- W empik go
Khanis - dzieje Hazana - ebook
Khanis - dzieje Hazana - ebook
Szesnastoletni Hazan prowadzi życie co prawda wypełnione ciężka pracą w gospodarstwie, jednak szczęśliwe i spokojne. Od kiedy pakty królewskie zakończyły wojny, nawet prości ludzie cieszą się obfitością plonów i dostatkiem. Gdy jednak wydaje się, że wszelkie troski zniknęły na zawsze, nadchodzi niespodziewany kataklizm, a Hazan odkrywa, że nie jest zwykłym chłopskim synem. Skąd pochodzi moc, która się w nim objawiła? Czyim wybrańcem jest młodzieniec i czy pomoże ocalić pogrążający się w chaosie świat?
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7564-597-2 |
Rozmiar pliku: | 1 016 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Teraz, gdy jest pakt królewski, chłopi już nie chodzą głodni, a nawet pojawia się perspektywa odłożenia trochę miedziaków. Otwiera się coraz więcej szkół w dużych miastach. Może rzeczywiście nastanie obecnie czas rozwoju. Ciekawe, jak świat będzie wyglądał za dziesięć, piętnaście lat. Może nie będzie trzeba tak tyrać.
– Dobra, chłopcy, trzeba wrócić do pracy, bo noc nas dogoni – stwierdził ojciec.
Niechętnie, ale niemalże natychmiastowo wszyscy wrócili do pracy. Dalsza część dnia była wyjątkowo nudna i długa, aż w końcu rozległ się dźwięk dzwonka, oznaczający koniec pracy. Wszyscy pospiesznie zebrali narzędzia i wrócili do domu, gdzie czekała na niech kolacja – zupa cebulowa, specjalność mamy. Po posiłku zaczęło się robić ciemno za oknem. W tym czasie noce nie były nazbyt długie. Wszyscy zmęczeni dniem i świadomi tego, co ich jutro czeka, jak najszybciej położyli się do łóżek.
– Cholera, ale wyją! Mam nadzieję, że szybko skończą – zaczął narzekać Mit.
Niedaleko w lesie mieszkają wilki i choć normalnie są spokojne, to dzisiaj wyjątkowo wrzeszczą. Może to dlatego, że niedługo powinna być pełnia. Tyle szczęścia, że wilki raczej boją się ognia i nie atakują zwierzyny hodowlanej. Nim zdążyli się wszyscy dobrze zdenerwować na hałas, usnęli ze zmęczenia.
– Jeszcze tylko dziś i jutro już niedziela, trochę odpoczniemy – stwierdził ojciec.
Z kuchni dobiegały rozmowy, które obudziły Hazana. Może powinienem jej powiedzieć, co czuję, ale jak to zrobić? – rozmyślał.
– A ty, leniu, jeszcze w łóżku! – zawołał poirytowany Fran. – Wstawaj z wyra i wynocha przygotować sierpy! Szybciej zaczniemy, szybciej skończymy – dodał.
Chłopak bez słowa wstał i poszedł do szopy.
Gdy dostanę miedziaki od ojca, to będę mógł zaprosić Madi do miasta. Jeśli się zgodzi, to wszystko jej powiem, postanowił.
Dzień był bardzo gorący i piękny, aż szkoda go marnować na pracę w polu. Sobota jest w tej wsi ostatnim dniem pracy w tygodniu. Niedziela to czas zarezerwowany na modlitwy w świątyni i odpoczynek. Wtedy rodziny mają też chwilę dla siebie i przyjaciół. Przeważnie towarzyszy temu wystawny obiad, szczególnie na wsi, gdzie każdy każdego zna.
Nagle Hazan usłyszał kroki. Przekonany, że to Madi, pełen nadziei odwrócił się z uśmiechem na ustach. To jej matka.
– Napij się, proszę, wody – powiedziała Zora i szybko poszła dalej. Była też ciemnej karnacji, jak Madi, natomiast miała ciemne włosy i zielone oczy. Była wysoka.
Skoro tutaj jest jej matka, to znaczy, że Madi jest po drugiej stronie pola. Wprawiło go to w złość, ponieważ był zazdrosny o Roba. Ten przystojny dwudziestoletni chłopak zawsze żartował sobie z dziewczyną. Same diabły oraz złe bogi wiedzą, co z nią robił.
Wściekły pracował szybciej, a i czas szybciej mu mijał. Zanim się obejrzał, Rola przyniosła jedzenie, a niedługo potem nastał wieczór.
Przy kolacji wszyscy jakoś dziwnie milczeli. Hazan czuł się jakby we śnie, jednak z powodu zmęczenia nie myślał o tym. Wilki były dzisiaj jeszcze głośniejsze, pomimo że księżyc nie osiągnął wciąż pełni. Łóżko było jakoś dziwnie wygodne, a powieki ciężkie.
Ogień wszędzie, wszystko dookoła płonie. Ojciec i matka leżą w kałuży krwi. Co się dzieje? Nasza wioska została zaatakowana, czy to gniew boży? Pomocy! Kto to woła? To Madi, coś ją goni. Coś jakby pies z ludzką twarzą, niezwykle szpetną, i kłami jak sierpy, muszę jej pomóc. Co? Dlaczego nie mogę się ruszyć? To coś zaraz ją dopadnie. Nie wiadomo skąd pojawił się tajemniczy stwór, wielki na co najmniej dziesięć stóp i szeroki jak stodoła. Ubrany w czarną zbroję i futro z niedźwiedzia. Na jego kolanach były czaszki, na głowie hełm z byczymi rogami, a do przedramion miał przyczepione niedźwiedzie pazury. W jego ręku błyszczał ogromny miecz z dziwnymi znakami. Oczy płonęły mu na czerwono. Nagle odwrócił się w moją stronę i powiedział: „Na co czekasz? Właśnie uwalniam cię od twoich słabości. Uciekaj! Odkryj, kim jesteś, znajdź moc i stań do wojny!”