Keanu Reeves. Absolutny fenomen - ebook
Keanu Reeves. Absolutny fenomen - ebook
Gdzie tkwi przyczyna wyjątkowej i niezaprzeczalnej popularności Keanu Reevesa? Liczni wielbiciele talentu Keanu mają pewne wyobrażenia o nim, że jest bardziej wyluzowany, odważny… i zdecydowanie bardziej cool niż każdy inny celebryta – dzięki czemu darzony jest powszechną sympatią. Jego krytycy mają go jednak za drewnianego aktora, który gra samego siebie. Autor książki w ciekawy sposób udowadnia, że w tym właśnie tkwi siła przyciągania Keanu, jego passa trwa w najlepsze i nic nie zapowiada jej końca. A cały świat go kocha i kochać nie przestanie.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8074-433-2 |
Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PROLOG
RADIO WOLNE „ALBUMEN”
1. Fikcyjny Keanu
Fałszywy Keanu miał zeza i maseczkę chirurgiczną, i absolutnie nie wyglądał na prawdziwego. Zanim jednak zostało to oficjalnie potwierdzone, można było poczuć ekscytację z faktu samej możliwości przebywania w tej samej co on rzeczywistości.
Był ostatni weekend maja 2020 roku, minęło pięć dni, odkąd policja w Minneapolis zabiła George’a Floyda. Miliony osób wyszły na ulice, nie tylko w kraju, ale i za granicą – i to mimo pandemii – by wykazać solidarność z ruchem Black Lives Matter² oraz z ofiarami przemocy z rąk policji.
W tłumie protestujących znalazły się także słynne postaci. John Boyega oraz pozbawiona maseczki Madonna wyszli na ulice w Londynie. Ariana Grande i Fiona Apple dołączyły do demonstracji w Los Angeles. W Santa Monica Timothée Chalamet niósł tabliczkę z wypisanym odręcznie imieniem Kaliefa Browdera³, a Halsey została postrzelona gumową kulą.
Z kolei 30 maja przez krótką chwilę, pomiędzy godziną 14.54 a 16.47 czasu wschodniego, użytkownicy mediów społecznościowych byli święcie przekonani, że pośród uczestników blokady samochodowej w Baltimore znalazł się Keanu Charles Reeves – pięćdziesięciopięcioletni basista z Los Angeles, wydawca książek artystycznych, człowiek, który przeżył niejeden wypadek motocyklowy, nie ukończył nigdy szkoły średniej i zarabiał na życie jako aktor.
Wiadomość na Twitterze, która zapoczątkowała całe to szaleństwo, brzmiała: „Mój chłopak dzisiaj protestuje w Baltimore”. Towarzyszyło jej zdjęcie mężczyzny z maską na twarzy, ciemnymi włosami postawionymi na żel, stojącego w kabriolecie z tabliczką, na której napis głosił: „Bez sprawiedliwości nie ma pokoju”.
To nie był Keanu. Zdecydowanie i niezaprzeczalnie. W maju 2020 roku Keanu miał długie włosy i brodę, i tak samo wyglądał na zdjęciach zrobionych później, w środku lata. Natomiast ten facet, choć jego wdowi szczyt przypominał trochę czoło Keanu, nosił fryzurę, jakiej ten prawdziwy nie uświadczył od czasów _Constantine_. Zdjęcie bardzo szybko zdobyło dziesiątki tysięcy lajków i udostępnień, a entuzjastyczne podpisy głosiły: „KEANU REEVES PROTESTUJE W BALTIMORE!!!!!! LUDZIE, JEDZIEMYYYYYYY” albo „W końcu wkurzyliście Johna Wicka”.
W swojej długiej karierze Keanu bardzo rzadko zajmował jakiekolwiek stanowisko polityczne, nie angażował się nawet w promowanie wyborów wśród młodych ludzi. Jednakże te wiosenne demonstracje przyniosły powiew nieograniczonych możliwości, wyrażając zbiorcze przekonanie, że być może da się zmienić świat. Było to wydarzenie bez precedensu i dlatego wszystko wydawało się prawdopodobne, także to, że Keanu postanowił dołączyć do protestów w Baltimore, w którym nawet nie mieszkał.
Ostatecznie autorka oryginalnego posta zamieściła sprostowanie:
„Słuchajcie, to MÓJ CHŁOPAK – w sensie, mój SYN. Mieszka w Baltimore. To nie Keanu, przepraszam za to, że muszę was rozczarować!”.
Ta historia mówi wiele o tym, jak świat reaguje na Keanu. Mimo trzydziestu pięciu lat w świetle jupiterów nadal otacza go mgiełka tajemnicy, przez co jest niczym ekran, na którym wyświetlamy własne wyobrażenia o jego osobie – w rzeczywistości powstaje obraz, który nie ma nic wspólnego z Keanu, za to wiele z tym, jak go postrzegamy.
Wydaje nam się, że jest od nas lepszy, bardziej Zen, bardziej etyczny i zdecydowanie odważniejszy. Zakładamy, że podziela nasz światopogląd (autorka wpisu, który wzbudził tyle emocji, dodała niżej w komentarzach: „Keanu powinien mi się odwdzięczyć za to, że dzięki mnie wszyscy uwierzyli, iż jest członkiem Antify, LOL”). Oczami wyobraźni widzimy, jak czyni dobro, bez względu na to, czym w rzeczywistości zajmuje się w danym momencie. Tworzymy fikcyjną osobowość, która może nie mieć zbyt wiele wspólnego z prawdziwym Keanu.
„Nie jestem sobie w stanie wyobrazić jego życia wewnętrznego – powiedziała kiedyś moja znajoma, Molly. – To dlatego jest takim genialnym aktorem”.
2. Prawdziwy Keanu
To nie jest książka o prawdziwym Keanu Reevesie, chociaż miałem okazję go poznać. Przeprowadziłem z nim dwugodzinny wywiad, kolejnego dnia spotkaliśmy się ponownie na dwie godziny, a następnie napisałem artykuł do „GQ” o tym doświadczeniu.
Gdy spotkałem go po raz pierwszy, w mojej sypialni padał deszcz. Tej informacji nie zamieściłem w artykule.
Wraz z rodziną mieszkam we wschodniej części Los Angeles, w wynajętym budynku, który powoli osuwa się w dół zbocza. Piętro znajduje się na poziomie ulicy, główna sypialnia mieści się na parterze, na poziomie ogrodu. W nocy poprzedzającej mój wywiad z Keanu Reevesem padał deszcz, a mokre liście zablokowały odpływ pod drzwiami pralni. Rano woda na zewnątrz sięgała już dolnej krawędzi drzwi i zaczęła przeciekać do środka. Nasza sypialnia znajduje się bezpośrednio pod pralnią.
Obudziła nas woda kapiąca z sufitu, kratek wentylacyjnych i żyrandola. Farba na suficie zaczęła się łuszczyć. Kiedy wychodziłem z domu na spotkanie z Keanu Reevesem, w sypialni stało już kilka misek i wiader, by łapać to, co leciało z co najmniej czterech miejsc.
Ciąg przyczynowo-skutkowy tego wydarzenia wydaje mi się teraz bardzo oczywisty, jednak wtedy, gdy siedziałem na wilgotnej sofie pod hotelem Chateau Marmont w West Hollywood, nie byłem w stanie wyjaśnić przyczyn powodzi Keanu Reevesowi, którego w tamtym momencie znałem od jakichś pięciu minut.
Do hotelu przyjechałem zbyt wcześnie i przeszkodziłem Keanu w przerwie na szybkiego papierosa, którego palił w odosobnieniu, w poczekalni przyparkingowej. Usiedliśmy razem na moment. On zagaił o pogodzie, a ja opowiedziałem mu o deszczu w moim domu.
Moja opowieść wyraźnie go zdezorientowała i wywołała lekkie sfrustrowanie. Wydawał się nie rozumieć, jak to możliwe, że poziom domu znajdujący się na wysokości ulicy oraz poziom domu znajdujący się na wysokości ogrodu są na swój sposób zarówno parterem, jak i piętrem. Miał chyba też wątpliwości, po co w ogóle mu to wszystko opowiadam – i muszę przyznać, że podzielałem jego uczucia w tej kwestii.
To był luty 2019 roku. Keanu promował właśnie film _John Wick 3_, w którym grany przez niego tytułowy bohater wybija w pień niemal wszystkich ludzi na marokańskim targu z pomocą Halle Berry i pary doskonale wytresowanych owczarków belgijskich. Przeprowadzenie wywiadu w Chateau Marmont było jego pomysłem. Zwykle, kiedy jakaś znana osobistość czy też ktokolwiek z jej otoczenia sugeruje Chateau na miejsce rozmowy, należy zapytać, czy nie mieliby ochoty spotkać się gdzie indziej. Chateau to najbardziej sztampowa lokalizacja z możliwych, jeżeli chodzi o celebrytów. To mniej więcej tak, jakby się umówiło na rozmowę ze zwyczajnym człowiekiem w Starbucksie w księgarni Barnes & Noble – od razu wiadomo, że człowiek ten nie chce wpuścić nikogo obcego do swojego domu.
Jednak gdy Keanu zaproponował Chateau, odparłem: „Oczywiście”.
Zgodziłem się, ponieważ wiedziałem, że Chateau ma dla Keanu szczególne znaczenie. Na początku lat dziewięćdziesiątych Keanu spędzał tyle czasu na planach filmowych, że kupno własnego domu mijało się z celem. Wtedy praktycznie zamieszkał w Chateau. Kiedy wyjeżdżał kręcić kolejny film, obsługa po prostu przechowywała w magazynie jego książki i gitarę basową.
Pytany w wywiadach o mieszkanie w hotelu – a mało który dziennikarz był w stanie oprzeć się pokusie – wyjaśniał, że większość czasu spędza w rozjazdach, a potrzebuje miejsca, do którego mógłby wracać. Żartował też zwykle, że trudno zrezygnować z takich udogodnień jak obsługa pokojowa i spersonalizowana hotelowa papeteria z napisem „Stały pobyt – Keanu Reeves”.
Poza tym Chateau to praktycznie zamek. Budowla została wzniesiona w latach dwudziestych XX wieku, lekko inspirowana Château d’Amboise z francuskiej Doliny Loary, i znajduje się na końcu długiej wąskiej uliczki, górując nad Sunset Boulevard. Keanu wzniósł się na szczyt sławy w znacznie spokojniejszych dziennikarsko i mniej inwazyjnych fotograficznie czasach, zadomowienie się w hotelu z widokiem na Sunset Strip z pewnością miało swoje plusy.
Przez wiele lat Chateau stanowił element tarczy ochronnej Keanu Reevese’a, a także pewną wizytówkę aktora, wykorzystywaną w pisywanych o nim historiach. Tak samo jak wypadki motocyklowe, w które regularnie się pakował, ocierając się niekiedy o śmierć, tak i ta jego luksusowa bezdomność idealnie wpasowywała się w portret Keanu jako człowieka o skłonnościach bohemiarskich, który ma w sobie pewną dzikość mimo coraz mocniejszego zanurzania się w świat wielkich produkcji filmowych.
Od tamtego czasu Keanu kupił przynajmniej jeden dom. To budynek stojący na obszarze Hollywood Hills zwanym Bird Streets, mniej więcej osiem minut drogi od miejsca, w którym mieszkał George Harrison z Beatlesów w czasach, w których napisał _Blue Jay Way_ – piosenkę o tym, jak przyjaciele próbują znaleźć drogę do jego domu pośród wzgórz i błądzą we mgle. W erze przedsmartfonowej dało to George’owi Harrisonowi wystarczająco dużo czasu, by usiąść przy klawiszach i skomponować całkiem niezły kawałek. Ponoć Keanu mieszka po sąsiedzku z Leonardo DiCaprio, który z kolei podobno zasiedlił dawny dom Madonny. Mam nadzieję, że to prawdziwe informacje. Dom Keanu miał kosztować ponad osiem milionów dolarów i być niezwykły jak na standardy hollywoodzkie, ponieważ (znów rzekomo) posiada tylko dwie sypialnie, w których, jak zakładam, nigdy nie pada.
Rozmawiałem więc z Keanu tamtego dnia, a czytelnikom spodobał się chyba artykuł, który napisałem później dla „GQ”, a także towarzyszące mu zdjęcia: Keanu w długim płaszczu, niczym szef mafii piszący na boku wiersze. Z tego spotkania pamiętam głównie to, że kiepsko się udało. I nie dlatego, że spotkaliśmy się w Chateau, czy też ponieważ zagadałem go dziwną anegdotą o przeciekającym suficie. Z pewnością także nie z powodów, dla których inne wywiady z Keanu Reevesem okazywały się porażką. W tamtych czasach można było odnieść wrażenie, że największym wyzwaniem dla Keanu wcale nie jest rola „mężczyzny mówiącego z akcentem brytyjskim”, ale rola „faceta, który czuje się komfortowo i tak też się zachowuje podczas wywiadów”. Ta sztuczna zażyłość, jaka cechowała aktorko-dziennikarskie interakcje, zdawała się go wybitnie stresować.
Moje ulubione rozmowy z Keanu to te, w których próbował jakoś pokryć swoje zakłopotanie przez chaotyczny i samokrytyczny sposób bycia, który zamieniał każdy wywiad w teatr absurdu. Mimo wszystko nie miało się wrażenia, że Keanu robi to celowo. Zachowywał się dziwnie, ponieważ autentycznie tak się czuł.
W 1991 roku Keanu pojawił się w trzech dużych produkcjach: _Na fali_, _Moim własnym Idaho_ oraz _Szalonej wyprawie Billa i Teda_. Te dwa pierwsze firmy kręcił jeden po drugim w 1990 roku – _Na fali_ od lipca do października, a _Idaho_ w listopadzie i grudniu, po czym w styczniu zaczął pracę nad _Wyprawą_.
Fakt, że skończył swój pierwszy większy film akcji i natychmiast przeniósł się na plan filmowy surrealistycznej, artystycznej produkcji o homoseksualistach, mówi wiele o tym, jak szerokiej gamy doświadczeń był gotów spróbować. Z kolei _Szalona wyprawa Billa i Teda_ była wyłącznie pracą. Film stanowił kontynuację _Wspaniałej przygody Billa i Teda_, jednak pojawiły się problemy finansowe i ostateczny produkt odbiegał od wersji, na którą Keanu się pisał. W czasie trasy promocyjnej interakcje Keanu z mediami miewały dość niedbały i mało zaangażowany charakter.
Kilka lat później jeden z dziennikarzy spotkał „poważniejszego, bardziej refleksyjnego Reevesa”, promującego film _Speed: Niebezpieczna prędkość_ w „doskonale skrojonym czarnym garniturze”. Ów reporter wspomniał o wcześniejszym, imprezowym wyglądzie aktora podczas promocji _Szalonej wyprawy_: Keanu „przyszedł nieświeży i nieogolony – z tłustymi, rozczochranymi włosami, poplamionymi dżinsami i brudem za paznokciami – i przywitał zebranych dziennikarzy, bekając do mikrofonu”. Na wspomnienie tamtej historii poważniejszy, bardziej refleksyjny Keanu miał wyznać: „Nie byłem usatysfakcjonowany tamtym filmem, a mój brak satysfakcji wyrażałem w dość niedojrzały sposób”.
Innym razem, również podczas serii konferencji prasowych związanych z wejściem na ekrany _Szalonej wyprawy_, Keanu spotkał się w hotelu Four Seasons w Beverly Hills z Chrisem Willmanem, dziennikarzem z „Los Angeles Times”. Na początku wywiadu Keanu jest zabawny i się wygłupia. Wspomina o „Hadesie”, czyli podziemnym świecie umarłych, wymawiając to słowo jak jednosylabowe. Później jednak, mniej więcej po czterdziestu pięciu minutach, sytuacja się zmienia:
Reeves – który odpowiedział na mnóstwo pytań o swoją grę, uderzając się pięścią w uda i przeklinając samego siebie, nie potrafiąc albo nie chcąc wyartykułować swoich myśli – nagle wyszedł z pokoju w ataku tajemniczej paniki. Stanął na balkonie apartamentu na dziesiątym piętrze, machając rękoma z pobudzenia i wyrzucając stek głośnych, sfrustrowanych bluźnierstw na głowy zaskoczonych mieszkańców Beverly Hills, którzy akurat wtedy przechodzili ulicą.
Odcinająca się dramatycznie ciemna postać na tle wzdętej białej zasłony recytuje skierowane do samej siebie epitety. W końcu Keanu się uspokaja, wraca do pokoju i chwyta za magnetofon, by przewinąć taśmę z ostatnich pięciu minut i wykasować rozmowę, która i tak niczego nie wniosła do wywiadu.
Keanu wyjaśnił Willmanowi, że nie czuje się komfortowo, rozmawiając o swoim rzemiośle artystycznym. „Uważam, że moja droga i to, co miałbym do powiedzenia publicznie, to… Nie mam nic do powiedzenia”.
Później kolejne pytanie o grę aktorską porusza ten sam nerw i wywołuje wrzask godny Sama Kinisona⁴. Keanu wyjaśnia, że ma zły dzień. „Słuchaj, jestem kłębkiem nerwów”, powiedział, jednak ani przez chwilę nie zachowywał się okropnie – w żadnym momencie nie winił Willmana za swoje zdenerwowanie. Hotel zapewnił wodę Evian i chipsy dla aktora i jego rozmówców, pod koniec spotkania Keanu zaproponował Willmanowi, żeby podzielili się przekąskami po połowie i zabrali je do domu. Żadnej urazy.
Kilka lat później, podczas innego wywiadu, Keanu zaczął opowiadać o tym, że samozapłon to prawda. Jak powiedział, niekiedy ludzkie ciało zaczyna się palić bez wyraźnej przyczyny. Dowiedział się tego od znajomego, który odkrył ten fakt podczas „badań nad ogniem”. Keanu wspomniał o tym zupełnie bez związku z rozmową, no, chyba że próbował w ten sposób przekazać, iż wywiady wzbudzają w nim chęć spalenia się od środka. Niekiedy – jak twierdził – człowiek siedział na drewnianym krześle i choć krzesło nie spłonęło, po człowieku nie zostało ani śladu. Może najwyżej zęby. Albo serce. „Nikt o tym nie mówi, ale tak wygląda prawda”.
Keanu nie wpadł przy mnie w panikę, nie dokonał także samozapłonu. Siedzieliśmy, jedząc kanapki, a on był przyjacielski i skromny. Pytałem go o filmy i karierę, odpowiadał w taki sposób, jakby chciał, żeby do płytkiej puli faktów na temat Keanu Reevesa wpadło jak najmniej dodatkowych informacji.
W którymś momencie wstaliśmy od stojącego na uboczu stolika i przeszliśmy przez patio do oddzielonej zasłonką części lokalu za barem, żeby mógł pogwałcić prawo stanowe oraz zasady obowiązujące w Chateau i zapalić kolejnego papierosa. Usiadł na suchym krześle, podczas gdy ja przycupnąłem na suchej krawędzi innego, prawie całkiem mokrego, krzesła. Zapytał, czy wszystko w porządku, na co odparłem, że absolutnie, dodając, iż moje motto brzmi: „zasługuję na gorzej”. W zasadzie to nie jest moje motto, ale usłyszałem je kiedyś z czyichś ust i niekiedy wrzucam je do rozmowy, przypisując sobie jego autorstwo. Na przykład wtedy, gdy przeprowadzam wywiad z Keanu Reevesem i nie mam bladego pojęcia, co powiedzieć.
Sądziłem, że się roześmieje albo zignoruje moją uwagę, jednak gdy powiedziałem, że „zasługuję na gorzej”, uczepił się tego stwierdzenia. Wydawał się autentycznie zmartwiony, chciał wiedzieć, dlaczego wybrałem sobie takie akurat motto, dlaczego w ogóle ktokolwiek może myśleć o sobie w ten sposób. Ponieważ tak naprawdę było to zupełnie przypadkowe hasło, nie wiedziałem, co odpowiedzieć, więc wymamrotałem coś w stylu: „No nie wiem, Keanu – nie masz czasami wrażenia, że ranisz otaczających cię ludzi?”. A ponieważ był to Keanu Reeves, odparł zdumiony: „Nie”.
Ta sytuacja, ta wymiana zdań, była najbardziej bliską relacją, jaka między nami zaszła. Keanu nie potrafił wyjaśnić mi, jak to jest być Keanu Reevesem, wtedy oraz w przeszłości – tak samo, jak ja nie byłem w stanie wytłumaczyć, jakim cudem woda w moim domu przesączyła się na parter i zalała piętro. Jeśli nawet widział kiedykolwiek deszcz w domu, z pewnością było to zupełnie inne doświadczenie.
Gdybym miał powtórzyć ten wywiad, nie pytałbym go w ogóle o jego filmy. W czasie wywiadu wspomniał o momencie w swoim życiu, gdy zaczął częściej rozmyślać o śmierci. Gdybyśmy spotkali się ponownie, chciałbym rozmawiać z nim wyłącznie o śmierci: zapytałbym, jak ją sobie wyobraża – czy jak spadanie bez końca w bezkresną czerń, jak to robił z Alexem Winterem w _Szalonej podróży_?
Niewiele pamiętam z tego, co powiedział mi owego dnia. Jeszcze mniej pamiętam z naszego drugiego spotkania na potrzeby tej opowieści, kiedy to oprowadził mnie po mieszczącej się w kalifornijskim mieście Hawthorne siedzibie ARCH – firmy założonej przez Reevesa w 2011 roku, produkującej i sprzedającej luksusowe motocykle. Wcześniej zorganizował podobną wycieczkę dla redaktorów z brytyjskich czasopism „Esquire” i „Vanity Fair”. Trzeba przyznać, że mają tam cudowne motory – gdybym kiedykolwiek wpadł na pomysł wydania osiemdziesięciu pięciu tysięcy dolarów na coś, co mnie zabije, wiem, dokąd powinienem się udać.
Pogadaliśmy przez chwilę o pisarzu SF Philipie K. Dicku, autorze książki, na której opiera się fabuła filmu _Przez ciemne zwierciadło_. Pamiętam, że wspomniałem tytuł jego powieści – _Radio Wolne Albemuth_, a Keanu wyjął komórkę i próbował wygooglać definicję słowa „albemuth”. To neologizm wymyślony przez autora – nazwa gwiazdy, która miała wysyłać mu wiadomości, tak więc jedynym, na co trafił Keanu, było słowo „albumen” – naukowa nazwa angielska białka jaja.
3. Keanu jako Keanu
Te wszystkie rozmowy dały mi dokładnie tę samą wiedzę, jaką posiadły tabuny innych dziennikarzy przeprowadzających wywiady z Keanu Reevesem – a mianowicie, że wywiady nie są najlepszym sposobem poznania aktora, co więcej – mogą wręcz przeszkadzać w jego zrozumieniu. Nadal sądzę, że niewiele wiem o Keanu Reevesie, ale mogę opowiedzieć o tym, co o nim sądzę.
Uważam, że jeśli Keanu ma cokolwiek do powiedzenia na temat siebie i swoich doświadczeń zarówno jako aktora, jak i człowieka – dawno to zrobił w swoich filmach.
Tym samym sądzę, że wszystkie produkcje, w jakich brał udział, są na swój sposób autobiograficzne – bez względu na to, czy takie były jego intencje i czy zdaje sobie z tego sprawę.
„Tym, co najważniejsze – napisał francuski reżyser Robert Bresson o aktorach grających w jego filmach – jest nie to, co mi pokazują, lecz to, co przede mną ukrywają; a przede wszystkim to, co mają w sobie, zupełnie tego nieświadomi”. Zdanie to pochodzi z książki _Notes sur le cinématographe_ (_Notatki o kinematografie_), wydanej w roku 1975 i niewspominającej, rzecz jasna, o Keanu Reevesie – podczas lektury ma się jednak wrażenie, że niemal na każdej stronie autor odnosi się do Keanu.
Myślę, że Keanu jest zawsze obecny w swoich filmach, nawet jeśli to niezamierzone.
Moim zdaniem oglądanie go na ekranie – zarówno w dobrych, jak i w kiepskich produkcjach, w filmach, do których wydaje się nie pasować, oraz w tych, które są interesujące wyłącznie ze względu na jego obecność – jest tak pociągające, ponieważ widz odnosi wrażenie, że Keanu, choć pochłonięty graniem swojej postaci, patrzy wprost na nas. Co więcej, patrzy na nas jako Keanu Reeves, świadomy, że wszyscy go widzimy, a on nie widzi nas. Zastanawia się, czy już do nas dotarło, że grana przez niego postać to znów po prostu Keanu Reeves, tyle że meandrujący pośród nowego zestawu pozorowanych okoliczności.
Krytycy kompletnie nierozumiejący, o co w tym chodzi, zarzucają mu, że w każdym filmie gra Keanu Reevesa. Po pierwsze, filmowy Keanu ma o wiele więcej wymiarów, niż im się wydaje – prezentuje sobą znacznie więcej możliwości niż tylko ekranowy stoicyzm i gitara powietrzna – potrafi pokazać wrażliwość, zimne okrucieństwo, ironię, a także czułość. Uważam, że ci krytycznie usposobieni recenzenci widzą problem tam, gdzie go nie ma. W każdym swoim filmie Keanu jest i jednocześnie nie jest Keanu Reevesem, tak samo jak David Bowie jest Davidem Bowiem nawet wtedy, gdy śpiewa w jakimś innym wcieleniu. Tak samo jak David Bowie jest i nie jest gościem w kosmicznej kapsule.
Z całą pewnością to efekt uboczny obejrzenia wszystkich filmów Keanu podczas kilkumiesięcznego zamknięcia w domu w czasie pandemii, ale obecnie traktuję je jako jedną długą produkcję o wiecznie wskrzeszanym protagoniście, który przemierza serię niepowiązanych ze sobą, szalenie odmiennych rzeczywistości.
Jestem przekonany, że Keanu Reeves to jeden z najbardziej wiarygodnych współczesnych aktorów – bo choć oglądając go na ekranie, trudno jest mi zapomnieć, że to Keanu grający w filmie, to jednak niemal zawsze wierzę, że sposób, w jaki reaguje w danej fikcyjnej sytuacji, odzwierciedla dokładnie sposób, w jaki poradziłby sobie z tą samą sytuacją w prawdziwym życiu.
„On zawsze próbuje sięgnąć prawdy – powiedział kiedyś John Coltrane o koledze z zespołu, saksofoniście Pharaoah Sandersie. – Stara się pozwolić, by prowadziła go jego duchowość”. A ja widzę to sięganie prawdy we wszystkim, co Keanu robi, nawet w tych filmach, które są mało przekonujące. Widzę dramat rozgrywający się na drugim planie – a mianowicie osobistą walkę Keanu o dotarcie do czegoś szczerego i prawdziwego pośród okoliczności pozostających poza jego kontrolą, począwszy od całej sztuczności przemysłu filmowego, aż po niską jakość konkretnych produkcji. W poszczególnych występach Keanu zauważam tu i ówdzie jakąś błędną decyzję czy gorsze zagranie, jednak całościowo jego role sprawiają wrażenie wyjątkowych, ambitnych, niekiedy skomplikowanych projektów artysty, który poprzysiągł sobie, że – pomimo przeciwności losu – dokona czegoś ważnego.
Niniejsza książka opowiada o oglądaniu filmów z Keanu Reevesem, a także o tym, jak Keanu się w nich odnajduje oraz co jeszcze możemy w nich zobaczyć – innymi słowy, spoglądamy na świat okiem Keanu jako artysty, gwiazdora i zwyczajnego człowieka. Jestem pewien, że ta książka nie spodoba się Keanu Reevesowi, ale z drugiej strony nie sądzę, żeby spodobała mu się jakakolwiek książka o nim samym. Zakładam, że więcej się do mnie nie odezwie, choć wątpię, żebyśmy kiedykolwiek mieli jeszcze raz ze sobą rozmawiać, nawet gdybym jej nie napisał.
Zasługuję na gorzej.1. Keanu Reeves – dzięki swojej obecności na ekranie – przydaje filmom znaczących treści, nawet jeśli w rzeczywistości ich tam po prostu nie ma
1
Keanu Reeves – dzięki swojej obecności na ekranie – przydaje filmom znaczących treści, nawet jeśli w rzeczywistości ich tam po prostu nie ma
W 2012 roku, w momencie, w którym nic specjalnego nie dzieje się w jego życiu zawodowym, Keanu Reeves bierze udział w filmie _Generacja hmm_ w reżyserii Marka L. Manna. Ma wtedy prawie pięćdziesiąt lat, choć grana przez niego postać obchodzi właśnie swoje czterdzieste urodziny. Bohater nazywa się John Wall⁵ – idealne imię, jeśli jedyną inspiracją dla jego autora jest puste pomieszczenie. Ale trzeba przyznać, że film sam w sobie jest jak puste pomieszczenie, które dopiero Keanu wypełnia swoim życiem.
John dzieli obskurne mieszkanko w Nowym Jorku z gościem, który jest zabawnie głupi i na tyle młody, że mógłby być jego synem. John zarabia na życie jako szofer i ochroniarz dwóch dziewczyn do towarzystwa, Mii i Violet, granych przez Bojanę Novakovic oraz Adelaide Clemens. Są nieznośne, ale jednocześnie to jego jedyne przyjaciółki. Któregoś dnia w ręce Johna trafia kamera wideo i tego samego wieczoru zaczyna on wypytywać Mię i Violet o ich życie. W tym momencie film niespodziewanie zaczyna celować w coś, co jednakże pozostaje poza jego zasięgiem – być może chodzi tu o napięcie towarzyszące _Seksowi, kłamstwom i kasetom wideo_ albo konfrontacyjną nieprzewidywalność _Dwóch dziewczyn i chłopaka_.
Fabuła _Generacji hmm_ rozpada się jednak w trakcie oglądania. To zdecydowanie nie jest jeden z najlepszych filmów Keanu. Ba, nie należy nawet do najlepszych z jego najgorszych produkcji. A jednak obejrzałem go kilkakrotnie, ponieważ dwa jego fragmenty są wprost znakomite.
Pierwszy z nich pojawia się na końcu każdego filmu – a konkretnie po jego zakończeniu. Co prawda usunięte sceny rzadko są puszczane w trakcie napisów, ale gdybyście dysponowali nagraniem Keanu nakłonionego do zaśpiewania _The Luckiest Guy on the Lower East Side_ zespołu Magnetic Fields tak monotonnym głosem, że monotonny głos wokalisty, Stephena Merrita, wydaje się przy tym pełen ekspresji, też nagięlibyście zasady i dołączyli nagranie do filmu.
Z sześćdziesięciu dziewięciu kawałków, które trafiły do albumu _69 Love Songs_ Magnetic Fields, _The Luckiest Guy…_ był największym „hitem” – to znaczy, za czasów prezydentury George’a W. Busha, można go było usłyszeć co najmniej cztery razy, gdy spędzało się wieczór w dowolnym dysponującym szafą grającą barze indie-rock na Brooklynie. Keanu śpiewa tę piosenkę tak, jakby nigdy wcześniej jej nie słyszał. Jakby niemal nie mógł uwierzyć, że jest prawdziwa. Z drugiej strony, nigdy nie wiadomo, co Keanu wie i zna, a o czym nigdy nie słyszał.
Drugim perfekcyjnym fragmentem jest coś w rodzaju filmu w filmie – kawałka przemyconego do produkcji, którą Mann próbuje zrealizować. To w przeważającej większości niema sekwencja, w której kamera towarzyszy Keanowi – nieogolonemu, skacowanemu, w niczym nieprzypominającemu jednego z największych szczęśliwców Manhattanu – który przemierza nowojorskie ulice w pogodny wiosenny dzień. Niejako w hołdzie słynnemu zdjęciu „smutnego” Keanu jedzącego kanapkę i rozmyślającego nad sensem życia, Mann filmuje aktora siedzącego przed piekarnią i zajadającego się ciastkiem, które kupił za ostatnie dwa wymięte banknoty jednodolarowe.
Przed oczami widzów rozgrywa się cały proces jedzenia ciastka, od pierwszego gryza, przez moment, w którym wyciera okruszki z ust dłonią, zamiast serwetki, aż po minę pełną obrzydzenia do samego siebie, która zachmurza jego oblicze, zanim jeszcze przełknie ostatni kęs.
A potem Keanu idzie dalej. Zagląda na wystawę lombardu, przygląda się macy okręcającej się na zmechanizowanym obrotowym talerzu w piekarni. Z ulic nie usunięto wcale przechodniów, widać więc reakcje mijanych ludzi, którzy odwracają się, jakby nie wierzyli własnym oczom: „Ja pierniczę, czy to był Keanu Reeves?”.
Cały film wydaje się niczym innym, jak tylko dokumentem o Keanu. Zupełnie jak gdyby Mann próbował nam przekazać, że istnieją wybitnie „kinogeniczne” osoby, do których należy Keanu Reeves. Gdy skierować na niego kamerę, cokolwiek się dzieje, przypomina film – nawet kiedy Keanu nalewa sobie kawę z automatu na stacji paliw albo wyciska ketchup na śniadanie w barze. Mann ma w tej kwestii całkowitą rację.
Te fragmenty _Generacji hmm_, w których Keanu nic szczególnego nie robi, mają bardziej filmowy charakter niż właściwe elementy fabuły. Często cytuje się Jean-Luca Godarda, który miał powiedzieć, że wszystko, czego potrzeba do zrobienia filmu, to dziewczyna i pistolet. W tym równaniu Keanu jest zarówno dziewczyną, jak i pistoletem.
Keanu wraca do swojego beznadziejnego mieszkania i kręci się bez większego celu. Karmi kota i śpiewa mu „_super cat, super cat_”. Otwiera coronę, zagląda do poczty. Słucha radia – przemówienia Baracka Obamy o gospodarce, reportażu na temat kryzysu kredytów mieszkaniowych wysokiego ryzyka. Mann filmuje Keanu wykonującego te prozaiczne czynności w podobny sposób, jak Andy Warhol nagrywał Empire State Building i mniej więcej z tego samego powodu: ikona zawsze budzi zainteresowanie, nawet jeśli nic nie robi, tylko sobie stoi.
Zanim ten film w obrębie _Generacji hmm_ dobiegnie końca, staje się filmem opowiadającym o tym, jak jest się nieustannie obserwowanym, oraz o fantazjowaniu, by przejąć kontrolę i uwolnić się spod wścibskiego oka kamery. Gdzieś na Lower East Side⁶ Keanu spotyka kobietę w kowbojskim kapeluszu z naręczem balonów. Idzie za nią do kortów tenisowych, na których mężczyzna z kamerą filmuje sporą grupkę osób w strojach kowbojskich ćwiczących z hula-hoopami. Keanu przygląda im się przez chwilę, a kiedy kamerzysta odkłada na moment swój sprzęt, wykorzystuje okazję, porywa kamerę i ucieka. Kowboje ruszają za nim w pościg, jednak Keanu przeskakuje przez bramki i odjeżdża metrem. Filmuje scenę, a tymczasem ktoś fotografuje go, jak biegnie, i ostatecznie zostaje uznane, że to zdjęcie Keanu, który ukradł aparat jakiemuś paparazzi, choć przecież wcale tak nie było.
Teraz to Keanu jest mężczyzną z kamerą. Filmuje wiewiórkę wspinającą się na drzewo w parku, odbicia w kałużach, wodę tryskającą z fontanny, nos złocistego labradora pomiędzy elementami ogrodzenia jego kojca. Keanu rzeczywiście sam nagrał te ujęcia, wobec czego w tym fragmencie _Generacji hmm_ przejmuje rolę reżysera i kamerzysty, a my patrzymy na świat oczami Keanu Reevesa.
Keanu nie odbiera telefonu od matki z życzeniami urodzinowymi, pozwala, by włączyła się automatyczna sekretarka. Za to spogląda w obiektyw kamery i mówi „cześć”, jakby rozmawiał z matką, jak gdyby kamera oraz widownia po jej drugiej stronie były siłami, przed którymi musi odpowiadać, jakby tylko te relacje miały jakiekolwiek znaczenie. W scenariuszu nie ma żadnego słowa więcej, tak jest lepiej. Czyściej.
Nieco później, w mieszkaniu Mii i Violet, Keanu będzie filmował nogi krzeseł, obrazy na ścianie oraz obie dziewczyny. Zupełnie jak gdyby próbował przekonać nas, Marka Manna oraz kinematografię, że istnieją piękniejsze i ważniejsze obiekty niż Keanu, a on sam nie ma w sobie niczego szczególnego czy interesującego. Oczywiście nikt, kto wytrwał w oglądaniu filmu do tego momentu, nie może się z tym zgodzić. Jedynym powodem, dla którego warto obejrzeć tę produkcję, jest Keanu. Ale to on ukradł kamerę, więc to on pokazuje nam to, co chce: nie samego siebie, lecz górne piętra budynków, ciemniejące niebo oraz księżyc.4. Młody, okrutny Keanu Reeves morduje Charlesa Bronsona
4
Młody, okrutny Keanu Reeves
morduje Charlesa Bronsona
W _Akcie zemsty_ z 1986 roku Charles Bronson jest agitatorem z kopalni węgla w Pensylwanii. Sprawił mnóstwo kłopotów szefowi związku zawodowego górników i dlatego w sylwestra do Clarksville przyjeżdża trzech mężczyzn, by zabić go w jego własnym łóżku. Jednym z trójki jest Keanu Reeves.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Michael Robbins – amerykański poeta, autor dwóch zbiorów wierszy.
2. Black Lives Matter – ang. „Czarne życie też się liczy”, ruch, którego celem jest walka z przemocą wobec osób czarnoskórych .
3. Kalief Browder – młody czarnoskóry Amerykanin, który po trzech latach bezprawnego przetrzymywania w areszcie po rzekomej kradzieży plecaka targnął się na swoje życie w 2015 r.
4. Sam Kinison – amerykański komik, który w czasie swoich występów zaczynał nagle głośno krzyczeć.
5. _Wall_ (ang.) – ściana.
6. Lower East Side – dzielnica Manhattanu w Nowym Jorku.
7. Thomas Kinkade – amerykański malarz światła z przełomu XX i XXI w.
8. Brązowa Gwiazda – odznaczenie Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych przyznawane za odwagę w obliczu nieprzyjaciela, bohaterstwo lub przykładną służbę.
9. Neil Young – kanadyjsko-amerykański gitarzysta, wokalista i kompozytor rockowy; Rick James – amerykański muzyk funky, kompozytor i autor tekstów; Joni Mitchell – kanadyjska wokalistka, laureatka dziewięciu nagród Grammy; Buffy Sainte-Marie – piosenkarka, kompozytorka, aktorka i działaczka społeczna wywodząca się spośród rdzennych mieszkańców Kanady; Gordon Lightfoot – kanadyjski gitarzysta i piosenkarz folkowy.
10. West Village – dzielnica nowojorska, część Manhattanu, pełna butików znanych projektantów, eleganckich restauracji i stylowych kamienic; East Village – dzielnica nowojorska, część Manhattanu, słynąca z koncertów, lokali muzycznych, modnych restauracji i – w ogóle – życia nocnego.
11. Gitanes – francuska marka papierosów.
12. Reddit AMA – serwis Reddit, w którym użytkownicy zadają pytania celebrytom.