- W empik go
Joker - ebook
Joker - ebook
rzecia część serii kryminałów obyczajowych "Teoria gier".
Tragiczne wydarzenia, które zaważyły na życiu Majki, już za rodziną Różańskich. Jakub wyjeżdża z kraju, a Julianna próbuje na nowo pozwolić sobie na miłość. Kiedy pewnego dnia w pracy otrzymuje kwiaty, jest przekonana, że to prezent od jej ukochanego, Norberta. Jednak dość szybko okazuje się, że to przeszłość próbuje na nowo rozgościć się w życiu Julki. Czy i tym razem Julianna poradzi sobie ze złem, które zacznie osaczać ją z każdej strony? I czy w końcu odnajdzie tak upragniony spokój?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-960499-5-7 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Julianna przeciągnęła się w pościeli i uchyliła powieki. Pokój pogrążony był w półmroku wczesnego poranka, a senna cisza wypełniała mieszkanie. Wyciągnęła rękę, ale poduszka obok była pusta, pozostało na niej jedynie wgłębienie. Odwróciła głowę, ale Norberta nie było, zwalczyła więc pokusę otulenia się szczelniej kołdrą i ponownego zaśnięcia. Wstała i boso poszła do kuchni.
Siedział z kubkiem parującej jeszcze kawy i przeglądał dokumenty. Podeszła do mężczyzny, objęła go ramionami, pocałowała w czubek głowy i przytuliła się do niego. Jeszcze nie tak dawno temu nie sądziła, że takie drobne gesty będą sprawiały jej przyjemność. Ba! teraz nie wyobrażała sobie bez nich kolejnego dnia. W ciągu kilku ostatnich lat tak wiele się zmieniło, że gdyby dawniej ktoś jej powiedział, że zamieszka z mężczyzną, zakocha się i będzie szczęśliwa, tworząc prawdziwy związek – oparty nie tylko na seksie – postukałaby się palcem w czoło i wyśmiała rozmówcę.
– Jeszcze wcześnie, wracaj do łóżka. – Norbert chwycił dłoń Julki i pocałował jej wnętrze.
– To chodź ze mną – wymruczała.
– Muszę jeszcze popracować, ale postaram się wrócić dzisiaj wcześniej.
– Trzymam za słowo. – Potarła nosem krótko ostrzyżone blond włosy podkomisarza, upiła łyk kawy z jego kubka i wróciła do łóżka.
Kiedy wróciła do pokoju, na jej miejscu spał w najlepsze Falkon, pochrapując i nie robiąc sobie nic z tego, że zajmuje większość łóżka. Julka uśmiechnęła się, podrapała psa za uchem i ułożyła się obok niego, przykrywając ich oboje kołdrą. Zasnęła. Kiedy obudziła się ponownie, na dworze było już zupełnie jasno, Falkon spał na swoim posłaniu, a w mieszkaniu panowała cisza. Poderwała się spanikowana, że zaspała do pracy. Dopiero kiedy spojrzała na ekran telefonu, odetchnęła z ulgą. Była sobota, a ona miała wolne. Opadła na poduszkę, ale już za chwilę się podniosła i poszła do kuchni.
Szkoda było dnia na leżenie w łóżku. Miała dzisiaj w planach długi spacer z psem, potem zakupy na pobliskim rynku, a następnie – niczym prawdziwa pani domu – nosiła się z zamiarem posprzątania mieszkania. To też było zaskoczeniem, bo nigdy szczególnie nie dbała o czystość, nie gotowała, a w jej lodówce zawsze było wyłącznie mleko, piwo i... światło. Jej życie zmieniło się diametralnie, i choć początkowo miała problem, żeby się w nim odnaleźć i zaakceptować zmiany, to z każdym mijającym tygodniem, a potem miesiącem czuła się coraz lepiej. Wszystko stawało się bardziej wyraźne, nabierało nowych, intensywnych kolorów i dawało poczucie spełnienia.
Upiła łyk kawy, zapaliła papierosa i swoim starym zwyczajem usiadła na wprost otwartego okna. Pewne rzeczy pozostawały niezmienne, co dawało jej poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Teraz było podobnie. Z przyjemnością zaciągnęła się mentolowym slimem i powoli wypuściła dym. Błękitno-szary obłok uniósł się leniwie w stronę szyby.
Nigdy nie przypuszczała, że kiedyś będzie w tym miejscu, a po latach kłopotów i upadków zapanuje spokój. Może nie był idealny, ale jej życie stało się pełniejsze i nareszcie przestała odczuwać pustkę.
Myślała, że po latach trwania w nałogu, który nie tylko wyniszczył jej organizm, ale przede wszystkim zrujnował relacje z rodzicami, znajomymi, a na koniec zabił miłość, już gorzej być nie może, a jednak los przygotował dla niej i jej brata bliźniaka jeszcze wiele wątpliwej jakości niespodzianek.
Kiedy po skończonej terapii udało jej się stanąć na nogi, Różańscy podjęli decyzję o wyjeździe z Łodzi, żeby szczelnie zamknąć za sobą drzwi od przeszłości i rozpocząć wszystko od nowa, z czystą kartą, jakby to, co było dawniej, w ogóle nie istniało. Jakub podjął pracę w katowickiej komendzie, jego żona Kasia zajmowała się małą Majką, a ona zatrudniła się w redakcji jednej ze śląskich gazet.
Wszystko zaczynało wyglądać w miarę normalnie. Stworzyli rodzinę – małą, trochę pokiereszowaną, ale taką, która może na siebie liczyć w najtrudniejszych chwilach, jest dla siebie oparciem i motywatorem do działania. I kiedy zapanował spokój, zdarzył się wypadek, w którym zginęła Kasia. Dla Jakuba śmierć ukochanej żony była niczym tsunami. Całe dotychczasowe życie runęło i nawet mała Majka nie była w stanie wyciągnąć ojca z rozpaczy.
Jakub zamknął się w sobie, odsunął od dziecka, które najpierw straciło matkę, a potem ojca, choć fizycznie nadal był obecny. Dla dziewczynki to było nawet gorsze, bo choć tata istniał w jej życiu, to czuła się tak, jakby ją odrzucił. W trudnych chwilach nie mogła na niego liczyć. Spędzał w pracy długie godziny. Każde zastępstwo czy dodatkowy dyżur były dla niego niczym wybawienie, mógł wtedy bezkarnie znikać i zajmować się przydzielonymi zadaniami. Mógł skupić się na naprawianiu świata, choć jego własny niszczał na oczach Julianny.
Nie pomagały prośby, tłumaczenia, groźby, wreszcie awantury. Jakub nie chciał słyszeć o tym, żeby zwolnić, zająć się córką, która stawała się coraz bardziej wycofana i zamknięta w sobie. Wkraczała w trudny wiek i Julka bała się, żeby to wszystko nie spowodowało zmian, których nie da się odwrócić. Ale Jakub był jakby głuchy na wołanie obu pań Różańskich. Do czasu, kiedy nie wpadł na pomysł, aby ponownie się ożenić.
Sam nie wiedział, dlaczego nagle podjął taką decyzję, ale kierował się dziwnie pojmowanym dobrem własnego dziecka. Chciał, aby kobieta, którą poznał, przejęła obowiązki rodzicielskie i tym samym zdjęła z niego poczucie winy, które zjadało go od środka.
I w ten sposób dołączyła do nich Weronika. Kiedy Julka poznała cichą, spokojną kobietę, pomyślała, że być może Jakub miał rację. Ale życie szybko zweryfikowało ich nadzieję na rozwiązanie problemu Majki, za to postawiło ich przed kolejną próbą.
Weronika, choć cicha, nie potrafiła dotrzeć do coraz bardziej zbuntowanej Majki, nie umiała również zainteresować sobą własnego męża. Pełna kompleksów, niedoceniana i niekochana czuła się coraz bardziej sfrustrowana, coraz bardziej zazdrosna o Jakuba, o relację, jaką ma z Julką, wreszcie o swoją przyjaciółkę, naiwnie wierząc, że gdyby nie braki w urodzie, sytuacja byłaby zupełnie inna.
Świadomość, że Jakub nigdy jej nie pokocha, bo od lat jest wierny emocjonalnie swojej pierwszej żonie, pchnęła ją do czynu, który zaważył na życiu wszystkich Różańskich, ponownie zachwiał ich rodziną i doprowadził do kolejnego przewrotu w ich losach. Do Łodzi wrócili we trójkę: Julka, Jakub i Majka. Oczywiście nie obyło się bez buntu piętnastoletniej wówczas dziewczyny. Miała za sobą pierwsze nastoletnie uczucie, które pochłonęło ją, a także wystawiło na próbę. Odrzucona, jeszcze bardziej zamknęła się w sobie. Nie potrafiła nawiązać żadnych relacji z nowymi kolegami ze szkoły, a jedyną bliską jej osobą była ciotka Julianna.
I kiedy wydawało się, że Majka zaczęła godzić się z sytuacją, w jej życiu ponownie pojawił się Tomek, dając nadzieję, ale jednocześnie stając się śmiertelnym zagrożeniem. Porwanie Majki przez ludzi współpracujących z matką Tomka, Justyną, i próba wywiezienia dziewczyny za granicę do burdelu postawiły na nogi większość łódzkiej policji, w tym bezpośredniego przełożonego Jakuba, Norberta Lenkowa.
W dramatycznych okolicznościach udało się odnaleźć Majkę, ale los przygotował kolejną próbę dla Różańskich. Dziewczyna straciła pamięć i choć lekarze dawali nadzieję, mówiąc, że to prawdopodobnie tylko chwilowe, to jednak Jakub podjął decyzję, że zabiera córkę i opuszczają Polskę. Dziewczyna nie była tu bezpieczna. Widziała ludzi, którzy ją porwali, więc stała się ich celem.
Dzięki znajomościom Lenkowa Jakub dostał pracę w jednym z komisariatów w północnych Włoszech, dokładnie w Bolonii, jako jeden z wielu policjantów patrolujący ulice miasta. Oboje z Majką nie znali włoskiego, posługiwali się jedynie angielskim, co nastręczało wielu problemów.
Prognozy polskich lekarzy sprawdziły się i dziewczyna z każdym dniem przypominała sobie coraz więcej. Rozpoczęła naukę w jednej z bolońskich szkół i coraz lepiej posługiwała się językiem włoskim. Jednak porwanie oraz utrata pamięci zmieniły ją – stała się bardziej ostrożna, nie ufała nikomu, nie nawiązywała żadnych znajomości, nigdzie też nie wychodziła, a jedynymi jej towarzyszami byli ojciec oraz Tomek.
Po tym, jak doniósł na własnych rodziców, nie mógł pozostać w kraju, i choć początkowo Jakub był wyjątkowo przeciwny wspólnemu wyjazdowi, to jednak Julianna wraz z Norbertem przekonali go, że nie jest to zły pomysł: zarówno dla Majki, jak i dla Jakuba, a wreszcie dla samego Tomka. Musiał się gdzieś ukryć, a towarzystwo policjanta dawało choć minimalny gwarant bezpieczeństwa.
Miejscowa policja objęła rodzinę dyskretną ochroną, a oni powoli wracali do normalności. Majka z Tomkiem, pomimo młodego wieku, bardzo się kochali i świata poza sobą nie widzieli. Jakub, początkowo nastawiony do chłopaka bardzo sceptycznie, z czasem, obserwując młodych, starania Tomka, aby Majka odzyskała pamięć, spełnianie jej zachcianek, jeszcze zanim o nich pomyślała, odpuścił i przestał patrzeć na niego krzywym okiem.
Ich życie powoli stawało się spokojne, wchodziło na właściwe tory, jedynym minusem była odległość i brak stałego kontaktu z Julką. Oczywiście istniały telefony, Skype czy kontakt przez media społecznościowe, Julka mogła również przylecieć do nich, jednak stwarzało to ryzyko, więc pozostawał im tylko kontakt wirtualny.
Początkowo Jakub czuł się rozdarty pomiędzy chęcią zapewnienia córce bezpieczeństwa a odpowiedzialnością za siostrę, ale z czasem, kiedy się przekonał, że Julka jest bardzo szczęśliwa z Norbertem, uspokoił się. Wszystko się prostowało i bardzo liczył na to, że nareszcie uda mu się zaznać spokoju. Nie miał ochoty z nikim się wiązać, bo związek z Weroniką zniechęcił go do podejmowania jakichkolwiek prób – tym bardziej, że czuł się winny całej sytuacji.
Uważał, że gdyby poświęcił jej więcej uwagi, spróbował stworzyć z nią rodzinę, na jaką zasługiwała, na jaką wszyscy zasługiwali, być może wielu wydarzeń udałoby się uniknąć. Dzisiaj pozostały wątpliwości i wiedział, że nie znajdzie już żadnych odpowiedzi. I choć z nikim nie dzielił się tymi przemyśleniami, to nękały go wyrzuty sumienia.
Nie zdoła oczywiście cofnąć czasu, ale obiecał sobie, że już nigdy więcej nie zwiąże się na stałe z żadną kobietą, bo widocznie szczęśliwy związek nie jest mu pisany. Początkowo nawet przypuszczał, że nad całą ich rodziną ciąży jakaś klątwa, ale Julka wraz z Majką skutecznie temu zaprzeczały. Ich związki okazały się bardzo szczęśliwe i chociaż to dawało Jakubowi namiastkę radości. A on? Widocznie to nie dla niego. On spełniał się zawodowo, nawet teraz, jako zwykły „krawężnik”. Praca w policji była całym jego życiem i nie potrzebował do szczęścia niczego więcej.
Relacje Jakuba z Majką również uległy znacznej poprawie. Może nie dało się ich nazwać idealnymi, ale teraz chociaż rozmawiali ze sobą, a nie, jak dawniej, mijali się tylko w drzwiach, rzucając w przestrzeń wzajemne pretensje i oskarżenia. Oboje poczytywali to sobie za sukces i nareszcie czerpali radość ze wspólnie spędzonego czasu.
Do rozwiązania pozostawała jeszcze kwestia konfliktu z rodzicami, ale z uwagi na dzielącą ich odległość przestała być priorytetem. De facto cała sytuacja dotyczyła głównie Julianny, ale Jakub czuł się odpowiedzialny za siostrę i zdawał sobie sprawę z niesprawiedliwości, jaka spotkała ją ze strony najbliższych.
Wyjeżdżając z Polski, miał tylko jedną obawę: co stanie się z Julką, jeśli nie będzie go w pobliżu. Choć siostra była dorosłą kobietą, dokładnie w tym samym wieku, co on, i już dawno nie potrzebowała opieki, to Jakub nie potrafił wyzbyć się poczucia odpowiedzialności za bliźniaczkę. Julka była pogubiona, miała za sobą trudną przeszłość i choć stanęła na nogi, to zdawał sobie doskonale sprawę, że to głównie jego niezachwiana wiara w nią, jego wsparcie oraz miłość spowodowały, że siostra uwolniła się z nałogu i wyszła na prostą.
Jakub obawiał się, że Julka pozostawiona sama, nie zrobi nic, aby naprawić kontakt z rodzicami. Miała do nich żal, który on w pełni rozumiał. Odsunęli się od niej w najtrudniejszych chwilach, obarczyli odpowiedzialnością za rozpad rodziny, nawet po latach nie wybaczyli i nadal nie chcieli mieć z nią nic wspólnego. Na każdym kroku dawali jej odczuć, jak bardzo się na niej zawiedli i jak bardzo jest winna obecnej sytuacji.
I okazało się, że miał rację, bo rok po wyjeździe z Polski siostra nadal nie utrzymywała żadnych kontaktów z Pauliną i Andrzejem Różańskimi. Matka starała się dzwonić do Jakuba regularnie, w jakikolwiek sposób uczestniczyć w życiu jego i Majki, ale on był lojalny wobec siostry. Warunek był jeden: rodzice mieli przeprosić Julkę i przestać obarczać ją winą, wykonać pierwszy krok ku scaleniu rodziny. Matka była bardziej skłonna dostosować się do tych wymagań, ale ojciec nie chciał o tym słyszeć.
Andrzej Różański był nie mniej uparty niż Jakub. Było mu bardzo trudno przyznać się do błędów, choć oczywiście popełniał je jak każdy, ale duma nie pozwalała mu na skruchę. Był bardzo dumny z syna, podziwiał to, jak Jakub pnie się po szczeblach kariery, jak przyczynia się do zwalczania przestępczości w kraju. Niejednokrotnie chwalił się przed znajomymi jego osiągnięciami, jakby częściowo były też jego zasługą.
W głębi duszy podziwiał syna za trwanie przy siostrze bez względu na wszystko i kosztem najbliższych, ale nawet przed samym sobą by się do tego nie przyznał. Łatwiej było tkwić w uporze, obwiniać innych, niż spojrzeć krytycznie na siebie.
Paulina doskonale wiedziała, że mąż nie jest złym człowiekiem, ale na męskie ego nie było sposobu – musiała czekać, aż sam dojrzeje do zmiany decyzji. Wielokrotnie sięgała po telefon, aby zadzwonić do córki, małymi krokami odbudować relację, uczynić cokolwiek, żeby Julka im wybaczyła, ale za każdym razem rezygnowała. Nie chciała robić nic za plecami męża. Ale wiedziała, że jeśli ktoś nie wykona pierwszego kroku, to już nigdy nie staną się rodziną. Byli coraz starsi i obawiała się, że przed ich śmiercią nie dojdzie do zgody. Nie chciała w ostatnich chwilach życia żałować, że nie zrobiła wszystkiego, aby odzyskać własne dziecko.
Julka już dawno przestała odczuwać złość na rodziców. Pozostał jedynie żal i poczucie niesprawiedliwości, ale nie zamierzała pierwsza wyciągać ręki. Owszem, mieli prawo się zawieść, bo zrobiła wszystko, aby stracili do niej zaufanie, ale to Jakub w chwili próby okazał się najbliższym jej człowiekiem. Sprawdził się jako brat, przyjaciel i był jedynym członkiem rodziny, który zawsze widział w niej kogoś więcej niż tylko złą osobę opętaną przez nałóg.
*
Julia zdusiła peta w popielniczce i w tym momencie zadzwoniła jej komórka. Brak identyfikacji rozmówcy nie zdziwił jej, bo jako dziennikarka, a ostatnio redaktor naczelna „Twojej Łodzi” bardzo często odbierała telefony od obcych osób, które miały dla niej „gorące” tematy.
– Julianna Różańska, słucham.
Cisza w słuchawce się przedłużała. Julka spojrzała na telefon, aby sprawdzić, czy połączenie nie zostało przypadkowo przerwane, ale wszystko było w porządku. Ponownie przyłożyła komórkę do ucha.
– Halo, proszę się odezwać.
Ciszę przerwał sygnał zakończonego połączenia. Julka wzruszyła ramionami i odłożyła aparat na stolik. Jeśli ktoś jednak zdecyduje się na rozmowę, z pewnością zadzwoni ponownie.
Do kuchni przydreptał zaspany Falkon i leniwie podszedł do swojej pani. Kobieta automatycznie potarmosiła psi łeb.
– Co tam, chłopaku? Idziemy na spacer?
Machanie ogonem stało się szybsze, więc włożyła japonki, zapięła psią smycz i wyszła z domu.
Końcówka maja temperaturą przypominała bardziej lato niż późną wiosnę. Wszędobylska zieleń, która zagościła wokół niemal z dnia na dzień, uspokajała, a gorące promienie słoneczne rozświetlały szare miasto. Julka kochała Łódź, choć oczywiście były ładniejsze miejsca w Polsce, a i jej przeszłość tutaj nie należała do najprzyjemniejszych. Jednak mimo to miasto miało dla niej urok. Widziała wszystkie jego wady, braki, ale dostrzegała też historię jego powstania, nadal obecną w starych kamienicach, oraz próby zmodernizowania całości i sprawienia, aby w końcu centrum Polski stało się ciekawym miejscem dla turystów oraz przyjaźniejszym dla mieszkańców.
Przeszli przez jezdnię, minęli niewielki lasek i znaleźli się w okolicy, gdzie w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia znajdowało się wysypisko śmieci, na które zwożono gruz oraz uszkodzone przedmioty po wybuchu gazu w jednym z bloków na Retkini. Dzisiaj wszystko tutaj było porośnięte zielenią. Zimą dawną górę okupowały dzieciaki zjeżdżające na sankach, latem amatorzy sterowanych samolotów czy osoby puszczające latawce. Teren był bardzo duży, przychodziło tutaj mnóstwo osób, aby psy mogły się wybiegać.
Julka spuściła Falkona ze smyczy i zapaliła papierosa. Pies ruszył przed siebie, dobiegł do rozwidlenia dróg, po czym zawrócił i przybiegł do niej z powrotem. Kobieta zaśmiała się, bo to był jego stały rytuał. Musiał kilkukrotnie przemierzyć ten dystans, jakby bez tego nagromadzona energia nie pozwalała mu skupić się na zapachach i poznawaniu świata.
Julka miała nadzieję, że tym razem obędzie się bez przymusowej kąpieli. Ostatnio Falkon znalazł wspaniale rozkładające się zwierzątko, obok którego nie mógł przejść obojętnie i postanowił się w nim wytarzać. Potem w mieszkaniu przez dwa dni, pomimo natychmiastowej kąpieli i wypsikania całego wnętrza, unosił się smród padliny.
Julia minęła wzniesienie i weszła na pole. Falkon szedł już spokojniej, obwąchiwał trawę, co chwilę przystawał i obserwował teren. Kobieta spojrzała w niebo i się uśmiechnęła. Od dawna nie czuła się tak dobrze, swobodnie i lekko jak teraz. Bezpiecznie.
Falkon przystanął i nasłuchiwał. Spojrzała w kierunku, w którym patrzył, ale niczego nie dostrzegła. Pies przeszedł kilka kroków, a potem ponownie nastawił uszu i obserwował pobliskie krzaki.
– Falkon, wróć – przywołała zwierzę, czując irracjonalny strach. Labrador spojrzał na nią, po czym powrócił do obserwacji jednego punktu. – Falkon! Do mnie! – Nie zareagował, więc Julka podeszła do niego i zapięła smycz.
Pociągnęła go za sobą, ale wyjątkowo nie chciał się ruszyć. Co chwilę oglądał się za siebie i próbował wrócić na poprzednie miejsce. Julianna szarpnęła mocniej smyczą.
– Falkon! Do cholery! Idziemy.
Szelest krzaków spowodował, że po plecach kobiety przebiegł dreszcz i poczuła dławienie w gardle. Zacisnęła mocniej dłoń na lince i nie zważając na psi opór, ruszyła w kierunku domu. Wkrótce wbiegła do klatki schodowej, potem zatrzasnęła za sobą drzwi i przekręciła wszystkie zamki. Oddychała z trudem.
Falkon pił z miski. Był zupełnie spokojny, jakby przed chwilą nic się nie stało. Podszedł do swojej pani i szturchnął ją pyskiem, domagając się pieszczot. Julka dotknęła jego głowy, ale nie miała teraz nastroju, aby okazać psu więcej uczuć. Minęła go i weszła do kuchni. Zapaliła papierosa i mocno się zaciągnęła. Skąd takie zdenerwowanie? Przecież nic się nie działo. Nie pierwszy raz pies coś zwęszył, a w zaroślach mogło być jakieś zwierzę, jakiś ptak, który poczuł się zaniepokojony obecnością intruzów. Zatem skąd w niej ten nagły strach?
Miała ochotę zadzwonić do Norberta, ale nie bardzo wiedziała, co miałaby mu powiedzieć. Że przestraszyła się szelestu w krzakach? Poza tym nie chciała go denerwować. Norbert bardzo ją kochał i bał się o nią, a po takim telefonie natychmiast przyjechałby do domu, żeby samemu sprawdzić, czy jest cała i zdrowa. A przecież wszystko było w porządku, to tylko jej głowa płatała figle.
Przymykałem powieki i widziałem ją. Znałem każdy jej ruch, mimikę twarzy, była moja, nawet jeśli jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy. Otwierałem oczy i widziałem ją z każdego miejsca w moim mieszkaniu. Jej zdjęcia były wszędzie. Patrzyła na mnie, kiedy zasypiałem, patrzyła na mnie, kiedy się budziłem.
Wiedziałem, że będzie moja, to było tylko kwestią czasu, bo byłem gotowy na wiele... Nie, byłem gotowy na wszystko. Była moim marzeniem, snem, pragnieniem, potrzebą, moją miłością – jedyną, silną, niepowtarzalną.
Stała tam, patrzyła na psa i na mnie, choć nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności. Nie czuła się pewnie, widziałem to po jej twarzy, na której malował się strach. Nie, nie chciałem, żeby się bała, pragnąłem, żeby czuła się bezpiecznie, byłem w stanie jej to zagwarantować. Musiałem ją tylko jakoś przekonać do siebie, do nas. Mieliśmy szansę, byłem tego pewien.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------