- W empik go
Kandydatki na żonę i inne scenariusze - ebook
Kandydatki na żonę i inne scenariusze - ebook
Kandydatki na żonę to zbiór scenariuszy teatralnych.
Kandydatki na żonę - Scenariusz przenosi nas do XIX wieku. Wujostwo chce ożenić młodego Wiktora.
Przedstawiają mu cztery kandydatki (trzy młode dziewczyny i starszą o 20 lat kuzynkę cioci), on ma wybrać sobie jedną z nich za żonę. Tymczasem Wiktor od pięciu lat kocha się w służącej wujostwa Róży. Ostatecznie Wiktor przyparty do muru wybiera żonę. Wybór pada na...
Szarlotka z herbatą - Dwa małżeństwa (nie do końca wiadomo kto jest kogo żoną, mężem), opowiadają sobie w restauracji gdzie ostatnio byli, co robili i co widzieli (z dużą porcję absurdu) i kelnerka, która przynosi zawsze inne napoje i ciastka niż zamówione (chociaż ni do końca wiadomo kto co zamówił) - czyli teatr absurdu.
Żubry - Scenariusz mówi o więzach, relacjach w rodzinie po otrzymaniu spadku. "Dobry wujek", który zrzeka się spadku na rzecz pozostałych członków rodziny ma jednak pomysł jak wspólnie zagospodarować ich spadek. Czy na prawdę jest w tym bezinteresowny.
Andrzej Dembończyk
mieszka na Śląsku. Od kilku lat pisze scenariusze teatralne, które grane są przez amatorskie grupy teatralne w całej Polsce, krótkie opowiadania (bez happy endu) i od czasu do czasu wiersze.
Pisze poezję japońską: haiku, haiga, tanka, haibun, którą publikuje w polskich i zagranicznych magazynach internetowej i drukiem.
Jego haiku znajdują się również w czterech antologiach haiku wydanych drukiem w latach 2011-2015.
Strona internetowa: http://eddie-ad.blogspot.com/
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-509-0 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Osoby:
Wiktor
Zenon – wujek Wiktora
Zofia – ciotka Wiktora
Anna – panna na wydaniu
Barbara – panna na wydaniu
Celina – panna na wydaniu
Zyta – panna na wydaniu, kuzynka Zofii
Wojciech – służący Wiktora
Róża – służąca Zenona i Zofii
AKT I
Scena I
Typowy XIX wieczny salon z sofą, fotelami, wertikiem, grubym dywanem.
Na środku pokoju duży stół i krzesła, pod ścianą mały stolik, sofa, fotele, barek, pianino.
Zenon i Zofia siedzą na sofie, Wiktor na fotelu.
Zenon: Drogi Wiktorze, jak co roku spędzasz u nas wakacje. Powiedz mi kochany siostrzeńcze jak się u nas czujesz?
Wiktor: (trochę zdziwiony) Jak się tutaj czuję? Bardzo dobrze wujku. Czyż sam fakt, że przyjeżdżam tutaj co roku na wakacje, nie licząc świąt Bożego Narodzenia, o tym nie świadczy?
Zenon: To wybornie. (krótka przerwa) Przyjeżdżasz ale zawsze sam.
Wiktor: Nie rozumiem. A z kim mam przyjeżdżać? Przecież nie mam żony, narzeczonej.
Zofia: No właśnie Wiktorku!
Zenon: (do Zofii) Nie przerywaj kochanie! (do Wiktora) Może już najwyższy czas, żeby się ożenić?
Wiktor: A… a…. a…
Zenon: Czyli zgadzasz się z nami. Świetnie!
Wiktor: A… a… a…
Zenon: Już wszystko obmyśliliśmy (do Zofii) prawda kochanie?
Zofia: (radośnie) Tak, tak, wszystko!
Wiktor: A… a… a…
Zenon: Nic się nie martw. Wszystko zostaw nam. Za rok przyjedziesz tu z żoną. A za dwa (trąca łokciem Zofię) może z żoną i z dzieckiem. (śmiech)
Wiktor: A… a… a…
Zofia: Już jest wszystko załatwione. Ty masz tylko wybrać odpowiednią dziewczynę.
Zenon: (do Zofii) Kochanie… nie przeszkadzaj.
Wiktor: Ale skąd wam przyszło do głowy, że ja chcę się żenić!
Zenon: (zdziwiony) Jak to? Nie chcesz? Zobaczysz tylko kandydatki na żonę, od razu będziesz chciał się żenić.
Zofia: Są cztery kandydatki.
Zenon: (podniesionym głosem do Zofii) Kochanie!
Zofia: (spuszczając głowę) Przepraszam.
Zenon: A więc mój chłopcze do rzeczy. Pamiętasz małą, skromną niedzielną kolację?
Zofia: A czemu ma nie pamiętać, przecież to było trzy dni temu i… (spostrzegłszy groźny wzrok Zenona na sobie) Przepraszam, już jestem cicho.
Wiktor: Tę małą, skromną na 30 osób?
Zenon: Na 28. Nie licząc służby.
Wiktor: Tak…
Zenon: Otóż, były na niej wszystkie cztery kandydatki. To taki nasz mały podstęp. Umówiliśmy się, że one obejrzą jak wyglądasz, jakie są twoje maniery i tak dalej. No sam wiesz najlepiej…
Zofia: I wypadłeś znakomicie Wiktorku! Wszystkie chcą wyjść za ciebie.
Zenon: (do Zofii) Kochanie! Może pójdziesz nazrywać róż do ogrodu?
Zofia: (ze zdziwieniem) Przecież pada?
Zenon: (głośniej) To weź parasol!
Zofia: Nie mam jeszcze parasolki do tej sukni. Przywiozą go dopiero za tydzień.
Zenon: To siedź cicho i nie przeszkadzaj!
Róża: (wpadając do salonu) Ktoś mnie wołał?
Zenon: (poirytowany) Nie! Mówiłem żonie, żeby poszła nazrywać róż. Nie wołałem ciebie… Różo.
Róża: Aha. To ja przyniosę pani parasol. Pada deszcz!
Zenon: (zdenerwowany) Nie, nie, nie! Pani nigdzie nie pójdzie (po chwili przerwy spokojnie do Róży) Możesz odejść do swoich zadań Różo i nie przeszkadzaj nam już więcej.
Róża: (kłania się) Dobrze proszę pana. (wychodzi, przedtem spogląda przelotnie na Wiktora, który odprowadza ją wzrokiem)
Zenon: Na czym to stanęliśmy? A tak, na kandydatkach. Są cztery. To córki naszych przyjaciół więc mogę ręczyć za ich dobre urodzenie, maniery, obycie towarzyskie i honor.
Wiktor: (zrezygnowany) To świetnie.
Zenon: Więc po kolei. Anna – lat 21. Świetnie gra na pianinie. Jej ojciec ma duży majątek niedaleko stąd. Druga to Barbara – lat 22. W wolnym czasie maluje (do siebie) czyli cały czas maluje. Ojciec jest emerytowanym pułkownikiem. Trzecia to Celina – lat 23. Doskonale wyszywa, haftuje czy coś tam. Ojciec to dyrektor browaru. I co ty na to? Jest w czym wybierać, co?
Zofia: (oburzona) A moja kuzynka! Zenonie, zapomniałeś! Jak możesz…
Zenon: Tak… Czwarta to Zyta. Kuzynka mojej kochanej żony. Lat 45. Ty masz 25 więc (puszczając oko do Wiktora) jej nie bierzemy poważnie, jako kandydatki na żonę.
Wiktor: (do siebie) Nie bierzemy. My. Świetnie.
Zofia: (do Zenona) No powiedz coś Wiktorkowi o mojej siostrze. Albo sama to zrobię. (poprawia się na sofie) Więc kuzynka moja Zyta jest nieco starsza od ciebie, ale niech to cię nie zniechęca.
Zenon: (do siebie) Nieco starsza. Dobre.
Zofia: Jest najmłodszą z moich kuzynek.
Zenon: Nie bój się chłopcze, reszta kuzynek ma już mężów, więc nie będą cię prześladowały.
Zofia: Zenonie, nie przeszkadzaj! Jak mówiłam jest najmłodsza… i… jest bardzo miła… i… dobra. Doskonale dba o dom i gotuje.
Zenon: To może tyle wystarczy. Posłuchajmy Wiktora. My ciągle mówimy, a on milczy.
Wiktor: Nie wiem co powiedzieć…
Zenon: (do Zofii) Nie wie co powiedzieć (śmieje się) Może powiedz czy ci się spodobały panny.
Wiktor: Rozmawiałem z każdą… widziałem je tylko podczas kolacji… (z wyrzutem) Ale dlaczego nie powiedzieliście mi o wszystkim?
Zenon: No chyba nie będziesz się droczył na nas za to? Pogadałeś sobie z nimi, pobyłeś z nimi, pooglądałeś. Masz, jak to mówią, świeże spojrzenie. Gdybyś wiedział o wszystkim, to chyba sam przyznasz, patrzyłbyś na nie inaczej. Poza tym niczym się nie musisz martwić, my już wszystko przygotowaliśmy.
Zofia: Tak, tak… jutro tu przyjdą.
Wiktor: (wystraszony) Jutro!
Zenon: (błagalnie) Zofio! Daj mi wszystko powiedzieć. (do Wiktora) Jutro przyjdą. Po kolei: 900 Anna, 930 Barbara, 1000 Celina, 1030 Zyta. Jak w wojsku. Szybko, zwięźle. Szast prast i po południu już się możesz zaręczyć z wybraną panną.
Wiktor: Szast prast (rozpina kołnierzyk) Wujek już o wszystkim pomyślał..
Zenon: (do Zofii) Zostawmy Wiktora samego, nie przeszkadzajmy mu. (do Wiktora) Przemyśl sobie wszystko, o co chcesz je zapytać, jak poprowadzić rozmowę, sam już wiesz najlepiej. (wychodzą, Wiktor zostaje sam w salonie)
Wiktor: Szast prast i po sprawie. Co robić? Co robić? Chyba mi się to śni. (przechyla głowę na prawą stronę) Tak jakby słabo mi się zrobiło, duszno… (zastyga w takiej pozycji)SZARLOTKA Z HERBATĄ
(teatr absurdu)
Osoby:
Dawid
Daria
Marek
Marlena
Kelnerka
Wnętrze restauracji. Dawid i Daria siedzą przy stoliku w rogu sali.
Czytają menu. Podchodzi kelnerka.
Kelnerka: Czy państwo już coś wybrali?
Dawid: Tak.
(cisza)
Kelnerka: Mogę państwu coś podać?
Dawid: Tak.
(cisza)
Daria: (do Dawida) Kochanie, kelnerka już jest.
Dawid: A tak, nie widziałem pani. Poproszę kawę i ciasto z malinami. Dwa razy. I… na razie wystarczy.
Kelnerka: Dobrze. Powiedział pan na razie … czyli państwo czekają jeszcze na kogoś?
Dawid: (zdziwiony) Nie, nie czekamy na nikogo.
(kelnerka odchodzi)
Daria: Jesteś pewien, że kupiłeś odpowiedni prezent na rocznicę ślubu dla Marka i Marleny?
Dawid: (wyjmuje z torby pudełko) Tak, oni bardzo lubią fantastykę, to będzie dobre. (otwiera pudełko i wyjmuje pięć małych figurek krasnali) Tak, to dobry prezent.
Daria: Skoro ty tak myślisz, to i ja tak myślę.
Dawid: Tak kochanie, masz zupełną słuszność, że myślisz tak jak ja myślę.
Daria: Myślę, że to dobrze, że myślę tak jak ty myślisz. Myślisz?
Dawid: (kiwając głową) Tak, tak myślę.
Daria: Ale gdzie oni są? Już się spóźniają 10 minut. Ileż można na nich czekać?
Dawid: Spokojnie kochanie, na pewno przyjdą. W końcu umówiliśmy się tutaj.
(kelnerka przynosi zamówienie)
Dawid: (do kelnerki) Co pani przyniosła?
Kelnerka: (trochę wystraszona) To co państwo zamówili.
Dawid: Nie zamawialiśmy herbaty.
Kelnerka: (zdziwiona) Nie?
Dawid: Nie.
Kelnerka: A co?
Dawid: Przecież wyraźnie mówiłem: ciasto z malinami i dwa soki pomarańczowe!
Kelnerka: (zmieszana) To bardzo państwa przepraszam. Już zabieram herbaty i zaraz przyniosę soki. Pomarańczowe.
Daria: (do Dawida) Daj spokój. Wypijemy herbaty. Zimno na dworze to się przynajmniej rozgrzejemy.
(kelnerka patrzy to na Dawida, to na Darię, nie wie co ma zrobić)
Dawid: (do kelnerki) Dobrze, niech pani zostawi herbaty.
(kelnerka kłania się i odchodzi. Do restauracji wchodzą Marek i Marlena. Machają do Dawida i Darii i podchodzą do ich stolika)
Marek: Co za niespodzianka. Wy tutaj?
Dawid: Ale spotkanie. Siadajcie.
Marlena: Mieliście jechać nad morze?
Daria: Byliśmy tydzień temu.
Marlena: Długo?
Daria: Dwa tygodnie.
Marlena: Fajnie było?
Daria: Tak. Pogoda dopisała… woda mokra…
Marek: (zauważa figurki krasnali na stole) Co to?
Dawid: (dumnie) To nasz prezent.
Marek: Pamiętaliście o moich urodzinach?
Dawid: (zdziwiony) Twoich urodzinach? Myśleliśmy, że dzisiaj Marlena ma urodziny.
Marek: Marlena ma dokładnie za miesiąc.
Dawid: O!ŻUBRY
Osoby:
Małgorzata Szot
Marek – brat Małgorzaty
Anna – córka Małgorzaty
Aneta – córka Małgorzaty
Franciszek – narzeczony Anny
Filip – narzeczony Anety
Józef – przyjaciel domu
Adam Nowak – pełnomocnik
Scena I
Wieś w centralnej Polsce.
Salon Małgorzaty. Na środku stół i sześć krzeseł. Pod ścianą kanapa dwa fotele i mały stolik.
Małgorzata, Anna, Aneta, Franciszek, Filip i Marek siedzą przy stole pijąc kawę.
Marek: Nareszcie sprawy spadkowe po naszym ojcu zostały zakończone. Trwało to ponad rok.
Małgorzata: Tak, (westchnienie) już rok minął, a trzy miesiące temu zmarł mój mąż, Panie świeć nad jego duszą. Jak on się denerwował tymi wszystkimi rozprawami sądowymi.
Marek: Tak, podwójne nieszczęście na Ciebie spadło moja siostro. Ale (z radością) sądy mamy już z sobą, wszystko uregulowane, możemy się cieszyć przynajmniej z tego.
Małgorzata: (do brata) Jak ja Ci dziękuję, że zrzekłeś się spadku do tego domu.
Aneta: Wujek jest taki dobry.
Marek: Moje kochane, nie ma o czym mówić. 10 hektarów ziemi zostało podzielone, a dom nie jest mi potrzebny. Mam swój. A Ty, Małgorzato, masz dwie córki (wskazując na Franciszka i Filipa), które niedługo wyjdą za mąż. Dom jest duży, ładny, sam raz dla licznej rodziny.
Aneta: Jaki wujek dobry!
Filip: Pan Marek jest bardzo dobrym człowiekiem.
Małgorzata: I nie zażądałeś żadnej spłaty za dom.
Marek: Kochani, nie ma o czym mówić, zrobiłem to dla was!
Anna: Ale że nic wujek nie chciał, dziwne?
Małgorzata: Aniu, co to za pytania. Powinnyśmy być wdzięczne Markowi!
Aneta: Właśnie, siostro. Ty zawsze masz jakieś ale.
Filip: Pan jest zaiste wspaniałym człowiekiem!
Marek: Dziękuję panie Filipie. A... pan jak słyszałem jest piłkarzem?
Filip: Tak, na razie tylko druga liga, ale...!
Marek: Ale zarobki pewno niezłe?
Filip: No, nie narzekam.
Aneta: Mój narzeczony dużo zarabia (przytula się do niego). Po ślubie będzie as na dużo stać.
Franciszek: (cicho, sam do siebie) A inni pracują po osiem, dziesięć godzin za marny grosz...
Marek: Co pan powiedział? Nie dosłyszałem. Pan w ogóle taki małomówny.
Franciszek: Tak... My na Śląsku nie mamy zdolności do pięknej mowy. Mamy trochę inne zasady.
Filip: (z ożywieniem) A jakie?
Franciszek: Mało godomy, a dużo robiymy.
Filip: Phi, też coś.Andrzej Dembończyk - mieszka na Śląsku. Od kilku lat pisze scenariusze teatralne, które grane są przez amatorskie grupy teatralne w całej Polsce, krótkie opowiadania (bez happy endu) i od czasu do czasu wiersze.
Pisze poezję japońską: haiku, haiga, tanka, haibun, którą publikuje w polskich i zagranicznych magazynach internetowej i drukiem. Jego haiku znajdują się również w czterech antologiach haiku wydanych drukiem w latach 2011-2015.
Strona internetowa: http://eddie-ad.blogspot.com/