- W empik go
Kartka z notesu - ebook
Kartka z notesu - ebook
Podczas brutalnego napadu na sklep jubilerski wraz z innymi precjozami zostaje skradziony piękny wisior z drogocennym brylantem. Wisior ten przechodzi dziwne koleje, nie przynosząc szczęścia posiadaczom. W czasie ucieczki ginie jeden z bandytów, zabity zostaje osobnik, który ukradł wisior bandytom. Nieporozumienia wewnątrz bandy prowadzą do kolejnych morderstw.
Książka została wydana w 1973 roku przez Iskry w ramach serii „Ewa wzywa 07” (zeszyt nr 52). W 1976 roku zrealizowano na jej podstawie jeden z odcinków serialu „07 zgłoś się” ze słynnym porucznikiem Borewiczem – był to odcinek numer 2, który zatytułowano „Wisior” (reżyseria: Krzysztof Szmagier). Na okładce naszego e-booka widnieje fotos z jednego z odcinków tego serialu (a na nim, z pistoletem w ręku, Zdzisław Kozień – jako porucznik Antoni Zubek).
WIESŁAW KOT (Klub MOrd):
Mamy w tej książce twardego kryminalistę, który nie waha się strzelać do Bogu ducha winnego konwojenta w trakcie napadu. A nawet rozłupać czaszkę wspólnikowi, kiedy ten zaczyna być niewygodny. Mamy kryminalistów okazjonalnych. Ot, twardziel dobiera sobie zielonego frajera na tydzień przed mokrą robotą i w razie wpadki rzuca go na żer milicji, a sam pryska. Są i interesujące kobiety. Ot, żona takiego garującego frajera. Bierze pranie do domu, żeby wyprowadzić na ludzi dwoje dzieci. I stara się dobrze żyć z dzielnicowym, bo ten może załatwić małym kolonie letnie. A inna znów dama wiąże się z zawodowym doliniarzem, który za kratki trafia regularnie, bo brakuje mu fartu. I ciekawe postacie peryferyjne, niekryminalne bynajmniej. Jest taksówkarz, kresowiak, który ukrywając się przed mordercą skraca sobie czas pacierzami i za ich pomocą odlicza czas. Jest ekskluzywna panienka do wynajęcia, która ma stały zaciekły, babski konflikt z barmanką, co jej zatruwa pracę zawodową. „Kartka z notesu” to kilkadziesiąt kartek niezłej prozy popularnej. Ładnie obrobionej w detalu. Miło coś takiego wziąć do ręki.
(Powyżej wykorzystano fragmenty recenzji „Strzały klaskają” dostępnej w całości tutaj: https://www.klubmord.com/recenzje/recenzje-2011/kartka-z-notesu-wieslaw-kot-94-2011/)
HELENA SEKUŁA (1927–2020) to jedna z najlepszych polskich pisarek powieści kryminalnych, których napisała ponad dwadzieścia. Jej twórczość cechuje świetny, sugestywny styl pisarski, różnorodność i pogłębione portrety psychologiczne bohaterów, wnikliwa obserwacja obyczajowa, dbałość o realia i niebanalne poczucie humoru. W latach 50-tych i 60-tych XX wieku Helena Sekuła pracowała jako referent prasowy Komendy Głównej Milicji Obywatelskiej (gdzie dosłużyła się stopnia porucznika), przez co przedstawiony w jej powieściach sposób pracy milicji i obraz świata przestępczego zyskują na wiarygodności. Jej powieści rozgrywają się w czasach PRL-u przez co stanową interesujący dokument tamtej epoki.
Projekt okładki: Marcin Labus
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67021-30-2 |
Rozmiar pliku: | 197 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Napaaad, bandyci! – niesie się ze sklepu krzyk; napastnicy rozbiegają się w dwa przeciwne kierunki ulicy. Targowej.
W pierwszej chwili przechodnie uciekają do bram, kryją się pod ścianami. W samo południe, w jednym z najruchliwszych punktów prawobrzeżnej Warszawy, uzbrojony mężczyzna trzyma w szachu ulicę, biegnie pustym chodnikiem, nikt mu nie przeszkadza.
– Napaaad, bandyci! – mija zaskoczenie; wciąż powiększająca się grupka ludzi ściga człowieka z pistoletem.
Chłopak w granatowym kombinezonie miota mu pod nogi brezentową torbę z narzędziami. Bandyta chwieje się, nie traci jednak równowagi. Huknął strzał. Chłopak uchyla się w ostatniej chwili, kula klaszcze o mur, sypie się tynk. Bandyta pędzi dalej.
Jakiś mężczyzna zabiega mu drogę i rzuca w twarz teczkę. Znów strzał! Niecelny… Bandyta wpada na skrzyżowanie Targowej i Ząbkowskiej. Zgrzyt samochodowych hamulców, pisk opon – jakiś kierowca wygraża i milknie nagle na błysk lufy.
Na przystanku zatrzymuje się tramwaj. Bandyta wskakuje na stopień wagonu, odrzuca przeciwsłoneczne szkła.
– Ruszaj i nie zatrzymuj się na przystankach! – lufa na wysokości skroni motorniczego.
W tramwaju panika, uciekają pasażerowie.
– Jedziemy! – krzyczy motorniczy z determinacją i gwałtownie włącza wsteczny bieg.
Nieoczekiwane, silne szarpnięcie w przeciwnym kierunku, niż był na to przygotowany, pozbawia bandytę równowagi. Wali się ze stopni tramwaju na jezdnię.
Z oszołomienia wyrywa go przenikliwy ból, nie czuje władzy w nogach i wydaje mu się, że zmiażdżył je tramwaj.
Z przeciwległego chodnika nadbiega młody człowiek z wymierzonym w niego pistoletem. Leżący bandyta podciąga osłabłą rękę i przysuwa do głowy broń, palce dygocą jak w febrze…
Zanim uzbrojony młody człowiek – wywiadowca milicji, porucznik Jacek Klimas – zdążył przeszkodzić, pada jeszcze jeden strzał.
Na dobre ożywa ulica; tumult, zamieszanie, gapie. Nadjechał już milicyjny radiowóz i karetka, narastają sygnały zaalarmowanych wozów patrolowych.
Pogotowie zabiera kierownika sklepu jubilerskiego; ma przestrzelone ramię. Zabiera także bandytę – żyje, chociaż kula przeszyła krtań.
Milicjanci wprowadzają jaki taki porządek – odsuwają gapiów. Klimas przez chusteczkę podnosi pistolet i rozbite okulary bandyty. Przez radiotelefon łączy się z oficerem dyżurnym; stanowisko dowodzenia komendy miasta zarządza pościg za drugim napastnikiem.
Za chwilę przybywa na miejsce inspektor wydziału służby kryminalnej, kapitan Adam Zakrzewski z grupą operacyjną. Klimas składa krótki meldunek.
– Co z tym drugim? – pyta Zakrzewski.
– Drugi nie strzelał i prawdopodobnie wmieszał się w tłum… Niedaleko masz bazar Różyckiego.
Tymczasem służba drogowa likwiduje korek na jezdni i ulica wraca do normalnego życia. Tylko na rogu w pobliżu sklepu jubilerskiego przystają jeszcze grupki gapiów.
Gdy Zakrzewski z Klimasem zjawiają się pod sklepem, akurat hamuje taksówka. Gramoli się z niej kierownik „Jubilera”; ostrożnie dźwiga ramię spowite bandażem.
– Nic groźnego, kula powierzchownie uszkodziła mięsień, po opatrunku zwolnili mnie do domu… Chyba wam jestem potrzebny…
– I jak jeszcze! – przyznaje Zakrzewski. – Aha, jechał pan do pogotowia razem z rannym, rozpoznał go pan?
– Nie bardzo – wchodzą w trójkę do sklepu i starają się nie przeszkadzać grupie dochodzeniowej, która rozpoczęła drobiazgowe oględziny pomieszczenia. – Nie bardzo – powtarza kierownik – … sylwetka, ubranie tak, oczywiście! Ale twarz? Obaj byli w ciemnych szkłach, wyższy, ten, który uciekł, miał lustrzane…
– O której przyszli?
– Piętnaście po jedenastej! Zaraz po otworzeniu sklepu. – Dobrze pamięta, bo wówczas spojrzał na zegar, przecież tu wokół pełno zegarów.
Klimas wtrąca, że od momentu wejścia bandytów do sklepu do jego interwencji przy tramwaju minęło zaledwie dziewięć minut.
– Dziewięć minut i cała wieczność – wzdycha kierownik.
– Błyskawiczna robota – Zakrzewski telefonuje, łączy się ze szpitalem. – … tak, rozumiem, postrzał krtani… Będzie żył… To dobrze! Ależ tak, rozumiem, że nie może mówić. Nie o to chodzi… tam przyjdzie ktoś od nas, aby go zdaktyloskopować. Zaręczam, doktorze, że nie będziemy niepokoić pacjenta, ale ja to muszę mieć zaraz, muszę!
Doktor niechętnie ulega.
– Tyle ceremonii z bandytą – kierownik pilnie przysłuchiwał się rozmowie.
– Sygnał alarmowy nie działa? – Zakrzewski ogląda przycisk na podłodze za ladą. Od technika już wie, że syrena była sprawna.
– Jest w porządku… tylko – zacina się kierownik – gdy weszli, stałem tuż obok wystawy. Od sygnału dzielił mnie może… metr… Nie pozwolili ruszyć się… Nie wiem, czy pan mnie rozumie, pierwsze chwile paniki i… nie byłem w stanie zdecydować się na pewną śmierć…
– Rozumiem! Niech pan sobie nie robi wyrzutów – szczerze mówi Zakrzewski. – Całe złoto tego sklepu niewarte życia człowieka.
– Także kasjerka nie mogła nic zrobić…
– Ten w lustrzanych okularach powiedział, że jeśli się ruszę z kojca – milcząca dotychczas kobieta wskazuje na oszkloną kasę – to strzeli jak do kuropatwy!
– Obaj mieli pistolety?
Kierownik i kasjerka potwierdzają.
– Chciałem zyskać na czasie, zacząłem podawać mniej cenne przedmioty – podejmuje kierownik – zorientowali się natychmiast, więc jeden sam wskazywał rzeczy w gablotach, a drugi trzymał nas na muszce. Później zażądali z wystawy… Błysnęła mi szansa, dawałem znaki jakiejś kobiecie, która akurat oglądała wystawę, ale moje miny zrozumiała opacznie. Potem chwyciłem tę srebrną amforę i, niech się dzieje, co chce, walnąłem w szybę – srebrny dzban, ozdobiony rytą arabeską, widomy symbol desperackiej odwagi jubilera, ma skancerowane i powgniatane boki.
– Wówczas strzelił?
– Tak! Strzelił ten wyższy, w lustrzanych szkłach.
– Zapamiętał pan, co zabrali?
– Z gabloty dwanaście par złotych rytych obrączek… Są bardzo modne.
KONIEC BEZPŁATNEGO FRAGMENTU
ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI