Jotka – łowca smoków. Smoki wysp brytyjskich - ebook
Jotka – łowca smoków. Smoki wysp brytyjskich - ebook
Nie takie smoki straszne
Gdzie mieszkają smoki? Czy lubią kotlety sojowe? A czy rycerze myją zęby albo jedzą warzywa? Jeśli jeszcze tego nie wiecie – przeczytajcie Jotkę – łowcę smoków. W podróży do Wielkiej Brytanii w towarzystwie dzielnego rycerza, który nie boi się najgroźniejszych bestii, poznacie wiele niezwykłych miejsc i stworów. A jeżeli będziecie mieli jeszcze więcej pytań, koniecznie zajrzyjcie do Smokarium i Kącika Smoczego Historyka. Przygoda czeka!
Pełne humoru przygody łowcy smoków, piękne ilustracje oraz kilka dobrych rad od samego rycerza pobudzą wyobraźnię każdego dziecka. Takiej zabawnej oraz mądrej książki potrzebują wszyscy rodzice – i oczywiście dzieci.
„Jotka wraz ze swoim dzielnym koniem Galopodem przemierza świat i wszędzie, gdzie spotka czyniące szkody smoki (bo musicie wiedzieć, że te stworzenia często rozrabiają — to nietrudne, kiedy jest się wielkim gadem ze skrzydłami), stara się rozwiązać problem pokojowo. A po wszystkim wraca zawsze do swojego domu, gdzie w fotelu przed kominkiem, z kubkiem kakao w ręku ogląda zdjęcia w Albumie Smoków i wspomina”.
(Ze Wstępu)
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8116-391-0 |
Rozmiar pliku: | 18 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jest bardzo wysoki i szczupły, rozpoznać go można po niebieskich oczach i jasnych jak słońce, kręconych włosach. Swoją broń nosi zawsze na plecach, skrytą częściowo pod czerwonym płaszczem. Uważa bowiem, że płaszcze dodają powagi. No i ładnie łopoczą na wietrze.
Jotka to młody rycerz, ale już bardzo znany ze względu na swoją nietypową profesję. Otóż zajmuje się on łapaniem smoków. Przed laty ukończył specjalne szkolenia, na których dowiedział się o wszystkich znanych odmianach tych bestii i sposobach ich zwalczania. Ukończył szkołę z najlepszym wynikiem, ale postanowił, że nigdy nie skrzywdzi żadnego smoka. Musicie bowiem wiedzieć, że Jotka od początku bardzo lubił smoki. Podziwiał ich mądrość, grację i piękno. Dlatego, chociaż stał się Łowcą Smoków i do dziś nosi ze sobą specjalną broń — wielki miecz i srebrny topór — wyciąga ją naprawdę bardzo rzadko, najczęściej po to, żeby ją wyczyścić. Zgodnie z rycerskim obyczajem jego broń nosi imiona odpowiadające jej przeznaczeniu. Miecz nazywa się Cisza, bo gdy już go wyciągnie, to raczej nikt nic nie mówi. Obusieczny topór zaś nazywa się Spokój, bo gdy pójdzie w ruch, to potem jest już bardzo spokojnie.
Jotka wraz ze swoim dzielnym koniem Galopodem przemierza świat i wszędzie, gdzie spotka czyniące szkody smoki (bo musicie wiedzieć, że te stworzenia często rozrabiają — to nietrudne, kiedy jest się wielkim gadem ze skrzydłami), stara się rozwiązać problem pokojowo. A po wszystkim wraca zawsze do swojego domu, gdzie w fotelu przed kominkiem, z kubkiem kakao w ręku ogląda zdjęcia w Albumie Smoków i wspomina.
Część wspomnień Jotki znajdziecie w tej książeczce.
To był piękny, słoneczny letni ranek. Jotka siedział na tarasie swojego domku, wygrzewając stopy wyciągnięte na stołeczku i popijając z porcelanowej filiżanki zimną wodę. Powiecie pewnie, że w filiżankach pije się kawę, ale Jotka jej po prostu nie znosił. Uważał wręcz, że kawa jest obrzydliwa. Lubił natomiast posiedzieć sobie co rano z filiżanką, którą otrzymał wraz z całym zestawem porcelany w prezencie od cesarza Chin. Ale to inna historia. Ważne jest to, że nasz rycerz cieszył się z pięknych rzeczy i nie sądził, by dobrym pomysłem było zostawianie ich nieużywanymi. Poza tym nasz bohater uwielbia wodę. Czystą, zdrową wodę, którą może pić litrami.
