Jeżynka nie chce się bawić - ebook
Jeżynka nie chce się bawić - ebook
Klinika pod Boliłapką to maleńki szpital dla chorych zwierzaków. Pracują w nim sympatyczna doktor Magda i wesoły doktor Paweł. Codziennie ratują zdrowie swoich podopiecznych. Pomagają im dzieci doktor Magdy: Dominika i Kajtek. Zaprzyjaźnij się z nimi i zaglądaj do kliniki, by śledzić losy niezwykłych pacjentów.
Czy jeż może być smutny? Oczywiście, że tak. Piotrek, właściciel małego jeża pigmejskiego, jest pewien, że z jego pupilka Jeżynka ma jakiś problem, i że koniecznie trzeba z nią pójść do weterynarza. Tylko czy przekona o tym rodziców...
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-245-2081-7 |
Rozmiar pliku: | 6,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– No, nie bój się! Weź go do ręki! – powiedziała mama takim samym tonem, jakim pół roku wcześniej namawiała chłopca, żeby wziął na ręce swoją maleńką siostrzyczkę Michalinkę.
Michasia leżała wtedy bez ruchu w beciku, zawinięta jak paczka. W pierwszej chwili wydawało mu się, że to lalka, a nie prawdziwy niemowlak. Ale stworzenie, które mama podawała mu teraz, w niczym lalki nie przypominało. Wierciło się we wszystkie strony, niecierpliwie ruszało noskiem.
– To dla mnie? Na zawsze? Naprawdę? – Piotrek wciąż bał się, że usłyszy, że to jakiś żart. Że mama przyniosła jeża do domu tylko na chwilę i zaraz odda go do sklepu.
– Przecież marzyłeś o swoim własnym zwierzątku, prawda? – Mama nie wiedziała, dlaczego syn nie skacze z radości. Myślała, że jest rozczarowany. – Wiem, że wolałbyś psa albo kota, ale ze względu na Michasię nie chcemy tu na razie żadnej sierści. Tłumaczyliśmy ci z tatą, że pediatra podejrzewa u niej alergię, więc... No, sam wiesz.
– Wiem. – Piotrek nie mógł skupić się na tym, co mówiła mama. Wpatrywał się w słoik jak zahipnotyzowany.
Mama mówiła więc dalej:
– Widziałam, jak w sklepie patrzyłeś na jeże pigmejskie, więc pomyślałam, że może... że ci się spodoba. Nie chcesz go?
– Co takiego? Żartujesz? – Piotrek rzucił się mamie na szyję.
Była zaskoczona, nie znosił przecież przytulania i innych czułości. Od dnia, gdy poszedł do zerówki, uważał, że jest na to zdecydowanie za duży. Ale tym razem wcale o tym nie myślał. Po prostu musiał przytulić mamę, z całej siły.
– Oj, uważaj, bo mnie zgnieciesz! – roześmiała się. – Więc jednak chcesz tego jeża?
– Czy ja go chcę? Mamo! Ja, ja... Ja już go kocham!
Mama patrzyła rozbawiona na synka, który zachowywał się zupełnie inaczej niż zwykle. Skakał z radości, machał rękami, a policzki miał czerwone jak maliny. Nigdy chyba nic aż tak go nie ucieszyło.
– On będzie mieszkał w tym słoiku? – zapytał Piotrek, przyglądając się krytycznie ciasnemu naczyniu, po ściankach którego usiłował wspinać się zwierzak. Maleńkie łapki ślizgały się po szkle. – Chyba nie jest mu tu za wygodnie.
– W słoiku tylko podróżował – roześmiała się mama. – Zaraz zajmiemy się sprawą jeżowego mieszkania. Kupiliśmy z tatą chyba wszystko, co może być potrzebne. I parę zupełnie niepotrzebnych rzeczy. A wieczorem pojedziemy do weterynarza, żeby sprawdził, czy nasz maluch jest zdrowy. Dowiemy się dokładnie, jak się nim zajmować. Pomyślałam, że...
Piotrek nie dowiedział się, niestety, o czym pomyślała jego mama. Bo Michasia właśnie się obudziła i poinformowała o tym domowników donośnym krzykiem.
– Przejrzyj książkę. – Mama podała chłopcu poradnik dla hodowców jeży pigmejskich i pobiegła do pokoju córeczki.
Piotrek chciał, oczywiście, dowiedzieć się, czego potrzebuje jego nowy przyjaciel. Czym go karmić, jak urządzić jego domek. Żywe zwierzątko było jednak ciekawsze niż wszystkie książki świata. Znów próbowało wyjść ze słoika, bezradnie przebierając nóżkami i poruszając maleńkim różowym noskiem.
– Jesteś, jesteś taki... – Piotrkowi zabrakło słów. – Jesteś najwspanialszy! Ale... hej, uważaj, zetrzesz sobie nosek o szkło! Uważaj, mój nosku!
Mama wróciła do pokoju z Michasią na rękach.
– Czyżbyś nadał już jeżykowi imię? Dobrze słyszałam? – uśmiechała się.
– Jakie imię? – nie rozumiał chłopiec. – Zawsze myślałem, że mój pies... albo kot... albo królik... No, że moje zwierzę będzie nazywać się Hugo. Ale teraz nie jestem już pewny. Hugo powinien być duży i silny, a nie taki maleńki jak on.
– Myślałam, że nazwałeś go Nosek – wyjaśniła mama. – Tak do niego mówiłeś.
A Piotrek pokiwał głową. Tak, to mogłoby być całkiem niezłe imię.