Katechizm o modernizmie - ebook
Kompendium wiedzy teologicznej z roku 1912, powstałe na podstawie encykliki Ojca Świętego św. Piusa XPascendi Dominici Gregis. Zostało przygotowane w klasycznej formie pytań i odpowiedzi, tłumaczącej w przystępny sposób kolejne zagadnienia.
- Błędy modernistów
- Filozofia religijna modernistów
- Modernista jako człowiek wierzący
- Modernista jako teolog
- Wykład filozofii religijnej
- Modernista jako historyk i krytyk
- Modernista jako apologeta
- Modernista jako reformator
- Krytyka systemu modernizmu
Pocieszaliśmy się niekiedy nadzieją, że naprowadzimy tych ludzi na lepsze tory. Na początku obchodziliśmy się z nimi łagodnie, jak z synami, potem użyliśmy surowości, w końcu, chociaż niechętnie, skarciliśmy ich publicznie. Usiłowania nasze nie odniosły skutku: na chwilę ugięli karku, aby niebawem podnieść go tym zuchwalej. Gdyby o nich samych chodziło, moglibyśmy może na to nie zważać, ale tu chodzi o wiarę katolicką, o jej bezpieczeństwo. Musimy zedrzeć maskę tym ludziom i pokazać ich całemu Kościołowi w ich prawdziwej postaci.
– Św. PIUS X
Książkę prezentujemy w wersji oryginalnej, dostosowując jedynie ortografię i gramatykę do wymogów współczesnej polszczyzny.
| Kategoria: | Wiara i religia |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8079-314-9 |
| Rozmiar pliku: | 561 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
O ważności błędów modernizmu
P.: Jaki pierwszy obowiązek Pan nasz Jezus Chrystus nałożył na Namiestnika Swego?
OJCIEC ŚWIĘTY PIUS X: Poruczony nam od Boga urząd pasterski nad owczarnią Chrystusową obejmuje przede wszystkim zadanie, określone przez Chrystusa, zachowania jak najczujniej skarbu wiary przekazanej wiernym przed nowymi, niekościelnymi pojęciami i zarzutami nieprawej nauki.
Czy czujność ta była zawsze potrzebna?
Tej czujności Najwyższego Pasterza potrzeba ludowi katolickiemu w każdym czasie; za sprawą bowiem nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego nie brakowało nigdy ludzi „mówiących przewrotności”1, „próżnomównych i zwodzicieli”2, „błądzących i w błąd uwodzących”3.
Czy ci ludzie błądzący i w błąd wprowadzający są dziś liczniejsi i jaki cel sobie założyli?
Przyznać należy, że w ostatnim czasie wzmogła się niesłychanie liczba nieprzyjaciół krzyża Chrystusowego, którzy usiłują zupełnie nowymi sposobami, pełnymi chytrości, zniweczyć ożywczą potęgę Kościoła, a nawet – gdyby im siły dopisały – zburzyć doszczętnie Królestwo Chrystusowe.
Dlaczego papież nie może milczeć?
Nie wolno nam dłużej milczeć, aby się nie zdawało, że zaniedbujemy swoje najświętsze zadanie, i aby łagodności naszej, którą kierowaliśmy się dotąd w nadziei, że nastąpi opamiętanie, nie odczytano jako zapomnienia o obowiązku.
Gdzie są dziś zwolennicy błędów? Czy są to wrogowie jawni?
Zwolennicy błędów nie znajdują się już jedynie wśród otwartych nieprzyjaciół, ale – nad czym najwięcej należy ubolewać i czego lękać się trzeba – kryją się w łonie i wnętrzu Kościoła, i o tyle są niebezpieczniejsi, że trudniej ich rozpoznać.
Jak to, Ojcze Święty? Więc ci wrogowie ukryci, którzy zasmucają Twe serce ojcowskie, znajdują się także wśród katolików, a może nawet wśród kapłanów?
Tak. Mamy na myśli wielu spośród katolików świeckich, a nawet, co najsmutniejsze, spośród kapłanów, którzy z pozornej ku Kościołowi miłości, bez głębszego wykształcenia filozoficznego i teologicznego, a co gorzej, aż do szpiku kości przejęci poglądami głoszonymi przez przeciwników Kościoła, zuchwale chcą być odnowicielami Kościoła.
Czy ci katolicy świeccy i kapłani, którzy chcą być odnowicielami Kościoła, ośmielają się napadać na dzieło Chrystusowe, a nawet na samą Osobę Pana naszego Jezusa Chrystusa?
Tak. Zaczepiają butnie najświętsze sprawy w dziele Chrystusowym, nie oszczędzając nawet Osoby Boskiego Zbawiciela, w której w świętokradzkim zapędzie widzą tylko zwykłego, prostego człowieka – nic więcej.
Czy ludzie ci dziwią się, że Świątobliwość Wasza zalicza ich do nieprzyjaciół Kościoła?
Tak. Dziwią się, że zaliczamy ich do nieprzyjaciół Kościoła. Nie dziwi się jednakże temu z pewnością nikt, kto – pomijając ich zamysły, które Bóg osądzi – zapozna się z ich poglądami, z ich sposobem mówienia i działania. A nawet nie mija się z prawdą ten, kto uważa ich za przeciwników Kościoła niebezpieczniejszych spośród wszystkich innych.
Dlaczego Świątobliwość Wasza nazywa ich najniebezpieczniejszymi wrogami Kościoła?
Myślą bowiem o zgubie Kościoła nie z zewnątrz, ale w jego łonie, i stąd niebezpieczeństwo tkwiące w samych niemal żyłach i wnętrznościach Kościoła. A cios mu zadany jest tym groźniejszy, im dokładniej owi nieprzyjaciele Kościół znają.
Dlaczego jeszcze są oni najniebezpieczniejszymi wrogami Kościoła?
Bo w dodatku przykładają siekierę nie do gałęzi i latorośli, ale do korzenia, do wiary i do drgnień jej najgłębszych.
Czy poprzestają na podcięciu korzeni?
Nie. Przeciąwszy ten korzeń nieśmiertelności, rozprowadzają truciznę po całym drzewie. Nie ma prawdy katolickiej, której by nie dotknęli, której by nie usiłowali skazić.
Jakimi środkami dążą do celu? Jaka jest ich taktyka?
Używają niezliczonych sposobów wyrządzenia szkody; posługują się niesłychaną przebiegłością i zdradą. Udają na przemian to racjonalistów, to katolików, i to tak podstępnie, że niebacznego łatwo wprowadzają w błąd.
Niekonsekwencje tej doktryny powinny przecież przestraszyć i opamiętać tych katolików i kapłanów.
Bynajmniej. Zuchwalstwo posuwają do ostatnich granic; nie cofają się przed żadną konsekwencją, narzucając ją uporczywie i bez wahania.
Co czyni ich szczególnie niebezpiecznymi i dodaje im mocy do uwodzenia umysłów?
To, że widnieje w nich, co niezmiernie łatwo zwieść może umysły: życie nadzwyczaj czynne, wytrwałe a gorliwe zajęcie się naukami, dążenie do życia odznaczającego się surowością obyczajów.
Czy jest jakaś nadzieja na ich naprawę?
Wątpię. Wyklucza bowiem niemal nadzieję naprawy to, że gardzą wszelką władzą i nie znoszą żadnych wędzideł, lecz ufając złudnemu przeświadczeniu wewnętrznemu, usiłują dążeniu do prawdy przypisać to, co w rzeczywistości przypisać należy pysze i uporowi.
Czy nie miałeś, Ojcze Święty, nadziei na opamiętanie się zbłąkanych?
Pocieszaliśmy się niekiedy nadzieją, że naprowadzimy tych ludzi na lepsze tory. Dlatego też na początku obchodziliśmy się z nimi łagodnie, jak z synami, potem użyliśmy surowości, w końcu, chociaż niechętnie, skarciliśmy ich publicznie. Wiecie jednak, że usiłowania nasze nie odniosły skutku: na chwilę ugięli karku, aby niebawem podnieść go tym zuchwalej.
Jeśli więc nie ma żadnej nadziei na nawrócenie tych nieprzyjaciół, to dlaczego, Ojcze Święty, zabierasz głos?
Gdyby o nich samych chodziło, moglibyśmy może na to nie zważać, ale tu chodzi o wiarę katolicką, o jej bezpieczeństwo. Stąd musimy przerwać milczenie, które by nadal było zbrodnią.
A więc, Ojcze Święty, musisz mówić?
Tak. Zedrzeć maskę musimy tym ludziom i pokazać ich całemu Kościołowi w ich prawdziwej postaci.
Jak należy nazywać tych nowych nieprzyjaciół Chrystusa i Kościoła?
Modernistami. Tak ich bowiem ogólnie a słusznie nazywają.CEL I PODZIAŁ ENCYKLIKI
Jaki jest cel encykliki
i jak się ona dzieli?
Ponieważ moderniści, w sposób nader przebiegły, swoich zapatrywań nie przedstawiają w pewnym porządku i systematycznie, lecz rozrzucają je i oddzielają jedne od drugich, aby się wydawało, że są nieokreślone i jakby chwiejne, chociaż ustalone są i niewzruszone, stąd zaleca się zestawienie ich poglądów przejrzyście i wykazanie zachodzącego między nimi związku. Po czym podamy przyczyny błędów i sposoby na odwrócenie niebezpieczeństwa.
CZĘŚĆ PIERWSZA: Błędy modernistów
CZĘŚĆ DRUGA: Przyczyny tych błędów
CZĘŚĆ TRZECIA: Środki zaradcze przeciwko nimWSTĘP
P.: Chcąc zachować porządek w przedstawianiu błędów modernizmu, należy rozróżniać wiele ról, jakie sobie przypisuje modernista.
OJCIEC ŚWIĘTY PIUS X: Aby w przedmiocie tym, wymagającym głębszych badań, zachować porządek, zaznaczyć należy, że każdy modernista przedstawia sobą i łączy więcej osób: jest on filozofem, wierzącym, teologiem, historykiem, krytykiem, apologetą i reformatorem. Wszystkie te role należy odróżnić, jeśli się pragnie poznać ich system i źródła oraz zbadać konsekwencje ich doktryn.1. Filozofia religijna modernistów
§ 1. Agnostycyzm
P.: Zacznijmy od filozofa. Jaką doktrynę uważają moderniści za podstawę swej filozofii religijnej?
OJCIEC ŚWIĘTY PIUS X: Moderniści w nauce swej jako podstawę filozofii religijnej uważają tak zwany agnostycyzm.
Jaka jest treść agnostycyzmu?
Wedle tej teorii rozum ludzki obejmuje jedynie zjawiska, czyli to, co poznawalne przez zmysły, i w tej postaci, w jakiej jest przez zmysły poznawane. Rozum nie ma prawa ani możliwości przekroczenia tych granic; stąd nie może wznieść się do Boga ani też poznać Jego istnienia wśród stworzeń widzialnych.
Co wynika z tej doktryny modernistów?
Wynika, że Bóg bezpośrednio nie może być żadną miarą przedmiotem wiedzy; w historii zaś nie należy Boga uważać jako przedmiot dziejowy.
Co stanie się wobec tego z teologią naturalną, z pobudkami wiary, z objawieniem zewnętrznym?
Łatwo zrozumieć. Znoszą je moderniści zupełnie i przekazują intelektualizmowi; śmieszny to wedle nich system i zarzucony już dawno.
Czy powstrzymują ich przynajmniej potępiające wyroki Kościoła?
Nie powstrzymuje ich nawet to, że Kościół owe potworne błędy bardzo wyraźnie potępił.
Jaka jest w tym względzie nauka Soboru Watykańskiego?
Sobór Watykański orzekł uroczyście: „Jeśliby kto twierdził, że Boga jednego i prawdziwego, Stwórcę i Pana naszego, ze stworzeń, światłem przyrodzonego rozumu ludzkiego, poznać nie można, niech będzie wyklęty4”. I dalej: „Jeśliby kto twierdził, że niemożliwym jest albo nie wypada, aby Objawienie Boże pouczało człowieka o Bogu i czci Mu należnej, niech będzie wyklęty5. A w końcu: „Jeśliby kto twierdził, że Objawienie Boże przez znaki zewnętrzne nie może się stać wiarogodnym i stąd jedynie przeświadczenie wewnętrzne albo natchnienie prywatne ludzi do wiary pobudzić może, niech będzie wyklęty”6_._
Jakim sposobem z agnostycyzmu, który w rzeczy samej jest tylko ignorancją, moderniści dochodzą do naukowego i historycznego ateizmu, który olega na bezbrzeżnej negacji? Jeśli rzekomo nie wiedzą, czy Bóg wpłynął na dzieje ludzkości, jakim prawem logicznym dochodzą do tego, żeby wyjaśnić dzieje bez Boga, jakby rzeczywiście na dzieje nie wpływał?
Trudno to zrozumieć. To jedno uważają za pewnik niewzruszony, że nauka i historia muszą być ateistyczne; w dziedzinach tych można jedynie mówić o zjawiskach: nie ma w nich miejsca dla Boga i dla spraw Bożych.
Co na podstawie tej niemądrej nauki należy sądzić o najświętszej Osobie Chrystusa, o tajemnicach Jego życia i śmierci, o zmartwychwstaniu i chwalebnym wniebowstąpieniu?
Zobaczymy niebawem.
§ 2. Immanencja życiowa
Z tego, co powiedziałeś, Ojcze Święty, wynika, że agnostycyzm w nauce modernistów należy jedynie uważać jako stronę negatywną. Jaka jest więc jej strona pozytywna?
Strona pozytywna polega na tzw. immanencji życiowej.
Jak moderniści przechodzą od agnostycyzmu do immanentyzmu?
W sposób następujący: religia, przyrodzona czy nadprzyrodzona, domaga się, jak każdy inny fakt, wyjaśnienia. Na próżno szuka się go jednakże poza człowiekiem, skoro odrzuca się teologię naturalną i przez usunięcie powodów wiarogodności zamyka dostęp do objawienia, a nawet wszelkie objawienie zewnętrzne zupełnie znosi. W człowieku więc samym należy szukać wyjaśnienia, a ponieważ religia jest pewnym życia zjawiskiem, trzeba ją odnaleźć w życiu człowieka. W ten sposób powstaje immanencja religijna.
Rozumiem, że moderniści, jako zwolennicy agnostycyzmu, nie mogą gdzie indziej szukać wyjaśnienia religii, tylko w człowieku i w życiu człowieka. Lecz aby wytłumaczyć tę immanencję życiową, co uważają za pierwsze rozbudzenie i pierwsze drgnienie wszelkiego objawu życiowego, w szczególności religii?
Ich zdaniem pierwsze rozbudzenie wszelkiego objawu życiowego, do którego i religia, jak już zaznaczono, należy, wynika z jakiejś potrzeby albo podniety; pierwsze drgnienie zaś upatrywać trzeba w pewnym poruszeniu serca, które zwiemy uczuciem.
Według tych zasad na czym polega wiara?
Ponieważ Bóg jest przedmiotem religii, to wiara, która jest początkiem i podwaliną wszelkiej religii, polega na pewnym uczuciu, które powstaje z potrzeby tego, co boskie.
Czy ta potrzeba bóstwa należy przynajmniej, według modernistów, do zakresu świadomości?
Ponieważ potrzebę bóstwa odczuwa się jedynie w pewnych i odpowiednich warunkach, nie może ona należeć do zakresu świadomości.
Gdzie więc ich zdaniem kryje się ta potrzeba bóstwa?
Kryje się ona poniżej świadomości, czyli, jak brzmi wyrażenie zapożyczone z nowożytnej filozofii, w podświadomości, gdzie tajne i dotąd niezbadane jej źródło.
§ 3. Początek religii w ogólności
W jaki sposób ta potrzeba bóstwa, którą człowiek w sobie odczuwa, staje się religią?
Według modernistów nauka i dzieje ujęte są w podwójną granicę: jedną zewnętrzną – świat widzialny, drugą wewnętrzną – samowiedzę. Jeśli dojdą do jednej albo drugiej granicy, nie mogą się dalej posunąć: poza tymi granicami mieści się bowiem to, czego poznać nie można. Wobec tej dziedziny niepoznawalności, czy ona leży poza człowiekiem i światem widzialnym, czy w podświadomości się kryje, budzi się owa potrzeba bóstwa, w duszy skłonnej do religii, bez poprzedniego rozumowania, jak uczy fideizm_,_ pewne uczucie. Obejmuje ono rzeczywistość bóstwa jako przedmiot i jako wewnętrzną tegoż przyczynę i jednoczy poniekąd człowieka z Bogiem. To jest owo uczucie, które moderniści nazywają wiarą i uważają za początek religii.
§ 4. Pojęcie objawienia
Czy na tym kończy się już filozofowanie modernistów?
Nie. Na tym nie kończy się ich filozofowanie, a raczej bredzenie.
Co więc znajdują jeszcze w swym rzekomym uczuciu bóstwa?
W uczuciu tym upatrują nie tylko wiarę, ale twierdzą, że z wiarą, jak oni ją pojmują, łączy się i w niej się mieści objawienie.
Objawienie? A to jakim sposobem?
Bardzo prostym. Bo czegóż więcej – odpowiadają moderniści –mógłby ktoś wymagać od objawienia? Czy nie nazwiemy objawieniem, a przynajmniej początkiem objawienia, owego uczucia religijnego, pojawiającego się w świadomości, a nawet Boga samego, odsłaniającego się duszy, chociaż niewyraźnie, w tymże samym uczuciu religijnym? Dodają jednak: ponieważ Bóg jest przedmiotem wiary i zarazem jej przyczyną, mówi owo objawienie o Bogu i pochodzi od Boga, czyli obejmuje równocześnie Boga objawiającego i objawionego.
Jaka nierozumna doktryna wypływa z tej filozofii, a raczej z tych modernistycznych bredzeń?
Wypływa stąd nierozumne twierdzenie modernistów, że każdą religię (zależy to od zapatrywania na nią) nazwać można przyrodzoną i zarazem nadprzyrodzoną.
Co jeszcze stąd wypływa?
Używanie na przemian wyrażeń: „świadomość” i „objawienie”.
Jaką wreszcie zasadę wyprowadzają stąd moderniści?
Zasadę, wedle której samowiedza religijna jest powszechną normą, dorównywającą objawieniu. Wszyscy powinni się jej poddać .
Jak to wszyscy? Nawet najwyższa władza kościelna?
Tak, nawet najwyższa władza kościelna, czy naucza, czy też wydaje przepisy liturgiczne albo dyscyplinarne.
§ 5. Przemiana i odmiana zjawisk przez wiarę
W jaki sposób można pojąć to, jak wedle modernistów powstają wiara i objawienie?
Zważać należy w toku wywodów, jak wedle modernistów powstają wiara i objawienie, na jeden szczegół, niesłychanie ważny ze względu na konsekwencje historyczno-krytyczne, które z tego wysnuwają.
Jak przedstawia się wierze owo „niepoznawalne” filozofii modernistycznej?
To, czego – jak utrzymują moderniści – poznać nie można, nie przedstawia się wierze jako coś oderwanego, istniejącego dla siebie; przeciwnie, jednoczy się ono ściśle z jakimś zjawiskiem, które należy do dziedziny nauki albo historii, ale pod pewnym względem ją przekracza.
Jakiego rodzaju jest to zjawisko?
Zjawisko to może być zdarzeniem w przyrodzie i zawierać jakąś tajemnicę; może też być człowiekiem, którego zdolności, czynów i słów na pozór nie można pogodzić ze zwykłymi prawami historii.
Co wynika dla wiary z tego ścisłego związku między „niepoznawalnym” a zjawiskiem?
To, że wiara, przywabiona tym, czego poznać nie można, a co ze zjawiskiem się łączy, obejmuje całe owo zjawisko i niejako własnym je tchnieniem przenika.
Co z tego wynika?
Są dwie tego konsekwencje.
Jaka jest pierwsza?
Pewna przemiana zjawiska przez podniesienie go ponad prawdziwe jego warunki, by stało się lepszym materiałem do przyobleczenia się w nadprzyrodzoność, którą wiara sprowadza.
Jaka jest druga konsekwencja?
Pewna, jeśli tak można się wyrazić, odmiana zjawiska przez to, że wiara, wyrywając je z przestrzeni i czasu, daje mu coś, czego w rzeczy samej ono nie posiada.
Przy jakich zjawiskach się to zdarza?
Zdarza się to przeważnie przy zjawiskach wieków minionych, a tym szersze zatacza koła, im są dawniejsze.
Jakie zasady wysnuwają moderniści z tych dwóch konsekwencji?
Z tych dwóch konsekwencji moderniści wysnuwają dwie zasady, które, łącznie z trzecią, zapożyczoną z agnostycyzmu, stanowią podwaliny krytyki historycznej.
Jak to wyjaśnić na przykładzie?
