Kaprysy Clio - opowiadania o historii - ebook
Kaprysy Clio - opowiadania o historii - ebook
Rafael Sabatini – autor wielu poczytnych powieści i książek popularnonaukowych o historii napisał serię opowiadań pokazujących mało znane momenty historii w sposób „do opowiadania przy kominku” Pokazują one przewrotność sytuacji i ukryte intencje za kulisami i nie powodują znużenia długimi profesorskimi wynurzeniami. Mimo upływu lat nadal jest to ciekawa historia
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-961596-7-0 |
Rozmiar pliku: | 246 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dopóki istnieje nauka, historia, naukowcy prawdopodobnie nie przestaną spierać się o noc św. Bartłomieja. W tym przypadku wciąż pozostaje wiele tajemnic, chociaż sam e tajemnic e są częściowo właśnie skutkiem spor ów historyków, którzy badają wojny religijne i do których należą s zkoły katolickie i antykatolickie. Zwolennicy pierwszej szkoły historycznej starają się udowodnić, że n oc św. Bartłomieja była akcją czysto polityczną, w której nie było nic a nic z prześladowania heretyków; zwolennicy drugiego trzym ają się bezpośrednio przeciwnego punktu widzenia, biorąc pod uwagę, że zaplanowano to z wyprzedzeniem i widzą ostrożnie planowany spisek. Widzą związek między tym wydarzeniem a spotkaniem Katarzyny Medici z księciem Alba siedem lat wcześniej. Według przeciwników Watykanu szef partii protestanckiej, Henryk z Nawarry, został zwabiony do Paryża, na ślub z Marguerite de Valois tylko po to, by zniszczyć protestancką szlachtę królestwa, która zebrała się na wesele jej nominalnego przywódcy. W naszej opowieści nie będziemy porównywać argumentów przedstawicieli obu historycznych szk ół . Łatwo ustalić, że prawda jak zwykle leży gdzieś pośrodku: zbrodnia była polityczn a w projektowaniu i religijn a w wykonaniu; innymi słowy, państwo celowo wykorzystywał o fanatyzm religijny, podgrzewając go we właściwym czasie. Grzechem by ł oby nie s korzysta ć z okazji. Wbrew zapewnieniu, że planowana była noc św. Bartłomieja, działa po pierwsze fakt , że byłoby niemożliwe, aby spisek między Katarzyną Medycejską a księciem Alby był tajemnicą przez siedem lat, a po drugie fakt, że przez kraj przetoczyła się fala masakr i eksterminacji protestantów bez planu i porządku . Do tego można dodać próbę zabójstwa Coligny dwie godziny przed Święt em św. Bartłomieja. Próba zamachu, i odpowiedni a odpowied ź hugenot ów mogłoby doprowadzić do niepowodzenia całego „planu”, gdyby taki istniał. Należy pamiętać, że przez wiele lat Francja była podzielona na dwa obozy i znajdowała się w stan ie wojny domowej prowadzonej przez katolików i protestantów Ob ie religie walczy ły o niepodzieln ą władz ę i religijne sprzeczności służyły jedynie jako pretekst do tej wojny. Niemal ciągła wojna religijna spustoszyła i zdewastowała królestwo. Naczelnym dowódcą hugenotów był doświadczony żołnierz Gaspard de Chatillon, admirał Coligny. W rzeczywistości był on królem francuskich protestantów i komunikował się z Karolem IX jak równy z równy m . Stworzył armie i uzbroił je w fundusze otrzymane od kościoła protestanckiego. Drugim niekoronowanym królem - królem państwa katolickiego w państwie – był Duke de Guise. Ostatecznie najmniej znaczącą, pozornie, rolę odegrała trzecia i najsłabsza, grupa króla Karola IX. Brat króla, książę Anjou (późniejszy Henryk III), zostawił nam notatki z prezentacj ą wydarzeń bezpośrednio poprzedzających noc św. Bartłomieja, opracowany przez niego w Krakowie dla jego tajnego agenta Myrona, gdy książę był królem Polsk i . Nie mamy powodu, aby nie ufać autorowi tych notatek, ponieważ nic na to nie wskazuje żeby miał tajne cele, do których książę mógł dążyć w czasie, gdy je układał. Aby jednak doprecyzować szczegóły i potwierdzić kilka faktów, musiałem się skon sultować ze wspomnie niami Sully'ego - dworzanina świty króla Nawarry i Lusignana – cudem ocalał ego szlachcic a ze świty admirała. Z tych trzech źródeł my i czerpaliśmy przy odtwarzaniu pełnego obrazu wydarzeń.... Nag l e pogawędki pań i panów, którzy wypełnili długą galerię w Luwrze ucichł y do szeptu i na stąpiła zupełna cisza. Tłum rozst ąpi ł się, wpuszczając króla który ponownie postanowił drażnić dworzan swoim pojawieniem się w towarzystwie admirała Coligny. Smukły, pełen wdzięku książę Anjou, w fioletowej kurtce ozdobionej złotym haftem, przestając podziwiać swoje lśniące dłonie, pochylił się nad piękną Madame de Nemours, szepnął jej coś do ucha i o bo j e spojrzeli na admirała z wrogością. Król szedł powoli po galerii, opierając się na ramieniu głowy hugenotów. byli bardzo malowniczą parą. Gdyby Coligny nie garbił się, byłby dalej o pół głowy wyższy od króla. Surowa moc starego wojownika, emanująca z postaci admirała,blizny i zmarszczki, które szpeciły jego twarz, nadawały jego wyglądowi mroczną godność, granicząc ą z arogancją. Wrażenie to zostało wzmocnione przez bliznę przez policzek znikającą w siw ej brod zie z fioletową blizną, która (wraz z trzema wybitymi zębami) pozostawiła mu wspomnienie kuli wroga z bitwy pod Moncontour. Wysokie czoło, bystre szare oczy i ascetyczny czarny strój był y przeciwieństwem głupiego wyglądu króla, ubran ego w frywolną koszulkę z żółto-zielonej satyny. Podbródek wy su nięty do przodu, ziemista cera i oczywiście rozbiegane spojrzenie Karola IX, nie osłabi a ło nieprzyjemnego uczucia, jego mocn ego mięsist ego nos a i opadając ej górn ej warg i , nadając ej mu głupi wygląd. Pyszne i niegrzeczne usposobienie dwudziestoczteroletni ego władc y ideal nie pasował o do jego wyglądu i mowy obfit ującej w obsceniczność i wyrafinowane bluźnierstwo. Na końcu galerii Coligny zatrzymał się i ucałował królewską dłoń. Karol poklepał go ramię.- Uważaj mnie za przyjaciela - powiedział. - Ja wszystko - zarówno sercem, jak i duszą – należę ty. Do widzenia, mój ojcze. Coligny wycofał się; król, zgarbiony i spoglądający na podłogę złymi oczami, wszedł na drugą stronę drzwi. Gdy tylko zniknął z pola widzenia, książę Anjou opuścił Madame de Nemours i pospieszył za nim. Rozmowa dworzan powróciła do dawnej żywości. Król chodził po swoim przestronnym gabinecie, wypełnionym po brzegi przedmiotami do różnych celów. Obok znajdował się duży obraz Matki Boskiej z sąsiadującym arkebuz em na ścianie; po drugiej stronie była trąbka myśliwska. Mała mis ecz ka dla świę conej wod y z suszoną gałązką piołunu służyła podobno jako magazyn akcesoriów do sokolnictw. Przy ołowianym oknie stało biurko z orzecha z zawił ymi rzeźb ami, zaśmiecone wszelkiego rodzaju książkami i rękopisami. Traktat o polowaniu leżał tu obok książki obserwacyjnej, a różaniec i obroża zostały rzucone na odręczn ą kopi ę wierszy Ronsarda. Należy zauważyć, że sam król układał w iersze , rym był paskudny Karol rozejrzał się, a na widok brata jego twarz była wypełniona żółcią. Z e złośliwym chrząknięciem kopnął brązowego psa, a pies z wrzaskiem wyleciał w róg.- Dobrze? Krzyknął król. - Co jeszcze? Czy mogę być sam na minutę? Kiedy w końcu zostawi cie mnie w spokoju? Co tym razem do diabła? Co chcesz?Wodniste, zielone oczy Karola zabłysły, a jego prawa ręka to ch w ytała to puszczała uchwyt sztylet u na pasku. Uderzony nieoczekiwaną zaciekłością swojego brata, młody książę zmieszał się .- Nic nic. Wrócę innym razem, jeśli ci przeszk a dz am . - skłonił się i zniknął, odprowadzany złowieszczy m śmiech em . D'Anjou wiedział, że jego brat nie sprzyjał mu i bał się Ka r o la. Ale tym bardziej w ielkie było jego oburzenie. Książę udał się prosto do kwatery swojej matki, aby poskarżyć się jej na zachowanie król a . He nryk był ulubi eńcem Catherine i zawsze mógł liczyć na współczucie.„To wszystko dzieło nikczemnego admirała” - powiedział na koniec długiej tyrady. - Karol zawsze jest taki po rozmowie z Colignym. Catherine de Medici pogrążyła się w myślach.- Karol to jak wiatrowskaz - powiedziała, unosząc zaspane oczy. - Każda bryza kręci g o, jak chcesz, i powinieneś to wiedzieć dawno temu. - Ziewnęła, a wszys tkim , który m te n sposób stałego ziewania nie był znany, mogłoby się wydawać, że jest jej temat rozmowy absolutnie obojętny. Byli sami w przytulnym pokoju obwieszonym gobelinami, który nazywała Catherine kaplic ą . Pulchna, wciąż piękna Królowa Matka leżała na tapicerowanej różow ym brokat em kanapie, podczas gdy d'Anjou stał przy oknie. Ponownie spojrzał na swoje ręce, których próbował rzadziej opuszczać , aby krew nie napłynęła do nich i nie zepsuła ich rozkosznej bieli.- Admirał próbuje osłabić nasz wpływ na Karola, a on sam coraz bardziej na niego wpływa, -- powiedział z oburzeniem He nryk .„Można by pomyśleć, że tego nie wiem”, nadeszła senna odpowiedź.- Czas położyć temu kres, zanim będzie mógł się nas pozbyć! - powiedział energicznie d'Anjou. - Twój własny wpływ, proszę pani, również słabnie każdego dnia, a admirał,spójrz, całkowicie prz ejmie twojego syna. Brat staje po swojej stronie przeciwko nam. O mój Boże! Widzia łabyś pani , kiedy oparł się na ramieniu tego starego drania, usłyszałbyś, jak nazwał go „ojcem”m oim ”i ogłosił się oddanym przyjacielem. „Jestem Twój z całego serca i duszy…” - to są słowa brat a . A kiedy później poszedłem do gabinetu Karola - och, jak warknął, jak na mnie patrzył i chwycił sztylet! Wydawało mi się, że w epchnie mi go do gardła. Moim zdaniem, jest całkiem oczywiste, co dokładnie ten stary łajdak przyciągnął go do siebie. - I Henryk powtarza ł jeszcze bardziej wściekle: - Już czas, czas położyć temu kres!
- Wiem, wiem - mruknęła beznamiętnie Ekaterina, czekając, aż wyładuje emocje. - I na pewno się skończy. Stary morderca powinien był znowu zostać powieszony to on wiele lat temu kierował ręk ą , która strzelała do François de Guise. Teraz stał się kimś bardziej niebezpieczn ym - dla Karola, dla nas i dla Francji. Chce wysłać swo ją armi ę hugenotów do Francji, na pomoc kalwinistom i wplątanie nas w Hiszpanię. Miła rzecz, p rzysięgam na Boga! Jej głos na chwilę się ożywił. - Katolicka Francja jest w stanie wojny z k atolick ą Hiszpania z powodu h ugeno ckiej Fland rii ! Wtedy Królowa Matka zachichotałaapatycznie, jak zwykle, kontynuowała: - Masz rację. Czas to zakończyć. Coligny jest głow ą potwora; jeśli ją odetniesz, prawdopodobnie cały potwór wygaśnie. To byłoby konieczne abyś skonsult ował się z księciem de Guise. - Ekaterina znowu ziewnęła. - Tak, Książe de Guise da nam rad ę i na pewno nie odmówi pomocy. Zdecydowanie musimy pozbyć się admirała. Rozmowa ta odbyła się 18 sierpnia 1572 roku i jaką energią i poświęceniem natura obdarowała tę grubą i ospałą damę jeśli tylko w ciągu dw óch dni podjęto wszelkie niezbędne kroki, a kontraktowy zabójca Morver już czekał obok domu Vilana przy klasztorze Saint-Jarmen l'0xerua. Zatrudniła morderc ę Madame de Nemours, która również śmiertelnie nienawidził a admirała. Jednak możliwość wykonania pracy, za którą otrzymał wynagrodzenie, została przedstawiona Morverowi dopiero w n astępny piątek. Późnym rankiem, kiedy admirała pilnowało kilku dworzan wracając ych z Luwru do swojego domu przy Rue Betizy, z okna pierwszego piętra domu Vilaina rozległ się strzał. Kula przerwała dwa palce prawej dłoni admirała i utknęła w mi ęśniach lewe go rami enia . Coligny podniósł okaleczoną, zakrwawioną rękę, wskazując na okno, z którego rozległ się strzał i jego ludzie pobiegli w stronę domu, by złapać zabójcę. Ale kiedy wyłama li drzwi i wpad li do środka, Morver biegł już przez tylne drzwi, w pobliżu których był koń i mimo pościgu nigdy go nie złapano. Zdarzenie zostało natychmiast zgłoszone królowi, który w tym czasie grał w tenisa z księciem de Guise i adoptowany m syn em admirała, Teligny. Wysłan y z wiadomościami od Coligny młody szlachcic zdjął kapelusz, skłonił się i powiedział:- Panie, admirał poprosił mnie o przekazanie, że po t ym zamachu na swoje życie po znał prawdziwą cenę umow y z Monsignor de Guise, którą zawarł z nim po rozejm ie Saint-Germain. Admirał proponuje, aby Wasza Wysokość również porównała te dwa wydarzenia i wyciągnę ła własne wnioski. Książę de Guise zastygł w miejscu z powodu takiej zuchwalstwa, ale nie powiedział ani słowa. Król zaczerwienił się, spojrzał na księcia z gniewnym spojrzeniem i nie mogąc powstrzymać wściekłości, rozbił rakietę o k amienn ą ścian ę .- Diabeł! Krzyknął. - Czy kiedykolwiek pozwolą mi żyć w pokoju? - Wyrzucił fragmenty rakiety i wyszedł, przeklinając. Później, po ponownym przesłuchaniu posłańca, dowiedział się, że strzał padł z domu Vilena, byłego strażnik a księcia de Guise, a koń, na którym odjechał zabójca, pochodził z książęcej stajni. W międzyczasie książę i monsieur de Teligny, nie wymieniając ukłonów, rozstali się bez ukłonów , po czym Guise zamknął się z przyjaciółmi w hotelu, a Teligny poszedł do swojego przybrane go ojc a . O godzinie drugiej po południu, ulegając pilnej prośbie admirała, król odwiedził rannych wraz z królową matką, jej dwoma braćmi, d'Anjou i d'Alencon, kilkoma oficer ami i dworzan ami . Królewska procesja przeszła przez te ulice które wzburzyły się po porannych wydarzeniach, ale zanim kawalkada opuściła Luwr, wzburzenie już opadł o . Król był ponury i milczący, nie chciał rozmawiać o tym, co się z kimkolwiek stało, i tego dnia nie udzielił nawet audiencji swojej matce. Catherine i d'Anjou, zirytowani niepowodzeniem ich plan u , zacisnę li usta się z oburzenia. Admirał czekał na nich, intensywnie myśląc. Pare, sądowy lekarz amputował mu ob a zmiażdżon e pal ce i opatrzył ranę na ramieniu. Chociaż można było przypuszczać, że Coligny łatw o się wy bronił i był już poza niebezpieczeństwem, krążyła plotka, że została w niego wystrzelona zatruta kula, ale sam admirał, i jego ludzie obalili tę plotkę. Oczywiście zamierzali wy ciągną ć z te go dodatkowe korzyści i jeszcze większy wpływ na króla. Nieważne, czy Coligny przeżyje czy umrze, ale król niewątpliwie będzie bardziej oburzony, jeśli myśli, że rana zagraża życiu admirała. Kar o l wraz z matką i braćmi przejechał obok ponurych hugenotów, którzy wypełnili pomieszczenie holu i wpadł do kwatery admirała, gdzie ten leżał na sofie przy oknie. Coligny próbował wstać, ale król pospieszył naprzód i nie pozwolił mu na to.- Połóż się, drogi ojcze! - wykrzyknął Karol, a cały jego wygląd wyrażał głębię spraw y . - Boże, co oni ci zrobili? Przynajmniej mnie uspokój że Twoje życie jest bezpieczne, albo przysięgam, że ...- Moje życie należy do Pana - odpowiedział admirał pompatycznie - i kiedy On zażąda, nie odmówię go - to wszystko.- To wszystko? Cholera, to wszystko! Jesteś ranny, ale ja jestem obrażony! Twoją krwią p rzysięgam, ktoś zapłaci cenę. Będą długo wspominać!- A król rzucił się na takie bluźniercze przekleństwa, że pobożni, szczerze bogobojn i herety cy zadrż eli na jego słowa.- Uspokój się, proszę pana! W końcu interweniował, kładąc rękę na aksamitny rękaw królewskiej kamizelki. - Uspokój się i posłuchaj mnie. Poprosiłem cię nie przychodź tu dla siebie, nie po to, by żądać ukarania winnych rani enia mnie, ale ponieważ jest to próba- nic więcej niż próba podważenia twojej władzy i twojego autorytetu. Zło we Francji buduje siłę. Coligny przerwał i przelotnie spojrzała na Catherine, Henryka i François. -Jednak to, co muszę powiedzieć, jest dla ciebie osobiście, panie. Kar o l odwrócił się gwałtownie do swoich towarzyszy i wydawał się patrzeć na matkę i braci. Ale przez długi czas patrzenie komuś prosto w oczy przekraczało jego siłę.- Wyjść! - rozkazał, machając ręką i prawie dotykając ich nosów. - Słyszałeś?Zostaw mnie samego z moim ojcem, admirałem. Młodzi książęta, pamiętając napady nieokiełznanej wściekłości, która ogarn iała ich brata przy każd ej prób ie oparcia się jego słabej woli, szybko odesz li . Ale powolna Catherine nie w pośpiechu.- Czy Monsieur de Coligny jest wystarczająco zdrowy, aby omówić teraz ważne sprawy?Weź pod uwagę jego stan, wasza wysokość - powiedziała bezbarwnym tonem.- Dziękuję za wzruszającą opiekę, proszę pani - odpowiedział admirał nie bez ironii w głosie -ale dzięki Bogu, wciąż jestem wystarczająco silny! I nawet gdybym był mniej zdrowy niż teraz, na przykład byłoby dla mnie dużo większym ciężarem, gdybym wiedział, że nie wypełniłem swojego obowiązku ww stosun ku do jego majestatu.- Dobrze? Słyszał a ś? Król się skrzywił. - Idź idź. Catherine wyszła z pokoju po młodszych synach, którzy czekali na nią w holu. Wszyscy trzej zgromadzili się przy jednym oknie wychodzącym na rozgrzany do czerwoności, oświetlony słońcem dziedziniec. Jak powiedział później sam d'Anjou, otoczyło ich dwa tuziny ponurych dworzan i oficer ów świty admirała, którzy patrzyli na nich z nie ukry waną wrogoś cią . Zachowywali milczenie, przerywali je tylko nagłe, półgłosem,i chodzi li w górę i w dół przed dostojnymi osobami, nie dbając o przestrzeganie tego, co należy do etykiet y an i pełen szacunku dystans. Królowa i jej synowie, odizolowani w tym nieprzyjaznym środowisku, nie czu li się już swobodnie i według samej Catherine nigdy wcześniej nie bała się bardziej o swoje życie;, kiedy opuścili niegościnny dom doświadczyła ogromn ej ulg i . Ten strach skłonił ją do ponownej interwencji i zmuszenia Karola do zaprzestania sekret nego . spotkani a w sąsiednim pokoju. Zrobiła to w swój zwykły sposób: z maksimum ewentualn ej samokontrol i , Catherine powoli podeszła do drzwi, lekko zapukała i w e sz ła bez czekania na zaproszenie. Król, który stał obok admirała, szybko odwrócił się do pukania. W jego oczach błysnęła wściekłość gdy tylko zobaczył swoją matkę, ale ona była przed nim: - Mój syn u - powiedziała, - martw ię się o biednego admirała. Jeśli pozwolisz mu przepracować się, zacznie gorączk ować . Jako jego przyjaciel nie powinieneś teraz kontynuować tej rozmowy. Poczekaj z obowiązk ami , dopóki admirał nie wyzdrowieje - co nastąpi wcześniej, jeśli pozwolisz mu odpocząć. Coligny pogłaskał szyderczo siwą brodę, a król zawołał: - Cholera,matk o ! Cóż za nieoczekiwana i wzruszająca troska!
- Nie ma w niej nic nieoczekiwanego, mój synu - odpowiedziała królowa nudnym, rozsądnym tonem i spojrzał a na Kar o la matowymi oczami, które w pewnym sensie miały moc czarów, paraliżując ą wolę. - Kto, jeśli nie ja, powinien wiedzieć, ile znaczą dla Francji z drowie i życie admirała. Za nią D'Anjou uśmiechnął się, słysząc dwuznaczność tego wyrażenia.- Do diabła z psami! Jestem królem czy nie?- Więc bądź królem, nie nadużywaj zdrowia swojego nieszczęsnego poddanego. - powtórzyła królowa, wciąż hipnotyzując go oczami: „Chodź, Karol. N astępnym razem, gdy admirał odzyska siły, będziesz kontynuowa ł rozmowę. A teraz – chodźmy. Gniew monarchy został zastąpiony przez niemal dziecięcą niechęć. Karol próbował znieść macierzyńs ki w zrok i został ostatecznie pokona ny.- Prawdopodobnie moja mama ma rację ... Odłóżmy na razie tę sprawę, ojcze. Porozmawiajmy o ni ej od razu gdy już wstaniesz. Podszedł do sofy i żegnając się, wyciągnął rękę. Coligny zaakceptował to i przyjrzał się uważnie młod ej twarz y króla o słabej woli.„Jestem ci wdzięczny, panie, za przybycie i wysłuchanie mnie. Mam nadzieję, że innym razem będ ę w stanie powiedzieć więcej. W międzyczasie, proszę pana, dobrze się nad tym zastanów, nad tym co udało mi się powiedzieć. Martwię się wyłącznie o twoje dobro, panie. - I pocałował jego ręk ę . Królowa powstrzymała się, dopóki nie wróciła do Luwru i tylko tam próbowała się przedrzeć dzięki powściągliwej zadumie K ar o la, aby się dowiedzieć - a na pewno potrzebowała dowiedz ieć się wszystkiego, co zostało omówione podczas poufnej rozmowy syna z admirałem. W towarzystwie d'Anjou Catherine pchnęła drzwi do królewskiego biura. Karol siedział przy stole do pisania, podpierając brodę wysuniętą do przodu złożonymi dłońmi. Ledwo widząc przybyszów, wydał z siebie ryk i niegrzecznie zapytał, dlaczego znowu są . Katarzyna z majestatycznym spokojem podeszła do krzesła i usiadła. He nryk , okrakiem, został trochę za nią.- Mój synu, przyszłam, żeby się dowiedzieć, o czym rozmawialiście z Coligny - powiedziała bez ogródek królowa.- A co cię to obchodzi?- Wszystkie twoje interesy dotyczą mnie - powiedziała spokojnie. „Jestem twoją matką.- A ja jestem twoim królem! - krzyknął Karol , uderzając pięścią w stół. - I ma m zamiar nim po zostać.- Dzięki łasce Bożej i przychylności Monsieur de Coligny - uśmiechnęła się Catherine.- Co próbujesz powiedzieć? Król patrzył na nią z rozchylonymi ustami i szy bko zaczął zmieniać kolor na fioletowy. - Jak śmiesz?!Beznamiętne spojrzenie matki powstrzymało jego zręczność, a ona powtórzyła swoje pogardliwe słowa.„Dlatego przyszłam do ciebie” - dodała. - Jeśli nie jesteś w stanie rządzić krajem poza opieką, powinn a m przynajmniej zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby ci zapewnić opiekun a a nie buntownik a , który usiłuje podporządkować cię swojej woli.- Podwładny? Mnie? Zawołał król, podskakując z oburzenia. Spojrzał na swoją matkę,ale nie mogąc wytrzymać jej zimnego spojrzenia, ponownie odwrócił wzrok. Karol brzydko zaklął i powiedział z obrzydzeniem:- Powiedz mi, że chce rządzić na moim miejscu!- Tak, i mówię . Będzie cię popychał, aż znikną ostatnie resztki t w o j ego autorytet, a wtedy w końcu staniesz się tylko zabawką w rękach hugenotów, król em marionetek.- Przysięgam na Boga, pani, gdybyś nie była moją matką ...„Właśnie dlatego, że jestem twoją matką, próbuję cię uratować. Karol spojrzał na nią ponownie i znów się zawahał. Nerwowo przeszedł przez pokój iz powrotem, mamrocząc do siebie, a następnie stawiając stopę na ławce modlitewnej(fr.), zwrócił się do królowej.- Na miłość boską, madame, skoro tak nalegasz, powtórzę wszystko, co powiedział mi admirał. Ty udowodni łaś mi, że wszystko, co powiedział, jest najczystszą prawdą. Twierdził, że wraz z królem Francja jest brana pod uwagę tylko wtedy, gdy ma prawdziwą siłę, a zatem moc, a przynajmniej dba o swoich poddanych; że moja moc, w połączeniu z zarządzaniem wszystkimi spraw ami państwowych, dzięki sprytnemu planowi, który przeprowadzacie wraz z księciem Angevin, wymyka się z moich rąk w twoje; że tę moc którą mi kradniecie , pewnego dnia możesz użyć przeciwko mnie i m ojemu Królestw u . Ostrzegł mnie i poradził, abym miał się na baczności, obserwował was i podją ł środki ostrożności. Dał mi tę radę, proszę pani, uważając to za swój obowiązek jest jednym z moich najbardziej lojalnych przyjaciół i poddanych. Na wyciągnięcie ręki ś mierci…- Bezwstydny hipokryta! - przerwał mu flegmatyczny, ale pogardliwy głos Catherine. -Na skraju śmierci! Dwa palce i niewielka rana w ramieniu i udaje, że umiera. A wszystko po to, żebyś uwierzył w jego oszczerstwa!W jej słowach była logika, podczas gdy arogancka beznamiętność matki działała na króla silniej niż sama logika. Wielkie, wodniste oczy Karola rozszerzyły się.- A jeśli… - zaczął, zawahał się i przeklął. - Więc on kłamie, proszę pani? Zapytał niepewnie. Catherine dostrzegła w jego pytaniu nutę nadziei - nadziei, która daremnie odpowia da ła pragn ieniu być prawdziwym królem, a nie tylko nosić ten tytuł. Królowa obrażona wyprostowa ła się .- Nie wierzysz mi? Mnie , twojej mat ce ? Po prostu mnie obrażasz! Chodźmy, Anjou. - I z tymi słowami dumnie odeszła, zdając sobie jednak sprawę, że jej słowa zasiały ziarno wątpliwości w d usz y Karol a. Nie spodziewała się jeszcze niczego więcej. Jednak po schowaniu się z d'Anjou w jej kaplicy, królowa nie była w stanie zachować te j , co zwykle ostentacyjn ej obojętnoś ci na wszystko na świecie. Tym razem cał a drżała, rumieniąc się z oburzenia,i głośno potępiał a Coligny i hugenotów, błyskając bynajmniej nie zaspany mi ocz ami . Ale teraz nic nie można było zmienić. Pierwszy cios nie dosięgnął celu: admirał przeżył. Istniało niebezpieczeństwo, że nieudana próba zamachu uderzy rykoszetem tych, którzy ją przygotowali. Jednak następnego dnia, w sobotę, sprawy przybrały zupełnie inny obrót. Wielki przywódca katolików, potężny książę de Guise, któr ego bardziej niż inny ch podejrz ewano o zorganizowanie zamachu, opuścił swój pałac, zaczął zbierać wiadomości o tym, co działo się w mieście, a potem przyszedł z nimi do k rólowej m atki. Oddziały zbrojne h ugeno tów jecha ły konno ulicami Paryża, wykrzykując groźby i przekleństwa:- Śmierć zabójcom! Precz z gizarami! I chociaż w Paryżu był porządek pilnie wezwano pułk francuskich gwardzistów , bo książę spodziewał się poważnych kłopotów. Miasto przytłoczył a szlacht a hugenotów, która zebrała się na uroczystości z okazji królewskiego wesela. Rozeszły się pogłoski, że protestanci zbroją się wszędzie. Czy były prawdziwe czy fałszywe, ale w tych okolicznościach były bardzo podobne do prawdy. Kłopoty zagroziły Paryż owi . Zostawiając Giz ę w jej kaplicy i zabierając ze sobą ulubionego Anjou, Catherine odszukała króla. Być może uwierzyła plotkom, może nawet temu, że w jej prezentacji inaczej wyglądały pewne fakty, ale w każdym razie, opowiadając je Karolowi, mocno wzmocniła swoją pozycja.- Król Gaspar I - powiedziała do króla - już podejmuje działania. Heretycy zbroją się. Oficerowie hugenotów są wysyłani do prowincji w celu rekrutacji żołnierzy. Admirał zamówił dziesięć tysi ę c y r aj tar ów w Niemczech i dziesięć tysięcy Szwajcarów w kantonach. Karol patrzył tępo na matkę. Niektóre z tych plotek już do niego dotarły. a on wziął jej słowa jako kolejne ich potwierdzenie.- Teraz widzisz, kim są twoi prawdziwi przyjaciele i wierni słudzy! - podsumowała Ekaterina. -Jak to się stało, że w swoim stanie miałeś tylu przeciwników?Katolicy są tak osłabieni i zdruzgotani po wojnie domowej, w której ich król niewiele się nimi zajmował , że przestali na tobie polegać, a także zamierzali się uzbroić i niezależnie odeprzeć wrogów. Tak więc w twoim królestwie są dw ie uzbrojon e parti e i żadne j z nich nie można nazwać lojaln ą . Jeśli nie rusz y sz się i nie z robisz natychmiastow ego wyb oru między przyjaciółmi a wrogami, pozostaniesz odizolowany. I stnieje poważne niebezpieczeństwo zostania królem bez poddanych. Oszołomiony Karol usiadł na krześle i zamyślił się, trzymając głowę w dłoniach. Spojrzał na matk ę - w jego oczach pojaw ił się strach złapa n ej besti i . Spojrzał na swojego brata.- Co robić? - zapytał Karol. - Co?! Jak uniknąć niebezpieczeństwa?