Kaprys milionera - ebook
Kaprys milionera - ebook
Katherine Marshall prowadzi pensjonat w Krainie Jezior w Anglii. W śnieżną noc niespodziewanie zjawia się u niej, poszukując schronienia, rosyjski potentat naftowy Michaił Kusnierowicz. Katherine wpada mu w oko i Michaił liczy na przyjemną noc. Ona jednak zdecydowanie odmawia. Michaił nie przywykł do takiego zachowania ze strony kobiet i postanawia złamać jej opór. Zaprasza Katherine na miesięczny rejs jachtem…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1294-6 |
Rozmiar pliku: | 695 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Michaił Kusnirowicz, potentat naftowy i magnat finansowy, rozparł się w skórzanym fotelu i przyjrzał się z niedowierzaniem swojemu najlepszemu przyjacielowi Luce Wołkowowi.
– Naprawdę proponujesz w ten weekend pieszą wyprawę?
– Cóż, mieliśmy już imprezę i jak dla mnie była trochę zbyt wysokooktanowa – odparł z niesmakiem Luka.
Ten krępy, średniego wzrostu mężczyzna o dobrodusznej twarzy był wykładowcą uniwersyteckim i autorem cenionej książki o fizyce kwantowej.
– Możesz winić za to swojego przyszłego szwagra – rzekł sucho Michaił.
Wspomniał wynajęte przez Petera Gregory’ego tancerki erotyczne i striptizerki, których występy tak bardzo speszyły jego wstydliwego przyjaciela.
– Peter chciał jak najlepiej – oświadczył Luka, stając w obronie tego odrażającego bankiera, brata swojej narzeczonej.
– Nawet gdy go ostrzegłem, że to ci się nie spodoba? – zauważył Michaił z ponurym wyrazem na swej pociągłej, przystojnej śniadej twarzy.
Luka się zaczerwienił.
– Widocznie cię nie zrozumiał.
Michaił nic nie odpowiedział. Pomyślał o tym, jak bardzo przyjaciel się zmienił od zaręczyn z Suzie Gregory. Przyjaźnili się obaj od studiów na uniwersytecie Cambridge. W tamtych czasach Luka nigdy nie zaakceptowałby człowieka tak bezwzględnego, nudnego i chełpliwego jak Peter Gregory. Obecnie jednak wręcz przesadnie starał się niczym nie urazić narzeczonej. Wyniosły Michaił skrzywił się ze wstrętem. On nigdy się nie ożeni. Nie przestanie być sobą po to, by przypodobać się jakiejś kobiecie. Sama myśl o tym budziła sprzeciw w Michaile wychowanym przez ojca, którego ulubionym porzekadłem było: „Kura to nie ptak, a kobieta nie człowiek”. Nieżyjący już Leonid Kusnirowicz powtarzał to często, aby rozdrażnić wyrafinowaną angielską nianię, którą wynajął do opieki nad jedynym synem. Seksistowskiego, brutalnego i wyzbytego wrażliwości Leonida oburzało łagodne podejście niani do chłopca. Obawiał się, że syn może wyrosnąć na mięczaka. Jednakże obecnie trzydziestoletni Michaił nie miał w sobie nawet cienia słabości. Był wysoki, potężnie zbudowany i słynął z bezwzględnego dążenia do sukcesów w interesach oraz z licznych miłosnych podbojów.
– Spodoba ci się w Krainie Jezior – powiedział Luka.
– Chcesz wybrać się na pieszą wędrówkę do Krainy Jezior? Sądziłem, że myślałeś o Syberii.
– Nie mam aż tyle wolnego czasu, a poza tym nie sprostałbym tamtejszej dzikiej przyrodzie. Brak mi twojej kondycji fizycznej. Wolę łagodną angielską wiosnę i niewymagającą wycieczkę. Ale czy ty zdołasz choćby przez parę dni obyć się bez limuzyny, luksusowego życia i stada goryli?
Michaił nie ruszał się nigdzie bez oddziału ochroniarzy. Stas, jego nadmiernie troskliwy szef ochrony, opiekował się nim jeszcze jako małym chłopcem.
– Oczywiście – odpowiedział jednak z wewnętrznym przekonaniem. – A odrobina relaksu dobrze mi zrobi.
– Będziesz też musiał zostawić wszystkie telefony komórkowe – ostrzegł go Luka. – Kiedy wejdziemy na szczyt jakiejś góry z pięknym widokiem wokoło, nie chcę słuchać, jak omawiasz przez komórkę ceny akcji.
– Skoro tak ci na tym zależy, rozważę to – przystał niechętnie Michaił, wiedząc, że prędzej odetnie sobie prawą rękę, niż zgodzi się na choćby tymczasową utratę kontroli nad swym olbrzymim biznesowym imperium.
Mimo to kusiła go perspektywa tej krótkiej wycieczki.
Zapukano do drzwi i weszła wysoka, dwudziestokilkuletnia piękność z blond grzywą.
– Przepraszam, ale czeka już następna umówiona osoba – oznajmiła.
– Dziękuję, Laro. Dam ci znać, kiedy będę gotowy – rzucił Michaił.
Nawet Luka gapił się na tę osobistą asystentkę, gdy wychodziła, kołysząc wąskimi biodrami.
– Wygląda jak zeszłoroczna Miss Świata. Czy ty…?
– Nigdy z żadną z biura – odparł Michaił.
– Ale przecież jest zachwycająca.
– Czyżby Suzie już ci się znudziła? – spytał Michaił z lekkim rozbawieniem.
Luka znowu oblał się rumieńcem.
– Oczywiście, że nie – zaprzeczył.
Michaił zastanawiał się, czy jego stary przyjaciel naprawdę znalazł dozgonną miłość. Postanowił wypytać go o to podczas tej pieszej wyprawy. Nie po raz pierwszy wzdrygnął się wewnętrznie na myśl o ślubnej przysiędze wierności aż po grób. Składanie jakiejkolwiek kobiecie takiej obietnicy wydawało się mu nienaturalne i niemęskie. Podobnie myślał o małżeńskiej wspólnocie majątkowej. Prędzej puściłby swoje miliardy z dymem, niż zdecydował się na taki ryzykowny układ.
Kat drgnęła, usłyszawszy na żwirowanym podjeździe chrzęst opon pocztowej furgonetki. Jej siostra Emmie przyjechała nieoczekiwanie wczoraj późno w nocy i Kat nie chciała, by obudził ją dzwonek do drzwi. Odłożyła więc narzutę, którą szyła, i pospieszyła do holu. Ostatnio stale obawiała się wiadomości dostarczanych przez listonosza. Otworzyła jednak drzwi z miłym uśmiechem i pokwitowała odbiór listu w kopercie, na której widniały złowróżbnie czerwone litery. Udało jej się nawet opanować drżenie rąk.
Wróciła do wnętrza solidnego kamiennego wiejskiego domu odziedziczonego po ojcu. Ta posiadłość Birkside wydawała jej się rajem po chaotycznym życiu, jakie wiodła wcześniej, dorastając u matki, niegdyś topowej modelki, która nigdy się nie ustatkowała, nawet po urodzeniu córki. Ojciec Kat ożenił się z Odette, zanim jeszcze stała się sławna i zdecydowała, że woli podróżować po świecie i poznawać bogatych mężczyzn, niż wieść spokojne życie u boku skromnego księgowego, którego poślubiła, będąc o wiele za młoda. Dopiero przed dziesięcioma laty zdecydowała się powtórnie wyjść za mąż i z tego związku przyszły na świat bliźniaczki Sapphire i Emerald. Po drugim rozwodzie Odette w końcu związała się z południowoamerykańskim graczem w polo, który został ojcem Topaz, najmłodszej przyrodniej siostry Kat. Kiedy Kat miała dwadzieścia trzy lata, matka oddała jej pod opiekę wszystkie trzy młodsze córki. Poruszona smutnym losem dziewczynek Kat zobowiązała się samodzielnie je wychowywać i zamieszkała wraz z nimi w ojcowskim domu w Krainie Jezior.
Teraz z goryczą wspomniała tamten cudowny okres, gdy żywiła wielkie nadzieje zapewnienia siostrom lepszego życia. Ogarnęło ją dojmujące, bolesne poczucie poniesionej porażki. Tak bardzo pragnęła stworzyć dziewczynkom bezpieczny dom i dać im miłość, której sama w dzieciństwie nigdy nie zaznała. Otworzyła i przeczytała list. Kolejny, który wsadzi do szuflady, jak poprzednie. Administracja chce ponownie przejąć dom, a firma odzyskująca wierzytelności przysyła komorników, aby zlicytowali dobytek. Kat wpadła w potworne długi. Bez względu na to, ile godzin dziennie szyła narzuty, tylko cud mógłby ją wydobyć z głębokiej finansowej zapaści, w jakiej się znalazła.
Pożyczyła mnóstwo pieniędzy, by przekształcić ten stary wiejski dom w prosperujący pensjonat. Trzeba było koniecznie dobudować do pokoi łazienki i powiększyć kuchnię. Początkowy stały napływ gości rozbudził nadzieje i Kat lekkomyślnie zaciągnęła kolejne pożyczki, zdecydowana zabezpieczyć finansowo swoje siostry. Stopniowo jednak zjawiało się coraz mniej klientów i Kat zorientowała się poniewczasie, że rynek się zmienił: większość ludzi wolała tanie hotele lub przytulne puby niż pensjonaty. Nadal liczyła na wycieczkowiczów, lecz większość z nich wracała wieczorami do swoich domów bądź nocowała w namiotach. Do tego doszła niedawna recesja i przychody zmalały niemal do zera.
Ze schodów zeszła, tłumiąc ziewnięcie, wysoka śliczna blondynka w znoszonym szlafroku.
– Ten listonosz narobił takiego rabanu – poskarżyła się Emmie cierpko. – Ty pewnie, jak zwykle, już od dawna jesteś na nogach. Zawsze był z ciebie ranny ptaszek.
Kat powściągnęła chęć wytknięcia siostrze, że przez długi czas musiała wcześnie rano ekspediować rodzeństwo do szkoły i podawać śniadanie gościom. Była wdzięczna, że Emmie wydaje się bardziej skora do pogawędki niż ubiegłej nocy, gdy przyjechała taksówką i oświadczyła, że jest wykończona i musi natychmiast położyć się spać. Kat przez całą noc dręczyła ciekawość, gdyż Emmie przed sześcioma miesiącami wyjechała do Londynu, by zamieszkać u swojej matki. Oświadczyła, że chce lepiej poznać Odette, której nie widziała, odkąd skończyła dwanaście lat. Kat postanowiła nie ingerować w decyzję siostry. Ostatecznie Emmie miała już dwadzieścia trzy lata. Niemniej Kat nadal martwiła się o nią i niepokoiła tym, że siostra w końcu odkryje egoizm i nieczułość matki.
– Stęskniłam się za tobą – oświadczyła, nastawiając wodę na herbatę.
Emmie się uśmiechnęła.
– Ja też się za tobą stęskniłam. Ale nie za moją beznadziejną pracą w bibliotece ani za tutejszą biedą. Wybacz, że nie dzwoniłam częściej.
– Nic nie szkodzi. – Kat odgarnęła ze szmaragdowozielonych oczu kosmyk rudobrunatnych włosów. Była ponad dziesięć lat starsza od siostry, wysoka, szczupła, z nieskazitelną cerą i zmysłowymi ustami. – Domyślałam się, że masz mnóstwo rozrywek i miło spędzasz czas.
Emmie się skrzywiła.
– Mieszkanie z Odette było koszmarem – wyznała.
– Przykro mi – rzekła łagodnie Kat, nalewając jej herbatę do filiżanki.
– Wiedziałaś, że tak będzie, prawda? Dlaczego mnie nie ostrzegłaś?
– Sądziłam, że może mama z wiekiem trochę złagodniała.
Emmie prychnęła i opowiedziała o kilku incydentach dowodzących gigantycznego egoizmu Odette.
– Wróciłam więc tutaj na dobre – zakończyła. – I powinnam cię o czymś uprzedzić… Jestem w ciąży…
– W ciąży? – wykrzyknęła wstrząśnięta Kat. – Proszę, powiedz, że żartujesz!
– Przykro mi, nic na to nie poradzę. Tak się po prostu stało.
– A ojciec? – spytała z napięciem Kat.
Emmie spochmurniała.
– To już skończone i nie chcę o tym rozmawiać. Ale zamierzam urodzić to dziecko.
Kat pohamowała liczne pytania cisnące jej się na usta. Czuła się dla swojego rodzeństwa bardziej matką niż siostrą i zastanawiała się teraz ze smutkiem, jaki popełniła wychowawczy błąd.
– Pomyślałaś, jak sobie poradzisz?
– Oczywiście. Zamieszkam tutaj i będę ci pomagać w prowadzeniu pensjonatu – oznajmiła spokojnie Emmie.
– Obecnie właściwie nie ma w czym pomagać – wyznała z zakłopotaniem Kat. – Od ponad miesiąca nie miałam żadnego gościa.
– To zła pora roku. Przed Wielkanocą z pewnością się rozkręci – rzuciła beztrosko Emmie.
– Wątpię. Poza tym tkwię po uszy w długach.
– Od kiedy? – spytała ze zdumieniem siostra.
– Już od dawna.
– No tak, kiedy tu przyjechałyśmy, pożyczyłaś kupę pieniędzy, żeby wyremontować ten dom – rzekła z roztargnieniem Emmie.
Kat nie chciała powiedzieć siostrze całej prawdy, by nie wpędzić jej w poczucie winy. Emmie i bez tego miała obecnie wystarczająco wiele zmartwień z powodu zerwanego związku i ciąży. Kat zastanawiała się, czy siostra aby nie urodziła się pod nieszczęśliwą gwiazdą. Emmie spotkało bowiem w życiu wiele ciężkich ciosów. Musiała znieść odrzucenie przez matkę. W wieku dwunastu lat została potrącona przez bandę nastolatków jadących ukradzionym samochodem. Po tym wypadku długo poruszała się na wózku inwalidzkim, miała jedną nogę krótszą z paskudną blizną i wyraźnie utykała. Poza tym musiała żyć w cieniu wspaniałych sukcesów swojej siostry bliźniaczki, która została sławną supermodelką. Saffy odznaczała się mocnym charakterem i chłodnym opanowaniem – cechami, których brakowało jej o minutę młodszej, bardziej wrażliwej bliźniaczej siostrze. Pozbawieni taktu ludzie stale dokonywali między nimi porównań niepochlebnych dla Emmie i to poróżniło siostry. Nawet teraz, po latach, rzadko ze sobą rozmawiały.
Na szczęście obecnie Emmie już nie kulała. Aby wydobyć siostrę z depresji, Kat wzięła pożyczkę na sfinansowanie eksperymentalnej operacji wydłużenia nogi, możliwej tylko za granicą. Operacja zakończyła się pełnym sukcesem, ale ten dług ostatecznie przygniótł Kat w sytuacji, gdy nie była w stanie regulować innych zobowiązań finansowych. Mimo to Kat nigdy ani przez chwilę nie żałowała tamtej decyzji, by pomóc siostrze.
– Już wiem – odezwała się nagle Emmie. – Możesz sprzedać ziemię, by spłacić długi. Dziwię się, że sama na to nie wpadłaś.
Ale Kat sprzedała tę odziedziczoną wraz z domem ziemię już dawno, gdy utrzymanie sióstr okazało się o wiele kosztowniejsze, niż się spodziewała, a Odette rychło przestała łożyć na córki. W dodatku jej najmłodsza siostra Topsy, dziewczynka ogromnie bystra, zaczęła być nękana przez szkolne koleżanki i Kat musiała ją wysłać do szkoły z internatem. Na szczęście Topsy uczęszczająca obecnie do szóstej klasy zdobyła pełne stypendium za doskonałe wyniki w nauce.
– Ta ziemia już dawno została sprzedana – przyznała z ociąganiem Kat. – A teraz mogę też stracić dom.
– O Boże, więc na co roztrwoniłaś te pieniądze? – spytała z wyrzutem Emmie.
Kat nic nie odpowiedziała. Pieniędzy od początku nie było wiele, a niezbędne wydatki stale się mnożyły. Od dalszej indagacji wybawił ją dźwięk dzwonka do drzwi. Ochoczo poderwała się z krzesła i poszła otworzyć.
Za progiem stał najbliższy sąsiad Roger Packham, czterdziestokilkuletni wdowiec. Przywitał ją skinieniem głowy.
– Jutro przyniosę trochę drewna na opał – oznajmił. – Mam je położyć tam gdzie zwykle?
– Ee… tak. Bardzo ci dziękuję – odrzekła, zakłopotana jego uczynnością. -Strasznie dziś zimno.
– Wieje z północy – stwierdził, krzywiąc ogorzałą twarz w typowym dla siebie ponurym grymasie. – Do jutra napada mnóstwo śniegu. Mam nadzieję, że masz wystarczający zapas jedzenia.
– Oby jednak nie padało. Pozwól, że zapłacę ci za drewno.
– To zwykła sąsiedzka przysługa – powiedział, nieco urażony. – Mieszkasz tutaj sama… Cieszę się, że mogę czasem pomóc.
Kat raz jeszcze mu podziękowała i weszła z powrotem do domu. Zastanawiała się z zakłopotaniem, czy rzeczywiście dostrzegła błysk męskiego podziwu w oczach Rogera. W korytarzu spojrzała przelotnie w lustro i zobaczyła udręczoną kobietę w średnim wieku. Miała trzydzieści pięć lat i coraz częściej myślała o sobie jako o urodzonej starej pannie. Od bardzo dawna żaden mężczyzna nie zwrócił na nią uwagi; zresztą w okolicy nie było wielu w jej wieku. Poza tym wychodziła z domu tylko po to, by kupić jedzenie lub dostarczyć uszyte przez siebie narzuty do sklepu z pamiątkami.
Prawdę mówiąc, nie miała prywatnego życia, odkąd przyjęła siostry na wychowanie. Wtedy rzucił ją jej chłopak. Ten jej jedyny romans skończył się, zanim w ogóle zdążył się rozpocząć. Uderzyła ją teraz smutna konstatacja, że Emmie ma w tej sferze prawdopodobnie więcej doświadczenia od niej. Kat niewiele wiedziała o mężczyznach, a jeszcze mniej o intymnych związkach.
Gdy weszła do kuchni, siostra właśnie odkładała swoją komórkę i spytała:
– Mogę pożyczyć samochód? Zaprosiła mnie moja szkolna przyjaciółka Beth.
– Dobrze, ale Roger mówi, że będzie śnieżyca, więc uważaj.
– Jeśli pogoda się pogorszy, przenocuję u Beth – rzuciła beztrosko Emmie, już podnosząc się z krzesła. W drzwiach zawahała się i odwróciła. – Dzięki, że nie robisz mi wyrzutów z powodu ciąży.
Kat uściskała ją czule.
– Ale chcę jednak, żebyś poważnie się nad tym zastanowiła. Nie każdy potrafi samotnie wychowywać dziecko.
– Jestem już dorosła. Wiem, co robię – odparła Emmie defensywnym tonem.
Kat stłumiła westchnienie, gdyż po jedenastu latach samotnego opiekowania się młodszymi siostrami wiedziała, jakie to niełatwe zadanie. A jeśli teraz straci dom, gdzie wszystkie zamieszkają? I skąd weźmie pieniądze na życie? W tym wiejskim rejonie trudno znaleźć pracę.
Odepchnęła od siebie te niepokojące myśli i narastającą panikę. Zobaczyła przez okno, że śnieg już zaczął padać wielkimi puszystymi płatkami. Pod nieskazitelnie białym śnieżnym kobiercem wszystko wygląda zawsze tak czysto i pięknie. Wiedziała jednak, jak groźny jest ten żywioł dla miejscowych farmerów i ich zwierząt oraz każdego, kogo zaskoczy niespodziewana śnieżyca.
Po jakimś czasie Emmie zawiadomiła ją telefonicznie, że zostanie na noc u Beth. Tymczasem śnieg padał coraz gęściej. Dziecko, pomyślała Kat, powróciwszy do szycia narzuty. Od dawna pogodziła się z tym, że sama nigdy nie zostanie matką, toteż uśmiechnęła się na myśl o siostrzeńcu lub siostrzenicy.
O ósmej wieczorem zaskoczył ją dźwięk dzwonka do drzwi, a po chwili zaczęto jeszcze całkiem niepotrzebnie walić w nie pięścią. Pobiegła do holu i zobaczyła na ganku trzy postacie oświetlone zewnętrzną lampą. Miała nadzieję, że to potencjalni goście szukający schronienia w niepogodę. Otworzyła i ujrzała dwóch mężczyzn podtrzymujących trzeciego, niższego, który balansował niezgrabnie na jednej nodze.
– To pensjonat, nieprawdaż? – zapytał z wykwintnym akcentem wysoki, tyczkowaty mężczyzna po lewej.
– Może nas pani przenocować? – rzucił ze zniecierpliwieniem jego potężnie zbudowany, czarnowłosy towarzysz po prawej. – Mój przyjaciel skręcił nogę w kostce.
– Och… – westchnęła współczująco Kat i odstąpiła na bok. – Wejdźcie. Z pewnością jesteście przemarznięci. Aktualnie nie mieszkają tu żadni inni goście, ale mam trzy przygotowane pokoje.
– Jeśli dobrze pani o nas zadba, zostanie sowicie wynagrodzona – obiecał czarnowłosy.
– Zawsze dbam o wszystkich moich gości – odrzekła bez wahania.
Zmierzył ją przenikliwym spojrzeniem.
– Jestem Michaił Kusnirowicz, a to mój przyjaciel Luka Wołkow i brat jego narzeczonej, Peter Gregory.
Uderzyła go uroda tej kobiety – ciemnorude, faliste włosy kontrastujące z porcelanowo bladą twarzą o nieskazitelnej cerze, drobny nos, błyszczące szmaragdowe oczy i namiętne usta, których widok podniecił go i wywołał w jego umyśle erotyczne wizje. Michaił opanował się, gdyż uleganie zmysłom uważał za przejaw słabości.
– Nazywam się Katherine Marshall… ale wszyscy mówią mi Kat – powiedziała. – Zaprowadźcie przyjaciela do salonu. Może się chwilowo położyć na sofie. Ale jeśli potrzebuje pomocy medycznej, będzie z tym kłopot, gdyż szosa jest już prawdopodobnie nieprzejezdna.
– To tylko skręcenie kostki – wyjaśnił pospiesznie mężczyzna nazwany Luką. Mówił z identycznym cudzoziemskim akcentem jak jego wysoki, czarnowłosy towarzysz. – Muszę jedynie odpocząć.
Michaił przyglądał się z podziwem oddalającej się Kat, nieco zirytowany swoją reakcją na tę kobietę.
– Ale laska… – rzucił Peter Gregory, po czym oznajmił ordynarnie, co chętnie by z nią zrobił.
Gdyby to usłyszała, mogłaby wyrzucić nas za drzwi, pomyślał Michaił, zgrzytając zębami. Irytowało go przyłączenie się Petera Gregory’ego do tej nieszczęsnej pieszej wyprawy. Michaił, jak zawsze, potrafił skutecznie działać w kryzysowej sytuacji. Z właściwym sobie spokojem stawił czoło upadkowi Luki, jego przemarznięciu oraz temu, że nie mieli komórek i nie mogli wezwać pomocy. Lecz prostackie zachowanie Gregory’ego doprowadzało go do furii. Nie przywykł tolerować tego rodzaju osobników.
Obaj posadzili Lukę na sofie. Usadowił się na niej i wydał westchnienie ulgi. Kat podsunęła mu stołek pod nogę, a w tym czasie wysoki mężczyzna przyniósł z ganka ich plecaki. Z jednego z nich wyjął podręczną apteczkę, przyklęknął i zdjął but przyjacielowi przy akompaniamencie jego zbolałych jęków. Rozmawiali w obcym języku, którego Kat nie rozpoznała. Zaproponowała swoją lepiej zaopatrzoną apteczkę i czarnowłosy jej bandażem wprawnie obwiązał kostkę poszkodowanego. Kat przyniosła laskę po ojcu, a także wełnianą narzutę, gdy spostrzegła, że Luka trzęsie się z zimna.
– Ma pani środki przeciwbólowe? – zapytał Michaił.
Przyniosła je i szklankę wody. Zauważyła przy tym, że młodszy, elegancki mężczyzna w niczym nie pomógł towarzyszom. Poskarżył się tylko w pewnym momencie, że przestali rozmawiać po angielsku.
– Lepiej zaprowadzę was już do waszych pokoi – powiedziała. – Panu najwygodniej będzie na parterze – zwróciła się do Luki z pokrzepiającym uśmiechem.
– Muszę zmienić to wilgotne ubranie – oznajmił szorstko Peter Gregory, wbiegając po schodach przed nią. – I chcę wziąć prysznic.
– Woda zagrzeje się najwcześniej za pół godziny – poinformowała go Kat.
– Nie ma tu bieżącej gorącej wody? – burknął pogardliwie. – Co to za pensjonat?
– Nie spodziewałam się gości – rzekła spokojnie i wprowadziła Gregory’ego do pierwszego wolnego pokoju, aby już pozbyć się tego faceta.
– Niech pani nie zwraca na niego uwagi – powiedział gładko Michaił. – Ja tak robię.
Głębokie brzmienie jego głosu przyprawiło Kat o zmysłowy dreszcz. Szybko otworzyła drzwi następnego pokoju, chcąc jak najprędzej wrócić na parter.