- nowość
Każdy się kiedyś zakocha - ebook
Każdy się kiedyś zakocha - ebook
Anna Douglas jedzie do Hiszpanii na ślub swojej przyjaciółki Emily. Ma być druhną, a drużbą – brat pana młodego, Sebastian Romero. Emily ostrzega Annę, że niezwykle przystojny Sebastian jest kobieciarzem. A jednak Anna, mimo wszystko, nie potrafi mu się oprzeć i spędza z nim weselną noc. Nie może o nim zapomnieć i gdy po kilku miesiącach spotykają się ponownie, zgadza się na parę wspólnych dni na jachcie. Anna wie, że potem rozstanie będzie jeszcze trudniejsze, ale chciałaby wierzyć, że jest przed nimi przyszłość…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8342-829-1 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Bierzesz ślub?
Początkowo Anna Douglas sądziła, że przyjaciółka sobie żartuje. Przecież Emily mieszkała w Hiszpanii dopiero od sześciu tygodni.
– Wiem, jak to brzmi, ale miło by było, gdybyś choć ty się ucieszyła.
Z twarzy Anny zniknął uśmiech. W głosie przyjaciółki wyraźnie wyczuła desperację.
– Cała jego rodzina jest temu przeciwna. Sebastian uważa, że poluję na ich majątek…
– Co takiego?
– Tak. Podczas pobytu Alejandra w Stanach Sebastian mnie zwolnił i wymówił mi zakwaterowanie w bodedze. Wszystko po to, żeby nas rozdzielić. Po prostu mnie wyrzucił…
– Sebastian?
Anna zmarszczyła brwi. Sebastian to jeden z braci Romero. Nie pierwszy raz słyszała to imię w ciągu ostatnich tygodni.
Emily zajmowała się stroną jakiejś bodegi z luksusową sherry i z tego, co Anna wywnioskowała, ten Sebastian nie należał do przyjemniaczków.
– Chwila, chwila. Z kim bierzesz ślub?
– Z Alejandrem – odpowiedziała Emily, a Anna zamarła, gdyż zdała sobie sprawę, że jej nieśmiała przyjaciółka zadała się z jednym z braci Romero, miliarderem i playboyem o okropnej reputacji, o czym Anna wiedziała z portali plotkarskich, które przeglądała od czasu, jak jej przyjaciółka dostała tę pracę.
A potem było już tylko gorzej.
Ślub miał się odbyć za dwa tygodnie i tak, Emily wyznała, że owszem, jest w ciąży.
– Wiedzą tylko jego rodzice.
Anna zacisnęła usta.
– Potrzebuję twojego wsparcia.
– Zawsze możesz na nie liczyć.
W końcu to Emily była jedyną osobą, która ją wspierała w tych najgorszych dniach.
– Proszę cię, powiedz, że będziecie na ślubie razem z Willow.
– Chodzi o to, że… – Anna urwała, niepewna, co odpowiedzieć.
Tym razem nie chodziło o pieniądze. Emily od razu zastrzegła, że Alejandro pokrywa koszty przelotu i pobytu. Ale Willow przechodziła właśnie kolejną infekcję ucha i czekał ją zabieg.
– Proszę cię, Anno. Musisz tu być!
Poczuła ulgę, odkładając słuchawkę. Usiadła na kanapie i oparła łokcie na kolanach, a pięści zacisnęła wokół długich blond włosów.
– Zrób coś!
Włączyła komputer i zaczęła przeglądać stronę internetową bodegi. Natknęła się na informacje o panu młodym i jego bracie oraz ich młodszej siostrze Carmen, która, jak już zdążyła przekazać jej Emily, też mocno się starała, żeby ich związek nie przetrwał próby czasu.
Wzrok utkwiła w zdjęciu Sebastiana Romero, najstarszym z rodzeństwa i jednym z największych krytykantów tego małżeństwa. Uśmiechał się oparty o ścianę. Anna starała się nie zwracać uwagi na jego zabójczą południową urodę.
– O rany, Emily – jęknęła.
Weszła po schodach i cicho otworzyła drzwi do sypialni, gdzie jej córka spała w otoczeniu pluszaków. Delikatnie, starając się jej nie obudzić, opatuliła Willow kołdrą i usiadła na brzegu łóżka, patrząc na butelkę kropli do uszu pozostawioną na szafce nocnej.
Zdawała sobie sprawę, że zmiana ciśnienia w samolocie oznaczała dodatkowy ból dla Willow. Do czasu zabiegu lot samolotem po prostu nie wchodził w grę. A jednak Emily była zawsze przy Annie, mimo że ta zataiła przed nią prawdę o ojcu Willow.
Wszystkiego nie była w stanie powiedzieć nikomu. Zamknęła się w sobie przy kolejnej próbie rozmowy z rodzicami, przekonanymi, że córka zaszła w ciążę po jednej nocy z nieznajomym. Prawie pięć lat później ich relacje nadal były bardzo napięte. Rodzice uwielbiali za to Willow i nie winili dziecka za grzechy matki.
Tego wieczoru czekała Annę kolejna trudna rozmowa telefoniczna. Tym razem musiała przekazać matce informacje o ślubie.
– A co z uszami Willow? – zapytała natychmiast Jean Douglas. – Uważasz, że może lecieć?
– Oczywiście, że nie – przyznała Anna. – Dlatego dzwonię do ciebie. Tak sobie pomyślałam, że może mogłabyś się nią zaopiekować przez ten weekend. Polecę w piątek i wrócę w niedzielę.
W słuchawce nastała cisza. Anna oczami wyobraźni widziała, jak matka wzdycha na tę wiadomość, postanowiła więc kuć żelazo póki gorące.
– Mówiłaś, że chciałabyś spędzać więcej czasu z Willow.
– A co, jeśli nie będę mogła się nią zająć? – zapytała matka. – W końcu to Święto Wniebowstąpienia i…
– Wiem o tym – wtrąciła Anna. Ojciec był pastorem w parafii i ich życie kręciło się wokół kościoła. – Jeśli nie możesz, oczywiście zrozumiem.
– I co wtedy?
– Nie wiem – przyznała Anna. – Porozmawiam z lekarzem i zobaczymy, czy jest… – Przełknęła ślinę.
Lot z Londynu do Sewilli trwa dwie godziny, a potem czeka je jeszcze jazda pociągiem do Jerez. Dla Willow oczywiście byłaby to wielka przygoda.
– Jeśli nie będziesz mogła się nią zająć, nie pojadę – powiedziała głośno, choć rozdzierało jej to serce. Willow była najważniejsza i nie było nikogo innego, z kim mogłaby ją zostawić.
Chociaż reakcja rodziców na ciążę złamała jej serce, jeśli chodzi o córkę, miała do nich pełne zaufanie. Willow widywała dziadków w kościele, na urodzinach i innych imprezach i bardzo ich kochała. Mała uwielbiała spędzać z nimi czas i błagała, by pozwolić jej u nich spać. Jak dotąd dziadkowie odmawiali. Zapowiedzieli Annie jeszcze przed narodzinami małej, że nie będą służyć jako niańki.
– Dobrze – słyszała, jak matka z trudem wydobywa z siebie głos. – Zajmiemy się Willow w ten weekend.
Anna wylewnie podziękowała matce, chociaż tak naprawdę niemal żałowała, że ta nie odmówiła.
Do tej pory Anna nie rozstała się z córką nawet na jedną noc, a teraz miały być aż dwie.ROZDZIAŁ DRUGI
Okazało się, że nie będzie podróży pociągiem. Sebastian Romero miał czekać na nią na lotnisku w Sewilli. Taka tradycja, że _padrino,_ hiszpański odpowiednik świadka pana młodego, zajmował się takimi sprawami dzień przed ślubem.
Anna miała na sobie luźną spódnicę i koszulkę na ramiączkach, a do tego płaskie sandały, czyli dość nieokreślony strój, więc spodziewała się, że w hali przylotów to ona będzie musiała wypatrywać jego. Jednak jej oczy natychmiast napotkały jego wzrok. Był wysoki, ubrany w garnitur i luźno zawiązany krawat. Stał znudzony i pogrążony we własnych myślach.
Skinął głową, a kiedy ruszyła w jego kierunku, uśmiechnął się półgębkiem. Choć tak naprawdę było to ćwierć uśmiechu.
– Sebastian… – nie wiedziała, czy podać mu rękę, czy też _padrino_ należało witać w inny sposób.
– Sebastian? – Zmarszczył brwi. – To pomyłka.
Anna cofnęła się o krok.
– O rany, przepraszam…
_– Es broma_… – Zaśmiał się na to. – Żartowałem.
Anna sama się zdziwiła, że się uśmiecha.
– Masz problem z bagażem? – Rzucił okiem na jej małą walizkę. – Utknął gdzieś po drodze?
– Nie. Wzięłam tylko podręczny. Zostaję tu przecież jedynie na dwie noce.
– Ale jedna z nich to ślub – zauważył.
Anna zrozumiała, że to przytyk.
Musiał dostrzec jej zaciśnięte usta.
– Miałem na myśli to, że większość kobiet ma kuferek na kosmetyki tej wielkości. – Przewrócił oczami, zdając sobie sprawę, że znowu sprawił jej przykrość. – Wsiadajmy do samochodu.
Co dziwne, wcale nie było jej przykro. Zaskoczyło ją, jak przyjęła jego żarcik. Chwilę wcześniej udało jej się dodzwonić na plebanię i zamienić kilka słów z podekscytowaną córką. Rozmowa doprowadziła ją na skraj łez.
– Robimy z babcią bułeczki!
– To wspaniale.
– Ucałuj ode mnie Em.
– Tak zrobię.
– Przesyłaj mnóstwo zdjęć.
Anna poczuła, że jest całe lata świetlne od córki. Ale Willow wydawała się zadowolona, więc Anna zdusiła napływające do oczu łzy. Chwilę później poznała Sebastiana i jego dziwne poczucie humoru i poczuła, że wbrew sobie uśmiecha się.
Pomimo żartu jasne było, że nie chciał tam być. Nie wzięła tego do siebie. Był bardzo uprzejmy pomimo uczuć, jakie nim targały w związku ze ślubem brata.
Gdy tylko wyszli z lotniska i zalało ich cudowne majowe słońce, Anna wkroczyła w nowy świat Emily.
– Anno – zawołał za nią Sebastian, wskazując na srebrny samochód, który stał kilka kroków od nich. Zauważyła, jak parkingowy podaje mu klucze i wrzuca jej walizkę do bagażnika.
– Więc – zagaił Sebastian, manewrując przy wyjeździe na główną drogę – do Jerez mamy około godzinę jazdy. Mam cię odstawić do salonu sukien ślubnych, a walizkę do hotelu.
– Sama sobie poradzę z walizką.
– Jesteś _dama de honor_. Tego się ode mnie oczekuje.
Te ostatnie słowa powiedziały jej wszystko na temat jego podejścia do przykrego obowiązku.
– Jak ci minął lot? – zagadnął uprzejmie.
– Dziękuję, w porządku.
– Wczoraj była próba ślubu.
– Wiem. Nie mogłam się wyrwać wcześniej.
Poczuła ucisk w gardle na myśl o Willow tak daleko stąd i próbując powstrzymać się od płaczu, szybko wyjrzała przez szybę samochodu.
Większość czasu jechali w milczeniu, ale w momencie zbliżania się do Jerez, Sebastian pochylił się w jej kierunku i musnął ramieniem udo. Wzdrygnęła się, ale okazało się, że próbował jedynie otworzyć schowek, z którego wyjął dla niej kopertę.
– To twoja karta hotelowa. Hotel jest położony blisko kościoła.
Wyłuszczył jej wszystkie szczegóły, a ona usiłowała powstrzymać się przed rumieńcem, będąc świadoma swojej reakcji na ich krótki dotyk.
– Cokolwiek mogłaś słyszeć na mój temat, nie jestem aż tak zły…
Anna zmarszczyła brwi, aż zdała sobie sprawę, że odnosił się do jej przesadzonej reakcji. Wybuchnęła śmiechem.
– Przepraszam… Ja po prostu…
– W porządku.
Rzucił jej kolejne spojrzenie i uśmiechnął się, tym razem półgębkiem.
– Wiele cię na próbie nie ominęło – powiedział, odwracając wzrok w kierunku drogi. – Masz się trzymać panny młodej i iść z nią.
– Za nią?
– Tego nie wiem – przyznał. – Nie robiłem notatek.
– Ale musisz wiedzieć, jak to się robi na hiszpańskim ślubie.
– Nie mamy druhen. – Wzruszył ramionami. – Po prostu postaraj się, żeby państwo młodzi nie widzieli się do czasu ślubu. Razem z Emily śpicie w hotelu. Ja zresztą też.
– Czy to tam odbędzie się wesele? – zapytała.
– Nie. Za wyjątkiem ślubu wszystkie uroczystości odbywają się w bodedze.
– Aha.
Wiedziała, że Alejandro ma posiadłość w bodedze i przypuszczała, że Sebastian również, ale on sam nie powiedział na ten temat nic więcej.
– Zadzwonię do ciebie, jak tylko dotrzemy do kościoła. Wtedy przyprowadzisz pannę młodą.
– Mam ją przyprowadzić? – upewniła się Anna. – W nowych butach, których nawet jeszcze nie widziałam?
– Za to możesz winić swoją przyjaciółkę. To Emily chciała szybki ślub – powiedział, patrząc w przestrzeń. – Ciekawe, dlaczego?
To zabrzmiało jak czysty sarkazm, ale Anna nie uległa prowokacji i nic nie odpowiedziała. Zamiast tego wyglądała przez okno. Emily nie przesadzała, opowiadając o pięknie Jerez, i Anna zachwycała się widokiem tego miejsca.
Z Sebastiana był żaden przewodnik, choć rzucił uwagę na temat szkoły jeździeckiej ze słynnymi tańczącymi końmi.
– Moja siostra Carmen praktycznie tak mieszka.
I to by było na tyle. Anna sama więc podziwiała mauretańskie budowle. Wspaniały Alcázar ze starożytnymi łaźniami prezentował się niesamowicie; do tego dostrzegła piękne place z fontannami i małe kręte uliczki, w które chętnie by się zapuściła.
– Jaka szkoda, że jestem tutaj tylko na dwa dni.
Roześmiał się lekko, ale bez wesołości w głosie.
– Jestem pewien, że będziesz miała okazję odwiedzić przyjaciółkę w przyszłości.
Zatrzymał samochód przed salonem sukien ślubnych. Wtedy mu odpowiedziała:
– Tak, zdecydowanie tu wrócę, Sebastianie.
Spojrzeli sobie w oczy.
– Emily to ktoś więcej niż przyjaciółka. Uważam ją za siostrę.
Anna postanowiła zachować uśmiech przez cały czas, mimo że bolało ją każde jego słowo na temat Emily. Zrozumiała, z czym przyszło się jej mierzyć, więc zdecydowała się zabrać głos w tej kwestii.
– Nie tylko ciebie martwi ten szybki ślub.
Posłał jej lekki uśmiech, wyraźnie nie wierząc w ani jedno słowo.
– Twój brat nie ma najlepszych referencji, a jeśli chodzi o… – Urwała, wiedząc, że na jej policzkach i szyi pojawił się rumieniec. Dotarło do niej, że w tej sposób dała mu znać, że sprawdziła również i jego. A jeśli uważała, że Alejandro był niegrzecznym chłopcem, w jej oczach Sebastian musiał być istnym diabłem. I nie chodziło jedynie o doniesienia na temat szalonych imprez na jachcie, które zszokowały Annę, ale nie powstrzymały przed dalszym czytaniem. Były też informacje o tabunach kobiet, które ze łzami w oczach opowiadały o swoich złamanych sercach. Do tego historia zdruzgotanej byłej narzeczonej, z którą rzekomo zerwał zaręczyny kilka miesięcy po poronieniu. Wszystkie plotkarskie gazetki skrupulatnie umieszczały w tych doniesieniach wyraz „rzekomo”, prawdopodobnie ze względów prawnych. Sebastian nie starał się tego w żaden sposób dementować.
Chociaż nie zdradziła się z tymi myślami, i tak zastanawiała się, czy nie posunęła się za daleko. Nie, żeby go to obchodziło. Nawet nie mrugnął. Spojrzała na jego pięknie wykrojone pełne usta.
– Skończyłaś? – zapytał, a Anna zdała sobie sprawę, że jej oczy nadal utkwione są w jego ustach.
– Tak, skończyłam.
Chciała, żeby zabrzmiało to pewnie, ale w swoim głosie usłyszała drżenie. Odwróciła głowę w kierunku przedniej szyby. Czemu to powiedziała? Czemu robiła aluzje co do jego reputacji, chociaż nie miało to z nią nic wspólnego?
– Przetrwajmy po prostu jutrzejszy dzień – zasugerował, choć wyczuła w jego głosie niezadowolenie.
_– Hasta luego_ – dodał.
Mrugnęła, zastanawiając się, czy właśnie ją obraził.
– To znaczy „do widzenia” – przetłumaczył – a raczej „do później”.
Do później!
Pod tym lodem kryje się ogień, pomyślał. Z niechęcią podziwiał jej wsparcie dla przyjaciółki i to, jak odważnie powiedziała, co myśli o Alejandrze i tym pośpiesznym ślubie. Ale potem czyniła aluzje do jego własnego zachowania… Zazwyczaj nic sobie z tego nie robił. Znał prawdę. Ale te zielone kocie oczy przeszywały go na wylot. Nie miał jednak zamiaru tłumaczyć się i nie obchodziło go, co inni o nim myślą. Obserwował więc tylko w milczeniu, jak odchodzi w kierunku salonu.
Ta _dama de honor_ miała bardzo kształtne plecy, co zauważył już na lotnisku. Możliwe, że wyczuła, że się wgapia, bo na krótko zesztywniała i zatrzymała się w drzwiach salonu. Na moment odwróciła się w jego kierunku, ale potem weszła do środka, by przywitać się z przyjaciółką.
Anna przykleiła uśmiech do twarzy i choć oczywiście nie mogła się doczekać spotkania z Emily, tak naprawdę bardzo się o nią martwiła.
– Anna! – Emily niemalże zgniotła ją w uścisku. – Tak mi przykro, że to Sebastian po ciebie pojechał, a nie ja.
– Nic nie szkodzi.
– Jasne. – Emily nie wydawała się do końca przekonana. – Gdyby nie te ostatnie poprawki sukni, na pewno bym tam była. Kogo obchodzą jakieś tradycje ślubne?
Przyjaciółka aż promieniała szczęściem.
– Musisz przymierzyć swoją suknię! Jeśli ci się nie spodoba, jest mnóstwo innych do wyboru.
– Jest cudowna! – powiedziała w zachwycie Anna. Suknia była z ciężkiego jedwabiu w kolorze ciemnego bursztynu i prawdopodobnie było to najpiękniejsze ubranie, jakie kiedykolwiek miała na sobie.
Krawcowa gestem wskazała na szarfę.
– Suknia jest wkładana przez głowę – powiedziała Emily, widząc jej zdziwioną minę. – Szarfa ma ją chronić przed makijażem.
– Ale ja nie mam na twarzy żadnego makijażu – zaoponowała Anna.
Mimo tego zgodziła się i jedwabne cudo znalazło się na jej ciele.
– Wyglądasz zjawiskowo, kochana! – Emily promieniała. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam cię taką wystrojoną!
Anna też tego nie pamiętała.
Ostatnie jej wyjście to Wigilia w szkole, gdzie pracowała na pół etatu jako recepcjonistka, a i to wydarzenie trudno było nazwać eleganckim.
Starając się rozwiać myśli o braku życia towarzyskiego, przymierzyła buty, które wybrała dla niej przyjaciółka. Byłyby całkiem zwyczajne, gdyby nie ich wysokie obcasy, a Anna zazwyczaj takich nie nosiła.
– Mam nadzieję, że się w nich nie przewrócę…
To był dzień pełen wrażeń. Obie spały w eleganckim hotelu, gdzie w drzwiach witał je portier w liberii, a windę obsługiwał windziarz. Jej apartament wychodził na piękną Plaza de Santiago. Anna spojrzała w dół na plac i fontannę, a potem na kościół, gdzie miała się odbyć ceremonia.
– Dużo będzie gości?
– Setki – potwierdziła Emily skinieniem głowy. – A połowa z nich to byłe Alejandra, a przynajmniej tak mi się wydaje. Będzie Mariana…
– Ta, którą miał poślubić?
– Tak twierdzi ojciec i brat – powiedziała Emily. – Wydaje się, że chcieli połączyć bodegi. To pewnie z tego powodu Sebastian jest taki wściekły. On dba tylko o interesy.
– Emily… – Anna wzięła głęboki wdech. W końcu mogły porozmawiać same i to twarzą w twarz. Musiała to powiedzieć: – Powiem to tylko raz.
– Nic nie mów, proszę.
Były przyjaciółkami od wieków i Emily zgadła, co Anna chciała powiedzieć.
– Nie bierzemy ślubu tylko z powodu dziecka. Anno, widzę, jak ty wspaniale sobie radzisz sama.
– Niezbyt wspaniale!
– Ale to zrobiłaś i to zupełnie sama. Gdybym nie była zakochana w Alejandrze, też bym wybrała tę drogę.
– Okej… w takim razie wygląda na to, że czeka nas jutro ślub.
W tym momencie Anna chciała po prostu odpocząć i cieszyć się chwilą, ale nawet w eleganckiej restauracji hotelowej czuła się niezwykle poruszona.
Tęskniła za Willow. Tak sobie mówiła, jedząc paellę. Ale dopiero co dzwoniła do córki i w domu wszystko było w porządku. A może po prostu czuła się nie na miejscu w tak luksusowym otoczeniu?
Nie, to nie to, przyznała Anna w duchu. Cały czas miała z tyłu głowy informację, że on też jest w tym hotelu.
– Czemu Sebastian tu jest? – zapytała. – Sądziłam, że mają się gdzie zatrzymać.
– Tak, wszędzie mają domy – potwierdziła Emily. – Tylko Alejandro mieszka w bodedze. Na szczęście, Sebastian tylko tam pracuje. Nie chciałabym być jego sąsiadką.
– A co z resztą rodziny? Wszyscy są przeciwni ślubowi? Mówiłaś, że ojciec Alejandra już się z tym pogodził.
– José jest na tym etapie, ale tylko z powodu dziecka. Za to Carmen otwarcie mnie nie cierpi. Niesamowite jest to, że jedyną osobą, która nas odrobinę wspiera, jest ich matka, Maria.
– To ta słynna tancerka flamenco? – upewniła się Anna. – I czemu to takie dziwne?
– Ponieważ to ona rzekomo najmniej z nich okazuje uczucia.
Nieco później, po wyjściu z restauracji, przeczucia Anny potwierdziły się i stanęła twarzą w twarz z Sebastianem. Rozmawiał z concierge, ale jak tylko je zauważył, dał im znak, by zaczekały.
O rany, jak on lubi mówić innym, co mają robić, pomyślała Anna, jak tylko zobaczyła, że zbliża się do nich z naturalną pewnością siebie.
– Wszystko zorganizowane – poinformował Emily. – Potrzebujesz czegoś jeszcze?
– Nie, dziękuję ci Sebastianie – odpowiedziała Emily.
A on przeniósł swoje czarne oczy na Annę.
– Naszą najważniejszą rolą przed ślubem jest dopilnować, by państwo młodzi nie zobaczyli się przed wejściem do kościoła.
– Tak. – Uśmiechnęła się lekko. – Podobnie w Anglii. My…
Przerwał jej, wyraźnie nie w nastroju do prowadzenia jałowej konwersacji.
– Zadzwonię do ciebie, jak już będziemy w kościele.
– Okej.
– Potrzebuję twojego numeru. Dziękuję – powiedział, gdy podała mu numer i zwrócił swoją uwagę ponownie na Emily. – Powodzenia jutro.
I odszedł, ale nie w kierunku windy czy wyjścia. Zamiast tego poszedł kamiennym korytarzem w kierunku ogromnych misternie zdobionych drzwi.
– Rzeczywiście, powodzenia – wymruczała sarkastycznie Emily.
Anna złapała się na tym, że wciąż go obserwuje. Widziała, jak wyjmuje klucz, żeby otworzyć drzwi, za którymi dostrzegła dziedziniec. Musiała dać sobie mentalnego kuksańca, żeby odwrócić uwagę.
– Zbierajmy się – powiedziała do przyszłej panny młodej. – Jutro masz wielki dzień.
Ja też, pomyślała Anna.
Zrobiono jej paznokcie i profesjonalny makijaż, a włosy zostały przycięte i ułożone, aż wyglądały tak gładko i jedwabiście jak sukienka. Teraz przyszedł czas na obiecaną rozmowę wideo z Willow.
– Mamusiu – córka była wyraźnie podekscytowana – wyglądasz cudnie!
– Ty też, kochanie.
Anna uśmiechnęła się, bo Willow wystroiła się na tę okazję w sukienkę flamenco podarowaną jej przez Emily.
– Chciałam nałożyć szminkę – głos Willow zmienił się w szept – ale babcia nie ma żadnej!
– Wyglądasz pięknie bez szminki. A teraz jesteś gotowa zobaczyć Emily w sukni ślubnej?