Julka – mała weterynarka. Tom 1. Piżama party dla zwierząt - ebook
Julka – mała weterynarka. Tom 1. Piżama party dla zwierząt - ebook
Edukacyjna seria o przygodach Julki, która pomagając mamie weterynarce zdobywa wiedzę o zwyczajach wielu gatunków zwierząt. Cześć! Jestem Julka. Mam dziesięć lat. I jestem już prawie weterynarką! Moja mama leczy zwierzęta, a ja przyglądam się jej pracy i często w niej pomagam. Obie z moją najlepszą przyjaciółką, Chelsea, kochamy zwierzęta. Mam psa Lokiego i dwie świnki morskie, ale potrzebujemy więcej różnych podopiecznych, żeby zdobyć doświadczenie. Dziś wpadłyśmy na świetny pomysł – zorganizujemy piżama party dla zwierząt! Oczywiście nie ma po co mówić o tym rodzicom… Bo czy coś może pójść nie tak, gdy w domu przenocuje trochę więcej zwierzaków?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8271-232-2 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jestem prawie weterynarką
– Trzymaj ją mocno, Chelsea. O tak… świetnie.
Pochylam się nad małymi stópkami Pysi i delikatnie klikam nożyczkami: ciach, ciach, ciach. Wszędzie rozsypują się pazurki. Pysia protestuje głośnym piskiem.
– Och, Julka, jesteś taka zręczna – chwali mnie Chelsea. – Gdzie się nauczyłaś tak zgrabnie przycinać pazurki świnkom? Nie wiedziałabym, na jaką długość można je obciąć.
– Cóż, to część pracy weterynarza, Chelsea. To bywa trudne, ale jak wiesz, jestem prawie weterynarką i mama pokazała mi, jak to robić. Zobacz, mam w notatkach rysunek.
Sięgam po swój Zestaw weterynarki. Kiedyś było to pudełko na sprzęt wędkarski mojego taty, ale prawie go nie używał, więc przełożyłam jego rzeczy do kartonowego pudła. Myślę, że nawet się ucieszy, bo będzie mu łatwiej wszystko znaleźć, kiedy w końcu wybierze się na ryby.
Grzebię przez chwilę w przyrządach i wyławiam z dna mój „Dziennik weterynarki”.
– O tutaj – wskazuję – widzisz macierz w paznokciu? Nie wolno ciąć tej części.
Chelsea wyraźnie jest pod wrażeniem. Z czułością głaszcze grubą świnkę, która siedzi jej na kolanach.
– Fajnie masz, że mieszkają z tobą Pysia i Lulu, i jeszcze pies – wzdycha. – Mama mówi, że jej za domową menażerię wystarczy czterech nastoletnich synów. Nie pozwala mi na żadne zwierzęta w domu. To takie niesprawiedliwe…
Chelsea mieszka w sąsiedztwie dopiero od kilku miesięcy, ale wiem, że zostaniemy bliskimi przyjaciółkami. Ma czterech starszych, bardzo hałaśliwych braci. Gdy widzę ich mamę, zawsze dźwiga kosz pełen prania, wygląda na zmęczoną, a jej wzrok mówi: „Nie zawracaj mi głowy!”, albo jeszcze gorzej: „Co znowu?”.
– Nie wiem, jak dajesz radę żyć w tym hałasie. Słychać aż u mnie, kiedy się kłócą. – Przychodzi mi na myśl mój młodszy brat. – Maks chyba nie jest aż taki zły z tymi swoimi plastikowymi dinozaurami… przynajmniej na razie. Dziwię się tylko, że ma ich już tyle, a mama wciąż mu kupuje nowe. Ale kiedy ja chcę nowe zwierzątko, zawsze odmawia… – Nagle, jakby na życzenie, do naszych uszu dociera ryk dinozaura z wnętrza domu.
Pędem przebiega koło nas Loki, mój cocker spaniel. Zatrzymuje się, żeby podrapać głową o drzewo. Nie podoba mu się bandaż, którym ma owinięte uszy, ale musi się do niego przyzwyczaić.
– Jak długo będzie nosił opatrunek? – pyta Chelsea.
– Dopóki uszy mu nie przeschną. Wiesz, u psów z długimi uszami często zdarzają się infekcje.
Pochylam się i wącham ucho Lokiego.
Chelsea zasłania dłonią usta i wygląda, jakby miała zwymiotować.
– Fuj! Co ty robisz?
– Sprawdzam, czy nie pachnie bakteriami. To pierwsza oznaka choroby.
Przewracam kartkę w „Dzienniku weterynarki” i zapisuję wnioski.
– No, gotowe. Weźmy je teraz na spacer. – Odrzucam czarny lok, który opadł mi na czoło, i spinam porządnie włosy w wysoki kucyk. – Chcesz pchać wózek czy prowadzić Lokiego?
Idziemy wzdłuż ulicy. Chelsea pcha stary głęboki wózek ze świnkami morskimi zwiniętymi w kłębek. Ja prowadzę na smyczy mojego dziwnie ustrojonego psiaka. Niestety najchętniej obsiusiałby każdą mijaną bramę.
– Chelsea, wiem, że ty nie masz żadnych zwierząt, więc może dla ciebie to brzmi, jakbym marudziła, ale ja naprawdę potrzebuję ich więcej. O wiele więcej! Jeśli mam być weterynarką, muszę poznać różne zwierzęta, żeby się na nich uczyć. Czy to brzmi sensownie?
– Oczywiście – przyznaje Chelsea.
– Więc czemu moi rodzice tego nie rozumieją? To beznadziejne…
Chelsea kiwa głową.
– A jeśli ja mam być słynną treserką i fryzjerką zwierząt, też muszę mieć na kim ćwiczyć.
Już mam odpowiedzieć, kiedy nagle Loki wyrywa do przodu, a potem gwałtownie się zatrzymuje. Zauważył hotel dla zwierząt, który zawsze chce dokładnie obniuchać.
– Och! – woła Chelsea. – Zamknięte! I co teraz ludzie będą robili ze swoimi zwierzętami, kiedy wyjadą na wakacje? Czy są tu inne hotele dla zwierząt?
– Nie. Ale… – Na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
– Czemu się śmiejesz? To chyba zła wiadomość?
– Chelsea, wpadłam na świetny pomysł. Nasi rodzice nie pozwalają nam mieć więcej zwierząt. Ale nikt nie powiedział, że nie możemy zajmować się pupilami innych ludzi.
– Julka, ale ty masz głowę! Nic dziwnego, że jesteś prawie weterynarką!Julka ma zostać przez cały tydzień na farmie Maisy i nie może się doczekać. Nie ma pojęcia o karmieniu śmierdzących świnek, narodzinach owieczek czy ratowaniu cielaczka. Tak naprawdę życie na farmie wygląda zupełnie inaczej, niż Julka to sobie wyobrażała…
Kiedy las tropikalny staje w płomieniach, Julka chce pomóc. Każdego dnia znajdują się kolejne bezdomne dzikie zwierzęta. Julka nigdy nie miała tyle pracy! A gdy trzeba będzie je odesłać z powrotem do buszu, czy będzie potrafiła to zrobić?…