Józef Beck - ebook
Józef Beck - ebook
Kompletna biografia Józefa Becka
Józef Beck – jeden z najbardziej kontrowersyjnych polityków dwudziestowiecznej Polski, ulubieniec i prawa ręka marszałka Piłsudskiego, żołnierz i dyplomata, symbol polskiej polityki zagranicznej, której finałem był wybuch II wojny światowej, obiekt plotek i bohater skandalu obyczajowego – a przede wszystkim centralna postać niekończących się dywagacji na temat polskiej polityki zagranicznej przed 1939 rokiem i szans na uniknięcie klęski II Rzeczpospolitej.
Marek Kornat i Mariusz Wołos stworzyli kompletną biografię Becka – od historii rodzinnej poprzez służbę w Drużynach Strzeleckich i Legionach, rolę w przygotowaniu przewrotu majowego, aż po samodzielną działalność dyplomatyczną, klęskę wrześniową i ostatnie lata życia w Rumunii.
Biografia autorstwa Kornata i Wołosa, dzieło duetu wyróżniającego się znawstwem tematu, jest ważnym głosem w sporze o polską politykę, ale także historią życia jednej z najbarwniejszych postaci we współczesnej historii Polski.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07127-4 |
Rozmiar pliku: | 4,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W źródłach i w literaturze przedmiotu znaleźć można kilka wersji pochodzenia rodziny Becków. Wedle jednej z nich protoplastą familii miał być Bartholomeus (Bartłomiej) Beck, który na ziemie polskie przybył drogą morską z Flandrii. Był on kaprem w służbie króla Stefana Batorego. Brał udział w desancie na Elbląg i uczestniczył w wojnie z Gdańskiem w latach 1576–1577. Jako pierwszy bodaj wersję taką podał dziennikarz i publicysta Konrad Wrzos, autor szkicu biograficznego o bohaterze tej książki, do którego będziemy się jeszcze wielokrotnie odwoływać. Bartłomiej miał osiąść na terenie Rzeczypospolitej, na wybrzeżu, a później on czy też jego potomkowie mieli otrzymać indygenat, czyli uznanie szlachectwa, i przenieść się w głąb lądu – na Mazowsze. Gdańsk mógł zatem stanowić przystanek, na dłużej bądź krócej, w tym procesie przemieszczania się rodziny. Wypada odnotować, że w początkach drugiej połowy XVIII wieku na dworze wojewody krakowskiego i hetmana wielkiego koronnego Jana Klemensa Branickiego, skądinąd jednego z najznamienitszych magnatów w ówczesnej Rzeczypospolitej, przebywał Szwajcar Jan Beck, sekretarz tak zwanej Ekspedycji cudzoziemskiej. Sporządzał on w języku francuskim relacje, których odpisy zachowały się w Bibliotece Książąt Czartoryskich w Krakowie. Trudno wszak podać jakiekolwiek bliższe informacje na temat jego genealogii i powiązań rodzinnych. Zachowała się również notka, że w 1775 roku nobilitowany został Bek, przy czym fonetyczny zapis nazwiska nie może być w tym wypadku traktowany jako błąd. Trudno dociekać, czy dotyczyło to jednego z antenatów przyszłego szefa polskiej dyplomacji. O flandryjskim pochodzeniu swoich przodków przekonany był sam Józef Beck, a przekonanie to podzielali także członkowie jego najbliższej rodziny, w tym druga żona Jadwiga i syn Andrzej Józef. Wersję taką przyjął biograf ministra Olgierd Terlecki, korzystając zapewne z informacji podanych przez Wrzosa. Związana z morzem przeszłość rodziny pasowała jak ulał do marynistycznej fascynacji przyszłego szefa polskiej dyplomacji, który zaczytywał się w literaturze o morskiej tematyce, w tym w dziełach Josepha Conrada – utożsamiał się nawet z Lordem Jimem, tytułowym bohaterem jego bodaj najsłynniejszej powieści. Żeglował przy każdej nadarzającej się okazji, a jego hobby było konstruowanie modeli żaglowców. Niewykluczone jednak, że zainteresowanie morzem wiązało się nie tyle z tradycjami rodzinnymi i genealogią, ile z kilkuletnim pobytem Becka w okresie wczesnego dzieciństwa w Rydze, o czym będzie jeszcze mowa.
Jest i inna wersja opowieści o pochodzeniu rodziny Becków. W drzewie genealogicznym, sporządzonym przez wspomnianego syna ministra, Andrzeja, jako protoplasta rodu widnieje Ludwik Beck. Przy jego nazwisku w nawiasie pojawia się nazwa Holstein, jednoznacznie wskazująca na pochodzenie geograficzne. Niestety brakuje dat urodzin i śmierci owego Ludwika czy choćby informacji, w jakim stuleciu żył. Anna Maria Cienciała nie tylko uznaje tę wersję za wiarygodną, ale też pisze o tym, że „Ludwik Bek z Holsztynu” (nazwisko podane w takiej właśnie formie) był „pradziadem ojca przyszłego ministra”. Tezę tę, może bardziej pośrednio i w mało precyzyjnym przekazie, potwierdził Michał Łubieński, dyrektor Gabinetu Ministra Spraw Zagranicznych w latach 1935–1939. W swoich wspomnieniach napisał: „Oficjalnie mówiło się, że rodzina Becków pochodzi z Gdańska, skąd wyemigrowała na skutek zaangażowania się jednego z jej członków do armii marszałka Lefebvre’a ks. gdańskiego. Nieoficjalnie Minister czasem w chwilach szczerości opowiadał, że według pewnych danych rodzina jego pochodzi z baronowskiej rodziny Beck von Holstein czy coś takiego”. Najwyraźniej i Józef Beck, i jego syn nie wykluczali tak flandryjskiego, jak i holsztyńskiego pochodzenia własnej rodziny. Kolejna, trzecia wersja ich pochodzenia wydaje się mało wiarygodna i oparta jest jedynie na przekazie ustnym. Dyplomata Władysław Józef Zaleski w swoim spisanym wiele lat po śmierci bohatera książki wspomnieniu zanotował: „Rodzina Becka, z tego, co doszło do mej wiadomości, wywodziła się z baronów kurlandzkich. Nazwisko to występuje wśród generalicji Niemiec cesarskich i hitlerowskich”. Gdyby rzeczywiście Beckowie mieli za przodków przedstawicieli bogatej szlachty kurlandzkiej, nie byłoby większych problemów z ustaleniem ich genealogii. Choćby dlatego wersja ta jest najmniej wiarygodna. Ostatnia wersja ma charakter wyłącznie plotkarski. Jeden z najwybitniejszych polskich historyków żydowskiego pochodzenia, ale i dyplomata znany z ciętego języka, prof. Szymon Askenazy, który miał okazję poznać Becka w 1921 roku w Brukseli, wyrażał się o nim „ten żydek z Limanowej”. Informacje o tym przekazał Kajetan Morawski, a podał w swoich wspomnieniach cytowany już wyżej Łubieński. Ten ostatni, wcielając się w rolę adwokata swojego byłego szefa, choć nie odrzucał bynajmniej „jakiejś niepolskiej, a raczej południowej rasowości”, akcentował spokój, którym emanował poznany przez niego osobiście ojciec ministra Becka. W jego ocenie była to cecha „mało charakterystyczna dla plemion semickich”. Stwierdził przy tym, że sam nigdy nie znalazł jakiegokolwiek potwierdzenia żydowskiego pochodzenia Józefa Becka, a doniesienia na ten temat uznał za „fantazje” Morawskiego albo przejaw „żydowskiego imperializmu” prof. Askenazego. Wiele lat później plotki o żydowskich korzeniach szefa polskiej dyplomacji, podobnie jak i o jego przynależności do masonerii, rozpowszechniał bardzo mu niechętny ambasador Francji Léon Noël, licząc zapewne na to, że będzie to dyskredytujące dla Becka. Jako pewnik przyjmował je ambasador brytyjski w Polsce William Erskine, sporządzając charakterystykę polskiego ministra w dokumencie wysłanym do Londynu tydzień po objęciu przez niego szefostwa dyplomacji (M. Beck, who is of Jewish origin... – „Pan Beck, który jest żydowskiego pochodzenia...”). Nazwisko Beck (także w wersji Bek) występowało co prawda wśród Żydów zamieszkujących Królestwo Polskie, Galicję i Imperium Rosyjskie, nie udało się jednak znaleźć żadnych przekonujących dowodów, że byli pośród nich antenaci przyszłego ministra spraw zagranicznych Rzeczypospolitej. Pogłoski o żydowskim pochodzeniu Becka inspirowały też w trakcie drugiej wojny światowej ogarniętych antysemicką obsesją hitlerowców do ich bezskutecznego poszukiwania, ale do tego jeszcze wrócimy.
Wyjaśnienie pochodzenia rodziny Becków wymaga skrupulatnych i gruntownych badań genealogicznych. Wykracza to poza założenia autorów tej monografii, aczkolwiek należy do kategorii postulatów badawczych. Spośród wymienionych wyżej wersji najbardziej prawdopodobne są dwie pierwsze, najmniej dwie ostatnie. Cytowane poniżej akta urodzeń, małżeństw i zgonów z archiwów parafialnych jednoznacznie wskazują, że przodkowie bohatera książki po mieczu i po kądzieli w zdecydowanej większości byli rzymskimi katolikami, choć nie brakowało wśród nich grekokatolików. Można postawić pytanie: czy pochodzenie ministra Józefa Becka miało znaczący wpływ na jego życiową aktywność, kształtowanie się jego poglądów czy formację intelektualną? Wydaje się, że nie było ono przesądzające i nie należy go przeceniać. Więcej informacji posiadamy na temat dziadka bohatera tej monografii, również Józefa Becka. W tym miejscu warto zaznaczyć, że imię Józef powtarzało się w czterech następujących po sobie pokoleniach rodziny Becków. Nosił je dziadek ministra, jego ojciec Józef Alojzy, on sam, a także jego syn Andrzej Józef, choć w tym wypadku jako drugie. Wróćmy jednak do dziadka. Wedle ustaleń Pawła Samusia urodził się on w 1830 roku. We wspomnianym wyżej drzewie genealogicznym widnieje tymczasem rok 1833, a z zachowanego aktu urodzenia wynika, że Józef Beck urodził się 18 marca 1832 roku. Pracował jako urzędnik pocztowy. Określano go też mianem poczmistrza. Przynależał do stanu szlacheckiego, choć wedle bardziej współczesnej nomenklatury można by tu mówić o inteligencji miejskiej szlacheckiego pochodzenia. Nie wiadomo, kiedy dokładnie porzucił pracę na poczcie, aby zająć stanowisko urzędnika zarządu akcyzy. Dysponujemy bardzo ciekawym źródłem, wiele mówiącym o atmosferze panującej w domu rodzinnym Becków w drugiej połowie XIX wieku. Jest to pamiętnik żony Józefa Becka, Anny de domo Kuczyńskiej (ur. 1832), babki przyszłego ministra. Spisywała go od kwietnia 1867 do sierpnia 1872 roku z przeznaczeniem dla potomstwa. Nade wszystko wyłania się z niego obraz autorki jako osoby głęboko wierzącej, wręcz bogobojnej, zaczytanej w literaturze religijnej, wiernej Kościołowi rzymskokatolickiemu. Anna opisywała swoje własne przeżycia, stan ducha, rozterki, cierpienia, choroby dzieci. Niewiele miejsca poświęciła na kartach pamiętnika temu, co działo się poza ogniskiem domowym. Może właśnie ten fakt najlepiej ją charakteryzuje. Kuczyńscy przybyli do Królestwa Polskiego z Litwy, rodzinnych stron prababki przyszłego szefa polskiej dyplomacji. Początkowo bardzo zamożni, zubożeli „przez różne okoliczności, jako też ogień”. Pieczętowali się dość rozpowszechnionym wśród rodzin szlacheckich herbem Ślepowron. Ojciec Anny, Jan, „posiadając wysokie wykształcenie, jako też zamiłowanie wielkie do nauk, przyjął skromną posadę profesora” w Piotrkowie. Zapewniał utrzymanie licznej rodzinie – doczekał się dziewięciorga dzieci. Najstarszy brat Anny, Alojzy Kuczyński, ukończył Uniwersytet Wileński i pracował w Warszawie. Z czasem rodzina przeniosła się z Piotrkowa do Lublina, gdzie w 1852 roku przeżyła epidemię cholery, która głęboko zapadła w pamięć Annie Beckowej. Trzy lata wcześniej, w 1849 roku zmarł Jan Kuczyński, z którym Anna była uczuciowo i emocjonalnie bliżej związana niż z matką. Może największym ciosem była dla niej jednak śmierć brata, również po ojcu noszącego imię Jan, przeznaczonego do stanu duchownego.
W pierwszym dniu Wielkanocy 1859 roku poznała Józefa Becka, którego w pamiętniku opisała następująco: „Cała jego postać wydawała mi się jednem wyrazem szczerości, łagodności i dobroci niewysłowionej, trudno jest opisać te wrażenie, te uczucia, tego złączenia się dwóch serc tak prędko tak odrazu, tego słodkiego a tak łatwego porozumienia się wspólnie, tak jasno i wyraźnie odgadliśmy, odczuli, że Bóg w swych wyrokach ojcowskich przeznaczył nas dla siebie, że bez wszelkich wstępów podaliśmy sobie ręce, a dusze nasze złączyły się w jedno wielkie uczucie miłości świętej czystej wzajemnej, była to chwila prawdziwego szczęścia na ziemi po tylu walkach”. Ślub odbył się w Warszawie w kościele św. Krzyża 8 września 1861 roku. Z zachowanego aktu małżeństwa dowiadujemy się, że „urzędnik poczty” Józef Beck, „lat dwadzieścia dziewięć mający”, urodził się w Końskich w guberni radomskiej. Jego rodzicami byli Ludwik Beck i Anna z domu Dudzińska, córka Marcjanny, pradziadkowie przyszłego szefa polskiej dyplomacji. Warto zwrócić uwagę, że imię Ludwik, nawiązujące do imienia domniemanego protoplasty rodu z Holsztynu, mogło powtarzać się w kolejnych pokoleniach. Na podstawie dostępnych dokumentów można stwierdzić, że Ludwik Beck urodził się około 1800 roku. Tuż przed powstaniem listopadowym był muzykiem w 2. Pułku Piechoty Liniowej Królestwa Kongresowego, którego część stacjonowała w Końskich, gdzie Ludwik mieszkał jeszcze w 1834 roku. Nie ma dowodów na to, aby był on uczestnikiem powstania listopadowego, choć wykluczyć tego nie można. W 1838 roku był „konduktorem poczty” w Lublinie, co w dzisiejszym rozumieniu oznacza osobę zajmującą się przewozem lub konwojowaniem przesyłek. Było to jedno z niższych stanowisk, często zajmowane w tych czasach właśnie przez byłych wojskowych. W 1849 roku Ludwik Beck pracował w kancelarii komory celnej w Łuszkowie koło Horodła w powiecie hrubieszowskim, a zatem był urzędnikiem. Wykonywane przez niego zawody nie bardzo pasują do baronowskiego pochodzenia z rodziny Becków von Holstein. Równie ważne jest i to, że w sporządzonym w języku polskim akcie małżeństwa Józefa i Anny Becków ich nazwisko konsekwentnie pisane jest z „c” w środku. Wedle tego samego dokumentu Anna Kuczyńska, córka Jana i Anny z Gawlikowskich, urodziła się w „mieście gubernialnym Mińsku” i także miała lat dwadzieścia dziewięć. Potwierdza to jej pochodzenie z północno-wschodnich kresów dawnej Rzeczypospolitej. Jako miejsce zamieszkania nowożeńców wskazano Lublin, gdzie dano również na zapowiedzi. Anna Beckowa nazywała swego męża „aniołem”. Z tego związku urodziło się pięcioro dzieci: Antoni (1862–1863), Maria (1863–?) wydana za mąż za Konrada Pocieja, Dionizy (9 października 1865–25 kwietnia 1907), ojciec bohatera książki Józef Alojzy oraz Jan Adolf (ur. 17 czerwca 1871–zm. ?). Dziećmi opiekowała się matka wspomagana od czasu do czasu przez nianię. W związku ze zmianami miejsca pracy Józefa rodzina przenosiła się z Lublina do Pułtuska, gdzie urodził się Dionizy, we wrześniu 1866 roku do Białej (obecnie Biała Podlaska), potem ponownie do Lublina i wreszcie do Krasnegostawu. Pater familias często podróżował w sprawach służbowych do Międzyrzeca Podlaskiego, Terespola czy Warszawy, gdzie w końcu rodzina Becków osiadła na stałe. Pod datą 24 stycznia 1869 roku Anna przedstawiła w swoim pamiętniku niemal sielankowy obraz życia familijnego: „Józio mój maleńki, już sam biega, a taki śliczny Aniołeczek z niego, zdrów jak ryba, to słodka nagroda za tyle trudu i zmartwienia, Maniusia rośnie i coraz roztropniejsza, zaczyna się uczyć, i już troszkę mamusi pomaga, wyręcza bawiąc braciszka , to wielka pociecha serca, Dyziulek miluchna dziecina, dobry kochający, prawdziwa rozkosz, Ojca i Matki: mąż zawsze serdecznie kochający, to już dokończenie obrazu życia naszego spokojnego, zdala od tego zaczem się świat obiega goni”. Anna przeżyła o ponad dwadzieścia lat swojego męża, przy którym czuwała, gdy zakończył żywot niedługo po narodzinach wnuka Józefa (11 grudnia 1894). Został pochowany w grobie Kuczyńskich na warszawskich Starych Powązkach. Jeszcze ciekawostka: podpisy Józefa Becka dziadka i Józefa Becka ministra spraw zagranicznych były do siebie zadziwiająco podobne... Anna pozostała najpierw w polskiej stolicy, ale na starość, najpewniej w 1908 roku, przeniosła się do Limanowej, gdzie mieszkała wraz z rodziną syna Józefa Alojzego. Tadeusz Odrzywolski, przyjaciel bohatera książki z lat dzieciństwa i młodości, zapamiętał ją jako „czerstwą, rumianą i piękną rysami staruszkę”. Anna Beck zmarła w Limanowej 8 lutego 1915 roku w wieku 83 lat i została pochowana na tamtejszym cmentarzu parafialnym. Jej grób staraniem mieszkańców i władz Limanowej został w 2018 roku odnowiony. Widnieje na nim napis: „Odeszła do Boga, którego gorąco miłowała”.
Spośród potomstwa Józefa i Anny Becków postaciami, które zapisały się na kartach historii Polski, byli synowie Dionizy i Józef Alojzy.
Starszy z braci, stryj przyszłego szefa polskiej dyplomacji, kształcił się w szkole średniej w Lublinie, a następnie na Politechnice w Rydze. Po studiach wrócił do Warszawy. Publikował na łamach tygodnika „Gazeta Świąteczna” wydawanego przez Konrada Prószyńskiego. Z rodziny Prószyńskich wywodziła się jego żona Zenona. W 1897 roku z powodu gruźlicy Dionizy przeniósł się na stałe do Zakopanego, co nie pozostało bez wpływu na losy rodziny jego młodszego brata Józefa Alojzego. W stolicy Tatr w latach 1899–1903 redagował organ Związku Przyjaciół Zakopanego „Przegląd Zakopiański”. Aktywnie uczestniczył w życiu społecznym i kulturalnym uzdrowiska. Walnie przyczynił się do podniesienia jego rozwoju, współpracując w tym zakresie między innymi ze Stanisławem Witkiewiczem (ojcem Stanisława Ignacego), z którym pozostawał w przyjacielskich kontaktach. Dionizy był jednym z organizatorów Czytelni i Biblioteki Publicznej w Zakopanem, gdzie na cotygodniowych wieczorach literackich zbierało się znamienite grono wybitnych intelektualistów, działaczy politycznych i ludzi kultury. Bywali tam i uciekinierzy z Imperium Rosyjskiego. Spośród jego znajomych wymienić można choćby wybitnego myśliciela politycznego, filozofa i zarazem socjologa Edwarda Abramowskiego, miłośnika Tatr i prekursora klimatolecznictwa Tytusa Chałubińskiego, malarza znanego przede wszystkim z opieki nad biednymi Adama Chmielowskiego (brata Alberta), pisarza Gustawa Daniłowskiego, związanego z ruchem socjalistycznym lekarza Kazimierza Dłuskiego, publicystę i historyka literatury Wilhelma Feldmana, kompozytora Mieczysława Karłowicza, poetę Jana Kasprowicza, działacza ruchu rewolucyjnego i wybitnego socjologa Ludwika Kulczyckiego, geologa Mieczysława Limanowskiego, pisarza i poetę Tadeusza Micińskiego, malarza i grafika Tymona Niesiołowskiego, pisarza Władysława Orkana, Józefa Piłsudskiego, historyka i działacza irredenty Michała Sokolnickiego, młodziutkiego jeszcze Stanisława Ignacego Witkiewicza (Witkacego), taternika i pioniera polskiego żeglarstwa Mariusza Zaruskiego czy Stefana Żeromskiego. Niewykluczone, że to właśnie w tym salonie przyszły Naczelnik Państwa po raz pierwszy zetknął się z rodziną Becków. Etnograf i znawca Podhala Juliusz Zborowski w taki oto sposób scharakteryzował Dionizego: „Odznaczał się charakterem prawym i bezkompromisowym, miał wybitny talent publicystyczny, cechował go trzeźwy umysł, pracowitość i inicjatywa”. Koresponduje to z oceną Sokolnickiego: „cichy pracownik, głęboki myśliciel i szlachetny człowiek”. Dionizy zmarł przedwcześnie na gruźlicę, mając ledwie 41 lat. Został pochowany na starym zakopiańskim cmentarzu na Pęksowym Brzyzku, gdzie na nagrobku figuruje jako Dyonizy Bek, bo w takiej formie zapisano jego nazwisko, do czego jeszcze wrócimy.
Więcej miejsca wypada poświęcić Józefowi Alojzemu Beckowi, ojcu naszego bohatera. W swoim pamiętniku Anna Beckowa napisała w charakterystycznym dla siebie tonie: „Ale Bóg miłosierny dozwolił mi szczęśliwie doczekać stanowczej chwili, dnia 5 lipca, przybył na świat syn, w dzień Św. Józefa Kalasantego, ma więc imię swego patrona, długo jeszcze byłam słaba, ale nic złego nie było, tylko osłabienie, które powoli ale ustępowało”. Z datą dzienną urodzin ojca ministra jest wszakże pewien kłopot. Wedle cytowanego przez Pawła Samusia in extenso zapisu z księgi urodzeń, chrztów i zgonów parafii rzymskokatolickiej w Białej Podlaskiej Beck senior urodził się dokładnie miesiąc później, czyli 5 sierpnia 1867 roku. Taką datę przyjmuje też większość autorów, choć nie wszyscy. Sprawę komplikuje jeszcze i to, że Dzień św. Józefa Kalasantego w kościelnym kalendarzu przypada 27 sierpnia. Ojciec przyszłego szefa polskiej dyplomacji był równolatkiem Józefa Piłsudskiego. Życie i działalność Józefa Alojzego Becka są dziś nieźle znane. Zainteresowanego czytelnika wypada odesłać do literatury przedmiotu. Niewątpliwie był on postacią nietuzinkową i zasługuje na własną monografię. Trudno przekonująco orzec, w jakim stopniu ojciec był wzorem i autorytetem dla syna. Nie ulega wszak wątpliwości, że odegrał w kształtowaniu charakteru oraz formacji intelektualnej i światopoglądowej Józefa juniora rolę niebagatelną. Atmosfera domu rodzinnego, zwłaszcza w czasach pobytu Becków w Limanowej, odcisnęła swoje piętno na osobowości bohatera tej pracy. Dziadkowi przyszłego szefa polskiej dyplomacji zależało na wykształceniu dzieci. Właśnie dlatego Dionizy posłany został do Lublina, dwaj młodsi synowie zaś do Chełma. Józef Alojzy pobierał nauki w chełmskim Rządowym Miejskim Gimnazjum Klasycznym w latach 1877–1887. Poznał w tym czasie rodzinę Łuczkowskich, z którą utrzymywał bliższe kontakty, zwłaszcza ze starszym odeń o dwa lata Edwardem i jego siostrą Bronisławą, swoją przyszłą żoną. Dalsza jego droga wiodła do Warszawy na tamtejszy uniwersytet, gdzie podjął studia prawnicze. Młodzież z bardziej zamożnych rodzin polskich raczej omijała w tym czasie stołeczną uczelnię, peregrynując po wiedzę do Europy Zachodniej, w głąb Imperium Rosyjskiego lub też do autonomicznej Galicji. Rodziców nie było jednak stać na opłacenie takich eskapad, tym bardziej że Dionizy kształcił się już w Rydze. W trakcie studiów, które ukończył w 1891 roku, Józef Alojzy zaangażował się w działalność samokształceniową, społeczną i polityczną. Był związany ze środowiskiem wydającym „Głos” redagowany przez Jana Ludwika Popławskiego, jednego z ojców i ideologów polskiego nacjonalizmu, oraz Związkiem Młodzieży Polskiej „Zet”. Sam zakładał młodzieżowe kółka socjalistyczne i utrzymywał kontakty z robotnikami Warszawy, Żyrardowa i innych miast Królestwa Polskiego. Zainteresowanie socjalizmem, z czasem coraz większe, kontrastowało z religijnością matki i sumienną służbą urzędniczą ojca. Józef Alojzy należał do współorganizatorów i przywódców Związku Robotników Polskich (ZRP), który utworzono w 1889 roku. Był pomysłodawcą nielegalnych kas strajkowych znanych pod nazwą Kas Oporu. Do pracy politycznej pod sztandarem socjalizmu skłaniało go współczucie dla biednych, a pomagały mu w tym szerokie kontakty w kręgach młodzieży robotniczej i drobnomieszczańskiej, którą uczył arytmetyki, geografii i języków polskiego oraz rosyjskiego. Miał okazję dobrze poznać problemy tych grup społecznych. Józef Alojzy obracał się wówczas w gronie takich osób jak Edward Abramowski, organizator kółek socjalistycznych wśród warszawskich robotników Leopold Bein (ps. „Lopek”), aktywny w kołach młodzieży robotniczej lekarz Ignacy Dąbrowski, współtwórca Kas Oporu, później znany polityk narodowodemokratyczny Stanisław Grabski, prekursor polskiej socjologii, marksista i lewicowy działacz społeczny Ludwik Krzywicki, jeden z najwybitniejszych działaczy polskiego i międzynarodowego ruchu robotniczego, a następnie komunistycznego Julian Marchlewski, działacz socjalistyczny i związkowy inż. Bernard Szapiro, socjalista i późniejszy więzień warszawskiej Cytadeli Janusz Tański, wreszcie członek I Proletariatu, w przyszłości wybitny działacz komunistyczny Adolf Warszawski, bardziej znany jako Warski. Losy wymienionych tutaj młodych inteligentów potoczyły się bardzo różnie. Niektórzy zasilili szeregi komunistów, inni znaleźli się ostatecznie po prawej stronie sceny politycznej. W spisanych dużo później wspomnieniach Stanisław Grabski, wracając do tamtych czasów, konfrontował ojca z synem: „Józek Beck – młody prawnik (bardzo szlachetny ojciec nie odznaczającego się bynajmniej zaletami charakteru syna, sanacyjnego ministra spraw zagranicznych)”. Szukając motywów zaangażowania się Józefa Alojzego w politykę, naszym zdaniem nie należy przeceniać znaczenia ideologii socjalistycznej. Akcent trzeba za to położyć na zamiar niesienia pomocy upośledzonym warstwom społecznym, który był przezeń traktowany w kategoriach patriotycznego, a może nawet narodowego obowiązku. Flirt Becka z socjalizmem nie okazał się trwały. Natomiast wypływająca ze szlachetnych pobudek działalność na rzecz innych towarzyszyła mu przez całe życie. W 1891 roku do Warszawy przyjechała Bronisława Łuczkowska, która zamierzała zdobyć tu kwalifikacje konieczne do pracy pedagogicznej. Młodzi snuli plany wspólnego życia. Trzeba je było jednak na jakiś czas odłożyć, ponieważ na skutek denuncjacji Józef Alojzy wraz z grupą działaczy ZRP został w nocy z 23 na 24 listopada 1891 roku aresztowany. Zatrzymano go w mieszkaniu Bronisławy i osadzono w przesławnym X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Do aresztu trafili też Łuczkowska oraz młodszy brat Józefa – Jan Adolf Beck. Swoją przynależność do Kasy Oporu Józef Alojzy tłumaczył przed śledczymi zamiarem skutecznego zwalczania nędzy robotników, a nie dążeniem do wybuchu rewolucji. Zwolniono go po zakończeniu śledztwa, dokładnie 27 września 1892 roku, za kaucją w wysokości 500 rubli. Do czasu zapadnięcia wyroku musiał pozostawać pod nadzorem policji. Krótko potem, 3 listopada 1892 roku, Józef Alojzy i Bronisława zawarli związek małżeński w parafii rzymskokatolickiej św. Aleksandra w Warszawie. Jednym ze świadków był starszy brat pana młodego Dionizy. Bronisława została ochrzczona w świątyni unickiej w Chełmie. Władze carskie zdołały to ustalić, co dowodzi, że śledczy bliżej się nią interesowali i zadali sobie nieco trudu, by zdobyć na jej temat informacje. Dla młodych miało to przykre konsekwencje. W październiku 1892 roku, a zatem tuż przed ślubem, decyzją Chełmsko-Warszawskiego Duchownego Konsystorza Prawosławnego administracyjnie uznano ją za osobę przynależną do Cerkwi prawosławnej. Mogło to podważyć małżeństwo zawarte w obrządku rzymskokatolickim, ale niewykluczone, że tylko przyspieszyło decyzję o ślubie. Nie należy zapominać, że Beckowie znajdowali się w sytuacji wyjątkowo trudnej, bo oboje byli objęci dozorem policyjnym, a Józef Alojzy oczekiwał na wyrok. Podjęli wówczas niełatwą zapewne decyzję, aby raz jeszcze zawrzeć związek małżeński, tym razem w obrządku prawosławnym. Determinowała ich jeszcze jedna okoliczność – Bronisława spodziewała się dziecka. Powtórne małżeństwo zawarli 11 maja 1894 roku w cerkwi św. Trójcy na Podwalu w Warszawie. Jednym ze świadków ponownie był Dionizy. Paweł Samuś, który gruntownie zbadał źródła na ten temat, zasadnie domniemywa, że być może w księdze metrykalnej parafii spisano tylko akt ślubu bez tradycyjnej ceremonii w świątyni. Najpewniej nigdy już nie rozstrzygniemy tej kwestii. Ale istotne było to, że zawarcie powtórnego małżeństwa w obrządku prawosławnym raczej skutkowało przymusowym przyjęciem nowej wiary również przez Józefa Alojzego. Małżeństw „ekumenicznych” wówczas nie tolerowano. Mamy potwierdzenie tej hipotezy, aczkolwiek zachowane w przekazie pamiętnikarskim. O powrocie Becka seniora wiele lat później już w Galicji na łono Kościoła rzymskokatolickiego napisał w swoich wspomnieniach Jan Gawroński, wymieniając nawet nazwisko kapłana ks. Jana Gralewskiego, skądinąd aktywnego politycznie deputowanego do I Dumy Państwowej Imperium Rosyjskiego, wydalonego w latach 1907–1908 przez władze carskie z Królestwa Polskiego, który miał „wychrzcić” Becka. Rzecz jasna należy przez to rozumieć nie tyle ponowne przyjęcie sakramentu chrztu przez człowieka już ochrzczonego, ile powrót do Kościoła rzymskokatolickiego. Wyznaniowe perturbacje Józefa Alojzego i Bronisławy Becków są wymowną ilustracją brutalnych procesów rusyfikacyjnych, które musiały budzić opór i pogłębiać niechęć młodych Polaków do Rosji.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------