- W empik go
Kazio i szkoła pełna wampirów - ebook
Kazio i szkoła pełna wampirów - ebook
Na wzgórzu za miasteczkiem stał zamek. Niby zwyczajny, podobny do innych zamków, ale niezupełnie... Niektórzy mówili, że kiedyś była w nim najprawdziwsza szkoła dla wampirów! Inni twierdzili, że szkoła cały czas tam jest i że przyjeżdżają do niej autobusami małe wampiry z całego świata. Byli i tacy, którzy wybrali się w środku nocy do zamku.
Ale niestety, nie spotkali tam ani jednego wampira. Może dlatego, że akurat były wakacje? A może dlatego, że wampiry w nocy śpią?
Spis treści
Rozdział 1. O czym marzą wampiry?
Rozdział 2. Kto nie lubi musztardy?
Rozdział 3. Dlaczego zegar gwizdał?
Rozdział 4. Gdzie zniknęły buty?
Rozdział 5. Kto zjadł paprotkę?
Rozdział 6. Co można znaleźć w bigosie?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-259-0605-4 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
A właściciel sklepu w miasteczku opowiadał wszystkim, że rozmawiał z najsłynniejszym wampirem świata – Drakulą, który kupił od niego kilka par skarpetek i ciepłe majtki. Drakula skarżył się ponoć, że w jego starym zamku są straszne przeciągi.
Rozdział 1. O czym marzą wampiry?
W Wampirzycach kończyło się lato. Kazio i jego koleżanka Zuzulinda siedzieli na płocie, machali nogami i żuli czosnek. Bardzo lubili czosnek! Pod płotem leżeli młodszy brat Kazia – Staś – oraz jamnik Wampir i żuli sznurowadła, które Staś wyciągnął z tenisówek Baśki, starszej siostry chłopców. Staś i Wampir bardzo lubili sznurowadła.
Zuzulinda była wampirem i mieszkała ze swoją babcią Fibrycukellą i jej bratem Hongogardem (którego nazywała dziadkiem) w tym samym domu co Kazio, Staś, Baśka, ich rodzice i Wampir. Jednak rodzice Kazia nigdy dotąd nie spotkali dziadków Zuzulindy. Jak to jest możliwe? Otóż, żeby odwiedzić rodzinę wampirów, trzeba było wskoczyć do starej skrzyni, która stała na strychu. Po wyjściu z niej trafiało się wprost do kuchni babci Fibrycukelli. Ale mamy, tatusiowie i inni dorośli, nie wiadomo czemu, nigdy nie chowają się w starych skrzyniach. Nie robiła tego również Baśka, bo po pierwsze – uważała, że też jest już całkiem dorosła, a po drugie – okropnie bała się pająków.
Za to Kazio, Staś i Wampir wchodzili do skrzyni bardzo chętnie i często odwiedzali rodzinę Zuzulindy. Latem wzięli nawet udział w wielkim zlocie wampirów „Wampiriada 2010”, który zorganizowała babcia Fibrycukella. Zjechały się wtedy wampiry z całego świata! Honorowym gościem zlotu był wujek Drakula. To do niego należał dom, w którym wszyscy mieszkali.
Jak znalazła się w nim rodzina Kazia? Otóż jego tata, który był konserwatorem zabytków, malował też bardzo piękne obrazy, ale nikt nie chciał ich kupować. Gdy szukał pracy, Drakula poprosił go, żeby wyremontował jego dom. W ten sposób rodzina Kazia trafiła do Wampirzyc i zamieszkała pod jednym dachem z wampirami, a Kazio zaprzyjaźnił się z Zuzulindą.
Podczas wakacji całe dnie spędzali razem w ogródku, żując czosnek. Ale teraz lato się kończyło i Kazio miał pójść do szkoły.
Zuzulinda była bardzo smutna.
– Ja też chciałabym iść do szkoły – powiedziała wieczorem, gdy babcia okrywała ją kołderką w żółte nietoperze.
– Ale przecież wampiry nie chodzą do szkoły – odparła babcia Fibrycukella i pogłaskała wnuczkę po głowie.
– Szkoda – westchnęła przeciągle dziewczynka, a na jej ulubioną piżamkę w trupie czaszki spłynęło kilka łez.
– Wiesz co, kochanie… – babcia ją ucałowała – nie martw się. Marzenia się spełniają. Wystarczy tylko mocno tego chcieć. Z twoim marzeniem też na pewno tak będzie.
Zuzulinda chciał a coś powiedzieć, ale zamiast tego ziewnęła, zgrzytnęła wystającymi zębami i zasnęła głęboko.
Babcia Fibrycukella usiadła przy kuchennym stole i pijąc mleko z czosnkiem, słuchała jak wnuczka wzdycha przez sen. Zastanawiała się nad tym, jak pomóc dziewczynce w spełnieniu jej marzenia. Po chwili w drzwiach stanął dziadek Hongogard.
– Mała chciałaby chodzić do szkoły – powiedziała babcia.
– Po co? – zdziwił się dziadek. – Przecież wampiry nie chodzą do szkoły.
– No tak. Tylko właściwie dlaczego?
– Zaraz, ja… wiedziałem, ale… zapomniałem. Na pewno zaraz sobie przypomnę. – Dziadek Hongogard jedną ręką podrapał się po łysej głowie, a drugą sięgnął do salaterki stojącej na stole i wybrał największą główkę czosnku. – Już wiem! W szkole do zupy jarzynowej dodają czosnek, a przecież wampiry bardzo nie lubią czosnku.
Babcia Fibrycukella fuknęła z irytacją:
– Co ty wygadujesz, Hongogardzie? Przecież te bzdury o czosnku wymyślili ludzie. Wampiry bardzo lubią to warzywo. Ty sam zjadłeś dzisiaj ze dwa kilogramy!
– Naprawdę? A wydawało mi się, że jedną, no, najwyżej dwie małe główki – zdziwił się dziadek i znów sięgnął do salaterki. – To może dlatego, że szkoły są otwarte tylko w dzień, a wampiry nie lubią światła słonecznego?
– Nieprawda! Ja uwielbiam słońce, a przecież jestem wampirem. To kolejne kłamstwo, które opowiadają o nas ludzie.
– To już nie wiem – odparł na to dziadek Hongogard i posmutniał. Nie wiadomo, czy dlatego, że nie potrafił znaleźć odpowiedzi na pytanie siostry, czy też dlatego, że w salaterce właśnie zabrakło… – Gdzie jest czosnek? Jeszcze przed chwilą tutaj był.
– Wiem! – triumfalnie zawołała babcia.
– Wiesz, gdzie jest czosnek? – ucieszył się dziadek. – Super! Dawno go nie jadłem.
– Nie. Wiem, co zrobimy! Zapiszemy Zuzulindę do szkoły, do której chodzi Kazio – oznajmiła zadowolona babcia Fibrycukella.
Następnego dnia poprosiła Kazia, żeby zaprowadził ją do swojej szkoły. Ubrała się bardzo starannie. Włożyła swoją najlepszą jaskrawoczerwoną suknię. Na czubku głowy przypięła kapelusz ozdobiony kilkoma pęczkami zielonej cebulki, a na szyi zawiesiła wianek czosnku. Tak ubierała się zawsze, gdy szła na spotkanie z ludźmi. Miała nadzieję, że dzięki temu nareszcie przestaną wierzyć w to, że wampiry nie lubią koloru czerwonego, czosnku i cebuli. Ale najbardziej chciała, żeby przestali się bać wampirów. Babcia była bowiem założycielką i aktywną działaczką Towarzystwa Przyjaźni Ludzko-Wampirskiej.
Co prawda, na razie jedynym człowiekiem, który się do niego zapisał, był Kazio, ale święcie wierzyła, że kiedyś zrobią to wszyscy mieszkańcy Wampirzyc.
Dyrektor szkoły nieco się zdziwił na widok starszej, trochę dziwacznie ubranej pani, która czekała pod jego gabinetem, ale uprzejmie zaprosił ją do środka.
– Czym mogę pani służyć? – zapytał.
– Chciałabym dziś zapisać wnuczkę do szkoły – odparła babcia Fibrycukella, zdjęła kapelusz i położyła go na środku biurka.
– Oczywiście, łaskawa pani. A ile… – Dyrektor chciał o coś zapytać, ale nie zdążył, bo kichnął potężnie.
– Chyba dostał pan kataru – zmartwiła się babcia. – Na wszelki wypadek proszę pić herbatę z czosnkiem. Doskonale chroni przed przeziębieniem.
– Mam uczulenie na czosnek i cebulę – odpowiedział dyrektor i odsunął od siebie kapelusz gościa. – Dlatego nie używamy ich w naszej szkolnej kuchni.
– Naprawdę? – zdziwiła się babcia i przesunęła kapelusz z powrotem na sam środek biurka. – Jak już powiedziałam, chciałabym zapisać wnuczkę do pańskiej szkoły.
– A ile… – zaczął znowu dyrektor, ale zielona cebulka połaskotała go w nos i po raz kolejny kichnął. Przełożył więc kapelusz na krzesło, odetchnął głęboko i zapytał: – A ile lat ma wnuczka szanownej pani?
– W grudniu skończy dwieście – odparła z dumą babcia Fibrycukella, po czym umieściła swój kapelusz z powrotem na biurku. – Uznaliśmy z bratem, że to najwyższa pora, żeby zaczęła naukę.
– Dwieście…? – Dyrektor myślał, że się przesłyszał. – Obawiam się, że pani wnuczka jest zbyt. – Nie skończył, bo kichnął tak, że kapelusz babci spadł z biurka.
– Myśli pan, że jest jeszcze zbyt młodym wampirem? – domyśliła się babcia i podniosła kapelusz z podłogi. – Może rzeczywiście? W takim razie przyjdę za sto lat. Mam nadzieję, że do tego czasu katar panu przejdzie.
– Wampirem…? – Dyrektor z przerażenia zapomniał, że właśnie miał kichnąć.
– Nie mówiłam panu, że jesteśmy wampirami? – Babcia włożyła kapelusz. – A mogłabym przysiąc, że tak! Ta moja pamięć! A przy okazji… może przyszedłby pan na zebranie Towarzystwa Przyjaźni Ludzko-Wampirskiej? Spotykamy się w każdą środę.
– Na cmentarzu…? Po zmroku…? – zapytał przerażony dyrektor.
– Dlaczego akurat na cmentarzu? – zdziwiła się babcia. – W Domu Kultury o trzeciej po południu. Zapraszamy serdecznie.
Babcia Fibrycukella pożegnała się z dyrektorem i razem z Kaziem ruszyli do domu. Gdy byli już blisko, zobaczyli Stasia i Wampira, którzy siedzieli na grządce i coś zawzięcie żuli. Coś mocno wymiętego, strasznie pogryzionego i pachnącego czosnkiem. Po bliższych oględzinach tego czegoś babcia Zuzulindy stwierdziła, że kiedyś był to elegancki krawat.
– Ten sam, którego tata szukał wczoraj cały dzień! – wykrzyknął Kazio. – Macie go natychmiast oddać!
Staś i Wampir bardzo niechętnie rozstali się z nową zabawką i udawali bardzo obrażonych. A gdy Kazio i babcia weszli do domu, Staś i pies zaczęli żuć sznurowadła, które chwilę wcześniej udało im się po kryjomu wyciągnąć z butów Fibrycukelli.
Wieczorem babcia i dziadek Zuzulindy siedzieli przy filiżance herbaty z czosnkiem.
– Wiesz, Hongogardzie… – powiedziała babcia. – Ten dyrektor szkoły jest jakiś dziwny. Ma wystające zęby, jest uczulony na czosnek i cebulę. A na dodatek chciał się ze mną spotkać o północy na cmentarzu!
– No coś takiego – zdziwił się dziadek Hongogard. – To musi być wampir jakiś…
– Ależ, Hongogardzie! – oburzyła się babcia Fibrycukella. – To my jesteśmy wampirami! I wcale nie mamy alergii na cebulę ani czosnek, i nie biegamy nocą po cmentarzach. Skąd ci to przyszło do głowy?
– Ludzie mówili w sklepie. Ale jeśli ten dyrektor jest taki dziwny, to może dobrze, że Zuzulinda nie pójdzie do jego szkoły? Tylko że będzie jej bardzo smutno.
– Wiem o tym. Dlatego zaraz muszę coś wymyślić. Inaczej mała przestanie wierzyć, że marzenia się spełniają.
– To byłoby okropne! Może jeszcze ja porozmawiam z tym dyrektorem? – zaproponował Hongogard. – Włożę twój czarny szlafrok i pożyczę od Kazia sztuczną szczękę wampira. No, wiesz… tę, którą na zlocie tak okropnie przestraszył ciotkę Kubaronię z Mławy.
– Ależ, mój drogi! – oburzyła się babcia Fibrycukella. – Wampiry tak nie postępują! My nikogo nie straszymy! Trzeba wymyślić coś innego. Najlepiej napiszę do Drakuli i zapytam o radę. Przy okazji wyślę mu ciepłe wełniane kalesony, które zrobiłam na drutach. Jak był na zjeździe, to skarżył się, że w jego zamkach są straszne przeciągi.
Jak powiedziała, tak zrobiła. A po kilku dniach dostała list z odpowiedzią. Wujek Drakula pisał, że właśnie sprzedał jeden ze swoich zamków, a nowy właściciel ma w nim otworzyć szkołę dla wampirów, w której może się uczyć Zuzulinda.