Przykład, wzięty z osoby Chrystusa, rzecz wyjaśni. W osobie Chrystusa nauka i historia znajdują, według nich, tylko człowieka, nic więcej. Zatem należy, wedle pierwszej zasady podanej przez agnostycyzm, odrzucić z Jego życia wszystko, co się odnosi do bóstwa. Następnie, wedle drugiej zasady, wiara przemieniła osobę historyczną Chrystusa – skreślić więc należy w niej wszystko, co ją wynosi ponad rzeczywistość historyczną. W końcu, wedle zasady trzeciej, odmieniono osobę historyczną Chrystusa – usunąć więc należy w niej słowa, czyny, słowem wszystko, co nie odpowiada jej zdolnościom, stanowi, wychowaniu, miejscu i czasowi, w którym żyła.
Co za dziwna doktryna!
Tak, dziwny zaprawdę sposób rozumowania, ale taka to krytyka modernistów.
§ 6. Powstawanie religii w szczególności
Więc uczucie religijne jest, według modernistów, zarodkiem i wytłumaczeniem całej religii?
Tak, ich zdaniem uczucie religijne, które wybucha z ciemnych głębin podświadomości, jest zarodkiem całej religii, a zarazem powodem wszelkich objawów, które w jakiejkolwiek religii istniały albo istnieć będą.
Jaki jest proces rozwoju tego uczucia?
Nieświadome i prawie bezkształtne, uczucie to wzrosło powoli, pod wpływem owego tajemniczego czynnika, z którego powstało – wzrosło wraz z rozwojem życia ludzkiego, którego, jak powiedzieliśmy, jest zjawiskiem.
Czy wszystkie religie, zdaniem modernistów, stąd pochodzą?
Tak, to początek każdej religii.
Nawet nadprzyrodzonej?
Tak, nawet nadprzyrodzonej; religie są tylko ewolucjami uczucia religijnego.
Lecz może choć dla religii katolickiej moderniści robią wyjątek?
Bynajmniej. Niech nikt nie sądzi, że religia katolicka jest tu wyłączona; nie, ona się niczym od innych nie różni.
Jak według modernistów powstała religia katolicka?
Powstała ona w samowiedzy Chrystusa, męża w szczególny sposób wybranego, jakiego nie było i nie będzie.
A skądże – ich zdaniem – powstała ta religia w samowiedzy Chrystusa?
Powstała nie inaczej, jak przez immanencję życiową.
Co za zuchwalstwo! Co za bezbożność!
Tak, zdumienie ogarnia wobec takiego zuchwalstwa, takiej bezbożności.
Lecz, Ojcze Święty, to chyba niedowiarkowie wymyślili podobne doktryny?
Niestety, nie wymyślili tego nieopatrznie niedowiarkowie jedynie. Katolicy, a nawet wielu kapłanów – głosili to otwarcie.
A w jakim celu to robili?
Chełpili się, że takimi bredniami odnowią Kościół.
Czy ten modernizm nie jest aby starym błędem Pelagiusza?
Nie chodzi tu już o dawny błąd, wedle którego przypisywano naturze ludzkiej jakby prawa porządku nadprzyrodzonego. Posunięto się dalej.
Jakże to, Ojcze Święty?
Twierdzą mianowicie, że nasza najświętsza religia powstała w Chrystusie, tak jak w nas, z natury, z siebie, własnymi siłami. A nie ma zaprawdę sposobu, który by silniej wstrząsnął całym porządkiem nadprzyrodzonym.
Jaka jest w tej kwestii nauka Soboru Watykańskiego?
Sobór Watykański słusznie zawyrokował: „Jeśliby kto twierdził, że człowiek w sposób nadprzyrodzony wznieść się nie może do poznania i doskonałości, przewyższającej poznanie i doskonałość przyrodzoną, lecz może i musi sam ze siebie przez ustawiczny rozwój dojść do posiadania wszelkiej prawdy i dobra, niech będzie wyklęty”7.
§ 7. Działanie rozumu w wierze
Powiedziałeś, Ojcze Święty, że moderniści znajdują wiarę w uczuciu. Więc rozum ludzki – ich zdaniem – nie odgrywa tam żadnej roli?
Widzieliśmy dotąd, że nie uwzględniono działania umysłu. Ale i on odgrywa, wedle nauki modernistów, jakąś rolę w akcie wiary. Wypada zwrócić uwagę, w jaki się to dzieje sposób.
Czy moderniści utrzymują, że uczucie wystarcza, aby dać nam Boga, przedmiot i twórcę wiary?
Niezupełnie. W owym uczuciu, o którym mówiliśmy, ponieważ jest uczuciem, a nie poznaniem, odsłania się Bóg człowiekowi, ale tak niewyraźnie i mglisto, że albo tylko częściowo, albo wcale nie różni się od wierzącego.
Czego więc brakuje temu uczuciu?
Jakieś światło rozjaśnić je musi, aby Bóg w nim wyraźniej wystąpił i wyodrębnił się.
Czy to mianowicie jest – według modernistów – zadaniem rozumu w akcie wiary?
Tak, to jest zadaniem rozumu, który myśli i bada; z jego pomocą człowiek ogarnia zjawiska życiowe, najpierw jako pojęcia, następnie w słowa je ubiera. Stąd rozpowszechniona zasada modernistów: człowiek religijny winien wiarę swą „wyrozumować”.
Jakiego porównania używają moderniści, chcąc wyjaśnić rolę, którą w akcie wiary przypisują rozumowi w stosunku do uczucia?
Rozum, przychodząc z pomocą uczuciu, zniża się do niego i działa w wierze jak malarz, który zatarte rysy obrazu rozjaśnia i odświeża. W ten sposób jeden z mistrzów modernistów rzecz tłumaczy.
Jak dokonuje się to działanie rozumu?
Rozum działa dwojako.
Jak najpierw?
Najpierw aktem przyrodzonym i samorzutnym, pogląd swój wypowiadając w sposób prosty i zwyczajny.
A następnie?
Następnie z pewnym zastanowieniem i przenikliwością albo, jak się wyrażają, „wypracowując myślenie”, a opinie swe wygłasza, czerpiąc z poglądu pierwszego, ale znacznie rozszerzone i jaśniej określone.
Jakim sposobem te dalsze poglądy, będące owocem pracy rozumu nad myślą, stają się dogmatem?
Dalsze te poglądy stają się dogmatem dopiero po ich zatwierdzeniu przez najwyższy urząd nauczycielski Kościoła.
§ 8. Dogmat
Doszliśmy więc do dogmatu. Czy jest to wybitna dziedzina w nauce modernistów?
Tak. Doszliśmy do wybitnej dziedziny w nauce modernistów – do powstawania dogmatów i ich istoty.
Jak tłumaczą moderniści powstawanie dogmatów?
Powstawanie dogmatów odnoszą do owych pierwotnych, prostych poglądów, które pod pewnym względem nieodzowne są dla wiary. Objawienie bowiem, aby rzeczywiście się spełniało, domaga się jasnego poznania Boga w samowiedzy. Dogmat zaś sam polega, jak się zdaje, wedle ich twierdzeń, jedynie na owych dalszych poglądach (formułach).
Co jest potrzebne, aby zrozumieć istotę dogmatu, jak go tłumaczą moderniści?
Aby zrozumieć istotę dogmatu, należy przede wszystkim zbadać stosunek zachodzący pomiędzy formułami religijnymi a religijnym uczuciem duszy.
Jak pojąć ten stosunek?
Z łatwością pojmie go ten, kto sobie uprzytomni, że celem takich formuł jest jedynie podanie wierzącemu człowiekowi środka do zdania sobie sprawy ze swej wiary.
Co stanowią owe formuły między wierzącym a jego wiarą?
Pośredniczą one pomiędzy wierzącym a jego wiarą – ze względu na wiarę oznaczają niewyczerpująco jej przedmiot, zwą się zazwyczaj symbolami; ze względu na wierzącego zaś są tylko narzędziami_._
Co jest prawdą w tych formułach?
W żaden sposób nie wolno wnosić, że obejmują one prawdę wszechstronnie.
Czym według modernistów są te formuły jako symbole?
Jako symbole są obrazami prawdy i dlatego winny dostosować się do uczucia religijnego, jakie jest w człowieku.
Czym są jako narzędzia?
Jako narzędzia są tylko pomostami prawdy i dlatego dostosować się winny do człowieka, jeśli tenże owo uczucie religijne posiada.
§ 9. Zmienność dogmatu
Czy te formuły dogmatyczne, służące wierze jako symbole, a wierzącemu jako narzędzia, są przynajmniej niezmienne?
Nie. Przedmiot uczucia religijnego, rozlewający się w nieskończoności, nieskończone też przybiera postacie i raz w tej, drugi raz w owej może się pojawić. Podobnie i człowiek wierzący rozmaite może przechodzić fazy rozwoju. Stąd też i formuły, które nazywamy dogmatami, muszą podlegać tej samej zmianie, nie mogą być stałe.
W takim razie otrzymamy wewnętrzny rozwój dogmatu?
Tak. W ten sposób otwiera się droga do wewnętrznego rozwoju dogmatu. Olbrzymi to zaprawdę zbiór sofizmatów, który każdą religię wywraca i burzy.
Czy ten wewnętrzny rozwój dogmatu jest – według modernistów – nie tylko możliwy, ale i konieczny?
Tak. Dogmat nie tylko może się rozwijać i zmieniać, ale też musi – twierdzą stanowczo moderniści i jawnie to z ich poglądów wynika.
Z jakiej zasady wyprowadzają konieczność wewnętrznego rozwoju dogmatów?
Z zasady immanencji życiowej. Pośród najważniejszych reguł swego systemu głoszą następującą, z zasady immanencji życiowej wysnutą: formuły religijne, jeśli rzeczywiście są religijnymi, a nie jedynie dociekaniami rozumu, winny odznaczać się żywotnością i wpływać na życie uczucia religijnego.
Ponieważ formuły te winny odznaczać się żywotnością i na życie uczucia religijnego wpływać, to trzeba je wytwarzać dla tego religijnego uczucia?
Bynajmniej. Nie należy tego rozumieć w ten sposób, jakoby te formuły wytwarzać trzeba dla uczucia religijnego, zwłaszcza jeśli mieszczą się w wyobraźni; bez znaczenia bowiem jest ich początek, również ich liczba i rodzaj. Raczej należy to rozumieć tak, że uczucie religijne przyswaja sobie owe formuły w sposób żywotny, z pewną zmianą w razie potrzeby.
Co znaczy „uczucie religijne przyswaja sobie owe formuły w sposób żywotny”?
Znaczy to: formułę pierwotną winno przyjąć serce i uznać; serce też winno wpływać i na działanie, z którego wynikają dalsze formuły.
W jaki sposób powstaje wtedy wewnętrzny rozwój dogmatów?
W bardzo prosty. Formuły te dostosowują się i pozostają dostosowane do wiary i zarazem do wierzącego, jeśli mają być żywotne. Skoro więc owo dostosowanie z jakiejś przyczyny zanika, tracą swe pierwotne znaczenie i muszą ulec zmianie.
W takim razie moderniści niewiele sobie robią z formuł dogmatycznych?
Naturalnie. Wobec takiej wartości i niepewnego losu formuł dogmatycznych nie dziwi, że moderniści z nich szydzą i spoglądają na nie z pogardą.
Co natomiast mają na ustach i co sławią?
Mają na ustach i sławią jedynie uczucie religijne i religijne życie.
Jak z powodu formuł dogmatycznych zachowują się moderniści względem Kościoła?
Uderzają bardzo zuchwale na Kościół, głosząc, jakoby się znajduje na bezdrożu, ponieważ nie widzi różnic pomiędzy znaczeniem zewnętrznych formuł a religijną i moralną ich wartością, a trzymając się z daremnym wysiłkiem i wielką uporczywością formuł, pozbawionych treści, zezwala na zgubę religii.
Jak ostatecznie mamy określić modernistów odnośnie do prawdy dogmatycznej?
Ślepi, zaprawdę, i wodzowie ślepych, nadęci pychą, w braku rozumu posuwają się tak daleko, że wywracają znaczenie odwiecznej prawdy i jedynie prawdziwe pojęcie religii, wynajdując nowy system, „w którym z powodu niegodziwej i nieokiełznanej żądzy nowości nie szuka się prawdy tam, gdzie się ona na pewno znajduje, ale z pominięciem świętych i apostolskich tradycji głosi się inne poglądy, pozbawione treści, mgliste, niepewne, niezatwierdzone przez Kościół, którymi ludzie, hołdujący najzupełniej próżności, wedle swego mniemania podpierają i podtrzymują prawdę samą”8.