Tak więc, jak już mówiłem, Jotka siedział na tarasie w wiklinowym fotelu z wyciągniętymi na stołku stopami i z przymkniętymi oczami rozkoszował się chwilą błogiego lenistwa.
Właśnie w tym momencie
przeleciał nad nim gołąb
i upuścił
trzymany
w pazurkach
zwinięty
w rulon
list.
Wiadomość trafiła w adresata — pomyślał Jotka, rozcierając miejsce na czole, w które uderzyła go duża woskowa pieczęć dołączona do listu.
— Pieczęć i gołąb — zauważył młody rycerz. — To może oznaczać tylko jedno. Wiadomość pochodzi z przeszłości i przesłał ją jakiś król.
Musicie bowiem wiedzieć, że zawód Łowcy Smoków nie ma ograniczeń czasu i przestrzeni. Łowcy byli wzywani do różnych miejsc na całym świecie, w różnych okresach historycznych. Teraz już rozumiecie, dlaczego nie widujecie codziennie smoków. To nie znaczy, że one nie istnieją. To znaczy, że Łowcy złapali je, zanim się o tym dowiedzieliście. Spytacie pewnie, w jaki sposób Łowcy potrafią podróżować nie tylko na wielkie odległości, ale również pomiędzy czasami. Niestety, to wielka tajemnica Szkoły Łowców Smoków i żaden nigdy nie chciał nikomu zdradzić tego sekretu.
Jotka przyjrzał się pieczęci. Na czerwonym wosku był odciśnięty symbol harfy, trójkątnego instrumentu strunowego. Rycerz znał ten znak. To godło Irlandii.
* * *
Irlandia to wyspa na północnym zachodzie Europy otoczona z trzech stron morzami i oceanem z czwartej. To także państwo o bogatej kulturze, tradycji i historii. Przez setki lat istnienia rządziło nim wielu legendarnych władców. Jednym z nich był Cormac mac Airt, zwany też Ulfada, co oznacza Długobrody. On właśnie przysłał Jotce wiadomość o smoku, który zagnieździł się na jego włościach i straszył ludzi, porywał owce, niszczył zboże. Zachowywał się bardzo niegrzecznie i niekulturalnie. Nie było to typowe zachowanie dla smoków występujących w Irlandii, dlatego nasz bohater bardzo chciał dowiedzieć się, z kim właściwie ma do czynienia. Najczęściej spotykanym magicznym gadem w Irlandii był Smok Szponobójczy, ale był on wyjątkowo łagodny, poza tym żywił się robakami żyjącymi w ziemi, dzięki czemu był raczej pożyteczny. Bestia, która nękała króla Cormaca Ulfadę musiała być innego gatunku.
Gdy już Jotka dotarł na wyspę zamieszkaną przez długobrodego władcę, najpierw udał się na poszukiwania gada. Gnał przez pola i łąki na rączym Galopodzie, a wiatr i muchy odbijały się od jego lśniącego hełmu z przyłbicą. Wjechał do jednej z wsi, w których widziano smoka. Zatrzymał się przy studni, by napoić swego rumaka. Natychmiast podbiegli do niego zachwyceni mieszkańcy, którzy rozpoznali w nim wielkiego bohatera — może z powodu hełmu albo pięknego czerwonego płaszcza.
— Witajcie, dobrzy ludzie! — zawołał Jotka, podnosząc przyłbicę i ukazując światu swe radosne oblicze. — Czy to was dręczy straszliwy smok?
— Witaj, wspaniały rycerzu! — odpowiedział najstarszy z mężczyzn, siwowłosy starzec wspierający się na sękatym kiju. — Żeby tam zaraz dręczył… On nam po prostu owce kradnie. A ostatnio kurnik rozbił.
— Kurnik? — zdziwił się Jotka. — A kury zostawił?
— Nie, panie. Kury też zabrał.
Łowca Smoków popatrzył na ziemię pod stopami. Była sucha, ale widać w niej było wyraźne bruzdy po deszczu, w których odcisnęły się ślady zarówno mieszkańców wsi, jak i jego dzielnego rumaka Galopoda.
— Dawno tu u was padało, dobry człowieku?
— U nas ciągle pada. Chyba że akurat świeci słońce.
— A jak smok rozbijał kurnik, to padało?
— Oczywiście. Lało jak z cebra.
— A dawno to było? — dopytywał Jotka.
— Padało wczoraj w nocy.
— A kiedy smok napadł na kurnik? — cierpliwie badał sprawę Łowca.
— Też wczoraj w nocy — odparł z uśmiechem starzec.
— To ślady pewnie jakieś zostawił? — z nadzieją spytał rycerz.
— Nie, panie, bo on lata. — Staruszek pokręcił ze smutkiem głową. — Ale jak lądował, to zostawił jeden ślad. Odcisk łapy.
— Więcej mi nie potrzeba — Jotka szczerze się ucieszył.
Sprawa z polowaniem na smoki jest zawsze skomplikowana, bo smoków na świecie jest bardzo, bardzo wiele rodzajów. Ale Jotka nie boi się żadnego z nich. Na każdego ma sposób, na każdego zna metodę. Z niektórymi smokami nawet się przyjaźni, na przykład z Wawelskim i Chińskim. Najważniejsze jednak, że zanim zaczną się łowy, Łowca musi się dowiedzieć, z kim ma do czynienia. List od króla Cormaca nie mówił wiele. Ot, zwyczajowe: „Smok mnie dręczy. Owce łapie, zboże niszczy. Przybądź. Uratuj”. Takie wiadomości Jotka dostawał najczęściej. I zawsze najpierw starał się rozeznać, jaki gatunek smoka dokucza ludziom. Jedne smoki są z natury bardziej złośliwe niż inne. Jedne lubią nocne wycieczki, drugie wolą słoneczne światło. O tym smoku wiedział już dwie rzeczy. Latał i smakował mu drób i zwierzęta wołowate.
Jotka poszedł zobaczyć odciśnięty w błocie obok rozbitego kurnika ślad smoczej łapy.
— Mówicie, że bestia łapie owce i kury — zwrócił się do wieśniaków. — A świnki? Prosiaki?
— Też, panie! — ochoczo odpowiedzieli zapytani. — Świnki łapie najczęściej. Ale nie ma ich tu dużo.
Jotka zamyślił się, wpatrując w ślad smoka. Odcisk był wielkości koła samochodowego. Wyraźnie było widać, że smok ma cztery grube palce zakończone ostrymi pazurami. Łowca Smoków uśmiechnął się pod wąsem. Coraz więcej rzeczy pasowało do siebie. Musiał wiedzieć jeszcze jedno.
— A nie wiecie przypadkiem, dobrzy ludzie, skąd ten smok przyleciał? — zapytał.
Wieśniacy przez chwilę się naradzali, jakby nie mogli dojść do porozumienia, w końcu jednak starzec z drewnianym kosturem wyciągnął sękaty palec i powiedział:
— O, stamtąd, panie! — rzekł, wskazując kierunek.
Jotka spojrzał w tamtą stronę.
— A co tam jest?
— Nic. — Starzec wzruszył ramionami.
— Nic? — zdziwił się Łowca Smoków.
— Tylko bagna — dokończył staruszek.
— Bagna — powtórzył Jotka, kiwając ze zrozumieniem głową. Wiedział już wszystko. Wiedział, jakiego smoka będzie musiał złapać.
Pewnie teraz zastanawiacie się skąd. Pamiętajcie, że Jotka to doświadczony Łowca. Od wieśniaków dowiedział się wszystkiego, czego potrzebował do zidentyfikowania, a więc rozpoznania smoka. Bestia dręcząca króla Cormaca lubiła owce, kury, a przede wszystkim świnki. Pojawiała się nocą, w trakcie deszczu, lubiła więc wilgoć i ciemność. Miała skrzydła i duże, czteropalczaste łapy, co nie jest często spotykane u smoków. No i wszystko wskazywało na to, że stwór mieszkał na bagnach. Nietrudno się domyślić, że był to Smok Bagienny, prawda?
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki