Kalifornijskie wakacje - ebook
Kalifornijskie wakacje - ebook
Właściciel międzynarodowej firmy Garrett King wybiera się na wycieczkę z kuzynem i jego trzema córkami do Disneylandu w Kalifornii. Jak przystało na prawdziwego pracoholika, marzy, by ten dzień się już skończył. Jego nastawienie zmienia się, gdy poznaje piękną dziewczynę – Alexis Wells. Pół dnia wystarcza, by stracił dla niej głowę…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1931-0 |
Rozmiar pliku: | 618 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Garrett King rozejrzał się wokół i zrezygnowany westchnął ciężko.
– Piekło, istne piekło – mruknął pod nosem.
Otaczały go tabuny rozkrzyczanych dzieci i zasapanych rodziców, bezskutecznie próbujących dotrzymać kroku szalejącym pociechom. Wesołe miasteczko, faktycznie, pomyślał kwaśno, zastanawiając się, jak dał się wmanewrować w wycieczkę do Disneylandu. Chyba oszalałem, stwierdził. Mógłbym siedzieć w biurze i w ciszy i spokoju sprawdzać faktury, odpisywać na mejle klientów, a pozwoliłem się Jacksonowi przekonać do rodzinnej wycieczki. Kuzyn twierdził, że z inicjatywą wyszła jego żona Casey. Przemiła kobieta, Garrett doceniał jej rozliczne zalety, ale nie mógł pojąć, dlaczego urocza Casey zamartwia się jego samotnością. Ludzie, którzy nie zakładają rodziny, prawdopodobnie mają ku temu powody, na przykład wcale nie marzą o małżeńskim raju. Nawet tak miłej osobie jak Casey potrafiłby odmówić, ale szwagierka zagrała nie fair i nasłała na niego swe córki. W obliczu trzech najsłodszych na świecie dziewczynek błagających ukochanego wujka, by pojeździł z nimi na karuzeli, Garrett nie miał szans. Teraz z obrzydzeniem wycierał z rąk resztki waty cukrowej, którą usmarowana była poręcz schodów.
– Hej, kuzynie, jak się bawisz?
Na dźwięk głosu Jacksona odwrócił się i spiorunował krewniaka wzrokiem.
– Och, Casey, widziałaś to spojrzenie? – Jackson uśmiechnął się porozumiewawczo do swej żony.
– Właśnie chciałem się z wami pożegnać. – Garrett starał się przekrzyczeć piski i krzyki otaczającego ich tłumu. – Na pewno chcecie spędzić trochę czasu wspólnie jako rodzina.
– Ty też należysz do rodziny. – Casey nie dała się łatwo zwieść.
Zanim zdążył odpowiedzieć, poczuł, że ktoś ciągnie go za nogawkę spodni. Spojrzał w dół. Mia zadzierała głowę i wpatrywała się w niego wielkimi, błyszczącymi oczyma.
– Wujku, pójdziesz z nami na kolejkę górską? – zapytała słodkim głosikiem. Mimo że miała dopiero pięć lat, Mia potrafiła owinąć sobie wokół małego paluszka każdego mężczyznę. Była także wystarczająco sprytna, by wiedzieć, że wujek nie oprze się jej uroczym dołeczkom w pyzatych, zaróżowionych z radości policzkach. W razie czego miała jeszcze w odwodzie dwie siostry: trzyletnią Molly i Marę, która dopiero niedawno zaczęła chodzić. Garrett westchnął ciężko i opuścił bezradnie ręce – w starciu z trzygłowym smokiem nie miał żadnych szans.
– Stanę przy barierce i będę patrzył, jak jedziecie, dobrze? – Garrett zastanawiał się, dlaczego właściwie właściciel wielkiej międzynarodowej firmy ochroniarskiej musiał targować się z pięciolatką, zamiast po prostu odwrócić się na pięcie i pójść do domu lub, jeszcze lepiej, do pracy. Rodzina to same kłopoty, stwierdził nie po raz pierwszy.
Jackson parsknął pogardliwie. Garrett nie przejął się reakcją kuzyna – zbyt dobrze się znali, by brał na poważnie jego złośliwości. Współpracowali ze sobą od wielu lat. Jackson zarządzał firmą wynajmującą prywatne odrzutowce, więc, podobnie jak Garrett, pracował dla najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi w Stanach i na świecie. Wiele ich łączyło, choć różnili się w jednej istotnej kwestii: Garrett uparcie opierał się przed ożenkiem i założeniem rodziny, a Jackson nie wyobrażał sobie życia bez swej pięknej żony i kochanych córek. Teraz zwrócił się do Casey z łobuzerskim uśmiechem:
– Stchórzył.
Wziął na ręce Marę, która dreptała przy nogach mamy. Garrett zauważył, że twardy i zdecydowany biznesmen nagle zamienił się w słodkiego misia i pokiwał z politowaniem głową.
– Ale popilnuję Mary, żebyście mogli we czwórkę maltretować się na kolejce górskiej – odparował jadowicie Garrett, wyjmując kuzynowi z rąk córeczkę. Sprawnym ruchem oparł Marę na biodrze i obdarzył nadąsaną Mię szerokim uśmiechem. Ukucnął i przemówił aksamitnym głosem:
– Brykaj, kochana, będę cały czas patrzył, a jak wrócisz, wszystko mi opowiesz. W porządku?
– Tak – zgodziła się niechętnie, ale już po chwili podskakiwała radośnie w miejscu i popiskiwała: – Tato, mamo, idźmy już!
– Tym razem ci się udało! – Casey roześmiała się szczerze i pozwoliła córeczkom zaciągnąć się do kasy, w której sprzedawano bilety do kolejki górskiej.
– Dlaczego mnie zmusiłeś, żebym tu przyszedł? – Garrett rzucił kuzynowi spojrzenie pełne żartobliwego wyrzutu.
– Casey nie dawała mi żyć. Uważa, że doskwiera ci samotność, a ja nie zamierzam z nią dyskutować.
– Tatuś boi się mamusi. – Garrett mrugnął wesoło do Mary, która poklepała go radośnie po policzku.
– Żebyś wiedział! – Jackson pogroził mu palcem, odchodząc. – A ty bądź grzeczna – zwrócił się do córeczki i pomachał jej na pożegnanie.
Mara odpowiedziała ojcu słodkim, niewinnym uśmiechem i skinęła pulchną rączką. Gdy tylko Jackson zniknął w tłumie, złapała Garretta za ucho i stanowczo zażądała:
– Sama!
– Nie ma mowy. Jak tylko postawię cię na ziemi, znikniesz, już ja cię znam, księżniczko! – Żartobliwie zmarszczył brwi. Mara nadąsała się i powtórzyła z uporem:
– Sama!
– Nie sama – przedrzeźniał ją, głaszcząc pulchny policzek. – Jeśli będziesz cierpliwa, to kupię ci balonik, chcesz? – Z doświadczenia zgromadzonego podczas obcowania z jej starszymi siostrami Garrett wiedział, że odrobina przekupstwa może zdziałać cuda. Dziewczynka natychmiast się rozpromieniła.
– Lonik, lonik! – pisnęła i podskoczyła z radości w ramionach wujka.
– Dobrze, rozejrzyjmy się…
Wokół panował harmider i rozgardiasz, jak okiem sięgnąć dzieci i dorośli beztrosko biegali pomiędzy rozlicznymi atrakcjami, nie zważając na podstawowe zasady bezpieczeństwa. Zgroza, pomyślał odruchowo Garrett, który nawet w tym kolorowym, rodzinnym raju nie potrafił się rozluźnić i pozbyć się zawodowego nawyku czujnego wypatrywania potencjalnego zagrożenia. Taką cenę płacił za prowadzenie największej i najbardziej prestiżowej firmy gwarantującej bezpieczeństwo najbogatszym i najsłynniejszym osobistościom w kraju i na świecie. Wraz z bratem bliźniakiem zdołali zbudować szalenie dochodowy interes i zasobnością portfela często nie ustępowali swym wymagającym klientom. Garrett i Griffin większość czasu spędzali w podróży, latając prywatnymi odrzutowcami pomiędzy rozrzuconymi po całym świecie zleceniodawcami. Garrett lubił swą pracę. Nie każdy mógł cieszyć się zwykłym, beztroskim życiem, ktoś musiał tego wszystkiego pilnować, powtarzał sobie często w myślach, spoglądając na niczego nie świadome, uśmiechnięte twarze. Bez trudu wyłowił w tłumie sylwetki Casey, Jacksona i dziewczynek i upewniwszy się, że nic im nie grozi, pokiwał z zadowoleniem głową. W jego rozległej rodzinie wiele było szczęśliwych małżeństw z licznym potomstwem i Garrett korzystał z ciepła rodzinnego, jednocześnie pozostając zatwardziałym kawalerem. Nie każdy mógł sobie pozwolić, by stracić głowę dla miłości, stwierdził zdecydowanie.
– Lonik! – przerwała jego rozważania Mara, która z zachwytem wpatrywała się w pęk różowych balonów unoszących się nad głowami przechodniów. Garrett spojrzał we wskazanym kierunku i zamarł.
Alexis Morgan Wells, mimo że dawno już nie była dzieckiem, bawiła się cudownie. Dokładnie tak wyobrażała sobie Disneyland: tłum roześmianych ludzi, skoczna muzyka, postacie z bajek przechadzające się i pozdrawiające maluchy, fontanny, karuzele, a nawet zapach waty cukrowej i popcornu. Tak pachniały marzenia małej dziewczynki, która znała to magiczne miejsce jedynie z opowieści.
Gdy go zauważyła, w głowie wciąż jeszcze jej szumiało od ostatniej przejażdżki na karuzeli. Młody mężczyzna od kilkunastu minut najwyraźniej ją śledził, a teraz w końcu udało mu się ją dogonić.
– Nie jestem żadnym świrem ani nic takiego… maleńka, chcę cię tylko poznać, zaprosić na lunch, wiesz…
– Nie jestem zainteresowana, proszę zostawić mnie w spokoju – odpowiedziała uprzejmie, choć stanowczo.
Zamiast się zniechęcić, namolny wielbiciel rozpłynął się z zachwytu.
– Jaki słodki akcent! Jesteś Brytyjką?
– Na Boga!
Alex wydawało się, że całkiem nieźle radzi sobie z udawaniem Amerykanki, zwłaszcza że jej matka pochodziła z Kalifornii. Na szczęście mężczyźnie najwyraźniej nie wystarczyło obycia, by zidentyfikować jej akcent. W końcu stara monarchia Cadrii na pewno nie znalazła miejsca w programie edukacyjnym przeciętnej amerykańskiej szkoły. Musi jednak bardziej uważać, zreflektowała się. Zwłaszcza że hałaśliwy natręt sprawiał, że ludzie wokół zaczęli się im baczniej przyglądać. Jeszcze chwila, a ktoś ją rozpozna i nici z wakacji – matka i ojciec natychmiast interweniują. Miała już prawie trzydzieści lat i nie chciała być zmuszona wymykać się na wakacje, jakby robiła coś złego, pomyślała buńczucznie, gdy przed oczami stanęła jej zmartwiona twarz matki. Potrząsnęła nerwowo głową i ignorując wciąż gadającego młodzieńca, zaczęła uciekać. Wygodne dżinsy i luźna tunika ułatwiały jej bieg, ale sandały na wysokich koturnach znacznie go spowalniały.
– Daj spokój, maleńka, przecież to tylko lunch. – Mężczyzna dogonił ją bez trudu. I wtedy zauważyła wysokiego, postawnego bruneta, który wpatrywał się w nią intensywnie. Czy go znała? Nie mogła odszukać w pamięci jego imienia, ale uczucie radości, jakie pojawiło się w jej sercu na jego widok, nie znikło. Niestety, mała czarnowłosa dziewczynka, którą trzymał na rękach, świadczyła dobitnie, że już jakaś kobieta zawładnęła jego sercem. Zdziwiła się, że tak ją to zabolało, przecież miłość od pierwszego wejrzenia nie mogła dopaść jej w Disneylandzie!
– Zaczekaj, do diabła! – Goniący ją natręt stracił w końcu cierpliwość i zaczął krzyczeć.
Alex, wciąż wpatrując się w błękitne oczy bruneta, poczuła, że ogarnia ją panika.
– Jakiś problem? – Nieznajomy w kilku szybkich krokach znalazł się tuż przy niej i przeniósł wzrok na dręczącego ją blondyna. Z bliska wydawał się jeszcze wyższy i bardziej umięśniony, a w jego jasnych oczach pobłyskiwała groźnie determinacja i nieustępliwość.
– Nie, ja tylko… się pomyliłem. – Młody człowiek odwrócił się na pięcie i pospiesznie wtopił się w tłum.
Alex odetchnęłaby z ulgą, gdyby nie elektryzująca obecność jej wybawcy. Stał tak blisko, że czuła ciepło emanujące od jego ciała i piżmowy, męski zapach wody kolońskiej.
– Lonik! – Mała dziewczynka złapała twarz mężczyzny w obie ręce i odwróciła ją w swoją stronę. Alex otrząsnęła się z odrętwienia i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
– Dziękuję za pomoc. Twój tatuś to prawdziwy bohater! – zwróciła się do ślicznej dziewczynki, która przyglądała jej się podejrzliwie i co chwilę zerkała wymownie w stronę sprzedawcy balonów.
– Muszę mu to przekazać! – Brunet roześmiał się szczerze, a jego niski dźwięczny śmiech przyprawił Alex o rozkoszny dreszcz.
– To nie twoja córeczka?
– Nie, w życiu! Mara to córka mojego kuzyna. Ma jeszcze dwie takie ślicznotki w różnym wieku, więc faktycznie można go uznać za bohatera – zażartował, przyglądając jej się uważnie.
Alex poczuła nagły przypływ radości. Nie miał dzieci! Po chwili opamiętała się, zdając sobie sprawę, że przecież widzi tego mężczyznę pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz w życiu i nie powinien ją obchodzić jego stan cywilny i liczba posiadanego potomstwa.
– W każdym razie jestem ci wdzięczna, nie mogłam się uwolnić od tego człowieka.
– Powinnaś była wezwać ochronę.
Skinęła tylko głową. Nie mogła przecież bez ujawnienia swojej tożsamości wyjaśnić, że wtedy zostałaby niechybnie zdekonspirowana i piękny wakacyjny dzień skończyłby się przedwcześnie. Odgarnęła z czoła niesforne kosmyki złotych włosów i machnęła lekceważąco ręką.
– Nie był niebezpieczny, tylko irytujący.
Znów się roześmiał i Alex prawie przymknęła oczy, tak wielką zmysłową przyjemność sprawiał jej ten dźwięk.
– Lonik, ujek… – Sądząc z tonu jej głosu, Mara nie zamierzała dłużej czekać na zabawkę.
– Tak jest! – Garrett rzucił Alex porozumiewawcze spojrzenie i ruchem ręki przywołał sprzedawcę. Gdy tylko jowialny starszy pan przywiązał sznurek do jej pulchnego nadgarstka, Mara uśmiechnęła się promiennie i rozanielona wpatrywała się w różowy balonik podskakujący przy każdym ruchu małej rączki. Alex i Garrett przyglądali jej się przez chwilę.
– Przepraszam, nie przedstawiłem się. To Mara. – Ruchem głowy wskazał dziewczynkę, która nie zwracała na nich najmniejszej uwagi. – A ja mam na imię Garrett.
– Alexis, ale mów mi Alex. – Wyciągnęła dłoń i przez chwilę rozkoszowała się ciepłym dotykiem dużej, silnej męskiej dłoni.
– A więc, Alex, jak się bawisz?
– Cudownie! – wykrzyknęła z entuzjazmem. – Właśnie tak to sobie wyobrażałam!
– Ach, czyli to twój pierwszy raz w Disneylandzie.
– Tak. – Widząc jego sceptyczną minę, Alex zarumieniła się i zakłopotana zrobiła krok w tył. – Nie chcę ci zabierać więcej czasu. Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
– Ktoś na ciebie czeka? – Przechylił lekko głowę i spojrzał jej głęboko w oczy.
– Nie… – odparła natychmiast, wpatrując się jak zahipnotyzowana w krystaliczny błękit jego oczu.
– To skąd ten pośpiech? – uśmiechnął się lekko.
Alex prawie podskoczyła z radości – nie chciał się z nią rozstać, czyżby mu się spodobała? Czy także poczuł magię, która zrodziła się w tej pierwszej chwili, gdy spotkały się ich spojrzenia?
– Może spędzisz z nami trochę czasu i wesprzesz mnie?
– Wesprę? – nie zrozumiała.
– Wspominałem, że ten aniołek z balonikiem ma jeszcze dwie równie charakterne siostrzyczki?
Alex roześmiała się szczerze. Propozycja przystojnego bruneta wydawała jej się szalenie kusząca, zwłaszcza że już po kilku dniach pobytu w Stanach czuła się bardzo samotnie. Nie mogła nawet zadzwonić do swych amerykańskich przyjaciół, bo wtedy rodzice natychmiast by ją odnaleźli i sprowadzili z powrotem do domu, a to oznaczałoby koniec wolności. Szybko stwierdziła, że spędzenie dnia z czarującym mężczyzną i jego siostrzenicami nie niosło ze sobą żadnego ryzyka.
– Cóż, chyba jestem ci to winna. Z przyjemnością poznam twoją rodzinę.
– Świetnie – ucieszył się. – Powinni zaraz wrócić z kolejki górskiej. Zanim się pojawią, może wyjawisz mi, skąd pochodzisz? Twój akcent brzmi podobnie do brytyjskiego, ale…
Alex miała nadzieję, że nie zauważył, jak się spłoszyła. Ojciec zawsze uczył ją trudnej sztuki dyplomacji i nieodpowiadania na pytania wprost. „Zawsze uważaj na każde słowo” pouczał, „Masz zobowiązania wobec rodziny, tradycji, obywateli…”. Nie chciała jednak zaczynać tej znajomości od kłamstw i krętactw, uciekła się więc do fortelu.
– Może sam zgadniesz? Ostrzegam, że nie będzie to łatwe.
– Chcesz się założyć? Stawiam piątaka, że do końca dnia mi się uda.
– Pięć dolarów? – zawahała się.
– Możemy też założyć się o przekonanie. Niech będzie moja strata!
– Nie brak ci pewności siebie – zauważyła i stwierdziła ze zdziwieniem, że ta cecha nowego znajomego jeszcze dodawała mu męskiego uroku.
– Niebezpodstawnie.
Alex nie wytrzymała intensywnego spojrzenia jego błękitnych oczu i opuściła powieki. Zrobiło jej się gorąco i zaczęła wątpić, czy spędzenie z tym magnetycznym mężczyzną całego dnia to dobry pomysł. Wyglądało na to, że traci przy nim wyuczoną samokontrolę i zamienia się w spłonioną nastolatkę.
– W porządku, niech będzie pięć dolarów – zgodziła się szybko.
– Ale było fajnie, wujku! – Wesołe okrzyki rezolutnej, czarnowłosej dziewczynki, która podbiegła do Garretta, zagłuszyły jego odpowiedź.
– A ty kim jesteś? – Kilkulatka objęła obiema rękami kolana Garretta i spojrzała podejrzliwie na blondynkę stojącą z jej ulubionym wujkiem.
– Alex, to moja siostrzenica Mia. – Garrett z powagą dokonał prezentacji, ale dziewczynka nie odpowiedziała na serdeczny uśmiech nowej znajomej. Zamiast tego wtuliła twarz w nogawkę spodni wujka.
– Mia, prosiłem, żebyś nie odbiegała sama! – Za plecami Alex usłyszała zaniepokojony, głęboki męski głos, a gdy się odwróciła, zobaczyła olśniewającej urody parę szybkim krokiem zmierzającą w ich kierunku. Kobieta niosła na rękach mniejszą wersję czarnowłosej Mii.
– Alex, pozwól, że przedstawię ci Casey i Jacksona oraz ich uroczą córkę Molly.
Alex uścisnęła dwie dłonie i uśmiechnęła się ciepło do małej Molly.
– Bardzo mi miło.
– Cała przyjemność po naszej stronie. Widzisz, kochanie, zostawiamy go na chwilę samego, i proszę, zaraz pojawia się przy nim najpiękniejsza kobieta…
Przerwał w porę, widząc żartobliwie uniesione brwi żony.
– W całym Disneylandzie – dokończył gładko i szybko dodał: – Ty, moja droga, jesteś oczywiście najpiękniejsza na całym świecie.
Wszyscy, łącznie z Casey, roześmiali się szczerze.
– Zawsze miałeś niezłą gadkę – mruknął Garrett.
– I dlatego udało mi się zdobyć taką wspaniałą żonę. – Jackson przytulił Casey i pocałował ją w czubek głowy.
Alex z przyjemnością przyglądała się rodzinie Garretta – widać było, że łączy ich miłość i oddanie. Zatęskniła za bliskimi, mimo że właśnie od ich nadopiekuńczości uciekła kilka dni temu.
– Podobno byliście na górskiej kolejce. Zazdroszczę wam, nigdy jeszcze na niej nie jechałam – zagadnęła, zerkając na przyglądającą jej się spod zmarszczonych brwi Mię.
– Nigdy? – zdziwiła się Casey.
– To moja pierwsza wizyta w Disneylandzie.
– Przecież ty jesteś stara! – wyrwało się zdumionej Mii, która ze zdziwienia zapomniała o nieufności.
Wszyscy dorośli wybuchli śmiechem, ale dziewczynki wglądały na skonsternowane wyznaniem nowej znajomej wujka. Alex ukucnęła przed dziewczynką i uśmiechnęła się do niej przyjaźnie.
– Wiem, to straszne, prawda? To dlatego, że mieszkam bardzo daleko stąd.
– Och. – Mia zamyśliła się na chwilę, po czym spojrzała poważnie na mamę i oznajmiła: – Musimy zabrać Alex na kolejkę z duchami.
– Kochanie, rozumiem, że to twoja ulubiona atrakcja, ale nie wiadomo, czy spodoba się Alex. – Jackson próbował zmitygować córkę, ale Mia była zdeterminowana.
– Chcesz pojechać z duchami? – zwróciła się bezpośrednio do Alexis, która rozpromieniła się w odpowiedzi.
– Zawsze o tym marzyłam! – wyznała z powagą.
– Zaprowadzę cię. – Dziewczynka puściła spodnie Garretta, wzięła Alex za rękę i ku zaskoczeniu rodziny zaczęła iść w kierunku zamku duchów, nawet się za siebie nie oglądając. Garrett i reszta rodziny, chcąc nie chcąc, podążyli za nimi.
– Później pójdziemy na statek piracki i… – Mia planowała już kolejne atrakcje, a Alex rozpływała się z zachwytu nad rezolutną nową przyjaciółką i perspektywą spędzenia dnia z uroczymi ludźmi. I Garrettem. Obejrzała się i zauważyła, że nie spuszczał z niej oczu. Zrobiło jej się ciepło na sercu. Poczuła, że w końcu znalazła się wśród ludzi, którzy akceptują ją i lubią za to, jaka jest, a nie kim jest. Przecież nie wiedzieli, że właśnie zdobyli serce jej wysokości Alexis Morgan Wells, księżniczki Cadrii.