Kawczańskie Opowieści - ebook
Te wierszowane wspomnienia rodzinne mają być świadectwem rodzinnych tradycji i losów przodków, by zachować je w pamięci naszych dzieci i wnuków. Chodzi o zwyczajnych ludzi, nie bohaterów powstań, czy wojen, a bohaterów normalnego, codziennego życia. Autor starał się w nich uwypuklić te elementy, które trudno byłoby znaleźć obecnie, a które były normą w minionych bezpowrotnie czasach i mogą stanowić ciekawostkę dla młodego pokolenia.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8414-942-3 |
| Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Szczególne podziękowania należą się mojej kochanej córeczce Elusi za to, że zainspirowała mnie do napisania tych wspomnień i spowodowała, że uwierzyłem w swoje możliwości i odświeżyłem młodzieńcze ciągoty do pisania wierszyków. To ona nakreśliła podstawowy szkic utworu i podpowiadała jakie wątki powinny być w nim zawarte._
_Wdzięczny też jestem swojej kochanej żonce — Krysi za to, że przez cały czas wspierała mnie w pisarskich wysiłkach, podpowiadała jakie zagadnienia powinny się znaleźć w tym utworze, doprecyzowywała niektóre opisywane przeze mnie zdarzenia oraz opowiadała mi o tych z kolei, których ja nie byłem bezpośrednim świadkiem, bo mnie w jej rodzinie jeszcze nie było._
_Wyrazy podziękowania kieruję też do rodzeństwa mojej żony, za podpowiedzi tych wątków z życia Pradziadków, których nie znałem._Słowo od autora:
_„Kawczańskie opowieści” powstawały — z przerwami — przez 55 miesiący: od maja 2017 do grudnia 2021 roku. Początkowo miały to być „dziadkowe wierszyki dla Jasia” — najmłodszego wówczas wnuka w rodzinie. I w takiej postaci w październiku 2017 roku ukazały się drukiem w formie książeczki wydanej przez EMPiK a opracowanej przy pomocy odpowiedniej aplikacji komputerowej przez mamę Jasia, a moją córkę — Elusię. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia. Życzliwe przyjęcie utworu przez czytelników, pozytywna ocena całości przedsięwzięcia przez pomysłodawcę i wydawcę tegoż, jak również moje wewnętrzne odczucia potrzeby kontynuacji i poszerzenia tematyki poruszonej w „Kawczańskich opowieściach”, zaowocowały kolejnymi pomysłami na rozwinięcie tematu z jednoczesną zmianą głównych bohaterów z Dziadków na Pradziadków, jako twórców rodu oraz położeniem najważniejszych akcentów na wyznawane przez Nich i wdrażane w życie wartości. Poszerzyłem też zakres informacji o Dziadkach, czyli o nas, jako kontynuatorach tradycji rodzinnych. Powstały więc nowe rozdziały utworu, a niektóre z tych, zawartych w wersji pierwotnej zostały istotnie rozszerzone. Tylko tytuł nie uległ zmianie — nadal są to „Kawczańskie opowieści”._
_Pełna wersja tego utworu z opisami drobnych szczegółów z życia rodziny, istotnych dla jej przedstawicieli i bogatą dokumentacją zdjęciową została wydana osobno w ograniczonej liczbie egzemplarzy, które wręczyłem najbliższym członkom rodziny. Ta wersja natomiast jest celowo pozbawiona tych szczegółów i zdjęć, które moim zdaniem byłyby mniej interesujące dla przeciętnego czytelnika, gdyż dotyczą nie znanych celebrytów, ale zwykłych, obcych kompletnie ludzi._
_Utwór ten składa się z dwóch części: część pierwsza jest poświęcona Pradziadkom, czyli Prababci Gieni i Pradziadkowi Józkowi, a druga część — Dziadkom, czyli Babci Krysi i Dziadkowi Krzysiowi, a więc nam, jako spadkobiercom Ojcowizny — Posiadłości Kawczańskiej._
_Część pierwsza jest hołdem składanym przeze mnie głównym jego bohaterom — Józefowi i Genowefie — moim kochanym Teściom i Rodzicom Chrzestnym, którzy swym prostym, pracowitym, uczciwym i bogobojnym życiem wywarli na mnie ogromny wpływ i spowodowali istotne zmiany i przewartościowania w moim widzeniu świata i wszechświata oraz mojego w nim miejsca i roli. Zrozumiałem, że nie tylko „szkiełko i oko”, ale głównie to co w duszy nam gra, i choć nie widoczne i mało uchwytne, ale wywiera decydujący wpływ na nasze życie. Trzeba tylko umieć się wsłuchać w to, co natura i jej Stwórca ma nam do powiedzenia — mniej mówić, a bardziej słuchać. Umieć się wtopić w otaczający nas wszechświat i zaakceptować to, że prochem jesteśmy i w proch się kiedyś obrócimy, ale jednocześnie zdać sobie sprawę z tego, że te drobiny — ten proch wpływa na wszechświat i go zmienia._
_Uważny czytelnik zapewne spostrzeże, zagłębiając się w treść części drugiej, że opisywanym tam zdarzeniom towarzyszą duchy głównych bohaterów części pierwszej, a większość z nich bezpośrednio wskazuje na kontynuację zapoczątkowanych przez Pradziadków tradycji rodzinnych przez ich potomnych._
_Mniej miejsca poświęciłem opisowi życia moich rodziców, ale też ich życie było znacząco mniej barwne i urozmaicone, niż życie moich Teściów._
_Wraz z Babcią Krysią zdajemy sobie sprawę z tego, że ostatnie dziesięciolecia przyniosły olbrzymi postęp techniczny i cywilizacyjny na świecie, w naszym kraju, w naszej rodzinie. Naszym przodkom trudno byłoby się odnaleźć w dobie postępującej cyfryzacji i rewolucyjnych przemian w wielu dziedzinach życia, tak jak nam trudno jest sobie wyobrazić, jak będzie wyglądało życie codzienne naszych prawnuków. Im z kolei trudność będzie sprawiać próba wyobrażenia sobie i zrozumienia, jak można było żyć i czuć się szczęśliwym w czasach Pradziadków i Prapradziadków._
_A mimo wszystko i w tamtych czasach i obecnie jak i za kolejne dziesiątki lat ludzie byli, są i będą szczęśliwi, choć to szczęście było, jest i będzie inaczej, bo na miarę aktualnych czasów postrzegane i odczuwane. Podobnie jak wiara, nadzieja i miłość — były, są i będą dla ludzi najważniejsze i to mimo różnych przeciwności losu — wojen, kataklizmów, pandemii i szerzącego się zła. Miłość i dobro zawsze będą zwyciężać, a zło i nienawiść będą tracić grunt pod nogami._
_Tą garść wspomnień dedykuję głównie dzieciom i młodzieży — naszym kochanym wnukom, by przekazać im ważne informacje o życiu ich Przodków, by przybliżyć tamten, miniony czas, który już nie wróci, a który wywarł istotny wpływ na to, jak ukształtowało się życie ich rodziców, czyli naszych dzieci i w konsekwencji także i ich życie. Liczę na to, że lektura ta wywoła u nich chęć identyfikacji z wartościami wyznawanymi i stosowanymi przez ich Pradziadków, a także potrzebę wprowadzenia ich we własnym życiu. Bo tradycje przodków przekazywane z pokolenia na pokolenie, dają poczucie tożsamości oraz dumy ze źródła swego pochodzenia — korzeni, z których wyrośli, a także sprzyjają podtrzymywaniu więzi rodzinnych i dowartościowują potomnych._
_Myślę też, że przeczytanie „Kawczańskich opowieści” przez dzieci i wnuki głównych bohaterów może wywołać u nich falę zadumy i miłych wspomnień z dzieciństwa i młodych lat spędzanych w domu rodzinnym w Kawczu._
_Ufam również, że mogą być też ciekawą lekturą dla czytelników lubiących tego typu wspomnienia, bogate w opisy przyrody, stosowanych zwyczajów i tradycji rodzinnych, regionalnych, narodowych itp._
_Krzysztof Helman
Kawcze, maj 2025_1. Trudne początki
a. Błysk w oku, iskra w sercu
_Choć od zakończenia wojny ledwie pięć miesięcy minęło, czyli bardzo niewiele,_
_Ślubowali sobie dozgonną miłość i wierność w Parchowskim kościele._
_On — Kaszub spod Parchowa,_
_Postawny i szykowny — niech się każdy inny przed Nim chowa._
_Urodzony w ostatnim dniu mroźnego lutego_
_Przed I Wojną Światową — roku 1913- go._
_Prawdziwy elegancik:_
_Buksy uprasowane w nienaganny kancik,_
_Czarny ancuch i szlips pod brodą,_
_Wszystko zgodnie z aktualnie panującą modą._
_Chłop z krwi i kości, a nie laluś z miasta,_
_Rodu z Kawcza protoplasta._
_Ona — Mazowszanka spod Sochaczewa,_
_Piękna, zgrabna i powabna, słodka jak miód lub na torcie polewa._
_Urodzona w listopadzie dnia siedemnastego_
_Roku Pańskiego 1924-go._
_W powiewnej sukience, w szykownym welonie,_
_Wyglądała jak prawdziwa królowa na tronie._
_Ona również na wsi wychowana,_
_Wie co to niedostatek i ciężka praca od rana._
_Jako młoda dziewczyna przez okupanta została zesłana_
_W czasie wojny do przymusowej pracy w gospodarstwie niemieckiego pana._
_Z rodzinnej Altanki wywieźli Ją do Bytowa,_
_Gdzie przez cztery lata ciężko pracowała dzień cały w pocie czoła._
_Lecz Pan Bóg Jej nie opuszczał i pod koniec wojny_
_Poznał Ją młody Józwa z Zielonego Dworu — poważny i przystojny._
_Oboje bogobojni, pracowici, twardzi i z zasadami,_
_Nie lękali się nowych wyzwań, bo byli optymistami._
_Wystarczył jeden błysk w oku, jedna iskra w sercu,_
_By podjąć życiową decyzję i stanąć wspólnie na ślubnym kobiercu._
_Niszczycielska wojenna zawierucha, a po niej zmiana w Polsce ustroju,_
_Utrudniły Im start w nowe życie: w niedostatku, ale za to w upragnionym pokoju._
_Ona — bez wiana, On — bez majątku,_
_Rozpoczęli wspólne życie — mozolnie od samego początku._
_Nie łatwo im było, lecz dzielnie wytrwali_
_I wspólnym wysiłkiem rodzinę nową zakładali._
_Już rok po ślubie w listopadzie chłodnym_
_Przyszedł na świat ich syn pierworodny._
_Dwa lata potem znów syna spłodzili:_
_Urodził się dokładnie w Prima Aprilis._
_Rok potem na świat przyszła pierwsza córka — w polską złotą jesień,_
_A konkretnie był to ciepły i słoneczny wrzesień._
_Dwa lata przerwy i znów syna na świat wydają:_
_I już czworo dzieci mają._
_Pięć lat potem Pan Bóg jeszcze jednym dzieckiem ich obdarza,_
_Co nie w każdej rodzinie szczęśliwie się zdarza._
_Rodzi im się druga córka._
_I to już jest cała ferajna z Kawczańskiego podwórka._
_Tych dwoje ostatnich właśnie w Kawczu się urodziło,_
_Gdzie ich starsze rodzeństwo z Rodzicami się osiedliło._
_Początkowo Pradziadkowie mieszkali w Bytowie,_
_Gdzie Pradziadek pracował na kolei. Tu się urodzili dwaj pierwsi synowie._
_Po wielu latach z rozrzewnieniem wspominali,_
_Jak od Praprababci czyli mamy Pradziadka Józka, małego prosiaka i jagnię dostali._
_Furmanką z Parchowa do Bytowa specjalnie przyjechała_
_I na dobry początek nowego gospodarstwa domowego do odchowania im je dała._
_W jednej komórce razem Prababcia Gienia zwierzęta te trzymała,_
_Gdzie ciepłym runem pokryta owieczka, tulącego się do niej_
_prosiaczka — zmarźlaczka ogrzewała._
_Potem była stacja PKP w Zieleniu._
_Pradziadek był tam kolejarzem, a mieszkali w służbowym pomieszczeniu._
_Tutaj Prababcia córeczkę szczęśliwie powiła._
_Przy pomocy akuszerki, w domu ją urodziła._
b. Stacja końcowa — Kawcze
_Był rok 1950-ty, gdy Pradziadek Józek został służbowo_
_Przeniesiony do pracy w Kawczu — też na stację kolejową._
_Jako nastawniczy obsługiwał urządzenia do ruchu pociągów sterowania,_
_Czyli między innymi do zwrotnic nastawiania._
_Ale gdy dyżurny ruchu odpowiedzialny za przyjmowanie i wyprawianie pociągów był „niedysponowany”,_
_Pradziadek zakładał jego czapkę i specjalnym „lizakiem” znak zgody na wjazd lub odjazd pociągu był przez niego maszyniście dawany._
_Bo przecież ruch pociągu nie mógł być z takiego powodu wstrzymany._
_Prababcia Gienia, jako wierna żona,_
_Podążała zawsze za Nim, dziećmi obarczona._
_I to był już koniec rodzinnych wędrówek. Jak się okazało,_
_Właśnie w Kawczu zapuścili korzenie już na stałe._
_I znowu w budynku stacyjnym mieszkanie służbowe dostali —_
_Na piętrze, bez wody i kanalizacji. Prawie 20 lat tam mieszkali._
_Trzeba było w piecach palić i wnosić po schodach_
_Węgiel i drewno na opał oraz wiadra, w których była woda._
_A woda była potrzebna do gotowania herbaty oraz zupy,_
_Do mycia naczyń, podłóg oraz dzieciom pupy,_
_Do kąpieli, mycia zębów oraz rąk do czysta._
_Trzeba było wiele takich wiader wnieść po schodach,_
_a potem tą zużytą znieść na dół — to rzecz oczywista._
_Pradziadek w pracy, więc Prababcia sama te wiadra dźwigała:_
_I choć nie było lekko, jakoś sobie radę dawać musiała._
_A jeszcze wszystkim jedzenie smaczne gotowała, prała i sprzątała,_
_Szyła pościel i dziecięce ubranka, a poprute lub rozdarte zszywała albo cerowała._
_Igła, grzybek i naparstek, druty i szydełka oraz maszyna do szycia,_
_To codziennie używane narzędzia — bardzo ważne i potrzebne do życia._
_Dzisiaj jest inaczej — prościej oraz lepiej:_
_Gdy się coś popruje, to wyrzucasz i kupujesz nowe w sklepie._
c. Życie, to nie bajka
_Mimo nawału prac codziennych Prababcia jeszcze czas znajdowała_
_Na inne dodatkowe zajęcia. W Szkolnym Komitecie Rodzicielskim aktywnie działała,_
_Wraz z innymi zabawy ludowe w Świetlicy Wiejskiej organizowała._
_Zabawy były z orkiestrą oraz płatnym bufetem i innymi atrakcjami,_
_Porównywalne z dobrze przygotowanymi weselami._
_Przysmaki do bufetu rodzice z dziećmi samodzielnie z własnych produktów przyrządzali_
_I tylko niektóre, jak kawę, herbatę, czy napoje, w miejscowym sklepie kupowali._
_Na zabawy przychodzili mieszkańcy Kawcza, oraz z okolicznych wsi i z Miastka ludzie przyjeżdżali,_
_Wesoło się bawili, a za bilety wstępu, smakołyki z bufetu i atrakcje pieniądze zostawiali._
_Potem organizatorzy przychód z zabawy podliczali_
_I po odjęciu kosztów zabawy, uzyskany dochód na wycieczki dla dzieci przeznaczali._
_Wyjeżdżały wiec dzieci do Ustki nad Morze Bałtyckie,_
_I do kopalni soli kamiennej w Wieliczce,_
_W Warszawie, Krakowie i Zakopanem też były_
_Oraz wiele innych atrakcyjnych miejscowości zwiedziły._
_Nie rzadko więc bywało, że dzieci w mieście mieszkające_
_Znacznie mniej zwiedziły, niż te, do wiejskich szkół uczęszczające._
_A w Kawczu Szkoła Podstawowa czteroklasowa była_
_I większość małych dzieci z tej wsi do niej właśnie chodziła._
_Dopiero od piątej klasy do Szkoły w Świerznie się przenosiły,_
_Bo żeby przejść do niej ponad trzy kilometry, potrzeba mieć więcej siły,_
_A w tym czasie jeszcze szkolne autobusy nie jeździły._
_Poza tym Prababcia Dzieciom swym jasełkowe stroje szyła i różne gadżety do nich wykonywała._
_W czasie przed i po Święcie Bożego Narodzenia dzieci w odpowiednie stroje się przebierały_
_Ludowym i chrześcijańskim obyczajem po wsi całej chodziły_
_I w poszczególnych domach kolędy śpiewały i wyuczone wcześniej role mówiły._
_Żeby całe to misterium przedstawić widzom dokładnie i wiernie,_
_Trzeba było każdą rolę wykuć na pamięć, by nie wypaść blado albo mizernie._
_Obecności wielu aktorów inscenizacja wymagała:_
_A więc przede wszystkim Maryja z Józefem tam występowała,_
_Król Herod i jego żołnierze, śmierć, diabeł, aniołowie oraz pastuszkowie,_
_A także Mędrcy ze Wschodu, czyli Trzej Królowie._
_Gospodarze małym artystom brawa bili i głośno klaskali_
_A w dowód uznania słodyczami ich częstowali._
_Przy organizowaniu wystroju Kościoła w Świerznie zaangażowana też była_
_I w Słupsku, za uzbierane datki parafian dywan do Świątyni kupiła._
_Było to w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku i ówczesne władze wtedy uznały,_
_Że jest to czyn prawem zabroniony i na przesłuchanie w Komendzie Milicji Prababcię wezwały,_
_A następnie za to wykroczenie dotkliwym mandatem ją ukarały._
_Od tego czasu wielokrotnie władze się zmieniały i lat upłynęło wiele,_
_A dywan przez Prababcię kupiony do dzisiaj parafianom służy w Świerzeńskim Kościele._
_Zero korzyści, lecz za to mnóstwo satysfakcji z tej działalności Prababcia miała_
_I jeden Pan Bóg wie tylko, skąd na to wszystko siły czerpała?_
_Oprócz tego Pradziadkowie inne zajęcia też mieli:_
_Sadzili kartofle oraz zboże siali._
_Mieli także krówki, świnki, kury, kaczki, indyki i perliczki, kilka uli pszczelich._
_A wszystko to po to, żeby potem swoje, własne mieli:_
_Mleko, twaróg, masło i śmietanę,_
_By było czym nakarmić siebie i dzieci kochane._
_A do tego własne mięso, wędliny, miód, chleb swojski i jajka._
_To podstawa życia na wsi. A życie, to nie bajka._
_A jeszcze chodzili wraz z dziećmi do lasu na jagody i grzyby._
_Była to ciężka praca, a nie zabawa „na niby”._
_I gdy inni siedzieli, gadali po próżnicy oraz wódkę chlali,_
_Pradziadkowie mozolnie i wytrwale pieniążki ciułali,_
_Na żadne głupstwa ich nie wydawali tylko oszczędzali._
_Aż w roku 1968-ym zgodnie postanowili:_
_Własny dom zbudujemy! I działkę w Kawczu kupili._2. Wreszcie na swoim
a. Mundur i drelich
_Z jakim że zapałem wzięli się do roboty._
_I nic to, że życie wyciskało z nich siódme poty._
_A że dzieci były duże, a większość dorosła,_
_Wspólnie dom stawiali i budowla w oczach rosła._
_Każdą wolną chwilę od pracy i szkoły_
_Spędzali przy budowie domu i stodoły._
_Ile taczek żwiru, cementu i cegieł_
_Każde z nich przewiozło –oprócz nich nikt nie wie._
_Dwa lata mozolnej pracy i wyrzeczeń wiele,_
_Aż wreszcie zrealizowali wspólnie określone cele._
_I stanął wymarzony i wyśniony dom wreszcie_
_We wsi Kawcze, pod lasem, a nie w jakimś mieście._
_Ale jeśli ktoś myśli, że teraz już na laurach spoczęli,_
_To się grubo myli, bo właśnie zaraz potem intensywną gospodarkę rozwinęli._
_Pradziadek wkrótce zamienił kolejarski mundur na drelich roboczy,_
_I po przejściu na emeryturę do ciężkiej, wiejskiej roboty przystąpił ochoczo._
_Orze ziemię, bronuje, sieje owies i żyto,_
_Sadzi bulwy, potem je redli, podśpiewując sobie przy tym._
_Kupił konia, bo silny i do pługa go zaprzęga,_
_Albo do innych maszyn rolniczych oraz do wozu — to konia mitręga._
_Wozem zwozi zboże zżęte w żniwa, powiązane w snopki,_
