- W empik go
Józik Srokacz - ebook
Józik Srokacz - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 153 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Dzień był prześliczny, wrześniowy; mgły ranne wytarły się około południa w słoneczną pogodę, w której bladawym, już jesion zapowiadającym błękicie polatywały lekkie strzępki pajęczyny. Przez otwarte okna widać było nad drogą złote pyły wzbite przez pędzone do wody bydło, a w powietrzu, nasyconym jędrną wonią świeżo zoranej ziemi, rozległo się potężne porykiwanie buhaja. Było tak ciepło, że pszczoły na późne gryki rojem szły, a drobniuchnc muszki wirowały słupem w każdym słonecznym promieniu. Z ogrodu, gdzie kilka kobiet zajętych było około warzywa, wpadały silne zapachy kopru i przywiędłych liści; mały wiatr poruszał firanki przynosząc z posieczyska wrzaskliwe gęganie żerujących gęsi i echa nawoływań pastuszych. Wszystkie te odgłosy, przeciągłe i urwane, silne i echowe, roztapiały się w jednostajnym, miarowo wzbierającym i opadającym huku i zgrzycie puszczonej w ruch młockarni, na której odkrytym kieracie siedział Józik Srokacz gwiżdżąc wesołym, ptasim niemal głosem.
Mimo dnia ciepłego odziany był w kożuch, bo jak go od rana za chłodu włożył, tak mu się już potem i zrzucać nic chciało. Luzem go wszakże puścił, rzemień na nim rozpiąwszy i czapkę z daszkiem ze spotnialego czoła w tył, na gęstwinę ciemnych włosów zsunął. Z batem tylko, na cztery konie w lejc wyszykowanym… rady sobie jakoś dać nie mógł i raz w raz go plątał stosując długość sznurka do zaprzężonych po parze u długich dyszlów szkapiąt, którym słomiane okulary porobił, że nic nawykłe były w kieracie chodzić. Uszykował nareszcie bat i potrząsając nim z lekka, przerywał sobie od czasu do czasu gwizdanie już po to aby jakąś przypomnianą zwrotkę zaśpiewać, już aby na ociągające się konie krzyknąć: – Wio, maluśkie!… wista! wio!… Z otwartej na ścieżaj stodoły buchał gwar zmieszanych głosów. Dziewczęta podniecane gwizdaniem Srokacza, który jedynakien… u matki wdowy był i sześć morgów gruntu, teraz w dzierżawę oddanych, dziedziczył, prześcigały się w robocie, śpiewaniu i żartach. Podwórze było tak blisko, że wszystko to można było widzieć i słyszeć przez otwarte okna jadalni.
Przy stole niemniej było gwarnie i wesoło. Panowie wrócili właśnie z polowania, każdy więc z nich miał w pogotowiu jakąś nadzwyczajną historię o swoim bezprzykładnym nieszczęściu albo powodzeniu. Dwa piękne wyżły kręciły się koło stołu kładąc swe lśniące łby na kolana myśliwych i patrząc na ich twarze swymi rozumnym,! oczami.
Właśnie się był rozognił spór o dobroć użytej do dzisiejszych popisów broni. Dziwna rzecz… Nie interesował on mnie w najmniejszej mierze, a jednak z zupełną dokładnością odbił się w mojej pamięci.
– Jak Matkę Boską Ukrzyżowaną kocham! – wołał gruby szlachcic, który na uunkcie zaklęć miał różne swoje oryginalności – jak Matkę Boską Ukrzyżowaną kocham, tak fuzyjka pana Michała nicpotem! Na oko cacko, ani stówa, buzi dać, ale do ręki…
Tu ścisnął ramiona, wysunął spomiędzy nich głowę, wydął dolną wargę i tuż pod pachami rozłożył obie dłonie; miało to oznaczać zupełne zwątpienie o przymiotach fuzji pana Michała.
– O, ho! ho!… – roześmiał się tubalnie pan Michał. – Już tylko sąsiad dobrodziej o mojej fuzji nie gadaj! O wszystkim możesz rozprawiać sąsiad dobrodziej, nawet o polityce chińskiej i zaćmieniu księżyca, tylko nie o mojej lefoszówce; na tym się trzeba znać, mości dobrodzieju!
– Znać! znać!… Cóż tam za straszna historia znać się na tym? Lefoszówka!
Wielkie rzeczy? Ja z moją kozią nogą…
– Za pozwoleniem! – wtrącił się ktoś trzeci. – Pańska kozia noga dobra na…