- W empik go
Kazio i skrzynia pełna wampirów - ebook
Kazio i skrzynia pełna wampirów - ebook
Na skraju miasteczka stał dom.
W domu mieszkali: mama, tata, siostra Kazia - Baśka,Kazio, młodszy brat Kazia - Staś, jamnik Wampir oraz ... rodzina WAMPIRÓW!
Babcia Fibrycukella, która umie czytać w myślach.
Dziadek Hongogard - niepoprawny łakomczuch.
I Zuzulinda - przesympatyczna wampirka, przyjaciółka Kazia.
Oj, będzie się działo w tym domu!
Spis treści
Rozdział 1. Sztuczna szczęka babci Fibrycukelli
Rozdział 2. Hokszaferzy, komornicy i podusiciele
Rozdział 3. Wilkołaki prosto z pralki
Rozdział 4. Urodziny i wampirzyny
Rozdział 5. Dlaczego wampirom marzną nogi?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-259-0604-7 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Siedmioletni Kazio siedział na tylnym siedzeniu samochodu, pomiędzy młodszym bratem, starszą siostrą i jamnikiem Wampirem. Staś wychylał się bez przerwy ze swojego fotelika i klepał brata po głowie gumową kaczką. Baśka miała w uszach słuchawki i podskakiwała w rytm muzyki, siadając co jakiś czas na głowie Czterorękiego Dwugłowego Trzynogiego Robota, który był ulubioną zabawką Kazia. A Wampir żuł sznurowadła w Kaziowych trampkach.
Nie jest łatwo być średniakiem w rodzinie! Do tej pory Kazio miał przynajmniej przyjaciela – Kubę. Rozumieli się doskonale, bo Kuba też był średniakiem. Miał starszego brata i młodszą siostrę. Ale teraz nie będą mogli się widywać, bo rodzice Kazia właśnie się przeprowadzali.
Tata był konserwatorem zabytków i malarzem, tylko że nikt nie kupował jego obrazów. Kazio nie rozumiał dlaczego, bo on bardzo lubił im się przyglądać. Szczególnie temu, który przypominał talerz jajecznicy z pomidorami. Albo innemu, który wyglądał jak kotlet schabowy. Kazio lubił jajecznicę i schabowe też. Ale może ci, którym tata chciał sprzedać swoje obrazy, woleli mielone albo naleśniki z serem? Kiedyś nawet powiedział o tym tacie. A wtedy tata zaczął się bardzo głośno śmiać, a potem pogłaskał Kazia po głowie i skomentował:
– Wiesz, synku. Może ty masz rację…?
Jednak – ku zdziwieniu chłopca – naleśników z serem wcale nie namalował. Zamiast tego gdzieś zadzwonił i następnego dnia zjawił się w ich domu dziwaczny jegomość. Był bardzo niski i bardzo gruby. Kazio pomyślał natychmiast, że przybysz jest krasnoludkiem. Upewnił się w swoich podejrzeniach, gdy niski człowieczek stanął na palcach, żeby pocałować mamę w rękę. A wtedy wszyscy zobaczyli, że ma czerwone skarpetki!
„Jak najprawdziwszy krasnoludek! A taki gruby to jest pewnie dlatego, że pod surdutem schował czerwony kubrak i długą brodę” – pomyślał Kazio.
– Dzień dobry! – Dziwny gość ukłonił się mamie. – Pani pozwoli, że się przedstawię. Zdzisław Nieświerzy.
Tata zakaszlał głośno, choć jeszcze rano wcale nie był przeziębiony. Mama spojrzała podejrzliwie. A Baśka pociągnęła kilka razy nosem.
– Nieświerzy przez rz – wyjaśnił uprzejmie człowieczek. – Bardzo się cieszę, że zgodził się pan na moją propozycję. Bo wie pani – wspiął się na palce i znów cmoknął mamę w rękę – mam dom w przepięknej okolicy. Od dawna szukałem kogoś, kto podejmie się renowacji i dekoracji wnętrza. No i nareszcie trafiłem na pani męża. Oczywiście, mogą państwo tam zamieszkać. Mam tylko małą prośbę. Gdybyście przypadkiem znaleźli jakieś stare skarpetki, to proszę mnie zawiadomić.
– Skarpetki? – zdziwiła się mama.
– To znaczy chciałem powiedzieć: dokumenty, stare dokumenty rodzinne – poprawił się szybko pan Nieświerzy. – Gdzieś je schowałem po przeprowadzce, jakieś sto lat temu. I od tamtej pory nie mogę ich znaleźć.
Kazio nie miał już żadnych wątpliwości, że dziwny gość jest krasnoludkiem. Przecież sam powiedział, że ma co najmniej sto lat. A takie stare mogą być tylko krasnoludki! Już chciał poprosić niezwykłego człowieczka, żeby pokazał mu czerwony kubrak i brod ę, ale nie zdążył, bo pan Nieświerzy odwrócił się w stronę taty i zapytał:
– Może pan zacząć od jutra?
Tata spojrzał na obraz z jajecznicą, westchnął i podpisał papiery podsunięte mu przez gościa. A mama spakowała wszystkie ich rzeczy i wkrótce wyprowadzili się z kamienicy pani Małeckiej, gdzie rodzice wynajmowali mieszkanie. No i teraz jechali do miejscowości, w której pan Nieświerzy miał dom i która nazywała się jakoś tak dziwnie… Wartownice…? Nogawice…?
– Nie! Wampirzyce! – przypomniał sobie Kazio i już miał zapytać tatę, czy tam mieszkają wampiry, ale nie zdążył, bo nagle samochód gwałtownie zahamował.
– Kwa, kwa, kwa! – zakwakał poirytowany Staś.
Usiłował zwrócić na siebie czyjąś uwagę, bo przy ostrym hamowaniu ukochana kaczuszka wypadła mu z rąk i potoczyła się pod fotel, prosto do pyska Wampira. Pies bez żalu porzucił na wpół zjedzone sznurowadła Kazia i zabrał się do obgryzania nowej zabawki, która tak niespodziewanie wpadła mu w zęby.
Tymczasem ich stara skoda pojechała dalej, podskoczyła kilka razy na wybojach i zatrzymała się z piskiem opon. Kazio chciał się podnieść, żeby wyjrzeć przez okno, ale poczuł, że nie może się ruszyć z siedzenia! Zupełnie jakby go ktoś przykleił klejem. Tyle że to nie był klej, tylko herbata, która wylała się z termosu. Mama postawiła go między fotelami, ale przeszkadzał Baśce, więc dziewczynka przełożyła go na półkę przy tylnej szybie. Gdy tata zahamował, termos się przechylił i cała herbata wylała się wprost na plecy Kazia. Była bardzo lepka, bo mama trzy razy ją posłodziła, ale na szczęście – zimna, bo zamiast wrzątkiem z czajnika mama zalała ją wodą z garnka, w którym studziła się butelka z kaszką bananową dla Stasia.
– Czemu nie wychodzisz? – spytała mama.
– Bo się przykleiłem – odpowiedział zgodnie z prawdą Kazio.
Wspólnymi siłami oderwali Kazia od siedzenia.
– Ale dziura! – ucieszył się chłopiec, bo nie lubił czerwonego swetra, który dostał, kiedy wyrosła z niego starsza siostra.
– Ale dziura! – zmartwiła się mama. Zaczęła oglądać syna i zastanawiać się, w jaki sposób połatać jeszcze całkiem dobry sweter.
Kazio tymczasem wyrwał się z rąk mamy i pobiegł do domu.
W wejściu zderzył się z Baśką, która akurat wnosiła pudło z książkami i płytami.
– Uważaj! – ofuknęła go, poszła do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi.
Kazio chciał wejść za siostrą, ale ona wywiesiła tabliczkę z napisem: „Dzieciom wstęp surowo wzbroniony”. A ponieważ Staś nie potrafił jeszcze czytać, specjalnie dla niego namalowała wielką trupią czachę z piszczelami.
Miała nadzieję, że to wszystko razem odstraszy natrętnych młodszych braci.
Kazio wzruszył ramionami i poszedł dalej. W drzwiach do kuchni natknął się na mamę, która wypakowywała rzeczy z pudeł.
– Jestem głodny – powiedział.
Mama nie była tym oświadczeniem ani trochę zdziwiona. Jej syn był zawsze głodny i mógł jeść bez przerwy, nawet w środku nocy.
– Zaraz zrobię naleśniki – odparła.
Sięgnęła po talerze stojące na kuchennym blacie i otworzyła kredens, żeby je schować. Nagle na jednej z półek coś błysnęło. Zdziwiona mama zajrzała do środka.
– A to skąd się tu wzięło? Zabieraj to natychmiast! – Z obrzydzeniem podała Kaziowi… sztuczną szczękę! – Jeśli jeszcze raz znajdę twoje plastikowe zęby wampira w kuchni, to je wyrzucę! I zanieś to na strych – dodała, wręczając mu starą żółtą walizkę taty, w której do nowego domu przyjechały garnki.
Kazio schował szybko zęby do kieszeni i niechętnie ruszył zakurzonymi schodami na górę. Miał nadzieję, że strych nie będzie przypominał poddasza w kamienicy pani Małeckiej. Było tam przeraźliwie czysto, na podłodze leżał dywan, na nim stały równo poukładane stare buty, puste skrzynki na kwiaty, a pod oknem leżała pościel w foliowych pokrowcach. Może na tym strychu spali niegrzeczni chłopcy, których pani Małecka łapała, gdy zakradali się do jej ogrodu? Przecież Kazio nieraz słyszał, jak się odgrażała: „Jak was dopadnę, to na strychu zamknę!”.
Na szczęście, ich nowy strych wyglądał zupełnie inaczej. Pełno tam było kurzu, pajęczyn, zdechłych much, pogniecionych kartonowych pudeł i połamanych krzeseł. W kącie stał wielki zegar z rozbitą szybą, a obok niego – odrapana drewniana skrzynia.
– Ciekawe, co jest w środku? Może skarb!?
Kazio podniósł wieko. Ku jego rozczarowaniu skrzynia była pusta, jeśli nie liczyć dużego zielonego guzika w rogu. Już chciał zatrzasnąć wieko, gdy nagle usłyszał jakieś krzyki.
– Kto zabrał mój piórnik i flamastry?! – wrzeszczała Baśka. – To na pewno Kazio! Gdzie on jest?!
– Pewnie sama schowałaś piórnik. Poszukaj dobrze – odezwała się z kuchni mama. – Ale teraz wszyscy chodźcie szybko na kolację. Kazio jest na strychu. Id ź po niego, bo naleśniki już gotowe.
Kazio usłyszał kroki na schodach. Rozejrzał się, przestraszony, szukając jakiejś dobrej kryjówki. Wczoraj pożyczył sobie flamastry siostry. Akurat nie było jej w domu, więc nie mógł zapytać o zgodę. Chciał tylko narysować portret Czterorękiego Dwugłowego Trzynogiego Robota i odłożyć flamastry na miejsce, ale gdy wyszedł na chwilę na podwórko, w pokoju zjawił się Wampir i pogryzł piórnik.
– O rety!