_A w czas sianokosów — skoszoną i wysuszoną trawę, czyli siano zagrabione w kopki._
_Łąka była daleko — za szosą i torami._
_Kasztan ciągnął furę z sianem i wnukami._
_Siano było miękkie, suche i pachnące —_
_Przyjemnie na nim leżeć, patrzeć w niebo i zachodzące słońce,_
_Obserwować czubki drzew w tył uciekające._
b. Prababcine smakołyki
_Do żniw i sianokosów oraz na bulew wykopki_
_Zjeżdżała się cała rodzina w Pradziadków opłotki._
_Bo praca była ciężka i wymagała zbiorowego wysiłku._
_Potem wszyscy zasiadali do wspólnego posiłku._
_Zawsze też jeszcze przed obiadem Prababcia coś upichciła_
_I pracującym w polu lub na łące w koszyku przynosiła,_
_Żeby się nieco posilili_
_I swoje siły trochę wzmocnili._
_A posiłek przygotowany przez Prababcię Gienię_
_To prawdziwy majstersztyk — zaspokajał najwybredniejsze nawet podniebienie._
_Te Jej naleśniki z serem, albo z cukrem placki kartoflane,_
_Albo mięso ze słoika, z bulwami, sosem polane._
_A do tego ogórek kiszony, sałatka z buraczków albo surówka z kiszonej kapusty._
_Do popicia zaś kompot lub maślanka — wszystko w mig znika, gdy żołądek pusty._
_Że nie wspomnę zup — palce lizać i pierogów z przeróżnym nadzieniem._
_Te kupione w sklepie lub barze niech się ze wstydu zapadną pod ziemię._
_A jeszcze te rosoły z własnych kurek gotowane, z makaronem swojskim,_
_Pieczone indyki, perliczki i kaczki przyrządzane zwyczajem staropolskim._
_Albo ta potrawka z ryżem i agrestem oraz kawałkami kurczaka,_
_Polana słodkim sosem: to pychota taka,_
_Że na sam jej widok gość dostaje dreszczy_
_I robiąc „cielęce oczy” błaga gospodynię, by mu dołożyła jeszcze._
_I gdyby nie to, że się trochę goście przy stole krępowali,_
_To by z przyjemnością po jedzeniu talerze dokładnie wylizali._
c. Chleba naszego powszedniego
_Najbardziej utrwalił się w mej pamięci Prababciny chleb — smaczny i pachnący:_
_W środku mięciutki i pulchniutki, a z wierzchu — przyjemnie chrupiący._
_W drewnianej dzieży Prababcia ciasto na chleb miesiła i wyrabiała,_
_Potem je na jakiś czas w ciepłe miejsce do wyrośnięcia odstawiała,_
_A gdy już wyrosło, zgrabne, okrągłe bochenki z niego formowała,_
_A następnie w specjalnym piecu chlebowym, opalanym drewnem, je wypiekała._
_Najpierw szczapy drewna były w komorze piekarniczej spalane,_
_Potem popiół z tego drewna był z niej wygarniany_
_I do tak mocno nagrzanego piekarnika chleb był wkładany._
_Specjalna, drewniana łopata do tego służyła._
_Również do wyjęcia upieczonego już chleba potrzebna też była._
_Dokładnie pamiętam smak i zapach tego chleba swojskiego._
_Dzisiaj żadna piekarnia nie jest w stanie upiec takiego._
_Bo dzisiaj zboże nie na gnoju, a na sztucznym nawozie jest uprawiane,_
_A w okresie jego wzrostu sztuczne środki ochrony roślin są wobec nich stosowane,_
_Bo do mąki różne chemiczne „polepszacze” i konserwanty są dodawane,_
_Bo wreszcie piekarniki nie pachnącym drewnem, lecz prądem lub gazem są teraz ogrzewane._
_Chleb Prababci Gieni najbardziej smakował ze smalcem i skwarkami,_
_Albo ze świeżym, wiejskim masłem i do tego z miodem, dżemem lub powidłami._
_Zanim jednak Prababcia pierwszą pajdę z bochna odkroiła,_
_Najpierw — starodawnym obyczajem — na jego spodzie nożem znak krzyża nakreśliła._
_To dla podkreślenia szacunku dla bochna chlebowego_
_Oraz tych, którzy przyczynili się ciężką pracą do powstania jego._
_Nawet w Modlitwie Pańskiej istotną wagę jego podkreślamy:_
_„Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj” — z prośbą do Pana Boga się zwracamy._
_Ten krzyż na chlebie to również wyraz naszej wdzięczności_
_Za wsparcie przy jego wytwarzaniu — dla Bożej Opatrzności._
d. Prosto z wymienia
_Inne jeszcze wiejskie przysmaki są przeze mnie mile wspominane:_
_A w szczególności słodkie i kwaśne mleko, masło, maślankę, twaróg i śmietanę._
_Dzisiaj dzieci nie znają smaku mleka świeżo wydojonego,_
_Ciepłego, swojsko pachnącego, prosto z wymienia krowiego._
_Nie da się go porównać do tego z pudełka kartonowego,_
_Czyli pasteryzowanego oraz „UHT-ego”._
_Po wydojeniu krowy, Prababcia mleko przez centryfugę przepuszczała_
_I w ten sposób śmietanę od mleka oddzielała,_
_A następnie w drewnianej kierzynce masło z niej wyrabiała._
_Przy pomocy korby — specjalne, dziurkowane łopatki śmietanę roztrzepywały_
_I grudki pachnącego masła z niej wytrącały._
_Potem te grudki drewnianą łyżką trzeba było wygnieść i w jedną całość połączyć,_
_Następnie zgrabne osełki uformować i pozostałą maślankę odsączyć._
_Taką świeżą maślanką Prababcia wszystkich częstowała_
_I wszyscy ze smakiem ją pili, ale najbardziej Pradziadkowi Józkowi ona smakowała._
_Szczególnie latem, gdy zimna, przyniesiona z piwnicy przez Prababcię Gienię,_
_Po wypiciu doskonale gasiła największe nawet pragnienie._
e. Maślana przygoda
_Ja też się robienia masła w Kawczu nauczyłem_
_Ale najpierw „maślaną przygodę” zaliczyłem._
_Pewnego razu, gdy jako młody „żonkoś” do swych teściów w Kawczu przyjechałem,_
_Do zrobienia masła w kierzynce namówić się przez swych szwagrów dałem._
_„Pokaż Krzysiek, co potrafisz i napręż muskuły swoje!”_
_Chwyciłem korbę w obie dłonie, by im pokazać, że choć „miastowy”, to żadnej pracy się nie boję._
_Ostro kręcę — idzie ciężko, bo śmietana opór stawia._
_A szwagrowie krzyczą: „Trzymaj tempo, kręcić nie przestawaj!”._
_Ręce bolą, język na brodzie, pot po plecach ciurkiem spływa,_
_Lecz prawdziwy mężczyzna nie wymięka — kręci dalej i nie odpoczywa._
_A gdy po pewnym czasie oddech stał się krótszy, a bicie serca znacznie przyspieszyło,_
_Szwagrowie zawołali: „A teraz zagwiżdż!”, ale mimo mych wysiłków nic z gwizdania nie wychodziło._
_Śmiali się z tego wszyscy i niezłą „radochę” mieli,_
_Gdy daremne wysiłki zmęczonego pracą szwagra widzieli._
_Śmiałem się z nimi razem, bo był to tylko żart niewinny i życzliwy,_
_A nie chęć dokuczenia, czy też wybryk złośliwy._
_Trzeba do życia podchodzić z humorem i nigdy wigoru nie tracić,_
_Bo każdy musi choć raz w życiu tak zwane „frycowe” zapłacić._
f. Praca na swoim i pomoc sąsiedzka
_Żeby jednak te wszystkie, opisane wyżej pyszności Prababcia mogła przygotować,_
_Musiała się najpierw wspólnie z mężem nieźle w swym gospodarstwie napracować._
_Oprócz pracy „na swoim”, starym, wiejskim zwyczajem,_
_Okoliczni gospodarze przy pracach polowych pomagali sobie nawzajem._
_Gdy jeden sąsiad drugiemu pomógł na przykład przy wykopkach, albo żniwach,_
_Na tym, co pomocy doświadczył, obowiązek „odrobku”,_
_czyli pomocy temu drugiemu spoczywa._
_Pradziadek Józek masarskie rzemiosło dobrze opanował,_
_Więc często innym gospodarzom świnie szlachtował i mięso z nich rozbierał czyli porcjował._
_Mniej doświadczonym rolnikom też porad udzielał bezpłatnie_
_W zakresie prac polowych, czyli co i kiedy robić, żeby rosło ładnie._
_Prababcię Gienię natomiast wszyscy sąsiedzi z tego znali,_
_Że doskonale piecze, smaży i gotuje, więc zamówienia do niej na weselne dania składali._
_A ona im menu weselne układała_
_I wszystkie potrawy sama przygotowywała._
g. Niezłe ziółka
_Inne też umiejętności Prababcia posiadała:_
_Na ziołolecznictwie ludowym się znała._
_Jaka roślina na co pomaga wiedziała,_
_I ziołowe specyfiki na różne dolegliwości w swej rodzinie stosowała._
_Na gorączkę, kaszel, katar, niestrawność, przeziębienie,_
_Na ból głowy, zęba i ucha, palca skaleczenie,_
_Na zgagę, wymioty, rozwolnienie tudzież zatwardzenie,_
_Wreszcie na tak zwane ogólne organizmu wzmocnienie._
_Na wsi nie ma przychodni lekarskiej, nie ma też apteki,_
_Więc Prababcia samodzielnie przygotowywała naturalne leki._
_Zbierała i suszyła kwiaty lipy, kocanki, dziurawca i krwawnika,_
_Liście babki, kobylaka, mięty i pokrzywy — wszystko z Bożego Zielnika._
_A prócz tego kwiaty i owoce bzu czarnego_
_Oraz kwiaty pospolitego chwastu — mniszka lekarskiego._
_Z tych to specjałów Prababcia napary, wywary oraz nalewki wykonywała_
_I na różne drobne dolegliwości swoje i swych najbliższych stosowała._
_Zamiast łykać tabletki, które bez recepty można kupić w każdym sklepie prawie,_
_Można skuteczne środki lecznicze znaleźć w pospolitej potrawie._
_Na pewno będzie taniej, zdrowo i bez ujemnych ubocznych skutków,_
_To leki z Bożej Apteki — dostępne w oborze, na łące, w lesie i ogródku._
_Na bolące gardło najlepsze gorące mleko z miodem i masłem wymieszane,_
_Albo dwa ząbki świeżego czosnku drobno posiekane,_
_A do tego kompres na szyję owinięty wełnianym szalem._
_Na gorączkę zaś napar z kwiatów lipy, lub herbata z miodem i cytryną_
_I hyc do łóżka, by się dobrze wygrzać pod pierzyną._
_Dzięki takim metodom naturalnego leczenia dzieci rzadko chorowały,_
_A jeśli je jakaś dolegliwość już dopadła, to szybko zdrowiały._
h. Szlachetne zdrowie
_Pradziadek Józek zawsze powtarzał z uśmiechem na twarzy,_
_Że żyje tak długo i zdrowo, bo ciężko pracował i unikał lekarzy._
_I gdy lekarze straszyli wszystkich cholesterolem i cukrzycą,_
_Pradziadek jadł chleb ze smalcem lub masłem, tłuste rosoły i nie gardził pełną cukiernicą._
_Herbatę słodził trzema łyżeczkami cukru,_
_Z pączków nigdy nie zdrapywał lukru,_
_W kieszeniach nosił zawsze cukierki dla siebie, dzieci i wnuków_
_I z zaleceń dietetycznych lekarzy śmiał się do rozpuku._
_Kalesony nosił przez rok cały_
_Dzięki czemu nigdy Go stawy nie bolały._
_Czapkę nosił na głowie w piątek, świątek i w niedzielę_
_Zdejmując ją tylko w domu i w kościele._
_A gdy ktoś w tej kwestii swe zdziwienie wyrażał,_
_Pradziadek Józek zawsze starą, kaszubską maksymę powtarzał:_
_„Do Świętego Ducha_
_Nie zdejmuj Kożucha,_
_A po Świętym Duchu_
_Dalej chodź w kożuchu.”_
_Cały dzień spędzał aktywnie, pracując na dworze,_
_Tryskał humorem, był pełen wigoru, a życie widział nie w czerni, tylko w kolorze._
_Jadał swojskie posiłki i wiedział, że o każdej dnia czy nocy porze,_
_Na miłość, zrozumienie, wsparcie i pomoc wszelaką swej małżonki liczyć może._
_Dwa razy tylko był w szpitalu — raz gdy mu rozrusznik serca pod skórę wszywali_
_I drugi raz — gdy przerośniętą prostatę mu wycinali._
_Gdy przy okazji badanie krwi mu w szpitalu zrobili,_
_To analizując otrzymane wyniki, lekarze bardzo się zdziwili_
_„To niemożliwe, żeby facet w podeszłym wieku miał lepsze od nas parametry” — mówili_