- promocja
Karuzela - ebook
Karuzela - ebook
Wielka kasa budzi wielkie namiętności. I wielkie pożądanie. Czasem otumania i ogłupia. Zupełnie jak seks, albo jeszcze bardziej.
Dwoje młodych adwokatów, Piotr i Olka, przyjaźni się od studiów. Są uwikłani w kompletnie nieudane małżeństwa: mąż Oli jest hazardzistą z upodobaniem rozpuszczającym jej pieniądze, żona Piotra leczy się po załamaniu nerwowym. Między Olką i Piotrem nawiązuje się romans, który jeszcze bardziej komplikuje ich i tak trudną sytuację. Żeby była jasność: żadne z nich nie jest kryształowe. Olka ma problem z używkami, Piotr wyjątkowo łatwo ulega wdziękom kręcących się wokół niego dziewczyn. Łączy ich nie tylko uczucie, ale także chęć zrobienia wielkich pieniędzy. Korzystając z prawniczej wiedzy i kontaktów w przestępczym półświatku rozkręcają karuzelę podatkową. Pieniądze płyną wartkim strumieniem, wszystko idzie jak po maśle – ale tylko do czasu. Ktoś pękł, ktoś sypnął, ktoś poszedł na współpracę z wymiarem sprawiedliwości. Olka trafia do więzienia, Piotr ukrywa się na Śląsku. Marzenia o bogactwie prysły… ale czy na pewno? Wiele się jeszcze może wydarzyć, zwłaszcza że do gry wkraczają Lilka i Kinga…
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-287-1068-9 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Dzień dobry. Przyszłam na spotkanie z panem mecenasem Orłowskim.
– Dzień dobry. Proszę za mną.
Piękna recepcjonistka zaprowadziła mnie do małej, prywatnej hotelowej salki. Pozostali już siedzieli przy stole. Piotrek wstał i pocałował mnie w policzek.
– Czego się napijesz, Olu?
Spojrzałam na stolik, pili alkohole.
– Wino, białe.
– Chardonnay? – zapytała kelnerka, której wcześniej nie zauważyłam.
– Może być – odparłam, siadając przy stole.
Po chwili wróciła z moim winem.
– Dziękujemy bardzo. – Piotr uśmiechnął się do niej uroczo. – Jesteśmy w komplecie. Bardzo prosimy, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
Kelnerka wyszła i zamknęła za sobą drzwi.
– Zebrałem was tu, by coś zaproponować. – Piotrek uśmiechnął się krzywo. – Coś bardzo dochodowego i bardzo nielegalnego…
Teo rozejrzał się po sali z udawaną trwogą.
– Masz tu podsłuch jak w Puchaczu i Przyjaciołach?
Piotrek nadal się uśmiechał.
– Jesteśmy w gronie profesjonalistów. Wszystko, co tu zostanie powiedziane, obejmijmy tajemnicą zawodową.
Lilka przebierała nogami z niecierpliwością.
– Mów!
– Mam propozycję. Długo już zastanawiałem się, ile jeszcze będziemy zasuwać na naszych byłych patronów za trzy tysiące złotych netto?
Piotrek popatrzył na mnie wymownie. Pociągnęłam łyk wina i uśmiechnęłam się ironicznie, wznosząc niemy toast.
– Z tego co wiem, dostajesz dużo więcej niż te trzy tysiące.
– Prawda, dostaję więcej, ale mam też większy apetyt. Zakręćmy karuzelę.
Piotr rozparł się na krześle i czekał na naszą reakcję. Teo napił się whisky, kręcąc głową.
– Czasy nie sprzyjają. Dwadzieścia pięć lat za przekręty na Vacie. Duże ryzyko.
– No risk, no fun. Ile prowadziliście vatówek? Kto zna się na tym lepiej niż my?
– Nie mamy dojść. Nie wiadomo, komu możemy nadepnąć na odcisk… – zaczęłam.
– To biorę na siebie. Nie zaprosiłbym was tu, gdybym nie miał poważnej propozycji.
– Co się teraz kręci? – zapytał Teo, wpatrując się w szklankę z whisky jak w kryształową kulę.
– Szczegóły za chwilę. Najpierw muszę wiedzieć, kto wchodzi.
Piotrek popatrzył na mnie i uniósł brew. Uśmiechnęłam się ponuro.
– Nie mam nic do stracenia. Możesz na mnie liczyć.
– Teo?
– Ile jest do wyjęcia?
– Czterdzieści dużych baniek. Potem zawijamy biznes.
– Wchodzę.
– Lilka?
Lilka się uśmiechnęła.
– Mam złe przeczucia, trzymam kciuki, ale nie wchodzę. Ktoś będzie musiał was wyciągnąć z pierdla. Bez obrazy…
Wstała i wzięła z wieszaka kurtkę.
– Nie ma żadnej obrazy. Doskonale cię rozumiem.
Piotrek podniósł się, pocałował ją w policzek i odprowadził do drzwi.Rok później
Zerknąłem na zegarek, była 5.35. Na tarczę zachodził długi czarny włos, który owinął się wokół srebrnej bransolety mojej omegi. Uśmiechnąłem się z satysfakcją na myśl o wczorajszym wieczorze i przytuliłem do pleców śpiącej jeszcze Oli.
– Musimy wstawać? – wymruczała nieprzytomnie.
– Ja muszę, ty śpij.
Pocałowałem ją w łopatkę i poszedłem pod prysznic. Po piętnastu minutach wróciłem do sypialni, wyciągnąłem z szafy granatowe dżinsy Diesla i koszulę Tommy’ego. Dziś lajtowo. Przechodząc koło okna, zobaczyłem dwa zaparkowane granatowe dostawczaki. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie drobny fakt, że w mojej kamienicy nie było żadnego sklepu. Gapiłem się na nie przez chwilę, a potem nagle dotarło do mnie, co się dzieje.
– Kurwa mać! Olka, wstawaj!
– Co jest?
– Kominiarze! Coś się posypało.
– Na mnie nic nie mają. Nie mogą… Zresztą jesteśmy w twoim mieszkaniu, więc chodzi o ciebie. Uciekaj!
Wkurwiłem się.
– Przecież cię nie zostawię!
– Właśnie, że zostawisz!
Wstała, narzuciła szlafrok na nagie ciało i wyłożyła swój plan:
– Zrobię się na zaspaną idiotkę i kupię ci trochę czasu.
Pobiegła do łazienki, odkręciła prysznic i otworzyła okno. Potem zamknęła drzwi na klucz i wrzuciła go do stojącego pod ścianą worka ze śmieciami.
– Powiem, że się kąpiesz. Leć na górę do pani Laskowik.
Wcisnęła mi do ręki klucze, które leżały na szafce na buty.
– Wczoraj przyniosła je z prośbą, żebym karmiła jej kota, bo wyjeżdża na dwa tygodnie. Szybko, rusz dupę!
– Chodź ze mną – nie dawałem za wygraną.
Spojrzałem na zegarek: 5.55. Kurwa mać, za pięć minut będą. Naloty na chatę zawsze zaczynają się chwilę po szóstej.
– Nie mogę. Sam pomyśl. Na pewno wiedzą, że jesteśmy razem. Muszą mieć rozpoznanie. Jeśli nie będzie nikogo, zaczną szukać po innych mieszkaniach. Ty jesteś w stanie wyjść przez okno na drugim piętrze i uciec przez sąsiedni balkon, ale w takie akrobacje w moim wydaniu nikt by nie uwierzył. Idź już!
Pocałowała mnie i wypchnęła za drzwi.
***
– Pani mecenas… – Prokurator patrzył na mnie ze złośliwym uśmiechem. – Nie będzie pani brakowało tego tytułu?
Uśmiechałam się nie mniej złośliwie i bezczelnie patrzyłam mu prosto w oczy. Mimo że w środku cała się trzęsłam. Miałam nadzieję, że nie mają Piotrka, że zdążył.
– Pomidor – powiedziałam pewnie. Chyba zbiłam go z tropu.
– Słucham?
– Pomidor. Tyle powiem bez adwokata.
– Ależ czy ja pani zabraniam wezwać adwokata? – Udał oburzenie. – Nawet do niej zadzwoniłem. Powinna być za chwilę. Zabijam czas luźną pogawędką, zanim przyjdzie.
– Pomidor.
– Dobrze, że pani koledzy okazali się bardziej rozmowni.
Prokurator podsunął mi wydruk protokołu przesłuchania Piotra. Na dole brakowało podpisu. W dodatku pokazał mi to przed przyjściem Lilki. Sam na sam. Z daleka cuchnęło podstępem.
– Pomidor.
Oddałam mu kartkę, nie zagłębiając się w treść. Wolałam nie mieszać sobie w głowie. „Szara magia, ja nigdy nie pękam” – powtarzałam w głowie słowa piosenki Sokoła. Uspokajała mnie. Zapatrzyłam się w okno, prokurator pochylił się nad laptopem. Piętnaście minut później w drzwiach stanęła Lilka.
– Zarzuty? – zapytała bez zbędnych wstępów.
– Oszustwa na szkodę Skarbu Państwa na… dwadzieścia pięć milionów. Zorganizowana grupa przestępcza, takie tam… Zaraz będę przedstawiał, to pani posłucha.
– Czy mogę zamienić słówko z klientką?
– Oczywiście, ale tylko w mojej obecności.
Prokurator najwyraźniej chciał wiedzieć o wszystkim. Nie miał jednak pojęcia, że znamy się z Lilką od lat i potrafimy tak rozmawiać, że nikt nie łapie, o co chodzi.
– Co tam na fejsie? – zapytałam nonszalancko.
– Wiktor zdrowy – odpowiedziała.
Lilka usiadła obok mnie i wlepiłyśmy wzrok w prokuratora. Na mojej twarzy rozkwitł uśmiech. Prokurator był wściekły. Tym samym poinformowała mnie, że nie mają Piotrka i że jego rzekome zeznania, które mi pokazał, to ściema. A to przecież on, bez cienia wątpliwości, miał mieć postawiony zarzut z artykułu 258 paragraf 3 Kodeksu karnego – kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą.
***
koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji