- W empik go
Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942-1945. Studium dziejów pewnego powiatu - ebook
Judenjagd. Polowanie na Żydów 1942-1945. Studium dziejów pewnego powiatu - ebook
Książka ta opisuje ostatnią fazę zagłady żydowskiej ludności powiatu Dąbrowa Tarnowska. Na podstawie bogatej dokumentacji z archiwów polskich, niemieckich i izraelskich autor odtwarza wydarzenia z lat 1942–1945, kiedy to Niemcy próbowali wyłapać żydowskich niedobitków, tych, którzy latem 1942 r. uniknęli wywiezienia do obozu zagłady w Bełżcu. Książka opisuje z jednej strony działania policji niemieckiej, a z drugiej rolę polskiej policji granatowej, wiejskich straży nocnych, junaków z Baudienst czy też miejscowych strażaków w wykryciu i zamordowaniu żydowskich ofiar. Na tle trwającego aż do końca wojny Judenjagd („polowania na Żydów”) zostały również zarysowane dramatyczne wybory stojące przed ludźmi ratującymi Żydów.
Pierwsza faza Judenjagd polegała na pełnej mobilizacji niemieckich oddziałów ewakuacyjnych (Evakuirungskommandos), polskiej policji granatowej, junaków z Baudienst oraz żydowskiej Służby Porządkowej. Pierwsze godziny i dni po akcji wysiedleńczej charakteryzowały się szczególnie wielką liczbą ofiar. Wpadali wówczas Żydzi wyciągnięci z kryjówek i z bunkrów w gettach oraz ci, którym udało się zbiec do pobliskich lasów. Natomiast do wykrycia lepiej ukrytych Żydów potrzebne były inne środki i inne metody. W tej fazie, która miała trwać już do końca wojny, najważniejsze – z punktu widzenia Niemców – było zapewnienie sobie współpracy ze strony miejscowej ludności. W celu osiągnięcia pożądanego skutku Niemcy uciekali się zazwyczaj do polityki zachęt oraz kar, wspartych ciągłą akcją uświadamiającą polską ludność o „żydowskim niebezpieczeństwie”. Autor odtwarza splot tragicznych okoliczności, które przesądziły o tym, że tak nieliczni Żydzi nie padli ofiarą polowania.
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63444-12-9 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zwrot Judenjagd — „polowanie na Żydów” — po raz pierwszy do literatury historycznej wprowadził Christopher R. Browning, wybitny amerykański historyk zajmujący się Holokaustem. Określenie to zaczerpnął z zeznań policjantów, esesmanów i żandarmów podejrzewanych o popełnienie przestępstw wojennych i przesłuchiwanych przez niemieckich śledczych w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX w. Właśnie w ten sposób nazywali oni wyszukiwanie żydowskich rozbitków ukrywających się po wsiach i miastach Generalnej Guberni¹ po wywózkach z lata i jesieni 1942 r. Nie ulega wątpliwości, że w ostatnich trzech latach wojny polowanie na Żydów stało się jednym z najważniejszych zadań niemieckich sił żandarmeryjno-policyjnych na terenach okupowanej Polski. A na przełomie 1942 i 1943 r. było to z pewnością zadanie najważniejsze. O skali tego zjawiska do pewnego stopnia informują nas raporty żandarmerii nadsyłane z różnych dystryktów GG. Najpełniejszy zachowany w archiwach wykaz tego rodzaju raportów pochodzi z tzw. Warschau-Land (powiatu ziemskiego warszawskiego, czyli z podwarszawskich wiosek i miasteczek, ale podobne spisy zachowały się z terenów Lubelszczyzny oraz z Radomskiego. Żydów tropiono do samego końca wojny, do ostatnich dni władzy niemieckiej. W aktach niemieckiego Sądu Specjalnego z Lwowa (Sondergericht Lemberg) zachowały się teczki zawierające materiał z dochodzeń przeciwko Polakom i Ukraińcom oskarżonym o ukrywanie Żydów. Część wyroków śmierci zapadła latem 1944 r. — na parę tygodni przed wkroczeniem Armii Czerwonej do miasta². W innych wypadkach niemieccy sędziowie jeszcze w pierwszych dniach lipca 1944 r., tuż przed wejściem Rosjan, opiniowali odmownie podania o łaskę ludzi skazanych na śmierć za ukrywanie Żydów, domagając się jednocześnie niezwłocznego powiadomienia o wykonaniu wyroku³. Nad morderstwami popełnionymi na Żydach urzędowe zapiski przechodziły do porządku dziennego, uważając przeprowadzane natychmiast egzekucje za rzecz naturalną i niewartą wzmianki. Jak by nie było, od jesieni 1942 r. Żydzi byli przecież wyjęci spod prawa.
Stosunki polsko-żydowskie na obszarach wiejskich Generalnej Guberni to temat dość mało zbadany — zwłaszcza w porównaniu z wieloma wartościowymi pracami poświęconymi większym miastom oraz ważniejszym gettom. Niemniej ze wszystkich punktów widzenia stosunki panujące na wsi zasługują na uwagę i mają zasadnicze znaczenie dla zrozumienia wojennych oraz powojennych losów zarówno Żydów, jak i Polaków. Szczególnie mało wiemy o losach Żydów ukrywających się w terenach wiejskich po masowych wywózkach do obozów zagłady latem i jesienią 1942 r. Ponad czterdzieści lat temu historyk Szymon Datner pisał: „nieomal każde sioło, osada, miasteczko i miasto w GG były świadkami mordów na Żydach zbiegłych z gett i transportów śmierci. Na tle bezimiennej śmierci setek tysięcy i milionów ofiar ginących w komorach gazowych i masowych egzekucjach te — w wielu wypadkach zidentyfikowane indywidualnie ofiary — zasługują zwłaszcza z jednego powodu na uwagę: byli to ludzie, którzy usiłowali w swoisty sposób walczyć o swą egzystencję”. Datnerowi chodziło tu o ludzi, którzy pozostali od samego początku po aryjskiej stronie, bądź też o takich, którzy wyrwali się z gett przed ich likwidacją lub w jej trakcie. Na koniec Datner próbował ująć swoje przemyślenia w formie bardziej syntetycznej. Liczbę Żydów ocalonych na ziemiach okupowanej Polski oszacował na 100 tys. Ocenił również, że co najmniej drugie tyle ofiar zostało wychwytanych przez organa okupacyjne i padło ofiarą zbrodni⁴. Wedle dzisiejszych ocen historyków, orientacyjne szacunki Datnera dwukrotnie zawyżają liczbę Żydów, którzy ocaleli po aryjskiej stronie, oraz ponaddwukrotnie zaniżają liczbę uciekinierów z gett, którzy w rozmaitych okolicznościach zginęli po aryjskiej stronie⁵. Jeżeli przyjmiemy, że około 10 procent polskich Żydów próbowało się ratować ucieczką przed eksterminacją, to okazuje się, że liczba ofiar polowania na Żydów w latach 1942–1945 mogła wynieść 200–250 tys. ludzi. Powstaje wobec tego pytanie o okoliczności towarzyszące ich śmierci. Jest to pytanie szczególnie zasadne, gdyż to właśnie tragiczny los tych ludzi wywarł tak wielkie wrażenie na ocalałych Żydach, że stał się jedną z głównych (jeżeli nie główną) przyczyn głębokiego dysonansu w żydowskim oraz w polskim postrzeganiu Zagłady i okupacji. W relacjach ocalonych tragiczny los najbliższych, z którymi niejednokrotnie dzielili ziemianki, schowki, z którymi razem kryli się po lasach i po chłopskich zagrodach, zajmuje poczesne miejsce. W opinii wielu Żydów odpowiedzialność za śmierć wielu ich bliskich i napotkanych przygodnie towarzyszy niedoli spada bowiem również na barki polskich współobywateli. W polskich relacjach z lat wojny niezwykle często można się natknąć na stwierdzenie: „przyjechali Niemcy i zabrali Żydów”. Jednym z celów tej książki jest właśnie znalezienie odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób Niemcy dowiadywali się, dokąd jechać, jakie okoliczności towarzyszyły wyłapywaniu i mordowaniu Żydów ukrywających się po wioskach i lasach.
Zagłada i ludobójstwo na wsi przybrały zupełnie inne wymiary niż w mieście. Żyjący w miastach Żydzi zostali dość wcześnie odizolowani w gettach i w sposób dramatyczny, nagły, lecz stały — usunięci poza nawias społeczeństwa. Zerwaniu uległy tysiące powiązań handlowych, towarzyskich, a nierzadko i rodzinnych, które przez pokolenia łączyły społeczność żydowską i polską. Dla przeciętnego mieszczanina zamknięci za płotem czy też za murem Żydzi z biegiem miesięcy i lat przestali być po prostu widoczni. Adam Chętnik, znany badacz Kurpiów, w czasie wojny mieszkający w Warszawie, w 1941 r. zapisał w swoim dzienniku: „toteż w Warszawie nie spotyka się wcale Żydów, a niejedni mówią, że trudno byłoby się do nich przyzwyczaić, nieobecności ich nikt specjalnie nie odczuwa”⁶. Gdy przyszedł czas wywózek i likwidacji gett, dla wielu aryjskich mieszkańców miast Żydzi istnieli niejako na granicy postrzegania. Od czasu do czasu zza murów dochodziły różne niepokojące wieści, ale przecież to nie nimi żyło miasto. Co innego na wsiach i w małych miasteczkach. Żydzi, którym udało się pozostać we własnych domach, oraz ci, którzy musieli się przenieść do pobliskich miasteczek, zachowali silne związki z miejscową ludnością polską. Pomimo zakazów (z rzadka jedynie egzekwowanych na wsi) nadal parali się drobnym handlem, rzemiosłem czy też pracowali na roli u bogatszych chłopów. Te silne związki nie oznaczały jednak wcale lepszego nastawienia do Żydów. W 1934 r. Thomas Savery, brytyjski konsul w Warszawie, oświadczył przebywającemu w Polsce przedstawicielowi Żydów brytyjskich: „chłopi i Żydzi współżyją ze sobą nie najgorzej, bo żywią do siebie dobrotliwą, pozbawioną jadu pogardę . Żydzi pogardzają chłopami z racji ich ciężkiej i brudnej roboty na roli, a chłopi pogardzają Żydami za paranie się handlem oraz za pościg za pieniędzmi”⁷. Jeżeli nawet słowom brytyjskiego dyplomaty można przyznać pewną słuszność, to sytuacja zmieniła się radykalnie podczas wojny. Z „dobrotliwej pogardy” niewiele pozostało.
Istotę okupacyjnego dramatu uchwyciła Zofia Kossak-Szczucka, współzałożycielka „Żegoty”, która jesienią 1942 r. pisała: „dzisiaj bestialstwa niemieckie stępiły wrażliwość wsi, odebrały pewność sądu. Piorun nie spada z nieba, nie zabija morderców dzieci, krew nie woła o pomstę. Może to prawda, że Żyd jest tworem wyklętym, na którym zbrodnia popełniona uchodzi bezkarnie. W związku z tym przekonaniem mnożą się, niestety, wypadki czynnego współdziałania chłopów w eksterminacyjnej akcji niemieckiej”⁸. Pozorna bliskość nie przekładała się więc — jak wówczas oceniano — na lepsze traktowanie, na tym silniejszą empatię, na bardziej energiczne próby pomocy. Wręcz przeciwnie. Liczni, zwabieni niewielkimi premiami i nagrodami obiecywanymi przez Niemców, wzięli aktywny udział w wyszukiwaniu Żydów. Inni zrobili to ze strachu. W wielu wypadkach wiejscy Żydzi zostawiali u znajomych bądź zaprzyjaźnionych chłopów majątek na przechowanie. Dla niektórych gospodarzy stanowiło to zbyt wielką pokusę, a pozostawione na przechowanie towary, kapitał czy też zwierzęta stały się przyczyną zdrady i tragedii. Pisząc o nikłych szansach przetrwania po aryjskiej stronie, wspomniany wcześniej Christopher R. Browning stwierdził: „lęk przed denuncjacją ze strony Polaków był jednym z najważniejszych motywów powstrzymujących Żydów przed ucieczką. W rzeczy samej wielu spośród tych, którzy zdecydowali się uciekać, padło nie tylko ofiarą donosu, lecz również rabunku i mordu”⁹.
Emanuel Ringelblum, założyciel konspiracyjnego archiwum „Oneg Szabat”, pisał swoją książkę poświęconą stosunkom polsko-żydowskim zimą 1943/1944 r., ukryty w Warszawie w schronie przy ul. Grójeckiej. Mimo braku bezpośredniego kontaktu z zewnętrznym światem żydowski historyk dysponował ogromną wiedzą na temat jaśniejszych i ciemniejszych stron polsko-żydowskiej koegzystencji pod okupacją. Lata pracy z kolegami z „Oneg Szabat”, własne doświadczenia z lat 1939–1943, a także tysiące relacji, pamiętników oraz listów, które przeszły przez jego ręce, uzmysłowiły mu nie tylko skalę tragedii narodu żydowskiego, ale pozwoliły mu też świetnie zrozumieć przeróżne niebezpieczeństwa czyhające na Żydów szukających ratunku poza granicami gett. Ukrywanie się w miastach niosło ze sobą specyficzne zagrożenia. Podobnie rzecz się miała na wsi — choć nasza wiedza na ten temat jest znacznie uboższa. „Ukrywanie Żydów na prowincji — pisał Ringelblum — nastręcza dużo trudności, gdyż w małych miasteczkach, a zwłaszcza na wsi, wszyscy się znają i obcy budzi ogólne zainteresowanie. Niemcy wiedzieli, że po każdej akcji przesiedleńczej na prowincji część Żydów ukrywa się u chrześcijańskich sąsiadów lub w najbliższej okolicy. Aby «oczyścić» okolicę od Żydów, Niemcy stosowali dwie metody: metodę nagród i metodę gróźb. Wyznaczono nagrody pieniężne i w naturze za głowę każdego złapanego Żyda, przy czym odzież i rzeczy złapanych należały również do łapaczy. W Małopolsce Zachodniej, na przykład w Borku Fałęckim, w Wieliczce, w Bochni i Swoszowicach dawano po 500 złotych, 1 kg cukru za głowę złapanego Żyda. Rezultat tej akcji był bardzo pomyślny dla Niemców. Ludność miejscowa masowo wydawała Żydów w ręce Niemców, którzy takich «zbrodniarzy» rozstrzeliwali bez pardonu. Obok nagród Niemcy stosowali system kar za ukrywanie Żydów. Zarządzenia o karze śmierci za taką «zbrodnię» ukazywały się każdorazowo po przystąpieniu do akcji likwidacyjnej Żydów w danej miejscowości”¹⁰. Cytat ten jest szczególnie na miejscu, gdyż dotyczy terenów, które stanowią pole badawcze mojego studium.Teren badawczy: powiat Dąbrowa Tarnowska
Terenem badawczym niniejszego studium jest powiat Dąbrowa Tarnowska. Wybór podyktowały z jednej strony dość obfite źródła dotyczące interesującego nas okresu, a z drugiej — typowo rolniczy charakter tego powiatu i jego przedwojenna struktura etniczna. Zacznijmy od przedstawienia powiatu dąbrowskiego, zarówno od strony geografii ludzkiej, jak i geografii tout court.
Powiat Dąbrowa Tarnowska, położony na wschodzie województwa małopolskiego i bezpośrednio na północ od Tarnowa, był przed wojną — i jest do dzisiaj — powiatem typowo rolniczym. Na północy granica powiatu przebiega wzdłuż Wisły, a na zachodzie — Dunajca. W 1939 r. 74 procent powierzchni powiatu stanowiły obszary rolnicze, reszta przypadała na nieużytki oraz lasy. Rolnictwo było szczególnie rozwinięte na zachodzie powiatu, gdzie znajdują się niezwykle żyzne ziemie — mady. W skład powiatu wchodziło 101 wsi, a na potrzeby administracji sądowej powiat dodatkowo został podzielony na dwa okręgi — w Dąbrowie oraz w Żabnie. Według Skorowidza miejscowości Rzeczypospolitej Polskiej z roku 1925¹¹ na terenie powiatu dąbrowskiego mieszkało wówczas 63 717 osób, w tym 4815 Żydów. W miastach powiatu mieszkało 3888 ludzi, w tym 2460 Żydów, podczas gdy na wsiach odpowiednio 59 829 i 2355 osób. Według spisu powszechnego z 1931 r. powiat zamieszkiwało 66 678 ludzi¹², w tym 4807 Żydów, przy czym 8484 osoby, w tym 3012 Żydów, mieszkały w miastach. Ludność wiejska liczyła 58 194 osoby, w tym 1795 Żydów. Innymi słowy, na wsi mieszkało około 87 procent ludności powiatu — więcej o tym dalej. W skład powiatu wchodziły dwie osady na prawach miejskich: Dąbrowa Tarnowska oraz Żabno, z tym że to ostatnie od dużych wiosek różniło się raczej statusem prawnym niż wielkością. Szczucin, dość znaczna osada w powiecie, utracił prawa miejskie w 1934 r. w wyniku spadku liczby ludności. Najliczniejsze były zaś niewielkie wsie, liczące poniżej 500 mieszkańców; dużych wsi (powyżej 1000 mieszkańców) było wówczas siedem, w tym największa, zamieszkana przez ponad 3400 osób, Radgoszcz. W skład powiatu wchodziło siedem gmin: Dąbrowa Tarnowska, Bolesław, Gręboszów, Mędrzechów, Olesno, Radgoszcz oraz Szczucin. Wyliczenie to jest o tyle istotne, że powiat dąbrowski — jako jednostka administracyjna — został przez Niemców zniesiony, zachowali oni natomiast strukturę tamtejszych gmin (o przekształceniach administracyjnych piszę w rozdziale o pierwszych latach okupacji). Warto na koniec dodać, że powiat dąbrowski jest powiatem granicznym — po drugiej stronie Wisły zaczynają się tereny byłego zaboru rosyjskiego¹³. A to z kolei przesądziło o zasadniczych różnicach w rozwoju stosunków polsko-żydowskich we wsiach regionu.Źródła
Jeżeli chodzi o materiały archiwalne dotyczące Powiśla Dąbrowskiego, to dysponujemy względnie dobrze zachowanymi podstawami źródłowymi pozwalającymi odtworzyć losy miejscowych Żydów w latach okupacji. Odnosi się to również do interesującego mnie okresu po masowych wywózkach do obozu zagłady w Bełżcu, latem–jesienią 1942 r. W celu jak najwierniejszego odtworzenia realiów okupacyjnych ucieknę się do zabiegu, który można nazwać „triangulacją pamięci”. W książce oparłem się na trzech rodzajach źródeł naświetlających te dramatyczne lata z bardzo odmiennych punktów widzenia. Z jednej strony wykorzystałem relacje Żydów, którzy wojnę przeżyli w ukryciu, na terenie powiatu. Relacje te, złożone wkrótce po wojnie w wojewódzkich oddziałach Centralnego Komitetu Żydów w Polsce (CKŻP), zostały nieco później zdeponowane w Żydowskim Instytucie Historycznym i dziś znajdują się w zespołach 301 i 302. Trochę późniejsze relacje ocalałych Żydów zostały sporządzone w Izraelu i znajdują się w zbiorach Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie, w zespołach O33 i O3. W sumie w zespołach ŻIH i Yad Vashem znaleźć można osiemnaście relacji żydowskich z interesującego nas obszaru. Są to materiały o ogromnym znaczeniu dla historyka, zwłaszcza jeśli można je zestawić z polskimi materiałami sądowymi z późnych lat czterdziestych. Mowa tu przede wszystkim o procesach toczonych na podstawie Dekretu o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego z 31 sierpnia 1944 r. (tzw. dekret sierpniowy). Szczególnie uważnie przyjrzymy się właśnie tym „zdrajcom Narodu Polskiego”, gdyż zaliczono do nich również ludzi prześladujących, mordujących bądź też wydających w ręce Niemców współobywateli pochodzenia żydowskiego. Wszelkie działania — jak wówczas pisano — które ułatwiały Niemcom prowadzenie polityki wyniszczenia obywateli polskich wyznania mojżeszowego czy też narodowości żydowskiej, uznawano za formę kolaboracji z okupantem. W latach 1945–1946 sprawy z dekretu sierpniowego wchodziły na wokandy specjalnych sądów karnych, których orzecznictwo oraz tryb postępowania odbiegały od orzecznictwa zwykłych sądów. Od końca 1946 r. sprawy „sierpniowe” trafiały już do normalnych sądów okręgowych, a po apelacji — do sądów apelacyjnych i na koniec — w szczególnie trudnych sprawach — do samego Sądu Najwyższego. Interesujące nas tu materiały sądowe zostały wytworzone przede wszystkim przez krakowski Sąd Apelacyjny (SAKr) oraz — w mniejszym stopniu — krakowski Sąd Okręgowy (SOKr)¹⁴. W zupełnie wyjątkowych sytuacjach będę sięgać po materiały Specjalnego Sądu Karnego w Krakowie — zazwyczaj w wypadku dochodzeń toczonych przeciwko niemieckim oskarżonym. W zespołach krakowskich sądów znajduje się 45 spraw dotyczących przestępstw popełnionych na Żydach ukrywających się na terenie powiatu dąbrowskiego. Do podstawy badawczej włączono również 56 teczek zawierających materiały odnoszące się do spraw z najbliższej okolicy, z sąsiednich powiatów. Dochodzenia „dąbrowskie” dotyczą ponad dwustu podejrzanych, a do tego dochodzą zeznania ponad tysiąca świadków. Prawie wszystkie dochodzenia inicjowane były z donosu bądź też „poufnej informacji”, która wpłynęła do lokalnych organów Milicji Obywatelskiej i Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. W czterech jedynie przypadkach dochodzenia toczyły się z powództwa ocalałych Żydów, którzy zdecydowali się wytoczyć sprawy ludziom podejrzewanym o zamordowanie lub wydanie w ręce Niemców ich najbliższych bądź znajomych. Należy tu jednak zaznaczyć, że omawiane procesy toczyły się w latach 1948–1950, wtedy kiedy ogromna większość Żydów ocalonych z Zagłady zdążyła już opuścić Polskę. Ci, którzy pozostali, podjęli świadomą decyzję adaptacji do nowej rzeczywistości i — co zrozumiałe — jak najdalsi byli od oskarżania swoich sąsiadów o wojenne zbrodnie na Żydach. Szczególnej wagi nabrały wobec tego zeznania tych nielicznych ocalonych Żydów, którzy nadal mogli świadczyć przez sądem i uwiarygodnić w oczach sądu wersję wydarzeń podawaną przez oskarżonych. Sam mechanizm został dość wnikliwie opisany w odniesieniu do Jedwabnego, gdzie kilku pozostałych przy życiu Żydów powodowanych strachem świadczyło na korzyść polskich sąsiadów. Dość wymowny jest tu przykład Marianny Ramotowskiej (Racheli Finkelsztejn) z Radziłowa, która nie tylko zachowała milczenie w sprawie jedwabieńskiego mordu, ale na dodatek zapewniała w powojennych sądach alibi swoim aryjskim sąsiadom. Podobnie działo się i w Tarnowskiem — w taki sam sposób zachowywało się tam przynajmniej dwóch Żydów, którzy ocaleli w okolicy Dąbrowy. Typowa teczka Sądu Apelacyjnego liczy od dwustu do pięciuset stron, na które składają się materiały dochodzeniowe (zeznania świadków, przesłuchania podejrzanych, donosy itp.), protokoły kolejnych rozpraw, sentencje wyroków, apelacje do Sądu Najwyższego, listy z prośbami o ułaskawienie, decyzje prezydenta, zbiorowe listy w obronie skazanych oraz znacznie późniejsze prośby o zatarcie wyroków. Ponadto wykorzystałem kilkadziesiąt innych spraw toczonych przed krakowskim Sądem Apelacyjnym, dotyczących Tarnowa i okolic bezpośrednio sąsiadujących z powiatem dąbrowskim. Ze względu na specyfikę tych dwóch rodzajów źródeł zdecydowałem się zachować ich oryginalną pisownię. Wyjątek stanowią poprawki interpunkcyjne, ułatwiające zrozumienie treści.
Trzecim typem źródeł archiwalnych, pomocnych w pracy nad tym okresem i nad tym obszarem, są dokumenty niemieckie, zwłaszcza przesłuchania niemieckich żandarmów oraz gestapowców czynnych podczas wojny w Tarnowie i okolicach. Po części pochodzą one z państwowych archiwów niemieckich (Bundesarchiv), z filii w Ludwigsburgu (której zadaniem jest gromadzenie materiałów dotyczących przestępstw hitlerowskich), a po części ze zbiorów Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (GKBZpNP) znajdujących się w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. W wypadku materiałów niemieckich chodzi przede wszystkim o dochodzenia prowadzone w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przez prokuratury w Dortmundzie, Bochum i Kolonii w sprawie wymordowania Żydów Tarnowa i Dąbrowy. Zasadniczy problem związany z tymi materiałami polega nie tyle nawet na dość późnej dacie ich wytworzenia, ile na specyficznych warunkach, w jakich dane im było powstać. Z jednej strony zeznawali sprawcy (niejednokrotnie zasłużeni wówczas pracownicy państwowi RFN, wysocy oficerowie policji, sędziowie itp.), których celem było zminimalizowanie własnej odpowiedzialności. Dochodzenia toczyły się ospale, prowadzone bez specjalnego entuzjazmu przez prokuratorów, którym najwyraźniej myliły się egzotyczne nazwy i pojęcia dotyczące odległych stron Kreishauptmannschaftu Tarnów. Nie są to materiały pozbawione wartości, lecz w celu wyłuskania konkretów należy zestawić ze sobą i porównać zeznania znacznej liczby niemieckich oskarżonych. Z drugiej strony w procesach „ludwigsburskich” pojawiali się świadkowie, Polacy i Żydzi, przesłuchiwani w Polsce i w Izraelu. Zeznania Żydów (prawie wszyscy wyjechali z Polski w latach 1946–1948) zasadniczo pokrywają się wiernie z tym, co zeznali oni zaraz po wojnie w żydowskich komisjach historycznych. Inaczej ma się sprawa z zeznaniami polskich świadków. Jeżeli porównamy zeznania z lat 1945–1950 złożone w Polsce z zeznaniami z lat 1960–1975, to widać znaczne przesunięcie akcentów i daleko idącą „korektę” narracji. Materiały zbierała w Polsce (na prośbę strony niemieckiej) Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich, a przesłuchania świadków odbywały się w asyście prokuratorów komisji. Możemy przyjąć za pewnik, że ostatnią rzeczą, jaką polscy prokuratorzy z Głównej Komisji przekazaliby w ręce Niemców prowadzących dochodzenia przeciwko innym Niemcom podejrzanym o wymordowanie Żydów, byłyby zeznania w jakikolwiek sposób obciążające obywateli polskich bądź też sugerujące ich współudział w popełnieniu tych zbrodni. Tytułem przykładu rzućmy okiem na mord dokonany na Mendlu Koglu, zamożnym młynarzu z Bolesławia, dużej wioski położonej niedaleko Wisły na północ od Dąbrowy. Jedyne, co nie ulega wątpliwości, to fakt, że Kogel został zamordowany przez niemieckiego żandarma wiosną 1943 r. W 1945 r. z obozów koncentracyjnych powrócili do Bolesławia dwaj synowie młynarza, zaczęli się dopytywać o losy ojca, a potem podzielili się swoimi ustaleniami z prokuraturą w Dąbrowie¹⁵. W wyniku śledztwa ustalono, że błąkającego się wokół wioski Mendla Kogla złapali miejscowi chłopi, po czym odstawili go na żandarmerię. Wójt Bolesławia zeznał wówczas: „Dudek zauważył że ww. żydka nie ma i udał się za nim na poszukiwania, w czasie poszukiwania znalazł ukrytego żydka w stajni i doprowadził go na posterunek PP w Bolesławiu tego samego dnia ww. żydek został zastrzelony przez żandarmerię”¹⁶. A potem, przed zakopaniem zwłok w lesie, chłopi wybili zamordowanemu Koglowi łopatą złote zęby¹⁷. Tyle zeznanie z roku 1949. Dwadzieścia lat później, w czerwcu 1969 r., Główna Komisja dowiedziała się od przesłuchiwanego mieszkańca Bolesławia, że pewnego razu w wiosce pojawił się wycieńczony Żyd Mendel Kogel, który już sam nie miał siły się ukrywać. Polacy radzili mu, żeby się ukrył, ale ów nie miał ochoty i zginął z rąk policjanta Neureitera¹⁸. Taką też wersję wydarzeń posłano wówczas do Niemiec. Jeżeli chodzi o samą śmierć bolesławskiego młynarza, obie wersje są do siebie bardzo podobne i w obu mordercą jest niemiecki policjant. Tu jednak podobieństwa się kończą, stawiając przed historykiem całe mnóstwo trudnych pytań dotyczących kwestii współudziału, motywacji oraz stopnia inicjatywy własnej wykazanej przez miejscową ludność biorącą udział w wyłapywaniu Żydów. Są to pytania, z którymi będziemy borykać się na wielu stronach tej książki.
Oprócz tych trzech rodzajów wymienionych źródeł wykorzystałem publikacje historyczne dotyczące Tarnowa i okolic, prasę lokalną oraz materiały archiwalne z okresu przedwojennego. Dane zaczerpnięte z żydowskich, polskich i niemieckich materiałów pozwalają prześledzić losy 277 Żydów, którzy po likwidacji gett próbowali się ukrywać na terenie powiatu dąbrowskiego. Z tej liczby do końca wojny dotrwało 38 osób, a 239 spośród nich zginęło w latach 1942–1945. Badanie okoliczności ich życia i śmierci pozwoli nam poznać i zrozumieć mechanizmy wyszukiwania Żydów stosowane przez Niemców, strategie przetrwania wykorzystywane przez ukrywających się oraz nastawienie miejscowej ludności do żydowskich rozbitków.Stosunki polsko-żydowskie na terenie powiatu dąbrowskiego w przededniu II wojny światowej
Na samym wstępie trzeba zaznaczyć, że ze względu na skład narodowościowy powiat dąbrowski w przededniu wojny nie odznaczał się niczym szczególnym. Pod koniec lat trzydziestych Żydzi stanowili tu około 8 procent ludności. Większość z nich mieszkała w samej Dąbrowie Tarnowskiej, lecz prawie 2 tys. — w okolicznych wioskach, gdzie prowadzili tryb życia niewiele różniący się od polskich chłopów. W Galicji — w odróżnieniu od Kongresówki — już od końca XVIII w. Żydzi mogli nabywać ziemię i osiedlać się na roli, skutkiem czego wykształciła się specyficzna grupa Żydów rolników, których na próżno by szukać na Mazowszu, Podlasiu czy Kielecczyźnie¹⁹. W Galicji Wschodniej istniał nawet Małopolski Związek Rolników (Żydów). Gdzie indziej, choć udział procentowy ludności żydowskiej był o wiele wyższy, koncentrowała się ona w miastach i w miasteczkach, a jej kontakty ze wsią opierały się w zasadzie wyłącznie na wymianie usług oraz na handlu. W literaturze przedmiotu często podkreśla się fakt, że wyobcowanie Żydów ze społeczeństwa polskiego wynikało nie tylko z odmienności religii, języka, obyczajów, kultury, lecz było też bezpośrednio powiązane z separacją zawodową i przestrzenną. Żydzi, zaangażowani w drobny handel oraz w rzemiosło, z rzadka jedynie wchodzili w bezpośrednie, sąsiedzkie relacje z polskimi chłopami. Tymczasem w Małopolsce sytuacja wyglądała inaczej. Obok Żydów mieszkających w miasteczkach (w naszym wypadku — w Dąbrowie Tarnowskiej) widać również tysiące Żydów mieszkających w wioskach, w których prowadzili życie niewiele odbiegające od życia sąsiadów chrześcijan. Ten dość szczególny aspekt polsko-żydowskiej koegzystencji pozwoli nam prześledzić wpływ sąsiedztwa na kształtowanie się nastawienia do Żydów w czasach Zagłady.
Zacznijmy od danych statystycznych. Jak już wspomniałem, w 1925 r. ukazał się niezwykle szczegółowo udokumentowany tom Skorowidza miejscowości Rzeczypospolitej Polskiej, poświęcony temu regionowi, oparty na danych pierwszego spisu powszechnego z 1921 r. Skorowidz jest zarazem jedyną przedwojenną publikacją, która nie poprzestaje na podaniu liczby ludności powiatu czy też głównych miast powiatu, lecz rozbija dane spisu na poszczególne wioski. Co więcej, Skorowidz pozwala zlokalizować mniejsze skupiska dąbrowskich Żydów. Choć wiadomo, że do wybuchu wojny liczba ludności żydowskiej się nieco zwiększyła, to dane z 1921 r. pozostają nieocenione, jeśli chodzi o oznaczenie miejsc, które zasługiwać będą na szczególną uwagę badawczą²⁰. Zgodnie z przedwojennym podziałem administracyjnym tabela najpierw obejmuje miejscowości wchodzące w skład okręgu sądowego Dąbrowa Tarnowska, a potem — okręgu sądowego Żabno (oba okręgi wchodziły w skład powiatu dąbrowskiego). W tabeli zamieściłem jedynie te miejscowości, w których mieszkało więcej niż 10 osób wyznania mojżeszowego.
Tabela 1
Ludność powiatu dąbrowskiego: Polacy i Żydzi, 1921 r.
Miejscowość
Mieszkańcy (ogółem)
Ludność wyznania mojżeszowego
A. Okręg sądowy Dąbrowa Tarnowska
Dąbrowa Tarnowska (powiat²¹)
63 711
4 815
Dąbrowa Tarnowska (miasto)
2 660
1 306
Bagienica
1 449
118
Bolesław
657
74
Brnik
650
37
Brzezówka
570
21
Delastowice
393
11
Dąbrówki Breńskie
709
13
Grądy
742
29
Gruszów Wielki
1 251
17
Lipiny
449
11
Luszowice
1 649
68
Łęka Szczucińska
376
13
Małec
574
31
Mędrzechów
1 151
36
Olesno
764
52
Podborze
457
12
Podkościele
655
69
Radgoszcz
3 322
188
Radwan
844
28
Ruda-Zazamcze
734
34
Samocice
1 067
23
Skrzynka
640
47
Słupiec
1 095
31
Szczucin (miasto)
1 358
491
B. Okręg sądowy Żabno
Żabno
1 228
361
Bieniaszowice
330
21
Biskupice
291
26
Borusowa
534
35
Czyżów
106
29
Demblin
538
34
Gręboszów
557
22
Jadowniki Mokre
1 324
29
Karsy
429
54
Kłyż
517
21
Lubiczko
415
13
Miechowice Małe
589
22
Miechowice Wielkie
756
15
Nieciecza
703
11
Otfinów
793
30