- W empik go
Kaprys - ebook
Kaprys - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 160 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Matylda, sarna, zajęta robótką szydełkową.
MATYLDA.
Jeszcze jedno oczko i skończyłam! (Dzwoni)
wchodzi służący). Był kto od Janisseta?
SŁUŻĄCY.
Nie, proszę pani; jeszcze nie,
MATYLDA.
To nieznośne; proszę jeszcze raz posłać;
prędko. (Służący wychodzi). Szkoda, żem nie wzięła, jakie
były; jest ósma; ubiera się; jestem pewna, że przyjdzie tu,
nim wszystko będzie gotowe. Znowu dzień ' opóźnienia.
(Wstaje). Robić po kryjomu sakiewkę dla własnego męża,
to uchodziłoby w wielu oczach za więcej niż romantyczne. Po
roku małżeństwa! Co by o tym, na przykład, powiedziała pani
de Léry? A on sam co pomyśli? Ba! będzie się może śmiał
z tajemnicy, ale nie z podarku. Po co ta tajemnica, w istocie?
Nie wiem; mam uczucie, że przy nim nie pracowałabym z takim zapałem;
wyglądałoby to, jakbym mówiła: „Patrz, jak
myślę p tobie"; trąciłoby wyrzutem; natomiast gdy mu pokażę
swoją robótkę po ukończeniu, to on sobie powie, że myślałam
o nim.
SŁUŻĄCY wraca.
Przyniesiona dla jaśnie pani od jubilera. (Oddaje Matyldzie małą paczkę).
MATYLDA.
Nareszcie! (Siada). Kiedy pan przyjdzie,
proszę mi dać znać, (Służący wychodzi). A teraz, droga
sakiewko, wystroimy cię. Czy ci będzie do twarzy z tymi gałeczkami?
Nieźle. Jak cię przyjmą teraz? Czy opowiesz,
z jaką przyjemnością pracowałam nad tobą, jak się troszczyłam o twoją osóbkę? Nie spodziewają się ciebie, moja panienko.
Nie chciałam cię pokazać inaczej niż w pełnym blasku.
Czy dostaniesz całusa za swoje trudy? (Całuje sakiewką
i urywa). Biedna mała! nie wartaś wiele; nie dano by za
ciebie ani dwóch ludwików. Dlaczego mi tak smutno rozstawać się z tobą? Czyż nie zaczęłam cię po to, aby cię skończyć jak najprędzej? Ach! zaczynałam cię weselej, niż skończyłam.
A dopiero dwa tygodnie upłynęło od tego czasu;
dwa tygodnie tylko, czy podobna? Nie, nie więcej; ile rzeczy
w tych dwóch tygodniach! Czy nie za późno przybywamy,
maleńka?… Skąd takie myśli? Ktoś idzie, zdaje mi się; to
on; kocha mnie jeszcze,
SŁUŻĄCY wchodzi.
Pan hrabia, proszę pani.
MATYLDA.
Ach, Boże! przyszyłam tylko jedną gałeczkę,
a zapomniałam drugiej. 0 ja niemądra! Znów nie będę mogła
dać mu jej dziś! Niech zaczeka chwilę, minutę, w salonie;
prędko, nim wejdzie…
SŁUŻĄCY.
Pan hrabia. (Wychodzi. Matylda chowa sakiewkę).
Scena II
Matylda, Chavigny.
CHAVIGN.
Dobry wieczór, kochanie. Czy przeszkadzam?
(Siada).
MATYLDA.
Mnie, Henryku? Co za pytanie!
CHAVIGNY.
Wyglądasz zmieszana, jakby czymś zajęta…
Zapominam zawsze, wchodząc do ciebie, że jestem twoim
mężem, i za szybko otwieram drzwi,
MATYLDA.
To, co mówisz, jest nieco złośliwe; ale ponieważ jest bardzo miłe, uściskam cię i tak. (Ściska go). Czymże
tedy wydaje ci się, że jesteś, kiedy zapominasz, że jesteś
moim mężem?
CHAVIGNY.
Twoim kochankiem, ślicznotko. Czy się mylę?
MATYLDA.
Kochankiem i przyjacielem, nie mylisz się.
(Na stronie).
Mam ochotę dać mu ją, jak jest.
CHAVIGNY.
Co ty masz za suknię? Nie wychodzisz wieczór?
MATYLDA.
Nie, chciałam… Spodziewałam się… sądziłam…
CHAVIGNY.
Spodziewałaś się?… Czegóż takiego?
MATYLDA.
Idziesz na bal? Wyglądasz wspaniale.
CHAVIGNY.
Nie bardzo; nie wiem, czy to moja wina, czy
krawca, ale nie mam już tej figury, co dawniej w mundurze.
MATYLDA.
Wietrzniku! nie o mnie myślisz przeglądając
się w tym lustrze.
CHAVIGNY.
Ba! a o kim? Czyż idę na bal po to, aby
tańczyć? Przysięgam ci, że to męka i że wlokę się, sam nie
wiedząc po co.
MATYLDA.
A więc zostań, błagam cię. Będziemy sami
i powiem ci…
CHAVIGNY.
Zdaje się, że twój zegar spieszy; nie może
być tak późno,
MATYLDA.
Nie idzie się na bal o tej porze, co bądźby
mówił zegar. Ledwo wstaliśmy od stołu.
CHAVIGNY.
Kazałem zaprząc, mam przedtem wizytę,
MATYLDA.
A! to co innego. Nie „, nie wiedziałam… sądziłam…
CHAVIGNY.
Co takiego?
MATYLDA.
Przypuszczałam… z tego, co mówiłeś… Ale
zegar idzie dobrze; dopiero ósma. Daruj mi jeszcze chwilkę..
Chciałam ci zrobić małą niespodziankę.
CHAVTGNY wstając.
Wiesz, moja droga, że zostawiam
ci swobodę i że wychodzisz z domu, kiedy ci się podoba. Sprawiedliwość wymaga, aby to było wzajemne. Co za niespodziankę chciałaś mi zrobić?
MATYLDA.
Nic; nie mówiłam nic o niespodziance…
CHAVIGNY.
Przesłyszałem się tedy. Masz tu te walce
Straussa? Pożycz mi, o ile ci niepotrzebne.
MATYLDA.
Proszę cię; chcesz zaraz?
CHAVIGNY.
Owszem, jeśli pozwolisz. Proszono mnie
o nie na parę dni. Nie dłużej.
MATYLDA.
Czy to dla pani de Blainville?
CHAVIGNY biorąc nuty.
Co takiego? Wspomniałaś o pani
de Blainville?
MATYLDA.
Ja! nie. Nic o niej nie mówiłam.