Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Just one call - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
11 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Just one call - ebook

Czy ich zamrożone serca otworzą się na gorące uczucie?

Isey Ward nie spodziewała się, że znajdzie bratnią duszę w jednym z zawodników drużyny hokejowej, której trenerem jest jej ojciec. Gdy ten prosi ją, aby przeprowadziła ankietę wśród członków zespołu, ku swojemu zaskoczeniu spotyka tam wspaniałego i jednocześnie złamanego chłopaka, który już wkrótce zawróci jej w głowie.

Nick Lowen twierdzi, że hokej jest sensem życia, a prawdziwe związki nie są dla niego. Jednak wszystko zmienia się, gdy spotyka córkę swojego trenera i siostrę najlepszego przyjaciela, która urzeka go od pierwszego spojrzenia.

Jedno spotkanie połączyło ich niewidzialną nicią, gdy okazało się, że rozumieją się bez słów.

Obydwoje tak samo zranieni. Obydwoje tak samo samotni.

I obydwoje tak samo pragnący miłości.

Ta historia jest naprawdę SWEET. Sugerowany wiek: 16+

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8371-550-6
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Idealne rozpoczęcie dnia

Nick

Już o siódmej piętnaście mogę powiedzieć, że ten dzień będzie totalną porażką.

Stłukłem mój ulubiony kubek, przywaliłem w kant drzwi małym palcem u stopy, upuściłem na tę samą stopę patelnię, gdy robiłem jajecznicę na śniadanie, a teraz jeszcze ta wiadomość.

Od: Kelly

Mam już tego dość, Nick. Brakuje mi czegoś w naszym związku. Nie dajesz mi szczęścia, którego potrzebuję. Przepraszam.

Wpatruję się tępo w wiadomość od mojej byłej już dziewczyny Kelly, a ból stopy idzie w zapomnienie. Mocno zaciskam palce na krawędzi telefonu i próbuję zrozumieć, co tak właściwie czuję. Ale nie czuję nic. W moim sercu panuje pustka.

To było do przewidzenia.

W ciszy wsuwam telefon do kieszeni bluzy i dopijam poranną kawę. Wstawiam kubek do zlewu, chwytam za sportową torbę i ignorując pulsowanie w nodze, wychodzę z mieszkania. Wszystko robię machinalnie, moje myśli zostały nagle zasnute mgłą.

Nigdy się nie łudziłem, że związek z Kelly to będzie coś niesamowitego. Zdaję sobie sprawę, że pociągała ją tylko moja sława i pieniądze. A gdy poznała mnie bliżej, stwierdziła, że to nie dla niej. Że jej nie wystarczam.

To i tak cud, że wytrzymała ze mną pół roku. Choć przez ten czas bardzo rzadko bywaliśmy sam na sam, tylko na początku naszej znajomości. Później spotykaliśmy się w większej grupie, tak aby Kelly mogła pokazać się u boku znanego hokeisty. Tu imprezy po meczu, tam wizyta u jej znajomych… Wszystko robiła na pokaz. A mnie to w pewnym sensie odpowiadało. Nie musiałem się w nic angażować, mówić o uczuciach i słuchać głupich pytań kolegów z drużyny, kiedy wreszcie się z kimś zwiążę na stałe.

Od samego początku przeczuwałem, że to nie przetrwa, i sam nie wiem, dlaczego ciągnąłem to tak długo. Przecież nikt nie potrafi zostać przy mnie na dłużej niż kilka miesięcy. Kelly jest tego idealnym dowodem. Nie mam pojęcia, co jest ze mną nie tak, ale skoro nawet ona, choć liczyły się dla niej tylko drogie randki i sława, odeszła, coś musi być na rzeczy.

I niby jak mam wierzyć w miłość, skoro przez całe dwadzieścia cztery lata mojego życia nie związałem się z nikim na poważnie i nigdy nie poczułem tego czegoś? Wątpię, że kiedykolwiek to poczuję.

Wrzucam torbę na tylne siedzenia mojego samochodu i z głośnym westchnięciem opadam na fotel kierowcy. Zaciskam zęby, a moją twarz wykrzywia grymas, kiedy wciskam sprzęgło obitą stopą. Cholera, mogłem przyłożyć sobie na to lód. Jak ja niby chcę dziś trenować?

Kilka minut później jestem już pod klubowym lodowiskiem. Od razu ruszam w stronę szatni, gdzie czeka już banda wzajemnie się przekrzykujących hokeistów. Bez słowa podchodzę do swojej szafki i zaczynam się przebierać. Chłopaki co chwila mnie zagadują, odpowiadam im jednak tylko półsłówkami, nie potrafiąc się na niczym skupić. W dodatku stopa boli mnie coraz bardziej, gdy mocno zawiązuję łyżwy. Wzdycham po raz kolejny, nie mając dzisiaj na nic ochoty. Najchętniej walnąłbym się do łóżka i przeleżał w nim cały dzień.

Podczas rozgrzewki próbuję się nie krzywić i nie pokazywać, że coś jest nie tak, a zamiast tego skupić się na grze, jednak trening również nie przebiega tak, jak powinien, bo już po kilku minutach trener woła mnie do siebie. Klnąc pod nosem, zmierzam w jego stronę.

– Tak, trenerze? – pytam, zatrzymując się przy bandzie.

Mężczyzna patrzy na mnie karcąco i zakłada ramiona na piersi.

– Jadłeś dzisiaj śniadanie? Ociągasz się na lodzie gorzej niż moja osiemdziesięcioletnia matka – rzuca ze śmiechem.

Tak się składa, że odechciało mi się tej jajecznicy, gdy patelnia dotknęła mojej stopy.

– Przepraszam – mamroczę, ledwo się powstrzymując przed przewróceniem oczami. – Wiem, że daję dziś ciała.

– Nick, na pewno wszystko gra? – Trener patrzy na mnie wzrokiem zatroskanego ojca.

Nienawidzę tego.

Burcząc coś niezrozumiałego pod nosem, kiwam głową i wracam do gry. Nie chcę dłużej prowadzić tej niezręcznej konwersacji. Próbuję wyrzucić z głowy myśli o Kelly, ale nie potrafię. Czy ja naprawdę jestem aż takim przegrywem i nudziarzem? Sądziłem, że po jakimś czasie dojdziemy do kompromisu i uznamy, że to nie ma sensu, po czym rozejdziemy się w swoje strony, nie raniąc się przy tym wzajemnie. Chyba się przeliczyłem.

Dwie godziny później kończę trening kompletnie z siebie niezadowolony. Za miesiąc zaczynamy nowy sezon, a ja gram, jakbym dopiero co wszedł na lód po trzyletniej przerwie. Zresztą chłopaki też się dzisiaj nie popisali umiejętnościami. Wchodzę do szatni jako ostatni i powoli kieruję się w stronę ławki, po czym opadam na nią z głośnym westchnięciem. Rozglądam się wokół i jedyne, co widzę, to niezadowolone miny hokeistów. W pomieszczeniu słychać tylko szum wody i ciche rozmowy między zawodnikami.

Już dawno nie było między nami tak ciężkiej atmosfery. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że jeżeli się nie zepniemy i nie przyłożymy do treningów, już na początku sezonu spadniemy na sam dół tabeli.

– Jak tam, stary? – Frost klepie mnie po plecach. – Jakiś marudny jesteś.

– Zjebany poranek – burczę w odpowiedzi.

Frost jest naszym kapitanem, odkąd dołączyłem do drużyny dobre kilka lat temu. I w pełni zasłużył sobie na to miano. Ludzie gadają, że został kapitanem, ponieważ jest synem trenera, ale to kompletne bzdury. Jest naprawdę wspaniałym zawodnikiem i urodzonym liderem. Poradził sobie z prowadzeniem drużyny nastolatków, a gdy przeszliśmy na zawodowstwo, nie poddał się, tylko jeszcze bardziej przyłożył do swojej funkcji. Zawsze daje z siebie sto procent, a my bierzemy z niego przykład. Już nie raz podniósł nas na duchu przedmeczową przemową.

– Właśnie widzę, jak często się krzywisz. – Przysiada obok mnie, mając na sobie tylko ręcznik. – Co jest?

Unoszę głowę i spoglądam na jego zaniepokojoną twarz. Frost to chyba najbardziej rozchwytywany zawodnik w naszej drużynie. Ciemne włosy i oczy, pokaźne mięśnie i miano kapitana powalają na kolana większość kobiet. Dziewczyny lgną do niego jak ćmy do światła. Tyle że on już od prawie dziesięciu lat jest zajęty. I nie zamierza tego zmieniać.

Zdejmuję z siebie skarpety i przygryzam dolną wargę na widok ogromnego siniaka na lewej stopie.

– Kurwa, co to jest? – Przyjaciel się pochyla, aby lepiej widzieć nogę. – Gdzieś ty się tego dorobił?

– Upuściłem rano patelnię…

– I z czymś takim przyszedłeś na trening? – pyta z niedowierzaniem. Prawie się kulę, czując na sobie jego przeszywające spojrzenie pełne niezadowolenia. – Jak ty w ogóle założyłeś łyżwy?

– To nic takiego – próbuję go zbyć, ale nie daje za wygraną i woła Isaaca, swojego zastępcę, aby ten przyniósł mi lód.

Po chwili do szatni przychodzi także trener, zaniepokojony krzykami swojego syna. Jęczę, gdy widzę przed sobą jego postawną sylwetkę. Zakłada ręce na piersi i patrzy na mnie z góry.

– Czy ty masz choć odrobinę oleju w głowie, Lowen?

Odbieram od Isaaca żelowy kompres i schylam się, aby przyłożyć go do stopy. Dzięki temu nie muszę oglądać dezaprobaty wypisanej na twarzy trenera.

– To tylko głupi wypadek, przecież przejdzie. – Przewracam oczami. – Nawet nie boli.

Frost głośno prycha, a ja piorunuję go wzrokiem. Nie mam ochoty na tyrady i próby besztania mnie. Wiem, co zrobiłem, i gdyby było naprawdę źle, tobym tu przecież nie przyszedł.

– Idź pod prysznic, a potem Frost odwiezie cię do domu. – Otwieram usta, aby zaprotestować, ale rezygnuję. To nic nie da, a oni zrobią wszystko, aby postawić na swoim.

Kuśtykam do łazienki, a potem narzucam na siebie dres i resztę ubrań, chwytam torbę i powoli idę w kierunku czekającego na mnie Frosta. Opiera się o ścianę przy drzwiach i energicznie stuka palcami po ekranie. Staję przed nim, ale on nawet mnie nie zauważa. Wzrok ma wbity w telefon.

– Idziemy? – wyrywam go z letargu.

– Tak, już – mamrocze.

Chowa komórkę do kieszeni spodni i otwiera drzwi. Chwyta pasek mojej torby i zanim zdążę coś zrobić, jest już przy głównych drzwiach. Jest ode mnie wyższy prawie o głowę, jego kroki są o wiele większe od moich, a w dodatku jestem kontuzjowany, przez co nie mogę go dogonić.

– Masz zamiar poczekać? – gderam, gdy schodzę po schodach. – Albo jedź do domu. Ja wrócę sam.

– Czy ty zawsze musisz być takim gburem? – pyta, otwierając bagażnik, gdzie wrzuca nasze torby.

– Nie pokazałem jeszcze w pełni swoich umiejętności – sarkam, ale posłusznie wsiadam do jego samochodu.

Frost kręci na mnie głową i zajmuje miejsce za kierownicą. Odpala silnik, a ja opieram łokieć o szybę i przeczesuję włosy, po czym zakładam ponownie czarną czapkę tył na przód.

– Co z moim autem? – pytam po chwili ciszy.

– Przyjadę po ciebie przed treningiem, a potem wrócisz sam. – Kiwam głową bez słowa. Chcę tylko położyć się spać. – Stary, na pewno wszystko gra?

Przygląda mi się spod zmarszczonych brwi, na co wzruszam ramionami. Co mam mu niby powiedzieć? Że przybiło mnie zerwanie z dziewczyną, na której mi nawet nie zależało? Że te głupie myśli, które udało mi się jakiś czas temu zdusić, na nowo wychodzą na wierzch? Że nie boli mnie samo zerwanie z Kelly, ale słowa, których użyła? W dodatku napisała cholerną wiadomość, jakbym nie był nawet wart rozmowy w cztery oczy.

– Kelly ze mną zerwała – wyjaśniam, gdy docieramy pod mój apartamentowiec. Przy bramie kręci się portier, więc macham do niego i proszę o podniesienie szlabanu. Kilka sekund później Frost zatrzymuje się na moim miejscu parkingowym.

Dzięki temu, że gram w Toronto Mavens, mogę sobie pozwolić na naprawdę dużo. I zapewnić sobie prywatność. Na parking mogą wjechać tylko mieszkańcy, w budce obok zawsze urzęduje ochroniarz, a w holu budynku portier. Kiedy odwiedzają mnie znajomi, podaję ich dane w portierni. Dzięki temu nie muszę przynajmniej przejmować się szalonymi fankami.

– Jak to zerwała z tobą? – pyta z niedowierzaniem. – Przecież…

– Nie wyszło – wtrącam. To go ucisza, nadal jednak świdruje we mnie dziurę wzrokiem, więc dodaję: – Napisała mi, że nie dawałem jej tego, czego oczekiwała.

– Suka.

Parskam suchym śmiechem.

Ale czy to na pewno tylko jej wina? Może faktycznie nie dawałem jej tyle uwagi, ile potrzebowała. Bardzo często wymigiwałem się z różnych spotkań. Po co jej taki chłopak? Nie stanie się sławna, nigdzie się nie pokazując.

Po co ja o tym w ogóle myślę? Po co zawracam sobie głowę kimś, kto miał mnie głęboko gdzieś?

– To i tak nie miało szans.

– Nick…

– Taka prawda. – Ponownie wzruszam ramionami. – Chciała zostać „dziewczyną hokeisty”. Akurat ja byłem tym szczęśliwcem.

Czuć mój sarkazm, prawda?

– Ale wy naprawdę wyglądaliście, jakby coś między wami było – zauważa. – A ty mi mówisz, że to na pokaz?

– Najwidoczniej związki nie są dla mnie.

Frost prycha głośno.

– Byłeś z nią przez pół roku. I przez pół roku mnie okłamywałeś – mówi z niedowierzaniem. – Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.

– Okłamywałem? Proszę cię. Już na samym początku mówiłem, że i tak nic z tego nie będzie – odpieram sucho.

– Ale to trwało pół roku! – unosi się, wyrzucając ręce w powietrze. – I co? Zamierzałeś tkwić w tym, pożal się Boże, związku przez całe swoje życie? Z kobietą, której zależało tylko na sławie? Ja naprawdę myślałem, że coś do siebie czuliście!

Ledwo hamuję śmiech. Frost naprawdę opowiada niesamowite żarty.

– Jestem tak wspaniałym człowiekiem, że nawet tego nie mogę dać kobiecie – odpowiadam wypranym z emocji głosem. – Jesteśmy drugą drużyną w NHL, a ja nie potrafię zapewnić dziewczynie nawet sławy.

– Ej, stary…

– Nie dziwię się jej, szczerze mówiąc – wtrącam się. – Unikam internetu jak ognia i cenię swoją prywatność. A Kelly raz-dwa znajdzie sobie nowego naiwniaka.

Po co w ogóle mu o tym powiedziałem? Cały ten wywód jest zbędny. A on niepotrzebnie na mnie naciska.

Otwieram drzwi i wysiadam z samochodu. Zabieram swoją torbę i odchodzę bez słowa pożegnania. Frost nie idzie za mną. Gdy wchodzę do windy, zaczynają mnie dręczyć wyrzuty sumienia. To mój przyjaciel, do cholery, a potraktowałem go jak śmiecia, nie dając mu nawet dojść do słowa.

Idiota. Jebany ze mnie idiota.

Wchodzę do mieszkania i rzucam rzeczy przy drzwiach. Moje lokum może i jest małe, ale mi w zupełności wystarcza. Przedpokój, salon połączony z kuchnią, łazienka i sypialnia. Nic więcej. Mieszkam tu sam, więc nie potrzebuję nie wiadomo jak dużej przestrzeni. Inni zawodnicy mają ogromne wille, w końcu nas na to stać, ale nie rozumiem, po co komu ogromny, pusty dom, gdzie wieczory spędza się samotnie.

Wzdycham i ruszam do kuchni. Chwytam za telefon i otwieram aplikację do zamawiania jedzenia z dowozem do domu. Wybieram pizzę, mając gdzieś, że nie powinienem jej jeść. Kto mi zabroni?

Gdy wstawiam wodę na herbatę, obracam w dłoniach komórkę. Biję się z myślami, ale w końcu piszę wiadomość do Frosta. Moje palce zamierają nad przyciskiem „wyślij”, szybko jednak usuwam to, co napisałem, i wybieram numer przyjaciela, ale ten nie odbiera.

Wypuszczam ciężko powietrze i obracam się w stronę blatu, aby zaparzyć sobie herbatę. Dziesięć minut później rozbrzmiewa sygnał domofonu, więc idę do drzwi i potwierdzam u portiera, że to ja zamawiałem pizzę. Chwilę później odbieram jedzenie i siadam się na kanapie. Przykładam lód do posiniaczonej stopy i powoli jem obiad. W ciszy.

W tej cholernej ciszy.

Gdy kończę jeść, Frost nadal nie oddzwania. Osuwam się na kanapę i podkładam sobie poduszkę pod głowę. Zakładam ramię na oczy i leżę bezczynnie.

Taka jest moja codzienność. Samotność i cisza są moimi najbliższymi przyjaciółmi. Towarzyszą mi za każdym razem, gdy przekraczam próg swojego mieszkania. Tutaj mogę wreszcie zdjąć maskę z twarzy i być sobą. Zmęczonym życiem, udawaniem i graniem ról hokeistą.

Gdy jestem już na granicy snu, czuję wibracje na brzuchu. Z prędkością światła chwytam za telefon i odbieram połączenie od przyjaciela.

– Przepraszam, stary, nie powinienem się tak unosić. Zachowałem się jak dzieciak – mówię, nie czekając, aż ten się odezwie pierwszy.

– Bycie dupkiem masz w genach – słyszę jego zachrypnięty głos. – Masz szczęście, że cię lubię.

Przełykam ciężko ślinę.

– Wpadasz do nas? – dodaje. – Ja mam awarię wody, więc chwilowo jesteśmy u rodziców. Mama zrobiła zapiekankę. Podjechałbym po ciebie.

Nie zasługuję na jego przyjaźń. Najpierw na niego warczę, potem odchodzę bez słowa, a ten to ignoruje i zaprasza mnie do siebie na obiad.

Zaciskam mocno powieki, bo wiem, co nadchodzi. Nie potrafię się tego wyzbyć. Nie potrafię przestać tego robić, choć bardzo bym chciał. Nienawidzę tego, że wymiguję się od spotkań z przyjaciółmi. Nie mam pojęcia, jak to zrobić, ale czuję, że muszę nad tym popracować. Ta samotność kiedyś dociśnie mnie do ziemi, a potem będę miał do siebie ogromne pretensje, że odrzuciłem coś, co miałem na wyciągnięcie ręki.

Słowa Kelly nadal jednak przewijają się w mojej głowie i na ten moment nie mam ochoty oglądać Frosta i Ally okazujących sobie uczucia.

– Dzięki, ale już zjadłem. Położę się i zdrzemnę – rzucam wymijająco.

– Co jadłeś? – Znam go na wylot i wiem, że właśnie mruży powieki.

Przewracam na to oczami. On jako jedyny z zawodników trzyma się diety, przynajmniej tak mi się wydaje, a jego ukochanym zajęciem jest kontrolowanie nas pod tym kątem. Ignoruję jego pytanie o posiłek i mówię:

– Jeszcze raz przepraszam, Frost.

Przyjaciel wzdycha, ale nie namawia mnie dalej.

– Skoro zostaniesz w domu, to przyłóż jeszcze lód do tej stopy – mamrocze. – Do jutra, młody.

Prycham, słysząc jego słowa.

– Jestem tylko rok młodszy od ciebie – zauważam.

– Czyli jesteś dzieciaczkiem.

Przyjaciel się rozłącza, a ja nie potrafię powstrzymać cisnącego mi się na twarz uśmiechu. Cieszę się, że nie jest na mnie zły, a ta nasza mała sprzeczka została tak szybko zapomniana.

Frost bardzo często traktuje mnie jak młodszego brata. Może to zasługa tego, że zawsze chciał go mieć, a dostał tylko siostrę. Z jego opowieści wiem, że długo prosił rodziców o jeszcze jedną próbę, ale byli nieugięci. Więc obrał sobie za cel mnie. W naszej drużynie są młodsi zawodnicy, ale to ja od początku byłem jego braciszkiem.

Blokuję telefon i odrzucam go na bok. Ściągam z oparcia kanapy koc, a następnie przykrywam się nim szczelniej i przymykam oczy. Bo co innego mi zostaje, gdy jestem tu sam jak palec?Rozdział 2

Odpowiedzialne zadanie

Isey

Budzę się i mocno przeciągam, stękając pod nosem. Odsuwam na bok kołdrę i prawie zrzucam laptop, który zaplątał się w pościeli. Szybko po niego sięgam i upewniam się, czy aby na pewno go nie uszkodziłam. Otwieram szeroko oczy, gdy zauważam świecącą się zieloną diodę w rogu klawiatury. Cholera jasna, musiałam zasnąć podczas pracy i zapomniałam go wyłączyć.

Odrzucam z twarzy kosmyk włosów i włączam program do projektowania wnętrz. Z ulgą wypuszczam powietrze z płuc, kiedy okazuje się, że projekt sypialni, przez który zarwałam nockę, się zapisał.

Właśnie zaczynam trzeci rok studiów na architekturze wnętrz, a od maja pracuję razem z mamą i jej siostrą Tinną w ich własnym biurze projektowym. Zostały mi jeszcze tylko dwa lata, a później mogę w pełni się poświęcić pracy z klientami.

Mama i ciocia zaraziły mnie tą pasją, gdy miałam pięć lat. Już wtedy biegałam po domu z plastikowym młotkiem i kazałam tacie co chwilę zmieniać wystrój mojego pokoju. I przez te wszystkie lata nic się nie zmieniło. Przynajmniej raz w roku czuję potrzebę odmienienia mojego kąta.

Schodzę na dół, szeroko ziewając. Nieprzytomnie ruszam w stronę ekspresu, bo tylko kawa jest w stanie mnie teraz uratować.

– Coś ty robiła całą noc? – Za plecami słyszę głos mojego brata.

Patrzę na niego pustym wzrokiem.

– To samo, co ty – odburkuję i upijam łyk życiodajnego napoju.

– Śmiem wątpić – prycha i przeciska się obok mnie. Wyciąga z szafki płatki owsiane i zaczyna przygotowywać tę swoją papkę. – Chcesz też? – Wskazuje na swoją miskę. Kręcę głową i ponownie maczam usta w gorącej kawie. – Żyjesz samą miłością…

– Do ciebie – sarkam.

Siadam na stołku barowym i przeglądam kalendarz w telefonie. Wzdycham ciężko, gdy widzę, że mama nie wpisała mi żadnych nowych zleceń. Będzie mi się nudziło przez następny tydzień. Pewnie chciała dać mi kilka dni wolnego przed rozpoczęciem kolejnego roku studiów, ale ta bezczynność doprowadzi mnie do szaleństwa.

– Dlaczego jesteście tutaj? – pytam brata. On i Ally mają swój dom dziesięć minut drogi stąd.

– Nie mamy wody – odpowiada i wkłada pełną łyżkę owsianej papki do ust. – Jakaś awaria na całej ulicy.

– I długo to potrwa? – jęczę. – Zakłócasz mój spokój.

– Nie mogłem wymarzyć sobie lepszej siostry – żartuje, a ja wyszczerzam się w jego stronę. Kocham mu dokuczać.

Frost jest naprawdę świetnym bratem. Ludziom się wydaje, że jest lekkoduchem, ale to tylko pozory. Troszczy się o rodzinę, tę prawdziwą i tę na lodzie, i każdemu stara się pomóc. Potrafi stawić czoło wyzwaniom i nigdy się nie poddaje. I uwielbia być w centrum zainteresowania.

Całkowite przeciwieństwo mnie. Wolę usunąć się w cień i nikomu nie przeszkadzać. Chociaż Frost jest niejako zmuszony do życia w świetle reflektorów. W końcu jest kapitanem drużyny hokeja, a to bardzo wymagająca funkcja.

– Cześć, dzieciaki. – Tata wchodzi do kuchni i całuje mnie w czoło na powitanie. On również parzy sobie kawę. – Isey, mam dla ciebie zadanie. Jesteś wolna w tym tygodniu?

Patrzę na niego, po czym mrużę oczy.

– Najpierw powiedz mi, co chcesz – zaczynam wolno – a dopiero potem ci powiem, czy jestem wolna.

Posyłam mu szeroki uśmiech. Tata śmieje się pod nosem, a następnie spogląda po sobie z Frostem.

– Mały demon – odzywa się brat i spogląda na ojca, czekając, aż ten powie, o co mu chodzi.

– Chcę zrobić wywiad z każdym z chłopaków o tym, co by zmienili w drużynie – wyjaśnia ojciec i opiera się o szafki kuchenne. – Jeżeli dam im kartki, to napiszą mi same głupoty i będą się konsultować. To wyrośnięte dzieciaki. A gdy będą odpowiadać na pytania przed tobą, wezmą to na poważnie.

Mrugam kilkukrotnie, chcąc się upewnić, że to się dzieje naprawdę. Mam przeprowadzić wywiady z całą drużyną hokejową?!

– Ee… Chyba jestem bardzo zajęta w tym tygodniu – wymiguję się.

– Słonko, proszę cię. Wiem, że mama nie dała ci żadnych zleceń. – Robi proszącą minę, a ja prycham, słysząc jego słowa. Właśnie zostałam wrobiona przez własnych rodziców.

– Co się stanie, jeżeli się nie zgodzę? – Unoszę prawą brew.

– Drużyna będzie osłabiona – wtrąca Frost, udając przygnębionego. – Nie przejdziemy do play-offów i nie uda nam się prześcignąć WhiteJetsów…

– Jeśli będziecie dalej grać tak, jak na wczorajszym treningu, to na pewno ich nie prześcigniecie – wtrąca tata. – Zrobiłeś później zebranie?

Brat przygryza policzek od środka i szuka w głowie trafnej odpowiedzi.

– Bycie kapitanem to nie tylko besztanie drużyny, bo mieli zły dzień, tato. – Jego głos nagle staje się poważny. – Jeden z moich podopiecznych potrzebował pomocy. Miałem go zostawić, żeby powiedzieć reszcie to, co już i tak wiedzą, czy eskortować kontuzjowanego do domu?

Ojcowska duma opanowuje ciało mojego taty. Klepie syna po ramieniu i pyta o stan poszkodowanego. Prawie wybucham śmiechem, kiedy słyszę, co mówi Frost. Trzeba być naprawdę niezdarnym, żeby upuścić patelnię na stopę. I nieodpowiedzialnym, aby w takim stanie przyjść na trening.

– To jak, słonko? Wchodzisz w to? – pyta mnie tata.

– A mam inny wybór? – Krzywię się.

Mężczyźni wybuchają zaraźliwym śmiechem. Kręcę głową z lekkim uśmiechem i podnoszę się z miejsca. Dopytuję o szczegóły i okazuje się, że mam zacząć dziś. Jezu, już się stresuję. Mam rozmawiać sam na sam z dorosłymi, przystojnymi hokeistami.

– Ja mam tam być sama?! – piszczę. – Nie ma opcji. Sam mówiłeś, że to wyrośnięte dzieci, będą rzucać jakieś głupie uwagi.

– Będę przy tobie przez cały czas, Isey – mówi Frost zatroskanym głosem. – Wiem, jak niektórzy potrafią się zachować. Nie zostawię cię z nimi samej.

Uśmiecham się do niego z wdzięcznością, po czym ruszam do swojego pokoju. Chłopaki zaczynają trening za pół godziny, a ja muszę pojawić się na lodowisku chwilę przed jego końcem. Myję włosy, przebieram się i karmię swoją papużkę Naboo. Jest to niebieska papużka falista, którą znalazłam jakieś cztery lata temu na śmietniku. Była malutka i ledwo żyła, ale udało mi się ją uratować. Głaszczę jej główkę i składam na niej drobne pocałunki. Papużka pociera bokiem dzioba mój policzek, domagając się więcej pieszczot. Spędzam na zabawie z nią długie minuty, aż w końcu przychodzi czas, abym udała się do klubu ojca.

Po krótkim spacerze wchodzę niepewnie do środka i od razu kieruję się tam, gdzie słyszę gwar. Tata stoi przy bandzie i głośno krzycząc, wydaje komendy, a kilku zawodników siedzących na ławkach łypie na mnie z ciekawością. Robię kilka kroków do przodu i przyglądam się grze na lodzie, próbując zlokalizować swojego brata.

Wstyd się przyznać, ale kompletnie nie znam się na hokeju. Rodzina już nie raz próbowała wytłumaczyć mi zasady, ale zupełnie tego nie rozumiem. Wiem tylko tyle, że gracze muszą kijem wbić krążek do bramki. W dodatku nie znam zawodników z drużyny własnego ojca. Kojarzę tylko kilka imion chłopaków, o których Frost opowiada najczęściej. Zazwyczaj się wyłączam, gdy zaczynają z tatą rozmawiać o hokeju. Taka ze mnie kochana córka i siostra. Dobrze, że mama nie jest zapaloną fanką sportów na lodzie.

Kulę się, gdy słyszę dochodzący z lewej strony gwizd. Niepewnie zerkam w tamtą stronę i mimowolnie się wzdrygam, gdy napotykam wzrokiem kilku chłopaków, którzy patrzą na mnie, jakbym była rzadkim okazem w zoo. Właśnie dlatego nie chciałam tu przychodzić. Jestem jedyną dziewczyną wśród bandy niewyżytych facetów.

– Już jesteś? – Tata, gdy tylko mnie zauważa, od razu przygarnia mnie pod ramię. Gwizdy i śmiechy za moimi plecami nagle cichną. – Zaraz kończą. Ostatnie minuty.

Śledzę wzrokiem zawodników, którzy płynnie suną po lodzie. Wszyscy wyglądają tak samo, nie licząc numerków i nazwisk na plecach. Jestem ciekawa, czy ich numery coś symbolizują, czy tak jak w przypadku Frosta to była loteria.

Może i nie znam się na hokeju, ale potrafię dostrzec, że zawodnik z numerem dwadzieścia jeden na plecach przewyższa umiejętnościami swoich kolegów. Zostawia przeciwnika daleko w tyle, a jego ciało szybko zamienia się w kolorową plamę. Cholera, szybki jest.

Chwilę później tata krzyczy, że trening dobiegł końca, a ja przyciskam się szybko do bandy. Boże, staranują mnie.

– Jak bydło… – mruczę pod nosem. Chłopak przechodzący obok musiał mnie usłyszeć, gdyż zerka na mnie ciemnymi oczami. Nawiązujemy kilkusekundowy kontakt wzrokowy, od którego robi mi się gorąco. Nawet przez kraty kasku mogę dostrzec, jak uśmiecha się pod nosem.

Cholerna jasna, jaki wstyd. Pierwszy raz jestem na ich treningu i czuję, że dobrze robię, że tak rzadko tu przychodzę.

Ktoś tarmosi moje włosy, więc zerkam do góry i widzę mojego brata szczerzącego się nade mną. Nienawidzę tego, jak bardzo jest wysoki. Albo to ja jestem taka niska, gdyż sięgam mu ledwo do pachy.

Przewracam oczami i strzepuję jego rękę.

– Ej, słuchajcie! – krzyczy ojciec, a wszyscy nagle cichną. – Od dziś przez następny tydzień będziecie brać udział w wywiadach. Chcę poznać wasze opinie o drużynie. Będzie się tym zajmować moja córka. Każdego dnia po treningu czterech z was będzie odpowiadać na jej pytania. Jednego dnia będzie was tylko dwóch. Możecie mówić wszystko, co dotyczy drużyny. Powtarzam, drużyny!

Pomiędzy hokeistami roznosi się chichot, a ja czuję rosnący na moich policzkach rumieniec.

– Jeżeli macie jakieś zażalenia, uwagi, pomysły, wszystko możecie jej powiedzieć – kontynuuje tata. – W tym roku chcecie zostać mistrzami, więc zespół musi współgrać w dwustu procentach. Pełną rozpiskę macie tutaj. – Wskazuje na tablicę korkową, na której zawisła już lista nazwisk i dat. – Jakieś pytania?

– Jak długo będzie trwał taki wywiad? – odzywa się ciemny blondyn na przodzie.

– Kilka minut. Każda grupa zostanie wcześniej wypuszczona pod prysznic, tak abyście nie musieli siedzieć tu dłużej, niż powinniście – wyjaśnia ojciec.

– Trener pozwoli nam się urwać wcześniej z treningu? – pyta z niedowierzaniem chłopak, który, o ile dobrze pamiętam, ma na imię David.

– I właśnie wkopałeś swoich kolegów – kwituje tata, a chłopaki zgodnie jęczą i wyzywają Davida od idiotów. – Pod prysznice! Pierwsza grupa zaczyna już dziś i ty w niej jesteś, David! Ostatni!

Zawodnicy ruszają w stronę szatni, nadal jęcząc pod nosem. Gdy wszyscy znikają w korytarzu, ojciec prowadzi mnie do swojego gabinetu, gdzie będę pracować przez najbliższy tydzień. Dostaję także plik kartek z wydrukowanymi pytaniami z miejscem na odpowiedź. Dodatkowo do tego dołączona jest lista, na której mam odhaczać, kto już ze mną rozmawiał.

– Tylko pamiętaj, że ma to być anonimowe – zaznacza ojciec.

Kiwam głową na znak, że zrozumiałam, i rozkładam wszystko wokół siebie. Nie mam za dużo do roboty, więc zaczynam sprzątać bałagan, który zrobił tu tata, a przy okazji parzę sobie kawę.

– Później niczego tu nie znajdzie – żartuje mój brat, gdy wchodzi do gabinetu. Rzuca torbę na małą kanapę pod ścianą i układa się na niej wygodnie. – Wyjaśniłem już moim kolegom, co się stanie, jeżeli będą ci dokuczać. Będziesz mieć spokój.

Śmieję się głośno, a następnie kiwam głową w podzięce. Jestem mu za to bardzo wdzięczna.

– Czyli jesteś moim pierwszym pacjentem? – Podchodzę do biurka i siadam na krześle, zakładając nogę na nogę. Chwytam za podkładkę z kartkami i długopis. – A więc…

Przerywa mi pukanie do drzwi, a po chwili w szparze ukazuje się głowa Davida.

– Mogę wejść?

– A nie miałeś być ostatni? – sarka Frost.

– To były tylko wygłupy – wzdycha. – Muszę zawieźć babcię do lekarza. Mam pół godziny.

Wskazuję dłonią na fotel naprzeciwko, czując, jak bardzo ona drży. Stresuję się potwornie.

– A ty musisz tu być? – zwraca się do mojego brata, zajmując swoje miejsce. – Myślałem, że to anonimowe.

– Jestem kapitanem, mogę wszystko. – Frost układa się wygodniej i opiera głowę na dłoni. Nogi wyciąga na podłokietniku i krzyżuje je w kostkach.

– Jak ty masz w ogóle na imię? – pyta chłopak, patrząc na mnie z dziwnym błyskiem w oku. – Wasz tata cię nie przedstawił.

– Isey – mamroczę, pesząc się coraz bardziej. – Ee… Możemy zaczynać?

– Cudne imię. – Nagle się wzdryga. – Aua!

Zerkam w stronę swojego brata, nie wiedząc, czy się śmiać, czy płakać nad jego zachowaniem. Frost z naciągniętą na palce gumką recepturką celuje prowizorycznym pistoletem w swojego zawodnika. Uśmiecha się do niego kpiąco i posyła kolejny pocisk w jego stronę. Czy on naprawdę musi się tak wydurniać?

– Mówiłem w szatni, co was czeka, gdy zaczniecie rzucać głupimi tekstami – przypomina ostrym głosem. – Nie będę się powtarzał.

– Tylko skomplementowałem jej imię. To nic takiego – odpiera David niewinnym głosem.

– Znam cię, Dave. Bez przyczyny nie dostałeś.

– Się, kurwa, przygotował… – mruczy, na co dostaje kolejną gumką w ramię.

Wybucham śmiechem. My nigdy nie zaczniemy tego wywiadu.

– Zużyję na ciebie wszystkie naboje – stęka żartobliwie brat, ale również się śmieje.

Uspokajam się, przybieram wygodniejszą pozycję i chwytam za długopis.

– Okej, pierwsze pytanie: Jak się czujesz w drużynie? – Podnoszę wzrok na hokeistę i zawieszam długopis nad kartką.

– Dobrze – bąka. Czekam, aż rozwinie wypowiedź, co wreszcie robi. – Atmosfera jest naprawdę świetna. Tak samo jak drużyna. To mój drugi dom.

– Uroczo – szepcze pod nosem Frost, ale oboje go ignorujemy.

– Wymień po dwie wady i zalety drużyny – zadaję kolejne pytanie.

David przygryza wargę i patrzy za okno. Po namyśle zaczyna wymieniać:

– Wady? Na pewno słabe przygotowanie do sezonu, ostatnio wszyscy daliśmy ciała. No i może za dużo imprezujemy, co pewnie przekłada się na złą grę. – Zapisuję każde jego słowo, nie przerywając mu. – A zalety… Hm… Jesteśmy zgrani, to chyba najważniejsze. I zawsze staramy się dać z siebie wszystko.

Jestem pod wrażeniem. Mówi prosto z serca i bierze ten wywiad na poważnie. Szczerze powiedziawszy, sądziłam, że będzie odwrotnie.

– Najgorszy i najlepszy zawodnik? – odzywam się. – Nie musisz się obawiać, to naprawdę anonimowe.

– Najgorszy to na pewno Frost. Który kapitan celuje gumkami do swoich zawodników? – Brat parska śmiechem. – A najlepszy to zdecydowanie Nick. To, jak bardzo rozwinął swoje umiejętności przez ostatni rok, to jakiś kosmos. Też tak chcę.

– Jesteś obrońcą – zauważa Frost. – Najlepszym.

– Dzięki, skarbie. – Puszcza mu oczko, a cała nasza trójka wybucha śmiechem.

Kończę wywiad z Davidem, a później przychodzi czas na dwóch innych hokeistów. Każdy z nich bierze swoje zadanie bardzo poważnie. Nie wygłupiają się, tylko odpowiadają na pytania rzeczowo i co widać, szczerze.

– Ten wasz Nick musi być naprawdę świetny – zauważam, gdy ostatni zawodnik opuszcza gabinet i zostajemy sam na sam z Frostem. – Jego imię padło w każdym wywiadzie.

– Bo jest najlepszy. Nie gra od dziecka jak większość drużyny, a przewyższa nas umiejętnościami. W dodatku zaprezentował się dzisiaj bardzo dobrze, a ma kontuzjowaną stopę.

– Nikt nie chce go na kapitana? – dziwię się. Wszyscy uważają, że jest naprawdę dobry, a nikt nie widzi go w roli przywódcy ich małego stada?

– Chcą – przyznaje Frost. – Ale Nick nie chce zostać kapitanem. Twierdzi, że to za duża odpowiedzialność.

Zdziwiona unoszę brwi.

– Oddałbyś to stanowisko? – Zerkam na niego znad kartek.

– Nickowi? Bez problemu. Nie jestem jakimś nadętym bucem, który twierdzi, że jest najlepszy. To grupa wybiera kapitana i będę nim tak długo, jak będzie tego chciała moja drużyna.

– Czasami jesteś dość znośny, starszy bracie. – Uśmiecham się szeroko i zbieram swoje rzeczy.

Frost chwyta swoją torbę i składa przelotnego buziaka na moim czole.

– Czasami da się z tobą wytrzymać, młodsza siostro.Rozdział 3

Pojętny uczeń

Nick

Minęło pięć dni od feralnego poranka. Moja stopa już nie boli, choć siniak nadal na niej widnieje. Na drugi dzień było już o wiele lepiej, zarówno z moją nogą, jak i z naszą grą. Drużyna nagle dostała kopa, a następny trening poszedł nam wyśmienicie. Trener był pod wrażeniem, choć usilnie starał się tego nie pokazywać.

W dodatku jutro przypada moja kolej na wywiad u córki trenera. Gdy usłyszałem, co mruczała pod nosem, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Ale wiem, że bym za to oberwał, w końcu jest siostrą Frosta. Mimo że jest on moim najlepszym przyjacielem, tak naprawdę wcale jej nie znam. Nigdy nawet jej nie spotkałem, ale chcąc nie chcąc wiem, jak się nazywa i jak wygląda. Gdy odwiedzałem Frosta w jego rodzinnym domu, zawsze zaszywała się u siebie w pokoju i robiła wszystko, aby tylko na mnie nie wpaść. I jak łatwo się domyślić, wychodziło jej to bardzo dobrze.

Na tamtym treningu nie miałem okazji przyjrzeć się jej dokładniej, ale te kilka sekund wystarczyło, abym mógł stwierdzić, że ma najpiękniejsze oczy, jakie kiedykolwiek widziałem. Coś jak mleczna czekolada z odrobiną karmelu.

O czym ja, do cholery, myślę?

Wyrzucam z głowy obrazy uroczej dziewczyny. Ledwo przekraczam próg szatni, gdy nagle wyrasta przede mną sylwetka Frosta, który przygląda się mi badawczo. Potrafi czytać w myślach i wie, że rozmyślałem o jego siostrze?

– Jadłeś kebaba? – Kieruje oskarżycielsko palec w moją stronę.

– Co? – Palę głupa i jak gdyby nigdy nic zaczynam się przebierać. To niemożliwe, żeby to wyczuł.

Siedzący na ławce obok Isaac nabija się z nas, zginając się wpół.

– Wiem, że jadłeś. Widziałem, jak wyrzucałeś papierek do kosza – rzuca, zakładając ramiona na piersi. – Co ja mówiłem o jedzeniu fast foodów? Zwłaszcza przed treningiem?

Szukam ratunku u kolegów z drużyny, ci jednak unoszą dłonie i jeden za drugim wchodzą z pomieszczenia. Cholerni zdrajcy.

– Była promocja. Dwa w cenie jednego – wyznaję w końcu. I tak nie dałby mi spokoju. – A ja miałem pustą lodówkę. Miałem przyjść na trening głodny?

– Wciągnąłeś dwa kebaby? – pyta z niedowierzaniem.

Wzruszam ramionami, na co przyjaciel mruży oczy w małe szparki i popycha mnie żartobliwie do przodu, po czym chwyta mój kark i prowadzi na tafli. Jęczę z rozpaczą, bo wiem co mnie czeka. Nawet nie zdążyłem założyć łyżew!

– Każdy, kto nie stosuje się do zasad – zaczyna kapitan – ponosi karę.

Macha dłonią do Isaaca, który z szerokim uśmiechem ściąga z tablicy korkowej zalaminowaną kartkę, na której wypisano kary za poszczególne przewinienia, i podaje ją Frostowi. Trener wymyślił to lata temu, aby oduczyć nas łamania zasad.

Przyjaciel przebiega wzrokiem po liście i uśmiecha się do mnie złowieszczo. Znam ten spis na pamięć, bo doświadczyłem na własnej skórze chyba wszystkich punktów. Raz nawet musieli wymyślić dla mnie nową karę za palenie papierosów na terenie lodowiska pięć minut przed treningiem. Nie czułem potem nóg.

– Fast foody… – mamrocze pod nosem. – Osiemdziesiąt pompek ze skrzyżowanymi nogami. Zapraszam.

Wskazuje dłonią na taflę, na co kręcę głową, po czym śmiejąc się, wchodzę na środek lodu. Trochę się ślizgam w samych skarpetkach, ale wykonuję karę bez większego problemu. Kiedy wracam do grupy, kątem oka zauważam niziutką szatynkę.

To znowu ona. Isey Ward.

Nasze spojrzenia krzyżują się na dłuższą chwilę, na co jej policzki uroczo się czerwienią. Śledzę wzrokiem jej dłoń z naciągniętym na nią rękawem bluzy, gdy zakłada długie włosy za ucho. Cholera, jeszcze chwila i zacznę się tu ślinić.

Dyszę i oblizuję usta, a z letargu wyrywa mnie mocne klepnięcie w ramię. Wracam myślami na lodowisko, a trener ze śmiechem pyta, co przeskrobałem, na co tylko przewracam oczami. Idę do szatni założyć resztę stroju i wracam na lód, aby po chwili zacząć ćwiczenia.

Przez cały trening nie potrafię jednak wyrzucić z głowy obrazu siostry Frosta.

– Spóźniony. Znowu – mówi Logan, gdy siadam naprzeciwko niego.

– Trening się trochę przeciągnął – odpowiadam i chwytam za kubek z kawą, którą dla mnie zamówił. – Dzięki, stary.

Kiwa głową, rozsiada się na krześle i wpatruje we mnie wyczekująco.

– Więc? Jak życie? – pyta.

Logan to jedyny człowiek, który utrzymuje ze mną kontakt po opuszczeniu murów domu dziecka. Poznaliśmy się na placu zabaw, gdy pomógł mi z chłopakami, którzy mi od dłuższego czasu dokuczali. Był od nich starszy, więc tamci raz-dwa uciekli. Nasza przyjaźń rozwinęła się dość szybko, a ja dzięki temu miałem święty spokój. Wszystko prysło, gdy mając czternaście lat, Logan został adoptowany. Ja miałem wtedy dziesięć i byłem tym przerażony, bo wiedziałem, że inni wychowankowie na nowo zaczną mi dokuczać. Zostałem sam, bo nie miałem innych przyjaciół poza nim. Logan jednak robił wszystko, co było w jego mocy, aby nasz kontakt się nie urwał.

Im starsi byliśmy, tym więcej mieliśmy obowiązków, a nasze spotkania odbywały się coraz rzadziej. Zdarzyło się, że nie widzieliśmy się przez rok. Ja miałem treningi, wyjazdy, mecze, a on pracę w korporacji. Nie potrafiliśmy się dogadać. Sądziłem, że to koniec kolejnej relacji, ale Logan się odezwał i zażądał spotkań w każdy pierwszy czwartek miesiąca. Ja nie miałem na to odwagi, a teraz jestem mu za to ogromnie wdzięczny.

Wzdycham i opieram się łokciem o stół.

– Nie jestem już z Kelly – zaczynam wyliczać – obiłem sobie stopę i dostałem karę za śmieciowe żarcie.

– Czyli interesujący miałeś miesiąc – podsumowuje.

– Kilka dni. – Logan parska śmiechem na moje słowa. – A co u ciebie i Cami?

– Dobrze – odpowiada, a na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech. – Czuje się już o wiele lepiej. Choć mały strasznie łobuzuje.

Śmieję się głośno, czując, jak coś wewnątrz mnie się ściska.

Loganowi niedługo ma się urodzić syn, a jego córka skończyła w tym roku pięć lat. To niesamowite, jak ułożył sobie życie. Ma dwoje dzieci i piękną żonę. Utrzymuje również wspaniały kontakt z rodzicami adopcyjnymi. Nie to, co ja.

Oczywiście, że mu zazdroszczę. Każdy dzieciak z domu dziecka skrycie marzy o rodzinie, ale wiem też, że to wymaga ogromnych poświęceń. A ja, będąc teraz u szczytu kariery, nie mogę narzekać, po prostu… spełniam marzenia w inny sposób. A na rodzinę może kiedyś przyjdzie pora.

– Nie chcesz przygarnąć Abi na jeden wieczór? – Opiera przedramiona na stole i wbija we mnie proszące spojrzenie. – Mamy dziś z Cami rocznicę i chciałem ją gdzieś zabrać. Dopóki możemy.

– Spotkałeś się ze mną tylko po to, aby wcisnąć mi swoją córkę? – pytam z niedowierzaniem.

– Gdzie tam. – Macha ręka. Czyli to prawda.

– A dziadkowie? – Krzywię się.

Nie mam nic przeciwko dzieciom, naprawdę. Ale sam na sam z czymś tak małym… Nigdy nie zajmowałem się dzieckiem i nie wiem, czy podołam takiemu zadaniu. Mógłbym je niechcący uszkodzić.

– Gdyby mieli czas, to nie prosiłbym ciebie. – Wrabia mnie. – Ale okej. Weźmiemy Abi ze sobą na kolację.

– Logan… – jęczę. – Przecież ona mnie prawie nie zna.

– To pozna. Spotkałeś ją już kilka razy.

Prycham.

– Jak była w wózku! – Wyrzucam ręce w powietrze. – I ledwo potrafiła cokolwiek powiedzieć.

Logan się nie odzywa, tylko patrzy na mnie, czekając na moją odpowiedź. Jęczę głośno, ale zgadzam się zająć pięcioletnim dzieckiem, choć nie mam pojęcia, co będę z nią robić.

Zabijcie mnie.

– Jesteś moim wujkiem? – pyta dziewczynka, gdy razem z rodzicami stoi na parkingu przed moim apartamentowcem.

Jest ubrana w pomarańczową kurtkę, wystający spod niej również pomarańczowy sweter i czarne legginsy w kwiatki, a ciemne włosy ma związane w dwa kucyki. Ma zostać u mnie do około jedenastej, więc musiałem wyjść do sklepu na szybkie zakupy. Nie mogę przecież dać jej na kolację pizzy. Umiem gotować – mieszkając samemu byłem zmuszony się tego nauczyć – ale przez większość czasu jestem ogromnym leniem i po prostu mi się nie chce. Dziś jednak zrobię wyjątek.

– Tak, to wujek Nick. – Logan szczerzy się do mnie. – Pamiętasz? Oglądamy jego każdy mecz.

Abi piszczy, gdy nagle mnie rozpoznaje. Podbiega do moich nóg i przytula się do kolan, bo wyżej nie sięga. Szukam ratunku w jej rodzicach, ale oni tylko patrzą na tę scenę, chichrając się pod nosem. Camila podaje mi biały plecaczek z nadrukiem głowy kaczki, w którym, jak sądzę, są rzeczy małej. Mówi, że wykąpała już córkę i że mam się nie kłopotać z przebieraniem jej, bo ubrała ją w wygodne ubrania. No chyba że się poplami.

Przejmuję bagaż i spuszczam wzrok na dziewczynkę, która rozgląda się wokół. Żegna się z rodzicami i cierpliwie na mnie czeka. Bezgłośnie wypowiadam w ich stronę „nienawidzę was”, na co Cami posyła mi buziaka i wsiada do samochodu.

Wzdycham ciężko i prowadzę dziewczynkę do środka budynku.

– Co będziemy robić? – pyta Abi, gdy przekraczamy próg mojego mieszkania.

– A co chcesz? – Abi wzrusza ramionami i wdrapuje się na kanapę. – Chcesz jeść?

Kręci głową i patrzy na mnie, machając nogami w powietrzu. Po chwili mówi, że chciałaby napić się soczku, więc wyciągam go z jej plecaka, wbijam słomkę w kartonik i go jej podaję. Wyszczerza się w moją stronę i przyjmuje napój, po czym zaciska na nim palce. Przysiadam obok niej i rzucam różne propozycje, jak moglibyśmy spędzić ten wieczór, ale nic nie przypada jej do gustu. Bajki? Niekoniecznie. Planszówki? Też nie.

– Chcę, żebyś nauczył mnie jeździć na łyżwach – wypala i przygryza słomkę soczku. – Tata zawsze mówi, że umiesz superowo jeździć, też tak chcę.

Przyglądam się jej uważnie. Superowo jeżdżę? To ci dopiero.

– Nie masz łyżew – zauważam głupio.

– To mi kup.

Parskam śmiechem. Ona jest genialna. A nauka jazdy wcale nie jest takim głupim pomysłem. Czas szybko nam minie i nie będziemy się nudzić.

Gdy się zgadzam po konsultacji z jej rodzicami, Abi z okrzykiem radości zeskakuje na ziemię. Chwytam za swoją torbę z łyżwami i w kilka chwil zbieramy się do wyjścia w akompaniamencie podekscytowanych pisków dziewczynki, a do mnie nagle dociera, że nie mam dla niej fotelika. Muszę coś szybko wymyślić, nie mogę teraz jej powiedzieć, że nic z tego. Nie, gdy widzę, jak bardzo się cieszy.

Pukam więc do drzwi sąsiadki z pierwszego piętra. Ona też ma małe dzieci, może mnie uratuje.

– Błagam, powiedz, że masz fotelik i możesz mi go pożyczyć do jutra – pytam kobietę z niemowlakiem na rękach.

– Dorobiłeś się dzieciaka? – Śmieje się, ale podaje mi klucze od swojego samochodu.

Schodzimy z Abi na dół, wyciągam fotelik z auta sąsiadki, a później przekazuję kluczyki portierowi i proszę go, aby oddał je właścicielce.

Zapinam dziewczynkę w foteliku i ruszamy do galerii. W sklepie sportowym od razu kierujemy się do działu dziecięcego. Abi siada na pufie i uważnie ogląda łyżwy na półce.

– Które chcesz? – Ściągam jej but i sprawdzam rozmiar. Mała wskazuje białe łyżwy w kwiatki, więc znajduję odpowiednie i przymierzam na jej stópkę.

– Pomóc w czymś panu? – zagaduje pracownica sklepu. Odwracam się w jej stronę, a ona zamiera, najwidoczniej mnie rozpoznając. – Och… Ee… Raczej nie potrzebuje pan pomocy.

Śmieje się nerwowo i ucieka za kasę. Kątem oka widzę, jak szepcze coś swojej koleżance ze zmiany, a później obie zerkają w moją stronę. Jeszcze by tego brakowało, żeby cały Internet huczał, że mam dziecko.

– Ładne? – Abi wyciąga nogę w stronę drugiej pracownicy, która przechodzi obok nas. Kobieta rozpromienia się i przytakuje. – To chcę te, wujku!

Dobieram do tego jeszcze ochraniacze i kask, po czym płacę za zakupy. Po drodze wstępujemy jeszcze po jej ulubione soczki i jedziemy prosto na lodowisko. Nikogo tu nie ma, więc muszę użyć swoich kluczy.

Mała Abi rozgląda się z zaciekawieniem wokół. Podbiega do bandy i przyciska do niej nos, wydając z siebie przeciągłe „wow”.

– Chodź, zaczynamy. – Kiwam w stronę ławki, a mała od razu ściąga buty i czeka, aż włożę jej ochraniacze, kask i łyżwy. Wkładam też swoje i wchodzimy powoli na lód. Mała kurczowo trzyma się moich dłoni i delikatnie przebiera nóżkami, uważnie słuchając moich poleceń. Kucam i jadę do tyłu, ciągle ją trzymając. Nie mamy tutaj pingwinków, więc to musi jej wystarczyć.

Już po chwili Abi głośno chichocze i śmielej sunie po lodzie. Prostuję się, nachylam i przyśpieszam.

– Jupi! – krzyczy mała.

Robimy kilka kółek wokół bandy, a czas mija jak z bicza strzelił. Nagle zauważam ruch przy wejściu, a później jasnobrązowe, długie włosy.

Isey. Jest tu.

Nagle potykam się jak idiota i ląduję na tyłku, a Abi opada na mnie. Moją uwagę przykuwa jednak tylko dziewczyna, która znika właśnie w korytarzu.

– Wujku! – Mała głośno się śmieje i nieporadnie próbuje wstać. Stawiam ją na nogi, a moje spojrzenie ponownie ucieka w lewo. – Idziemy już do domu? Nogi mnie bolą.

Biorę ją na ręce i jadę do wyjścia. Zdejmuję Abi łyżwy i resztę sprzętu, a później zakładam buty, co chwila rozglądając się wokół.

– Mogę się napić? – pyta, więc sięgam po soczek i jej go podaję. – Jak mi poszło?

Czy specjalnie przeciągam opuszczenie lodowiska tylko po to, żeby ponownie zobaczyć Isey? Bardzo możliwe. Abi jednak kończy napój i chce już iść, więc nie mam innego wyboru, jak tylko za nią podążyć.

– Dzień dobry! – wypala nagle, gdy stajemy twarzą w twarz z siostrą Frosta.

– Dzień dobry – odpowiada jej Isey, ledwo powstrzymując uśmiech. Zaciska mocno wargi i przeskakuje wzrokiem to na mnie, to na dziewczynkę. – Świetnie ci poszło. Twój pierwszy raz?

– Tak! Zostanę hokejką tak jak wujek!

Nie potrafię się dłużej hamować. Wybucham śmiechem razem z dziewczynami.

Gdy do moich uszu dociera melodia płynąca z gardła Isey, zamieram. Ona tak pięknie brzmi. Szybko się otrząsam z tych niepoważnych myśli.

Tym razem mam o wiele więcej czasu, aby się jej przyjrzeć. Wcześniej zatopiłem się w jej oczach, a teraz dostrzegam resztę. Te urocze piegi na nosie i policzkach, pełne wargi, które właśnie przygryza, czy długie, gęste rzęsy sięgające jej brwi. I te włosy aż do pasa.

Nerwowo ściągam czapkę z daszkiem, poprawiam włosy i na nowo ją zakładam, oczywiście tył na przód. Mam tak od dziecka, od kiedy pierwszy raz założyłem czapkę na głowę. Mój nawyk, którego nie potrafię się wyzbyć.

– Jestem Nick – odzywam się w końcu. Jezu, dlaczego nie przedstawiłem się już na początku? – A to Abi.

– Isey – mówi cicho, paląc buraka.

– Isey? Jak _ice_? – dopytuje mała.

– Tylko, że przez S i Y. Mój tata jest trenerem hokeja – wyjaśnia. – Oboje mamy imiona kojarzące się z lodem. Mój brat to Frost.

– Wow – przeciąga Abi i podskakuje w miejscu. – Ale super!

Nagle czuję wibracje telefonu w kieszeni, więc zostawiam dziewczyny i odchodzę na bok. Dzwoni Logan, aby poinformować, że już wracają. Cami jest zmęczona i skracają randkę. Informuję, gdzie jesteśmy, i proponuję, że odwiozę małą do domu. Jej plecak mam przecież w samochodzie.

– Twój tata dzwonił – informuję dziewczynkę, gdy do nich wracam. – Czekają na ciebie w domu.

Malutka kiwa głową i żegna się z Isey.

– Podwieźć cię? – zwracam się do dziewczyny. Czuję się tak niezręcznie.

Dziewczyna tylko kręci głową.

– Nie trzeba, mieszkam niedaleko. Ale dzięki. Zamknę lodowisko.

Kiwam jej głową na pożegnanie i wychodzę z Abi. Mała całą drogę do domu nawija, jak bardzo podobała jej się moja lekcja i że Isey jest taka śliczna i ma takie piękne imię.

To prawda. Była olśniewająca, mając na sobie po prostu dres.

Odwożę Abi, po czym wracam do domu, a gdy zostaję sam w swoich czterech ścianach, dopadają mnie przemyślenia.

Nie pakuj się znowu w to samo, Nick.

Każdy, kto pojawia się w moim życiu, zostaje w nim na krótko. Wyjątkiem jest tu tylko drużyna. Jeżeli chodzi o kobiety, ciągle jest to samo. Pojawiają się, poznają prawdziwego mnie i znikają. Miłość nie jest dla mnie. Nikt nigdy nie pokazał mi, czym ona tak właściwie jest, więc nie potrafię przekazać jej innej osobie. A wbrew pozorom szybko przyzwyczajam się do ludzi. Podświadomie szukam w nich oparcia.

Dlatego muszę jak najszybciej wybić sobie Isey z głowy. Nie wyjdzie z tego nic dobrego.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: