Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

K A Z i K - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 listopada 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

K A Z i K - ebook

Odległa przyszłość. Ludzie wreszcie opanowali dalekie podróże kosmiczne dzięki technice i „pomocy” zaginionych pradawnych cywilizacji. Eksploracja coraz to bardziej odległych zakamarków wszechświata, musiała w końcu doprowadzić do konfrontacji z inną, obcą i wrogą cywilizacją. Czy Pradawni, którzy otwarli przed nami kosmos, pozwolą na tę kolejną bezsensowną wojnę? Może zrobią co trzeba, żeby pokazać ludziom oraz tamtym istotom, gdzie jest ich miejsce w uniwersum? A może tajemniczy KAZiK pomoże?

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8351-899-2
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

2

Lider grupy szkoleniowej sierżant Prim Kava szedł, a nawet można było powiedzieć, że biegł lekkim truchtem korytarzem szkoły. Kompletnie nie zważał na idących, czy też stojących nauczycieli oraz kadetów. Zupełnie też ignorował fakt, że bieganie po korytarzach było w regulaminie szkoły surowo zabronione.

A, że Prim Kava — czyli Ojo⁴, jak nazywali go studenci — był mężczyzną słusznych rozmiarów, roztrącał ludzi bez żadnego problemu, niczym kula na kręglarskim torze. Co prawda, nie raz usłyszał za sobą żałosne słowa skargi albo cierpkie okrzyki oburzenia na takie zachowanie, ale uchodziło mu wszystko płazem z dwóch powodów; z powodu jego postury właśnie, bowiem olopa⁵ Kava przewyższał wzrostem i masą nawet najwyższych ludzi w szkole, pochodzących tak samo jak Tyra Uve z Podwójnego Kiplinga oraz tego, że był mistrzem wszelkiego rodzaju walk we wszystkich możliwych sztukach i sposobach zabijania oraz zadawania bólu.

Jednym słowem olopa Kava był niczym potężna i śmiertelna maszyna, Ojo (Czołg) w ludzkiej skórze, dlatego lepiej było zejść mu z drogi.

Wskoczył do graw-windy.

— Witam pana, olopa Kava, gdzie sobie życzysz pojechać? — odezwał się słodki głosik z interkomu.

— Na kompanię — mruknął.

Okrągła bańka windy bezgłośnie ruszyła w dół, mieniąc się różnymi kolorami tęczy, które wskazywały na to, że poza jej bezpieczną sferą, raczej nie ma się co spodziewać warunków zdatnych do życia, a jedynie pole siłowe utrzymuje wewnątrz bąbla powietrze zdatne do oddychania oraz odpowiednią temperaturę.

Po chwili dotarł na wskazane piętro. Minął jak burza śluzę ze świecącym napisem w e’powszechnym:

_„Kampus numer 12. IV batalion, III kompania — Piloci”_

Dyżurny ledwie zdążył wstać zza pulpitu, kiedy złapał go za ramię sadzając z powrotem na stołku.

— Zbiórka… — warknął.

Chłopak zerwał się na nogi, strzelił ręką do daszka i zawołał:

— Ta, jest! Panie olopa Kava! Zbiórka!…

Nacisnął jeden z przycisków na pulpicie sterującym. W tym momencie na korytarzu i w pomieszczeniach kompanii rozległy się głośne dźwięki alarmu wzywającego na apel. Nadto, kilka małych okrągłych dronów, które wyleciały z jednej ze ścian korytarza, wpadło we wszystkie zakamarki kompanii, nawołując co bardziej opornych i „przygłuchych” kadetów do pilnego stawienia się na rozkaz dowódcy.

Po chwili cała, licząca sześćdziesiąt osób, grupa młodych ludzi stała w zwartym dwuszeregu na korytarzu. Każdy ubrany w przepisowy ćwiczebny kombinezon z nasadzoną na głowę czapką z daszkiem.

Sierżant wyszedł przed szereg. Stanął na samym środku, a po jego prawicy ustawił się dyżurujący na kompanii kadet.

Prim Kava górował nad stojącymi przed nim dziewczętami i chłopcami, jak jakiś olbrzym z dawnych bajek. Był niczym cyklop, który poszukiwał pośród stojących swojej kolejnej ofiary.

No i, znalazł!

— Kadetka, Suvia Boo! Wyssstąp — syknął.

Gdzieś z końca dwuszeregu usłyszeli:

— Jest! Kadetka Suvia Boo! Wystąpić!

Kilka tupnięć podkutymi podeszwami butów.

Pierwszy szereg, zgodnie z kompanijną musztrą, zrobił jej przejście i wywołana przed chwilą Suvia Boo wystąpiła do przodu, przytupując zgodnie z regulaminem, swoje przybycie,.

— Jest! Panie olopa Kava! Kadetka Suvia Boo! — krzyknęła głośno i strzeliła dłonią do daszka czapki.

Niziutka i chudziutka dziewczynka w zielonym kombinezonie kadeta-pilota, stała wyprężona jak struna z rękami ułożonymi idealnie wzdłuż nieistniejących szwów spodni.

Spod, chyba nieco zbyt dużej czapki, wysunął się niesforny kosmyk mocno zielonych włosów i opadł na czoło.

— Kompania, baczność! — wrzasnął dyżurny.

Sierżant Prim Kava sięgnął pod pachę, skąd wyjął zwinięty w rulon, półprzeźroczysty czytnik. Chrząknął i donośnym głosem zaczął czytać:

_„Rozkaz dowódcy szkoły, numer 2356!”_

— Kompania, spocznij!

Równocześnie o podłogę uderzyło sześćdziesiąt par butów.

_„Ja, dowódca Szkoły Kadetów, Kompanii Astronautycznej Ziemi i Księżyca z siedzibą na księżycu Rota Podwójny, planety Vigo w konstelacji Driad — kononeli (pułkownik) Tsuba Hue, rozkazuję, co następuje:_

_— Pierwsze! Wyróżnić Suvię Boo — kadetkę trzeciej kompanii, czwartego batalionu Szkoły, uczennicę trzeciego roku kursu pilotów — odznaką Kompanii „ZA HONOR I ODWAGĘ” drugiego stopnia!”_

Po tych słowach kadeci ryknęli głośnym chórem:

— Cześć i chwała Kompanii!…

Kava tylko spojrzał na nich, a po chwili czytał dalej:

_— Drugie! W trybie natychmiastowym, usunąć Suvię Boo — kadetkę trzeciej kompanii, czwartego batalionu Szkoły, uczennicę trzeciego roku kursu pilotów — z szeregów Szkoły Kadetów Kompanii Astronomicznej Ziemi i Księżyca z siedzibą na księżycu Rota Podwójny, bez możliwości odwołania…”_

Po tych słowach, wśród stojących młodych ludzi, po chwilowej ciszy zaskoczenia, dało się słyszeć słowa oburzenia, a nawet okrzyki buntu!

— Cisza!… — ryknął sierżant. — Cisza, bo jak nie, to was wszystkich wywalą na zbity pysk! Kadet Suvia Boo! Wstąpić do szeregu!

— Jest! Wstąpić do szeregu!

Kiedy dziewczyna zniknęła między kolegami z tylnego rzędu, olopa Kava zaczął czytać dalej.

—_ _Uzasadnienie!…

***

Kilka tygodni wcześniej, nic nie zapowiadało tego, że los kadetki Suvii Boo już niedługo odmieni się tak diametralnie!

Ale przecież w życiu nie raz tak się zdarzało, że los nie uprzedzał o swoich zamiarach tych, co do których miał szczególne plany i zamierzenia. Dodajmy, nie zawsze szczere i oczekiwane.

W pierwszym z tych dni w którym wszystko miało się zmienić, Suvia, jak zawsze, wstała skoro świt, a potem razem z innymi kadetami pobiegła na szkolny stadion „wybiegać” swoje obowiązkowe poranne kilometry. Była podekscytowana, bo dokładnie wiedziała, licząc każdy dzień szkoły, że właśnie dzisiaj spełni się jej marzenie! Wreszcie wyruszy w kosmos!

Na dodatek ucieszyła się, bo kiedy wróciła do swojej kwatery, czekała na nią nagrana na osobistym dysku, nowa wiadomość od Tyry. Ciotka, jak to miała w zwyczaju, siedząc w fotelu pilota swojego ukochanego statku, opowiedziała jej w kilku krótkich zdaniach o swoich ostatnich zdobyczach i miejscach które odkrywała razem z _KAZIKiem_. Tyra Uve podbijała wszechświat, życząc jej przy okazji sukcesów w pilotażu prawdziwych lądowników!

Ona też wiedziała, co to miał być za dzień!

Z wypiekami na twarzy oglądała holo, zaglądając (o ile to oczywiście było możliwe) we wszystkie zakamarki „przekazu”, jakie zapisały kamery rejestrowe.

Który to już raz, patrzyła z tęsknotą i zachwytem na nowy pulpit sterowniczy słynnego statku Ciotki (tak nazywała Tyrę), podsłuchując przy okazji rozmowy i komendy jakie wydawał pilot. Nie raz śmiała się z celnych docinków ze strony Ujka. Patrzyła tęsknym wzrokiem na widoki, które czasem można było dostrzec za szkłem iluminatorów mostka oraz słuchała tych wszystkich cudownych dźwięków aparatury i urządzeń pracujących w tle.

Od dzisiaj, będzie jej to wreszcie dane! Będzie mogła przeżywać te cudowne chwile na własnej skórze!

Jednym słowem, każdy taki przekaz, który docierał do niej od Tyry, był dla dziewczyny wielkim świętem! Na szczęście, Ciotka doskonale zdawała sobie sprawę z faktu, że Suvia od małego kochała kosmos i wszelkiego rodzaju kosmiczne pojazdy.

Od transportowców Kompanii zaczynając, poprzez potężne krążowniki typu „_Tytan 045_”, a na robotach „zał-wył”, kończąc.

Był to chyba ten gen, ta iskra boża, którą córce przekazał Pio.

Dlatego Tyra, kiedy tylko mogła posyłała swojej podopiecznej, którą pokochała jak własną córkę, krótkie nowe holo z każdego miejsca, w którym się akurat znalazła.

Było to coś podobnego, jak kiedyś — dawno, dawno temu — robili ludzie, wysyłając sobie papierowe kolorowe kartki z miejsc pobytu, nazywane chyba wtedy „pocztówkami”, czy jakoś tak.

Suvia szybko wchłonęła posiłek. A wszystko dlatego, bo za kilkanaście minut miała się znaleźć w „hali nauki”, gdzie w specjalnych trenażerach, miał się odbyć kolejny dzień zajęć z pilotażu lądowników. Takich samych statków, jak cudowny Ciotczyny _KAZIK_!

Dziewczyna kochała ten pojazd. Jego moc i sprawność. Jego odporność i solidne uzbrojenie. Jego niesamowite możliwości i niebotyczny zasięg. A w ogóle frachtowce klasy „_10.00_” oraz te nowsze „_10.01_”, były dla Suvii szczytem marzeń i pragnieniem o którym myślała każdego dnia. A kiedy dodamy do tego jeszcze fakt, że Ciotka obiecała jej pewnego dnia, że: _„kiedy skończysz szkołę, to wezmę cię do siebie na drugiego pilota”_.

Wtedy dziewczyna postanowiła, że zrobi wszystko, by wydostać się z zapyziałego księżyca Hydro V.

Postanowiła, że nie skończy jak matka, której prochy kilka lat temu rozsypała nad polami kukurydzy…

Ona zostanie kosmicznym pilotem! I usiądzie kiedyś w tym samym fotelu, w którym Pio Turek pilotował statek! Będzie sterować _KAZIKiem_ i będzie się kłócić z Ujkiem! I będzie, i będzie…

Rozmarzyła się, gapiąc w pusty kubek po kisielu.

Otrzeźwił ją dopiero ostrzegawczy dzwonek osobistego asystenta.

— Suvio! Biegnij prędko do hali! Kadetko Boo pospiesz się, bo możesz nie zdążyć! W windach panuje tłok, a poziom dwadzieścia trzy, jest wyłączony z użytku. Prace remontowe. Wiesz przecież, że groźny Ojo Kava bardzo nie lubi spóźnialskich!

Wybiegła z kwatery. Minęła zatłoczone pasy transmisyjne i pobiegła w stronę pochylni. Szerokim łukiem ominęła postój bąbli gra-windowych. Wzięła rozpęd i rozpoczęła ślizg na desce po stromej pochylni. Zresztą, nie pierwszy już raz zjeżdżała pochylnią transportową. Uwielbiała to!

O sto razy wolała zjeżdżać na super szybkich deskach, niż pchać się do, co prawda bardzo wygodnych, ale wolnych i majestatycznych wind grawitacyjnych. Co prawda, musiała przez to sporo nadłożyć drogi, ale za to szybciej „zjeżdżała” w dół. Szansa, że zdąży na zajęcia mocno się wtedy wyrównywała.

Wpadła do hali nauki w ostatniej chwili. Śluza właśnie się zamykała, świecąc na czerwono i brzęcząc ostrzegawczo.

Siłą rozpędu dobiegła do kolegów, stojących już w dwuszeregu i wskoczyła na swoje miejsce, dokładnie w tym momencie, kiedy olopa Prim Kava, podnosił do oczu swój archaiczny mechaniczny zegarek ze wskazówkami, wiszący mu na łańcuszku u pasa.

*

Stali przed nim w pozycji baczność, a dyżurny kadet złożył meldunek.

— Spocznij! — krzyknął.

Po regulaminowym stuknięciu wielu par butów o plastobeton, zapanowała kompletna cisza. Czekali z niecierpliwością, co dowódca kompanii im powie. Jakie będą zadania na dzisiejszy dzień szkolenia.

Ojo odszedł kawałek i stanął przy trenażerze. Klepnął robota w korpus i powiedział:

— Od dzisiaj, możecie zapomnieć o tych zabawkach. Od dzisiaj, już nie będziecie zaglądać do wnętrza symulatorów. No chyba, że sami będziecie chcieli. Bo, od dzisiaj, czeka was to…

Ruszył w stronę długiej ściany hali, gdzie znajdowała się potężna śluza, prowadząca poprzez hangar statków ćwiczebnych szkoły, prosto w próżnię kosmosu!

Sierżant nacisnął jeden z przycisków, a wtedy uruchomiły się syreny ostrzegawcze i zabłysły światła alarmowe.

Wszyscy doskonale wiedzieli, co się teraz stanie, ale i tak, na odsłaniany widok aż ich zatchnęło! Śluza podniosła się z wolna i stanęli twarzą w twarz z gigantycznym hangarem, wypełnionym prawdziwymi lądownikami frachtowymi, myśliwcami, orbiterami, transportowcami pasażerskimi, lekkimi ścigaczami oraz wszelkiego rodzaju pojazdami kosmicznymi Kompanii i, nie tylko zresztą!

Nie śmieli się poruszyć, żeby czasem nie wywołać u sierżanta złości, bo by się jeszcze Prim Kava rozmyślił i zamknął na zawsze ten piękny widok!

Patrzyli z przejęciem aż ogromne wrota podniosły się do samej góry, gdzie się wreszcie zatrzymały zablokowane potężnymi łapami podnośników. W zębatki wskoczyły kliny i śluza z hukiem zastygła w bezruchu.

Ich uwagę zwróciły dwa rzędy statków kosmicznych, stojących jeden obok drugiego przez całą długość hali aż do drugiej śluzy zwanej „wylotową” z racji tego, że otwierała się na próżnię i tylko przez nią można było opuścić hangar.

Ta śluza, niknęła gdzieś w oddali, blokowana błyszczącymi refleksami pola siłowego. Teraz zamknięta, zapraszała ich do wejścia na powierzchnię „_Hali Lotów”_ szkoły.

Od dzisiejszego dnia, cała ich kompania, bez przeszkód i bez kontroli będzie mogła wchodzić na tę halę bez obawy, że zostaną przyłapani i relegowani ze szkoły.

A w momencie, kiedy dowódca odczyta rozkaz przydziału do lądownika, wejdą do szkolnej elity i zostaną tymi uprzywilejowanymi, którzy na resztę uczniów będą, dosłownie i w przenośni, patrzeć z góry!

Stojące na potężnych łapach lądowniki frachtowe nie były co prawda super nowymi maszynami, bo nosiły liczne ślady używalności zadane im przez poprzednie roczniki kadetów oraz ciężką służbę w kosmosie, ale kto by się teraz tym przejmował.

Po otwarciu śluzy, sierżant powrócił przed dwuszereg.

— Dobra! Teraz odczytam nazwisko każdego z was, ale nie według alfabetu e’powszechnego, a w zależności od osiągniętych wyników w testach na symulatorach. — Podniósł wzrok znad czytnika. — Cisza mi tu, do cholery! — warknął. — Macie słuchać, a nie paplać, mruczeć, szeptać, albo gadać i wzdychać! — Kiedy zapadła cisza, jak makiem zasiał, mruknął — No… dziesięciu najlepszych zacznie szkolenie od nowych lądowników frachtowych typu „_10.01_”, pozostając pod moją komendą. Kolejnych dziesięciu, będzie latać na „_dziesiątkach_” pod komendą i nadzorem akọkọ corporal⁶ Letitii Kirmsza, a reszta… — znowu podniósł groźny wzrok — powtarzam; a reszta, póki się nie poduczy, będzie latać na szkolnych pojazdach ćwiczebnych w dwóch grupach po dwudziestu. Pierwsza grupa — pod nadzorem corporal Hugo Biis oraz druga pod dowództwem — corporal Janin Mills.

Odstawił czytnik, a dyżurny kompanii wrzasnął:

— Baczność! Dowódca trzeciej kompanii odczyta rozkaz!… Spocznij!

Tupnęło, może nieco zbyt głośno, sześćdziesiąt par butów.

— Podaję nazwiska pierwszych dziesięciu!

Przesunął palcem po czytniku.

— Kadet, Tom Jak’o, lądownik numer 11! Biegiem pod pojazd!

— Jest, Tom Jak’o! Lądownik numer 11! — krzyknął wywołany kadet i ruszył pędem pod stojący w oddali statek.

Taka sama sytuacja powtórzyła się u kolejnych trzech wywołanych, a kiedy olopa Kava wyczytał:

— Kadetka, Suvia Boo! Lądownik numer 15! Biegiem pod pojazd!

Suvia krzyknęła:

— Jest, Suvia Boo! Lądownik numer 15!

Była szczęśliwa i przez to krzyknęła, a w zasadzie zapiszczała bardzo głośno! Na dodatek, od tego szczęścia głos się jej załamał, co zabrzmiało komicznie i wywołało ciche odgłosy tłumionego chichotu u reszty kadetów. Nie zrażona wpadką, pobiegła pędem pod stojący daleko w głębi lądownik frachtowy numer piętnaście.

Jej pierwszy, a co najważniejsze, prawdziwy kosmiczny statek!

*

Olopa Prim Kava zatrzymał się nad nią niczym lodowa góra. Suvia trwała w pozycji na baczność, napięta jak struna. Wbiła wzrok w szeroki tors dowódcy, czyli w jej wypadku, gdzieś ponad klamrę szerokiego pasa.

— Spocznij, kadetko Boo!

— Jest, spocznij!

Tupnęła butem przepisowo i założyła ręce za plecy.

Olopa stał przed nią ubrany w biały kombinezon kadry dowódczej z poprzypinanymi doń baretkami całej kupy rożnych medali; tu za odwagę, tam za wojnę oraz za to wszystko, co tylko można było zdobyć na wojnach i łupieżczych wyprawach w imieniu Kompanii. Popatrzył na nią z góry, jak wielki sześciołapy kocur lodowy z planety Iss, na małą zieloną myszkę Kimiki, zdybaną w schowku na suchary.

Sięgnął do bocznej kieszeni spodni, skąd wyjął zawieszony na łańcuszku kryształ chipa z dostępem do hali lotów oraz do wszelkich pojazdów tam zgromadzonych. W tym oczywiście, do lądownika numer piętnaście. Dyndając jej kryształkiem przed oczami, z holo jej twarzy na wierzchu, powiedział cicho:

— Masz mała. Tutaj jest ten cały twój wymarzony kosmos. — Uśmiechnął się. — Opowiedz o wszystkim Tyrze. A im pokaż, jak się pilotuje lądowniki frachtowe, i nie tylko.

Odsunął się i ryknął:

— Kadet, Suvia Boo!

— Jest! Kadet Suvia Boo!

— Cześć i chwała Kompanii!

Suvia uderzyła sztywną dłonią w daszek czapki i krzyknęła:

— Cześć i chwała Kompanii, olopa Prim Kava!

A cichutko, nie ruszając ustami, wymruczała:

— Oczywiście, że o wszystkim opowiem Ciotce, Ojo. Kazała cię pozdrowić…

*

Aż wreszcie przyszedł ten drugi dzień, kolejny dzień ćwiczeń, bardzo długi dzień żmudnej i ciężkiej nauki. Kadeci po pierwszym zachwycie i zachłyśnięciu się pozorną wolnością w swoich pojazdach, prędko się nauczyli i boleśnie przekonali na własnej skórze, że ich wyobrażenia o pilotażu oraz przyswojona na wcześniejszych zajęciach teoria, ma się nijak do twardej rzeczywistości.

Prawie wszyscy zrozumieli, że bycie pilotem lądownika frachtowego, to nie były przelewki oraz, że nawet najlepszy symulator nie zastąpi prawdziwych kosmicznych statków i treningu na żywo w kosmosie.

Sierżant Kava unosił się w swoim słynnym szkolnym „latawcu” — nazywanym przez kadetów ze starszych roczników „Łezką w oku” — kilkaset mil nad powierzchnią księżyca Rota Podwójnego. Dziesiątka szczęśliwców, sterujących lądownikami „10.01”, miała się bardzo szybko przekonać, że nazwa „latawca” Kavy — „Łezka w oku” (Miya ni Oju), bynajmniej nie powstała od kształtu orbitera, a raczej od potu i łez wylanych przez kadetów, żeby zadowolić dowódcę kompanii.

Szkolona przez niego grupa, siedziała grzecznie za sterami swoich lądowników rozmieszczonych sferycznie i w idealnych odstępach wokół pojazdu dowódcy. Sama nauka tej niezwykłej — zbiórki lądownikami w przestrzeni kosmicznej, której centralnym elementem był zawsze pojazd Kavy, a wykonywanej oczywiście na rozkaz i w każdych warunkach na czas, zajęła im kilka długich księżycowych dni! A ile przy tym było śmiechu, nerwów, no i oczywiście… łez!

Tyle trwała nauka prostej zbiórki, a co tu było gadać o nabywaniu innych, o wiele ważniejszych umiejętności! Tym bardziej, że — ku ich zdziwieniu — Ujki na pokładzie szkolnych lądowników frachtowych były wyłączone i milczały jak grób. Wszystko musieli robić sami, nawet obliczać co łatwiejsze trajektorie lotu! Biada temu, który by się pomylił!

Olopa Kava przyjrzał się uważnie każdej holo twarzy, która krążyła przed nim w kabinie latawca.

— Słuchać mnie teraz uważnie, głąby. Zapytam, jak zawsze przed zajęciami: jesteście gotowi do dalszej nauki?! Kto zrezygnuje, żadna hańba, może to zrobić teraz.

Odpowiedział mu chóralny okrzyk z dziesięciu gardeł:

— Jest! Jesteśmy gotowi, olopa Prim Kava!

— To dobrze — mruknął. — Tematem dzisiejszego dnia szkolenia jest: bezpieczne i szybkie pokonywanie _TTP_, czyli _Transportowego Tunelu Podprzestrzeni_, nazywanego powszechnie przez pilotów dziurą albo lejkiem. Ale wy jeszcze pilotami nie jesteście, dlatego was obowiązuje tylko jedna, ta oficjalna nazwa. Zrozumiano?!…

W odpowiedzi usłyszał jedynie szmery cichych rozmów w kabinach lądowników.

— Ujek, wyłącz transmisje między kadetami…

Szepty natychmiast ucichły.

— No, teraz lepiej… — dalej kontynuował. — W tym celu, na czas szkolenia, nasza grupa skorzysta z tunelu _TTP_ numer 0.1.001, czyli pierwszego, jaki został odkryty w przestrzeni. A który, jak dobrze wiecie, łączy nasz układ planetarny z sąsiednim układem planet — Marc Cztery… — przerwał. — Kadet Kini Igi, kto odkrył pierwszy tunel w naszym układzie?

— Jest. Kadet, Osu Kini Igi! — odezwał się chudy wysoki chłopak, którego holo, Ujek latawca wysunął teraz na sam środek przekazu. — Ten tunel nazywany też „Tunelem Kinga”, odnalazł założyciel pierwszej kolonii w naszym układzie planet, Theodore King II. Badacz kos…

— Dobra, kadecie — mruknął Kava — zaliczyłeś. No, tak. Słuchajcie! Szkoła musiała zapłacić kupę kredytów za wynajęcie tunelu do celów szkoleniowych. Dlatego zajęcia będą przeprowadzone szybko i sprawnie. Ja w swoim latawcu wlecę do tunelu jako pierwszy. Po wylocie z lejka albo, jak kto woli — dziury, będę na was czekać na długiej orbicie Marc’a Jeden. Zbiórka oczywiście, jak zawsze, wokół mojego orbitera. Znajdziecie mnie tylko i wyłącznie po sygnale radiolatarni „latawca”, i po niczym więcej. To też jest element dzisiejszych zajęć!

Potem, kiedy już wszyscy znajdą się po drugiej stronie, odczekamy odpowiedni czas i wymienimy uwagi o wykonanym ćwiczeniu. Wyciągniemy wnioski, ocenimy i, powrócimy do siebie tą samą drogą, ale w odwrotnej kolejności. Ostatni w tunel wleci kadet Tom Jak’o na „jedenastce”. Zrozumiano?!…

— Jest! Olopa Kava! Rozumiemy!…

— No, głąby. To dobrze. Do tunelu będzie was kolejno wpuszczać akọkọ corporal Letitiia Kirmsza, która właśnie teraz wolno zbliża się do miejsca wlotu na swoim „latawcu”. Zajęcia zaczynamy za… — spojrzał na swój dziwny zegarek — piętnaście minut pokładowych, zaczynając od momentu kiedy wlecę do tunelu! W tym czasie, macie się ustawić zgodnie z numerami statków w określonej lini dostępu! Odległość między lądownikami nie mniejsza niż dwadzieścia dwie staje⁷. I dobrze wam radzę, przypomnijcie sobie szybko wszystkie procedury, jakie są niezbędne w locie przez _TTP_! Założyć hełmy! Wykonać!

*

Suvia siedziała za sterami swojego lądownika i, tak jak doradził sierżant, szybkimi ruchami palców przerzucała na czytniku holo notatki z tematu: „_TTP, procedury i elementy lotu_”. W sumie, to wcale nie musiała, bo znała te procedury na pamięć i nawet wybudzona ze snu mogłaby wymieniać je w kolejności albo na wyrywki.

Przeglądanie zapisków i informacji holo, było więc bardziej jej nerwową reakcją na czekający debiut w tunelu, niż z powodu braków w wiedzy na ten temat.

Patrzyła jak niknie w tunelu lądownik numer dwanaście, pilotowany przez kościstego Tinrina⁸, czyli kadeta Osu Kini Igi. Jej serdecznego przyjaciela i pomocnika w trudnych sprawach. Igi był jednym z nielicznych członków szanowanego klanu Osu, żyjącego na trzecim księżycu planety Marc Dwa. Czyli układu planetarnego do którego właśnie polecą przez _TTP_. Wyskoki i smukły niczym giętki patyk, a zarazem wysportowany i niezwykle silny.

Lubiła gadać z Tinrinem godzinami na wszystkie możliwe tematy. W sumie rodzina albo raczej rodzinny klan Tinrina nie był zbyt szczęśliwy z faktu, że jeden z jego członków poszedł do kompanijnej szkoły pilotażu.

Tym bardziej, że Kini Igi ukończył wszystkie możliwe etapy szkół powszechnych Kompanii z wyróżnieniem i, co tu gadać, był typowany przez Mistrzynię, czyli przywódczynię klanu, do zupełnie innych celów, a nie do jakiegoś tam, pilotowania frachtowców.

Jednak Tinrin się uparł, a mając przy tym wielkie poparcie u swojej matki Osu Iya ti Igi — szanowanej matrony, mającej kolosalne wpływy w zarządzie klanu i dyplomacji — postawił na swoim.

Jednak, jak to mówią: nic za darmo! Musiał obiecać matce, że będzie najlepszym kadetem na roku, no i, że po ukończeniu szkoły pójdzie jednak na nauki dyplomatyczne.

Patrzyła, jak lądownik Tinrina wykonuje przepisowy zwrot przez bakburtę, a potem wykonuje pełną pętlę i z gracją wlatuje w sam środek „lejka” tunelu.

Statek Tinrina zniknął.

Tuż za nim szykowała się do przelotu Bissa A’Lula, siedząca w lądowniku numer trzynaście. Ta niska dziewczyna, której budowę można było przyrównać do kostki albo niskiej szafki. Mająca krótkie nóżki i szerokie bary, była kolejną bliską Suvii osobą. Jej fizjonomia wynikała z bardzo prostego powodu, grawitacja na jej rodzinnej planecie była prawie dwa razy większa niż na rodzinnym Hydro Suvii!

Zaciskając kciuki na szczęście, mruknęła:

— Trzymaj się mała…

Bissa wykonała ten sam manewr, co Tinrin, by po chwili zniknąć w czeluści otwartego tunelu.

— No, to czas się szykować.

— Kadet, Suvia Boo, lądownik „10.01”, numer szkoleniowy — piętnaście. Gotowa?

Usłyszała w słuchawkach hełmu, melodyjny i cichy głos akọkọ corporal Letitii Kirmszy, a na małym holo przed pierwszym iluminatorem pojawił się kształt i obraz jej twarzy.

— Jest! — zawołała. — Kadet Suvia Boo, gotowa do wykonana ćwiczenia!

— Dobra, mała. Zsynchronizuj teraz zegar pokładowy.

— Jest! Gotowe!…

— Dobra mała, nie krzycz. Rób, co masz robić, ale nie krzycz, proszę. Za dwie minuty, od wydanego przez mnie polecenia, zaczniesz procedurę przelotu. Włącz rejestrator ćwiczenia oraz uruchom anteny dalekiego i krótkiego zasięgu. Po wylocie z dziury, masz trzydzieści sekund, żeby się zameldować do rejestratora. Jak tego nie zrobisz, włączą się procedury ratownicze i ćwiczenie nie zostanie zaliczone. Rozumiesz, Suvia?…

Dziewczyna tylko kiwnęła głową.

Kapral Krimsza, umilkła na chwilę.

— Nie denerwuj się, wszystko będzie dobrze.

Suvia zacisnęła wilgotne od potu dłonie na oparciach fotela sprawdzając, czy przypadkiem przyciski sterowników gdzieś jej nie „uciekły”.

Poprawiła, a potem sprawdziła kolejny już raz zapięcia hełmu i opuściła przesłonę słoneczną.

Włączyła rejestratory i wysunęła anteny.

Czekała napięta jak struna na hasło startu od corporal.

— Uwaga, mała… — mruknęła Krimsza. — Zaczynam odliczanie. Trzy, dwa, jeden. Przelot! — krzyknęła.

Lądownik, posłuszny poleceniom sterowników naciskanych i przesuwanych palcami, pchnięty całą mocą silników rufowych, rozpoczął wykonywanie pełnej pętli, nabierając rozpędu z sekundy na sekundę.

Dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści, sześćdziesiąt!… Przy prędkości nie mniejszej od stu dwudziestu, musi już być przy wlocie do tunelu! Inaczej odbije się od bariery ochronnej i poleci gdzieś w kosmos bez kontroli!

Sto dwadzieścia pięć, sto trzydzieści!… Bariera!

— Przeszłam?!…

Tylko tyle zdołała pomyśleć.

Ciemność.



Blop!

Jestem? — Pytanie zakołatało się w głowie.

Umysł intensywnie szukał punktu podparcia w wirującej przestrzeni za pomocą zmysłów, które tego podparcia znaleźć nie potrafiły.

W ostatniej chwili udało się jej otworzyć przyłbicę i zwymiotować wprost w otwartą paszczę śmieciarki.

Skąd ona wiedziała, że właśnie tutaj ma otworzyć gębę?…

Odetchnęła głęboko, wycierając usta i wsparła się ciężko o oparcie fotela.

Przełknęła ślinę.

— Rejestrator?… Jest. Kadet Suvia Boo… Przelot, wykonany…

Łeee, kolejny paw w szeroki otwór śmieciarki.

Napiła się izotonika.

Sygnał radiolatarni latawca olopy, dźwięczał jej w uszach niczym wycie alarmu wzywającego do opuszczenia statku.

Wyłącz ten cholerny alarm — pomyślała.

W ciszy, która nagle zapadła i mimo rozstrojonej mózgownicy, starała sobie przypomnieć — co trzeba zrobić dalej.

No tak!… — Przypomniała sobie wreszcie i krzyknęła:

— Hamuj, idiotko!

Z całą siłą, jakby miało to coś zmienić, nacisnęła przyciski wyłączające główny napęd, a potem złapała za sterowniki silników hamujących. Lądownik wpadł przez to w niezły rezonans, ale wreszcie zwolnił, by po krótkiej chwili wpaść w dryf. Obracając się wolno wokół osi.

Odpięła pasy. Lekko uniosła się z fotela. Podpłynęła w stronę konsoli obsługującej łączność. Na wielkim ekranie dostrzegła czerwoną kropkę radiolatarni „Łezki” sierżanta, który orbitował wokół jednego z księżyców Marc’a Jeden.

— Tu jesteś, sierżancie Kava — mruknęła.

Wróciła do fotela, zapięła pasy wpisała dane z latarni w komputer i już miała odpalić silniki rufowe, kiedy tuż przed dziobem jej statku, przeleciał, fikając koziołki, lądownik numer szesnaście!

Pojazd leciał bez jakiejkolwiek kontroli, a prędkość nieskoordynowanych obrotów była coraz większa! Usiłowała sobie przypomnieć, kto pilotował „szesnastkę”. No tak, za sterami tej jednostki siedział nie kto inny, a Ivo Kruger! Lubiany na kompanii za swój humor i pogodne usposobienie Marsjanin. Wołali na niego Zgrywus. Wielki chłop, dorównujący wzrostem Ojo Kavie!

Coś się musiało stać! Albo z nim, albo z lądownikiem! Co robić! Co teraz robić!

— Kadet, Suvia Boo! — Doszedł ją głos sierżanta. — Jesteś najbliżej! Widzisz lądownik Krugera?!

— Jest, olopa! Widzę!

— Dobra, skończ z regulaminem! Co się tam dzieje?! Kruger nie odpowiada na wezwania i nie zameldował się do rejestratora!

— Nie wiem sierżancie! Jego „szesnastka” wpadła w jakiś niekontrolowany korkociąg od samego wylotu z dziury, to jest z _TTP_! — poprawiła się. — Najgorsze, że lądownik obraca się coraz szybciej! Jak pójdzie tak dalej, to statek rozleci się w diabły! Nie wiem, co jest ze Zgrywusem!

— Dobra, czekaj w pobliżu, ale nie rób nic głupiego. Ja już tam do was lecę! Ćwiczenia wstrzymane! Nikt już więcej nie wyleci z dziury! Szkoła jest o wszystkim powiadomiona i wysłali jednostki ratunkowe! I, Suvia… — warknął, a jego twarz wypełniła całe holo — ja cię znam, nic sama nie kombinuj! Zaraz tam będziemy!

— Ale Zgrywus nie wytrzyma takich przeciążeń sierżancie! Nawet nie wiem, czy jest przypięty do fotela!

— Wiem, daj nam kilka minut! Lecimy! I tak będziemy szybciej niż ci ze szkoły! Czekaj! To jest rozkaz, kadetko Boo!…

Wirujący nieustannie statek Krugera nabierał rozpędu. Już można było dostrzec, jak niektóre elementy kadłuba zaczynają się luzować i odpadać, lecąc w kosmos, jakby były wystrzeliwane z procy. Jakaś część ciężkiego chwytaka o mały włos, a uderzyłaby prosto w jej lądownik.

Myślała intensywnie, co może zrobić! I nagle, olśnienie!

Wystarczyło, jak wystrzeli w stronę „szesnastki” grawi-liny! Dwie powinny wystarczyć, żeby zatrzymać oszalały statek, tym bardziej, że lądownik Krugera ma wyłączone wszystkie silniki. Grawi-lina, może podnieść całą górę, a co dopiero taki stateczek! Oplątają się o lądownik, jak nić na kłębku. Potem, powinno nastąpić tylko krótkie szarpnięcie i będzie po krzyku! To jest chyba jedyna szansa! — myślała gorączkowo.

Co prawda, nigdy jeszcze nie odpalała grawi-lin, ale to nie znaczyło, że nie widziała, czy też nie wiedziała, jak się to robi! A ten moment uznała, jako doskonały do wykonania swojej pierwszej próby!

Silnikami kierunkowymi ustawiła dziób swojego lądownika na wprost tego, który kręcił koziołki. Obliczyła odległość i nieco się cofnęła. Zmówiła modlitwę do ojca Pio, matki Hanko oraz ciotki Tyry, a potem nacisnęła spust.

Z dziobowych wyrzutni buchnęły kłęby gazu. Napędzane lekkimi ładunkami kierunkowymi grawi-liny, wyleciały w stronę „szesnastki”, uzbrojone w rząd ostrych haków i potężne kotwice magnetoelektryczne.

Trafiła w punkt! Obie grawi-liny zahaczyły o latające elementy lądownika Krugera i zgodnie z jej przewidywaniem, zaczęły się owijać wokół kadłuba statku.

Potężne bębny znajdujące się wewnątrz jej statku, jęknęły cicho, kiedy nacisnęła i pociągnęła w swoją stronę sterowniki hamowania. Grawi-liny napięły się mocno, a wtedy dała lekko wstecz silnikami dziobowymi „piętnastki”.

Widziała, jak mocarne liny wgryzły się w wystające elementy statku Krugera, łamiąc je i zgniatając.

Miała tylko nadzieję, że w ten sam sposób nie zgniotą skorupy pojazdu. Ale przecież pancerz lądownika wytrzymywał nie takie ciśnienia i uszkodzenia. Słyszała wiele o wręcz nadzwyczajnych możliwościach i wytrzymałości tych statków, tak więc poszycie „szesnastki” powinno wytrzymać bez problemu konfrontację z grawi-linami.

— Kadetka Suvia Boo!… — olopa Kava ryknął z głośników. — Co ty wyprawiasz! Zabroniłem ci podejmować samodzielnie prób ratunku! To był rozkaz!

— Jest! To był rozkaz! Moja wina! Ale nie mogę patrzeć, jak mój przyjaciel i kolega ginie! Mam tu stać, bezczynnie?!…

— Kadetko Boo! Zapnij pasy i włącz wsteczny ciąg na całą moc! Zaraz rozwiną się oba bębny grawi-lin!

Faktycznie licznik długości lin, zbliżał się z astronomiczną wręcz prędkością do zera!

Docisnęła pasy. Zamknęła przyłbicę hełmu i czekała… Pięć, trzy… jeden…

Już!

Szarpnęło, jak diabli!

Ale jej „piętnastka”, na pełnym ciągu wstecznym, dała odpór sile obrotowej „szesnastki”! Hurra, statek Krugera zatrzymał się! Miała rację!

Przesunęła sterownik lin i zaczęła je z powrotem zwijać na bębny.

— Wolniutko, mała. Bardzo wolno — mruczał Kava. — Pozwól, żeby twój lądownik złączył się z „szesnastką”.

Latali w koło jej statku i lądownika Krugera, pilnując, czy wszystko w porządku.

Metal zgrzytnął o metal. Statki się połączyły.

— Bębny stop! — krzyknął Kava.

Wyłączyła napęd. Nastała kompletna cisza.

— Nooo… kadetko Boo, szacunek. Pełen szacun — mruknął olopa. — Ale, kara cię nie minie.

*

Jednostki ratunkowe dotarły na miejsce po kilkunastu minutach. Ratownicy weszli na pokład „szesnastki” i wyciągnęli nieprzytomnego Krugera z lądownika w ostatniej chwili, jeszcze trochę takiej karuzeli, a nie byłoby czego składać z mózgu kadeta. Ponoć zamieniłby się w budyń, a z tym nie dałyby rady nawet cudowne nanoboty.

Szkolna komisja miała zbadać, jakie były przyczyny wypadku.

Na drugi dzień do dyrekcji uczelni wezwano sierżanta Prim Kavę, celem złożenia raportu.

Wszedł na posiedzenie zarządu.

— Niech pan siada, olopa — odezwał się dowódca szkoły, kononeli Tsuba Hue. — Skończymy omawiać zadania na kolejny kwartał szkolenia ostatniego roku kadetów i zajmiemy się przypadkiem kadetki Suvii Boo.

Po kilku minutach, część członków zarządu wyszła i w gabinecie prócz dowódcy zostali jeszcze: olopa Kava, dyrektor Departamentu Zasobów Szkoły i Transportu — Kikko Ma oraz główny lekarz szkoły — panna Helen Boyz.

— Taaa… — odezwał się pułkownik. — Czytałem pana raport sierżancie. Wykazał pan w nim, jak wielką odwagą i nietuzinkową umiejętnością pilotażu wykazała się kadetka Boo. Same superlatywy i same pochwały. Poza jednym. Kadetka Boo nie posłuchała wyraźnego rozkazu…

Odchylił łysą głowę do tyłu i zakropił sobie do oczu jakieś krople. Pomrugał chwilę i wrócił do tematu.

— Wystąpiłem do Zarządu Kompanii o odznaczenie kadetki Suvii Boo odznaką drugiego stopnia „Za honor i odwagę”. Oczywiście musiałem mój wniosek dokładnie uzasadnić. Zażądano pełnego raportu z wydarzenia. Departament Szkolenia Kompanii zgodził się z moim wnioskiem, że kadetce Boo, należy się nagroda za uratowanie życia kadeta Krugera. Jednak… — westchnął — zwrócono też uwagę na fakt, że Suvia nie posłuchała twojego rozkazu, Prim. Wyraźnego rozkazu.

Co stawia pod dużym znakiem zapytania, jej karność oraz lojalność względem Kompanii Astronautycznej Ziemi i Księżyca. Podkreślono, że to przecież nie był pierwszy wybryk kadetki Boo. Przez trzy lata szkoły, nazbierało się jej różnych przewin. Rogata dusza — mruknął. — Pilot znakomity, ale charakter ciężki. Nie muszę ci chyba o tym przypominać, prawda Prim? Dlatego, mimo nagrody za odwagę, polecono zarządowi szkoły skreślić kadetkę Boo z listy słuchaczy.

— Ale, to jest jawna niesprawiedliwość! — Kava zerwał się z fotela.

Dowódca uniósł dłoń, co ostudziło dalsze zapędy sierżanta.

— Potem, Prim. Potem… Pocieszeniem w tej całej sprawie, niech będzie fakt, że dzięki moim koneksjom i przyjaciołom w Departamencie oraz z sympatii do Tyry Uve, zgodzono się na pewne ustępstwa. Relegowanie nastąpi bez oficjalnego wpisu do akt osobistych oraz … — przerwał — zezwolono, oczywiście w drodze wyjątku, na nadanie kadetce Suvii Boo najniższego tytułu pilota, czyli pilota technicznego krótkich zasięgów. Nadanie tytułu, jest przeznaczone tylko i wyłącznie do wiadomości zainteresowanej, bez informowania reszty stanu szkoły o tym fakcie. Koniec…

***

Stali we czwórkę w części pasażerskiej terminalu odlotów. Milczeli. Suvia nerwowo szukała czegoś w torbie zarzuconej na ramię. Podjechał robot bagażowy. Wysunął śmieszną kulkę czytnika, podobną do wielkiej gałki ocznej uczepionej do długiego giętkiego wysięgnika i zeskanował kod z biletu. Potem silne chwytaki maszyny wrzuciły wielką walizę na platformę ładunkową.

Malutkie dysze spryskały bagaż, pokrywając go substancją ochronną, podobną do przeźroczystego twardego plastiku.

Po chwili na jego powierzchni zajaśniały kreski kodu biletu, a pod spodem opisane w e’powszechnym miejsce docelowe podróży — „Kolonia Osadnicza nr 5, planeta Xerxes, Syriusz II/Suvia Boo”.

— Przypominam, pani Suvio Boo, że do odlotu zostało pół godziny. — Robocik szczeknął metalicznym głosikiem i odjechał w stronę terminala przeładunkowego. — Miłego lotu… — rzucił jeszcze za sobą.

Odezwała się Bissa.

— Będę tęsknić, Suvia. Tak nie powinno być — mruknęła. — To jest straszna niesprawiedliwość.

Złapała przyjaciółkę za dłoń.

— Nie martw się moja Malutka (tak w kompanii wołali na Bissę), wszystko będzie dobrze. Może Ciotka znajdzie mi jakieś zajęcie — podkreśliła — to przeżyję. Zresztą… — umilkła na moment patrząc, jak startuje jeden z małych rejsowych kutrów pasażerskich krótkiego zasięgu — może to i dobrze? Może wielki kosmos, nie jest miejscem dla małej i chudej dziewuchy z zielonymi kudłami — westchnęła. — Dobra… — machnęła ręką — przecież gadaliśmy już o tym Malutka. Damy radę, prawda? I ty, i ja. Wpadnij kiedyś do mnie, jak już zostaniesz wielkim pilotem lądowników frachtowych. Obiecujesz, że odwiedzisz mnie w tej zapyziałej dziurze?…

— Jeszcze pytasz, Koriko?! To będzie pierwsze, co zrobię!

Chyba albo raczej, na pewno, to przez te jej zielone i ścięte na krótko włosy, „ochrzczono” Suvię — Koriko, czyli Trawa.

Malutka miała wilgotne oczy od łez.

— A z kim mi będzie lepiej?

Do rozmowy wtrącił się Tinrin.

— Jak to z kim. Ze mną Malutka, ze mną!… — uśmiechnął się i pogłaskał kumpelę po kosmatych kręconych włosach.

Bissa popatrzyła na niego z dołu.

— Ach, przestań chudzielcu, bo się zaraz naprawdę rozpłaczę.

Olopa Kava przysłuchiwał się rozmowie, stojąc nieco z boku. Wreszcie, podszedł bliżej do Suvii i powiedział:

— Mała, mam coś dla ciebie. Coś, co powinnaś wczytać w swój czytnik dopiero na pokładzie liniowca.

Sięgnął do kieszonki munduru i wyciągnął małe pudełko. Było to typowe opakowanie w których trzymano chipy pamięciowe. Okładka miała logo szkoły.

— Masz. Może ci się przydać w tej nowej kolonii. Wybacz mi, ale nie było rady i nie było innej możliwości, żeby coś zmienić. Jestem wściekły, a i też jest mi wstyd, ale wiesz… — przełknął ślinę — ja jestem zbyt małym pionkiem, żeby mieć na takie sprawy wpływ. Rozumiesz mnie?

Suvia skinęła głową.

— Rozumiem, olopa Prim Kava. Dziękuję ci za wszystko…

Jej bilet zaczął drżeć, a w tym samym momencie pojawił się na nim świetlny napis:

_„Przypominamy, że do odlotu pozostało dziesięć minut! Pani, Suvia Boo, prosimy o stawienie się na pokładzie liniowca. Brama numer 15! Dziękujemy! — Linie AirSpace II”_.

— Pozdrów ode mnie Tyrę. I powiedz jej tylko tyle, że: jak będzie chciała mi nawciskać, to przecież wie gdzie mnie znaleźć.

Spojrzał na kurczącą się kolejkę przy bramce numer piętnaście terminala pasażerskiego.

— No, kadecie Suvio Boo, pora ruszać…

Kiedy z punktu widokowego zobaczyli ją w oknie liniowca, jak jeden przyjęli postawę „na baczność”, podnosząc dłonie do daszków czapek. Stała tam, robiąc tak samo, ale już do pustej głowy…

*

Rzuciła torbę na koję i odgrodziła się od reszty pasażerów elastyczną i dźwiękoszczelną zasłoną. W malutkiej kabinie zrobiło się cicho, a gdyby ktoś lubił takie klimaty, to mógłby powiedzieć, że w tej klitce było nawet przytulnie.

Usiadła wygodnie na wąskim łóżku. Sięgnęła po torbę i wyjęła z niej czytnik, a potem chip, który na lotnisku dał jej Kava.

Obróciła kryształ kilka razy w palcach, zastanawiając się, co to może być, a potem wcisnęła go w gniazdo odczytu.

Nad ekranem pojawił się pulsujący na czerwono, holo-obraz komunikatu alarmowego:

„_Przeznaczone tylko dla oczu Suvii Boo! Wczytaj swój kod DNA i przysuń do holo lewe oko!”_

Pośliniła kciuk i przystawiła do analizatora, a potem przysunęła przestrzenny obrazek do oka.

Napis zaświecił na zielono i zniknął, a wtedy pojawiło się powitanie:

_„Witaj, Suvio Boo”._

Puknęła palem w symbol odczytu wiadomości.

_„LICENCJA NUMER: KA/ZK/SB/9000.000.187_

_Niniejszy dokument jest dowodem na to, że niżej wymieniona/ny/ne/no, jest:_

_Dyplomowanym Pilotem Technicznym Krótkich Zasięgów Planetarnych i Międzyplanetarnych, Kompanii Astronautycznej Ziemi i Księżyca, stopnia pierwszego._

_Zaświadcza się, co następuje:_

_Suvia Boo, córka Hanko Boo, urodzona…”_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: