamyczek do tego ogródka. Jako copywriterka czuję się zobligowana do wsparcia literackich ambicji mojej teściowej, zwłaszcza że ona nigdy wsparcia mi nie żałowała._

_Wydaje się, że teraz jest na to najlepszy czas. Wytrzymałyśmy ze sobą dziesięć lat. Mogę śmiało powiedzieć, że kończymy się docierać. Poznałyśmy się na tyle dobrze jako teściowa i synowa, że możemy śmiało przestać rywalizować o Adasia i uznać remis na tym polu. Zresztą kiedy, jak nie teraz? Kapi ma już czternaście lat, chodzi swoimi ścieżkami, Anielka, rezolutna sześciolatka, nie potrzebuje już mamy na każdym kroku, a za pół roku pojawią się bliźniaki i wszystko zacznie się od nowa. Dodatkową motywacją jest przypadający we wrześniu jubileusz dwudziestopięciolecia pracy zawodowej Marioli jako bibliotekarki. Gotowy tekst byłby miłym podarkiem. Jak widać, okienko czasowe jest niewielkie i nie ma miejsca na wymówki. Tym bardziej że moje relacje z teściową są, odpukać, na tyle zdrowo poukładane, iż nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy dały sobie nawzajem przestrzeń jako powieściopisarki. Zresztą chyba każdy na moim miejscu skorzystałby z okazji, aby pogrzebać nieco w przeszłości kobiety, która wychowywała mojego mężczyznę przez sporą część jego życia i zrobiła to na tyle dobrze, że ja mam teraz zdecydowanie mniej pracy niż moje zamężne rówieśniczki._

_Z mojej strony wkład nie jest szczególnie duży, z tekstem zawodowo pracuję na co dzień. Większe wyzwanie stoi przed teściową, ponieważ autorytatywnie zdecydowałam, że fabuła będzie w całości bazować na jej dziennikach i wspomnieniach, choć ona zapiera się, że jej historia nie jest aż tak interesująca. Cóż, to się dopiero okaże…_Rozdział 1

– Słucham! Halo! Halo! Idiota! – Dziewczyna ze złością cisnęła słuchawkę. To już kolejny raz ktoś dzwoni i milczy. Po chwili telefon odezwał się ponownie drażniącym sygnałem. Wolno podniosła słuchawkę. – Niesmaczne żarty. – Po wypowiedzeniu tych słów ponownie się rozłączyła.

Przeszła do swojego pokoju, by wrócić do przerwanej lektury. Jednak sprawa z telefonem pochłaniała całą jej uwagę, nie wiedziała, jak ją sobie tłumaczyć. Wpatrzona w litery zapisanej strony rozmyślała: „Może ktoś nieśmiały wykręca ten numer i boi się odezwać, a może to rodzice sprawdzają, czy jestem w domu. Ale nie, oni na pewno nie…”. Te rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Nie ruszyła się z miejsca.

– Zobaczymy, kto kogo przetrzyma! – rzuciła głośno wyzwanie.

Raz, dwa, trzy, cztery, pięć… a może tym razem to ktoś inny? Przeszła do pokoju, w którym stał telefon. Nie powiedziała swojego „słucham”, czekała. Ona tu u siebie w domu i ktoś po drugiej stronie w niewiadomym miejscu. Było jej wygodnie w miękkim fotelu i mogła ze słuchawką przy uchu siedzieć długo, tak długo, aż usłyszy sygnał. Wsłuchiwała się w nicość. Nagle ciszę przerwał warkot motoru, a za chwilę odgłos silnika samochodu. Już wiedziała, że ten ktoś dzwoni z budki telefonicznej. Ciekawe z której. Czy tej przy przejeździe kolejowym, a może tej przy Muszelce, a może jeszcze z innej, przecież w Szczytnie kilka ich stoi. Było już późno i zastanowiło ją, komu chciałoby się po nocy przesiadywać w budce. „A może to otwarte okno?”. Nie była pewna, bo ten ktoś równie dobrze mógł dzwonić z domu, jak z budki.

– Długo jeszcze będziesz gadał? – Dalsze słowa przerwał długi sygnał świadczący o przerwaniu połączenia.

Tak, teraz była przekonana, że to z budki telefonicznej. Siedziała zamyślona ze słuchawką, której zapomniała odłożyć. Myśl o tym, kto i dlaczego bawi się w ten dziwny sposób, nie dawała jej spokoju. Otrząsnęła się z tych rozmyślań, odłożyła słuchawkę i poszła do kuchni, by tam napić się zimnej wody z syfonu. Po chwili biegła do pokoju, w którym znowu dzwonił telefon. Biegła, jakby to był telefon od bliskiej osoby, jakby długo czekała na ten sygnał.

– Proszę cię, odezwij się, mam już dość tego milczenia – powiedziała przymilnym głosem, choć w środku aż wrzała. Tym sposobem próbowała pokazać, że jest przyjaźnie nastawiona, aby czym prędzej zakończyć tę farsę. Była zmęczona, ale ciekawość nie dawała jej spokoju.

– Jestem tchórzem – usłyszała ni to chłopięcy, ni to męski głos, którego nie mogła dopasować do żadnej znanej sobie twarzy. – Chodzę od budki do budki i wykręcam ten numer, by przez chwilę słyszeć twoje „idiota, niesmaczne żarty” i inne urywane słowa. Proszę, nie przerywaj mi, ale cierpliwie wysłuchaj. – W jego głosie słychać było zdenerwowanie. Mówił z pośpiechem, nie dając jej szansy na zatrzymanie go, tak jakby bał się, że jak tylko przerwie, straci całą odwagę. – Obserwuję cię od dawna. Chyba przypominasz sobie tego wysokiego chłopaka, który bezczelnie wgapia się w ciebie na każdej prawie przerwie. To ja… – Niepewnie zawiesił głos, jakby właśnie przyznawał się do czegoś nieprzyzwoitego. – Chciałem już dawno z tobą porozmawiać, ale wokół ciebie kręci się tylu chłopców… – Przerwał, ale po chwili zaczął się tłumaczyć: – Ja nie jestem nieśmiały… – Ton jego głosu przeczył słowom, co mogło świadczyć o tym, jak bardzo jest zdenerwowany. – Ale nie lubię być owcą w stadzie wilków. Najchętniej spotkałbym się teraz z tobą i porozmawiał, ale… – Szukał słów. – Dużo wiem o tobie. – Roześmiał się zmieszany, bo zabrzmiał jak prześladowca. – Marzę o spotkaniu.

– Dobrze, przyjdź zaraz do mnie. – Niespodziewanie dla samej siebie wypowiedziała to zdanie i odłożyła słuchawkę.

Coś w głosie nieznajomego sprawiło, że nawet nie pomyślała o niebezpieczeństwie. W tej chwili zupełnie zignorowała późną porę i to, że była w domu sama. Ciekawość okazała się silniejsza. Do tego stopnia, iż lekkomyślnie martwiła się, że on może nie wiedzieć, gdzie ona mieszka; zaraz jednak uspokoiła się, bo przypomniała sobie, jak mówił, że dużo o niej wie. Działała w sposób dla siebie niecodzienny. Pierwszy raz w życiu była nierozsądna i miała to gdzieś.

Chłopak nie przedstawił się, nie rozpoznała jego głosu, a podany przez niego skromny opis własnej osoby niewiele jej powiedział. Jednak od razu pomyślała o tym wysokim, przystojnym blondynie z równoległej klasy.

Tyle dziewczyn do niego wzdychało, ale ona nie chciała być podobna do nich i tylko ukradkiem, i to nieczęsto, pozwalała sobie spojrzeć na niego. Kilka razy ich spojrzenia skrzyżowały się, ale nigdy nie przypuszczała, że on się nią interesuje. I nagle te dziwaczne telefony… A teraz ma przyjść… Spojrzała na zegarek. Była dwudziesta druga piętnaście. „Tak, to odpowiednia godzina do składania wizyt”, pomyślała trochę ironicznie, ale z rozbawieniem. Dobrze, że była sama. Gdyby rodzice byli w domu, to prędzej umarłaby z ciekawości, niż zaprosiła CHŁOPAKA o takiej porze. Zaraz okaże się, kto stroił sobie żarty, i wszystko wróci do normy. Nikt nie musi się o tym dowiedzieć.

O godzinie dwudziestej drugiej trzydzieści pięć zadźwięczał dzwonek u drzwi. Otworzyła. Na progu stał wysoki chłopak o miłym dla jej oka wyglądzie, trochę zmieszany swoją nagłą odwagą. W pierwszej chwili się zawahała, ale to, jak na nią patrzył, dodało jej śmiałości.

– Proszę, wejdź, jestem sama. – Otworzyła szeroko drzwi i zachęcającym gestem wpuściła go do środka.

– Jest już bardzo późno, o tej porze nie powinno się składać wizyt. Wybacz mi, obiecuję, że długo nie zabawię. – Stanął w przedpokoju, niepewny, czy może wejść dalej.

Krótką chwilę patrzyli na siebie, po czym chłopak uśmiechnął się i wyciągnął rękę w geście powitania.

– Mam na imię…

– Jarek, wiem. – Słowa same wyrwały się jej z gardła. Spojrzała na niego zawstydzona, bo od razu się zdradziła, że też coś o nim wie. Trudno, i tak nie umiała kłamać. A niech tam, niech wie, że ona również zwróciła na niego uwagę w szkole. Szczególnie dobrze zapamiętała, kiedy wystrojony w garnitur i białą koszulę niósł sztandar podczas uroczystej akademii, gdy szkole nadawano imię Stanisława Staszica.

Chłopak okazał się tym, o którym myślała, co pozbawiło ją pewności siebie i zawstydziło. Weszli do pokoju, w którym za całe oświetlenie wystarczyć musiało ciepłe światło lampy z abażurem wciśniętej między okno a meblościankę. Posadziła go na kanapie, sama usiadła na fotelu, tak że teraz siedzieli naprzeciwko siebie. Dzielił ich tylko niewielki puf, na którym mama z ulgą kładła zmęczone po pracy nogi.

Pierwszy raz była w takiej sytuacji. Mimo że wielokrotnie podejmowała gości, głównie wiecznie roześmiane koleżanki, tym razem nie wiedziała, co robić. Rozumiała, że spoczywają na niej obowiązki gospodyni i w normalnych okolicznościach z automatu poradziłaby sobie z nimi. Jednak to nie były normalne okoliczności. Przynajmniej nie dla niej. Ten niespodziewany gość onieśmielał ją. Siedział na jej kanapie lekko zaczerwieniony, w kurtce i w butach, jakby gotowy do wyjścia, i patrzył na nią tymi swoimi pięknymi oczami.

Wcześniej była zdeterminowana, by rozwiązać zagadkę głuchych telefonów, a teraz czuła się zawstydzona, jakby to ona była intruzem we własnym domu. Zupełnie nie mogła pojąć, jak doszło do tego, że jeszcze pół godziny temu rozsadzała ją ciekawość, a teraz ma żartownisia jak na dłoni i nie wie, co robić. Zadania nie ułatwiało jej również to, że siedziała przed nim w swoich najgorszych, zniszczonych ubraniach. Była tak skołowana całą sytuacją, że nawet nie pomyślała, aby się przebrać na wizytę gościa. Tymczasem on, w skórzanej kurtce włożonej na lekki, czarny golf wsunięty w dopasowane, sprane dżinsy, z lekko zmierzwionymi, proszącymi o przycięcie włosami, wyglądał, jakby wpadł do niej, wracając z serii udanych randek, na których nieświadomie rozkochiwał i porzucał takie niewinne dziewczęta jak ona.

„Weź się w garść, dziewczyno!”, nakazała sobie w myślach, tym samym przywołując się do porządku. „Mariola, w tej chwili masz tylko jedno wyjście!”, pouczyła sama siebie i zrobiła to, czego wymaga się od wzorowej pani domu. Wstała, poprawiła koszulę w kratę i zadała pytanie:

– Masz ochotę na herbatę?

_Z całego serca dziękuję Opatrzności za Szczytno. Jesteśmy szczęściarzami, że w tym zabieganym świecie mamy oazę spokoju w postaci rodzinnego domu mojego Adasia. Tutaj zawsze jesteśmy wyczekiwanymi gośćmi, na których jak na strudzonych pielgrzymów czeka przytulny, cichy dom z suto zastawionym stołem. Na początku, a będzie to już dobre dziesięć lat temu, czułam się tu jak przypadkowy turysta, który przycupnął na chwilę, by odpocząć przed dalszą drogą. Zapewne dla teściów też byłam tylko kolejną dziewczyną Adasia. Na szczęście dla mnie okazałam się ostatnią._

_Tym razem przyjechaliśmy tylko na weekend majowy, ale już wiem, że żal będzie mi odjeżdżać. Pogoda zapowiada się piękna, a znając moją teściową, atrakcji nam nie zabraknie. Z teściem jeszcze się nie widzieliśmy. Zajechaliśmy późnym wieczorem. Dzieci, znużone jazdą, zasnęły w czasie drogi. I o ile Kapi o własnych siłach wygramolił się z auta i na autopilocie trafił do łóżka, o tyle Anielka potrzebowała tragarza. Nawet nie zarejestrowała, kiedy dotarła na miejsce i została przeniesiona do domu i otulona kołdrą._

_Na pytanie Adama o tatę teściowa tylko machnęła ręką i zrobiła bezradną minę. Nie potrzebowaliśmy dalszych wyjaśnień. Wiedzieliśmy, że jest u swojej dziewczyny._

_– Koniecznie chciał się z wami zobaczyć – tłumaczyła męża teściowa, choć my wcale tego nie potrzebowaliśmy, wiedzieliśmy, jak jest. – Jednak było już bardzo późno, a sami wiecie, że z jego wzrokiem nie robi się lepiej. Niepokoję się, gdy jeździ po nocy._

_Dzisiaj moi dwaj wiecznie głodni mężczyźni nawet nie poczekali na śniadanie. Z samego rana wyruszyli za nestorem rodu. Rodzina została po równo podzielona. Dziadek, ojciec i syn ruszyli na mazurską przygodę. Babcia, mama i córka zostały w domu. Czyli wszystko układa się dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Uwielbiam te leniwe poranki na werandzie domu w Szczytnie, kiedy to mam błogie piętnaście minut tylko dla siebie. Anielka zamęcza Babciolę, jak w skrócie mówi na babcię Mariolę, milionem pytań, na które ja nie umiałam odpowiedzieć. Dziewczyny widują się tak rzadko, że jednej nie przeszkadza liczba pytań wystrzeliwanych z szybkością karabinu maszynowego, a drugiej niesatysfakcjonujące na nie odpowiedzi. One świetnie się bawią w kuchni, ja jeszcze lepiej rozłożona na najwygodniejszych meblach ogrodowych na świecie. Mój teść własnoręcznie je zbudował i powinien je opatentować. To artysta, drewno w jego rękach jest jak nieoszlifowany diament._

_Końcówka pierwszego trymestru okazała się dla mnie wyjątkowo litościwa. Gdyby nie dwie kreski na teście i potwierdzone badanie ginekologiczne miałabym wątpliwości, czy w ogóle jestem w ciąży. Do tego bliźniaczej. Czyli zupełnie inaczej niż było z Anielką, kiedy byłam gotowa kąpać się we wrzątku, gdyby ktoś dał mi gwarancję, że to ukoi dolegliwości. Dała mi wtedy tak popalić, że już nawet nie pamiętam, jak to było z Kapim. Zresztą z tamtego czasu o wielu rzeczach wolę nie pamiętać._

_Teraz wszystko się układa. Cieszę się, że znaleźliśmy dla siebie miejsce. Tym bardziej zaniepokoiłam się, gdy Mariola przysiada przy mnie na tarasie, przysłaniając poranne słońce, do którego zwróciłam twarz, żeby uzupełnić witaminę D, podaje mi szklankę z wodą i patrzy na mnie niemal z boleścią. Natychmiast wyczułam, że coś ją trapi. Od razu pomyślałam, że ma wątpliwości co do naszego pisarskiego projektu, i ze wstydem teraz przyznaję, iż egoistycznie przestraszyłam się, że chce się wycofać. Bałam się, że naszły ją obawy przed odsłonięciem przeszłości, teraz, gdy całym sercem zaangażowałam się w pisanie powieści._

_– Madziu – zaczęła nieśmiało teściowa – nie ma brakującego pamiętnika. – Mówi o dziennikach, które dała mi podczas wielkanocnej wizyty, kiedy razem z Adamem zaproponowaliśmy dokończenie jej dzieła sprzed czterdziestu lat._

_Mieliśmy na myśli redakcję i korektę tekstu, który leżał nietknięty przez dekady. Tymczasem po rodzinnej burzy mózgów projekt urósł do niebotycznych rozmiarów. Tak jak ruiny zamku w Szczytnie budują od nowa, tak od nowa miała zostać napisana ta niezapomniana historia. Dostaliśmy wtedy, oprócz tradycyjnej wałówki na drogę, pudło pamiątek rodzinnych, a wśród nich pamiętniki z młodości, na podstawie których studentka Mariola pisała swoją powieść. Podczas lektury czułam, że wkraczam w bardzo intymny świat nastoletniej Marioli i teraz, gdy tak nade mną stała, bałam się, że przekroczenie tej granicy to dla niej krok, którego nie może zrobić._

_Tymczasem chodziło o lukę w dziennikach, na którą zwróciłam jej uwagę podczas jednego z naszych rodzinnych cotygodniowych wideoczatów. Pamiętniki urywały się po osiemnastych urodzinach Marioli w 1979 roku, by zacząć się na nowo dwa lata później, gdy zaczynała studia w Warszawie._

_– Nigdy go nie zapisałam – tłumaczyła zapatrzona w dal na rząd świeżo wypielonych malin. – Widzisz, po osiemnastych urodzinach przestałam prowadzić dziennik._

_Nie ukrywam, że trochę się tego spodziewałam. Pamiętnik urywał się w dość burzliwym momencie. Sądząc z treści, młoda autorka miała niezły mętlik w głowie i potrzebowała czasu, żeby odreagować. Co nie zmienia faktu, że milion pytań cisnęło mi się na usta. Podekscytowana poderwałam się gwałtownie z siedziska i rozlałam wodę, na siebie i na odeskowaną podłogę._

_– Ale co z kolegą Jarka, ale co z Adamem? Co z Ulą? Jak to w końcu z nimi było? Co z Wiktorem? Dlaczego wyjechał? Dlaczego Danka zniknęła? – Zupełnie zapominam o porannym leniuchowaniu i o mokrym t-shircie, sypiąc kolejnymi pytaniami, na które Mariola nawet nie próbuje odpowiadać. Przeczekuje cierpliwie mój słowotok._

_– Opowiem ci wszystko po kolei. Jak wiesz, zaczęło się od głuchych telefonów. A później to już sama bym sobie nie uwierzyła, że to naprawdę przeżyłam, gdyby nie te pamiętniki. Bo sama, Madziu, wiesz, jak miłość potrafi ogłupić bezbronną, niespodziewającą się jej młodą dziewczynę. – Nie wiem, czy próbuje nawiązać bezpośrednio do mnie, ale jak zawsze rozbawiła mnie tym swoim poważnym tonem kontrastującym z roześmianymi oczami, elegancko ozdobionymi kurzymi łapkami, które śmieją się razem z nimi._Rozdział 2

Na początku nie wiedział, jak się zachować. Nie był przygotowany na taki obrót sprawy, a już na pewno nie spodziewał się, że po serii głuchych telefonów ona zaprosi go do domu, posadzi na kanapie i jeszcze poczęstuje herbatą. Jego plan nie wykraczał poza wsłuchiwanie się w jej głos. Teraz będzie musiał się tłumaczyć. Zrobiło mu się gorąco, musiał zdjąć kurtkę.

– Zdenerwowałeś mnie tymi swoimi telefonami, dziesięć razy…

– Tylko dziewięć – poprawił ją.

Oboje wybuchli śmiechem. Nagle całe napięcie między nimi gdzieś się ulotniło. Wszystko stało się naturalne. Wyjaśnienia były niepotrzebne. Gdy tylko spojrzał w jej mądre oczy, wyczytał w nich, że ona już wszystko wie. Wszystko rozumie, a jedyne, czego będzie w przyszłości żałował, to tego, że czekał tak długo.

Jeszcze przed chwilą obojgu brakowało słów, a teraz gadali jak najęci, jedno przez drugie, momentami przerażeni, że kończą za siebie zdania. Mała chwila przemieniła się w kilka godzin. Długo rozmawiali, powiedzieli sobie tej nocy prawie wszystko. Rozmowa przeciągnęła się aż do świtu i jednak nie obyło się bez herbaty.

– Jeszcze nigdy i z nikim nie rozmawiałem tak wspaniale i o wszystkim, jak właśnie z tobą – wyznał szczerze Jarek. – Nie chcę stąd iść, ale słuchaj, kiedy wrócą twoi rodzice?

– Wrócą, wrócą, ale dopiero wieczorem, mamy dużo czasu. Mam pomysł. – W jej roześmianym spojrzeniu rozbłysła iskierka jak u małego dziecka, które właśnie wymyśliło świetną psotę. – Odłóżmy tę ciekawą pogawędkę na jakieś dwie godziny. Położę cię w pokoju moich rodziców, dobrze? Prześpimy się troszkę i wrócimy do rozmowy.

Zaskoczyła go ta niecodzienna i jakże śmiała propozycja. Prawda, nie potrafił sobie tego wytłumaczyć, ale podświadomie wiedział, że nie kryje się w niej nic niestosownego. Każda chwila z tą dziewczyną upewniała go tylko w przeświadczeniu, że jest we właściwym miejscu z właściwą osobą. Cokolwiek by robili, było to całkowicie naturalne. A teraz najbardziej oczywistym wydawało się chwilę odpocząć.

– Tak, to dobry pomysł. Prawdę powiedziawszy, trochę chce mi się spać.

– I bardzo dobrze, idź do łazienki, zaraz dam ci ręczniki.

Gdy Jarek zniknął w łazience, Mariola zajęła się pościelą i łóżkami. Jarek wyszedł otulony w brązowy szlafrok gospodarza domu. Wolała mu w tej chwili nie mówić, co zrobiłby jej tata, gdyby go teraz zobaczył. Marioli wydał się bardzo męski, jeszcze bardziej bliski. Sama nie wiedziała, skąd jej to przyszło teraz do głowy, ale wyglądał dużo dojrzalej niż koledzy z klasy. A przecież wszyscy byli w tym samym wieku. Oczywiście nie zamierzała się dzielić z nim tą refleksją.

– Tu będziesz spał, tylko musimy zrobić sztuczną noc, bo za oknami już zaczyna się dzień. Pomóż mi zaciągnąć zasłony.

Jarek podszedł do okna, ujął w dłoń gruby, bordowy materiał i po chwili w pokoju ponownie zapanowała ciemność, rozświetlona jedynie miękkim światłem lampy. Odwrócił się od okna i wtedy źle zawiązany pasek rozwiązał się i Jarek stał przez moment naprzeciwko Marioli z rozchylonymi połami szlafroka, był prawie nagi. Aż ją zamurowało. Tak jakby w pokoju zabrakło powietrza. Spuściła oczy zawstydzona swoją niespodziewaną reakcją. Czy to miała na myśli Danka, kiedy rozpływała się nad wyglądem niektórych chłopców? Gdy mówiła, że czasami na sam widok nie można złapać tchu? Mariola nie wiedziała, co o tym sądzić. Było to całkowicie sprzeczne z jej oczekiwaniami. Zawsze wierzyła, że takie uczucia może w niej wzbudzić tylko bliskość emocjonalna z osobą, która oczaruje jej umysł. Chciała wierzyć, że jest ponad małostkowe fizyczne zauroczenia. Poczuła się, jakby obserwowała siebie z boku podczas jakiegoś dziwnego eksperymentu, w którym testowano jej reakcję na nieznane bodźce.

– Zostawiam cię tutaj, połóż się i śpij, życzę ci przyjemnych snów. – Miała nadzieję, że zabrzmiała naturalnie.

– Ja też życzę ci wspaniałego snu, obawiam się tylko, że nie będę mógł zasnąć.

– Postaraj się. – W przypływie dobrego humoru puściła do niego oczko. Przez chwilę jeszcze ociągała się w progu, coś zatrzymywało jej rękę na klamce. Minęła chwila, zanim wyszła z pokoju i wolno zamknęła drzwi.

* * *

Pod strugami wody sen nagle odpłynął. Mariola owinęła się płachtą białego ręcznika. Rutynowo wykonała kilka zabiegów z kremem i dezodorantem. Jak we wszystkim, również w tej kwestii była sumienna i obowiązkowa. Założyła swoją różową koszulkę, na to podomkę i wyszła z łazienki. Jarek stał w przedpokoju, na ramiona miał zarzucony płaszcz kąpielowy. Zaskoczył ją.

– Przepraszam, ale nie mogłem zasnąć, porozmawiajmy jeszcze – powiedział przymilnym, proszącym głosem. W oczach błyszczała mu wesołość.

– Moja ochota na sen też gdzieś uleciała, w takim razie porozmawiajmy.

Przeszli do dużego pokoju. Zajęli miejsca w dwóch fotelach. Jak dwójka domowników zrelaksowanych kąpielą, odpoczywających wygodnie po długim dniu ciężkiej pracy, którzy w końcu mogą nacieszyć się swoim towarzystwem. Tak jakby to było ich codziennością.

– To wszystko jest takie nieoczekiwane, niezwykłe. Ta noc, ta rozmowa. Przecież znamy się tylko z opowiadań innych i z rozmowy, którą przed chwilą prowadziliśmy. Nie dziwi cię to wszystko? – zapytał.

– Sama nie wiem, jak to się stało. Siedziałam w domu, czytałam książkę i nagle te denerwujące telefony, a teraz ty jesteś ze mną i jest tak… tak jak powinno być. Potrafimy cudownie rozmawiać, o wszystkim.

– Zimno ci – zauważył zmartwiony, że drży. – Wejdź pod kołdrę, bo będziesz miała katar. Nastroszył poduszki, odchylił kołdrę, podał jej rękę. Posłusznie wstała i dała się zaprowadzić do kanapy. Zdjęła kapcie i podomkę. Jarek przez chwilę widział ją w przezroczystej koszulce. Udał, że nic nie zauważył, ale już wiedział, który obraz z całego tego wieczoru będzie pielęgnował w pamięci. Gdy się położyła, troskliwie otulił ją puchem i przysiadł obok niej na skraju łóżka.

– A teraz opowiedz mi bajkę i ja grzecznie zasnę – poprosiła.

Jarek spojrzał na nią zaskoczony. Myślał, że żartuje. Tymczasem Mariola ułożyła się wygodnie z ręką pod policzkiem i czekała. Uśmiechnął się na myśl o tym zadaniu i zaczął improwizować.

– Daleko, daleko, za górą, za rzeką w pięknym pałacu żyła śliczna królewna. – Starał się modulować głos, jakby usypiał małą dziewczynkę. – Była tak piękna, że wszyscy młodzieńcy kochali się w niej. Ale piękna Parysada gardziła ich bogactwem i próżnością…

– Pary… co? – zapytała zaspanym głosem.

– Nie przerywaj! – skarcił ją czule. – Pewnego razu, będąc na spacerze, usłyszała przecudny dźwięk fujarki. To pastuszek Adolier tak ślicznie grał. Stała jak zaczarowana, serce mocno…

Przerwał opowiadanie, bo zastanowił go miarowy oddech dziewczyny.

– Mariola? Zasnęła – odpowiedział sam sobie.

Leżała ufna, zagłębiona w senne marzenia. Patrzył na jej śliczną twarz, zamknięte powieki, czerwone, pięknie wykrojone usta, mały, zgrabny nosek, blade policzki i krucze włosy zaplecione w gruby, długi warkocz. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Podniósł się powoli, żeby jej nie obudzić, po czym długo stał, wpatrując się w tę piękną twarz. Uśmiechał się do swoich myśli – nastąpił szczęśliwy dzień dla niego. Ostrożnie wyszedł, by po chwili być w pokoju Marioli. Miał teraz na wyciągnięcie ręki dostęp do skrywanych tu tajemnic pięknej lokatorki. Powstrzymał się jednak przed myszkowaniem. Zresztą wystarczyło rzucić okiem na pokój, by dowiedzieć się wielu rzeczy o jego mieszkance bez zaglądania do szuflad.

Pokoik był niewielki. W sam raz dla jednej osoby. Pomieszczenie musiało być niedawno odnawiane, bo na ścianach położona była tapeta, którą w niedawnym numerze zachwalała redakcja „Przyjaciółki”, a której zakup do pokoju gościnnego rozważała jego mama. Naprzeciwko drzwi, pod oknem stało biurko z trzema szufladami, a na nim było kilka książek, przyborów, mała lampka i talerzyk z okruszkami, ale nie sprawiało to wrażenia nieładu. Po lewej, zaraz za drzwiami schowana była dwudrzwiowa szafa, a na niej leżała spora waliza, na którą gdzie indziej zabrakło miejsca. Obok szafy przycupnęła komoda, ale nie od kompletu, będąca jednocześnie toaletką, na której obok siebie stały: drewniana szkatułka na biżuterię, ramka ze zdjęciem Marioli z przyjęcia pierwszej komunii w towarzystwie pary starszych osób, duża szczotka do włosów i kilka kosmetyków. Po prawej stronie pokoju na niemalże całej długości ściany stała wersalka, zaścielona teraz do spania. U wezgłowia wisiało kilka półek wypełnionych książkami, na dłuższej ścianie zaś słomiana mata, na której swoje miejsce znalazło kilka sentymentalnych skarbów. Do tego malutki dywanik na środku, miś wciśnięty między łóżko a biurko, torba szkolna przewieszona przez jedyne krzesło w pokoju i wieszak na drzwiach obarczony kilkoma sztukami wierzchniej odzieży, tej niezbędnej pod ręką, gdyby zrobiło się chłodniej. Pokoik urządzony był schludnie, ale nie pedantycznie. Czuło się, że korzysta z niego młoda dziewczyna. Jej obecność wypełniała całe pomieszczenie.

Jarek zdjął przyjemny strój gospodarza domu. Wolał teraz nie myśleć, co właściciel ubrania by mu zrobił, gdyby go w nim zobaczył. Wskoczył do łóżka. Myśli krążyły w jego głowie, aż nagle stracił orientację i nie wiedział już, czy to sen, czy jawa.

Spali, przeżywając jeszcze raz wszystko we śnie. To, co wydarzyło się tej nocy, było dla nich czymś wspaniałym, a zarazem dziwnym. Ona zaufała prawie nieznajomemu chłopcu, a on powierzył jej swoje nadzieje, niepewność, oczekiwania…

_– Madziu, myśmy się wtedy nie bali. Nie było zboczeńców, typów spod ciemnej gwiazdy i tego wszystkiego, co teraz. Chłopcy nie mieli niecnych zamiarów._

_Gdy siedzimy w salonie i teściowa pokazuje mi zdjęcia zrobione w jej nastoletnim pokoju, żebym mogła sobie lepiej wyobrazić jego wnętrze, nie mogę ukryć zdziwienia, jak swobodnie podchodzi do tematu intencji młodych chłopców. Tylko się uśmiecha, gdy wyrażam swoje zdumienie, że pozwoliła dopiero co poznanemu Jarkowi nocować u niej w domu. Pod nieobecność rodziców. W pewnym momencie uniosłam się tak bardzo, że prawie pomięłam trzymaną w ręku fotografię, na której pozowały trzy szeroko uśmiechnięte dziewczęta, przyjacielsko i czule się obejmujące. Nie kupuję jej wyjaśnień._

_– W głowie się nie mieści – kwituję. – Dzisiaj nie pozwoliłabym na to dzieciom, a co dopiero czterdzieści lat temu._

_– Nie wiem, jak ci to wytłumaczyć – próbuje się bronić Mariola i szuka słów. – Nam nie chodziło o te rzeczy. Chcieliśmy… chciałam tylko, żeby ktoś mnie rozumiał, przytulił. W tym nie było zagrożenia._

_– Oczywiście, że było! – wyrywa mi się trochę głośniej niż zamierzałam. Całe szczęście, że mogę zrzucić winę na hormony. Nabieram tchu i zaczynam jeszcze raz: – Wydaje mi się, że młodzi chłopcy i młode dziewczęta mieli wtedy dokładnie takie same zamiary jak teraz. – Chcę dodać, że mi też zawsze chodziło tylko o to, żeby mnie ktoś rozumiał i przytulał, kiedy tego potrzebuję, ale nie zamierzam wyjść na naiwną idiotkę. Może jednak czasy się zmieniły. Może wtedy rzeczywiście dziewczęta dostały tylko tyle i aż tyle, a teraz muszą być silne, niezależne i trzymać gardę. Mam mętlik w głowie. To przez hormony. Próbuję z innej strony: – Zboczeńcy też byli, tylko informacje o nich nie wylewały się strumieniami na człowieka. Wtedy media nie umiały jeszcze tak sprawnie żerować na tragediach jak teraz. – Zapatrzona w fotografię kontynuowałam, unikając spojrzenia teściowej: – Mieliście szczęście. Mogliście żyć w ochronnej bańce nieświadomości._

_– To moje koleżanki z liceum. – Teściowa wskazuje na zdjęcie, żeby delikatnie zmienić temat. Całe szczęście, bo za chwilę moje kwieciste mądrości popłynęłyby za daleko. – To Ewa. – Pokazała na drobniejszą osobę po prawej. – W środku ja, a to Danka. A za nami słomiana mata. Tylko spójrz. – Wskazała palcem dokładnie w środek zdjęcia, które podsunęłam sobie pod sam nos, żeby dojrzeć, co mi pokazuje. – To pierwszy sfotografowany przeze mnie zachód słońca nad Dużym Domowym. Miałam wspaniałego nauczyciela – dodaje i milknie na chwilę, porwana przez falę wspomnień._Rozdział 3

Mariola otworzyła oczy. Przez zasłony wdzierały się intensywne promienie słońca. Zastanowiło ją, co robi w pokoju rodziców, jednak ubrania leżące na poręczy fotela wszystko wyjaśniły. Nie wiedziała tylko, gdzie jest ich właściciel. Spojrzała na zegarek. Jego nieruchome wskazówki pokazywały godzinę piątą. Przyłożyła rękę do ucha, ale nic nie usłyszała. Szybko wyskoczyła spod kołdry. Założyła podomkę i poszła do łazienki. Wyszła ubrana i zajęła się w kuchni przygotowywaniem czegoś do jedzenia. Już nie miała problemu z odnalezieniem się w roli wzorowej pani domu. Sprawnie zajęła się śniadaniem, naparzyła herbaty, wyjęła talerzyki i wraz z tacą wypełnioną kanapkami postawiła na niewielkim kuchennym stole przykrytym ceratą. Sięgnęła po sztućce do jednej z szuflad lakierowanego na kremowo segmentu ze szczycieńskiej fabryki mebli, zajmującego całą dłuższą ścianę kuchni. Włożyła szklanki w wiklinowe koszyczki, ale się rozmyśliła i wymieniła je na te aluminiowe, zarezerwowane dla gości. Spojrzała na przygotowane śniadanie, po czym energicznie zabrała się do przenoszenia wszystkiego na duży stół w pokoju rodziców. Wiedziała już, że Jarek śpi w jej łóżku. Gdy miała wszystko przygotowane, ostrożnie weszła do niego. Na tle pościeli wyglądał niewinnie. Jedna ręka leżała na kołdrze, druga za głową.

– Pastuszku, mój pastuszku, pora wstawać. – Próbowała naśladować głos mamy, gdy ta z czułością budziła ją jeszcze nie tak dawno temu do szkoły.

Wolno otworzył oczy, a gdy ją zobaczył, uśmiechnął się.

– Śliczna królewna już się wyspała? – Szybkim ruchem odchylił kołdrę. Zapomniał o swoim skąpym stroju, ale szybko schwycił szlafrok, zerwał się na nogi i wybiegł z pokoju wołając: – Przepraszam, zaraz wracam! – Po czym zniknął za drzwiami łazienki.

Rozbawiona, ale już nie zmieszana zrobiła błyskawicznie porządek z łóżkami. Po chwili siedzieli razem przy stole nakrytym obrusem, z tapicerowanymi krzesłami do kompletu.

– Pyszne są te twoje kanapki, głodny jestem jak wilk, zjem wszystkie. – Jarek w żartach przybrał postawę głodnego dzikiego zwierzęcia. – Cieszę się, ale powiedz mi, która to godzina? – Spojrzał na zegarek. – Wyobraź sobie, że przespaliśmy pół dnia – powiedział szczerze zdumiony. – Dochodzi czternasta trzydzieści.

– Dziwne, a wydawało mi się, że sen trwał tak krótko, śnił mi się jakiś pastuszek i królewna…

– To chyba dalsza część mojej bajki, zasnęłaś, gdy ci ją opowiadałem.

– Czy masz ochotę, pastuszku, na następną porcję kanapek? Pójdę zrobić.

– Nie, królewno, dziękuję. Mam ochotę na spacer.

– Świetna myśl, takie wspaniałe słońce wróży dobrą przechadzkę.

Zanim wyszli z mieszkania, pamiętali, żeby po sobie posprzątać, tak aby tata nie miał podstaw do wszczęcia śledztwa. Co prawda mogła powiedzieć, że to dziewczyny znowu wpadły w odwiedziny do ich telefonu, z którego szczególnie Danka namiętnie korzystała, ale bała się, że przyparta do muru przez zawodowca może pęknąć podczas przesłuchania. Przed wyjściem skorzystała z możliwości przebrania się w swoim pokoju. Ponieważ nie chciała przeszkadzać Jarkowi, gdy spał, nadal miała na sobie wczorajsze domowe ubrania.

Maszerowali przed siebie w blasku jesiennego słońca. Doszli do ratusza i skręcili nad jezioro. Za Zaciszem, mimo że była dopiero końcówka września, rozpościerała się zasypana listowiem droga. To jedyna oznaka jesieni, ponieważ pogoda była zdecydowanie letnia, a świat nie szykował się jeszcze do zimowego snu. Oboje nieśli kurtki w rękach – on swoją skórzaną, ona tę rewelacyjną jesionkę z kapturem, której zazdrościła jej nawet Ewka, jedyna chyba na świecie dziewczyna, która zupełnie nie interesowała się strojem i traktowała go jako element wyposażenia człowieka zapewniający jedynie komfort termiczny. Mariola po raz pierwszy w swoim siedemnastoletnim życiu wystroiła się dla chłopaka. Założyła swoje wyjściowe niebieskie dzwony, na których mama wyhaftowała jej słoneczniki – jej dumę i znak rozpoznawczy – do tego biały golf i oczywiście czarną kamizelkę.

Wędrowali, ciesząc się pięknym dniem, i rozmawiali; doszli do alei brzóz. Szli białym szpalerem aż do ginącej wśród zarośli ścieżynki.

– Zawracamy, bo tam mokradła. – Jarek złapał ją pod ramię i nakazał odwrót. – Udało ci się kiedyś obejść Duże Domowe? – zapytał.

– Tak – odpowiedziała Mariola z dumą. – Kiedyś latem wybrałyśmy się z koleżankami, ale była to niezła przeprawa, trochę łąkami, trochę przez płoty, przez druty kolczaste… – Uśmiechnęła się na to wspomnienie. – A ty obszedłeś jezioro?

– Będziesz się ze mnie śmiała, kiedyś wybrałem się rowerem i efekt był taki, że moją „Błękitną Strzałę” niosłem na plecach, ale udało się. Rower musiałem szorować, a buty zupełnie nie nadawały się do chodzenia. Może kiedyś razem powtórzymy wyprawę. – Jarek bardziej stwierdził fakt niż zaproponował.

– Zastanawiam się, co powiedzą twoi rodzice, przecież tak długo nie byłeś w domu.

– O to nie musisz się martwić, będą dopiero w poniedziałek rano. Zapraszam cię na naleśniki.

– To wspaniale, zamawiam trzy – zgodziła się bez wahania, ciekawa przede wszystkim jego domu, o którym jej wczoraj opowiadał. Czekał ich spory kawałek drogi, gdyż Jarek mieszkał niemalże za miastem, bliżej lasu niż cywilizacji.

_– Może byśmy zrobiły Duże Domowe, zanim chłopcy wrócą? – proponuję, bo pogoda jest wprost wymarzona._

_Anielka trochę się ociąga, bo u sąsiadów jest szczeniaczek, który bawi się z nią przez ogrodzenie. Za to Marioli nie trzeba dwa razy powtarzać. Nim kończę zdanie, jest gotowa do wyjścia. Zawsze podziwiałam jej młodzieńczą werwę i zapał do wszelkich aktywności. Wśród moich rówieśniczek ze świecą szukać osób z taką energią. Co ja plotę? Sama nie mam jej tyle, co moja teściowa, a uważam się za osobę bardzo „pro fit”._

_– Chodź, Aniołku! – woła wnuczkę Mariola. – Zajdziemy do miasta na lody i pobujamy się na huśtawkach przy jeziorze._

_Mnie też Adaś zaprowadził w krzaki nad wodą. To chyba tutejsza tradycja. Jednak nam nie udało się wtedy obejść jeziora. Nie ryzykowaliśmy utraty obuwia. Niedługo potem zarośla wykarczowano, a Szczytno od tej pory może być dumne ze swoich dwóch jezior, które teraz otaczają brukowane, rekreacyjne ścieżki. Pięć kilometrów wkoło Dużego i rzut kamieniem wkoło Małego. Zgrzeszyłby ten, kto powiedziałby, że w Szczytnie nie ma gdzie wyjść._
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: